6 Grudnia
Sen. Jest potrzebny każdemu człowiekowi, jednym miej innym bardziej. Wbrew pozorom Yuri uwielbiał pobudki, kiedy rozespany mógł sobie poleżeć w cieplutkim łóżeczku, pod cieplutką kołderką. Jednak zdarzały się takie pobudki, które za wszelką cenę chciał wymazać z pamięci. Już sam fakt, że nie spał w cieplutkim łóżeczku był niepokojący. A potem... Otworzył rozespany oczy, próbując przyzwyczaić się do światła, którego było zdecydowanie za dużo. Przeciągnął się i odwrócił w stronę stolika. Wiedział, że tam właśnie leżą jego okulary. Krzyknął wystraszony, chwytając okulary i cofając się na drugi koniec kanapy. Jedno słowo krążyło mu po głowie. Elf. Zasłonił usta dłonią, nie mogąc zrozumieć.
- Co ty masz na sobie? - to było pierwsze o co był w stanie zapytać.
Rozumiał, że Viktor był nieprzewidywalny, ale to przekraczało wszelkie granice. Rosjanin nie spodziewał się takiej reakcji, ale wciąż klęczał przed Japończykiem, przebrany za świątecznego elfa. W dłoniach trzymał własnoręcznie upieczony i udekorowany, niewielki tort czekoladowy. A obok niego stał Makkachin w czerwonym kubraczku i czapeczką z pomponikiem na łebku. W pyszczku trzymał mikołajkowy prezent dla bruneta.
- Nie podoba ci się mój prezent mikołajkowy? - spytał, patrząc na niego oczami szczeniaczka.
Japończyk zaniemówił. Co to miało być? Jednego dnia napada go elf, a kolejnego klęczy przed nim z tortem.
- Jesteś niemożliwy - szepnął uśmiechając się przy tym czarująco. Odłożył tort na stolik i przyciągnął do siebie siebie.
Platynowowłosy zadowolony z obrotu sytuacji, wciąż klęcząc wtulił się w brzuch ukochanego. Zanim się obejrzał jego elfia czapka upadła na podłogę, a brunet zręcznymi palcami zaczął przeczesywać jasne pasma włosów.
- Przepraszam za wczoraj. Jestem idiotą, który kocha cię ponad wszystko. Nie powinienem bagatelizować problemu, a tym bardziej się z ciebie śmiać. Przepraszam - oznajmił skruszony.
- Wybaczam - mruknął mu do ucha.
Po chwili odsunął się od niego i spojrzał w jego piękne błękitne oczy, w których po raz kolejny zatonął. Objął jego policzek dłonią i delikatnie go pocałował. Powoli, bardzo powoli pogłębiał pocałunek, doprowadzając tym Rosjanina do obłędu. Szybko jednak się odsunął, patrząc na przebranie elfa.
- Tylko czemu elf? - spytał, poprawiając się na kanapie. Noga na szczęście go już tak bardzo nie bolała.
- No bo pomyślałem, że jak to wszystko stało się przez elfa. No to pomyślałem, że elf mógłby to naprawić.
- Tylko ty mogłeś coś takiego wymyślić - zaśmiał się, zauważając wciąż wiernie czekającego Mahhakicha.
Poklepał miejsce obok siebie miejsce to Makkachin od razu wykorzystał. Wskoczył na kanapę, wesoło merdając ogonem. Chwycił torebkę i powoli ją otworzył, patrząc prowokująco na Viktora. Czuł jak łzy zbierają mu się w oczach. To zdecydowanie był najlepszy prezent mikołajkowy o jakim mógłby tylko marzyć. W szklanej śnieżnej kuli znajdowały się ich małe figurki, idealnie odwzorowujące moment, kiedy podarował Rosjaninowi złotą obrączkę.
- Jedyny taki egzemplarz na świecie, dla mojego najukochańszego i najwierniejszego fana - uśmiechnął się słodko, ubierając czapkę.
Brunet nie mogąc powstrzymać łez szczęścia, rzucił się na niebieskookiego, tak że obaj wylądowali na świecie. Mimo że miał Viktora na wyłączność to wciąż pozostawał jego fanem. A prezent, który otrzymał był spełnieniem jego najskrytszych marzeń.
- Dziękuję! - krzyknął, miażdżąc partnera w niedźwiedzim uścisku.
- Yuri... Kochanie... Dusisz...
- Ja też mam dla ciebie prezent! - pisnął radośnie, podnosząc się z podłogi oraz odkładając kulę na stolik. Wciąż lekko kulejąc pobiegł do sypialni, na szybko ocierając łzy. Wyjął ukrytą ozdobną torebkę i jak najszybciej wrócił do salonu. Usiał na dywanie i z radością w oczach, wręczył prezent narzeczonemu.
Viktor niepewnie spojrzał na prezent, ale od razu na jego ustach pojawił się śmiech w kształcie serca. Otworzył prezent i zaniemówił. W środku znajdowała się bluza, która była odzwierciedleniem sierści Makkachina. Jeszcze te doszyte uszka przy kapturze!
- Jest piękna!
- Przymierz - uśmiechnął się, popędzając partnera.
Bluza, tak jak zakładał Japończyk pasowała idealnie.
- Czyli już się na mnie nie gniewasz?
- Nie, ale jeśli chcesz abym ci wybaczył, musisz chodzić w tym stroju cały dzień - uśmiechnął się zwycięsko. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego narzeczony to zrobi. No i nie mógł zaprzeczać, że bardzo cieszyła go taka zemsta.
- Ale ty wiesz, że ja mam dzisiaj trening?
- No i o to mi chodzi - oznajmił, wstając i kierując się w stronę kuchni. Mimo że tort wyglądał apetycznie, najpierw wolał zjeść śniadanie, a nie chciał prosić Viktora o zrobienie go. Był pewien, że Rosjanin zmarnował całe swoje kulinarne szczęście na upieczenie tortu. Wolał nie ryzykować utratą kuchni.
Wiedział, że ten dzień będzie wspaniały i obfity w skutki. Już się nie mógł doczekać miny Yurio jak zobaczy, swojego rodaka w stroju elfa. Choćby miał uszkodzić sobie jeszcze bardziej nogę, nie mógł przegapić tego widowiska.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro