Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝W te święta nikt nie będzie samotny❞

Mia odłożyła na bok książkę i posłała buremu kotu niezdecydowane spojrzenie.

Dzidziuś miauknął i zaraz pojawił się pod ręką, upominając się pieszczot.

Odkąd spotkała Damona, minął tydzień i to właśnie dziś nastąpił dwudziesty czwarty grudnia, gdzie rodziny od rana gotowały wszystkie wymagane na Wigilię potrawy, sprzątając mieszkanie przed przybyciem rodziny.

Mia nie popadała w ten cały świąteczny szał, ponieważ nie miała dla kogo gotować.

Kot zadowalał się mokrą karmą, a jej wystarczał kupny barszcz z kartonu i kawałek ryby z kapustą zasmażaną, które miała już przygotowane. Przywykła do samotnego wieczoru przy telewizorze i choć nigdy nie czuła tej całej magii świąt, siadała przed telewizorem i puszczała „Kewin sam w domu". Stało się to tradycją, tak samo jak czekoladowe lizaki i kubek z ciepłą czekoladą, bitą śmietaną i piankami.

Pod malutką choinką stał tylko jeden prezent dla Dzidziusia. W dodatku większy od sztucznego drzewka, co dawało dosyć komiczny efekt.

Zegar wskazywał piętnastą. Minęło pół godziny od ostatniej wiadomości od Damona. Chłopak życzył jej wesołych świąt. O dziwo tym razem nie zapewnił o chęci ponownego spotkania. Najwidoczniej zrozumiał, że nie zamierzała się z nim ponownie spotkać, choć potrafili pisać ze sobą godzinami. Wysyłali sobie nawet selfie, śmiejąc się z ludzi, którym świąteczny czas uderzył do głowy.

Z jakiegoś powodu jednak nie potrafiła dziś przestać o nim myśleć. Świadomość, iż siedział sam jak palec w swojej niewielkiej kawalerce i dołował się myślą, iż nie mógł spędzić tego czasu z synem, wywołała w niej ogromne poruszenie.

Sama nie miała dzieci, ba, nawet za nimi nie przepadała, ale potrafiła wyobrazić sobie, co chłopak musiał czuć w takie dni, jak dziś. Nawet ona podświadomie czuła się osamotniona. Była jak ten Kewin z filmu, pozostawiona zupełnie sama w domu. Z tą różnicą, że po nią nikt nie wrócił i nikt się o nią nie martwił. Nie musiała też martwić się złodziejami, co akurat uważała za plus.

– Masz może ochotę na towarzystwo pewnego pana? – zagaiła do kocura, siedzącego na jej kolanach, drapiąc go za uszkiem.

Dzidziuś zamruczał głośno, co przyjęła za zgodę.

Nim się rozmyśliła, sięgnęła po komórkę i napisała wiadomość do Damona:


Jeśli chcesz, by te święta faktycznie były wesołe, wpadaj do mnie na 18. Mam czekoladowe lizaki, ciepłą czekoladę i pianki. Nie zabraknie też nadziewanego indyka i świątecznego Puddingu. Tak, właśnie cię przekupuję i mam nadzieję, że to zadziała ;)".


Oczywiście nie omieszkała wspomnieć, że indyk został kupiony,  a ona jedynie zamierzała wstawić go do piekarnika.

W drugiej wiadomości wysłała adres.

O dziwo nie czekała długo na odpowiedź. Przyszła dosłownie po minucie, zmuszając ją do podniesienia się z kanapy.

Miała trzy godziny, by zmienić świąteczną piżamę w normalne ubrania, pomalować się i ogarnąć włosy, które spięła w niechlujny kok.



Nim Damon zapukał w jasne drzwi, upewnił się, że koszula nigdzie się nie pogniotła i jeszcze raz zerknął na czerwone wino oraz duży pojemnik z pierogami, które sam zrobił. Zwykł je lepić na święta, by przez wolny czas od pracy nie marnować go na robienie jedzenia, a że jego rodzice zmarli i nie miał nikogo, z kim mógłby spędzić święta, jedzenia starczało mu na długo.

Ucieszył się na wiadomość od Mii. Naprawdę liczył na ponowne spotkanie, choć zachowanie dziewczyny i jej uniki sprawiły, że stracił wiarę w to, iż ponownie ją zobaczy.

Nie, żeby wyobrażał sobie od razu nie wiadomo co. Po prostu dobrze mu się z nią rozmawiało i czuł, iż mogli zostać naprawdę dobrymi znajomymi. Nawet jeśli dogadywał się z większością ludzi, to niewielu chciał spotykać poza pracą. A kobiet raczej unikał, odkąd doszedł do wniosku, że ciężko było spotkać jakąś normalną, która bez problemu zaakceptowałaby fakt, iż miał dziecko. Niestety wiele potencjalnych partnerek odrzucało go od razu, gdy dowiadywały się o Ashtonie. A on miał tego dość.

W końcu zapukał do drzwi, odliczając w myślach do dziesięciu, by opanować stres. Nie uważał tego spotkania za randkę, mimo to czuł, jakby od tego jak wypadnie, zależała cała jego przyszłość. Ręce mu się pociły, a serce waliło jak szalone.

Gdy drzwi się uchyliły, a jego oczom ukazała się Mia w rozpuszczonych, pofalowanych włosach, z delikatnym makijażem i pięknej, granatowej sukience, sięgającej do połowy szczupłych ud, otworzył usta z wrażenia.

Chcąc ukryć swoją reakcję, wcisnął w jej dłonie wino z nerwowym uśmiechem.

– Przyniosłem dary – odparł nieco drżącym głosem, na co się roześmiała. – Wyglądasz... – Lustrował ją spojrzeniem, szukając w chaosie myśli odpowiednich słów. Czekała cierpliwie, marszcząc nieco brwi, aż w końcu dodał: – ... świetnie. Naprawdę... bardzo ładnie.

– Dzięki. – Skinęła głową, zapraszając go do środka. – Tobie również do twarzy w tej błękitnej koszuli. – Wyglądał też rewelacyjnie bez okularów, ale tego nie zamierzała mówić głośno.

Komplement z ust Mii dodał mu pewności siebie i miło połechtał jego ego.

– Och, ty zapewne jesteś ten sławny Dzidziuś! – Damon z radością spojrzał na kocura, który zaczął kroczyć w jego stronę z dumnie uniesionym ogonem. Gdy wyciągnął do niego dłoń, bez wahania pozwolił się pogłaskać.

Mia obserwowała ten widok z czułością. Kochała swego kota nad życie i uwielbiała ludzi, którzy szanowali zwierzęta. Gdyby Damon powiedział, że ich nie lubił, od razu zostałby przez nią skreślony. A tak doznał zaszczytu, by spędzić z nią Wigilię.

– To sprzedajny kot. Teraz nie da ci spokoju – ostrzegła, zwracając uwagi na wręczony jej pojemnik. – Co to?

– Pierogi. Sam lepiłem.

Teraz to ona patrzyła na niego szczerze zaskoczona. Miała przed sobą faceta, który najwidoczniej lubił gotować. A że ona tego szczerze nie cierpiała, poczuła, jakby miała przed sobą faceta idealnego. 

– Pierogi? – spytała, wpatrując się w pudełko zaciekawiona. Słowo dziwnie brzmiało. Słyszała je pierwszy raz.

– Możesz tak na mnie nie patrzeć? – spytał rozbawiony, wytrącając ją tym samym z letargu absurdalnych myśli i marzeń, które nie powinny pojawić się w jej głowie. 

– Wybacz, po prostu... Wow! – Skinęła na pojemnik z uznaniem. – Nigdy nie spotkałam faceta, który lubiłby gotować. No i nie wiem czym są... pierogi.

– Moja matka była Polką. W Polsce święta Bożego Narodzenia to naprawdę huczne święto. Zupełnie inaczej obchodzone, niż u nas, w Londynie. Je się tam barszcz, kapustę zasmażaną, ryby... Potraw jest naprawdę dużo, ale na żadnym stole nie może zabraknąć pierogów. Fakt, że nauczyłem się je sam lepić sprawia, że jestem wyjątkowy. – Duma w jego głosie była wyczuwalna, a radosne ogniki w oczach sprawiły, że na ustach Mii zalśnił uśmiech.

– O, tak, i to bardzo! – przyznała, nie kryjąc uznania. – Przyznam, że należę do tych kobiet, które nienawidzą gotować. Rzadko spędzam czas w kuchni.

– W takim razie idealnie się dopełniamy.

Oboje zamarli, wpatrując się wprost w swoje oczy. Wypowiedziane słowa wywołały nieco nerwową atmosferę i zapewne gdyby nie miauknięcie kota, nadal trwaliby w letargu, nie wiedząc, jak zareagować.

Tymczasem Mia zaprosiła chłopaka do kuchni, gdzie czekała już przygotowana skromna, wigilijna kolacja. Pospiesznie wyjęła na talerz pierogi, zaskoczona, że wciąż są ciepłe. Okazało się, iż Damon mieszkał zaledwie pięć minut drogi od jej mieszkania, co było nie lada zaskoczeniem.

Blondynka nie czuła się komfortowo. W końcu ledwo co poznała Damona i samo zaproszenie go do swojego mieszkania na święta wydało jej się czymś abstrakcyjnym. Czuła jednak, że postąpiła słusznie. Odepchnęła z jego umysłu ciemne chmury, uświadamiając sobie, iż dali sobie coś, o czym każdy człowiek marzył w ten świąteczny czas.

Towarzystwo drugiego człowieka.

– Życzę ci, Damonie Nie-Salvatore – zaczęła niespodziewanie, wywołując na ustach chłopaka szeroki uśmiech – żebyś w końcu odnalazł szczęście w swoim życiu. Samotność jest fajna, jednak życie we dwójkę bez wątpienia nabiera piękniejszych barw. Wierzę, że gdzieś tam istnieje pisana ci kobieta, która odmieni twoje życie.

Damon odłożył widelec, mówiąc:

– Życzę ci dokładnie tego samego. Kto wie, może nasze spotkanie wcale nie było przypadkowe, a te świąteczne lizaki, które mi zakosiłaś, zapoczątkowały coś nowego w naszym życiu?

– Wcale ich nie zakosiłam!

– Oddałem ci praktycznie całe opakowanie.

– W zamian za to, że zgodziłam się pójść z tobą na kawę!

Zamilkła, gdy Damon niespodziewanie podniósł się z krzesła i podszedł do niej. W chwili, gdy na niego spojrzała, poczuła ciepłą, męską dłoń na policzku. 

Damon patrzył na nią lśniącymi oczami, które wydały jej się niesamowite. Jego blond włosy zostały starannie ułożone do tyłu, przez co wydawał się przystojniejszy i bardziej ogarnięty, niż podczas ich pierwszego spotkania, a zapach męskich perfum niesamowicie jej się podobał.

– Jestem ogromnie wdzięczny za tę kawę – wyznał, wprawiając ją o szybsze bicie serca. – I za to, że mogłem ponownie cię zobaczyć. Przez cały ten czas myślałem o tobie. Udało mi się nawet kupić w innym sklepie zapas tych lizaków, ale zostawiłem je w domu. Na wypadek, gdybyś miała mnie kiedyś odwiedzić...

– Dlaczego miałabym to zrobić?

– Może dlatego, że świetnie się dogadujemy? Nie wiadomo, co przyniesie czas, ale wydaje mi się, że warto skorzystać z faktu, iż los postawił nas na swojej drodze. Może nie tylko te święta mogą być mniej samotne? Może kryje się za tym coś więcej?

Było zbyt wcześnie, by snuć takie wnioski. Wydawały się wręcz absurdalne, mimo to Mia nie zamierzała psuć atmosfery. Tym bardziej że sama w głębi duszy pragnęła wierzyć, że tym razem los się do niej uśmiechnął. I nawet jeśli miał w planach, by ponownie z niej zadrwić, zamierzała zaryzykować i postawić wszystko na tę przypadkową znajomość.

Egoistycznie potraktowała Damona jako świąteczny prezent.

– Możliwe. Wiesz, nie zdołam oprzeć się komuś, kto kupił moje ulubione, świąteczne lizaki – odparła radośnie, nie spuszczając wzroku z jego zielonych oczu.

– Tak też myślałem. Damon Salvatore może się ode mnie uczyć patentu na podryw – skwitował z pełną powagę, by po chwili parsknąć głośnym śmiechem.

Śmiali się głośno, sprawiając tym samym, że bury kocur wszedł na stół, domagając się uwagi. Mia pospiesznie zdjęła go z blatu, sadzając na osobnym krześle i zachęciła Damona do zajęcia miejsca tuż obok niego.

Blondynka z radością nałożyła na talerz więcej jedzenia. Obserwowała Damona, łamiącego smaczka dla Dzidziusia, który dwoma łapkami opierał się na stole i zajadał się smakołykiem, obdarzając chłopaka głośnym mruczeniem. Nagle zrozumiała, że święta wcale nie musiały być przepełnione ułudą i negatywnymi emocjami.

Czasem wystarczyła przypadkowa znajomość, by zmienić postrzeganie pewnych rzeczy.

Mii Fleisher święta od zawsze kojarzyły się z fałszywymi uśmiechami, życzeniami i spędzaniem czasu z ludźmi, których nawet się nie lubiło.

Ten dzień i spotkanie Damona miały całkowicie zmienić jej postrzeganie tych magicznych dni i sprawić, że pokocha te wszystkie świąteczne ozdoby, swetry i prezenty.

A wszystko za sprawą świątecznych lizaków, za którymi tak przepadała.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro