6. Bliźniaki (Blais+Ginny)
Wigilia
Szpital św. Munga...
Śnieg padał tak cicho, że można by wziąść cytat z piosenki "Hej ludzie idą święta" ( jakby ktoś świat pudrował). W szpitalu dla czarodzieji w Londynie na oddziale położniczym rozległ się krzyk.
- Blais do cholery szybciej! ONE WYCHODZĄ!!! - zawołała ruda kobieta.
- Lekarza. LEKARZA!!! LUDZIE ONA RODZI!!! - zawołał mąż ciężarnej.
Do przyszłych rodziców podbiegły siostry. Zabrały Ginny na sale, a Diabłowi kazały czekać na korytarzu. Zza dzrzwi dochodziły okropne wrzaski i przeklęstwa. Zdenerwowany tatuś prawie mdlał z każdym krzykiem. Strasznie żałował, że nie może tam być, przy niej.
Nagle rozległ się płacz, a do Zabiniego przybiegła pielęgniarka.
- Prosze. Prosze szybko.
Pobiegł za kobietą i ujżał swą żone. Zmęczoną, spoconą, ale uśmiechniętą.
Trzymała przy piersi małą rudą dziewczynke. Zabini rozglądnął się, wtedy pielęgniarka podała mu małą, ciemnoskórą córkę, która była dosłownie kopią tatusia. :)
- Dobrze, że nie musiałem obcinać pępowiny - westchnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro