Rozdział 4
Tak jak mieli w planach, przed 10.00 byli gotowi. W czasie gdy Junta pakował walizki do bagażnika, Takato wsiadł do auta, na miejsce pasażera. Za chwile drógi do niego dołączył. Oboje zapieli pasy, a blondyn odpalił silnik.
- Droga może trochę potrwać. Jakbyś chciał, nie krępuj się zdrzemnąć. - Oznajmił Azumaya.
- W porządku. - Uśmiechnął się do niego.
Droga faktycznie, była dość długa. Jednak gdy wyjechali z miasta, ich oczom ukazał się przepiękny krajobraz. Tak spokojnie, brak dróg zapełnionych samochodami. Takato nie mógł oderwać wzroku od tego widoku. Większość swojego życia spędził w mieście. Nie często bywał poza nim. Spoglądał przez szybę z uśmiechem, wyglądając przy tym jak małe dziecko. Junte rozbawił ten widok.
- Rzadko bywasz poza miastem, mam racje? - Zagadnął blondyn.
- Tak, nigdy za bardzo nie miałem czasu aby pozwolić sobie na taki wyjazd. - Powiedział odwracając głowę w stronę drugiego. - Każdy mój wyjazd poza miasto był powiązany z pracą.
- Cieszę się, że udało ci się wziąć wolne, na święta. - Powiedział z uśmiechem i złapał bruneta za rękę, nie odrywając oczu od drogi.
- Poświęciłem się, harując jak wół, żeby je dostać. - Powiedział z poważną miną. - Powinieneś mi być wdzięczny.
- Oczywiście że jestem. - Przybliżył dłoń partnera do ust i ucałował.
- Chunta, skup się na drodze! - Odpowiedział na ten gest Granatooki, zabierając swoja rękę. - Zabijesz nas tą nieuwagą!
- Spokojnie, nic się nie stanie. - Zapewnił śmiejąc się z postawy Takato, która go rozbawiła, czego nie ukrywał. - Zostały nam jeszcze jakieś trzy godziny drogi. - Zmienił temat. - Możesz się zdrzemnąć jeśli chcesz. Obudzę cię na miejscu.
Takato posłuchał rady i postanowił się zdrzemnąć. Założył słuchawki, włączając muzykę na telefonie. Po kilku minutach usnął. Blondyn przykrył go swoją kurtką.
- Już prawie jesteśmy. - Junta powiedział sam do siebie. W tym momencie Obok niego, otworzyły się błękitne oczy. Po aucie rozległ się dźwięk ziewania.
- Ile jeszcze drogi nam zostało? - Zapytał brunet, patrząc na Junte, nadal zaspanymi oczami.
- Kilka minut.
- W pożądku.
Tak jak powiedział blondyn, byli na miejscu kilka minut później.
- Jesteśmy! - Ogłosił radosnym głosem Azumaya.
- To już. - Takato powiedział cicho i zaśmiał się nerwowo.
- Spokojnie, będzie dobrze. - Zapewnił go partner. Jego głos był bardzo kojący. Aby dodać mu otuchy junta ucałował go w nos. - Nie martw się. - Ponownie go pocałował, bym razem w czoło.
- Takato? Twoje czoło jest ciepłe. Masz gorączkę? - Zapytał lekko zaniepokojony blondyn.
- To pewnie przez tą kurtkę. - Wyjaśnił. - Jest bardzo ciepła.
- W takim razie, w porządku. - Odpowiedział Junta wychodząc z samochodu. - Chodź! - Ponaglił drugiego. Ten posłusznie wyszedł z samochodu.
Tym czasem, pewna dziewczynka, stojącą przy oknie, została rozproszona przez kotka, idącego drogą. Po chwili jednak wróciła do zajęcia, jakim było wypatrywanie samochodu jej brata. Zauważyła że samochód ten stał pod ich domem i długo się nie zastanawiając podbiegła do drzwi. Otworzyła je gwałtownie.
- Junta! - Krzyknęła, podbiegając do blondwłosego mężczyzny i rzucając mu się na szyję. Junta oddał uścisk. Gdy się od siebie odsunęli, dziewczynka podeszła do bruneta.
- Pan musi być przyjacielem Junty. Mam rację? - Zapytała go z uśmiechem.
- Darujmy sobie tego ,,Pana". Jestem Takato Saijou. Możesz mówić mi po imieniu. - Z uśmiechem podał rękę dziewczynce.
- Bardzo mi miło. - Zaśmiała się, ściskając rękę mężczyzny. - Jestem Minami. Junta dużo mi o tobie mówił.
- To zabawne, bo mi o tobie też. - Zaśmiał się.
- To może wejdziemy? - Zaproponowała Minami. - Przedstawię Cię moim rodzicom.
- Wiesz Mi-chan, to raczej ja powinienem im przedstawić Takato. - Do ich rozmowy wtrącił się Junta.
- No tak. - Dziewczynka podrapała się po karku, nadal się uśmiechając. Pokierowała się w stronę domu, aby zawołać rodziców.
- Będzie dobrze. - Ponownie zapewnił blondyn, całując partnera. Tan oddał krótką pieszczotę. Po tym udali się do budynku. Weszli do przedpokoju, w którym za chwilę pojawiły się jeszcze dwie inne osoby.
Jedną z nich była kobieta. Miała pół japońskie, pół hiszpańskie rysy twarzy. Była dość wysoka. Długie blond włosy, spięte miała w wysoki kucyk. Była szczupła. Ubrana w różową spódnicę przed kolana i białą przewiewną bluzkę, z rękawami do łokci. Na jej pomalowanych różowym błyszczykiem ustach, malował się uśmiech. Patrzyła na dwójkę mężczyzn zielonymi oczami.
Drugą osobą był mężczyzna. Miał typowo japońskie rysy twarzy. Był podobnego wzrostu co kobieta. Czarna grzywka opadała mu na twarz, lekko przysłaniając brązowe oczy. Ubrany był w tradycyjne, japońskie kimono. Mimo ostrego spojrzenia, na jego twarzy także malował się szczery uśmiech.
- Mamo! Tato! - Junta podbiegł do rodziców tak samo, jak Minami wcześniej podbiegła do niego. Przytulił ich mocno.
- No już Junta. - Zaśmiał się mężczyzna. - Bo nas zgnieciesz.
- Przepraszam. - Odpowiedział puszczając ich. - Tęskniłem za wami.
- No już, już dobrze. - Powiedziała jego rodzicielka głaszcząc go po głowie. Wtedy spojrzała za swojego syna. - A co to za dżentelmen?
- A, tak. To jest Takato. - Wskazał na bruneta. - Mój przyjaciel i współlokator. - Dziwnie się czuł określając go w ten sposób. Ale co miał powiedzieć? ,,Mamo, tato to jest Takato. Mój partner który od 2 lat ze mną mieszka. A, no i jestem gejem. Niespodzianka!''? Cóż niestety to nie wchodziło w grę, a oni musieli udawać.
- Miło mi cię poznać. - Kobieta podeszła do mężczyzny i podała mu rękę. - Nazywam się Camila, a to mój mąż Haruo.
- Mnie również jest miło. - Granatooki miło się uśmiechnął i lekko ścisnął drobną rękę kobiety.
W tym czasie Minami podeszła do swojego taty i zapytała o coś. Gdy otrzymała odpowiedź uradowana pobiegła do swojego pokoju. Nikt nie zdał sobie sprawę z jej nieobecności, gdy w końcu blondyn zobaczył że kogoś wśród nich brakuje.
- Gdzie jest Mi-chan? - Rozejżał się, ale nigdzie nie było dziewczynki.
- Przed chwilą poszła do swojego pokoju. - Odpowiedział Haruo - Swoją drogą, pewnie jesteście głodni. Proszę ściągnięcie kurtki i rozgośćcie się, zaraz będzie gotowa kolacja.
- Tato? Mógłbym zabrać Takato do góry? Chciałbym pokazać mu mój pokój.
- Oczywiście. - Zaśmiał się jego rozmówca. - Nie jesteś już nastolatkiem. Nie musisz o wszystko pytać.
- No tak. - Junta również się zaśmiał. - Chodź Takato! - Złapał bruneta za rękę i pociągnął na schody, prowadzące na piętro. Podszedł do niebieskich drzwi. Zdziwiło go to że były one zakluczone. Chwycił za klucz, który znajdował się w drzwiach i przekręcił go.
Ich oczom ukazał się pokój z przepięknymi, biało-niebieskimi ścianami, na których znajdowało się mnóstwo plakatów. Na lewo znajdowały się kolejno, duża szafa, regały z książkami i duże łóżko, obok którego leżał biały dywan. Po prawej znajdował się mały stolik przy którym leżało kilka puf, oraz jeszcze więcej półek, na których znajdowały się między innymi figurki różnych postaci z komiksów oraz magazyny modowe. To drugie przykuło wzrok niższego. Postanowił później zapytać o to partnera.
- Siadaj gdzie chcesz. - Oznajmił blondyn sam posiadając na miękkim łóżku. Takato postanowił usiąść obok niego.
- Jestem wykończony. - Granatooki westchnął rozglądając się po pokoju. Junta złapał go za ramię ciągnąc w swoją stronę, tak żeby ten leżał na jego kolanach. - C-chunta co ty? - Wzdrygnął się lekko.
- Ciiii... - Junta zaczął głaskać partnera po głowie, bawiąc się przy tym jego włosami. Takato podobało się to. Zamknął granatowe oczy, całkowicie oddając się w ręce blondyna. Tego mu było trzeba. Chwili ciszy i spokoju. Tylko on i Junta. Kiedyś nie pomyślałby że aż tak będzie mu brakowało dotyku blondyna. Ale to było prawie 3 lata temu. Za bardzo przywykł do bycia blisko Junty.
Niestety ta chwila nie była im dana.
1162 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro