Rozdział 1
Mała informacja na początek. W tym fan fiction pomaga mi wspaniała osoba, A mianowicie Milkacz30, która zajmuje się korektą i pomaga mi czasem z fabułą. Dobra, koniec z tą paplaniną. Zapraszam ♡
Kolejny, spokojny, zimowy wieczór w Tokyo. Ludzie odziani w grube kurtki i wełniane czapki oraz szaliki poruszali się chodnikiem w tylko sobie znanym celu. To właśnie ten widok Takato lubił najbardziej, spoglądając przez okno apartamentu. Lekko prószący śnieg, ulice zapełnione ludźmi i żarzące kolorowe światła pochodzące z różnego rodzaju bilbordów, dodające temu wszystkiemu dodatkowego uroku.
Czarnowłosy właśnie siedział spokojnie z kubkiem gorącej czekolady, opatulony błękitnym kocem, na wyłożonym poduszkami parapecie. Jego spokój przerwał nagle ciepły głos.
- Takato, mam do ciebie pytanie. - Powiedział jak zwykle rozradowany, nawet nie próbujący ukryć swojej ,,anielskiej aury'' Junta.
- Tak? Co jest Chunta? - Zapytał zaciekawiony powodem aż takiego uradowania swojego chłopaka.
- Właśnie rozmawiałem z rodzicami. - Zaczął - Zaproponowali mi, aby tegoroczne święta spędzić u nich. Co ty na to? - Saijou nie wiedział co odpowiedzieć. W sumie ten pomysł brzmiał dobrze. Ale nagle doszło coś do niego. Dlaczego miałby jechać z Chuntą? Czy to oznacza że...?
- C-czy ty im o nas powiedziałeś?! - Wybuchnął w końcu aktor. Przecież blondyn nawet nie spytał o zgodę! Co to miało znaczyć?!
- Spokojnie, nic nie powiedziałam. - Oznajmił spokojnym głosem Azumaya. - Po prostu pomyślałem, że wolałbyś spędzić święta ze mną i moją rodziną, zamiast zostać sam w domu. - Oznajmił z uśmiechem.
Mężczyźni od dwóch lat mieszkali razem. Junta do tego momentu cieszył się z tego powodu, czego czarnowłosy nie potrafił zrozumieć.
- N-niech będzie... - Odpowiedział, ukrywając swoją zaczerwienioną twarz w koc. Dlaczego tak zareagował? Aż tak bardzo bał się, że ktoś się o nich dowie? Wyszedł na totalnego głupka. Na ten widok Junta się uśmiechnął. Trzeba przyznać że widok Takato próbującego ukryć rumieńce, zawsze wydawał mu się uroczy. Przysiadł obok niego na parapecie i zamknął go w szczelnym uścisku. Nadal czerwony mężczyzna wtulił się w jego pierś. Trwali tak przez dłuższy czas.
- Um... Chunta... - Zająknął się niższy. - Ja... - Podniósł głowę aby spojrzeć na zdezorientowanego chłopaka.
- Cos nie tak? - Zapytał nie rozumiejący niczego blondyn. Takato nic nie odpowiedział, tylko złączył ich usta w pocałunku. Z początku lekko zdziwiony mężczyzna oddał pieszczotę. Nie była ona długa, ale bardzo czuła. Nic nie mówiąc Saijou, znowu wtulił się w pierś swojego partnera. Azumaya zaśmiał się pod nosem. Nawet jeśli nie wiedział twarzy drugiego, wiedział, że jest cała pokryta rumieńcem. Takato nie był jeszcze przyzwyczajony do inicjowania pocałunków, z czego Junta dobrze zdawał sobie sprawę. Mimo to cieszył się, że czasem udawało mu się przemóc aby to zrobić.
Po kilku minutach uścisk bruneta się poluźnił, a do uszu Azumayi dobiegł dźwięk cichutkiego chrapania. Urocze-przeszło mu przez myśl. Długo się nie zastanawiając, wziął chłopaka na ręce w stylu panny młodej, zaniósł go do łóżka i opatulił dokładnie kołdrą. Sam położył się obok niego i przytulił tak mocno, Jakby ktoś miał mu go zaraz odebrać.
447 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro