Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(Nie)Pod jemiołą

Oświetlone miasto, choinki w oknach, ludzie gnający w tą i z powrotem, padający śnieg i księżyc świecący jasno. Tak wyglądał Nowy Jork kilka godzin przed Wigilią. I takiego widział go Donnie z dachu budynku. Siedział na krawędzi a jego ciemnofioletowy szalik falował porywany przez wiatr. Te parę chwil chciał spędzić sam by wyciszyć myśli przed świętami. Wsłuchiwał się w gwar miasta, słuchał kolęd dobiegających zewsząd. Nagle coś uderzyło go w skorupę. Zachwiał się, ale nie spadł. Odwrócił wzrok zauważając kogoś, kogo zawsze mu brakowało.

-April-powiedział spokojnie.

-Nie idziesz do domu, Donnie?-spytała rudowłosa podchodząc do niego.- Niedługo Wigilia a ty siedzisz to sam... na tym zimnie.

-Nie jest mi zimno.

-Taa, akurat.

Siadła obok niego oddając mu swoją czapkę. Skuliła się trochę łapiąc za ramiona.

-Sama zaraz zmarzniesz-stwierdził żółw.

Oddał jej swój szalik pocierając rękę dziewczyny.

-Nie nudno ci tu?-dociekała.

-Nie, można myśleć.

-O czym?

-O wszystkim. O całym ostatnim roku.

-No i co ci się przypomniało?

-Kosmos, Zbiegoid, nasze kombinezony... a w szczególności twój.

April spojrzała na niego zdziwiona.

-Przepraszam, nie powinienem tego mówić-rzekł rumieniąc się.

-No, nie powinieneś-zgodziła się.- Bo wyglądałam w nim koszmarnie.

-Ty? Koszmarnie? Nieprawda!

-Jasne. Jak kurczak.

-Ani trochę. Wyglądałaś cudownie.

Nastała chwila ciszy.

-April...

-Donnie...

Powiedzieli to tak równocześnie, że nie mieli pojęcia, które z nich ma zacząć.

-Proszę, ty pierwsza-powiedział Donatello.

-Donnie, chciałam ci tylko powiedzieć, że podróż w kosmosie była fajna... I ty byłeś... fajny.

-Naprawdę.

-Mhm... Gdyby nie ty to pewnie Triceratoni  by nas zabili albo Insekroidy wykończyły resztę.

Donnie zaśmiał się.

-Dzięki.

-To... teraz ty.

-Okay... to... są już prawie święta, więc.... chyba już nigdy ci tego nie powiem, jeśli nie teraz.

-Tak?

-Możesz mnie uznać za największego głąba na świecie, ale... no wiesz...

-No, nie bardzo.

-Ja... ja cię lubię, April.

-Ja ciebie też.

-Nie, znaczy wiesz... tak bardzo lubię...

April spojrzała na niego łagodnym wzrokiem.

-Wyduś to w końcu.

-K-ko... kocham...

-Ja ciebie też.Myślałam, że to zabrzmi o wiele gorzej. 

Donatello nie bardzo wiedział co się dzieje.

-To chyba się nazywa magia świat-stwierdził.

-Możliwe. Wiesz... chciałam ci to powiedzieć wcześniej, ale trochę się bałam.

-I komu to mówisz.

-Brakuje nam tu jemioły...

-Chyba nie jest potrzebna...

Dwójka przybliżyła się do siebie całując. To były ich święta. Pierwsze jako para! W końcu święta to czas miłości i radości. I ja też życzę Wam Wesołych Świat!

THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro