Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Święty czas, to żółwiowy czas...

Wigilia. Czas  radości i uśmiechu. Czas, w którym nikt nie powinien być sam. Nawet mutanty. To dlatego Raphael, Doantello, Leonardo i Michelangelo zaprosili wraz z mistrzem wszystkich swych przyjaciół na wspólną kolację przy choince

-Mikey, jak tam stoisz z jedzeniem? - spytał Leo wieszając bombki na drzewku.

-Wporządalu, stary! - krzyknął z kuchni. - Prawie wszystko gotowe.

-Donnie, a goście? - upewniał się najstarszy. - Potwierdzeni?

Żółw powoli odwrócił się w jego stronę patrząc zmęczonym wzrokiem.

-Co? - dociekał.

-Pytałem, czy goście są potwierdzeni? - powtórzył.

-A, goście. Tak, wszyscy przyjdą. No, prawie wszyscy.

-Dobrze się czujesz?

-Tak, po prostu źle spałem.

-A dlaczego prawie wszyscy?

-Karai się nie zgodziła.

Leo zastał się przez chwilę. Upuścił przy tym jedną bombkę. Na szczęście plastikową.

-Co? Przecież byłem u niej i mówiła, że to przemyśli. Jesteśmy rodziną.

-No i najwyraźniej przemyślała. Powiedziała, że nie powinna uczestniczyć w naszym święcie. Że nie jest mile widziana.

-Jak to nie jest? Kto jej takich bzdur nagadał?

-Sama tak uważa.

Leo odłożył pudełko z bombkami wzdychąc ciężko. Poszedł do swojego pokoju. Donnie natomiast zniknął w laboratorium. Oparł ręce na stole zaciskając mocno powieki i sycząc z bólu. Głowa wydawała się mu zaraz eksplodować. I tak było odkąd April pokonała Za-Naron, ale dzisiaj wyjątkowo mocno. Akurat w Wigilię.

-Donnie, szykuj się - rozległ się głos Leo.

Brat stał w drzwiach z szyją obwiązaną szalikiem.

-Dokąd? - spytał.

-Idziemy do Karai - wyjaśnił. - Ktoś musi ją przekonać.

-Skąd wiesz, że będzie chciała z tobą gadać?

-Po prostu to czuję. Ubierz się, a ja zgarnę Mikey'go.

Leonardo poszedł po najmłodszego, a Donnie wyciągnął szalik okręcając nim szyję. Wyszedł z laboratorium. Bracia już na niego czekali. Żółwie wybiegł w popłochu z kryjówki. Leo gnał tak szybko, że pozostali mieli problem z dotrzymaniem mu kroku. Po 15 minutach znaleźli się na powierzchni. Nagle Mikey'go uderzyła w skorupę śnieżka. Mutant odwrócił się i zauważył swego brata, Raphaela oraz Monę, April, Casey'go i Renet.

-Gdzie tak zasuwacie? - spytał Raph podrzucając kolejną śnieżkę.

-Do Karai - odparł Leo. - Nie zgodziła się przyjść.

-To co? Zamierzasz wpaść tam i na kolanach błagać, żeby zmieniła zdanie?

-Daruj sobie te docinki. Chodzi mi o Sprintera.

-Taa, jasne.

Leonardo przekręcił oczami. Nie zamierzał dalej sprzeczać się z bratem. Puścił się przodem a reszta za nim.

-A kto to jest ta Karai? - spytała Mona.

-Nasza siostra - wyjaśnił Mikey.

-I dziewczyna Leo - zachichotał Casey.

Nagle chłopak oberwał śnieżką w głowę. Pokazały mu się gwiazdki przed oczami bo uderzenie było naprawdę silne.

-Ała! - zawył. - Komu to tak odwala? Komu przyłożyć?!

Przyjaciele popatrzyli po sobie. Nikt nie wiedział. No może poza jedną osobą 

-Donnie - wyrwała April.

Wszyscy spojrzeli na żółwia. Stał mocno zawstydzony i ściskał koniec swego szalika.

-Czemu to zrobiłeś? - spytał Leo.

-Nie wiem - odparł. - Taki świąteczny poryw.

-Ja ci zaraz dam świąteczny poryw - warknął Casey formując śnieżkę.

-Przestańcie! - uspokoił ich Leo. - Nie mamy na to czasu.

***

Przyjaciele stanęli przed siedzibą Karai. Po kolei weszli do środka. W progu zderzyli się z Shinigami.

-O, hejka - przywitała się.

-Hej, Shini - odparł Mikey.

-Przyszliśmy do Karai - rzucił szybko Leonardo.

-O, domyślam się o co chodzi - rzekła wiedźma. - Powodzenia życzę.

-Bo co? - dopytywała Renet.

-Bo nie bardzo jest skora do rozmowy - wyjaśniła.

-Dobra, dzięki. - Leo minął ją.

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. Reszta postanowiła zaczekać. To była ich rozmowa.

Leonardo dotarł do pod sam podest. Karai cały czas milczała. Westchnęła tylko ciężko.

-Musisz mnie wysłuchać - nalegał żółw stawiając stopę na schodku.

-Czy ja nie wyraziłam się jasno? - spytała nie opuszczając tronu. - Nie przyjdę.

-Dlaczego? Przecież jesteśmy rodziną.

-Myślisz, że po tym wszystkim, co wam zrobiłam to będę tam mile widziana?

-I tak większość cię nie zna. Karai, no zgódź się. Spędzimy święta jak rodzina.

-Spędzić święta. Ale jak?

-Normalnie. Przy choince.

-Nie wiem co to jest.

-Nie wiesz co to choinka?

-Nie wiem nawet co to święta, rozumiesz?! Nie wiem jak się je obchodzi. Nigdy tego nie robiłam.

-To nic trudnego. Choć, ja ci pokaże.

Karai nie była przekonana co do tego pomysłu. Leo wyciągnął do niej rękę.

-Moja przyjaciółka też nie wie co to są święta, ale jest tu po to by zrozumieć ich sens - dodał. - Obie poznacie urok Bożego Narodzenia.

Miwa zaczęła wierzyć żółwiowi. Westchnęła ciężko podając mu dłoń. Nagle rozległ się huk. Dziewczyna straciła równowagę i wpadła w ramiona Leonardo. Dwójka popatrzyła na siebie zaskoczona. Do środka wyleciał Donnie. Dosłownie. Zatoczył koło nad nimi i zawisł w powietrzu. Reszta wpadła do środka jak oszalała.

-Donnie, to Za-Naron! - krzyknęła April.

-Zostaw go ty poczwaro! - zawołał Mikey.

-W końcu dokończę to co zaczęłam - rzekła maszkara przez Donniego.

Z jego oczu biła wściekła biel.

-Nie w święta! - warknął Leo.

-April, bierz go! - zakomenderowała Renet.

Sama podskoczyła do góry, ale Donnie nic nie robiąc zaczął wyginać ją na wszystkie strony. Casey zareagował, lecz też padł na podłogę nieco "pomięty" Mona z Shini i Karai chciały atakować gdyby nie Leo :

-Nie! To nic nie da!

-Zostawcie go mnie! - krzyknęła April.

Udało jej się unieść na wysokość przyjaciela.

-Donnie! - zaczęła. - Wiem, że gdzieś tam jesteś i wiem, że mnie słyszysz.

-Daruj sobie - warknął.

-Wiem, że przemawia przez ciebie Za-Naron. Wchlonęła się w twoje molekuły. Ale możesz ją pokonać. Możesz to zrobić. Wiem, że możesz!

Nagle przez chwilę pojawiły się normalne oczy żółwia.

-Ona jest za silna! - zawołał. - Ty miałaś moce, ja ich nie mam.

-Moc nie jest ci do niczego potrzebna. To zależy od twojej woli. Ja ci pomogę!

-April, ja... nie chcę cię krzywdzić, ale...

-Nie uda jej się!

Wyciągnęła ręce przed siebie. Zacisneła dłonie w pięści.

-Donnie, dzisiaj święta, a ciebie nie może zabraknąć! - krzyknął Raph.

Rudowłosa rozszerzyła ramiona,.  Z żółwia wyskoczył demon. O dziwo  nie zaatakowała tylko uciekła. Żółw i dziewczyna opadli na ziemię.

-Żyjecie? - spytała Renet.

- Chyba tak - odparła rudowłosa.

Spojrzała na Donatello. Powoli się podniósł. Nastolatka szybki przytuliła go mówiąc :

-Jeszcze trochę, a znowu bym cię straciła.

***

Na Wigilii zjawili się przyjaciele żółwi. Przyszła nawet Karai. Wszyscy świętowali Boże Narodzenie z dużym rozmachem.

-Wesołych Świąt! - zawołali wznosząc toast.

THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro