Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Naszywki

Weekend spędziłam z rodzicami w ramach zadośćuczynienia za czwartek, który zabrał mi Max i przez cały czas musiałam wysłuchiwać jednej i tej samej opowieści, jak to mój wujek urządził alkoholową libację w szopie, zanim w ogóle byłam w planach. Chociaż nie wiem, czy mogę się nazwać planowanym dzieckiem.

Tak, właśnie tego chce słuchać siedemnastolatka.

Zdążyłam zrobić również świeczki na mecz, ale Roxanne powiedziała, że zapach jest jej obojętny, dlatego postawiłam na neutralny, kwiatowy.

Teraz właśnie odkładałam niepotrzebne podręczniki, żeby udać się z jakimkolwiek entuzjazmem na biologię. Nie no, żart. Do profesor Chaplin nie dało się iść z pozytywnym nastawieniem. Ta kobieta była okropna.

Byłam jedną z pierwszych osób w sali, ale niespecjalnie mi to przeszkadzało. Zdążyłam dokończyć zadanie na matmę i akurat zadzwonił dzwonek, z którym równo wszedł Killian.

— Hej. — posłał mi uśmiech. Pan Smutny posłał mi uśmiech na przywitanie? Mój mózg miał problem z zarejestrowaniem tego faktu.

— Hej. — szepnęłam, bo Chaplin już ostrzyła na mnie zęby. Chciałabym znać powód jej atakowania mnie, ale kompletnie nie miałam pojęcia. Gdybym jej coś zrobiłam, wiedziałabym o tym, a przynajmniej tak mi się zdaje.

— Wasze karty pracy są dowodem na to, że nie ma absolutnie sensu czegokolwiek wam przedstawiać — walnęła kartkami na wolną ławkę. — Ja się produkuję, używam głosu, zupełnie niepotrzebnie — rozłożyła ręce. — Nie szanujecie mojej pracy. — jej pogadanka trochę mnie bawiła. Może gdyby nie miała na sobie czarnych szpilek, czerwonego kombinezonu i tak mocnego makijażu, wzięłabym ją na poważnie. — Hope, rozdaj to proszę kolegom. — powiedziała do dziewczyny w pierwszej ławce. Swoją drogą miała kozackie rude włosy. — Przeanalizujcie swoje błędy i poświęćcie tę lekcję na ich skorygowanie. Nie chcę wam na dzień dobry wstawiać niskich ocen.

Kiedy dostałam swoją pracę, zmarszczyłam czoło w niezrozumieniu. Miałam tylko dwa błędy. Nie wiem, czy miałam się cieszyć, że nie wychwalała mnie na tle klasy, czy denerwować, że wrzucała wszystkich do jednego worka.

Killian spojrzał na moją kartkę przez moje ramię i cicho się zaśmiał, a później skinął na swoją kartę pracy, żebym zobaczyła. Była bezbłędna. Wzniosłam oczy ku niebu i westchnęłam. To był dopiero trzeci tydzień, a mnie już krew zalewała na myśl o następnej lekcji z Chaplin.

— Moore, Sheridan. Dobra robota. — powiedziała do nas, kiedy znalazła się przy naszej ławce. Byłam zdumiona jej pochwałą. — Żywię nadzieję, że mecz pójdzie równie świetnie. — przy tych słowach patrzyła już tylko i wyłącznie na Killiana z uśmiechem, który rezerwowany był zwykle do flirtu. Czy ja się przewidziałam?

— Też mam taką nadzieję. — odparł zmieszany, a kiedy odeszła, prawie parsknęłam śmiechem.

— Już wiem, dlaczego mnie tak nie lubi. Bo z tobą siedzę. — rzuciłam ironicznie, bo w rzeczywistości nie lubiła mnie od dawna.

— Chryste... — skomentował tylko, a resztę czasu spędziliśmy zajęci sobą. Ja przepisując notatki z chemii, on słuchając muzyki.

Na angielskim O'Conell kazał nam zrobić burzę mózgów na temat motywów literackich w dziełach Shakespeare'a i zaczęłam się zastanawiać, czy skończył mu się program nauczania, czy po prostu chciał nam dać odpocząć.

Ciągle przewijała się oczywiście miłość, jakżeby inaczej.

— Jak ci idzie projekt z Fallem? — zagadnął Ignacio, a Roxy posłała mu mordercze spojrzenie.

— Pewnie fantastycznie. — mrugnął do niego Killian.

— Jak już mówiłam na pierwszej lekcji, Zbrodnia i Kara ma tutaj realne odbicie — narzekała. — Swoją drogą, ciągle się na ciebie gapi, Lara.

— Nie zauważyłam. — odpowiedziałam zupełnie szczerze. Po incydencie z piątku byłam do niego sceptycznie nastawiona, jak nie negatywnie i nie miałam ochoty na jakieś kontakty z nim.

— Jak się z nim wczoraj widziałam, ubolewał nad faktem, że nie udało mu się cię zabrać do Forbesa, a później przyszła Aileen i zrobiła mu małą awanturę o to, że był z tobą w kinie samochodowym. — mówiła rozbawiona.

— Co tam robiła Aileen? — zdziwił się mój brat. W zasadzie też chciałam wiedzieć.

— Przyszła do Leo. Sorry, ale mam lodomanię po okresową, więc znów byłam w Ice Cream-Dream. — zrobiła smutną udawaną minę. Uśmiechnęłam się. Ja podczas okresu miałam wyjątkową fazę na pomarańcze i gorzką czekoladę, przez co moja mama na mnie narzekała, bo zwyczajnie kradłam jej zapasy tego drugiego.

— Ja nie ubolewam, więc sprawa na moją korzyść — uniosłam w górę długopis. — Ale zajmijmy się lepiej zagłębianiem się w Hamleta, bo O'Conell liczy na nas, jak ja na Świętego Mikołaja, kiedy miałam pięć lat. — w odpowiedzi usłyszałam śmiech.

* * *


Grałam w chińczyka z Janice, kiedy za oknem mocno świeciło słońce i już wyobrażałam sobie, jak Ernest na nie narzeka.

— Wracasz się! — krzyknęła uradowana, wystawiając język. Pokręciłam głową rozbawiona i odłożyłam swojego żółtego pionka na jedno z czterech pól startowych w tym samym kolorze. Miałam wyjątkowe szczęście, bo rzucając, od razu wypadła mi szóstka.

— Wstążka działa i na to. — powiedziałam pewnie, a Janice zmrużyła oczy.

— Uważaj, bo cię jej pozbawię. — zagroziła, a ja teatralnie złapałam się za lewą pierś i udałam przerażenie. — Richard zgolił brodę! — ucieszyła się. — Odwiedził mnie w niedzielę, patrzę... a tu nie ma brody. Krzak jak był obrośnięty, tak jest nadal. — łypnęła w stronę ogrodu.

— Niedługo powinien się zjawić ogrodnik według Lucy. — zapewniłam i zbiłam jej pionka, a ona oburzona założyła ręce na krzyż.

— Starszym należy dawać fory, nie słyszałaś o tym?

— Nie, tyle czasu z wami spędziłam, że chyba sama zaczynam głuchnąć. — złapałam się za lewe ucho, a wtedy rozbrzmiał dźwięk pianina, więc podskoczyłam w miejscu. Christopher był za to odpowiedzialny, nasz ukochany muzyk.

Janice od razu rozpoznała utwór, bo już wyrywała do tańca Charliego, ja sama też dobrze znałam tę melodię. Stand by me.

Wraz z resztą, która nie tańczyła, klaskałam do rytmu i śpiewałam z szerokim uśmiechem. Ci ludzie byli tacy spontaniczni i tak ich za to uwielbiałam, że mogłabym tam zamieszkać. Pomyślałam też o pewnym kawalerze, który na pewno był wolny, więc tanecznym krokiem zawitałam do Ernesta, zachęcając go do dołączenia, ale usilnie unikał mojego wzroku.

— Damie pan odmówi? — spróbowałam.

— A niech to, Larissa. — niby z irytacją, ale też ucieszony, wstał i złapał moją dłoń. Dostaliśmy nawet za to oklaski, bo chyba dokonałam niemożliwego. Okazało się, że Ernest to całkiem niezły tancerz! Wywijał mną lepiej, niż mój własny ojciec, który podobno był mistrzem parkietu w naszym miasteczku, a kiedy Ernest się ze mną pokłonił, byłam w szoku, że mnie utrzymuje i nie strzykało mu nic w kręgosłupie.

— Erneście, nie wiedziałam, że ty się ruszasz z tego fotela! — zawołała wesoło Janice, a ja zaczęłam się śmiać. Lucy patrzyła na nas z niedowierzaniem. Grupa staruszków urządzająca sobie potańcówkę, a w centrum nastolatka z najmniej ruchliwą osobą w całym ośrodku.

Ernest się uśmiechał i to była najlepsza nagroda tego dnia.

Kiedy mną obrócił, klasnęłam dwa razy w dłonie do rytmu i wróciłam do niego, a później wskoczyłam na stół, potańczyłam tam chwilę i wróciłam do swojego partnera.

Moja jasnoniebieska długa sukienka pasowała nawet do koszuli Ernesta w tym samym kolorze. Powinniśmy dostać za ten taniec same dziesiątki w Tańcu z Gwiazdami

Christopher skończył swój występ, a wszędzie dało się słyszeć oklaski. Za jedne z nich odpowiedzialny był nawet Killian, który stał w łuku oddzielającym pokój dzienny i bawialnie. Patrzył na nas tak samo, jak Lucy, ale również się uśmiechał.

— Stałeś tutaj przez cały czas? — zapytałam wystraszona.

— Tak. — potwierdził, a ja zalałam się rumieńcem. Później Lucy poprosiła go o przeniesienie jakichś pudeł, więc zostałam z jego dziadkiem sama. Siedział już z powrotem na fotelu.

— Melanie uwielbiała tę piosenkę, zawsze wyciągała mnie na parkiet, kiedy ją grano — powiedział. — Janice opowiadała, że nie mogłaś chodzić przez długi czas?

— Owszem, prawie trzy lata odzyskiwałam sprawność w nogach, ale nadal nie do końca mogę wszystko robić. — sprostowałam.

— W takim razie świetnie tańczysz, jak na kogoś, kto przez jakiś czas mógł się czuć jak staruszek. — puścił mi oczko, a ja odgarnęłam włosy za ucho i skinęłam głową w podziękowaniu i się z nim pożegnałam. Chciałam pójść jeszcze do Chrisa i pochwalić jego grę.

Starzec wręczył mi w geście wdzięczności miętowego cukierka, a ja schowałam go w dłoni, żeby później odłożyć na talerzyk Janice. Uwielbiała je.

Pokręciłam się tam do piątej i zbierałam do wyjścia. Lucy uścisnęła mnie za to, że wyrwałam pana Moore do tańca i poczęstowała dwoma pączkami, ale nie rozumiałam za bardzo, dla kogo jest ten drugi, dopóki nie zobaczyłam czerwonego mustanga.

Killian otworzył mi drzwi i wpuścił do środka, a później siedział już za kierownicą. Podałam mu jednego pączka i zaczęłam jeść swojego.

— Postanowiłeś zostać moim wtorkowym szoferem? — zagadnęłam.

— Coś w tym stylu — zgodził się. — Miałem przenieść spotkania z dziadkiem na środy, ale stwierdziłem, że skoro jesteś tutaj we wtorki, będę dobrym kolegą i zaoferuję ci dożywotnie podwózki.

— W takim razie dziękuję bardzo, bo odpadają mi nogi. — przyznałam. To było jakieś pięć minut tańca, a ja czułam je bardzo.

— Nie dziwię się. — zaśmiał się i ruszył. Kiedy on tego pączka zjadł? Ja byłam w połowie. Czy to może faceci tak szybko jedli?

— Wybacz, że musiałeś to oglądać.

— Żartujesz sobie? Jak opowiem mamie, na co się załapałem, to mi nie uwierzy. Mój dziadek nie tańczył, odkąd moja babcia zmarła. — brzmiał mimo wszystko na szczęśliwego i tylko to pozwoliło mi się uśmiechnąć. — Jak ci się udało go namówić?

— Urok osobisty. — wzruszyłam ramionami. Palce kleiły mi się od lukru, więc wszystkie oblizałam, żeby chociaż trochę temu zapobiec. Wygrzebałam z plecaczka mokre chusteczki i doprowadziłam dłonie do porządku.

Killian patrzył przed siebie, bo jakoś wyjątkowo dużo samochodów było na drodze i jak tak go obserwowałam, doszłam do wniosku, że miał naprawdę ładne rysy twarzy. Lekko zarysowana szczęka i kości policzkowe idealnie uzupełniały jego ciemną oprawę oczu i czekoladowe włosy, które zależnie od dnia miał na czole lub tak jak dziś, ułożone do tyłu. Tylko jeden mały kosmyk spoczywał na jego skórze.

Musiał poczuć, że się gapię, bo odwrócił się w moją stronę, więc szybko przeniosłam wzrok na naszywki na jego kurtce.

— Masz ich całe mnóstwo. — powiedziałam, żeby nie zorientował się, że właśnie robiłam mu pamięcią zdjęcie. — Nawet logo szkoły. — stwierdziłam z przerażeniem, bo rzeczywiście je miał. Na prawej kieszeni na piersi.

— Od niego się zaczęło — odparł. — Dostałem po meczu i stwierdziłem, że to dobry pomysł. Później moja mama dała mi maleńką płytę Bruno Marsa, pojechaliśmy na wakacje na Florydę i stamtąd miałem następną, kolejne miejsce to kolejna naszywka...

— Killian. — przerwałam mu. Nie interesowało mnie to, a przynajmniej tak sądziłam, ale kiedy spojrzał mi w oczy z tym swoim błyskiem zaciekawienia, coś we mnie puściło.

— Tak?

— Dlaczego masz, do cholery, nawet tę przeklęta rukolę na rękawie? — zręcznie wyszłam z sytuacji, widząc warzywo.

— Nie zauważyłaś, że ją kocham? — zapytał rozbawiony. — Wracając; któregoś dnia pomyślałem, że to dosyć oryginalne i tak mi zostało. Mam tutaj gdzieś nawet nasze wspólne ulubione lody, różową sukienkę, bo taką nosiła zawsze Aileen, palmę, bo one mi się kojarzą z Leo, kije do lacrosse i mnóstwo innych, dziwnych naszywek związanych z miejscami, osobami, filmami, muzyką. — tłumaczył.

— To chyba twoja ulubiona. — dotknęłam miejsca, w którym znajdowało się czerwonego autko.

— Jedna z ulubionych. — sprostował. Resztę drogi odbyliśmy w ciszy, która żadnemu z nas nie przeszkadzała.

Z pozoru głupi pomysł, który skrzyżował nasze ścieżki, okazał się tak naprawdę strzałem w dziesiątkę, bo Killian był po prostu świetną osobą. Miał te swoje dziwactwa, ale na dłuższą metę były one po prostu nieszkodliwe.

— Dasz sobie radę? — zapytał, kiedy wysiadałam pod swoim domem.

— Dam. — posłałam mu najcieplejszy uśmiech, na jaki było mnie stać, a on był tak kochany, że zaczekał, aż wejdę do domu i dopiero wtedy odjechał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro