Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Tłum, szum i gwar. Pełno ludzi wędrujących między sklepami. Jedni nosili torby pełne zakupów, inni przechadzali się z ciepłymi napojami w dłoniach. Niektórzy krzątali się bez specjalnego powodu. Kolejni zaś kurczowo trzymali się listy najpotrzebniejszych zakupów.

Między nimi znajdowali się dwaj mężczyźni. Granatooki brunet i znacznie wyższy od niego blondyn opuszczali właśnie jeden ze sklepów. Młodszy z nich niósł pod pachą cztery rolki świątecznego papieru w kolorowe wzorki. Drugi zaś był zagłębiony w swoje myśli. Musiał kupić aż pięć prezentów, nie mając prawie żadnego pojęcia o tego typu rzeczach. Z tego powodu nie zauważył, kiedy potknął się i niemal zderzył z posadzką. Jedynym powodem dlaczego to się nie stało, był dobry refleks jego partnera. 

- Nic ci się nie stało? - Zapytał obejmując mocniej partnera, pomagając mu ponownie złapać równowagę.

- Nie, chyba nie. - Odpowiedział odsuwając się od narzeczonego na bezpieczną odległość. Nie chciał żeby ktoś ich zobaczył, a tym bardziej żeby powtórzył się incydent z fotografem. 

- Wszystko gra? Zdajesz się być nieobecny. - Pogładził delikatnie jego policzek.

- To tylko... - Zaczął ale nie wiedział jak to opisać. Westchnął głośno. - Przez to wszystko zapomniałem kupić prezenty. Nie chciałem żebyś wiedział, ale nie jestem w tym dobry. - Zaczerwienił się lekko.

Junta wiedział. Wiedział, ale kompletnie mu to nie przeszkadzało. Dla niego, sam Takato był wystarczającym i najlepszym prezentem jaki mógłby sobie wymarzyć. Nigdy nie oczekiwał prezentów od partnera. Liczyły się dla niego tylko ON. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że Takato czułby się głupio nie kupując żadnych upominków.

- Zostaw to mi. - Pogłaskał go po głowie. - Chodźmy! - Dodał szybko zanim pociągnął go za sobą w stronę jednego ze sklepów.

~~~~~~~~~~~~~~~

Do domu wrócili po dwóch godzinach, z dwoma torbami pełnymi zakupów. Junta od razu pokierował się do salonu, aby móc przekazać papier prezentowy siostrze. W tym samym czasie Takato ruszył po schodach, w kierunku pokoju swojego partnera, który już po kilku minutach do niego dołączył.

Gdy przekroczył próg pomieszczenia, ujrzał swojego narzeczonego, siedzącego na łóżku przed stosem prezentów. Pakował właśnie jeden z nich. W jego oczach widniało skupienie. Nie zdał sobie sprawy z tego, w którym momencie blondyn podszedł do niego i przytulił od tyłu. Dopiero, gdy poczuł ciepły oddech na szyi odwrócił wzrok w jego stronę. Czerwień oblała jego policzki. Odwrócił szybko głowę, starając się wrócić do wykonywanej czynności.

- Który z nich jest dla mnie? - Zapytał, bardziej żartobliwie niż na serio.

- Żadne z nich głupku. - Po chwili zdał sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało i dodał. - Nie myśl, że się teraz dowiesz co dostaniesz.

- Czyli jednak masz dla mnie prezent. - Ścisnął go bardziej w pasie.

- Oczywiście że mam. - Oburzył się lekko.  - Nie jestem bez serca głupi aniele. - Klepnął go delikatnie w policzek, nie robiąc mu przy tym krzywdy. Jednak już po chwili w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się jego dłoń, złożył delikatny pocałunek.

- Awww~ jesteś uroczy. - Skomentował blondyn idąc w ślady partnera i całując jego policzek. Popatrzył mu głęboko w oczy. Zaraz potem, ponownie złożył czuły pocałunek, tym razem na jego miękkich wargach.

Prawa ręka blondyna powędrowała w kierunku ciemnych włosów, a druga spoczęła na rozgrzanej szyi partnera. Po krótkiej chwili pogłębił pieszczotę. Obaj mężczyźni zatracili się w przyjemności. Junta gładził zaczerwienione policzki bruneta. Ten odwdzięczał mu się wędrując palcami po jego plecach. Ich serca wręcz szalały, a języki tańczyły przepiękny taniec. Kompletnie zapomnieli o tym, co ich otacza. Zrobili krótką przerwę, aby złapać oddech. Ich wzrok się spotkał. Oczy wyrażały dokładnie co czuli w tej chwili.

Ponownie złączyli wargi. Niestety, już po chwili odskoczyli od siebie, gdy usłyszeli skrzypnięcie drzwi. Spojrzeli na siebie, a potem w stronę źródła dźwięku. Drzwi były uchylone. Blondynowi zdawało się, że je zamknął. Był tego wręcz pewien. Poszedł w tamtym kierunku. Wyjrzał na korytarz, ale nikogo tam nie zobaczył. Chwycił więc za klamkę i upewnił się, że tym razem na pewno zamknął pomieszczenie.

Wrócił do partnera i usadowił się obok niego. Szybko zauważył jego zaniepokojony wyraz twarzy. Ten, którego tak bardzo nienawidził. Nie chciał, żeby jego narzeczony czuł strach. Strasznie go to bolało. Objął niższego delikatnie i starannie. Umiejscowił brodę na czubku jego głowy i trwał w milczeniu. Pierwszy odezwał się Takato.

- Przepraszam. - Powiedział krótko i wtulił twarz w zagłębienie szyi ukochanego.

- Za co? - Zapytał zdezorientowany i jednocześnie zmartwiony.

- Za moje zachowanie. - Odpowiedział i po chwili ciszy kontynuował. - Zachowuje się jak dziecko. Mówiłem, że chcę powiedzieć prawdę, a teraz... spójrz na mnie. Jestem żałosny. - Zacisnął ręce na koszulce partnera.  

- Hej, popatrz na mnie. - Powiedział cicho i łagodnie, przeczesując delikatnie włosy ukochanego. Takato podniósł wzrok. - To nic złego, że się boisz. - Posłał mu łagodny uśmiech. - To całkowicie normalne. Ja... ja też się boję. 

- Ty? - Zapytał niedowierzając. 

- Tak kochanie. Bardziej niż myślisz. - Przejechał kciukiem po policzku bruneta. - Pamiętaj, że nie jesteś żałosny dlatego, że się boisz. Jesteś odważny kochanie. - Położył obie dłonie na twarzy narzeczonego. - Mimo strachu zdecydowałeś się powiedzieć prawdę. 

- Ale... przestraszyłem się przez głupie drzwi. - Stwierdził, odwracając wzrok.

- To nie ma znaczenia. Jesteś wspaniały kochanie. - Złożył krótki pocałunek na ustach ukochanego. - Nie przejmuj się tym, dobrze? 

- Postaram się. - Stwierdził siląc się na mały uśmiech. Junta ucałował jego czoło, a następnie przeniósł dłonie z twarzy na jego plecy. Zaciągnął się zapachem truskawkowego szamponu, wtulając głowę jak najbardziej we włosy partnera. - Chunta, prezenty. - Przypomniał mu Takato. 

- Racja, przepraszam. - Posłał mu przepraszający uśmiech i odsunął się od niego. - Nie będę ci przeszkadzał. - Dodał wstając z łóżka. Wyglądał na smutnego z tego powodu. Brunet poczuł się okropnie. Nie chciał sprawić mu przykrości. 

- Chunta, gdy skończę... - Zaczął, ale blondyn nie potrzebował niczego więcej. 

- Dobrze. - Uśmiechnął się pogodnie w jego stronę. Ponownie złożył pocałunek na jego czole, a następnie usiadł na pufie po drugiej stronie pomieszczenia.

 Takato wrócił do wcześniejszego zajęcia. Starał się możliwie najdokładniej, ale i jak najszybciej zapakować prezenty. Po dwudziestu minutach męczarni, spowodowanych między innymi odmawiającą posłuszeństwa taśmą, mógł z dumą stwierdzić, że skończył. Spojrzał zadowolony na swoje dzieło, a następnie w stronę blondyna. Siedział wygodnie na pufie, przeglądając coś na telefonie. Gdy poczuł na sobie wzrok, odwrócił głowę w stronę partnera. Zauważył leżące na materacu, gotowe pakunki. Uśmiechnął się szeroko na ten widok. Od razu wstał i udał się w tamtą stronę. Takato wstał z zamiarem położenia prezentów na półce. Uniemożliwiły mu to jednak silne ramiona Junty, które oplotły go od tyłu. Poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele. 

- Jeszcze chwilkę. - Zachichotał granatooki, czując pocałunki składane na szyi. Nie były to pocałunki wypełnione pożądaniem. Były delikatne i pełne uczucia. - Chunta. - Zachichotał ponownie.

- No dobrze. - Puścił go. - Ale tylko chwilkę. - Dodał.

Takato szybko odłożył wszystkie pakunki. Podszedł powoli w stronę blondyna, który łapiąc go za rękę, przyciągnął do siebie.  Umiejscowił ręce na biodrach ukochanego, a głowę w zagłębieniu jego szyi. Brunet odwdzięczył się, kładąc dłonie na jego łopatkach, a głowę wtulając w miękki materiał koszulki. Niższy czuł ciepło rozchodzące się po jego całym ciele. Junta był ciepły. To było przyjemne. Czuł się bezpiecznie. Obaj delektowali się tą chwilą, do momentu, gdy Junta nagle pociągnął ich w stronę łóżka. Wylądowali na materacu, nadal w siebie wtuleni. Starszy wiedział co się teraz stanie. Przynajmniej tak mu się zdawało. Był pewien, że narzeczony się na niego "rzuci", jednak on po prostu trwał wtulony w niego. Brunetowi nie przeszkadzał taki obrót sprawy.

Uśmiechnął się szeroko, gdy poczuł ciepłe usta na czubku swojej głowy. Sam nie chcąc pozostać dłużny, ucałował policzek partnera. On za to, odwdzięczył się pocałunkiem w nos ukochanego. W taki sposób leżeli wtuleni w siebie, składając na swoich ciałach pełne miłości pocałunki. Na szyi. Na skroni. Na obojczyku. Na brodzie. W kąciku ust. Gdzie tylko byli w stanie.

- Chunta~ - Powiedział przeciągle chichocząc jednocześnie. Blondyn składał właśnie całusy na powierzchni całej dłoni ukochanego. Szczególnie skupiał się na palcu serdecznym, na którym widniały dwa, piękne pierścionki. Musnął je delikatnie, po czym nagle przerwał czynność. Sięgnął po kołdrę, następnie przykrywając ich obu.

- Idziemy spać. - Zadeklarował.

- Ale, że tak po prostu? - Zapytał niedowierzając. Nadal byli przecież w ubraniach. Powinni chociaż przebrać się w coś wygodnego, nie wspominając o wzięciu prysznica. W dodatku dopiero dochodziła szesnasta. 

Tak, dobranoc. - Odpowiedział krótko, jednak nawet po upływie dwudziestu minut żaden z nich nie spał. Jedynie leżeli wspólnie. Nogi splecione razem. Głowa Takato spoczywająca na klatce piersiowej blondyna. Młodszy delektował się zapachem szamponu narzeczonego. Starszy rozmyślał o tym, co miało nadejść już niedługo. Rozważał różne scenariusze, jednak żaden nie zdawał mu się dość realny. W końcu stwierdził, że nie jest w stanie przewidzieć co się stanie. Niech będzie jak będzie. Najważniejsze, że nie ważne co zajdzie, Junta zawsze będzie z nim. Mimo wszystko.

Wtulił bardziej głowę w koszulkę blondyna. Na pewnie wszystko będzie dobrze.

1402 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro