Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Wystraszony nagłym dotykiem, uniósł wzrok w celu sprawdzenia kto odważył się go dotknąć, kto nie brzydził się wejść z nim w kontakt fizyczny. Przez chwile myślał, że to Olivia, albo jej nowy facet. Był przekonany, że chcą skompromitować go jeszcze bardziej, ale to nie byli oni, ponieważ już nawet na niego nie patrzyli. Ośmieszyli go, odebrali szanse na przetrwanie, a teraz jakby nigdy nic oglądali choinki trzymając się za rękę, zapewne ustalali, która z nich będzie najlepiej pasować do ich bajecznego gniazdka. Ich aktualnym zmartwieniem było to by ich choinka oby nie była za skromna, gdyby nie bankructwo i totalna bieda zapewne wybór choinki dla niego też byłby największym zmartwieniem i to, który catering będzie serwował lepsze jedzenie. Nie chciał być złośliwy, ale nic mu już nie zależało by być miłym, dla niego nikt nie miał serca, więc i on nie musiał go mieć dla tych, którzy go krzywdzili, oby i ich spotkało coś złego. 

Odwrócił wzrok z odrazom i przeniósł go na tego, który w dalszym ciągu trzymał dłoń na jego ranieniu. Obok niego stał wysoki mężczyzna, na oko 40-letni, ubrany w czarny garnitur i elegancki ciemny płaszcz, jego czarne włosy były modnie ułożone, czarnymi oczami skanował jego twarz, nie znał tego człowieka, widział go po raz pierwszy, a mimo to czuł jakiś niewytłumaczalny niepokój i jakąś dziwną aurę, ciekawy był czy i jego ludzie tak odbierali, gdy był bogaty. Nie wiedział skąd, ale miał przeczucie, że ten facet nie ma dobrych intencji, ani dobrego serca, nie chciał mu podpaść chociaż za wiele do stracenia nie miał, jedynie życie, ale to tylko taki nie istotny teraz szczegół. Mimo to postanowił być grzeczny na wypadek gdyby ten elegancik jakimś cudem chciał mu pomóc.

- Czy mogę w czymś panu pomóc? - zapytał z trudem przez ból gardła, nawet nie wiedział czy mężczyzna go zrozumiał i usłyszał 

- Nic nie mów dzieciaku, oszczędzaj siły i chodź za mną, zaraz ci wszystko wyjaśnię, tylko stąd chodźmy, niech ludzie się już na ciebie nie patrzą tak jakby chcieli cię zamordować 

Może i nie powinien iść z tym nieznajomym, nie znał jego intencji względem niego, ale czy miał jeszcze coś do stracenia? Jedynie gitarę i życie, ale wbrew wszystkiemu postanowił pójść z mężczyzną i dowiedzieć się w jakim celu go zaczepił, z każdą chwilą czuł się coraz gorzej, a i pogoda robiła się coraz gorsza. Czy mógł mieć cień nadziei na to, że dzięki temu obcemu człowiekowi zazna chwile wytchnienia? Czy może jednak los szykuje dla niego jeszcze coś gorszego? Znając jego szczęście raczej to drugie, ale mimo obaw ruszył za bogaczem odprowadzany morderczymi spojrzeniami w tym tymi znienawidzonej dwójki, która teraz zamiast choinek oglądała ozdoby. Udał, że się potyka, a wtedy elegancik go podtrzymał, po czym wspólnie opuścili plac, niech widzą kto się nim zainteresował.

Przez jakiś czas szli w milczeniu by ostatecznie zatrzymać się przy czarnej limuzynie z przyciemnianymi szybami. Marzył by do niej wsiąść i się ogrzać chociaż chwile. Wiedział, że bogacz mu na to nie pozwoli, nie za darmo, był tak wykończony, że był w stanie zrobić wszystko o co zostanie poproszony byleby w zamian mógł dostać coś do jedzenia i picia. Spojrzał pytająco na towarzysza i czekał aż tamten wreszcie powie o co mu chodzi.

- A więc pierwsze pytanie, serio jesteś potrzebujący czy robisz sobie z ludzi jaja tak jak twierdzi ta ruda dziewczyna? Pamiętaj, że ja chce usłyszeć prawdę, nienawidzę kłamcy, bo i tak prędzej czy później poznam prawdę 

- Nie jestem oszustem - wyszeptał, po czym się rozkaszlał 

- W porządku, wierze Ci. Pomogę ci jeśli ty pomożesz mi 

- Zgoda, co mam dla pana zrobić?

- Zgodzisz się na wszystko?

- Tak, nie mam siły na odmowe, czuję, że mój koniec jest bliski 

- Jesli nie kłamiesz i przyjmiesz moją ofertę nic ci nie będzie 

- Co to za oferta?

- Zostaniesz moim chłopakiem do towarzystwa 

- Przepraszam kim? - dopytał, bo nie wiedział czy dobrze zrozumiał 

- No nie udawaj, że nie rozumiesz, przecież jesteś już dużym chłopcem. Dniem będziesz mi towarzyszył na bankietach i innych takich, a nocą będziesz spędzał czas w mojej sypialni wraz ze mną. Zapewnię ci wszystko czego tylko zapragniesz, ty jedynie masz się uśmiechać i udawać bardzo zakochanego we mnie chłopaka, a w sypialni będziesz zaspokajał moje potrzeby. Chyba wiesz co mam na myśli, prawda? Po za tym, to chyba nie wielka cena za to co ja ci dam, nie uważasz?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro