Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 grudnia

Viktor znudzony wpatrywał się w parującą herbatę. Strasznie mu się nudziło. Yuri był na treningu. Makkachin odpoczywał sobie tuż przy choince, skazując swojego pancia na samotność. Cały czas jednak nie spuszczał z oka średniej wielkości słoika z francuskimi makaronikami. Miał wielką ochotę spróbować wypieków, ale wiedział że nie może, kartka leżąca przed nim, ze zwyczajną prośbą jego partnera tylko go w tym uświadamiała. Przecież nie mógł go zawieść.

Jego chwilę zadumy, przerwał dźwięk otwieranych drzwi oraz dość głośne syknięcie. Viktor natychmiast poderwał się z krzesła i pobiegł w stronę drzwi. Był pewien, że to Yuri. A skoro wrócił tak wcześnie to coś musiało się stać. Nie pomylił się.

- Yuri! - krzyk Rosjanina był pewien zmartwienia. Siniak na policzku, plaster na nosie, no i na dodatek kulał!

- Pomożesz mi to zdjąć? - spytał, wskazując na kurtkę.

Platynowowłosy od razu podbiegł do ukochanego i powoli zaczął rozpinać mu kurtkę.

- Co się stało? Boli cie coś jeszcze? Może powinniśmy jechać na pogotowie?

- Elf mnie napadł - Viktora zamurowało. Zaprzestał rozpinać kurtkę i spojrzał na bruneta, nie wiedział czy się przesłyszał, czy może Yuri mówił poważnie. Jeśli tak to... Nawet nie wiedział jak to skomentować.

- Co? - spytał w końcu. Miał ochotę się zaśmiać.

- Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale w skrócie Mila i Yurio.

Japończyk z pomocą partnera w końcu ściągnął kurtkę i buty. Kulejąc skierował się w stronę salonu. Noga cholernie go bolała, tak samo jak nos i plecy. W końcu udało mu się wygodnie usiąść na kanapie.

- Powiesz mi co się stało? - Viktor usiadł obok niego, przykładając do jego policzka ściereczkę z lodem, którą dopiero co przyniósł.

- Yurio i Mila zaczęli się kłócić, jak ćwiczyłem układ. Mila przyniosła jakąś kukłę przebraną za elfa, chciała żeby Yurio założył ten strój. No i zaczęli się szarpać i ten elf wtedy pękł, akurat jak próbowałem zrobić skok. No i na moje nieszczęście ta kukła uderzyła we mnie i wtedy upadłem.

Rosjanin przez chwilę, przez niewielką chwilę próbował się nie zaśmiać, niezbyt mu to jednak wyszło. Jego dźwięczny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Sytuacja, która się przydarzyła brunetowi, była wręcz nieprawdopodobna. No bo nikt nie kończy tak jak by go pobili z powodu kukły!

- Viktor to nie jest śmieszne! - oburzył się. Może i sytuacja była śmieszna, ale na pewno nie dla niego. Jeśli się okaże, że jego kostka jest skręcona albo co gorsza złamana może pomarzyć o tegorocznych zawodach.

- Właśnie, że jest - Rosjanin już prawie płakał ze śmiechu.

- Świetnie - posumował oschło, wstając z kanapy. Kulejąc poszedł do łazienki. W końcu musiał zmienić opatrunek na nodze, a niebieskooki nie wydawał się skory do pomocy.

Dopiero po kilkunastu minutach i braku Makkachina przy choince uświadomił sobie powagę sytuacji. Został tydzień do zawodów. Jeśli wypadek Yuriego będzie poważny, to nie będzie mógł wystartować. Kiedy to w końcu do niego dotarło, poderwał się z kanapy i pobiegł do łazienki. Otworzył drzwi i zobaczył smutny i jednocześnie przeuroczy widok.

Makkachin siedział tuż obok Yuriego, trzymając w pysku opakowanie ze świeżymi plastrami. Brunet natomiast siedział przygnębiony na krawędzi wanny, kończąc opatrywać nogę, która na szczęście nie była opuchnięta.

- Yuri - mężczyzna czuł się winny, że nie zareagował tak jak powinien. Usiadł obok partnera i wtulił się w jego plecy. Szybko jednak się cofnął, słysząc cichy jęk.

- Przepraszam, nie powinienem tak zareagować - szepnął skruszony, obejmując obiema dłońmi twarz ukochanego.

- Przecież to nic. Najwyżej nie wziąłbym udziału w zawodach - prychnął, odtrącając dłonie Viktora. Wstał i wyszedł z łazienki, uważając żeby bardziej nie naruszyć obolałej stopy. To nie tak, że był zły. Po prostu zawsze kiedy Rosjaninowi działa się jakakolwiek krzywda, mniej czy bardziej absurdalna, zachowywał powagę, nigdy go nie wyśmiał, nie w taki sposób. Wychodził z założenia, że krzywda Viktora jest jego krzywdą. Zawsze starał się mu pomóc jak tylko mógł, a kiedy sam znalazł się w sytuacji, kiedy możliwe, że jego kariera łyżwiarska mogła stać pod wielkim znakiem zapytania, ten po prostu go wyśmiał. Nawet nie spróbował postawić się na jego miejscu, ale w sumie co on mógł wiedzieć? W końcu to nie w niego jeszcze kilkadziesiąt minut temu trafiła całkiem spora kukła, która swoja drogą do najlżejszych nie należała.

Zawiedziony wszedł do kuchni. Wstawił sobie wodę na herbatę i usiadł na krześle. Powinien teraz odpoczywać i nie nadwyrężać nogi, ale nie mógł. Czy w takich sytuacjach naprawdę mógł polegać tylko na sobie?

Viktor natomiast wciąż siedział w łazience. Makkachin patrzył na niego kręcąc łebkiem. Nie wiedział co zrobić. Zawalił, a wszystko przez to, że za późno zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. W końcu wstał i wyszedł z łazienki. Wiedział, że musi coś zrobić, przeprosić i wyjaśnić. Jednak wiedział, że tak szybko tego nie dokona. Widok jaki zastał w salonie kompletnie go rozczulił. Dopiero kiedy zobaczył śpiącego narzeczonego zdał sobie sprawę jak dużo czasu spędził siedząc zszokowany w łazience. Chwycił leżący na oparciu kanapy koc, który ostatnio kupił Yuri i przykrył go nim szczelnie. Zdjął ostrożnie okulary i położył je na stoliku.

Musiał jakoś wynagrodzić Japończykowi całą sytuację i już nawet wiedział jak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro