Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Tego dnia pogoda była bardzo ładna. Co prawda termometr wskazywał temperaturę na minusie, jednak to i tak nie psuło piękna tego dnia. Zwłaszcza Takato cieszył się dogodną pogodą. Przesz ostatnie cztery dni nie pozwalano mu opuszczać pokoju, chyba że z ważnego powodu. Już o wychodzeniu na zewnątrz nie wspominając. Junta i Minami bardzo mocno wzięli sobie do serca opiekę nad nim. Starszy usługiwał brunetowi we wszystkim. Ledwo zdążył szepnąć słówko, a już miał co chce. Tym czasem młodsza z rodzeństwa zajmowała się lekarstwami. Pamiętała o zażywaniu lekarstw, które wraz ze szklanką wody przynosiła choremu w regularnych odstępach czasu. I tak oto spędził tych kilka dni na właściwie niczym.

Teraz zbierał się właśnie do wyjścia. Wybierał się bowiem z partnerem na spacer. Jak najdłuższy spacer. Nie chodzi o to, że nie lubił państwa Azumaya. Po prostu potrzebował trochę czasu sam na sam z Juntą. Właśnie, mówiąc już o tym zboczonym aniele.

- Chunta! - Krzyknął brunet. Dlaczego blondyn tak się guzdrał?

- Już jestem. - Oznajmił spokojnie wyższy, wchodząc do przedpokoju, w którym czekał na niego partner.

- Nareszcie. Ile można czekać? - Powiedział i począł zakładać na siebie ciepłą kurtkę. Po chwili był już w pełni ubrany, wliczając w to czapkę, szalik, rękawiczki i zimowe buty. Drugi także już w pełni ubrany, czekał aż tylko wyruszą w drogę. Opuścili dom, kierując się w stronę leśnej dróżki. Do momentu dojścia do niej, starali się trzymać od siebie dystans, na wypadek gdyby ktos ich zobaczył. Jednak gdy wkroczyli na wcześniej wspomnianą dróżkę mogli swobodnie zachowywać się, jak u siebie w domu. Junta od razu po wkroczeniu do "bezpiecznej strefy" objął Takato w pasie i przyciągnął do siebie bliżej. Drugi w odpowiedzi na to wtulił się trochę w niego, kładąc swoją rękę na biodrze blondyna. Tak oto swobodnie spacerując, rozmawiali na różne tematy. Chociaż było dość zimno, nie odczuwali tego. Czuli jedynie wzajemne ciepło. W pewnym momencie Junta spostrzegł, że są blisko pewnego, dobrze mu znanego miejsca.

- Takato. - Zwrócił się do niższego. Ten spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Niedaleko z tąd znajduje się pewne miejsce. Chciałbyś może je zobaczyć?

- Miejsce? - Zaciekawił się Saijou. - Cóż, w sumie czemu nie. - Odpowiedział, zgadzając się.

- Świetnie! - Ucieszył się Azumaya. Dał partnerowi buziaka w policzek. O dziwo, bardzo ciepły policzek. - W takim razie, musimy iść w tą stronę. - Wskazał właściwy kierunek i ruszyli w jego stronę, nadal ze sobą rozmawiając i śmiejąc się.

Po około piętnastu minutach byli na miejscu. Junta wcześniej, wiedząc że się zbliżają do punktu docelowego, zasłonił brunetowi oczy. Na miejscu odsłonił je, a granatooki zobaczył przepiękny widok. Była to mała rzeczka, nad którą znajdował się drewniany most. Przepiękny drewniany most. Cały ten widok był przepiękny Na wodzie błyszczała, niczym diament tafla lodu. Zdawało mu się, że to była łąka, jednak nie mógł tego potwierdzić, ponieważ wszystko przysłaniał biały puch. Co do mostu, był wykonany z jasnego drewna. Na obu barierkach znajdowały się po dwie małe lampy. Obaj aktorzy uwielbiali takie widoki. Cisza i spokój, tak samo jak w ich ulubionym miejscu, w strefie fabrycznej.

- I jak? Co myślisz? - Zapytał widząc pozytywną reakcje ze strony Takato.

- To jest wspaniałe! - Nadal zachwycony wykrzyknął radośnie. "Uroczy" Pomyślał blondyn i pogłaskał go po głowie.

- Cieszę się. - Zaśmiał się. - Trochę mi zajęło, żeby zmienić to miejsce, w takie jakim jest teraz.

- Czekaj, czekaj. Ty to wszystko zrobiłeś?! - Ten wstrętny anioł. Jak on potrafi zrobić kompletnie wszystko? Jakim cudem?

- Tak właściwie, to nie zrobiłem tak wiele, chociaż było przy tym trochę pracy. - Uśmiechnął się promiennie, zaczynając wyliczać. - Musiałem wymienić kilka desek, pomalować most, Zamontować nowe lampy...

- Dobrze, dobrze, rozumiem. - Takato przerwał jego wyliczanie. - Po prostu jesteś dobry we wszystkim! - Niemal wykrzyczał i odwrócił się od blondyna. Junta ponownie pogłaskał go po głowie i złapał za rękę.

- No chodź! - Pokierował się w stronę mostu, a za nim podążył brunet. Tak oto poczęli oglądać przepiekny widok. Wszystko było przykryte białym puchem. Skuta lodem rzeka płynęła prawie że na równo z linią lasu. Mówiąc o lesie, wzrok Takato przykuło jedno drzewo. Nie wiedział, czy mu się zdaje, czy nie, ale widniała w nim dziura. Była tak duża, że mógłby się tam zmieścić dorosły człowiek. Postanowił o nie zapytać partnera.

- Chunta. - Zagadnął. - Co to za drzewo? - Wskazał na wcześnieju wspomniany obiekt.

- Ah! To moja kryjówka z dzieciństwa. - Oznajmił

- Kryjówka? - Brunet znowu zadał pytanie.

- To martwe drzewo. - Wyjaśnił. - Odkryłem je w dzieciństwie. Jest puste, dlatego zrobiłem z niego kryjówkę. Chcesz zobaczyć? - Takato kiwnął głową na tak. Zeszli z mostu i pokierowali się w stronę obiektu. Zaglądając do środka, Junta pozytywnie się zaskoczył. Znajdował się tam stary, drewniany kufer, dość sporych rozmiarów.

- Co to? - Zapytał Granatooki.

- Cóż. Kiedyś dość często tu przebywałem. Są tu koce, ciepłe ubrania i takie tam. - Otworzył kufer biorąc do ręki jeden z kocy. Wszystko znajdujące się tam niestety było bardzo zniszczone, głównie z powodu wilgoci, i nie nadawało się do użytku. Blondyn chciał to z tamtą zabrać, kiedy jego telefon zaczął wibrować. Na ekranie wyświetlał się napis "mamá"

- Hola mamá. - Przywitał się z hiszpańskim akcentem. - Nie, nie, zaraz wracamy. Dobrze, do zobaczenia! - Zakończył rozmowę, wciskając czerwony przycisk. - Musimy już wracać. - Zwrócił się tym razem do Takato.

- Dobrze, chodźmy. - Zgodził się. Wracali tą samą, leśną drogą, którą wcześniej spacerowali. Cóż, leśne drogi mają to do siebie, że zazwyczaj są nierówne. I tak oto Junta, który nie dostrzegł dziury, wylądował twarzą w śniegu. Rozśmieszyło to Takato, który wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

- To nie jest śmieszne! - Zdenerwował się blondyn, otrzepując się że śniegu. Granatooki jednak nic nie mógł poradzić i nadal głośno się śmiał. Wyższy spojżał na niego z grymasem zdenerwowania na twarzy. - Eh... - Westchnął, przybliżające się do partnera, który był zbyt zajęty śmiechem, żeby to zauważyć. Był coraz bliżej i bliżej, aż w końcu złączył ze sobą ich usta. Zaskoczyło to bruneta. Nie spodziewał się tego. Jednak po chwili oddał się gestowi, który z każdą sekundą stawał się głębszy. W końcu jednak zabrakło im powietrza i musieli się od siebie oderwać. Takato zasłonił twarz dłonią, aby nie było widać jak bardzo się rumieni. Blondyn jednak zabrał jego rękę i spojżał na płonącą czerwienią twarz.

- Piekny. - Skomentował ten widok, sprawiając pojawienie się jeszcze mocniejszych rumieńców. Zaśmiał się na tą reakcję i trzymajac bruneta za rękę, ruszył dalej do domu. Do domu, w którym czekała na nich pewna "niespodzianka".

1027 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro