Rozdział 6
Po wzięciu prysznica i wykonaniu kilku innych porannych czynności, blondyn postanowił przygotować śniadanie. Odniósł swoją piżamę do pokoju, w którym zauważył, że Takato w końcu postanowił wstać. Ścielił on właśnie łóżko, przez co stał tyłem do wejścia i nie zauważył Junty, który to wykorzystał. Podszedł do niższego i przytulił go od tyłu, kładąc głowę na jego ramieniu. Granatooki wzdrygnął się i spojrzał za siebie.
- Nie strasz mnie, debilu! - Z naburmuszoną miną odsunął partnera od siebie, żeby odwrócić się do niego przodem. Popatrzył na jego twarz. Głupku, dlaczego się szczerzysz? - Potrzebujesz czegoś?
- Nie, nic nie potrzebuję. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Dał tylko brunetowi przelotnego buziaka i pokierował się do wyjścia.
- O co mu chodziło? - Saijou zapytał sam siebie. Tym czasem Junta właśnie zaczynał przygotowywać śniadanie. Po kilku minutach wykonywania tej czynności, do kuchni weszła Minami, uroczo przecierając oczka. W ręce nadal trzymała poduszkę. Wskoczyła na krzesło i usiadła na nim, przytulając się do trzymanego przedmiotu.
- Dzień dobry, śpiąca królewno. - Przywitał ją z uśmiechem brat.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała oddając uśmiech, po czym ziewnęła, co było jedną z najsłodszych, poza Takato oczywiście, rzeczy jakie blondynowi w życiu były dane zobaczyć.
- Dobrze się spało? -Zapytał, nadal przygotowując potrawę.
- Tak, tylko trochę... ciężko mi było zasnąć. - Spojrzała na brata z lekko zmartwioną miną.
- Przez to co się stało z Takato? - Ponownie przerwał przygotowywanie potrawy i odwrócił się do siostrzyczki. Na jego pytanie ona tylko kiwnęła lekko główką. - Nie ma się co martwić. Takato czuje się już lepiej. Tylko, obawiam się, że przydadzą mu się opiekuni. - Uśmiechnął się i puścił oczko dziewczynce.
- Masz na myśli, wiesz co? - Dopytała patrząc na niego ze znaczącym uśmiechem.
- Dokładnie tak! - Uśmiechnął się w ten sam sposób.
*********
Po przygotowaniu śniadania jakim były, kto by się spodziewał, naleśniki (bo trzeba przyznać, że Junta robił wyśmienite naleśniki), dwójka rodzeństwa rozpoczęła swój plan. Azumaya nałożył na kilka talerzy, po stosie naleśników. Trzy z nich położył na stole, w tym jeden z nich dając swojej siostrze. Następne były dla jego rodziców, którzy zaraz mieli tam się zjawić. Dwa pozostałe wziął ze sobą i udał się w stronę schodów. Wszedł do, znanego już nam dobrze pomieszczenia, w którym zastał swojego partnera przeglądającego coś właśnie na telefonie.
- Proszę Takato. - Powiedział przysiadając obok niego na łóżku i podając mu jeden z talerzy. Brunet Odłożył telefon na szafkę nocną, i wziął podany mu przedmiot.
- Dziękuję, ale dlaczego przynosisz mi to do pokoju? - Zapytał, nie rozumiejąc powodu zaistniałej sytuacji.
- To jest tradycja w naszej rodzinie. - Odpowiedział z poważną miną. - Kiedy któryś jej członek jest chory, reszta jest zobowiązana przygotować mu śniadanie do łóżka i zająć się nim, dopóki nie wyzdrowieje. - Po tej, jakże ekscytującej, przemowie spojrzał na bruneta, który na to wszystko odpowiedział jedynie:
- Co? - Popatrzył na Azumaye pytającym wzrokiem. - Mam kilka pytań. Po pierwsze: Kto zrobił te naleśniki? Po drugie: Kto ci powiedział, że jestem chory? I po trzecie: Od kiedy jestem członkiem twojej rodziny? - Wymienił nadal nie spuszczając wzroku z blondyna.
- Cóż, odpowiadając na twoje pytania. - Zaczął Junta. - To ja zrobiłem te naleśniki. - Takato spojrzał na talerz i, jakby zachęcony tym co usłyszał od drugiego, nabił trochę naleśnika na widelec i włożył go do buzi. - Co do drugiego pytania. Dopiero co miałeś wysoką gorączkę, nie możesz zaprzeczyć, że nie jesteś chory. - Saijou chciał zaprotestować, jednak w tym momęcie mimowolnie kichnął. - A co do trzeciego pytania. - Blondyn uśmiechnął się pogodnie, patrząc w głąb granatowych oczu. -Jesteś nim odkąd chodzimy ze sobą. I mam nadzieję, że tak zostanie już na zawsze. - Wziął rękę bruneta w swoją i ucałował. Takato jednak szybko ją zabrał i odwrócił się, żeby blondyn nie zobaczył jak bardzo się rumieni.
- Głupek! - To było jedyne co powiedział. Bardzo ucieszyły go te słowa. Być częścią rodziny Junty? Bardzo by tego chciał. Jednak, czy kiedyś mu to powie? Cóż, ta myśl jest wątpliwa. Gdy poczuł, że policzki nie płoną mu już żywym ogniem, odwrócił się z powrotem w stronę partnera i rozpoczęli razem posiłek.
*********
- Chunta, nudzę się~ - Jęknął Takato znudzony tak właściwie wszystkim. Junta nie pozwalał mu opuszczać pokoju gdyż, jak twierdził, brunet najpierw musi się wykurować, aby wyzdrowiał do świąt. Próbował go przekonać, jednak wiedział, że ten nie odstąpi. I tak skończył leżąc na łóżku i patrząc w sufit, gdyż nic ciekawszego nie miał do roboty.
- Chcesz przeczytać jakąś książkę? - Zaproponował. - Mam ich trochę.
- Cokolwiek jest lepsze niż patrzenie w sufit. - Przyznał, jednocześnie zgadzając się na ten pomysł. Azumaya wstał z pufy i pokierował się do jednej z wyżej wiszących szafek. Otworzył ją, a oczom Takato ukazały się dziesiątki książek w barwnych okładkach.
- Jaką byś chciał? Mam dość dużo książek fantasy, kilka romansów, jakieś mangi i parę innych gatunków. - Blondyn przedstawił po krótce swoją kolekcję. - O! Myślałem, że ją komuś oddałem! - Wziął do ręki pewną, średniej grubości książkę. Zaczął powoli przeglądać jej wnętrze, gdy nagle wypadła mu z kieszeni jakaś kartka. Brunetowi jednak nie udało się dostrzec co się na niej znajdowało, ponieważ drugi szybko ją podniósł i spoglądając na nią kątem oka, schował do kieszeni.
- Co to? - Zapytał zaciekawiony, jednak nie otrzymał odpowiedzi.
- Nic ważnego. - Powiedział szybko, jakby lekko zestresowany. Zabrzmiał trochę tajemniczo. - No to jaką książkę byś chciał? - Szybko zmienił temat rozmowy.
- Żadną. Zrobiłem się senny. - Ziewnął, jakby na potwierdzenie swoich słów. Odwrócił się w stronę ściany i opatulił kołdrą. - Dobranoc. - Dodał jeszcze szybko.
- Zrozumiałem! Miłych słów! - Odpowiedział blondyn odkładając książkę na miejsce. Zamknął szafkę i udał się z powrotem na swoje uprzednie miejsce. Popatrzył na swojego partnera. Nie odrywając od niego wzroku zaczął rozmyślać. Był ciekawy czy drugi domyśla się co on planuje. Nie, raczej nie. Podniósł się z pufy i podszedł do Takato. Gdy upewnił się, że ten już śpi, czule ucałował go w policzek, po czym zbliżył usta do jego ucha.
- Już niedługo... Zostaniesz mój na zawsze. - Wyszeptał tajemniczo. Odgarnął włosy z jego czoła, aby spojrzeć w przepiękną twarz. Jej wyraz był bardzo łagodny. Taki bezbronny. Jego zamknięte oczy okryte były długimi rzęsami. Drobny, zaczerwieniony nos oraz gładkie, delikatne policzki w tym samym odcieniu. Lekko rozchylone usta, z których wydobywał się dźwięk cichego chrapania. Junta mógłby się wpatrywać w ten obraz godzinami. Przejechał opuszkami palców, po rumianym policzku. Przyłożył swoje usta do rozchylonych warg i musnął je lekko. Chciałby czegoś więcej niż to, jednak ich sytuacja na to nie pozwalała. Gdyby ktoś się domyślił, a co dopiero usłyszał... Nawet nie chciał o tym myśleć. To by była istna katastrofa. Postanowił więc wpatrywać się, w najlepsze co los mu dał. Jak długo to robił? Cóż, sam Bóg tego nie wie.
1066 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro