Rozdział 15
Cisza. Jedyne słyszalne odgłosy, to szum wiatru i dźwięk skrzypiącego pod butami śniegu. Szli obok siebie, ze splecionymi rękami. Światło lamp rozświetlało im drogę. W pewnym momencie Takato postanowił przerwać ciszę.
- Chunta - Zwrócił się do młodszego, skupiając na sobie jego wzrok. - dużo nad tym myślałem i... - Ścisnął mocniej rękę blondyna. - Chcę powiedzieć twojej rodzinie o nas. - Zamyślił się na chwilę. - Z resztą, teraz będzie ciężko wszystko ukryć. - Trochę się rozluźnił.
- Teraz? - Zapytał wyższy. Brunet tylko podniósł rękę, aby pokazać pierścionki na swoim palcu.
- Twoja rodzina na pewno zauważy. - Dodał.
- Masz rację. - Zapanowała chwila ciszy. - Ale wiesz, cieszę się. - Kontynuował. - Męczyło mnie, że nie mogę cię dotykać.
Na twarzy Takato zapanował grymas zdenerwowania.
- Nie chodziło mi o TEN sposób dotykania. - Sprostował. - Ale jeśli chcesz~ - Zażartował, wiedząc jak drugi zareaguje. Nie otrzymał jednak odpowiedzi. Zamiast tego granatooki mocno się zarumienił i wbił wzrok w swoje buty.
- Jesteś uroczy, wiesz kochanie? - Zachichotał blondyn.
- Chcesz oberwać?! - Krzyknął w odpowiedzi.
Blondyn nic już nie powiedział. Roztrzepał tylko czarne włosy, wplatając w nie swoją wolną dłoń. Resztę drogi spędzili w przyjemnej ciszy.
W końcu dotarli do domu. Junta zwinnym ruchem wyciągnął klucze z kieszeni i przekręcił zamek. Weszli do przedpokoju aby zostawić tam buty oraz kurtki, i jak najciszej udali się do pokoju blondyna. Oboje przebrali się w wygodne ubrania i usiedli obok siebie na łóżku. Junta jednak szybko zmienił pozycję tak, aby móc objąć ukochanego od tyłu. Starszy na początku siedział w bezruchu, ale już po chwili oparł się o klatkę piersiową partnera, oddając się w jego objęcia. Przymknął oczy i delektował się chwilą. Nie myślał o niczym poza ciepłem i dotykiem młodszego aktora. Czuł że pomału traci kontakt z rzeczywistością.
-Jesteś zmęczony kochanie? - Zapytał blondyn. Drugi uchylił lekko granatowe oczy.
- Trochę. - Odpowiedział sennie, znowu przymykając powieki.
- Możesz spać jeżeli chcesz.
Takato odwrócił się tak, aby móc wtulić się w klatkę piersiową blondyna i pozwolił sobie odpłynąć w krainę snów. Junta nadal szczelnie obejmując niższego, zaczął głaskać go po włosach. Uwielbiał to uczucie, gdy mógł przytulać partnera, czuć jego ciepło i bliskość i po prostu zapomnieć o wszystkim innym. Złożył czuły pocałunek na głowie ukochanego i wtopił nos między pasma jego czarnych włosów. Delektował się zapachem truskawkowego szamponu, wodząc ręką po plecach granatookiego. Czuł jak jego klatka piersiowa się unosi i opada. Czuł bicie jego serca. To jedna z najszczęśliwszych chwil jego życia. Trzyma w rękach swój skarb, swojego NARZECZONEGO. Teraz był oficjalnie cały jego. W tym momencie nie musiał przejmować się niczym. Teraz czuł największą radość w życiu. Opadł powoli na miękką pościel, nadal przyciskając niższego do piersi. Przymknął oczy nie zasypiając. To jednak było tylko kwestią czasu. Już po kilku minutach obaj spali w swoich objęciach.
Przyszedł ranek i promienie słońca złośliwie wkradły się do pomieszczenia budząc tym samym bruneta. Odwrócił się od źródła światła chcąc ukryć głowę w klatce piersiowej partnera. Szybko jednak spostrzegł, że nie było go tam. Podniósł się więc do siadu chcąc rozejrzeć się po pokoju. Zauważył blondyna stojącego przy jednej z szafek po drugiej stronie pomieszczenia.
- Dzień dobry. - Wymamrotał przecierając zaspane oczy.
- Dzień dobry kochanie! - Odpowiedział mu pełen zadowolenia, melodyjny głos. Spowodował on mały uśmiech na jego twarzy. Wstał powoli z łóżka i podszedł do partnera, aby móc się w niego wtulić. Junta bardzo chętnie go objął.
- Jak się spało? - Zapytał wyższy.
- Dobrze. - Odpowiedział krótko chowając bardziej twarz w koszulkę partnera.
Po krótkiej chwili trwania w uścisku blondyn odsunął się odrobinę od partnera, aby móc musnąć jego usta swoimi. Pogładził kciukiem jego policzek zapatrując się w niższego jak w obrazek. Ten lekko speszony, odwrócił wzrok. Wtedy zobaczył nadal otwartą szafkę.
- Szukasz czegoś? - Zapytał zaciekawiony.
- Tak, papieru prezentowanego. - Wyjaśnił. - Chyba niestety będę musiał iść na zakupy. Może chciałbyś wybrać się ze mną? - Zaproponował wesołym głosem.
Brunet w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że kupił prezent tylko dla blondyna. Chcąc czy też nie, musiał się zgodzić. Junta bardzo podekscytował się na myśl o wspólnych zakupach. Zachowywał się wręcz jak dziecko.
Takato stwierdził, że powinien najpierw wziąć prysznic. Zanim jednak zdążył wyjść z pokoju, blondyn złapał go za rękę. Przybliżył jego lewą dłoń do swojej twarzy i musnął ustami miejsce, na którym znajdowały się dwa, lśniące w świetle słońca, pierścionki. Na policzki bruneta wpłynął rumieniec. Spojrzał na jego twarz, na której malował się uroczy uśmiech. Wyciągnął w górę rękę, kładąc dłoń na karku partnera. Stanął na palcach, aby choć trochę dorównać wzrostem partnerowi i złożył czuły pocałunek na jego policzku. Odsunął się po chwili tylko po to, żeby zobaczyć Juntę promieniejącego anielską aurą.
- Nawet o tym nie myśl. - Rzucił ostrzegawcze spojrzenie w stronę blondyna. On, jakby nie słysząc co powiedział drugi, wręcz rzucił się na niego zamykając go w swoich objęciach.
Odskoczyli nagle od siebie, gdy usłyszeli skrzypnięcie drzwi. Stała w nich niska dziewczynka. Miała roztrzepane włosy, brudne od markera ręce i kilka kawałków taśmy przyklejonych do palców, a na szyi zawieszony aparat. Uśmiechała się szeroko.
- Znalazłeś papier? - Zapytała brata jednocześnie zakładając za ucho przeszkadzający kosmyk włosów. Po spotkaniu się z przecząca odpowiedzią, nadal nie schodził jej uśmiech z twarzy.
- Właściwie, wybieramy się z Takato na zakupy. - Poinformował łapiąc partnera za ramię i przyciągając w swoją stronę. - Czegoś jeszcze brakuje?
- Wszystko inne mam. - Zadeklarowała. Zaraz potem usłyszała wołanie pani Camili. - Muszę iść. - Powiedziała szybko znikając za drzwiami.
Brunet szybkim i zwinnym ruchem wydostał się z objęcia blondyna i pokierował w stronę leżącej na ziemi walizki. Przykucnął przy niej wydobywając z jej wnętrza zestaw czystych ubrań. Zabrał też ze sobą ręcznik przewieszony przez poręcz łóżka i udał w stronę drzwi. Będąc już w łazience, zdjął z siebie ubrania i przekręcił kurek, a do jego uszu dobiegł dźwięk szumu. Już chwilę później ciepłe krople okalały jego twarz. Sięgnął w stronę półeczki, biorąc do ręki różową buteleczkę. Wylał płyn na rękę, następnie wcierając go w kruczoczarne kosmyki włosów. Spłukał dokładnie powstałą pianę i chwycił za gąbkę. Naniósł na nią płynną substancje i ścisnął kilkukrotnie, powodując powstanie bąbelków. Przejeżdżał nią precyzyjnie i dokładnie. W międzyczasie rozmyślał nad tym wszystkim co się stało. Junta mu się oświadczył. To brzmiało jak sen. Sęk w tym, że to była rzeczywistość. Szybko jednak przypomniał sobie jeszcze coś. Mieli wyznać całą prawdę. Sam się na to zgodził. Zastanawiał się jak to będzie wyglądać, jednak wizję zdawały mu się tak abstrakcyjne, że nie wierzył w taki wygląd rozmowy. Wzdychając zakręcił płynącą wodę i sięgnął po ręcznik. Wytarł dokładnie swoje smukłe ciało i ociekające włosy. Założył na siebie wcześniej przygotowane ubrania, czyli bokserki, czarne jeansy i tego samego koloru golf. Przewiesił ręcznik przez szyję i opuścił pomieszczenie przypominając sobie o jeszcze jednym zmartwieniu. Jakie prezenty miał do licha kupić?
1089 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro