Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Święta na lotnisku

Na lotnisku mijają nas dziesiątki tysięcy ludzi. Nie widzimy ich twarzy, stroju. Nie zapamiętamy tego, co robili w momencie zobaczenia ich. Nie wiemy, kim są, ani co tutaj robią. To, że gdzieś lecą nie jest dokładnym powodem pobytu na lotnisku. Ja sam do końca nie wiem, co tu robię. Moja obecność tutaj to jedna wielka pomyłka. Powinienem teraz spędzać czas z rodziną, w końcu dzisiaj wigilia, w naszej słonecznej Kalifornii, a nie tu, na lotnisku w Houston, gdzie co trzy sekundy ktoś na mnie wpada, bądź popycha. A wszystko zaczęło się od tego, że przyjechałem w odwiedziny do swojej dziewczyny. Teraz już byłej dziewczyny. Nadal nie mogę uwierzyć, że zdradziła mnie ze swoim szefem, który jest od niej dużo starszy. Po tak długim czasie, kiedy byliśmy razem. To wyjaśnia jej dziwne zachowanie, które ostatnio pojawiało się niej coraz częściej. Po prostu znalazła sobie kogoś lepszego ode mnie, a ja stałem się zbędny. Mogła przynajmniej mnie uprzedzić, nie marnowałbym teraz na nią czasu.

Wzdycham, wciskając ręce w kieszenie kurtki, bo panuje tu niezły chłód i oparłam na jedno z krzeseł. Z głośników leci jakaś świąteczna piosenka, która przypomina mi o tym, że nie powinno mnie tu być. Cieszę się, że tłum ludzi zakłóca cichy dźwięk melodii. Mocniej wciskam się w fotel i układam w głowie plan, jak najszybciej będę wstanie dostać się do domu. Lot do Kalifornii był dość drogi, ale mnie na szczęście było na niego stać. Teraz pozostało tylko czekanie.

Słyszę, jak siedzenie za moimi plecami trzeszczy pod ciężarem opadającej na niego osoby. Przez hałas przedziera się muzyka, zapewne z telefony tamtej osoby. Rozpoznaję jedną z wielu popularnych piosenek Ellie Goulding. Nie trwa ona długo.

– Mamo – odzywa się osoba, która okazuje się być dziewczyną. – Jest... jest okej. – Jej głos drży, a po chwili do moich uszu dolatuje szloch. Płacze. – Nie, nie zmienię zdania. Tak będzie dla nas lepiej. Dla mnie – dodaje ciszej, a mnie zżera ciekawość, o czym rozmawiają. Jeszcze nigdy nie byłem taki ciekawski w żadnej sprawie. Z niecierpliwością wyczekuję tego, co dalej powie. – Mamo, zrozum, nie czuję się dobrze w waszym domu... Nie... to już nie jest mój dom. – Płacze jeszcze bardziej. – Ojciec nic nie rozumie! – wykrzykuje nagle. – On chce, żebym robiła to, co on uważa za słuchane! W ogóle nie obchodzi go, to co ja chcę! Pomyśleliście kiedyś o moich marzeniach i ich spełnieniu?!

Rozglądam się wokół i sprawdzam, czy ktoś poza mną też jest tak zainteresowany zaistniałą rozmową, ale wszyscy ludzie są zajęci sobą. Robią coś na telefonie, słuchają muzyki, czytają książki. Tylko ja słucham szlochającej do słuchawki dziewczyny.

– Nie zmienię swojej decyzji – mówi, i chociaż jej głos nadal drży, brzmi to pewnie. – Mam pieniądze. Nawet dużo. Oszczędzałam, bo wiedziałam, że kiedyś to się stanie... Mało mnie obchodzi, że mam dopiero siedemnaście lat! Muszę wreszcie się od tego uwolnić. – Pociąga nosem i dodaje ciszej: – Przepraszam, jeśli się na mnie zawiodłaś, ale ja nie mogę dłużej żyć jak w klatce. Zrób to, powiedz tamto... To nie dla mnie, zrozum to. – Wzdycha długo i przeciągle. – Odezwę się, jak wyląduję w Filadelfii. Kocham cię.

Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. Ta dziewczyna mając siedemnaście lat, chyba uciekła z domu i chce polecieć do Filadelfii, która znajduje się półtora tysiąca kilometrów od Houston? I to w dodatku w wigilię? Ta dziewczyna musi mieć naprawdę poważny powód skoro tak nagle chce się stąd wydostać. Ciekawe jaki?

Dziewczyna ponownie wybucha płaczem, ale tym razem jest głośniejszy i trwa dłużej. Nie wiem, czy powinienem coś zrobić. W końcu jej nie znam, ale czuję, że jeżeli się nie odezwę, będę tego żałował.

– Eee... Wszystko okej? – pytam w końcu, delikatnie odchylając się do tyłu, ale nie odwracając się do niej przodem.

– Tak. Nie. – Chlipie. – Sama nie wiem. Wszystko jest nie tak, jak powinno.

Przeciągle pociąga nosem i jestem prawie pewny, że otarła go wierzchem dłoni. Krzesło skrzypi, kiedy poprawia się na nim.

– Chcesz chusteczkę? – pytam, kiedy znowu pociąga nosem.

– Nie, dziękuję. – Słyszę dźwięk odpinanego zamka, po czym dziewczyna wydmuchuje nos do chusteczki. – Pewnie wydaję ci się żałosna, płacząc na lotnisku. W dodatku sama.

– Wcale nie – zaprzeczam szybko, kręcąc głową, ale ona przecież tego nie widzi. – Ja...

– Dlaczego w ogóle się do mnie odezwałeś? – pyta nagle, przerywając mi. Od razu milknę, zdziwiony pytaniem. Przez chwilę nic nie mówię, zastanawiając się, co mam jej powiedzieć. Że byłem ciekawy? A może zrobiłem to, bo było mi jej szkoda?

Biorę wdech i dopiero wtedy odpowiadam.

– Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. – Przeczesuję włosy ręką. – Słyszałem twoja rozmowę i pomyślałem... – Właśnie, co ja sobie pomyślałem? – Że może będziesz chciała pogadać – mówię w końcu. – Ja bym chyba chciał z kimś pogadać – dodaję.

– Aha – odpowiada i przez chwilę milczymy. Ja, bo zastanawiam się, na jak wielkiego palanta i dupka wyszedłem. Ona, bo pewnie myśli, że jestem skończonym idiotą. Jednak mogłem siedzieć cicho i udawać, że nic nie słyszałem. Ale nie, musiałem otworzyć buzię i powiedzieć te dwa słowa.

– Pokłóciłam się z nimi dzisiaj rano. To znaczy, z rodzicami – mówi w końcu, a ja w duchu podziękowałem za to, że nie przekreśla mnie od razu. – Nawet nie pamiętam, o co poszło. Pewnie o to, co zwykle, że się marnuję, bo tak naprawdę powinnam robić wszystko, żeby przejąć po nich firmę. Tak uważa mój ojciec, a matka tylko się z nim zgadza, nie ma odwagi się mu sprzeciwić. – Wzdycha. – Powiedziałam im, że chciałby zostać kimś innym w życiu, a tata się wkurzył. Zaczął coś krzyczeć, już nie pamiętam co. Pod wpływem impulsu pobiegłam do pokoju, spakowałam się i uciekłam. Miałam tego wszystkiego dość. Od siedemnastu lat robiłam to, co chcieli, ale teraz to się zmieni. Wreszcie będę liczyła się tylko ja i moje zdanie, nie ich.

Milczę. Jestem pod wrażeniem tego, co mi powiedziała. Jestem ciekawy, czy gdybym ja miał taką sytuację, to też byłbym zdolny uciec? Czasami najtrudniejsze wyjścia, są tymi najlepszymi wyjściami.

– Przepraszam – mamrocze. – Nie powinnam cię obarczać moimi sprawami. Ty pewnie masz swoje problemy, a ja się tu uskarżam.

– Nie, w porządku – mówię szybko. – Czasami lepiej pomyśleć o czym innym niż tylko o sobie.

– A ty? Dlaczego tu siedzisz? Przecież jest wigilia – zauważa.

– Mnie też nie spotkało dzisiaj nic dobrego – śmieję się bez krzty wesołości. – Przyjechałem tu z Kalifornii, rezygnując ze świąt z rodziną, żeby spotkać się z dziewczyną i co zastaję? Ją obściskującą się z jakimś starym facetem. – Kręcę głową. – Zdradziła mnie. I to pewnie nie pierwszy raz. Już jej nie wystarczałem – westchnąłem żałośnie.

– O cholera – przeklęła, na co się zaśmiałem. – Przepraszam, ale to... cholera, nie wiem co powiedzieć – plącze się.

– Cholera to chyba odpowiednie słowo. Sam nie wiedziałem, co w tamtym momencie powiedzieć. – Kręcę głową, wracając myślami do tamtej sceny. Użyłem wtedy dużo brzydkich słów, o których wolałby nie wspominać mojej towarzyszce. Właśnie, nawet nie wiem, jak się nazywa. – Mogę ci zadać pytanie?

– Już to zrobiłeś. – Jej głos nie brzmi tak smutno, jak wcześniej, jest bardziej ożywiony, ale nadal nie radosny. Co jakiś czas pociąga nosem. – No mów.

– Jak masz na imię?

– Odpowiem na to pytanie, jeżeli ty odpowiesz na moje, dobrze?

– Jasne.

– Mam na imię Nina – mówi, a mi od razu przypada ono do gustu. – A ty?

– To twoje pytanie? – Kręcę głową i uśmiecham się, chociaż ona tego nie widzi. – Daniel.

Bierze oddech, jakby przygotowywała się do skoku na głęboką wodę. Może coś w tym jest.

– A więc, Danielu, co powiesz na to, żebyśmy się bliżej poznali? – proponuje z lekkim drżeniem głosu. – Mam co najmniej godzinę do samolotu i ani trochę ochoty, żeby cały ten czas spędzić na gapieniu się w ścianę. – Milknie, a ja czekam na dalszy ciąg jej wypowiedzi. – Możemy sobie na zamianę zadawać pytania. Co ty na to?

Nie muszę się długo zastanawiać.

– Może być – zgadzam się. Mogę sobie wyobrazić, jak na jej usta wpływa uśmiech. Ciekawe, jak wygląda kiedy się śmieje? Ciekawe, jak ona w ogóle wygląda.

– Mam tylko jedno zastrzeżenie. – Wierci się na siedzeniu. – Nie chcę zepsuć sobie wyobrażenie o tobie...

– To już jakieś masz? – śmieję się.

– Teraz ja mówię – oburza się. – Tak jak mówiłam, zanim mi przerwałeś, nie chcę sobie zepsuć o tobie wyobrażenia. I nie chcę też, żebyś na podstawie mojego wyglądu mnie oceniał, dlatego nie patrzy na siebie. Po za tym, makijaż mi się rozmazał – dodaje ze śmiechem.

Ja też się śmieję, ale wcale nie jest mi wesoło. Jak to, mam jej nie zobaczyć? Nie wiedzieć, jak wygląda?

– Niech będzie – zgadzam się, chociaż nie wiem, czy tego chcę. Raczej nie. Wolałbym ją zobaczyć. Chociaż przez chwilę, żebym mógł ją zapamiętać.

– Ja zacznę. Jak długo z nią byłeś?

– Bez owijania w bawełnę, co? Niech pomyślę... dwa lata?

– Długo – skwitowała. – Teraz ty.

– Najgorsza rzecz, jaką wyrządzili ci rodzice.

– Zdecydowanie to, że wybrali dla mnie chłopaka – odpowiada od razu. – Nie chodzi o to, że był zły, ale ja go w ogóle nie znałam. To znaczy, teraz już tak, ale przedtem nie. A to wszystko przez to, że też był z bogatej rodziny. Koszmar. Nawet się z nim nie całowałam. Z nikim się nie całowałam.

To sprawia, że wybucham niepohamowanym śmiechem. Nie obchodzi mnie, że ludzie zaczynają na mnie patrzeć, ani że wyglądam jak obłąkany. Jedyne, co teraz mnie obchodzi, to ta dziewczyna, która siedzi za mną i która właśnie oświadczyła, że jeszcze się nie całowała.

– To wcale nie jest śmieszne – mówi, chociaż słyszę, jak chichocze. – No dobra, to jest śmieszne.

Chwilę trwa, za nim się uspakajamy i wracamy do rozmowy, do poznawania się. Nina jest ciekawą osobą aczkolwiek kruchą, a jednocześnie silniejszą, niż mogłoby się wydawać. Ta dziewczyna mnie intryguje. Twierdzi, że jest nieśmiała i w życiu nie zaczęła rozwiać ze mną, gdyby nie zaistniała sytuacja w domu i to, że była zestresowana i potrzebowała odetchnąć. Ja też tego potrzebowałem.

Dowiaduję się, że jest fanką Ellie Goulding, ma świra na punkcie romantyzmu i płacze na każdym tego typu filmie, kiedy głowni bohaterowie się całują. Kocha ciepłe swetry, a zima to jej ulubiona pora roku, bo kocha święta. Z każdym pytaniem lepiej ją znam.

Ona też nie jest mi dłużna. Chce wiedzieć o mnie wszystko, od ulubionego kolory, po to, co chcę robić w przyszłości. Mam wrażenie, że niejeden z moich znajomych nie wie tylu rzeczy o mnie, jakie powiedziałem Ninie.

– Dlaczego Filadelfia? – zadaję pytanie.

– A dlaczego by nie? Im dalej od domu, tym lepiej.

Milczymy. Jak widać, wyczerpały nam się pytanie, bo chyba wiemy już o sobie wszystko.

– Tak to będzie wyglądać? – pyta nagle, a ja nie wiem, o co jej chodzi. – To jednorazowa rozmowa? Tylko tu i teraz, a potem każde z nas odejdzie w swoją stronę i zapomni o drugim? – Przerywa i dodaje ciszej: – Nie chcę, żeby tak było.

– Ja też nie – mówię i opieram głowę o jej. – To nie przypadek, że akurat oboje znaleźliśmy się tutaj i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Tak najwidoczniej miało być.

– Dasz mi na chwilę swój telefon? Chciałabym ci zapisać swój numer, żebyśmy mogli do siebie pisać.

Podaję jej aparat i czekam, aż wpisze swój numer i puści sygnał, żeby mieć mój numer. Po chwili mi go oddaje.

– Za chwilę jest mój lot – stwierdza, a jej głos jest przepełniony smutkiem.

– A więc to koniec. – To nie jest pytanie, nawet nie ma się o co pytać. Wiem, co teraz nastąpi, a nie chcę tego.

– Zanim odejdę chcę, żebyś coś dla mnie zrobił.

– Co takiego?

– Zamknij oczy – prosi cicho, a ja wykonuję jej prośbę. Siedzę tak, na lotnisku, z zamkniętymi oczami i czekam na gwiazdkę z nieba. Naglę czuję na twarzy coś miękkiego, o zapachu wanilii, a w następnej chwili usta Niny dotykają moich ust. Wiem, że to ona. A któżby inny mógłby to zrobić, jak nie ona?

Pocałunek to jedynie muśnięcie warg, ale ja i tak się rozpływam i pragnę więcej, ale nie chcę naciskać. I nawet jak się kończy, nie otwieram oczy, bo boję się, że to pryśnie, jak bańka mydlana. Ale w końcu to robię. Niny już nie ma. Nawet nie wiem, jak wyglądała.

Nie poruszam się, dopóki nie czuję wibracji telefonu w kieszeni. Wyciągam go. Po odblokowaniu aparatu już wiem, że coś jest nie tak. Może wygląda tak, jak mój, ale nim nie jest. Na tapecie ukazuje się zdjęcie uśmiechniętej blondynki, zbyt pięknej by była prawdziwa. Zaraz... czy to telefon Niny?

Otwieram wiadomości.

Nina: Specjalnie zamieniłam nasze telefony, żebyś o mnie nie zapomniał.

Ja: Nie mógłbym zapomnieć. Nie po tym, co się stało.

Nina: Dziękuję.

Ja: Za co?

Nina: Za wszystko.

Ja: Wesołych świąt, Nino

Nina: Wesołych świąt, Danielu

O tak, teraz na pewno będę wesołe. Kiedy wsiadam do samolotu, który zabierze mnie do Kalifornii i kiedy zajmuję swoje miejsce koło okna, na moich ustach widnieje uśmiech. I kiedy płatki śniegu zaczynają wirować za oknem, wciąż się uśmiecham. I chociaż nie spędziłem tych świąt z rodziną, to i tak były udane. Lepszych nie mogłem sobie wymarzyć.

Dziękuję ci, Nino.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro