Święty czas, to żółwiowy czas...
Wigilia. Czas radości i uśmiechu. Czas, w którym nikt nie powinien być sam. Nawet mutanty. To dlatego Raphael, Doantello, Leonardo i Michelangelo zaprosili wraz z mistrzem wszystkich swych przyjaciół na wspólną kolację przy choince
-Mikey, jak tam stoisz z jedzeniem? - spytał Leo wieszając bombki na drzewku.
-Wporządalu, stary! - krzyknął z kuchni. - Prawie wszystko gotowe.
-Donnie, a goście? - upewniał się najstarszy. - Potwierdzeni?
Żółw powoli odwrócił się w jego stronę patrząc zmęczonym wzrokiem.
-Co? - dociekał.
-Pytałem, czy goście są potwierdzeni? - powtórzył.
-A, goście. Tak, wszyscy przyjdą. No, prawie wszyscy.
-Dobrze się czujesz?
-Tak, po prostu źle spałem.
-A dlaczego prawie wszyscy?
-Karai się nie zgodziła.
Leo zastał się przez chwilę. Upuścił przy tym jedną bombkę. Na szczęście plastikową.
-Co? Przecież byłem u niej i mówiła, że to przemyśli. Jesteśmy rodziną.
-No i najwyraźniej przemyślała. Powiedziała, że nie powinna uczestniczyć w naszym święcie. Że nie jest mile widziana.
-Jak to nie jest? Kto jej takich bzdur nagadał?
-Sama tak uważa.
Leo odłożył pudełko z bombkami wzdychąc ciężko. Poszedł do swojego pokoju. Donnie natomiast zniknął w laboratorium. Oparł ręce na stole zaciskając mocno powieki i sycząc z bólu. Głowa wydawała się mu zaraz eksplodować. I tak było odkąd April pokonała Za-Naron, ale dzisiaj wyjątkowo mocno. Akurat w Wigilię.
-Donnie, szykuj się - rozległ się głos Leo.
Brat stał w drzwiach z szyją obwiązaną szalikiem.
-Dokąd? - spytał.
-Idziemy do Karai - wyjaśnił. - Ktoś musi ją przekonać.
-Skąd wiesz, że będzie chciała z tobą gadać?
-Po prostu to czuję. Ubierz się, a ja zgarnę Mikey'go.
Leonardo poszedł po najmłodszego, a Donnie wyciągnął szalik okręcając nim szyję. Wyszedł z laboratorium. Bracia już na niego czekali. Żółwie wybiegł w popłochu z kryjówki. Leo gnał tak szybko, że pozostali mieli problem z dotrzymaniem mu kroku. Po 15 minutach znaleźli się na powierzchni. Nagle Mikey'go uderzyła w skorupę śnieżka. Mutant odwrócił się i zauważył swego brata, Raphaela oraz Monę, April, Casey'go i Renet.
-Gdzie tak zasuwacie? - spytał Raph podrzucając kolejną śnieżkę.
-Do Karai - odparł Leo. - Nie zgodziła się przyjść.
-To co? Zamierzasz wpaść tam i na kolanach błagać, żeby zmieniła zdanie?
-Daruj sobie te docinki. Chodzi mi o Sprintera.
-Taa, jasne.
Leonardo przekręcił oczami. Nie zamierzał dalej sprzeczać się z bratem. Puścił się przodem a reszta za nim.
-A kto to jest ta Karai? - spytała Mona.
-Nasza siostra - wyjaśnił Mikey.
-I dziewczyna Leo - zachichotał Casey.
Nagle chłopak oberwał śnieżką w głowę. Pokazały mu się gwiazdki przed oczami bo uderzenie było naprawdę silne.
-Ała! - zawył. - Komu to tak odwala? Komu przyłożyć?!
Przyjaciele popatrzyli po sobie. Nikt nie wiedział. No może poza jedną osobą
-Donnie - wyrwała April.
Wszyscy spojrzeli na żółwia. Stał mocno zawstydzony i ściskał koniec swego szalika.
-Czemu to zrobiłeś? - spytał Leo.
-Nie wiem - odparł. - Taki świąteczny poryw.
-Ja ci zaraz dam świąteczny poryw - warknął Casey formując śnieżkę.
-Przestańcie! - uspokoił ich Leo. - Nie mamy na to czasu.
***
Przyjaciele stanęli przed siedzibą Karai. Po kolei weszli do środka. W progu zderzyli się z Shinigami.
-O, hejka - przywitała się.
-Hej, Shini - odparł Mikey.
-Przyszliśmy do Karai - rzucił szybko Leonardo.
-O, domyślam się o co chodzi - rzekła wiedźma. - Powodzenia życzę.
-Bo co? - dopytywała Renet.
-Bo nie bardzo jest skora do rozmowy - wyjaśniła.
-Dobra, dzięki. - Leo minął ją.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. Reszta postanowiła zaczekać. To była ich rozmowa.
Leonardo dotarł do pod sam podest. Karai cały czas milczała. Westchnęła tylko ciężko.
-Musisz mnie wysłuchać - nalegał żółw stawiając stopę na schodku.
-Czy ja nie wyraziłam się jasno? - spytała nie opuszczając tronu. - Nie przyjdę.
-Dlaczego? Przecież jesteśmy rodziną.
-Myślisz, że po tym wszystkim, co wam zrobiłam to będę tam mile widziana?
-I tak większość cię nie zna. Karai, no zgódź się. Spędzimy święta jak rodzina.
-Spędzić święta. Ale jak?
-Normalnie. Przy choince.
-Nie wiem co to jest.
-Nie wiesz co to choinka?
-Nie wiem nawet co to święta, rozumiesz?! Nie wiem jak się je obchodzi. Nigdy tego nie robiłam.
-To nic trudnego. Choć, ja ci pokaże.
Karai nie była przekonana co do tego pomysłu. Leo wyciągnął do niej rękę.
-Moja przyjaciółka też nie wie co to są święta, ale jest tu po to by zrozumieć ich sens - dodał. - Obie poznacie urok Bożego Narodzenia.
Miwa zaczęła wierzyć żółwiowi. Westchnęła ciężko podając mu dłoń. Nagle rozległ się huk. Dziewczyna straciła równowagę i wpadła w ramiona Leonardo. Dwójka popatrzyła na siebie zaskoczona. Do środka wyleciał Donnie. Dosłownie. Zatoczył koło nad nimi i zawisł w powietrzu. Reszta wpadła do środka jak oszalała.
-Donnie, to Za-Naron! - krzyknęła April.
-Zostaw go ty poczwaro! - zawołał Mikey.
-W końcu dokończę to co zaczęłam - rzekła maszkara przez Donniego.
Z jego oczu biła wściekła biel.
-Nie w święta! - warknął Leo.
-April, bierz go! - zakomenderowała Renet.
Sama podskoczyła do góry, ale Donnie nic nie robiąc zaczął wyginać ją na wszystkie strony. Casey zareagował, lecz też padł na podłogę nieco "pomięty" Mona z Shini i Karai chciały atakować gdyby nie Leo :
-Nie! To nic nie da!
-Zostawcie go mnie! - krzyknęła April.
Udało jej się unieść na wysokość przyjaciela.
-Donnie! - zaczęła. - Wiem, że gdzieś tam jesteś i wiem, że mnie słyszysz.
-Daruj sobie - warknął.
-Wiem, że przemawia przez ciebie Za-Naron. Wchlonęła się w twoje molekuły. Ale możesz ją pokonać. Możesz to zrobić. Wiem, że możesz!
Nagle przez chwilę pojawiły się normalne oczy żółwia.
-Ona jest za silna! - zawołał. - Ty miałaś moce, ja ich nie mam.
-Moc nie jest ci do niczego potrzebna. To zależy od twojej woli. Ja ci pomogę!
-April, ja... nie chcę cię krzywdzić, ale...
-Nie uda jej się!
Wyciągnęła ręce przed siebie. Zacisneła dłonie w pięści.
-Donnie, dzisiaj święta, a ciebie nie może zabraknąć! - krzyknął Raph.
Rudowłosa rozszerzyła ramiona,. Z żółwia wyskoczył demon. O dziwo nie zaatakowała tylko uciekła. Żółw i dziewczyna opadli na ziemię.
-Żyjecie? - spytała Renet.
- Chyba tak - odparła rudowłosa.
Spojrzała na Donatello. Powoli się podniósł. Nastolatka szybki przytuliła go mówiąc :
-Jeszcze trochę, a znowu bym cię straciła.
***
Na Wigilii zjawili się przyjaciele żółwi. Przyszła nawet Karai. Wszyscy świętowali Boże Narodzenie z dużym rozmachem.
-Wesołych Świąt! - zawołali wznosząc toast.
THE END
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro