Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miejsce, w którym zaczęła się miłość...


Miliony lat temu na świat wydano dwójkę cudnych dzieci.

Jeden jasny niczym promyczek. O cudnym uśmiechu, który w sercach ludzi wzbudzał uśpione dobro. Sam otulał wszystkich swą dobrocią i ciepłem, dając poczucie bezpieczeństwa. Jego włosy przypominały o jego przynależności, bo nikt inny nie mógł mieć na świecie blond kosmyków. W końcu był bogiem Słońca

Drugi zaś dostojny i poważny, lecz mimo wszystko opiekuńczy. W najciemniejsze godziny służył swą pomocą i swym blaskiem wskazywał ludziom drogę do domu. Inteligentny i niezwykle mądry tak tylko można było opisać tego chłopca, a srebrne włosy świadczyły tylko o tym, że jest bogiem Księżyca.

Nikt z ludzi nigdy nie widział ich wcieleń, lecz wszyscy w nich wierzyli i oddawali najwyższą część. Dlatego w podzięce za ich dobroć i opiekę wybudowali im świątynie, gdzie pierwszy raz ujrzeli się jako już dorośli mężczyźni. Tylko tam mieli siłę zmaterializować swoje dusze, by móc pokazać swoje piękno.

Niestety nie jest im dane widzieć się na zbyt długo. W świątyni pojawiają się na zmianę, w zależności jakie ciało niebieskie króluje wysoko nad drzewami. Lecz na ten ułamek sekundy kiedy słońce bądź księżyc chowają się za horyzontem, a na niebie pojawia się jego zastępca, mogą się ujrzeć. Pokochali się już pierwszego dnia ich spotkania, dlatego z wytęsknieniem wyczekiwali tych kilku sekund, kiedy mogli się zobaczyć.

Yoongi, bo tak nazywa się dziecko księżyca zawsze tylko czeka, aż znowu ujrzy tą roześmianą twarz, by wypowiedzieć słowa ich miłosnej przysięgi, którą ma okazje wymawiać przy wschodzie i zachodzie.

Siedział na schodach patrząc jak księżyc leniwie porusza się po bezkresnym czarnym niebie, a gwiazdy niczym brokat przyozdabiały cały krajobraz, dodając mu magii.

- Chciałbym z tobą móc je oglądać - szepnął, choć jego słowa echem odbijały się od bogato zdobionych murów świątyni. Była ona połączeniem ich charakterów: spokojnej nocy i wesołego dnia. Mężczyzna wstał, zaraz otrzepując swoje ciemne szaty, ozdobione różnymi srebrnymi symbolami, które tworzyły różnego rodzaju gwiazdozbiory - Już czas moje słońce - wyszeptał ponownie i uśmiechnął się pod nosem. Udał się na środek świątyni, czekając z niecierpliwością na tą jedną chwilę.

Gdy nadeszła ona przed oczami zobaczył swe bóstwo. Mężczyzna w złotych szatach zaczął, wręcz biec w jego stronę. Próbowali, zawsze w tej chwili się chociaż dotknąć, poczuć wzajemne ciepło swoich palców. Lecz niestety nigdy im się to nie udawało, mimo to nadal się nie poddawali.

- Kocham Cię - powiedzieli oboje, zanim zdążyli stanąć blisko siebie. Gdyż bóg księżyca zawsze z nadejściem dnia znikał. Hoseok, bo takie zostało nadane imię chłopcu słońca, upadł na kolana w miejscu, gdzie przed chwilą stał jego ukochany. Byli tak blisko, wystarczyłaby im jeszcze jedna sekunda, by ich utęsknione ciała mogłoby się dotknąć. Zapłakał on gorzkimi łzami, przez co świat nawiedziła pora deszczowa. Krople deszczu tańczyły wraz z wiatrem, obijając się od liści oraz ogromnego gmachu świątyni. Dźwięki za to jakie powodowało to zjawisko, zagłuszały płacz złotego dziecka, którego serce cierpiało. Kochał go tak bardzo, a musiał czekać tak długo by go ujrzeć.

Oboje czekali na ten jeden dzień, w którym będą mogli, w końcu wpaść sobie w ramiona. Zaćmienie - tak nazywało się ich osobiste i wyczekiwane święto. Wtedy mogli w końcu bez skrupułów chłonąć wzajemne ciepło, które dawały sobie nawzajem ich ramiona.

- Już niedługo... - powiedział ocierając swe łzy - Niedługo znów będziemy razem - powiedział kierując swój wzrok na ogromne okno za ołtarzem.

Starał się przez cały dzień rozchmurzyć, by obdarzyć swych ukochanych podopiecznych ciepłymi promykami. Czuł się szczęśliwszy, gdy widział jak ludzie chodzą uśmiechnięci z jego powodu. Lecz jedyny uśmiech, który ratował jego serce, należał tylko do Yoongiego. Nie potrzebował niczego innego, istniał tylko dla tych kilku sekund, gdzie widział spojrzenie pełne miłości i słyszał te piękne słowa, które w jego głowie rozbrzmiewały nawet wtedy, kiedy tylko nie widział ukochanego.

Za dnia tańczył pośród żywych roślin, które ludzie przynosili do ich świątyni. Napawały go radością i rozmyśleniami czy jego księżyc kocha je tak samo jak on sam. A biała barwa kwiatów przypominała mu o bladej cerze, na której miał ochotę zostawiać liczne pocałunki. 

Wszystko co mógł ofiarowałby Yoongiemu, lecz już ofiarował mu coś najcenniejszego co miał, czyli własne serce. Które mimo, że nie był człowiekiem tylko istotą boską, biło dla niego. A on odwdzięczył się tym samym, ofiarowując uczucia swojemu słońcu. Nie obchodziło ich to, że cierpieli, gdy mogli widzieć się codziennie na dosłownie chwilę, w końcu ich wyjątkowy dzień zbliżał się coraz bardziej rosła w nich ekscytacja i podniecenie.

Wspólnie odliczali każdą godzinę kiedy znowu będą mogli być razem na dłużej niż chwila. 

Tak właśnie mijały dni...
Mijały miesiące...
Mijały lata...

Aż w końcu ich upragniony dzień nadszedł. Hoseok poprawiał swe szaty kilkukrotnie, by wyglądać idealnie, nie zawodząc ukochanego nawet w tak błahej kwestii. Chciał być dla niego usposobieniem piękna, choć mimo tego tak właśnie widział go Yoongi. Jako piękno doskonałe, bez skazy, bez wad.

Gdy w końcu nadeszła ta upragniona chwila, blond włosy stał na środku świątyni jak to mieli w zwyczaju i czekał, aż w końcu poczuł na swojej talii delikatny ucisk rąk. Yoongi objął chłopaka, po czym złożył delikatny pocałunek na jego karku. Uradowany obrócił się do ukochanego, patrząc w jego śliczne oczy, w które chciał wpatrywać się w nieskończoność. Przygryzł wargę, hamując potok łez, który siłą cisnął mu się do oczu.

- Yoongi - powiedział jakby to było dla niego tylko snem.

- Jestem tutaj - powiedział, po czym złożył pocałunek na środku czoła swojego kochanka.

- Boje się, że to wszystko nie jest na prawdę...

- Nie bój się - objął go szczelniej, głaszcząc złote kosmyki, których tak bardzo pragnął dotknąć - To nie sen, jestem przy tobie - powiedział szeptem, po czym oboje spragnieni swojego dotyku, składali na swych wargach pocałunki pełne uczuć, które kłębiły się w nich od tak dawna. Mimo wszystkiego nie mieli i tak za dużo dla siebie czasu, gdyż zaćmienie nie trwało wiecznie, choć oboje pragnęli tego najbardziej na świecie.

Pomiędzy słodkimi całusami i ciepłem rąk rozbudziło się między nimi nowe dotąd nieznane uczucie pożądania. Pragnęli więcej od siebie, niż to co ofiarowywali sobie wcześniej.

- Yoongi - wyjęczał, gdy chłopak przeszedł z pocałunkami na jego szyje. Po chwili poczuł zaś dłoń, która delikatnie sunęła po jego udzie w górę. Nie zatrzymał go, bo tak samo jak on pragnął jego dotyku, jego ust na całym ciele. Odkąd tylko zaczął w nim kiełkować kwiat miłości, oddał mu nie tylko swoje serce i umysł, ale także ciało, które teraz miało zostać zaspokojone.

- Tak bardzo Cię kocham, że nie potrafię opanować swoich poczynań

- Oddaję w twe ręce całego siebie - mówił lekko zdyszany, gdyż czuł płomień w miejscach, gdzie go dotykał. Lecz nie parzył, tylko otulał ciepłem niczym najmiększy koc. Wiedział, że na długo zapamięta to uczucie, które będzie mu towarzyszyć, gdy znowu będzie sam zamknięty pomiędzy murami. - Chce tego tak samo jak ty - Powiedział zdecydowanie, ale jego aksamitny głos nadawał temu wyznaniu uroczej warstwy.

Srebrnowłosy na dźwięk tych słów delikatnie się odsunął i powoli zaczął rozwiązywać wstążki od szat swojego ukochanego. Gdy to uczynił, zsunął je delikatnie z jego ramion, napawając się każdym centymetrem jego skóry. Na co Hoseok nie chciał zostać bierny, uczynił to samo, po czym gdy oboje stali nadzy. Dotknął dłonią lewej piersi Yoongiego, tam gdzie znajdowało się, szybciej bijące serce.

- Kocham Cię - tym razem nie musiał krzyczeć, powiedział to powoli, a dłonią dotknął policzka, by po chwili gładzić go kciukiem - Pasuje do Ciebie słońce, jesteś piękny i lśnisz największym blaskiem - mógł dostrzec te śliczne rumiane policzki, które z każdym komplementem nabierały głębszego odcienia czerwieni. 

- Ja Ciebie też - odrzekł szczerze, a wtedy ucałował ponownie jego lekko spuchnięte malinowe usta.

Kochali się nieśpiesznie pośród różnokolorowych kwiatów, które zachowają ich miłosny sekret do grobu, nie mówiąc o tym nikomu. Jęki i westchnienia wypełniły najmniejszy kąt ich wspólnego azylu, a palce u ich delikatnych dłoni cały czas były splecione, jakby się bali, że jak puszczą to wszystko się skończy. 

Ten dzień dał im coś nowego i przeniósł ich miłość na wyższy etap. W końcu stali się jednością jak ich upragnione zaćmienie, gdzie księżyc w pewnym sensie stał się jednością ze słońcem.  A to wydarzyło się tutaj, w miejscu gdzie wszystko się zaczęło i przez wieki nie zakończy.

Ten dzień ludzie świętowali tańcami, kwiatami i wielkimi ucztami na cześć dwóch największych dla nich bogów. A oni świętowali je skradając sobie pocałunki oraz dając wzajemną przyjemność, która otoczona była największą miłością jaką widział ten świat.


////

Jak człowiek nagle dostanie weny to nie ma zmiłuj... Dedykuję tego ficzka mojej kochanej przyjaciółce, która tak jak ja kocha Sope całym serduszkiem <3 

Mam nadzieję, że Ci się kochana spodoba <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro