Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III Nie potrzebował go

(2340)

༻❁༺

— Dość zabaw.

Ynrisjo słysząc głos czarodziejki, podniósł głowę w jej kierunku. Pokazała mu swoją odznakę Eksterminatorki wolną dłonią. Wbijał w nią wzrok przez dość długi czas. Ściągnął brwi, jakby widok kawałka metalu go fizycznie zabolał. Nie miał odwagi odsunąć sztyletu z twarzy, więc musiał wiedzieć, co biały jadeit robi demonom przy fizycznym kontakcie. Nawet teraz, te okolice policzka zaczerwieniły się, jak przy wyjątkowo nieznośnej alergii. Zmrużył oczy, ale ostatecznie milczał.

— Wiesz, co to jest, prawda? — zapytała, choć znała odpowiedź.

— I co teraz?

Coś skręciło ją w żołądku. Była gotowa na natychmiastowy wybuch walki, ucieczkę i gonitwę, nawet śmierci spodziewała się prędzej. Dostała natomiast takie pytanie zadane najsmutniejszym tonem, jaki kiedykolwiek usłyszała.

To demon, przypomniała sobie. Nie mówi szczerze. Poza tym, nie lubisz dzieci. Nie lubisz dzieci, więc go po prostu ubij, zanim on ubije ciebie. Za co ci płacą, za użalanie się? On nawet nie jest dzieckiem, tylko morderczym demonem.

Silny podmuch wiatru, jakim została uderzona w klatkę piersiową automatycznie to potwierdził. Poleciała w tył, zabrakło jej powietrza w płucach i nie była w stanie przez dobre kilka sekund zaczerpnąć oddechu. Udało jej się jednak utrzymać w pozycji stojącej. Poczuła kolejne uderzenie wiatru, tym razem wycelowane w twarz. Zadrżały jej kolana, ale przynajmniej odzyskała możliwość wykonywania czynności utrzymującej ją przy życiu. Podniosła załzawione oczy i kaszląc rozwiązała włosy, podczas gdy Ynrisjo uniósł się nad ziemię, z początku ledwo zauważalnie. Zacisnęła palce na wstążce najmocniej, jak potrafiła.

— Nie masz prawa! Nie masz prawa! — krzyczał demon, niczym nakręcona mechanicznie zabawka, cofając się w powietrzu. — Nie możesz! Zostaw mnie w spokoju! Nic złego nie zrobiłem!

Yove nie traciła energii na odpowiadanie mu. Doskonale wiedziała, że kłamie. Nie wzbudzi w niej żadnej niepewności czy wahania. Zamiast tego pierścień wokół jej szyi zaświecił złotem. Zanim Ynrisjo zdążył się odsunąć, zapiszczał, gdy wokół ramienia owinęło mu się pnącze o kolcach ostrych jak małe brzytwy. One nie były oczywiście z jadeitu, więc nie sprawiały mu fizycznego bólu, ale trzymały go w miejscu.

Ynrisjo spojrzał ze złością na roślinę, która wyrosła z ziemi w ułamku sekundy. Ale nie był głupi — zanim kolejne zdążyło uwięzić jego drugą rękę i zacząć przyciągać ku ziemi, wzniósł się wyżej, robiąc najróżniejsze fikołki i beczki w powietrzu ostatecznie zrywając pnącze i uwalniając się. Przez cały ten czas dociskał wianek z tulipanów do głowy, żeby nie spadł na trawę.

Nie poleciał jednak wystarczająco szybko, aby uwolnić się od drugiego przeciwnika. Coś zaczęło mu ciążyć i już po pierwszym rzucie okiem zauważył, że nogawki jego spodni uczepił się kot. Ten idiotyczny sierściuch! Zaczął machać nogą, by jakoś go strącić. W złości wzbił się jeszcze wyżej, przewyższając korony pojedynczych drzew w oddali. Postać bezczelnej czarodziejki zmieniała się w coraz to mniejszego żuka i to okazało się być jego wyznacznikiem, czy jest na dobrej wysokości. Skupił całą swoją moc w dłoniach, celując je w czarnego kota. Spojrzał na niego zmrużonymi, białymi oczyma, w których Ynrisjo ujrzał zalążek strachu. Zdecydowanie go to nie powstrzymało przed wysłaniem w jego stronę silnego podmuchu wiatru, który nareszcie zrzucił go z nogi.

Nefo nie rozpłaszczył się jednak na ziemi, ku rozczarowaniu Ynrisjo. Yove zareagowała wystarczająco szybko i posłała kilka elastycznych pnączy w kierunku drzewa najbliższego szacowanego miejsca upadku kota. Podziałały jak hamak: odbił się od nich i spadł na ziemię z o wiele bezpieczniejszej wysokości. Szybko się otrzepał i stanął na równych nogach.

Ynrisjo skupił się na tym tak bardzo, że jego serce prawie zostało przebite ledwo sięgającym go pnączem. Zdążył usunąć się z drogi w porę, ale złapało go za kostkę. Tym razem nie udało mu się wyrwać. Został gwałtownie pociągnięty w dół, ku tej samej ziemi, którą chciał zabić sierściucha sekundy temu.

Yove usłyszała krzyk chwilę przed tym, jak Ynrisjo został wciśnięty w ziemię z ogromnym hukiem. Poczuła satysfakcję, ale nie zamierzała udawać, że coś takiego go pokonało. Gdyby był człowiekiem, pewnie. Zostałaby z niego tylko czerwona masa mięsa. Ale nie był. Ucieszyła się głównie z tego, że udało jej się przyskrzynić go do piachu, bo teraz byli na tym samym poziomie. Nie mogła mu tylko pozwolić na wzlecenie ku niebu. Jasne, ona również mogła się znaleźć w powietrzu za pomocą wystarczająco grubych i silnych korzeni czy pnączy, ale to by zabrało jej dużo energii, którą wolała przeznaczyć na ataki, a nie zabawę w kotka i myszkę.

Przy strefie upadku demona pierwszy pojawił się Nefo, gotowy rzucić się na niego lub wysłać w jego kierunku chmarę owadów, które mogłyby go spowolnić. Pozwolił podbiec Yove, która faktycznie znalazła się obok chwilę później. Spirae leżał bez ruchu na brzuchu w zarytej przez niego ziemi.

— Ynrisjo — odezwała się, dysząc. Już tyle magii użyła? Nie pozbyła się jednak pnącza, które wciąż oplatało jego kostkę. Zacisnęła wręcz pięść, powodując, że roślina zrobiła to samo. — Naprawdę nie chce mi się z tobą bawić. Daj się zabić i każdemu będzie po prostu łatwiej. Na co ci było to mordowanie ludzi?

Gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi przez długi czas kusiło ją, by podejść bliżej i chociaż go szturchnąć czubkiem buta. Wtedy ten zaczął się śmiać i wiedziała, że zrobiła dobrze zostając w miejscu.

— Ludzi? — Jego głos został stłumiony. Odwrócił głowę w bok, wypluł ziemię i teraz było go słyszeć normalnie: — Raczej lubuję w czarodziejach. Silnych czarodziejach. Bo co? Tych fajniejszych dopuszczę do siebie, trochę powalczymy, podekscytują się i nagle... jednak umierają. Muszę tylko przyznać, że takich dobrych czarodziei to już mało w tym św...

Nie dokończył, zaskoczony korzeniami, które przebiły mu właśnie dłonie, którymi zaczął machać, by wezwać kolejny atak. Yove rzuciła się na kolana, przygniatając ramię Ynrisjo kolanem. Sztylet wylądował zaraz przy jego szeroko otwartym, białym oku.

— Przestań się zachowywać jak dziecko, którego ciało ukradłeś.

Ranne oko co prawda by go nie zabiło, ale dopiero przy użyciu białego jadeitu mogło realnie zaboleć. W tej pozycji, kiedy Ynrisjo leżał na brzuchu i teraz nie miał zbyt dużej możliwości podniesienia się, Yove trudniej będzie wycelować w jego serce — jedyny działający narząd u demonów na mniej więcej ludzkich warunkach. Podobno, jeżeli ciało nie posiadało serca z jakiegokolwiek powodu, demon nie mógł go sobie przywłaszczyć przy narodzinach. Istnieją przypadki, gdzie po śmierci wycinano swoim bliskim serca, żeby mieć pewność, że nie powrócą jako naczynie dla demona.

Dałaby radę go pewnie obrócić na plecy, chociażby na bok. Może zamiast zastanawiać się, powinna to po prostu...

— Ukradłem — powtórzył po niej cicho, marszcząc brwi. Korzenie wbite w dłonie demona wiły się jak dżdżownice, ale to samo robiły jego palce, mimo że nie był w stanie jej zaatakować z unieruchomionymi dłońmi. — Nie potrzebował go już! — oburzył się nagle. Przeniósł wzrok na wściekłego Nefo obok nogi Yove. — Nikt go nie potrzebował! Wiesz, że ten twój przyjaciel zrobił to samo, hę?! Hę?!

— Skończ z tym kombinowaniem!

Rozbolała ją głowa. Ynrisjo za dużo gadał. On natomiast wbił w nią wzrok tak, jakby nie spodziewał się, że Yove krzyknie.

Odsunęła sztylet od jego oka. Położyła mu rękę na ramieniu z zamiarem obrócenia go na bok, ale ten musiał się zorientować, co to dla niego oznacza.

— Cze... czekaj! — pisnął nagle, wiercąc się. Yove drugie kolano przycisnęła mu do dolnej części pleców. — Czekaj, ja ci... Nie zabijaj mnie! Daj mi... Ja ci powiem więcej o tym moście, o którym napomniałem! O tym człowieku! O tym...

— Masz mnie za idiotkę? — Czarodziejka przysunęła twarz do tej jego i położyła dłoń, w której trzymała swój zaklinacz na ziemi. Słyszała sprzeciw Nefo gdzieś za nią, ale zupełnie go zignorowała.

— No... trochę.

Uśmiech wstąpił na twarz Ynrisjo. Yove już miała mu kąśliwie odpowiedzieć, kiedy ten nagle chuchnął. Nie zrobiłaby sobie z tego nic, gdyby nie to, że ten podmuch wślizgnął się jej do zamkniętej pięści i wydostał stamtąd wstążkę. Poleciała z wiatrem szybciej, niż zorientowała się w ogóle, że jej nie ma.

— Nefo! — krzyknęła do kota, który już skakał, próbując złapać materiał w pysk, ale było za późno.

Zaklinacz zawsze wracał do swojego właściciela. Tak działał ten specyficzny rodzaj magii wiążącej. Tylko że potrzebowała go teraz. Nie chciała czarować bez niego, bo jeśli przesadzi to nie skończy się dla niej dobrze. Yove słyszała o wielu przypadkach, gdzie czarodziej stracił na moment swój zaklinacz, a musiał użyć silnego zaklęcia: udawało mu się, ale zwykle niedługo potem padali martwi od zatrzymania akcji serca, łamały im się kręgosłupy lub skręcały karki, tracili całkowicie czucie w kończynach albo szaleli.

Aura Viis była potężna. Ludzie nie mieli więc prawa się nią posługiwać, a czarodzieje potrzebowali pomocy przy bardziej wymagających zaklęciach. Yove nie miała ochoty testować swoich limitów.

Okazało się jednak, że będzie musiała, kiedy stracenie zaklinacza z dłoni spowodowało wycofanie się pnączy, które trzymały Ynrisjo w ryzach. Demon od razu wzleciał w powietrze. Obejrzał powierzchownie dziury w dłoniach i nieprzyjemnie się skrzywił.

— Paskudne! — krzyknął i nowymi, silniejszymi, wiązkami wiatru powalił Nefo na ziemię tak mocno, że prawie uderzył o pobliskie drzewo. — Okropne! — Ynrisjo machnął ręką, odrzucając w bok Yove. — Byłaś gotowa mnie zabić, bo... właśnie, co? Bo ci za to zapłacą? A weź, ty...

Atmosfera zrobiła się ciężka. Powietrze uciekło Yove z płuc po raz kolejny tego popołudnia, ale nie na długo. Odetchnęła głęboko, wpatrując się w czyste niebo nad nią. Przymknęła oczy na krótki moment. A może to tylko mroczki przesłaniające widok? Nie miała pewności, bo powieki faktycznie zachowywały się jak z ołowiu.

Otworzyła je gwałtownie na dźwięk kociego syczenia. Rozejrzała się rozkojarzona w poszukiwaniu Nefo. Ujrzała czarną plamkę wśród trawy. Uderzał łapami o ziemię, po chwili Yove zauważyła chmurę owadów wylatujących spomiędzy drzew na otwarte pole. Ynrisjo starał się odpędzić je od siebie i czarodziejka wykorzystała ten moment na poszukiwanie swojego zaklinacza. Nie miała czasu czekać, aż sam łaskawie wróci.

Wstała z ziemi, ale nie było jej dane postawić zbyt wielu kroków, bo ponownie została wyrzucona w powietrze. Najpierw starała się wymyślić jakieś niewymagające zaklęcie, które uchroniłoby ją przed upadkiem i śmiercią, ale o wiele szybciej stwierdziła, że nie ma na to czasu. Z palców dłoni wystrzeliły jej bluszcze. Zarzuciła ręką w taki sposób, żeby móc złapać się dzięki nim o gałąź najbliższego drzewa. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to łatwe, niewinne zaklęcie. Manipulacja własnym ciałem wymagała jednak dużych pokładów magicznej energii.

Prawie uderzyła całym ciałem o pień drzewa, do którego się doczepiła. Pobujała się chwilę, po czym zeskoczyła z bezpiecznej wysokości, a jej palce wróciły do normy. Wytarła krew spod nosa i zignorowała nasilający się ból głowy. Wbiegła z powrotem na pole.

Nefo walczył wszystkim, co miał. Kolejne osy czy muchy otaczały Ynrisjo, wiszącego mniej więcej na równi z połową wysokości drzew, i z każdej strony próbowały wpełznąć do jego oczu, nosa, uszu czy ust. Spirae je odtrącał i rzucał kolejnymi kulami powietrza na ślepo, mając nadzieję, że trafi. Wtedy dopiero Yove przyuważyła, dlaczego jej zaklinacz nie wraca do niej tak długo.

Ynrisjo zaciskał dziecięce palce na czarnej wstążce, której dopiero co jej pozbawił.

Złość tylko w niej wzrosła, kiedy do uszu dotarł dźwięk głośnego miałczenia. Spojrzała w kierunku źródła, a jej oczom ukazał się leżący pod skałą Nefo. Kiedy pomyślała, że się nie rusza, wspomnienia wróciły do niej z zatrważającą siłą. Z tyłu głowy wiedziała, że martwe demony rozpadają się w proch, ale poczuła się, jakby znowu trzymała jego jeszcze ciepłe, wiotkie ciałko.

Fizycznie odniosła wrażenie, że kilka korzeni wije jej się pod nogami. Czy to samo czuł Ferocia, kiedy go zdenerwowała i woda w strumieniu niemal zaczęła mu się gotować pod nogami?

— Zostawilibyście mnie! — jęknął sfrustrowany Ynrisjo, nie zniżając się, ale także nie unosząc wyżej. — Ale nie! Musicie się... Uwzięliście się po prostu! Chciałem...

Zakończenie zdania zatonęło gdzieś pomiędzy jego krzykiem. Musiał się nie spodziewać, że Yove będzie na tyle głupia, by po raz kolejny złapać go z pomocą magii. Korzenia oplotły się wokół obu jego kostek i pociągnęły w dół. Tym razem zareagował odrobinę szybciej: wylądował na ziemi, ale udało mu się ustać na nogach. Krzyknął coś do Yove, ale nie usłyszała co przez nieznośne dzwonienie w uszach, które tylko samo podkręcało sobie głośność, kiedy kolejna roślina wystrzeliła ku jego szyi. Nie przebiła jej, a wzięła w objęcia i posłała ku ziemi, przyszpilając ją do niej po raz kolejny. Grudki ziemi poruszyły się niespokojnie i kiedy nareszcie dostały pozwolenie, przygniotły nadgarstki spirae do podłoża, niczym piaszczyste kajdany.

Teraz dopiero był unieruchomiony, pomyślała Yove. I tym razem nie zamierzam puszczać.

Ynrisjo próbował podnieść głowę, żeby spojrzeć prosto na Yove, więc kazała wysokiej trawie wokół przytrzymać go za czoło. Od razu się położył.

Dzwonienie zaczęło odchodzić, zastąpione przez jeszcze większy ból głowy. Żeby tylko nie umarła, żeby tylko nie umarła, żeby tylko...

— E... ej... — Ynrisjo zaśmiał się niepewnie. Teraz nie mógł nawet pomachać palcami, bo ziemia otoczyła mu całe dłonie, tworząc coś na podobiznę łapawic. — Co ty? Pani Majov, lepiej...

Yove wyciągnęła sztylet z białego jadeitu z pochwy na ramieniu, który ówcześniej schowała dla wygody podczas walki. Wiedziała, że najpierw i tak będzie go musiała przytrzymać w jednym miejscu, zanim zaatakuje jadeitem. Zabłyszczał w popołudniowym słońcu, zupełnie jak strach w oczach demona. Usiłował się wyrwać, ale natura była silna i nienawidziła się poddawać.

— Poczekaj, ty... — odezwał się i uśmiechnął, ale kąciki ust mu drżały. — Nie musisz. Ja ci naprawdę powiem, o co mi chodziło z tym mostem. Widzisz... widzisz ptaki na drzewach? Poszukaj takiego czarnego, małego z takim...

Czarodziejka wytarła nos jeszcze raz. Czuła mrowienie w rękach, ale musiała to zrobić. Kucnęła, co zresztą pomogło na jej kolana z waty.

Tylko nie umieraj, tylko nie umieraj.

— Ej! Ej! Weź to! Weź! — Ynrisjo zaczął się rzucać jak agresywne zwierzę w klatce. Kolejne pasma piachu otuliły jego brzuch i uda.

Przyłożyła sztylet do jego serca. Przypomniała sobie już po raz tysięczny, że nie morduje tego dziecka, tylko Seren wie iluletniego demona. Bawi się czarodziejami, którzy chcieli go zabić żeby teraz samemu umrzeć.

Ale jej nie zabił i nie zabije. Jeżeli ma umrzeć, to tylko na własnych warunkach, jakimi jest jakieś zatrzymanie akcji serca, czy cokolwiek teraz jej ciało dla niej szykuje za zużywanie takiej energii magicznej. Chociaż wolałaby przeżyć.

Zanim Ynrisjo miał okazję znów użyć tego dziecięcego głosu, który sprawiłby, że się zawaha, zacisnęła dłoń na rękojeści tak mocno, że srebrne zdobienia wbiły jej się w skórę. Sztylet przeszył serce demona.

Zanim mogła zobaczyć, jak jego ciało rozpada się w proch, ciemność przysłoniła jej widoczność, a ona sama poleciała na tańczącą wokół niej trawę jak długa.

༻❁༺

hej!!

dzisiaj trochę krócej, ale za to jutro pojawią się (ostatni) rozdział IV i epilog! byłyby jeszcze dzisiaj, ale zasypiam przez laptopem lol

(dlatego też proszę o zwracanie uwagi na wszelkie błędy tutaj szczególnie!! starałm się poprawić rozdział jak najlepiej, ale wiadomo, jak to bywa lol dziękuję z góry<33)

od razu powiem, że od jutro zajmę się korektowaniem "ogniska trzask"! na ten moment nie przewiduję wielkich zmian oprócz, obviously, dodania dodatków, prologu i epilogu, może jakieś niewielkie rzeczy (w tym wyglądy dwóch postaci, z czego jedna pojawia się i tak pod koniec na jedną scenę, więc lol), ale wciąż! przede wszystkim książka będzie podzielona na rozdziały zamiast jednego, długiego na 8k słów oneshota lol

(oczywiście w momentach, w których będę miała chwilę wolnego od uczenia się na próbne matury sob)

to chyba wszystko! przynajmniej mój zmęczony umysł nic już więcej nie wymyśli!

dobranoc/miłego dnia, żabki!!<33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro