Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Opowieści Wigilijna Ninja

Święta zapasem, w kryjówce gwar. I choć wszyscy w świątecznym nastroju to jedyny Raphael nie potrafił się cieszyć. Miał naprawdę zły dzień i chodził wkurzony jak osa. Nawet Mona nie potrafiła zmienić jego humoru.

-Raph, zawiesisz gwiazdę na choince?-spytał Mikey.

-Nie-burknął.

-Co się dzisiaj z tobą dzieje?-nie rozumiał Leo.- Nawet w święta nie potrafisz odpuścić?

-Nie-upierał się.

-Dlaczego?-dociekał Donnie.

-Bo ja nienawidzę świąt!-krzyknął.- Wszyscy radośni, uśmiechnięci i przesłodzeni tym całym świątecznym nastrojem.

-Ale w świętach chyba o to chodzi, prawda?-wtrąciła się Mona.- Żeby być razem.

-Jasne, niech wpajają ci to dalej!-syknął.

-Niczego jej nie wpajamy, Raph-zezłościła się April.

-Chcemy jej tylko pokazać czym są święta-wyjaśniła Karai.

-A ty, ziom, jak nie pomagasz to przynajmniej nie przeszkadzaj- fuknął na niego Casey.

-No i dobra, idę stąd-warknął.

Poszedł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi. Położył się na łóżku mamrocząc pod nosem:

-Święta. Kto, do diabła, wymyśla takie obrzędy? Zawracanie głowy.

Przekręcił się na bok starając zasnąć. Ale już po minucie poczuł dziwny podmuch wiatru. Zerwał się oglądając dookoła. Nic. A nie! Jednak! Przed żółwiem stanęła jakby "wyanielona" wersja Mony. Miała skrzydła i białą suknię. No i uśmiechała się szeroko.

-Witaj, Raphael-powiedziała słodko.

-Mona?-zdziwił się wstając z łóżka.

-Jaka Mona, głupi Raphaelku-odrzekła.- Ja jestem Duchem Minionych Świąt.

-No to fanie, że wpadłeś. A teraz sio!

-Ty chyba nie wiesz jak ważną naukę tobie przynoszę.

-Nie i nie chcę widzieć. Wyjdź stąd!

-Tak nic nie zdziałam. Chodź ze mną.

Złapała go za rękę i wzbiła się w powietrze. Śnieg oprószył twarz żółwia. Chwilę potem stał już na podłodze w kryjówce. Obejrzał się i zobaczył male dziecko. Siebie bawiącego się ze Spike'm.

-Byłeś wspaniałym dzieckiem- stwierdził Duch.

-Tak, miałem 5 lat gdy w te święta znalazłem Spike'a-odparł.- Pamiętam to.

-Ale czy dla swojego rodzeństwa byłeś tak samo dobry jak dla swego zwierzątka?

Nagle do małego Rapha podszedł mały Mikey. Chciał pogłaskać żółwika a wtedy brat zerwał się i nawrzeszczał na niego. Mikey uciekł z płaczem. Starszy Raphael spojrzał na małego Michelangelo ze współczuciem.

-A z roku na rok było gorzej-ciągnęła Mona-Duch.

Raph zobaczył jak w wieku 10. lat kłócił się ostro z Leo w święta, a w wieku 13. zniszczył Donniemu "Zestaw Małego Chemika".

-Nie, ja nie mógłbym czegoś takiego zrobić- zarzekał się.

-Ale zrobiłeś, pamiętaj Raphael, to jest twoja przeszłość i twoje życie...- Głos Ducha był coraz mniej słyszalny, a w końcu i on sam zniknął.

-Mona? Mona!-krzyknął.- Gdzie jesteś?!

Znowu nastąpił podmuch wiatru i przed Raphaelem stanął Michelangelo w czerwonym płaszczu i wianku z jemioły na głowie.

-Mikey?-spytał.

-Nie, ziom, ja jestem Duchem Obecnych Świąt-oznajmił.- I chcę ci pokazać co zmalowałeś w tym roku.

Raph ponownie stanął w salonie. Jego bracia i przyjaciele ozdabiali kryjówkę i tylko jedna, jedyna osoba siedziała na kanapie.

-Mona?-zdziwił się Raphael.- Dlaczego ona jest smutna.

-Cóż, to jej pierwsze święta, pamiętasz?- mówił Duch.- Liczyła na coś innego niż to co zrobiłeś dzisiejszego wieczoru...

-Ale... przecież ja bym jej nigdy nie skrzywdził- jąkał się.

-Tak? Więc dlaczego to zrobiłeś? Skrzywdziłeś ją. Swoją postawą.

Raph przysłuchał się rozmowie przyjaciół.

-Mona, nie smutaj się-pocieszał ją Mikey.- Raphowi zaraz przejdzie.

-Tak, jasne-wtrącił sarkastycznie Leo.- Co święta to samo. Nie potrafi nigdy odpuścić.

-No i widzisz, Raph, jak ich krzywdzisz wszystkich?-zadał mu pytanie Duch.

-Nie, nie... to nie byłem ja!

-Wmawiaj to sobie, wmawiaj...

Mikey-Duch zniknął. Raphael wiedział, że to jeszcze nie koniec. I się nie mylił. Nastąpił następny podmuch wiatru. Przed żółwiem stanęła postać w ciemnym płaszczu okryta kapturem.

-Jestem Duchem Przyszłych Świąt-oznajmiła.

-Zaraz- Raph  rozpoznał głos.- Leo?

Duch zdjął kaptur. Tak, to był Leonardo. Nagle wszystko okryło się mgłą a kiedy szadź opadła Raph nadal był w kryjówce, ale sam. Towarzyszyła mu tylko głucha cisza.

-To jest przyszłość?- nie dowierzał żółw.

-Tak i to wcale nie taka odległa-oznajmił Duch.- To jutro.

-A gdzie wszyscy?-dociekał.

-Cóż, chcieli znaleźć jakiś sposób by cię rozweselić, więc wyszli n powierzchnię i niestety pech chciał, że znaleźli ich poplecznicy Shreddera.

-O nie. Gdzie oni teraz są?

Duch zaprowadził go do siedziby wroga. Żółw zobaczył swoją rodzinę uwięzioną w klatkach. Jak zwierzęta.

-Co się teraz z nimi stanie?- dopytywał przerażony Raphael.

-Znając Sakiego, pozabija ich jeden po drugim- odparł Leo.

-Nie, nie, nie!

Za mutantem stanął Super Shredder. Raph odwrócił się  i wtedy wróg uniósł ostrze w jego stronę.

-NIE!!! Ja się zmienię! Ja się zmienię! Ja się zmienię! Ja się zmienię!

-Raph! Raph, obudź się!

Mutant zerwał się zauważając Mikey'go.

-Mikey, ty... święta się jeszcze nie skończyły!

-No... nie.

Raphael ścisnął go z całej siły wołając:

-Wesołych Świąt, braciszku!

Odstawił go i pobiegł do salonu krzycząc do wszystkich "Wesołych Świąt". Zatrzymał się dopiero przy Monie.

-Przepraszam, że zachowywałem się jak debil- powiedział.- Choć, coś ci pokażę.

Pociągnął ją za rękę do wyjścia a reszta popatrzyła po sobie.

-Co mu się stało?-zdziwił się Donnie.

-Tak jakby podziałała na niego magia świąt-stwierdziła April.

Raph z Moną wyszli na powierzchnię. Żółw porozglądał się i w końcu znalazł czego szukał. Podprowadził swoją dziewczynę pod gałązkę w zaułku.

-Wiesz, pod czym stoimy?-spytał.

-Nie-pokręciła głową.

-Pod jemiołą-wyjaśnił.- A na Ziemi jest taka tradycja, że jeśli dwie osoby stanął  pod jemiołą to musza się...

Przekręcił ją w stronę ziemi.

-Całkiem ciekawa tradycja-stwierdziła.

Obięła go i pocałowała.

THE END

Jeszcze wpadłam na taką historię. Nikt się chyba nie dziwi że Rapha nawiedziły duchy :P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro