Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pomocnicy Świętego Mikołaja

W mieście panowała podniosła atmosfera. Święta były już zapasem. Do Wigilii zostało tylko kilka godzin.

Żółwie latały jak szalone robiąc ostatnie przygotowania. Mikey dokańczał już sałatkę ziemniaczaną, Leo ze Splinterem dekorowali dojo, Donnie wprowadzał porządek w laboratorium a Raph porządkował swój pokój (to nie był jego pomysł). I nagle łup! Coś ostro walnęło gdzieś niedaleko kryjówki. Bracia i mistrz oderwali się na chwilę od swoich obowiązków po czym pobiegli do wyjścia. Będąc przy torach zauważyli rozbiegane renifery skaczące figlarnie tam i z powrotem.

-A co tu robią te jelenie?-spytał Raphael.

-To renifery-uściślił Donnie.

Brat przekręcił oczami wzdychając ciężko. Rodzina ruszyła w stronę zwierząt. Za zakrętem zauważyli duże, czerwone sanie, które dachowały na szynach razem z jakimś wielkim worem a obok nich leżał dość pulchny staruszek w czerwonym ubraniu i długą, białą brodą. Na głowie miał rubinową czapkę z pomponem.

-Ych! To Święty Mikołaj!-zawołał Mikey.

-Nie każdy grubas jest zaraz Mikołajem-burknął Raph.

Bracia podeszli bliżej starca. Po chwili ocknął się. Na głowie miał bardzo dużego guza.

-Mikołaju, w porządku?-spytał najmłodszy.

-A kto to Mikołaj?-odparł pytaniem starzec.

-A to nie ty?-dopytywał Donnie.

-Nie, ja jestem... ja jestem... A, no właśnie, kim ja jestem?-dociekał

-Chyba zaliczył mocne bęcki w głowę-stwierdził Leo.

-Postaram się mu pomóc-rzekł mistrz Splinter podchodząc do starca i pomagając mu wstać.

Szczur ruszył razem z nim do kryjówki. Żółwie natomiast spojrzały na sanie, wór i renifery.

-Tyle dzieciaków nie dostanie swoich prezentów-westchnął Mikey.

-No chyba, że...-zamyślił się Leo.

-O nie!-krzyknął Raph.- Nawet tego nie mów!

-A ty nie chciałbyś dostać prezentu?-spytał go Donnie.

-Nie potrzebuje.

-Tak, jasne.

Bracia odwrócili sanie, wpakowali na nie wór i zaprzęgli renifery. W saniach znaleźli jeszcze jakieś zapasowe czapki Mikołaja. Włożyli je na głowy (Raphaelowi trzeba było wciskać siłą) i pogonili renifery. Mikey znalazł jeszcze jakąś gigantyczną księgę, jakby telefoniczną, w której zapisani byli adresaci prezentów. Odhaczona była tylko Kanada, czyli, że reszta świata nadal czekała na swoje podarunki. Bracia podzielili się: Leo kierował, Donnie czytał księgę a Raph z Mikey'm podkładali prezenty. Szło im nie najgorzej. Po dwóch godzinach obdarowali całą Amerykę Północną a potem Brazylię, Argentynę, Chile, Egipt, Francję, Polskę, Niemcy, Hiszpanię, Finlandię, Włochy, Norwegię, Chiny, Rosję, Japonie i całą resztę świata. Około szóstej rano prezenty zostały rozdane. Żółwie wróciły do domu choć dostanie się do kanałów tak wielkimi saniami nie należało do łatwych. Po próbach wlecenia przez ukryte wejście dla Skorupogromcy dotarli do kryjówki. „Zaparkowali" przy wejściu wbiegając do środka. Mikołaj czuł się o wiele lepiej a co najważniejsze nie miał już amnezji. Bracia opowiedzieli mu o wszystkim a staruszek nie posiadał się ze szczęścia słysząc, że wszyscy dostali swe podarunki. Podziękował za pomoc i wskoczył do sań. Zauważył jeszcze jeden, mały worek. Rzucił go Leo z uśmiechem krzycząc:

-Wesołych Świąt!

Pociągnął lejce i renifery pobiegły przed siebie. Leonardo otworzył worek.

-Panowie, to dla nas! - zawołał.

Raph dostał nowe sai, Donnie zestaw nowych przyrządów chemicznych,  Mikey mnóstwo komiksów a Leo wszystkie odcinki "Gwiezdnych  Herosów". Sprinter natomiast nową ramkę do zdjęcie.

-Wesołych Świąt, chłopcy! - zawołał Yoshi.

-Wesołych Świąt, sensei! - odkrzyknęli chórem.

THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro