5 dni do miłości
#Freechallenge losowa ilość słów, ship i słowa kluczowe. Ja teraz losowałam tylko słowa kluczowe.
ilość słów: brak minimalnej, ostateczna ilość słów (plus minus bo wszędzie pokazuje inaczej)
Ship: Banksy x Conrad
słowa kluczowe: Przestrzeń, Przyczepa, Bieda, Wróbel, Zebra, Sędzia
Czas pisania: 14dni ja pisałam to
Inni biorący udział:
BlackWolfSQ BlackQuert Nojixy_ Merci_Dark m_shirlej Hisilka 1-800-J0KER Pieknadamusi Yashiro_xXxX SziFunia Coffeuu Tosternia _I_Z_A_ Liliputek_xd Yukka_mikko Idikila Moon_azi 0kam_aaz CreatywnaSmerfetka
Miłego czytania i mam nadzieję, że się spodoba. Wszelkie komentarze mile widziane! Uwielbiam was😅❤
-----------------------------------------------------------
DZIEŃ 1
-Skończone!! - Krzyknął stawiając ostatnie kreski na jego nowym autorskim dziele sztuki. Kolory wyrażające emocje zawsze były dla niego lepsze niż słowa. Zdanie zmyślisz i przekręcisz. Nigdy nie będzie idealne, a barwa? Może wyblaknąć lub się zetrzeć ale nie zmieni znaczenia. Takie jakie sami mu nadamy takie będzie miało na zawsze dla nas. Niezależnie od miejsca gdzie się znajduje i czym jest, będzie wyjątkowa. Rysunkiem wyrażał siebie, emocje, myśli i pragnienia. Nigdy nie był dobry w rozmowach. Jąkał się, gubił, stresował, a co za tym idzie popadał w panikę chcąc zapaść się pod ziemię. Ile razy uciekł by następnie obwiniać się i płakać? Nie da się policzyć. Ogólnie kontakty między ludzkie były dla niego wyzwaniem. Dlatego też kochał noc. Czerń to jego ulubiony kolor. Jedyny w którym czuł się komfortowo. Wiadomo czasem ma dzień by ubrać coś jaśniejszego ale to rzadko. Gdy tylko zapada noc mógł się powłóczyć po mieście ulicami nie myśląc o niczym. Zlewał się cały z cieniami jak duch. Nie miał łatwo w życiu ale mimo to umiał się cieszyć każdą chwilą. Czerpał z każdej sekundy czy minuty garściami by na starość nie żałować. Jedyne czego było mu szkoda to tego jak był nieporadny w kwestii miłości. Skończył właśnie przepiękny mural. Przedstawiał dwójkę zakochanych. Łączył ich delikatny i tajemniczy pocałunek. Obaj policjanci. Starszy trzymał delikatnie biodra wyższego pochylając go w tył. Oczy mieli zamknięte, a mimo tego, że to tylko obraz robiło mu się gorąco. Pokazywał jak to jest kochać i zatracić się w tym. Niby zwykłe zlecenie, a jednak włożył w nie całe serce z resztą jak w każde podarowane mu zadanie. Wyraził obie postacie w delikatnie przymglonych barwach oraz gdzie nie gdzie tych mocnych i głębokich. Oddawały ich charaktery. Capela gasił zapał Xandera, a ten drugi dostawał mu radości i sens życia. Kto by pomyślał, że tak potoczą się ich relację. Czarno włosy przeczesał kosmyki zdejmując kaptur. Zrobił kilka kroków w tył by upewnić się, że wszystko mu pasuje w tym oto dziele. Sam nie wyobrażał sobie jak to jest być kochanym. Nigdy taki nie był. Zwykle zostawał zdany na siebie, a teraz tym bardziej. Rodzina została we Włoszech, a pomysł przeprowadzenia się tutaj wyśmiali i wygnali go wręcz z domu za zdradę ojczyzny. Zostawał znowu sam na kolejne pod rząd święta bożego narodzenia. Pamięta dzień w którym musiał uciekać bo plan bycia malarzem został uznany za niedorzeczny i bezwartościowy. Każdy widział w nim dziwoląga tym bardziej jak dodał do tego swoją orientacje bycia gejem. Za oszczędności kupił bilet w jedną stronę. Mieszka w tym mieście można uznać, że drugi rok. Przyleciał w wigilie, wynajął kawalerkę i tak został. Jedyne co go ratowało to dość dobra znajomość języka angielskiego. Przez ten czas raczej był wycofany. Zarabiał zamiatając ulice czy zbierając śmieci. Wszystko zmieniło się gdy poznał Erwina. Było to kilka miesięcy temu. Maksymalnie 5. Ten uznał go w tedy za żebraka. Jak to chłopak miał w zwyczaju podarował mu kilka tysięcy i wizytówkę z numerem. Za te pieniądze kupił pierwsze farby i zaczął ozdabiać ściany budynków w całym mieście kolorami. Było tu zbyt smętnie jak na niego. Sam siwowłosy zachwycał się dziełami starszego wiec od czasu do czasu prosi go, aż po dzień dzisiejszy, o jakiś obraz za warsztatem którego jest właścicielem. Płaci mu drobne tak zwane co łaska przez co sam mężczyzna może się utrzymać. Ledwo wiążę koniec z końcem nawet z takim zarobkiem. Do biedy przyzwyczaił się. Ukucnął przy stercie kolorowych puszek z farbą. Każda po kolei potrzasnął przez co dzwoniła bardziej lub mniej wyraźnie. Te które jeszcze nadawały się do użytku chował do torby, a puste wywalał na bok by wynieść je do śmieci. Tyle kolorów znowu się skończyło, a on nie ma kasy na nowe. Jeszcze czynsz. Tragedia. Zdjął maskę z filtrem wsuwając ją wraz z rękawiczkami i goglami w boczną kieszeń torby. Nosił zestaw ochronny dla swojego bezpieczeństwa. Opary z farb w sprayu były toksyczne w ogromnych ilościach. Zapisał zamek zarzucając pasek na ramię. Podniósł dość ciężki balast wstając na równe nogi. Powinien się już zmywać.
-Jezu jakie piękne Baksy jesteś cudowny! - Krzyknął Erwin wbiegająca na tył budynku. Lekko wystraszył czarnookiego przez co ten się wzdrygnął. Właściciel przyglądał się z szeroko otwartymi oczami na malunek jego duo jakie chciał. Speedo jakoś strasznie się o to spinał ale nie miał za dużo do gadania. Siwowłosy podszedł do starszego przytulając go mocno co ten niepewnie odwzajemnił. Jeszcze się nie przyzwyczaił, że taka bliskość w Zakszocie to norma. Czasami robili gorsze rzeczy ale o tym nikt wiedzieć nie musi. Głaskał czarnowłosego po czuprynie po chwili odsuwając się. Ten lekko speszony zaczął drapać się po karku odwracając wzrok. Nie chciał patrzeć na ten dumny i zachwycony uśmiech. Sam o sobie tak nie myślał, a co dopiero o swoich pracach.
-Oj to nic takiego - Mruknął cicho na co młodszy tylko wybuchł śmiechem mało się nie przewracając. Banksy nie rozumiał z czego ten się śmieje. Czarne oczka wbił w te złote które wręcz tryskały optymizmem. Był taki zawsze. Energiczny, nadpobudliwy, po prostu to ADHD ale czasami już dobrze szło mu panowanie nad sobą.
-Nic takiego? - Otarł łzy spowodowane śmiechem starając się uspokoić. Unormowali przyśpieszone serce oraz chaotyczny oddech. Brzuch go nawet zaczynał pobolewać. Z kieszeni wyciągnął telefon klikając coś na nim - Nawet nie pierdol mi tu głupot. Masz krypto portfel? - Spytał o coś co raczej było normalne bo każdy telefon to posiadał. Starszy wyjął swoje urządzenie z kieszeni zmieszany. Odpalił je i odblokował wchodząc w odpowiednią aplikacje. Stan konta wynosił zero. Nigdy nie interesował go taki sposób zarobku.
-No mam 3826 taki numer, a coś się stało? - Odparł przejęty jak zawsze. Bardzo łatwo się stresował i obwiniał za największe zło tego świata co nie powinno być normą. No cóż nikt nie był na tyle blisko jego serca by mu to uświadomić. On w sumie sam od pierwszego dnia tutaj oddał swoją dusze osobie która nawet raz go na oczy nie widziała. Pamięta jak wysiadł z pociągu w środku nocy. Była 22 gdy dotarł tu. Nikogo oprócz niego. Rozglądał się za jakimś miejscem do zatrzymania się. Nie dostrzegł nic oprócz plakatu wyborczego. Ten przykuł jego uwagę. Podszedł bliżej czytając wielkie hasło. NOWY SĘDZIA GŁÓWNY. WYBORY WYGRAŁ CONRAD GROSS. Przyglądał się tym oczom. Hazel to rzadko spotykany kolor. Wyglądał jakby wpatrywał się teraz tylko w niego. Sam czuł jak jego serce i brzuch dziwnie się zachowuje. Czyżby to były te słynne motylki? Młodszy przystojny i pewny siebie sędzia główny. Potem widział go kilka razy w telewizji czy to przechodząc obok DOJu. Nawet załatwiając papiery w środku brunet miał go gdzieś. Zawsze zapracowany i zajęty nigdy nawet nie spojrzał na niego, a ten zakochał się i nie umiał przestać. Jak nigdy serce waliło mu jak szalone. Te brązowe kosmyki i mocne rysy twarzy. Władcze ruchy przyprawiały go o dreszcze ale i tak nigdy nawet się nie przywitał. Bał się. Przeciez to normalne, że taki ktoś z wyższej sfery nie podzieli jego uczuć. W sumie czemu miał to robić? On jest tylko zwykłym biedakiem zmiatającym ulice lub rysującym coś po kątach wiecznie uciekającym przed policją. Tragedia. Czarne ślepka wbił w ten dziwny uśmiech młodszego na przeciwko. Niepokoił go. Stukał coś na telefonie, a potem go schował. Stanął obok czarno włosowego łapiąc jedną z jego dłoni. Palcem przesunął po ekranie odświeżając stan konta. 50CSH. Sam Banksy nigdy nie znał się na krypto walutach, a tym bardziej ich cenach. Nie miał pojęcia ile to pieniędzy.
-Teraz możesz to wypalać na konto. Wpisz tutaj swój numer konta w banku - Wskazał na puste pole palcem Erwin. Najczęściej z napadów kasę miał nie na koncie. Albo gotówką albo właśnie CSH. Nic innego nie wchodziło w grę. Jakoś teraz chciał zapłacić za taki piękny plakat więc taka większa kwota niż zwykle wydawała się rozsądna. Gdy tylko przelew poszedł on wyłączył starszemu tą aplikacje odpalając konto bankowe chłopaka. Na zielono widniał napis o przelewie 50k za CSH na co sam Banksy zadrżał. Nie widział takiej sumy już dawno na oczy. Rozszerzyły mu się źrenice robiąc się szkliste. Chciało mu się płakać ze szczęścia. Taka kwota teraz starczy mu na zapłątę za wynajem mieszkania i za nowe przybory do malowania. Cieszył się jak głupi co było widać po szerokim uśmiechu. Siwowłosy zarażony optymizmem odsunął się chcąc zawołać resztę by zobaczyła co teraz mają na ścianie.
-Ile?! Czemu, aż tyle? - Zapytał starszy na co, aż zaśmiał się sam właściciel budynku. Podszedł bliżej cofając się z życzliwym uśmiechem. Sądził że to co robi ten człowiek to istne dzieła sztuki które są wartę każdej ceny. W dodatku niedługo wigilia. Raptem 4 dni zostały. Zasługiwał na większą wypłatę niż zwykle. Patrzał w te zamglone przez stłumione łzy oczka niedowierzając w sumie. Dla niego taka kwota to całkiem nie dużo gdy dla starszego było to bogactwo. Wzruszył się sam. Głównie dla takich reakcji często dawał losowym ludziom odrobine gotówki - Nie trzeba było - Dodał ciszej mężczyzna. Naprawdę nie wiedział jak ma wyrazić to jak jest wdzięczny. To jest właśnie ten problem z uczuciami. Słowa nigdy nie oddawały tego co naprawdę miał w sobie. Uważał, że nie zasługiwał na takie dobre traktowanie. Byli inni bardziej potrzebujący.
-Trzeba trzeba tobie się należy. Robisz kawał dobrej roboty, a twoje graffiti są cudowne. Niedługo święta przydadzą ci się pieniądze. Widzie, że śpieszy ci się ja posprzątam - Wytłumaczył po krótce łapiąc za ramiona mężczyznę. Byli identycznego wzrostu co ułatwiało to. Obaj uśmiechnięci mimo, że należeli do dwóch różnych światów. Erwinowi nigdy nic nie brakowało gdy Baksy walczył co miesiąc o życie. Jeden stał po złej stronie barykady gdy drugi tylko obserwował i nie reagował. To nie jego wybory i nie jego życie. Nigdy nie wtrącał się w to o robił młodszy. Nie ingerował w jego los gdy sam ledwo radził sobie ze swoim.
-Jejku dziękuję ale ja muszę już lecieć. Zasiedziałem się tutaj jest dość późno - Zerknął na zegarek chowając telefon do kieszeni spodni. Uwielbiał siedzenie na dworze nocą ale bal się tak na warsztacie. Tyle ludzi tu przyjeżdża, a w dodatku on może się tu pojawić. To trochę niebezpieczne bo wiadomo, że mimo uczuć chłopak się bardzo boi jakiejkolwiek interakcji z Conradem. Poprawił włosy zakładając kaptur i poprawiając torbę. Mógłby dzisiaj się wcześniej położyć by jutro od rana popracować. Nie brzmiało to jak głupi pomysł - Pa Erwin Wesołych świąt - Pomachał nie wiedząc czy do wigilii jeszcze go zobaczymy. Rzecko każdy jego dzień szedł zgodnie z planami. W zależności od tego ile dostanie zleceń tak intensywny ma czas.
-Dziękuję jeszcze raz Banksy i wesołych świąt! - Pomachał mu idąc po resztę by zobaczyła to arcydzieło. Każdy z ekipy która już po chwili się tam pojawiła śmiał się oprócz Speedo. Obrażony stanął tyłem prychając dość głośno by na pewno każdy usłyszał. Powtarzał pod nosem, że tak nie wypada, że to jego kuzyn i jak mogą robić takie rzeczy, że będą mieli przerąbane. Nikt oczywiście nie uwierzył mu bo białowłosy uwielbiał dramatyzować. W dodatku miał to być prezent z okazji ogłoszenia związku Capeli i Xandera, a nie pośmiewisko.
Starszy powoli opuścił teren warsztatu podążając chodnikiem w kierunku domu. Kaptur naciągnął na głowę by czasem nikt nie rozpoznał jego wizerunku. Za sobą słyszał silnik. Ten silnik Porsche 911 GT3. Biegiem wyrwał do przodu znikając w uliczce dalej czując ten wzrok podążający za nim. Jak dobrze, że jego intuicja kazała mu się zmywać. Odetchnął z ulgą spokojniej idąc dalej. Całe miasto pogrążone w nocy i mroku to błogosławieństwo teraz. Tam gdzie on szedł nawet światło lamp nie dociera. Oddychał głęboko mroźnym powietrzem. Jednak była zima dość obficie ozdobiona w biały puch. Śnieg leżał wszędzie pięknie połyskując w dzień. Samemu czarno włosem w sumie nie było zimno. Spokojnie szedł chodnikiem w stronę chyba najbiedniejszej dzielnicy w całym mieście. Tam właśnie mieszkał. W obskurnej kawalerce na drugim piętrze. Obserwował ludzi w okolicy którzy jeszcze byli na dworze. Każdy smętny, cichy i wycofany jak on. Czasem żywo dyskutowali przez telefon, a czasem po prostu milczeli. Jedni w słuchawkach inni nucąc pod nosem melodyjkę męczącą ich myśli czy uszy. Nie panował na około czarnowłosego jakiś wielki harmider. Za późno by był tutaj jakiś wielki tłok. Po chwili dotarł do swojej klatki w jednym z czerwonych bloków. Wbiegł po schodach otrzepując głośnymi tupnięciami buty ze śniegu. Stanął na swoim piętrze przed lekko obdrapanymi jasnymi drzwiami. Nigdy ich nie lubił. Z torby wygrzebał klucze z małym breloczkiem czaszki. Otworzył powoli zamek wnikając do swojej małej klitki. To idealne określenie tego co nazywał domem. Zapalił światło by widzieć cokolwiek i nie wywalić się. Stał w przedpokoju który już sam znajdował się w kuchni. Odstawił obuwie na podkładkę, a na wieszak powiesił kurtkę. Poprawił bluzę i ruszył dalej. Oczywiście na boso bo jakże by inaczej. Zimne kafelki dawały siebie wyznaki bo były zimne. Jedyny plus był taki, że były ciemne przez co brud nie był na nich widoczny. Cała reszta armatury byłą podobna. Cztery szafki, dwie stojące i nad nimi wiszące w tej samej ilości, małą lodówka i kuchenka licząca raptem dwa palniki. Nic więcej nie było w pomieszczeniu zwanym kuchnią. Sama myśl jedzenia rozbawiała go. Nie chciał kolacji wystarczyło mu to jak opiekuńczo co chwile Erwin dokarmiał go czymś. Torbę rzucił na łóżko które zastępowało kanapę raptem metr od wejścia. Rozwalone bo nie chciało mu się go nigdy składać. Usiadł na jego brzegu biorąc na kolana laptopa. Tyle w sumie z jego lokum. Była jeszcze jasna łazienka ale tam nie było o czym mówić. W całej chacie było lekko ciemno przez stare żarówki, a brak ogrzewania powodował ziąb. Odpalił urządzenie wchodząc na swoje konto bankowe. Stary i nie duży laptop to jedyne co zabrał z domu oczywiście oprócz odrobiny ubrań które teraz składował w szafie obok. Nie posiadał tu nawet telewizora co raczej nie było minusem. I tak nie oglądał nic, a jak już to raczej na Internecie. Zwykle lubował się w muzyce. Wbijała w klimat i pobudzała kreatywność. Teraz niestety nie było czasu na relaks. Czas zapłacić rachunki. Z bólem serca przelał jednym kliknięciem 15k$ na konto tyrana od którego wynajmował to mieszkanie. To o wiele za wysoka cena jak za kawalerkę w najgorszej dzielnicy. Za tyle można wynająć 4 pokojowe mieszkanie w centrum. Nie krył się z tym, że dawał się wyzyskiwać. Facet silniejszy starszy jest homofobem i gdy tylko jakoś dowiedział się o orientacji Banksiego zaczął się jakby mścić. Podwyższał rachunki specjalnie z miesiąca na miesiąc. Robił problemy z jakimiś naprawami czy nawet remontem. Sam czarnowłosy był zbyt delikatny by się postawić. W DOJu nie lubili go, a na policji nie miał dowodów. Dawał siebie tak traktować w obawie o brak dachu nad głową. Był skazany na to. Gdziekolwiek by nie pytał nikt nie chciał się zgodzić na umowę z chłopakiem z obcego kraju mieszkającym tu raptem dwa lata i to bez żadnego stałego zarobku. Nie był zatrudniony ni jak bo w końcu malowanie murali było po części nie legalne. Sam tutaj utknął. Wzdychając położył się odpalając stronę sklepu plastycznego do którego ma blisko. Przeglądał z uśmiechem asortyment. Sporo mu brakowało po dzisiejszej wymagającej pracy. Tak więc do koszyka wrzucił to co go zainteresowało i zamówił z odbiorem na miejscu. Jak się okazało mógł jakby się pośpieszyć zrobić to jeszcze dzisiaj. Z uśmiechem zerwał się biegnąc po swoje rzeczy. Kątem oka spojrzał na skarbonkę stojącą w kuchni. Odkładał tam wszystkie oszczędności by spełnić swoje skryte marzenie. Nie duże ale WŁASNE mieszkanie. Dwu pokojowe wystarczyło by w zupełności. No brakuje mu jeszcze sporo ale wiara nigdy w nim nie umiera co dało się dostrzec od razu. Chociażby po tym, że przez cały czas był tak samo zakochany nawet na sekundę nie mając chęci by zrezygnować.
Conrad potrzebował szybką naprawę auta bo jak to on nie wyrobił zakrętu i lekko przerysował boczne drzwi z prawej strony. Zajeżdżał spokojnie by nie walnąć w stacje na ZSa. Kątem oka widział jakby ktoś uciekał co go zaciekawiło. Jak coś się tu dzieje to jeszcze ma zawsze czas uciec. Chociaż policji nigdzie nie było. Lekko zwolnił by przyjrzeć się dość podejrzanej osobie. Kaptur uniemożliwiał dokładną identyfikacje postaci ale powiewające dwa kosmyki długich czarnych włosów sugerowały, że to kobieta. Takie typowe lekko falowane ale z srebrnym połyskiem. Wyglądały jak wymysł każdej baby u fryzjera albo siwiznę tylko w tedy była by ona trochę mocniejsza. Teraz sam sędzia jakoś nie był tego pewien. Postura ciała, chód i wzrost odbiegał od standardów damskich jakie znał na co dzień i miał zaszczyt dotykać lub widywać. Chociaż zdążają się i te wyższe panie tylko, że rzadko która nie ma w ogóle wcięcia w tali i ma tak szerokie barki. No ale te glany takie wysokie niby pasują na obie płcie ale raczej kojarzą się z paniami. Krok tej osoby był taki bardzo sztywny ale też miał w sobie ciutkę delikatności i gracji. Ręce w kieszeni to raczej standardowa poza mężczyzn no ale na dworze było zimno wiec każdy tak chodził. Bieg też raczej nakierowywał bruneta na to, że to facet ale jego głowa wygenerowała więcej argumentów mówiących, że to jednak kobieta. Teraz się zaczął zastanawiać co go wzięło na rozmyślanie o obcej całkowicie osobie. Pewnie to nikt ważny. Wzruszył ramionami parkując w środku mechanika na jednym z miejsc naprawczych. Zawsze tętniące życiem miejsce teraz było puste. Dziwne. Brunet wysiadł z auta widzieć jedynie fioletowowłosą panią która z uśmiechem podbiegła do niego.
-Dzień dobry panie Conradzie naprawa? - Spytała obchodząc pojazd do okolą by zrobić wstępna diagnozę. Ta młoda zawsze miała w sobie tyle energii i siły, że to, aż szok. Nadawała się do tej pracy. Była bystra, uważna i szybko się uczyła. Same usterki odnajdywała w mgnieniu oka. Po stwierdzeniu, że do wymiany będą tylko jedne drzwi bo rysa jest zbyt głęboka na lakierowanie spojrzała na wyższego faceta. Potrzebowała odpowiedzi by siedzieć co ma zrobić.
-Dzień dobry Amy. Tak jasne - Odparł powoli zwiedzając sobie warsztat. Sióstr Barta znał dość dobrze. Zawsze miła i uczynna w porównaniu do brata, a teraz sama w tym wielkim budynku. Pustka i cisza to jedyne co mógł dostrzec. Teraz dopiero do niego dotarło jak potrzebuje takiego spokoju. Ciągle coś załatwiał, to rozprawy, to wezwania na komendę jako adwokat to dokumenty, ciągłe problemy coraz częściej go przerastały. Niestety sam się podjął takiego stanowiska to teraz miał za swoje. Westchnął gdy czuł jak zaciekawienie bierze nad nim górę. Złożył ręce za plecami stając dumnie obok dziewczyny która szukała odpowiedniego klucza w skrzynce. Znał każdego w mieście i wiedział kto go się bał i w jakim stopniu. Ta kobieta była z tych co żywiła do niego dość sporą nieufność więc tylko ta pozycja ciała wystarczy by powiedziała prawdę - Gdzie jest reszta osób? Zwykle tu jest tylu mechaników - Zapytał stwierdzać przy tym fakty. Spokojny ton lekko wystraszył młodsza przez co się wzdrygła patrząc na Conrada. Chwile musiała się namyśleć bo coś gadali, że idą po plakat ale pewna nie była. Okłamywać bruneta też nie chciała z obawy. Jakby nie patrzeć to on tu każdym władał. Miał informacje o najmniejszej tajemnicy każdego obywatela. Jeszcze te jego władcze postawy. Dodawały mu takiego majestatu i straszyły każdego kto tylko spojrzał.
-Są chyba na tyłach - Odparła lekko się wąchając. Nie chciała wkopać chłopaków ale tez wie, że prędzej czy później brunet sam by tam poszedł zajrzeć. Ten tylko pokiwał głowa w zrozumieniu i ruszył na wskazane miejsce z uśmiechem. Taka uległość każdego mu się bardzo podobała ale też czasami męczyła. Chciałby żyć czasami tak zwyczajnie, a nie, że wszyscy oceniają go przez pryzmat pracy. W głębi serca za warstwą lodu która była potrzebna na przesłuchaniach był bardzo czuły i potrzebował bardzo dużo miłości oraz uwagi na bark której cierpiał cały czas. Nie miał kto mu zapewnić chociaż tej najmniejszej pierdoły przez co to zimno tylko narastało. Przestawał odczuwać pozytywne emocje i stawał się coraz bardziej oschły albo miał dni całkowitego zdołowanie kiedy najchętniej siedział by i płakał. Teraz musiał się jednak skupić na pracy. Nie miał czasu na własne potrzeby, a bardziej potrzeby duszy i serca. Zastanawiał się czemu każdy miał być po drugiej stronie budynku. Powolnym krokiem przeczesał włosy i poprawił marynarkę. Już będąc blisko słyszał głośne śmiechy lecz gdy tylko banda zakszotu zobaczyła go nastała cisza. Każdy umilkł cofając się o dwa kroki w tył ze strachem wymalowanym na twarzy. Tylko sam Erwin stał w miejscu na przodzie niedaleko muralu. Jego warsztat on decyduje co może się pojawiać na ścianach, a co nie. Dobrze widział w tych oczach jaki niezadowolony jest Gross z widoku malunku bo jakby nie patrzeć łamał przepisy i normy społeczne. Mimo takiego wyrazu twarz w głębi duszy podobało mu się to. Było nietypowe i na czasie aktualnych wydarzeń. Znał prawo i, że to jest nielegalne ale zawsze fascynowało go ile różne osoby wkładają w takie dzieła pracy. W dodatku są na scaniach w całym mieście co pozwalało każdemu na nie spojrzeć i się zachwycać. Nigdy nie uważał by była potrzeba zakazywania tego i karania mandatami. Myślał o tym by dalej zaproponować pomysł o ustawie która zezwoli na takie wyrażanie siebie ale nie uznawał tego za jakoś bardzo konieczne, a w dodatku w radzie miasta byli bardzo zajęci.
-Dzień dobry Condziu - Przywitał się z uśmiechem jak zawsze tym przezwiskiem który tak denerwował starszego. Ten złapał się za głowę kiwając na boki niezadowolony. Zrezygnował już z tłumaczenia, że ma na imię Conrad. Oczy wbił w obraz. Capela i Xander w dość intymnej scenie ale bardzo subtelnej. Zakochani i przepełnieni namiętnością. To, aż niesamowite jak autor tego pięknie przedstawił uczucia i spowodował tym, że taka gorąca aura roznosiła się wokół obrazu. Zaskakujący talent. Pierwszy raz mógł się przyjrzeć jakiejkolwiek z ozdób z miasta. Zbyt zabiegany był by się wyspać, a co dopiero pomyśleć nad sensem i czymś ukrytym w malunkach.
-To tutaj jest nowe prawda? - Wskazał palcem na ścianę więc i Erwin zwrócił na nią wzrok. Serce jego szybciej zabiło bo nie chciał wkopać za bardzo przyjaciela. Pstryknął palcami przez co reszta rozbiegła się do swoich prac i zajęć. Jak zaczarowani słuchali się w ciemno. Przez wiele akcji współpracowali więc takie gesty stały się takim ich poniekąd tajnym kodem. Siwowłosy miał kamienną minę. Nie chciał ich tu bo jeszcze wydali by ich artystę którego on chciał chronić i trzymać w tajemnicy. Rozmawiał z nim i zna jego przeboje z policją. Ile mandatów za wandalizm dostał to, aż niemożliwe. Nawet raz jak był jeszcze adwokatem musiał iść na komendę i go wyciągać z wyroku który chcieli mu wlepić. Pamięta to błagalne spojrzenie, aż za bardzo. To miasto strasznie ograniczało robienie Banksiemu tego co kochał. Wyższy z lekkim zaskoczeniem patrzała jak jeden ruch młodszego działał na resztę chłopaków. Swoje nietypowe oczka wbił w niego oczekując odpowiedzi.
-Tak pojawiło się to dzisiaj w sumie skończone prawie godzinę temu - Uważał na słowa ale też nie kłamał. Sam do więzienia nie chciał. Obawa i lęk przed brunetem brała górę lecz ten jeszcze panował nad sobą tylko dla tego, że był na swoim terenie. Są niedługo święta i wypada przekazywać dobroć i miłość, a nie szerzyć nienawiść. Gross przeszedł na drugą stronę dzieła by przyjrzeć się z innej perspektywy. Choćby nie ważne jak się starał i tak to było w jego oczach piękne. Istne arcydzieło.
-A kto to namalował? - Spytał nie odrywając wzroku nawet na sekundę. Te kolory i kreska. Wszystko tu się ze sobą zgrywało. Delikatne kontury czy rysy twarzy pokazywały jak ktoś kto to stworzył czuł się pewnie i swobodnie. Nie działał pochopnie i wiedział co robi. Był pewny siebie. Sędzia znał się na obrazach i to dość dobrze. Umiał odróżnić kiedy coś jest narysowane od serca z zapałem i determinacją, a kiedy od niechcenia leniwie i na odwal się. To ewidentnie było to pierwsze. Ktoś włożył w to całego siebie. Złotooki stojąc z tylu dość mocno się zestresował, a jego mięśnie się spięły. Wiedział, że w końcu nadejdzie to niekomfortowe pytanie. Teraz miał zagwozdkę co ma odpowiedzieć. Nie może nagle uciec bo będzie to podejrzane. Nie chce wkopać przyjaciela w kolejne problemy jakby jego stan finansowy był małym. Gdy przelewał kasę zauważył, że czarno włosy nie miał nic. Raptem marne 253$.
-Taki jeden mój znajomy wiesz - Niby prawda ale lekko ominął mówienie z nazwiska lub imienia. Ro był sędzia główny. Nawet po imieniu dotarł by do niego i całych jego akt. Brunet kiwnął ze zrozumieniem głową lekko drapiąc się po brodzie z dalszym skupieniem na dziele które lustrował wzrokiem. Sam niższy powoli zaczął się wycofywać by się jakoś ulotnić w miarę sensownie. Widział w tych brązowych oczach chęć dowiedzenia się więcej i to o wiele więcej. Na pewno chce znać informacje które nie są dla niego i na nie, nie zasłużył. On pary z ust nie puści - Wiesz co ja muszę już lecieć chłopaki czekają pa - Powiedział w pospiechu odbiegając. Zostawił sędziego samego który jakoś podejrzliwie oglądał się za znikającym kryminalistą. Odetchnął kucając przy muralu dość blisko. Miał czas by samemu się na chwile wyciszyć od ciągłego zawirowania w pracy. Pierwszy raz nie miał za złe Erwinowi za to, że wystawił go dla znajomych. Wewnętrznie potrzebował samotności. Przyłożył rękę do miejsca gdzie były serca podobizn policjantów. Zimne co innego się w końcu spodziewał to tylko zwykła ściana i to w środku zimy na mrozie. Zaśmiał się sam z siebie. Usiadł na trawie mając gdzieś czy będzie miał mokre od śniegu ciuchy. Od dawna już robiło mu się zimno bo nią miał na sobie nic oprócz garnituru. Teraz spuścił wzrok w dół siadając po turecku. Jakby on chciał spotkać tą osobę przy której i jego lodowate serce zabije szybciej. Niestety to tylko marzenia bo każdego jego zawód odstraszał. Nie raz zadawał sobie pytanie czy ma w ogóle czas kochać i najczęściej odpowiedź brzmiała nie. Musiałby być z kimś kto tak samo jak on jest szurnięty pod względem pracoholizmu. Kto mógłby siedzieć z nim w biurze i po porostu być. Nie chodzi o bóg wie co. On chce po prostu kochać i być kochanym. Mieć dla kogo wracać do domu oraz móc zatopić się w kogoś ciepłych ramionach i znaleźć tam ukojenie. Potrzebował osoby która go wyciszy mogła by nawet milczeć ale żeby była obok. Wspierała i kochała czy to tak wiele?
-A kto wie czy za rogiem nie stoją anioł z bogiem? I warto mieć marzenia doczekać ich spełnienia. Kto wie czy za rogiem nie stoją anioł z bogiem? Nie obserwują zdarzeń i nie spełniają marzeń, a kto wie? - Śpiewał cicho by i to jego się spełniło w końcu. Zamknięte oczy i spokojny oddech wyciszały go bo znowu świadomość wiecznej samotności doprowadzała go do płaczu. Lubił muzykę mimo, że uzdolniony nie był. Często przy niej odpływał w krainę całkiem odrębną od tej która go otacza. Na chwile mógł uciec od rzeczywistości, pracy czy obowiązków. Wszyscy coś od niego chcieli mając gdzieś czy ma czas. Wręcz musiał mieć dla nich czas bo to jest jego obowiązek. Życia prywatnego nie posiadał, a w własnym domu był gościem. Nie miał tam żadnych ozdób czy nawet choinki. Nie obchodził świąt bo nie miał z kim. Nawet w wigilie z tego co już wie musi przyjść do pracy. Jedyne czego pilnował to by pracownicy nie musieli skończyć jak on. Każdemu w tym miesiącu dał dość sporą premię świąteczna ale dało to małe problemy. Zabrakło kasy na ozdobę DOJu z zewnątrz. No trudno w tym roku będzie trochę smętniej. Na szczęście cały hol w środku jak i każdy gabinet był pięknie wystrojony w zielone wieńce choinki czy lampi lub łańcuchy które przyczepami przyjechały do budynku jakieś 2 tygodnie temu. Podniósł wzrok ze swoich nóg na obraz ale teraz siedząc na ziemi dostrzegł jeden szczegół który wcześniej mu umknął. Lekko przymrużył oczy próbując dostrzec co tam pisze. Dłoń przyłożył do ściany przez co szybko została owiana zimnem betonu. Przybliżył się do krańca rysunku widząc podpis. BX tylko dwie literki pięknym kaligraficznym pismem. Lekko się uśmiechnął bo to mogło go doprowadzić do autora tego cuda. Dłonią przejechał z polowy muralu na ten mały szczegół tak ważny teraz w jego sprawie jaką chciał prowadzić. Jakoś coś mu mówiło by dotrzeć do osoby która to zrobiła i to jak najszybciej. Zaniepokojony otworzył szerzej oczy. Niby dalej był w tym samym miejscu na dworze w śniegu ale coś było nie tak. Gdy tylko jego palce dotknęły oznaczenia poczuł pod nimi dziwne ciepło. Lekko wystraszony zabrał rękę z szokiem. To ciągle ta sama ściana, a jednak w tym tylko miejscu wydawała mu się ciepła. Znowu dla testu położył palce na te magiczne znaczki. Kolejny raz gorąco które rozpływało się po jego całym ciele. Docierało do jego głowy czy też serca. To zaczęło niespodziewanie bić szybciej jakby zawładnięte czymś. Zaniepokojony otrząsnął się z transu. Zerwał się na równe nogi otrzepując spodnie ze śniegu. Miał je całe zimne i przemoczone na co westchnęła ale jakoś go to teraz nie obchodziło. Cała uwaga była teraz na tym dziwnym zjawisku jakie spotkał. Ręce mu się lekko trzęsły ale uważał, że to z zimna. Wsadził je do kieszeni marynarki i ruszył po swoje auto. Czuł się strasznie dziwnie. Nie wierzy w magie, ani żadne świąteczne cuda wiec to co przed chwilą miało miejsce uznał za urojenie przez niską temperaturę i jego nieodpowiedni ubiór. Szybko przemknął do środka ZSa by odjechać swoim autem ale niestety nie umknął uwadze innych na przykład Labo.
-Wszystko w porządku panie Conradzie? - Spytał zamaskowany z lekkim zmartwieniem. Nie widział nigdy sędziego w takim nie ładzie. Przemoczony z lekko roztrzepanymi włosami oraz oczami pełnymi niepokoju i smutku oraz czegoś dziwnego czego nie dało się określić tak od razu. Brunet lekko zażenowany tym ile osób teraz na niego patrzy otworzył swoje porsche i wsiadł do środka odpalając silnik.
-Nic się nie stało Micheal do widzenia - Zatrzasnął drzwi i w pospiechu odjechał, a bardziej uciekł. Nie rozumiał co w niego wystąpiło. Mknął ulicami do domu by się przebrać i wrócić do pracy. Nie może rozpraszać się jakimiś pierdołami. Każdy na warsztacie za to zastanawiał się co się w sumie właśnie stało. Niestety nikt nie znał odpowiedzi na to i tylko wzruszali ramionami.
Dzień 2
Banksy obudził się rano gdy tylko słońce zajrzało do jego mieszkania. Delikatne promienie zmusiły go do otwarcia zaspanych oczu. Mrugnął kilka razy by przyzwyczaić się do jasności i rękami starał się jakoś zasłonić światło. Nie wychodziło to więc niechętnie ziewając usiadł na brzegu łóżka. Wolał by jeszcze pospać bo nie łatwo przyszło mu zaśnięcie. Te farby, jeszcze się zagadał z miłą panią z obsługi, potem kolacja, zasnąć nie mógł. Dużo się tego zebrało. Zwłaszcza jeśli dodać do tego ciągłe myśli czy Conrad go widział, zauważył, a może olał. Tyle naraz. O wiele za dużo ostatnio myśli o rzeczach nie istotnych. Rozciągnął ręce na boki przez co echem od ścian odbiło się strzelanie jego kości. Po chwili podniósł się by iść jakoś się ogarnąć. Musiał wybrać ubrania zrobić makijaż i uczesać włosy. Przydało by się śniadanie zjeść chociaż jakieś lekkie. Z takimi planami już bardziej entuzjastycznie ruszył do swojej szafy. Ubrania w jednym stylu i kolorze. No prawie. Wybrał jak to zawsze on większe spodnie. Oczywiście jak na pogodę grubsze czarne z białymi łatami na kolanach oraz bluzę w kolorze brudnej czerwieni. Uwielbiał gdy było mu ciepło dlatego zwykle miał grubszy ubiór na sobie. Z przygotowanymi ciuchami nie marnując czasu wszedł do łazienki by załatwić swoje podstawowe potrzeby, lekko rozluźnić swoje ciało pod szybkim ale ciepłym prysznicem. Rozebrał się z piżamy i wszedł po zimnych jak lód kafelkach do kabiny. Odkręcił wodę ustawiając na tą najcieplejszą ale tu pojawił się problem. Nie leciała, ani nawet na sekundę choćby pokojowa temperatura. Ciarki przeszły po jego ciele, a ten westchnął. Nici z relaksu.
Conrad siedział wraz z swoimi pracownikami w biurze. Omawiali sobie jakiś sprawy osób poszukiwanych dla policji. Zbierali wyciągi z konta, ich stan czy zarobki jak i wydatki. Rzadko kiedy sędzia przebywa w części DOJu która należy do IRSu ale zdarza się na przykład w takich przypadkach. Jedną nogą podpierał się ziemi, a drugą miał podkurczoną tak by lekko siedzieć na biurku panny Scarlett Wilson szefowej tego wydziału w departamencie. Właśnie z nią spisywali potrzebne dane i drukowali papiery zostawiając na niech piękny czerwony podpis z pieczątką. Brunet przeglądał właśnie kolejną osobe gdy kątem oka zauważył jak dziewczyna nerwowo jakby wkurzona marszczy brwi na widok czegoś w swoim urządzeniu. Ten lekko ciekawsko zwrócił twarz na nią. Podejrzewał, że to coś innego niż policyjni gangsterzy. Miał racje niższa mając paranoje i chcą za wszelką cenę dobić finansowo jedną osobę pilnowała go. Przeglądała jego konto codziennie przynajmniej trzy razy i jak teraz dostrzegła umknęła jej jedna rzecz. Zauważyła coś co radowało jej serce by w końcu mieć pretekst by pozbyć się go z miasta. Deportacja za finanse jest możliwe tym bardziej, że ta osoba czystej kartoteki nie posiadała. To żeby ten facet zniknął stąd miało też dwa inne powody. Po pierwsze był obcokrajowcem który z niebywałą łatwością zdobył wizę i obywatelstwo, a nawet nie był nigdzie zatrudniony. Po drugie słyszała kiedyś jakieś plotki na warsztacie, że podobno ten jegomość czuje coś do sędziego. Nawet jeśli to nie prawda musiała mieć pewność. Nie mogła pozwolić na to samemu kręcąc się dość blisko bruneta. Nie chciała by te wychodzenie na kawę, spacerki czy jej zaloty zostały zaprzepaszczone. Chociaż w mężczyźnie nie czuła jakoś konkurencji w końcu była dość urodziwa i co najważniejsze młoda. Nie wiedziała nawet jak bardzo Conrad nie jest nią zainteresowany, a wszystko inne robił z grzeczność. Flirtów nawet nie dostrzegał bo nie chciał. Panna nie była kimś przy kim serce wyższego zabiło by szybciej. Kobieta nawet nie brała pod uwagę tego, że jej szef był bisexualny. Więc obie płci interesowały go i na obu lubił zawiesić oko.
-Co ty tam takiego widzisz? - Spytał Gross wracając znowu wzrokiem na ekran. Chciał swoją część wykonać jak najszybciej i móc wrócić do swojego ukochanego biura które czekało na niego ze swoim ciepłem i nastrojem. Kobieta poniosła głowę wyciągając telefon z kieszeni.
-Mam jednego takiego chłopaka co cały czas ma konto ze stanem max 1k, a nagle z krypto dostaje 50 k i robi wielkie zakupy w jakimś sklepie. Jeszcze ten przelew 15k z tytułem "za mieszkanie" ta bo mu jeszcze uwierzę. Widać, że nie legalne jakieś akcje robi. Zwykły kryminalista jak każdy w tym mieście. Coraz mniej tu porządnych ludzi. Masakra - Tłumaczyła na szybko z uśmieszkiem wedety ale też niewiniątka. Taka właśnie była. Jak taka typowa wiedźma w ludzkiej skórze. Sędzia lekko zdenerwował się takim nastawieniem. Nienawidził bezpodstawnego oskarżania mieszkańców nie znając ich historii dlatego często sam bywał na spotkaniach dłużników lub podejrzanych z IRSem. Teraz też postanowił wtrącić się dziewczynie mimo widocznego u niej skupieniu na szukaniu czegoś w telefonie. Dokładnie szukała numeru tego oto mężczyzny. Miała go zapisanego by samemu wysyłać wezwania i moc w nich uczestniczyć. Wiedziała, że inni pracownicy zwykle puszczali mu bokiem przewinienia jej wmawiając, że jest nie winny. Ona jednak była twarda i nie ugięta. Sądziła, że tamci dają się tylko na te słodkie oczka. Na nią te numery nie działają. Znalazła w końcu kontakt który tak potrzebowała podpisany KONKURENCJA DO WYJEBANIA.
-Nie oskarżaj go jak nie wiesz co się stało. Może gdzieś zapracował albo odkładał? Nie znasz jego historii. Napisz i zaproś na spotkanie w tedy się wszystko wyjaśni. Ja mam dużo do roboty wiec zobaczę czy przyjdę ale postaram się być - Upomniał kobietę z lekką złością. Ona jednak to olała. Prychnęła z pogarną mrucząc pod nosem "ta jasne". Zgrywała przed starszym te urocze oczka z delikatnym pazurek jak i flirtem wystukując w klawiaturze SMS.
-Właśnie to robię szefie. Właśnie to robię...
Banksy po zimnym i dość rozbudzającym prysznicu opuścił kabinę. Cały zmarznięty jak najszybciej owinął się ręcznikiem. Chciał w końcu choć raz wykąpać się w cieplej wodzie. Gdy wysuszył swoje ciało na tyle by łatwiej było ubrać na siebie coś wziął do ręki bluzę. Naciągał ją czując jak przyjemnie ogrzewa jego skórę. Z prędkością światła zabrał się za resztę odzienia. Tak więc po kilku minutach stał przed umywalką szukając czarnej kredki. Nią właśnie wykonywał swój makijaż czyli te kreski czy cienie które niektórzy uważali za przerażające. Kilka ruchów i skończone. Poprawił jeszcze swojego wąsa ale przeszkodził mu w tym cudownym humorze dźwięk telefonu. Rozmyślając kto to o co chce wyszedł z łazienki by go poszukać. Leżał na półce, a powiadomienie o wiadomości świeciło się z daleka. Wziął go do ręki i zaczął czytać jednak sama nazwa kontaktu PANNA SCARLETT SZEFOWA IRS pozbyła go uśmiechu. Cała treść dotyczyła niewyjaśnionych przychodów na konto. Było też ujęte, że jest wezwany na spotkanie i musi się stawić za max godzinę w DOJu. Chłopak czuł jak znowu ręce mu się trzęsą ze stresu. Przecież nic nie zrobił płacił wszystko w terminie i nigdy nie prosił o żadna pryczkę, a ten wydział ciągle go męczył. Przetarł rękami twarz kładąc się na łóżku. Miał dość. Nienawidził takich rozmów bo nie umiał rozsądnie się wytłumaczyć. Jak widać znowu przymusowo był na to skazany. Podniósł się niechętnie czując jaki popełnił błąd naraz przelewając taką kwotę pieniędzy od Erwina. Pewnie o to chodziło. Otworzył torbę w której uzupełnił brakujące po rysunku za ZSem kolory farb. Każda puszkę w ilości kilku sztuk miał w kartonie pod łóżkiem. Zwykle jak kupował to w większej ilości. Przy tym zawsze idealnie łapał się na zniżki. Ścisnął w dłoni pasek ciągnąć gotowy pakunek na korytarz. Nigdy nie wiadomo kiedy przyda się coś namalować choćby malutkiego do ozdoby. Nie zawsze robił coś za kasę. Ubrał swoje ulubione glany oraz grubszą kurtkę z futerkiem na kołnierzu jak i rękawach taką ala eskimos. Oczywiście czarną, z lekko brązowym puchem. Na nadgarstki zawiązał mocno skórzane opaski które zawsze ze sobą nosił oraz na dłonie naciągnął rękawiczki bez palców. Sprawdził czy ma wszystko czyli portfel, telefon oraz klucze. Zarzucił na ramię pakunek wychodząc pewnie z mieszkania. Zakluczył zamek na dwa razy zbiegając po schodach na dół. Miał nie wiele czasu tym bardziej jeśli chciał kupić coś jeszcze do zjedzenia bo w domu nie zdarzył. Prowadził dość zdrowy tryb życia dlatego nie jeździł windami czy jakimkolwiek transportem publicznym. Wybierał drogę na nogach by przy okazji ćwiczyć. Świeże powietrze jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Spożywał też 3 posiłki dziennie chociaż czasem wychodziło to średnio. Wcale za to nie uważał na to ile śpi. Czasami bywał 48 godzin bez odpoczynku, a czasem ciągiem przesypiał 12 godzin. Wyszedł na zewnątrz wdychając mroźny powiew. Wiaterek jaki panował na dworze wprawił go o dreszcze ale takie przyjemne otrzeźwiające. Był ubrany dość grubo więc nie bał się, że zmarznie. Starał się myśleć chodź odrobinę pozytywnie na głowę naciągając kaptur bluzy i ruszył do dobrze mu znanej piekarni. Była idealnie po drodze chociaż kawałek do przejścia miał. Przy okazji rozglądał się. Mnóstwo ludzi czy też aut jak to zawsze rano. Gwar bo jedni biegli do pracy spóźnieni, a inni niezbyt zadowoleni jak za kare włóczyli się do szkoły. Dzieciaki jak zawsze. Zaśmiał się widząc z daleka jasny świecący szyld ulubionego miejsca. Rozglądając się szybko przebiegł przez jezdnie w miejscu nie przeznaczonym do tego ale trudno. Już spokojniejszym krokiem otworzył drzwi dzwoniąc przy tym dźwięcznym dzwoneczkiem. To ciepło i zapach świeżego pieczywa otuliło jego ciało. Wziął głęboki wdech by swój nos zaspokoić tym czym uwielbiał. Zwrócił na siebie uwagę różowowłosej pani zza lady którą dobrze znał, a ona jego. Zamknął za sobą wejście zdejmując z głowy kaptur, przeczesując przy tym swoje długie czarne włosy. Szkło powoli opadło na miejsce blokując ulatywanie gorąca z wnętrza. W środku było przytulnie. Nie był to duży budynek z beżowym umeblowaniem oraz obecnie świątecznymi dodatkami.
-Dzień dobrzy panie Banksy! - Przywitała się entuzjastycznie z pięknym uśmiechem. Nie była ona jakoś wysoka. Szczupła z piękną figurą i walorami które na pewno przyciągały nie jednego mężczyznę. Ubrana obecnie w kremowy fartuszek pod którym miała koszule w kratę czerwono-czarną oraz trochę szersze czarne spodnie. Włosy upięte w dwie kiteczki które były bardzo pasujące do jej urody. Cerę miała bladą przez co zawsze róż na policzkach tak ładnie błyszczał.
-Dzień dobry pani Anastazjo! - Odparł z takim samym szczęściem w glosie. Uwielbiał dziewczynę. Mimo, że była dużo młodsza od niego dobrze się dogadywali. Rozmawiali na różnorakie tematy nawet te miłosne. Banksy wiedział, że ona jako ta damska część społeczeństwa wie więcej na ten temat. Podszedł do gabloty przeglądając ofertę śniadaniową różnych świeżych i ręcznie robionych kanapek. Czuł jak jego żołądek zaciska mu się domagając się czegoś do zjedzenia. Oj tutaj było dużo dobroci dla każdego.
-Co panu dzisiaj podać? - Spytała widząc ten wygłodniały wzrok co lekko ją rozbawiło. Miała bardzo uroczy i piskliwy śmiech. Oparła się dłońmi o ladę machając noga która miała w tyle. Nie pospieszała nigdy klientów co bardzo wszyscy u niej doceniali. Zawsze miła i życzliwa.
-Wie pani co poproszą tą z serkiem śmietankowym, szynką, sałatą i pomidorem. Muszę coś na szybko zjeść na śniadanie - Wskazał na bułkę z ciemnego pieczywa która wyglądała najlepiej. W dodatku z ziarnami i pestkami dyni. Czyli jak zawsze na zdrowo. Niższa kiwnęła głową obracając się po rękawiczki. Higienę w pracy ceniła sobie bardzo i to nie tylko dlatego, że sanepid mógł jej, a bardziej szefowi zrobić problemy. Po prostu czuła w tedy większy komfort z resztą tak samo jak klienci.
-A co to się stało, że pan się tak śpiesz? - Spytała wyjmując wybrany produkt i podchodząc do blatu za nią by mogła ją zapakować w papier. Sam chłopak lekko westchnął. Bardzo nie chciał tam iść i wiedzieć tej kobiety. Zawsze kończyło się to jego stresem i kolejnym załamaniem. Nie ważne jakby się starał ta jakby się na niego uwzięła i meczy go zawsze na siłę. Odwrócił wzrok w stronę choinki która żywa nadawała koloru na środku pomieszczenia. Pod nią leżały sztuczne ale zawsze prezenty. On sam zaczął rozmyślać o tym samym. Tylko, że tu był problem. Od kąt tutaj mieszka ma ciągle to jedno życzenie. Żeby brunet w końcu go zauważył.
-Znowu wezwali mnie do IRSu - Wyznał cicho znowu skupiając uwagę na dziewczynie. Ta ze współczuciem spojrzała na niego bo wiedziała, że nic dobrego z tego nie będzie. Kilka razy już mężczyzna opowiadał jej jakie ma problemy. Podziwiała go za ten ciągły uśmiech i optymizm mimo tego w jak złej sytuacji się znajdował. Był dla niej jak taki autorytet. Podała w jego ręce zapakowane pieczywo z uśmiechem wsparcia.
-Dobrym ludziom zawsze życie robi pod górkę. Widziałam pana plakat na ZSie jak byłam naprawić auto. Przepiękny - Odparła z uśmiechem nabijając cenę na kasę. Chłopak w jednej dłoni trzymał śniadanie, a drugą szukał już portfela. Uśmiechał się czując ciepło na sercu. Był skromny, a każda pochwała jego dzieła dawała mu chęci do tego, że robi dobrze i warto to rozwijać. Tak było i teraz. Kiedyś przesiedział z Anastazją kilka godzin gdy musiała wieczorem posprzątać lokal pokazywał jej kilka prac których akurat miał zdjęcia lub pobrał z ćwierka. Uwielbiał to jak młodsza z oczarowaniem przyglądała się każdej kresce czy kolorowi. Było widać jak uwielbia sztukę.
-Dziękuję. To ile płace? - Dopytał widząc jak czasu mu ubywa. Kobieta od razu kliknęła guzik na kasie który pewnie podliczał cenę. Tak też było bo na wyświetlaczu już po chwili wyświetliła się kolejność liczb.
-15$ - Odparła z entuzjazmem. Starszy kiwnął głowa wyciągając kartę na co ta sobie szybko przypomniała i małej drobnostce ale w sumie ważnej - Przepraszam terminal nie działa tylko gotówką - Odparła na co Banksy się wycofał. Zakłopotał się lekko chowając w bok portfela kartę i zerkając tam gdzie ma gotówkę. Nie posiadał tyle ile trzeba było. Miał tylko 10$. W pobliżu nigdzie nie było bankomatu, a nawet jeśli to nie miał czasu ganiać teraz. Zrobiło mu się ogromnie wstyd i głupio, że niepotrzebnie marnował cenny czas kobiecie. Spojrzał na nią oddając bułkę. Teraz będzie musiał obejść się smakiem i trochę przegłodować.
-Przepraszam nie mam tyle może innym razem - Spuścił wzrok w dół bo jakoś nie był w stanie spojrzeć dziewczynie w oczy. Było mu źle z tym i wstyd przez to jego policzki jak i cala twarz stała się lekko czerwona. Młodsza jednak nie przyjęła odmowy. Odepchnął z powrotem dłonie starszego kiwając głowa. Ten niezrozumiale spojrzał w jej jakże piękne zielone oczy. Takie uczynne i jaskrawe.
-To na koszt firmy. Pan mi tyle pomagał teraz mogę się odwdzięczyć - Znalazła czuły punkt w który trafiła idealnie. Ciężko mu było odmówić gdy ktoś mówił, że to w zamian jakiegoś jego czynu choć nie zawsze. Tak jak teraz. Walczył. Mówiła tak spokojnie i przekonywująco ale to nadal za mało dla czarnowłosego.
-Nie nie trzeba na prawdę - Znowu zaczynał się tłumaczyć z czegoś czego nie powinien. Uwielbiał pomagać każdemu samemu nie umiejąc przyjąć tej pomocy. Tak było i tym razem. Bardzo nie chciał by to dziewczyna płaciła za niego. Wiedział jakie ma miękkie serce i to, aż urocze. Zawsze życzył jej jak najlepiej i nie mógł powiedzieć na nią, ani jednego złego słowa.
-Nalegam. Bo się obrażę - Zaśmiała się cicho bo nie lubiła szantażować ludzi ale czuła, że teraz to jedyna metoda by dać na swoim. Tak jak myślała facet uległ. Ruszył do drzwi z wielkim uśmiechem.
-Nie trzeba było naprawdę jakoś się odwdzięczę - Odparł łapiąc za klamkę. Te czarne perełki jakie miał w oczach teraz wręcz iskrzyły się do dziewczyny która tak samo szeroko się uśmiechała. Nie mogła nigdy pojąć jakim cudem chłopak jest taki miły i uczynny, a życie rzuca mu takie kłody pod nogi. Ona by nigdy nie dała rady tyle razy się podnieść co on. W te święta życzyła mu by w końcu mógł chociaż chwilę spędzić z Conradem.
-Oj tam drobnostka, a teraz niech pan już leci bo się pan spóźni - Rękami poganiała go by nie narobił sobie czasem więcej kłopotów. Ten otrząsnął się przypominając sobie, że ma tylko 30 minut, a spory kawał drogi przed nim.
-Jasne jeszcze raz dziękuję i wesołych świąt! - Odparł posyłając Anastazji ciepły uśmiech i otwierając drzwi. Dłonią pomachał na poszarganie widząc jak ta robi to samo.
-Do widzenia i wesołych świąt - Odparła na pożegnanie nim tamten zniknął za szklanymi drzwiami. Znowu została sama. Ciało chłopaka znowu owiał ten przyjemny chłód. Uwielbiał go ale wiadomo co za dużo to nie zdrowo. Odpakował swoje śniadanie powoli wgryzając się w bułkę. Musiał przyznać ale jak zawsze nie zawiódł się na jakości. Było pyszne. Powoli szybszym krokiem zmierzał na DOJ. Rozumiał, że może mu zaszkodzić takie jedzenie w ruchu i pospiechu ale nie miał innego wyjścia. Spóźnienie tylko pogorszy jego sytuacje. Delikatnie zaczął poruszyć śnieg przez co musiał na głowę naciągnąć na nowo kaptur. Nie chciał mieć mokrych włosów bo zwykłe wyglądał potem jak owca. Po skończeniu posiłku wywalił papier do kosza po drodze zaczynając biec wręcz na miejsce. Zwolnił jednak na jednym zaułków. Pusta oddalona biała ściana. Wyglądała jak przestrzeń idealna na nowe arcydzieło. W głowie rozmyślał czym mógłby ją zapewnić. Nawet motyw jakiś świąteczny brzmiał ciekawie. Niestety teraz brakowało czasu na dalszy plan pracy. Opuścił uliczkę wychodząc na główną ulice. Z daleka widział już ostatnie pasy dzielące go od budynku który rysował się z daleka. Pół miasta musiał przebiec by tu dotrzeć i co jak co ale się zmęczył. Zatrzymał się przy brzegu chodnika klikając światło. Nie chciał narażać swojego życia. Gdy tylko czujnik wskazał pozwolenie paląc się na zielono ten przeszedł przez zebrę i stał już na placu departamentu. Szybszym krokiem wszedł do środka biorąc głęboki wdech na uspokojenie. Wszędzie było tak pięknie i zielono, a świerk pachniał z daleka jak oszalały. Taka cudowna świeżość. Na schodach wielkich z czerwonym dywanem stała cała oprawczyni tego zajścia. Czarnowłosy długo nie myśląc zdjął kaptur chcąc zabrać się za pozbycie się kurtki lecz przeszkodziła mu niższa kobieta, która tylko widząc jak zsuwa z ramienia torbę spojrzała na niego.
-Dzień dobry panie Banksy. Nie musi pan się rozbierać to nie potrwa długo. Według mnie nie ma za wiele co tłumaczyć. Zapraszam bliżej - Machnęła ręką chcąc go zachęcić lecz ten nie czuł tej przyjaznej atmosfery. Ten sztuczny uśmiech i jad w głosie, aż przyprawiał o ciarki. Widział jak oczami próbuje wypalić w nim dziurę. Jakby chciała by spłonął i nigdy więcej nie pojawiał się tutaj. Powolnym i strachliwym krokiem podszedł do oddalonej odnogi na schodach kierująca w lewą stronę od wejścia. Tam ona stała i teraz był tam i on.
-Dzień dobry panno Scarlett - Niepewnie przywitał się spuszczając głowę w dół. Bał się i to bardzo. Czuł się jakby zabił człowieka i teraz miał odpowiadać przed sądem. W nim w sumie teraz praktycznie był. Kobieta wyjęła tablet odpalając jego wyciągi z konta. Miała taki szeroki uśmiech. Mina sama mówiła, że milutka to nie będzie. Chciała w końcu się go pozbyć i to z premedytacją.
-Z tego co widzę ma pan niewyjaśniony przychód w wysokości 50 tysięcy wyjaśni mi go pan? I to z krypto walut - Przeszła od razu do konkretów nie owijając w bawełnę. Patrzała na niego z wyższością oraz dumą. Wyglądał teraz jak taki mały bezbronny dzieciak. W głowie próbował ułożyć sobie plan wydarzeń i tego co mówić ale brakowało mu słów. Stres brał górę. W tedy zawsze mówił po włosku. Nie chciał zrobić z siebie kretyna. Na i tak już dość sporego tutaj wychodził. Nerwowo bawił się palcami oraz sznurkami od opasek na rękach.
-To jest dokładnie... - Nie dała mu dokończyć kiedy w końcu miał coś powiedzieć. Głównie na tym opierały się jej metody. Zniszczyć pewność siebie oponenta by był coraz słabszy. Jego samoocena miała leżeć i się nie podnosić. Normalnie poza pracą tak nie robiła to wiadome ale jako urzędnik i to skarbowy musiała być twarda i surowa.
-Może zacznijmy od przelewu na 15k co to? - Spytała powoli spokojnie zerkając w tablet. Kontrolowała wszystko co mogła. Co jak co ale nie można jej było ująć tego, że naprawdę subtelnie, dokładnie i precyzyjnie wykonywała swoje obowiązki. Za to właśnie lubił ją Conrad. Za tą dokładność i punktualność. Jak potrzebował jakiś dokument był on u niego w ciągu 30 minut.
-To przelew za wynajem mieszkania może pani sprawdzić - Tego był akurat pewny jak nikt inny. W życiu nie dalby się wrobić w coś nie legalnego. Chyba, że nie dadzą mu się obronić. Tak niestety bywało często. Ludzie bywali podli, kobieta mruknęła coś pod nosem jakby kodując przekazane informacje. Z skupieniem głośno stukała coś paznokciami w tablecie. Upewniała się czy to nie kłamstwo. Jak się okazało mówił prawdę. W sumie jak zawsze. Nienawidził kłamać bez powodu, a ta panna i tak uważała go za oszusta. Podniosła wzrok by spojrzeć w tą zniecierpliwiona twarz. Jakoś zwykle bawił ją stres i ludzi jakich sprawdzała. Jej zawód wywoływał postrach mimo, że tylko minowała prawa
-Racja zgadza się, a skąd pan w ogóle wziął taką sumę pieniędzy skoro wcześniej pan był tak biedny? - Obrażała go prosto w twarz zaczynając swoją zabawę w najlepsze. Lustrowała postawę faceta jak poprawiał torbę na ramieniu. Do tego też mogła się przyczepić tak dla zabawy ale jakoś nie chciało jej się bawić. Sam Banksy starał się jakoś uspokoić. Nie miał nic do ukrycia ale też nienawidził się z czegokolwiek tłumaczyć.
-To są pieniądze za prace które dostałem od Erwina Knucklesa. Przelał mi w krypto bo inaczej nie miał. Może pani zadzwonić do niego i się przekonać - Niższa słysząc to nazwisko spięła się. Nie spodziewała się, że ten zwykły chłopaczek może mieć coś wspólnego z gangsterem i postrachem całego miasta. Sama bala się go. Jeden zły ruch, a mogła dostać kulkę za zaczepianie jego znajomych. Musiała teraz wymyśleć jakaś wymówkę i odczepkę albo zginie. Nie chciała stracić majestatu i pozycji jaką budowała od dawna. Czarnowłosy czuł jak lekko schodzi z niego ciśnienie jednak nie na długo.
-Myśli pan, że uwierzę w tak słaba wymówkę? Każdy może tak sobie powiedzieć. Nie będę zawracać głowy człowiekowi bo pan ma sobie taki kaprys. Lepiej żeby pan zaczął gadać prawdę. Okrada pan mieszkania pewnie co? - Postawiła wszystko na jedną kartę. Oskarżała go wskazując palcem wprost w jego serce by odczuł to. Ten przerażony w obronnym geście machał rękami jak i głową by zaprzeczyć. Lekko odchylił się w tył robiąc krok by się cofnąć. Chciał zwiększyć odstęp miedzy nimi bo jakoś czuł jak powietrze gęstnieje. No, a byli tylko na schodach w holu. Conrad wyszedł ze swojego biura by tak jak obiecał dołączyć do przesłuchania podobno jakiegoś gangstera. Już od swoich drzwi słyszał jakieś głośne rozmowy z holu. Dziwne, że nie poszli do gabinetu. Szedł powoli po schodach zatrzymując się w połowie. Widział swoją pracownice oraz jakiegoś mężczyznę. Kojarzył te włosy czy styl ubioru ale głos nieznajomy. Wyczuł obcokrajowca przez akcent który zmiękczał każde słowo lub niektóre litery. Jakoś dziwnie wydawało mu się to urocze. Pierwszy raz czuł coś takiego. Niepokoił go tylko ten strach. Za długo pracuje w tej branży by nie umieć czytać z ruchów ciała. Tylko lekko widział jego twarz ale spięty cały wydawał się od razu. Nie musiał nawet się przyglądać. Jakoś teraz postanowił nie podchodzić. Wolał poobserwować. Założył ręce na klatce piersiowej i wsłuchiwał się.
-Ja mówię prawdę przyrzekam - Teraz był gotów upaść na kolana. Złożył dłonie w geście modlitwy ale to nic nie dawało. Kobieta pozostawała nie ugięta. Zmarszczyła brwi dając dłonie na biodra. W jednej ręce trzymała ciągle tablet. Wyższy starał się jak mógł coś wymyśleć ale bez skutecznie. Miał pustkę w głowie.
-Tak tak, a ja umiem latać niech pan nie ściemnia to będzie mniejsza kara - Słysząc to zrobiło mu się nie dobrze. Nie miał jak odłożyć czegoś, a tu znowu jakieś grzywny. Zaczynało w nim zbierać się dużo emocji. Płacz był coraz bliższy.
-Ja nie kłamie! To jest za rysunek. Tylko i wyłącznie błagam niech pani mi uwierzy! - Starał się jak mógł. Głos mu się łamał przez co na twarzy niższej pojawiał się uśmiech. Uwielbiała najbardziej tych klientów którzy byli skorzy do płaczu i załamań. Conrad tymi słowami czuł jakby go nagle olśniło. Kojarzył tą osobe wczoraj z ZSa. To on uciekał myląc zmysły bruneta. To ta osoba musiała być autorem tego arcydzieła o którym nie chciał mówić Erwin. Teraz połączył kropki. Siwowłosy chciał go bronić by nie narobić mu problemów. Murale są nielegalne, a on był sędzią dlatego młodszy chłopak tak szybko uciekł by uniknąć tematu. Gross lekko wyprostował się czując nagły przypływ energii. Nie był pewny swojej teorii ale liczył, że to nie są tylko durne zbiegi okoliczności. Musiał się dowiedzieć czemu ten dziwny podpis palił go. Nigdy tak nie miał, a teraz męczyło go to całą noc.
-Nie wierze panu. Niestety będę musiała nałożyć na pana karę finansową w wysokości 40k - Tak zimna już dawno nie była. Wewnątrz radowała się jak dziecko. Wiedziała jaki aktualnie jest stan konta faceta i specjalnie zawyżyła karę. Grzywna musi go zaboleć na tyle by wrócił do siebie. Nie mógł zostać tu, ani minutę dłużej. Zagrażał planom kobiety. Banksy czuł jak dłonie mu się trzęsą. Nie miał pojęcia skąd wziąć pieniądze. No i to w takiej ilości.
-Błagam panią nie mam tyle - Zacisnął ręce razem znikając się. Ta jednak pozostawała nieugięta. Podniosła wyżej brodę i spojrzała tym wzrokiem żmii w te czarne szczenięce i zeszklone tęczówki. Taki biedny. Jej jednak go nie było szkoda.
-Nie interesuje mnie to jutro do godziny 12 ma pan przynieść całość w gotówce, a teraz żegnam - Wskazała na drzwi przez co ten musiał zrezygnować. Naciągnął kaptur na głowę i cicho szlochając wybiegł bez pożegnania z budynku. Conrad nie spodziewał się takiego pospiechu. Miał inne plany. Zbiegł schodami do dumnej i zadowolonej pracownicy.
-Kto to był? - Spytał na szybko licząc, że go jeszcze złapie. Ta zaskoczyła się taką reakcja i od razu domyśliła się co sędzia planuje. Nie chciała dać mu żadnych informacji by te plotki się nie sprawdziły chciał na to szansy nie było. Przecież brunet uwielbiał jej obecność jak i wygląd. Jej seksapil nie odtrącił jeszcze żadnego mężczyzny. Postawę zmieniła na tą milszą i jakże zmysłową. Oparła się placami o barierkę poprawiając włosy. Chciał by zapomniał o wcześniejszym jegomościu i całą uwagę przekierował na nią. On jednak się śpieszył i miał to gdzieś.
-Taki jeden kryminalista. Mówiłam ci o nim wcześniej dzisiaj - Nie mówiła jakoś szybko. Powoli i dokładnie jakby w slowmo. Byle by on nie zdążył go do gonić. Tylko, że brunet miał to gdzieś. Wnerwiała go ta cicho i ociężała sytuacja.
-Imię nazwisko coś? - Pośpieszał ją gestami ręką oraz tupiąc nogami. Głowę miał tam daleko pędząco za kosmykiem czarnych włosów. Pierwszy raz tak bardzo serce i głowa wręcz krzyczały by zaczął szukać coś na temat tej osoby. Informacje jakiekolwiek, dokładniejszy wygląd, zainteresowania, historie skąd tu jest i czemu żyje tak w cieniu. Pannie nie spodobało się to zniecierpliwienie i dociekliwość, ani trochę. Oburzona wywróciła oczami i zagryzła policzek od środka. Chciała się jakoś wylądować ale nie pokazując tego szefowi.
-A czy to ważne? - Zapytała niewinnie dając ręce wzdłuż ciała. Zatrzepotała rzęsami i pokazała piękne białe ząbki. Conrad tylko bardziej się wykurzył na takie zachowanie. Nie miał pojęcia co wstąpiło w tą kobietę bo nigdy tak nie robiła. W jej obowiązkach było przekazywanie informacji w jego dłonie, a nie zatajanie ich.
-Kurwa - Warknął cicho pod nosem ruszając pędem po schodach. Nie chciała się odzywać to teraz czas działać. Dowie się na własną rękę. Wybiegł tak jak stał w marynarce przed budynek. Stanął na środku placu rozglądajac się. Pustka. Był wściekły. Ciężko wypuścił powietrze z ust nosem robiąc mały dymek przez temperaturę. Nie widząc jak się wylądować przeszedł na trawnik. Wziął do ręki pierwszy lepszy mały kamyk rzucając go w losowym kierunku. Akurat wypadło na parking. Mały przedmiot odbił się oraz turlał przed siebie w nieznane. Brunet ciekawsko wzrokiem śledził jego trasę zauważając coś przy okazja. Poszukiwana postać właśnie znikała w zakamarkach ciemnej uliczki. W sumie w ostatniej chwili dostrzegł kaptur nim zniknął w cieniu. Bingo. Uradowany zaczął gnać ile sił w nogach by jakkolwiek dogonić i nie zgubić celu. Leciał na skróty na czujkę bo naprawdę nie miał pojęcia czy dalej tam zastanie chłopaka. Oby tak. Coś nim kierowało. W głosie miał myśl czy to nie ten duch świat którego zgubił w tym roku przez pracę. Banksy stanął zapłakany przed ścianą o której wcześniej rozmyślał. Już dawno torbę wywalił na ziemię, a na siebie przyodział zabezpieczające ubranie. W dłoni dzwonił już puszką farby. Czas by się wyżyć. Potrzebował chwili dla siebie. Nie rozumiał czym zawinił i zasłużył na takie traktowanie. Wyobraźnia miała ochotę na abstrakcję to ją dostanie. Takim sposobem na głowę założył słuchawki. Głośna muzyka rockowa odcięła go od świata. Tak zaczął stawiać pierwsze kreski. Brunet dobiegł w końcu z daleka słysząc takie charakterystyczne psiknięcia. Uspokoił swój oddech i po cichu począł zagłębiać się w pustkę i czerń ulicy. Widział tą osobę której szukał. Nucił coś pod nosem po prostu rysując. Chociaż w sumie on bardziej płynął. Stawiał każda kreskę z taką gracją jakby się wczuwał. Sędzia zrobił wielkie oczy widząc jak szybko z kolorowych plamek wyłaniał się piękny obraz. Każda barwa czy gest to było jak pochłaniający film. Nie mógł oderwać oczu. Jedyne czego mu brakowali to by spojrzeć w lica tak skrytej osoby. Chciał zobaczyć te oczy które na pewno wesoło spoglądają na swoją sztukę. No nie do końca tak było. Te czarne tęczówki były przymglone łzami. Nie płakał już. Zdołał ochłonąć ale nadal było mu żal. Na szczęście w końcu mógł się oderwać i zapomnieć co się dzieję w realiach życia. Tworzył i to się teraz liczyło. Robił to pośpiesznie bo obawiał się tego jak blisko DOJu był. Gross korzystał teraz by przyjrzeć się tej chodzącej zagadce. Postury był takiej zwyczajnej. Nie był nadmiernie umięśniony czy też wychudzony. Wzrost dość niski w sumie jak na faceta ale z genetyka nie wolno walczyć. Podobało mu się jakoś takie w ciszy po prostu obserwowanie. Nawet nie patrzał na mróz panujący do oka, że moknie od śniegu który powoli spadał z nieba na ziemie. Nic go nie interesowało. Banksy z pracą uporał się w godzinę. Ponad 60 minut sędzia śledził nawet nie powstawanie obrazu co ciało faceta. Jak się rozluźnia z każdą plamą farby czy dosłownie gładko rusza się pewnie do rytmu muzyki. Czarno włosy cofnął się odkładając puszkę dając znak światu, że to na tyle. Takie miało to być minimalistyczne ale dające klimat. Schował słuchawki mając wrażenie, że go ktoś obserwuje. Dopiero brak muzyki dał mu taki znak. Niepewnie odwrócił się widząc na sobie ten zauroczony wzrok Conrada. Rozszerzone ze zdziwienia powieki czy szeroki uśmiech. Taki piękny pod którym jego policzki płynęły. Musiał jednak na razie myśleć. To jest sędzia. Szybko złapał za pasek zarzucając na ramie balast. Oby nie zadzwonił po policje. W pospiechu zaczął uciekać ile sił w nogach co wybudziło bruneta z transu.
-Hej! Nie! czekaj! Proszę stój! - Krzyczał za nim rzucając się w pogoń ale to na nic. Ten jakby zatkał uszy. No może to nie on, a miłość. Obawiał się konfrontacji, a jeszcze bardziej, że wezwane tu są gliny. Nie chciał do więzienia. Miał już dość problemów z prawem. Pędził ile sił w nogach sprawnie przeciskając się przez uliczki. Momentalnie wlatywał w zakręty nie raz odbijając się od ścian. Kilka takich manewrów i jak za machnięciem magicznej różdżki rozpłynął się w mroku. Gross zdyszany odpuścił i postanowił wrócić na miejsce całego zajścia. Był zły ale też rozumiał obawę. Już na schodach wyczuwał jak niższy boi się ludzi, a teraz jak on go obserwował na nielegalnej rzeczy jeszcze bardziej się mógł go bać. Stanął spokojniej przed obrazem który był przepiękny. Mała wizualizacja lasu ze zwierzętami. Lis w owczym świątecznym sweterku skulony w kulkę spiąć i jeżyk który chodził po nim jakby chciał go obudzić. Obok wilk z czapką Mikołaja pilnujący wszystkiego i wszystkich. Na drzewie na tle księża chodził rudawo czarny kot. Fajna abstrakcja. Wszędzie śnieg prawie jak teraz w mieście. Sędzia znowu ukucnął przy podpisie kładąc na nim dłoń. Ciepłe i jakby szybko pulsujące. Ciekawe ale jakoś takie przyjemne. Chłód znikał gdy tylko dochodziło do tego zdarzenia. Miał uczucie jakby dotykał serca chłopaka. Musiało bić szybko jakby dalej biegł i uciekał chociaż nie wydawało się to jakby było przez wysiłek. Przymrużył oczy cicho się śmiejąc. Jak ta pogoda działa na niego, że ma takie urojenia.
-Co ty w sobie masz? - Spytał sam siebie wzdychając. Nie miał pojęcia ale wiedział że nie spocznie puki się nie dowie. Otworzył oczy wracając na ziemie i do dnia jaki panował na około. Tylko promienie nie dochodziły tutaj przez co dookoła panował mrok. Chciał wstać ale przeszkodziła mu jedna rzecz. W sumie zauważenie bardziej jednej rzeczy. Na śniegu leżała skórzana opaska. Było widać, że musiała się komuś odwiązać bo sznurek był mocno poluzowany. Tego kogoś miał na myśli uciekiniera. Było pewne, że to jego. Jeszcze ciepłe i w miarę suche. Zabrał przedmiot chowając do kieszeni. Ma pretekst by się z nim zobaczyć. Podniósł się by zrobić dość głupią czynność. Cofnął się wyciągając z kieszeni telefon. Ładnie wykalibrował obraz by wyszło idealne zdjęcie. Oparł się plecami o ścianę wchodząc na ćwierka.
-Hejka zna ktoś może autora murali w mieście? A może ty chłopacze chciałbyś się odezwać? Proszę o kontakt - Mówił ciągle na głos treść wiadomości. Posunął się do tego by wystawić fotografie wraz z tekstem na ten portal. Raz się żyje, a może akurat zadziała magia świat. Miał gdzieś czy policja się przyczepi, czy będzie miał problemy. Nie liczyło się nic. Schował telefon opadając głowa na ścianę i patrząc w słońce na niebie - Proszę... Chce cię zobaczyć jeszcze raz...
Dzień 3
Kolejny dzień Banksy zaczął dość wesoło. Udało mu się porozmawiać z zakszotem dzięki czemu ogarnęli dla niego 20 tysięcy. Resztę musiał dołożyć ze swoich ale był wdzięczny ich i to z całego serca. Jakoś przekonał ich, że porwanie panny Scarlett to nie jest dobre rozwiązanie. Obiecali niby się nie mścić ale jakoś i tak czuł kłopoty. Na spokojnie szedł spacerkiem znowu na departament. Ogarnął się specjalnie wcześniej by oddać pieniące jeszcze za śniadanie wczoraj. Z bólem serca kobieta wzięła od niego rekompensatę. Oczywiście nie obeszło się bez kłótni i obrażania się. Każdy normalny wie, że w takiej relacji to jest normalne. Chwila grymasów, a na końcu śmiech oraz przytulasy. Pogodzeni to najważniejsze. Teraz droga by oddać kolejny dług, a bardziej karę. Nucąc pod nosem jedna z piosenek bliskich jego sercu. Ti amo które z chęcią zaśpiewał by osobie która kradnie ciągle jego myśli, a teraz też prześladuje go. Cała drogę rozglądał się uważnie za zguba z wczoraj. Nie miał jednej z opasek przez co niekomfortowo rękaw opadał mu ciągle na dłoń. Jak kamień w wodę. Rozpłynęła się. Spojrzał w niebo szukając pozytywów ale zamiast tego dostrzegł klucz ptaków pięknie lecących na tle błękitu. Wpasowane jak z obrazka. Chłopak w imię lepszej jakości swoich prac studiował anatomie różnych zwierząt. W tym też takich latających. No niestety popisać się nie mógł z takiej odległości. Może to były wróble, a może kruki bądź wrony. Takie drobiazgi tylko interesują artystów. Ci mają inny pogląd na drobiazgi. Zamiast bukietu kwiatów wolał dostawać małe upominki bardziej symboliczne. Rysunki czy uśmiech albo wspólny czas. Kolejny raz w ciągu tygodnia stał przed DOJem. Niestety czemu nie mogło to być chodź raz pozytywne? Oby tylko nie spotkać sędziego. Głośno przełknął ślinę wąchając się. Tym razem nie miał ze sobą farb co oznaczało brak ucieczki. Cofnął się o krok by zrobić dwa w przód. Nie mógł tak ciągle unikać bruneta. To nie wykonalne. W głowie dopowiadał sobie mowy motywacyjne. Dasz radę. Szybko oddasz kasę i tyle. Nie ma go tam. Nie bój się. Przymknął powieki robiąc ten przełomowy krok. Jeden, drugi, trzeci. Wszedł do środka.
-Witam panie Banksy spóźnienie - Wytknęła mu od wejścia z uśmiechem kobieta. Stała oparta o ścianę na środku wielkich schodów. Sam mężczyzna znieruchomiał. Nie miał pojęcia, że wejście zajęło mu tyle czasu, że się spóźnił. 2 minuty. Fatalnie. Niepewnie już zażenowany podszedł bliżej - Ma pan pieniądze? - Spytała pewna swojego. Nie było szans by chłopak je zdobył w tak małym czasie. Jakie było jej zaskoczenia gdy ten z wnętrza kurtki bez słowa wyjął kopertę wypchana gotówką. Dłonie z paczką wyciągnął do niej z delikatnym miłym grymasem.
-Całość w gotówce tak jak było umówione - Odparł. Ta z szeroko otwartymi ustami zabrała agresywnie białe zawiniątko. Szybko zaczęła przeliczać banknoty. Ile by razy tego nie robiła wychodziła równa kwota która chciała zdobyć. Pokrzyżowało to jej plany i to niemiłosiernie. Oj tak być nie będzie. Nie była typem który szybko się poddawał. W głowie knuła kolejne metody by obejść to. Jej korzyść miała być na wierzchu. Odchrząknęła cicho poważniejąc. Z powrotem przybrała maskę żmii. Dumnie się wyprostowała dojąc dłonie za siebie.
-Ciekawe skąd wziął pan taką kwotę. Pewnie kradzione co? Myślał pan, że się nie nabiorę?! Nie jestem taka głupia wiem swoje i znam już te sztuczki - W tym momencie ręce opadły wyższemu. Już nawet nie tyle co się zestresował ale zaskoczył. Nie dowierzał jak podła osobą można być. Złość wzbierała w nim i to dość mocno. Kipiał cały ze złości co sygnalizował lekko czerwonawy kolor twarzy. Zgniótł ręce w pieści mając dość. Nie chciał być tak traktowany. Obawa i wrogość biły się ale szala goryczy już dawno się przelała.
-è ridicolo! To jest niedorzeczne! - Wrzasnął pretensjonalnie co zachwyciło kobietę. Nie był sobą. Słów normalnie mu brakowało, a pierwsze jakie przyniósł mu język to te włoskie. Na jego nieszczęście. Szybko dłonią przerażony zakrył usta. Cofnął się o kawałek machając głowa na znak protestu. Nie chciał być taki agresywny ale tak nim pokierowały emocje. Panna za to wydawała się jakby zniesmaczona takim zachowaniem. Zmarszczyła brwi podpierając się dłońmi o boki. Fuknęła nosem i spojrzała w te szczenięce czarne oczka. Grę czas zacząć.
-Nie rozumiem. Nie jesteśmy we Włoszech. To Los Santos. Co pan siebie wyobraża. Nie dość, że oszukuje pan urząd to jeszcze chce pan zgrywać osobę nie rozumiejąca tutejszego języka. Oburzające - Odrzuciła głowę w bok machając włosami. Takie pretensje miała w glosie jakby chodziło o zbrodnie narodową. Banksy czuł się dość mocno urażony. To był jawny atak na jego osobę jak i narodowość. Nie chciał być tak traktowany. Machnął ręką na znak, że nie zostawi tego tak. W głowie po chwili wyciszenia ułożył plan działania. Chciał się odezwać ale przeszkodziła mu w tym ręką jaką poczuł na ramieniu. Wzdrygnął się na taki gest lekko wystraszony. Ciało owiał dreszcze przyjemności i jakby spokoju. Nie rozumiał co się dzieję puki nie spojrzał kim jest nagły kolejny rozmówca.
-Panno Scarlett nie podoba mi się pani zachowanie. Każdego obywatela traktujemy tu z szacunkiem. Z tego co się doinformowałem te pieniądze są zdobyte w 100% legalnie i nie są potrzebne takie ostre słowa. Proszę teraz iść do swojego biura, a później będziemy musieli sobie to wyjaśnić - Ten pewny głos był taki przyjemny dla niższego. Dziewczynę za to on przeraził. Była wściekła. Kolejny raz coś szło nie po jej planach. Mruknęła pod nosem w pośpiechu znikając za rogiem swojego wydziału. Głośno tupała butami na obcasie, a jej westchnięcia odbijały się echem od ścian. Starszy chłopak niepewnie odwrócił się w stronę bohatera. Conrad z uśmiechem zerknął na niego zabierając swoją dłoń. Chciał zainterweniować, a przy okazji porozmawiać. To jedyna okazją by dorwać już nie takiego tajemniczego chłopaczka. BX męczyło go cała noc więc węszył. Szukał, błądził, aż znalazł jego kartotekę nie był taki święty ale rozumiał to widząc każdy mandat za to samo. Wandalizm zwany jego pracą czyli graffiti.
-Dziękuję - Speszony niski wyswobodził się z uścisku tego spojrzenia i zaczął zbiegać schodami w dół. Serce waliło mu jak szalone. Sam w sobie Gross jego bohater stał obok, dotykał go i mówił. Niemożliwe?, a jednak. W święta marzenia się spełniają. Spuścił głowę zaczynając biec do wyjścia. Milo było ale czas spadać zanim utonie. W kolorze hazelowych oczu czy pewności siebie. Tym razem jednak sędzia był na to gotowy. Przeczuwając ucieczkę porwał za nim. Mocno i stanowczo szarpnął go za nadgarstek przez co czarnowłosy był zmuszony się zatrzymać. Z różowawymi policzkami wbił niezbyt pewny jak i wystraszony wzork w te roztrzepane brązowe włosy. Ostre rysy twarzy. Idealnie wygoloną brodę. Jak z obrazka.
-Nie uciekaj mi - Odparł cicho i spokojnie. Czuł się jakby oswajał groźne i zabłąkane zwierzę. Z tym drugim to w sumie racja. Przerażony o konsekwencje sowiej głupoty po prostu się poddał. Ciepło ręki sędzi czuł jakby na całym ciele. Serce waliło jak młot z prędkością światła. Młodszy wyjął z kieszeni opaskę wystawiając ją na otwartej dłoni. Tutaj była zguba. Teraz nagle jasne stało się to jak się niby rozpłynęła. Wyższy tak samo powoli poluzował uścisk pokazując coś co zaskoczyło niższego. nadgarstek za który go złapał był tym bez tego jednego dotyku. Błądził wzrokiem miedzy twarzą faceta, a swoją kończyną i zguba. Po co mu to wszystko? Urzędnik ostrożnie zawiązał jego przedmiot na swoim miejscu z uśmiechem. Był ostrożny i czuły.
-J-ja wszystko w-wytłumaczę proszę p-pana przysięgam t-to nie t-tak - Szukał jakiś słów by cokolwiek wyjaśnić zanim padną oskarżenia. Był tego pewny. Przecież osoba ustalająca prawo nie przepuści mu przestępstwa. Tylko po co mu pomógł? Gubił się i jąkał z każdym kolejnym słowem. Przerwa i wdech wydech. Wyższy skończył wiązać sznurek tak by nie cisnął ale jednocześnie znowu nie spadł. Musiał być jak najdelikatniejszy. W czynach jak i w tym co mówi, uważa czy nawet myśli. Nie stracić szansy danej od losu, to było w jego głowie cały czas. Jakoś spodobało mu się takie nastawienie do życia faceta. Wiedział, że jako naprawdę utalentowany artysta widzi wszystko inaczej. To było piękne. W sumie jak on sam.
-Chce ci pomóc - Odparł jak gdyby nigdy nic. Puścił rękę chłopaka lekko się cofając. Chciał zobaczyć co zrobi. Komfort liczył się, a patrząc, że byli samo po środku holu dawało to dużą szanse na szczerość. Starszy jednak czuł podstęp. Nic nie mogło być tak piękne jak ta chwile ale nie chciał uciekać. Czuł się dobrze blisko bruneta. Tak jakby bezpiecznie mimo, że nie powinien. teraz to jego serce rządziło. Może nie całkiem bo mózg jeszcze walczył. Byle nie patrzeć w oczy.
-J-ja nie potrzebuje nic. D-daje sobie r-radę sam proszę p-pana - Stawiał się jeszcze nerwowo drapiąc swoje ramię. Głowę spuścił w dół pozwalając swoim włosom bezwładnie opadać. Ciężko przełknął ślinę bo bał się w głębi siebie i to potwornie. Wyglądał teraz jakby miał znowu 10 lat, a w szkole mu nie wyszło i dostał 1. Tłumaczył się mimo, że nie miał z czego. Po prostu chciał wyrzucić w końcu z siebie to jak się czuje ale nie miał przy kim. Conrad powoli zsunął kaptur z jego głowy czym spowodował przypływ rumieńców i mocniejsze speszenie się. Takie miękkie czarne kosmyki przepływały między jego palcami powodując dziwną satysfakcję. Nie czuł nigdy czegoś takiego. Jakby nie mógł przestać. Serce biło szybciej, a jemu było cieplej. Tak samo jak przy dotykaniu podpisu. Dokonał też tego by w końcu ich wzrok się spotkał. To dla obu był przełomowy moment.
-Widzę to po tobie Banksy, pójdziesz ze mną porozmawiać? Do biura samemu? - Pochłonięty helezową barwą kiwnął głową na tak. Jeszcze to jak wypowiadał jego imię. Całkiem go rozbroiło. Był już całkiem oddany w jego ręce. Przeczuwał, że tak się skończy. Miłość zawsze wgra w dodatku ten klimat. Wszędzie zapach lasu przez żywe roślinki, w dodatku to delikatne kolorowe światło.
-Sì Tak - Mruknął cicho tym swoim akcentem. Wyższy uśmiechnął się pierwszy ruszając by pokierować nowego gościa. Wiadomo, że trochę wypalił to spontanicznie ale w sumie też myślał wczoraj o tym. Chciał naprawdę pomóc od tego tutaj był. Pomagać nie krzywdzić. Powoli tym swoim dostojnym krokiem zagłębiał się w dalszych częściach budynku. Starszy podążał za nim niepewnie co kontrolował zerkając w tył. Teraz dopiero zrozumiał na co się zgodził. Czuł jakby wpadł właśnie w sidła zła. Obawiał się, że to tylko podstęp by go gdzieś zamknąć i wezwać policje o ile już nie jest wezwana. Gdy stali przed drzwiami pokoju nr. 4, a Conrad szukał usłyszeli gwizdanie. Typowe dla osób najczęściej facetów gdy zobaczą kogoś atrakcyjnego. Teraz robili to na widok czarnowłosego. Ten zrozumiał przekaz przez co czuł się z jednej strony doceniony, a z drugiej upokorzony. Nie miał pojęcia, że taka jest tu zasada gdy sędzię brał kogoś samemu na rozmowę w cztery oczy w jego biurze.
-Przestańcie chłopaki - Od kluczył drzwi wpuszczając przodem starszego co tym momentalnie wykonał. Brunet spiorunował wzrokiem wzdychając dwójkę stojącą kawałek dalej. Deto i Erbeoni tylko wybuchli śmiechem pokazując sędziemu, że trzymają kciuki i ma lecieć na całość. Ten zamknął oczy starając się na nich teraz nie drzeć. To jacy czasami byli głupi przerastało wszystko. Ich pomysły było bardzo niedorzeczne. Pokazał chłopakom środkowy palec i zniknął w swoim gabinecie. Powoli przeszedł do biurka nachylając się nad komputerem. Klikał bez słowa coś na klawiaturze. Banksy czujnie śledził to co robił bo nawet było w sumie tutaj przytulnie. Lekko uspokoiła go mniejsza przestrzeń ale nie stuprocentowo. Rozglądał się co widział kątem oka Gross. W sumie dobrze by zaznajomił się z tym miejscem.
-To coś się stało konkretnego proszę pana? - Zaczął dopytywać na razie starając się nie skupiać na towarzyszu. Byle znowu się nie speszyć. Nawet w sumie udało mu się lekko uśmiechnąć na widok obrazów ze ścian. Po stylu wykonania rozpoznał w nich te z czasów II wojny światowej. Bardzo piękne to trzeba zaznaczyć. Uwielbiał wszelką sztukę więc pozwolił sobie na podejście bliżej jednej ze ścian. Nie słyszał protestu.
-Widziałem twój mural za ZSem - Na te słowa zadławił się śliną zaczynając kaszleć. Odwrócił przerażony wzrok na sędziego który włączył drukarkę i wstawił coś do wydrukowania. Czując na plecach wzrok odwrócił się. Podszedł bliżej siadając na brzegu swojego biurka. Niższy był zbyt oszołomiony by cokolwiek powiedzieć. Nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa jakby ktoś zabrał mu je. Nie mógł uwierzyć, że chłopak, aż tam dotarł. Przecież to tylko bazgroły. Nic nadzwyczajnego. Młodszy odkrzyknął chcąc dać znać, że coś chce dopowiedzieć - Widziałem, że nie masz czystej kartoteki. Rozumiem to. Na szczęście są to same mandaty więc chce byś był moim asystentem - Baksy czuł jakby nagle było mu słabo. Powietrze stało się gęste. On nie nadawał się do takiej pracy ale jednocześnie pragnął jej. Być na codzień tak blisko młodszego. Wręcz u jego boku. Brzmiało jak szansa.
-CO? - To jedyne co był wstanie odpowiedzieć. Tam ten słysząc jak maszyna za nim przestaje pracować wrócił na ziemie idąc do biurka. Zabrał stamtąd nożyczki po czym w swoje dłonie zabrał jeszcze ciepłą kartkę i zaczął wycinać. Totalnie ignorował zaskoczenie ze strony gościa. Wydawało mu się normalne w końcu nie codziennie otrzymuje się takie propozycje.
-Dostaniesz dzięki mnie immunitet byś mógł dalej tworzyć naprawdę spodobało mi się to. Nie chcę byś był karany za sztukę. Na razie tylko tak mogę ci pomóc ale postaram się coś załatwić z górą by ogólnie graffiti było legalne w całym mieście - Wycinał jak gdyby nigdy nic coś z papieru. Czarnowłosy speszył się bo słysząc od niego pochwały naprawdę było mu miło. Spuścił wzrok na ziemie z delikatnym uśmieszkiem. Każda pozytywna uwaga była bardzo przyjemna. Zwłaszcza ta pozytywna. Uwielbiał słuchać uwag o swoich pracach bo miał oparcie w tym co może zmienić.
-Dziękuję - Odparł delikatnie się rumieniąc. Conrad zaśmiał się wkładając wycięty papier w plastikową plakietkę na szyję. Z tym gotowym identyfikatorem podszedł do chłopaka zakładając mu to na szyję. Jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Byli tak blisko, że ich ciepło mieszało się. Powietrze gęstniało, a obaj gubili się w swoich spojrzeniach. Tacy zauroczeni sobą nawzajem. Jakoś wyższego serce podpowiadało mu takie głupie rzeczy których nie mógł się oprzeć. Delikatnie złapał policzek starszego gładząc go. Gdy tylko zaczął zabierać zaraz większej czerwienie stawał się cieplejszy. To tylko kusiło go by robić śmielsze gesty. To była w końcu osoba której szukał. ta przy której serce zabije szybciej. Zakochał się w tym spojrzeniu. Niższy nie protestował, uciekał czy w ogóle myślał. po prostu trwał w miejscu rozpływając się pod tym jak ostrożnie i czule tutaj jest traktowany. Teraz jako asystent głównego sędziego.
-Jesteś uroczy - Wyszeptał dosłownie mrucząc. Tym niestety zniszczył atmosferę. Banksy wrócił na ziemie mrugając kilka razy. Nie miał pojęcia czy to była uwaga, flirt czy stwierdzenie. Zestresował się na takie wyznanie. Pierwszy raz doświadczył tego rodzaju tekstu w jego kierunku.
-J-ja... a... Ty... Ja... a... a... - Nie był w stanie się odezwać cofnął się o krok przerażony. Znowu wszystko niszczy. Emocje brały górę, a jemu chciało się płakać. Młodszy nie rozumiał co się dzieje i chciał zareagować ale nie zdążył. Tamten bez słowa wybiegł tak nagle. Uciekł z DOJu bardzo szybko zaczynając płakać. Kolejny raz przez głupotę zwalił taką szanse. Jest beznadziejny. Głupi. Głupi. GŁUPI.
-Coś ty mu zrobił? - Zapytał Erbeoni jeden z adwokatów podchodząc do szefa. Brunet stał oparty z założonymi rękami o futrynę swoich drzwi. Westchnął rozmarzony patrząc w dal. Nie miał pojęcia co się wydarzyło ale nie zamierzał zrezygnować z tego faceta. Nie gdy wiedział jak to jest się zakochać.
-Nic... ale on jest tak cholernie intrygujący...
Dzień 4
Ostatni dzień przed wigilią. Coraz bliżej święta co sygnalizowała wesołą muzyka dookoła oraz harmider wśród ludzi. Jedni jeździli do rodziny z daleka inni przyjeżdżali tu, a jeszcze kolejni po prostu szukali na ostatnią chwilę prezentów, czy karpia bo nie mają. Banksy za to miał to gdzieś. Czuł tego ducha świat bo nie bez powodu dzień wcześniej zdarzały się takie cuda. No ale mimo to sam nie miał zamiaru wyprawiać wielkiej wigilii. Po pierwsze nie miał z kim, po drugie nie miał pieniędzy. Pewnie jak w zeszłym roku cały ten czas poświeci na rysowanie lub spacerki nocne po mieście. To naprawdę jest przyjemne. Taki mrok, spokój i mróz. Ma swój klimat Obecnie dumnie i z uśmiechem na ustach szedł kolejny raz na DOJ. Tym razem z własnej woli. Bez przymusu czy wezwania lub prośby. Po prostu w domu przemyślał wiele spraw. Zrozumiał kilka rzeczy i chyba dojrzał. Chciał przeprosić. Jak nastolatek uciekał ciągle przed tym co naprawdę czuje. Teraz czas się postawić losowi. Wziąć życia w garść. Na szyi niósł plakietkę jaką dostał. Jego imię i nazwisko. Na dole SSN no i oczywiście pełnione stanowisko. Asystent sędziego Conrada Grossa. Piękne piękne. Brzmiało jeszcze lepiej wymawiane na głos. Wręcz w podskokach cały rozpromieniony wszedł do budynku. Bez słowa jakiegokolwiek od razu ruszył po schodach w górę. Nie musiał się tłumaczyć. Jako pracownik miał prawo na luzie poruszać się tutaj. Był taki pewny ale widok tych drzwi obecnego swojego szefa jakoś go onieśmieli. Podszedł bliżej z zamiarem zapukania bo wiedział, że jak będzie się wahał to nie polepszy swojej sytuacji. Wziął wdech ale zauważył, że pokój nie jest zamknięty. Lekko szczelina umożliwiała podsłuchanie tego co się działo w środku, a jeśli uszy go nie myliły Conrad nie był tam sam. Dwa glosy mieszały ale. Był to sędzia i wczoraj widziany Deto o ile dobrze jego imię pamiętał czarnowłosy. Kiedyś miał z nim styczność. Wydawał się bardzo przyjemny. Cofnął się o krok bo jeśli to coś ważnego nie chciał przeszkadzać. Oparł się o ścianę spokojnie słuchając ich rozmowy przy okazji wyczekując, aż nadejdzie jego kolej.
-Ludzie w całym mieście pytają się czemu DOJ wygląda tak smutnie. Nie będzie ozdób w tym roku? - W głosie miał jakby zawiedzenie i smutek. Gdzie by nie pojechał zasypywany był takowymi pytaniami. Męczyło go to i to dość srogo. W końcu postanowił poruszyć tą sprawę z osobą której to naprawdę dotyczyło. Brunet załamany siedział przy biurku trzymając się za głowę. Nie miał pojęcia skąd wziąć jakiekolwiek pieniądze. Nie może ich wyczarować czy nagle rozmnożyć. Chciał dobrze dla pracowników, a skrzywdził całe miasto. Było mu cholernie głupio. Przetarł twarz dłońmi chcąc się uspokoić.
-Naprawdę Deto nie mam pieniędzy. Wszystko poszło na premie dla was - Westchnął czyja ten współczujący wzrok na sobie. Tragedia. Podniósł lekko głowę i wyprostował się by, aż tak nie nadwyrężać kręgosłupa garbieniem się. I tak mocno cierpiał przez to jak dużo czasu mężczyzna spędzał siedząc w miejscu bez ruchu. Praca papierkowa naprawdę męczy organizm.
-No trudno i tak dla nas sporo robisz. No właśnie jutro wigilia masz jakieś plany? - Wypalił tak znikąd. Spojrzał na kalendarz na ścianie i jakoś mu się przypomniało wyższy położył się na krześle dając ręce za głowę. Wygodnie tak w sumie czasem wyprostować się tak mocniej. Zaśmiał się lekko na zadane pytanie bo było to ciekawe. Odkąd został wybrany głównym sędzia nie miał innych planów niż praca. Życia towarzyskie praktycznie nie posiadał. Czasami udawało mu się wyrwać na dzień czy dwa ale to rzadko. Spojrzał nadal rozbawiony na mężczyznę w kaszkiecie.
-A jak myślisz? Będę pracował - Wiadomo że nikt normalny nie marcuje w wigilie. To święto ale nie on. Traktował to jak całkowicie normalny dzień. Niczym się nie różnił. No może oprócz telefonów od znajomych z życzeniami. Przymknął lekko oczy myśląc czy jest coś co mogły sobie jutro nadrobić przy braku rozpraw. Jego pracownik za to był zdumiony. Podziwiał szefa za wytrwałość. Nie ważne jakie święto był pełen mocy do działania. Nie próżnował z tym. Chociaż z jednej strony było mu go za. Bez rodziny sam tutaj. Miał jedynie pracowników czy znajomych. Nikogo innego bliskiego nie posiadał.
-O której zaczynasz? - Pytał tak orientacyjnie w głowie zarodził mu się mały plan. Conrad wstał i podszedł do zeszytu jaki zawsze otwarty miał na półce. Robił sobie tam różne notatki ważnych spraw czy wydarzeń. Wodził po papierze palcem lekko zamyślony
-Erbeoni ma sprawę jutro ale nie musze na niej być to w sumie może jakoś 12 - Podał godzinę orientacyjna nawet jej świadomy tego jak osoba za drzwiami notuje każde słowo. Było mu szkoda chłopaka za takie ciężki dzień wigilii, a jednocześnie poczuł nagły przypływ energii. Plan życia narodził się w jego głowie.
-To wiesz co bo ja jadę wcześnie do rodziny i obiecałem Erbeoniemu, że go podwiozę nie chcesz jechać z nami? - Spytał na co sędzia się rozpromienił. Uwielbiał tą dwójkę i bardzo spodobał mu się pomysł wspólnej chociaż odrobiny czasu.
-Jasne... - Więcej Banksy nie słyszał bo dobiegł z stamtąd. Wpadł na cudowny pomysł. Ile by sobie nie wmawiał proste jest, że jedno spojrzenie w te oczy Conrada i znowu nie będzie umiał nic powiedzieć. Z przeprosin i jakiegoś podziękowania wyszło by jąkanie się. Bez sensu. Leciał do domu po potrzebne materiały. Jutro czeka go pracowity dzień.
Dzień 5
Dzień wigilii charakteryzuje się tym, że ludzie jak powaleni latają by zdarzyć wszędzie. Ciekawe w sumie jak bardzo są zapatrzeni w siebie, że nawet nie zauważają co się dzieję dookoła. Idealna szansa dla tych którzy planują większe akcje. Tak jak Banksy który aktualnie stał przed budynkiem kolejny raz DOJu. 6 rano czas pracy. Na niebie było jeszcze ciemno ale to dobrze. Im wcześniej zacznie tym lepiej to się skończy. W nocy ogarnął wszystkie drabiny na całym budynku rozrysowując sobie na czterech kartkach plan. Jedynie Conrad nie miał pieniędzy by ozdobić świątecznie budynek to on to zrobi. Całe oszczędności na mieszkanie wydal na farby. Specjalnie wziął więcej obawiając się, że coś zabraknie. Wziął głęboki wdech postanawiając zacząć od tyłu. Ze sobą miał też drabinę gdyby nie sięgał gdzieś. Jakby nie patrzeć wysoki jakoś bardzo on nie był. Na uszy założył słuchawki odpalając kilku godzinną pyliste ulubionej muzyki rokowej i havy metalu. Pojawiają tam też się spokojniejsze zagraniczne kawałki ale raczej lubował się w ciężkiej muzyce. Pogłośnił na maxa i podszedł bliżej. Zabawę czas zacząć. Miał teoretycznie sześć godzin ale to mało. Naprawdę jak dla artysty to bardzo mało. Tym bardziej jak miał ogarnąć cały budynek. Przez obawę tego, że jednak się nie wyrobi stworzył mniej ambitny projekt. Zwykle łańcuchy które mają niby oplatać cały budynek z kilkoma reniferami z przodu. No i wiadomo na największej ścianie nad wejściem będzie podobizna mikołaja Grossa. Chciał jak najdokładniej odwzorować go więc z mniej istotnymi rzeczami streszczał się. Puszka za puszką kończyła się, a on czuł jakby płynął. To pierwszy jego taki wielki projekt jakiego się podjął. O dziwo miał w tym co robił wielki komfort i swobodę. Nie miał jakiś oporów czy zawierzeń. Może tez dlatego, że z tylu głowy cięgle miał to dla kogo to robi i po co. To miała być rekompensata. Ogarnął boki, tył jak i dodatkową część u góry. Została do zrobienia tylko podobizna. Zerknął na zegarek. Dziewiąta trzydzieści. Ma jeszcze od groma czasu. Zadowoliło go to bo taka bieganina trochę odebrała mu siły. Ustawił sobie drabinę powoli wchodząc na jej szczyt. Stanął sobie bezpiecznie i wygodnie zaczynając swoją prace. Jeśli skończy wcześnie to znaczy, że będzie mógł na spokojnie posprzątać i się stąd ulotnić przed wścibskim wzrokiem. Kończył z dumą swoje arcydzieło. Ukucnął z uśmieszkiem palcem poprawiając brązowe włosy. Gładził je jakby były tymi prawdziwymi. Na zegarku wybiła jedenasta co było niezbyt dobre dla chłopaka. Słyszał on tylko kawałek rozmowy. Jasne sędzia miał przyjechać o dwunastej ale przed ugadaniem się z chłopakami. Po debacie stwierdzili, że przyjadą na właśnie wcześniejszą godzinę bo Erbeoni musiał się przygotować by pojechać na więzienie na rozprawę. Podjechali autem na parking po drodze zabierając jeszcze kota ich wszystkich. Brunet był zapatrzony w telefon, a resztę zatkało na widok ich miejsca pracy.
-O kurwa - Wyrwał adwokat czym zwrócił uwagę młodszego. Podniósł wzrok znad komórki i rozszerzył powieki. Wszystko wyglądało przepięknie i wręcz bajecznie. Kolory i cienie dawały efekt jakby to naprawdę było 3D. Każdy z nich wysiadł z auta nie wiedząc co ma powiedzieć. Mulat oparł się o drzwi zerkając na szefa. Myślał, że to jego sprawka ale widząc tak samo zaskoczona minę zwątpił. Deto otworzył usta ze szokiem wymalowanym na twarzy.
-O chuj - Wydusił tylko tyle z siebie biegnąc w kierunku wejścia zrobił to tak cicho, że nawet Baksy go nie usłyszał. Ten podejrzewał, że to jego sprawka ale nie uwierzył puki nie zobaczył. Teraz mógł znowu zobaczyć go w swoim żywiole. Ze dbałością i starannością dorysowywał pojedyncze kosmyki włosów na obrazie. W sumie bardziej dokończał. Czuł się jakby mógł naprawdę ich dotknąć jedyne co wnerwiła go lekko i nie pozwało wałkiem dać się ponieść to muzyka. Playlista się skończyła i przeskoczyła na pierwszą lepszą popową składankę. Nie lubił tego rodzaju ale jakoś przed chwilą wpadło coś przyjemnego. Czuł się jakby to było o nim przez co sam się uśmiechnął.
-Podaruje ci w prezencie. Podaruje moje serce. Najpiękniejszym mym prezentem. Będzie wierne czułe serce - Śpiewał nie kontrolując tego dość głośno ale nie fałszował. Jakoś pasowała mu to teraz do klimatu. W sumie jakby miał dać brunetowi jakiś prezent to jedyne co może zaoferować to swoją nieprzemijalną miłość. Conrad stał nie mogąc się nacieszyć tym co sprezentował mu jego asystent. Jeszcze słysząc tą piosenkę i jak pieczołowicie pracuje nas jego portretem całkiem się rozpływał.
-Jak ty pięknie śpiewasz - Lekko krzyknął to by starszy usłyszał. Ten głos wystraszył się upuszczając puszkę na ziemie. Ta z hukiem walnęła o metal szczebelek i zaczęła lecieć na dół. co wytrąciło chłopaka z koncentracji
-AAAA... - Wcześniej stał na nogach ale teraz jakoś stracił równowagę. Nie spodziewał się takiego nagłego powrotu mężczyzny. Drabina została prosto ale ona zaczął lecieć w dół. Wystraszony piszczał strasząc sędziego i to niemiłosiernie. Miał wrażenie jakby świat się zatrzymał, a serce przestało mu bić.
-Banksy! - Ten wydarł do niego pędem w ostatniej chwili łapiąc go w swoje ramiona. Nie upadł i nic mu nie było oprócz strachu - Nic ci nie jest? - Spytał przejęty powoli stawiając mężczyznę na nogi które od nadmiaru adrenaliny lekko się chwiały. Miał je jakby z waty. Czuł ten opiekuńczy dotyk na swoim ciele ale chwile nie kontaktował z rzeczywistością. Serce waliło mu jak młot, a policzki zapłonęły czerwienią. Powoli zdjął maskę i gogle wywalając gdzieś na bok. W tedy dopiero starszy mógł dostrzec te ukochane czarne ślepka. Teraz takie zabłąkane i przerażone.
-Nie... Nic mi nie jest - Odparł powoli uspokajając swój organizm. Dawno już się tak nie obawiał, a za to Gross czuł poczucie winy. Mógł mu zrobić nieświadomie krzywdę. Delikatnie złapał jego pliczki przyglądać się każdemu centymetrowi jego skóry. Czy aby na pewno nie ma nawet otarcia. Obserwowała ich trojka pozostałych. Mężczyźni rozpoznali po czarnowłosym chłopaka na którego gwizdali wczoraj. Nie mylili się w przeczuciach. Z daleka biła od nich magia uczuć namiętnych i gorących. Spojrzeli na siebie z uśmiechem knując pewien plan. Deto ukucnął obok kociaka wyciągając z kieszeni mała rzecz. Chciał ją powiesić w środku ale teraz była lepsza okazja.
-Gryfek masz to i stań tam na drabinie na górze nad nimi dasz radę? - Spytał pokazując ręką o co chodzi. Kot miauknął i ruszył na misje bojową. Dawno nie robił czegoś tak ekstremalnego ale co to dla niego. Nie takie rzeczy już robił. Po jeździe z Erwinem oraz uciekaniu przed policją nic go już nie zdziwi. Przemknął cicho jak mysz obok wsłuchując się w dość ciekawą rozmowę tamtej dwójki. Jako zwierzę rozumiał naprawdę mnóstwo ale nie mógł gadać. Miauczenia mało kto się uczy i rozróżnia.
-Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu to co robisz... To jest piękne - Odparł pokazując rękami na około i robiąc lekki obrót. Cieszył się jak głupi taką niespodzianką. Jednak takie pochwały zbijały z tropu starszego. Cofnął się kawałek bliżej drabiny. Cały speszony i zawstydzony tylko się uśmiechał. Nie spodziewał się, że Conradowi, aż tak spodoba jest jego bałaganina barw i uczuć. Oddał całe serce w tym i teraz uważał, że było warto i to mocno.
-No ja chciałem się jakoś odwdzięczyć bo ty tyle dla mnie zrobiłeś i... I... ja... - Chciał coś dopowiedzieć ale nie dał rady. Gardło mu się zacisnęło ograniczając dostęp do powietrza. Kolejny raz panikował. Zawsze tak było. Dlatego właśnie wolał rysunek od słów. Młodszy widząc co się dzieje szybko podbiegł łapiąc go za ręce.
-Hej spokojnie nie musisz się z niczego tłumaczyć. Rozumiem - Jedną dłoń położył na jego policzku gładząc go delikatnie kciukiem. Taki dotyk sprawiał kojące uczucie bezpieczeństwa. Wtulił się w większą dłoń z delikatnie przymrużonymi oczami. Kącik jego ust uniósł się w górę czym rozweselił wyższego. Wsłuchiwali się w bicie swoich serc normując ich pracę. Równy rytm złapali już po zaledwie minucie pozwalając ciszy ogarnąć ich umysły. Trwali blisko siebie pozwalając by para z ich ust mieszała się ze sobą. Zapatrzeni w swoje oczy. Tacy zakochani lecz żaden nie był w stanie tego wyznać. Na spokojnie to się liczyło. Powolne kroczki. Czas wokół się zatrzymał. Nie przeszkadzały im samochody, czy wiatr. Mieli siebie
-TE GOŁĄBECZKI! - Usłyszeli krzyk mieszający się z gwizdaniem. No tka nie byli tu sami. Zwrócili się do mężczyzny który zaczęli im pokazywać na coś. Tamci widząc niezrozumiały wzrok i pytający wyraz twarzy załamali się - Spójrzcie w górę! - Krzyknął jeden z nich przez co ci dopiero usłyszeli ten dzwoneczek. Ich oczy ukazał się kot z jemiołą w pyszczku machając nią na boki. Centralnie nad nimi. Banksy czuł jak chce się zapaść pod ziemie. Wbił wzrok w swoje stopy czerwieniąc się. Taki uroczy róż jaki uwielbiał młodszy. Spojrzał na dwójkę przy aucie i to jak przybijają sobie piątkę. Ręce położył na ramionach towarzysz będąc lekko wkurzony. Nie chciał go do niczego zmuszać, a przez tą durną roślinkę mógł czuć się zobowiązany do wykonania tradycji.
-Skąd wy to wzięliście?! - Warknął głośniej by Erbeoni oraz Deto mogli to usłyszeć. Ci odwracając wzrok i niewinnie spacerując udawali, że to nie oni. Kiwali głowa w geście niewiedzy. Po kryjomu w sercu wiedzieli jaka reprymenda ich czeka. To nie będzie spokojne. Czarno włosy czuł całkowity wstyd. Nie spodziewał się, że zostanie postawiony w takiej sytuacji. Wyższy delikatnie złapał jego podbródek kierując jego głowę do góry. Wiedział jaki stres musiało mu wyrządzić głupi pomysł chłopaków.
-GOSZKO! GOSZKO! - Krzyczeli nie pomagając polepszyć tej sytuacji. Conrad piorunował ich złowrogim wzrokiem bo nawet jeśli chciałby dokonać tego małego gestu to bez wiwatów. Spojrzał w małe czarujące perełki widząc jak jego ciało się trzęsie. Do czego oni najlepszego doprowadzili. Kolejny raz popadał w panikę. Sędzia nie był nauczony takiego zachowania przez co sam lekko się zestresował. Głaskał jego policzek ale teraz to nie pomagało. Drugą dłonią przeczesał kosmyki jego ciemnych włosów powodując przypływ przyjemności. Powoli wracał na ziemie ale to nadal mało. Nie kontaktował, a obraz miał rozmazany. Serce waliło mu jak szalone, a oddech był chaotyczny. Był siadom gdzie jest i z kim ale zamurowało go. Za dużo na raz. Dzisiejszy dzień był naprawdę wymagający dla jego organizmu. Na głaskanie i drapanie na głowie niekontrolowanie mruczał ale tylko tyle. Conrad cieszył się z tego ale chciał by jego asystent i obiekt westchnień wrócił całkiem do niego na ziemie. Bał się, że mu zemdleje na rękach. W głowie pojawił mu się pewien plan, a jednoczesnej wyjście z tego kiepskiego położenia. Delikatnie nachylił się by być bliżej. Nie miał pojęcia czy to na pewno rozsądne ale warto spróbować i tak chłopacy im nie odpuszczą. Delikatnie musnął jego usta czując jak ten tak samo czule odwzajemnia gest. To pomagało. Głaskał go po policzku nie zaprzestając słabych ale pełnych uczuć pocałunków. Serce zaczynało bić w tym jego rytmie, a oddech był identyczny dla ich obu. Odsunęli się od siebie przy braku powietrza. Brunet uśmiechną się widząc jak niższy patrzy na niego tym zamglonym z przyjemności wzrokiem. Oblizał delikatnie usta chcąc jeszcze. Takie lekko chropowate, a zarazem miękkie. Anielskie. Za nimi rozległo się gwizdanie i klaskanie. No tak ci ciągle na to patrzą. Baksy czuł jak świat powoli wyostrza się i staje się żywszy ale nie mógł wierzyć jak to się stało. Czy to nie sen albo halucynacja. Naprawdę się całowali.
-To świąteczny cud? - Spytał sam siebie ale jednak na głos. Młodszy zaśmiał się lekko widząc jak ten naprawdę nie wierzy w to. Przybliżył się do niego znowu składając delikatnego causa tym razem pewniejszego i mocniejszego ale bez możliwości odwzajemnienia. Nie ma tak łatwo. Na to jeszcze przyjdzie czas.
-Nie skarbie ja po porostu cię kocham - Te słowa wręcz mruczał do jego ucha zniżonym tonem głosu. Ciarki przeszyli ciało chłopaka, a ten lekko zadławił się powietrzem. Cały czerwony odwrócił głowę w bok obserwując teren do okolą. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć. Czyżby to czas by w końcu wyznać prawdę?
-Ja... Ja ciebie też... Ti amo Conrad...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro