Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Szósty cytat

Zegar tykał i tykał, kiedy czekałam, aż Chaplin zacznie lekcję, ale jakoś się do tego nie paliła. Skupiona była na czytaniu jakiegoś maila i odpisywaniu na niego.

— Dzień dobry, profesor Chaplin! — zawołał wesoło Killian, a ja myślałam, że zacznę się śmiać. Nie mam pojęcia, co chciał ugrać tym szerokim uśmiechem i aż nazbyt radosnym powitaniem, ale przynajmniej wywołał uśmiechy na twarzach całej grupy.

— Spóźnienie, Moore. — mruknęła tylko, a on wesołym krokiem podszedł do naszej ławki, stuknął w nią kilka razy i wreszcie usiadł.

— Naćpałeś się czegoś? — szepnęłam podejrzliwie.

— Przedawkowałem rukolę — puścił mi oczko. — A tak serio, mam po prostu wyśmienity humor.

— Ooo, a co jest powodem. — uniosłam kąciki ust. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.

— Zarwałem całą noc i mi odbija. — wzruszył ramionami i zaczął się bawić długopisem.

— Dlaczego? — spoważniałam.

— Nie mogłem zasnąć, aż tu w końcu nastał ranek. — cmoknął w powietrzu.

— Zajmijcie się sobą, bardzo was proszę. Nastąpiły pewne komplikacje. — powiedziała Chaplin, po czym znów zanurzyła nos w laptopie.

— Pewnie jej rezerwacje w hotelu anulowali na święta. — usłyszałam jakiś szept, przez co się cicho zaśmiałam.

— Chcesz walnąć drzemkę? — zasugerowałam. — Obudzę cię, jak się skończy lekcja.

— Raczej nie ma szans, żebym zasnął, ale mogę posłuchać muzyki z zamkniętymi oczami, jeśli już oferujesz przywołanie mnie do życia. — przeczesał włosy dłonią.

Boże mój, był taki atrakcyjny w moich oczach. Nie wiem, jakim cudem nie zauważyłam tego na początku, może wtedy nie wyszłaby z tego taka farsa. I nie mówię tylko o jego wyglądzie (który był nieprzeciętny), a o nim całym.

Przynajmniej mogłam się na niego pogapić przez resztę minut.

Jakiś cudem reszta lekcji upłynęła szybko, a ja znalazłam się już obok Roxy, która bardzo ekscytowała się świętem dziękczynienia, ponieważ miał przyjechać jakiś jej seksowny do bólu kuzyn, przez co Ignacio także się podniecał.

— Masz chłopaka. — przypomniałam mu, odwracając się do chłopaków. Trochę pożałowałam, bo gapiły się na mnie dwie osoby. Max i Aileen.

— Fantazje to nic złego, póki się ich nie spełnia. — odparł mój brat i w zasadzie miał rację. Automatycznie przypomniałam sobie wieczór w domu Killiana, oblałam rumieńcem i wróciłam do normalnej pozycji.

O'Conell był zbyt szczęśliwy. Coś mi nie pasowało.

— Kochani, każdy z was uwinął się z projektem przed dwudziestym czwartym dniem listopada, dlatego pozwoliłem sobie ocenić je we weekend — zaczął, po czym włączył rzutnik. — Zaczniemy od najwyżej ocenionej pracy, ale pragnę zaznaczyć, że gdyby nie dodatkowy szósty cytat, ten duet nie dostałby najwyższej możliwej oceny. — pokiwał palcem.

— Który idiota silił się na szósty cytat? — prychnęłam pod nosem, a później zamarłam.

— Brawa dla Lary i Killiana! — zmarszczyłam czoło i wymieniłam spojrzenie z Roxy, ale ona pokiwała głową na znak, że nic o tym nie wie.

— Czemu nic nie mówiłeś? — odchyliłam się w tył.

— Niespodzianka, Sheridan. — szepnął.

Z niecierpliwością oczekiwałam tego szóstego cytatu i kompletnie nie wiedziałam, co powinnam zrobić.

„Mimo wszystko wiem, że jestem niepoprawny. A przecież pragnąłem gorąco i nadal pragnę, aby pani zrozumiała, że mnie, garstkę popiołów, rozpromieniła ogniem, chociaż to ogień podobny do mnie całego: ogień, co nie rozświeca niczego, nie rozgrzewa, a tylko płonie bezużytecznym blaskiem sam dla siebie."*

Na zdjęciu był mój kawowy koktajl ze mną od dekoltu w dół w tle. Z dnia, w którym siedzieliśmy w Conor's.

Zapomniałam nagle, jak się oddycha.

Ale doskonalone pamiętałam o tym, że kilka ławek ode mnie siedzi pieprzona Aileen i to nie Killian będzie się z tego tłumaczył, tylko ja. To do mnie polecą wszystkie pretensje.

Bo nikt by nie uwierzył, że ten cytat nie był dwuznaczny, że nie umieścił tego zdjęcia przypadkowo. Tak jak filmu z diabelskim młynem i tak jak fotografii naszych dłoni nad jeziorem, kiedy wyrecytował przedostani cytat.

— Gratuluję i oby tak dalej. — uśmiechnął się O'Conell. Przełknęłam gulę śliny i mimo, że Roxanne ściskała moje ramię, ani drgnęłam. Zdołałam się tylko obejrzeć na rodzeństwo Stewards.

Leo szczerzył się jak głupi do sera, a jego siostra chciała mnie zamordować. Założę się.

Dzwonek nawet nie zdążył zadzwonić, a ja wyszłam z sali w takim tempie, że aż sama byłam w szoku. Nie miałam zamiaru się konfrontować z nikim z nich. Nie chciałam i bałam się tego.

Do tego stopnia, że z reszty lekcji się zerwałam, a Ignacio i Roxy zasypywali mnie wiadomościami.



* * *



We wtorek unikałam każdego w szkole, poza moim bratem. Nawet moją przyjaciółkę, bo jej pytania się nie kończyły. Jakoś to przebrnęłam, żeby przykulać się do domu starców, gdzie od razu poszłam do Ernesta, wręczyć mu pierniki i świecę.

— Czy to...? — sięgnął do pudełeczka, a później skosztował. — Dobry Boże... — do jego oczu napłynęły łzy. Powąchał także świecę, a później wstał i czule mnie objął. — Przyniosłaś mi Melanie.

— Zrobiłam, co mogłam — przyznałam, kiedy już się ode mnie odsunął. — Dla tego uśmiechu warto. — pstryknęłam go w nos.

— Larisso, z ciebie jest...

— Najwspanialsza dziewczyna na świecie. — dokończyła za niego Janice, a ja złapałam ją za rękę.

— Chciałem powiedzieć anioł — skończył pan Moore. — Jak ty to zrobiłaś.

— Och, banał — machinalnie machnęłam ręką. — Wykorzystałam pana synową i wnuka. — uśmiechnęłam się triumfalnie. Wtedy dołączył do nas Killian, ale nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.

— Wiedziałeś, że ta panna potrafi przynosić ludzi, którzy odeszli już na dobre? — Ernest podniósł w górę świecę.

— Wiedziałem. — oznajmił chłopak.

— Larissa, kochanie. Pozwól na moment — Janice zaciągnęła mnie w inne miejsce. — Co wy, do diabła, wyprawiacie?

— Nie rozumiem. — uniosłam jedną brew.

— Ja ci dam nie rozumiem — gestykulowała rękami. — Czyś ty oślepła? Ten chłopiec patrzy na ciebie jak na.. na anioła!

— Cóż, anioły nie były zbyt piękne, przypominały raczej geometryczne kształty, a...

— Lara! — wrzasnęła. — Dlaczego on wrócił do tej całej Aileen?

— To trochę skomplikowane — pokazałam jakąś wielkość palcami. — Trochę bardzo. — dodałam z przekąsem.

— W miłości nie ma nic skomplikowanego, dziecko... — zatrzepotała rzęsami.

— Bez przesady, wyjechałaś z tą miłością za daleko. — stwierdziłam.

— Jestem stara, ale nie głupia — westchnęła. — Nie zmarnujcie tej szansy, bardzo was proszę.

— Gramy! — krzyknął wesoło Christopher. Skierowałam wzrok na pianino, przy którym już siedział i zamurował mnie repertuar. — Lara, dla ciebie! — wywróciłam oczami i podeszłam bliżej, żeby udawać śpiewanie.

Starzy ludzie mieli to do siebie, że nawet jakbym wyła jak kogut, i tak byliby zachwyceni, ale tekst tej piosenki był o tyle problematyczny, że kiedy padło zdanie

I need a man who's patient and kind (potrzebuję faceta, który jest miły i cierpliwy)

Gets out of the car and holds the door (wysiada z samochodu, żeby otworzyć mi drzwi)

Nie byłam w stanie kontynuować. Nie, kiedy Killian stał, słuchał i patrzył.

Więc udałam, że się krztuszę.

Do gwiazd Hollywood mi daleko, ale Lucy zrozumiała tę aluzję i nawet nie pytała, kiedy zaczęłam z szyi ściągać smycz z plakietką wolontariusza.

Założę się, że Janice wszystko jej wyśpiewała na mój temat, stąd brak zdziwienia moim nagłym wyjściem. Było mi tylko trochę przykro, że nie pożegnałam się z moimi ulubieńcami, a Christopher nie wiedział, co się właściwie dzieje.

Minęłam czerwony samochód i próbowałam zrozumieć, jakim cudem ten chłopak potrafił robić ze mną takie rzeczy, dosłownie nawet się nie ruszając i nie odzywając.

— Larisso Sheridan, przestań mnie, do cholery, unikać. — usłyszałam za sobą. Odwróciłam się na pięciu ze sztucznym uśmiechem.

— Skąd pomysł, że cię unikam? — uniósł brew z niedowierzania. — W czwartek święto dziękczynienia, trzeba wszystko przygotować wcześniej, wiesz chyba jak to działa. — zaśmiałam się nerwowo.

— Wsiadaj. — skinął na swojego mustanga, a ja bez dyskusji po prostu to zrobiłam, piorunując go wzrokiem, kiedy go mijałam. Dziwnie się czułam, siedząc obok niego po wczorajszym angielskim. Naprawdę dziwnie. — Idziesz w piątek do Conor's?

— Owszem. — przyznałam. To był idealny sposób, żeby obgadać wszystkich z rodziny, którzy zwalą się na darmową wyżerkę i za nic nie mogłam tego z Roxy przegapić.

— Wspaniale — odparł i zabrzmiało to dosyć specyficznie. Nie potrafiłam określić, co to oznaczało. — Wyrzuć to z siebie. — zatrzymał się na poboczu.

— Co? — wydukałam, patrząc na każdą jedną naszywkę na jego kurtce, byleby tylko nie skrzyżować z nim spojrzenia.

— Dawaj, Bilbo. — zachęcił mnie.

— Killian — policzyłam w myślach do dziesięciu, żeby nie zacząć na niego wrzeszczeć. — Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, w jak niezręcznej sytuacji mnie wczoraj postawiłeś? — zamknęłam oczy. — Dlaczego akurat TEN cytat i TAKIE zdjęcie? — zapytałam z pretensją. — Dlaczego zrobiłeś to na oczach Aileen?

— Jestem popaprany. — wzruszył ramionami.

— Jesteś — zgodziłam się, zakładając ręce na krzyż. — Ale to nie jest, do diabła, wytłumaczenie. Z tego pewnie wyniknęło tyle nieporozumień, że nawet nie chcę tego słuchać — rozmasowałam czoło dłonią. — Masz pojęcie, jakimi pytaniami zostałam zasypana? Co na to twoja dziewczyna, ty idioto! — trzepnęłam go w ramię, a on złapał mój nadgarstek.

— Jakimi pytaniami? — drążył.

— Różnymi, Boże... — wywróciłam oczami.

— Na przykład? — wciąż nie dawał za wygraną.

— Czy chodziło o ocenę z projektu, czy może o coś więcej, na przykład — zacytowałam słowa Ignacio. — Nie mów mi, że ciebie nikt o to nie zapytał.

— Zapytał, Leo. — powiedział całkowicie szczerze, a ja nie wytrzymywałam już jego dotyku. Palił moją skórę.

— Projekt — szepnęłam. — Powiedziałeś, że o projekt, prawda? — w końcu odważyłam się spojrzeć mu w oczy — Jeżeli nie możesz tego potwierdzić, lepiej nic nie mów. — milczał.

Na wszystkie przeciwności losu, on milczał.

Co ja miałam zrobić w tamtym momencie?

— Rany boskie, jedź. — poprosiłam. Westchnął długo, po czym wreszcie mnie puścił i targały mną różne emocje, bo z jednej strony poczułam ulgę, a z drugiej zawód.

Uczucia są popieprzone.

— Aileen jest idiotką, albo taką udaje. — oświadczył Killian, kiedy stanęliśmy pod moim domem, a ja zatrzepotałam rzęsami myśląc, że właśnie się przesłyszałem.








_____________________

* Opowieść o dwóch miastach

______________________

Wstawiam dzisiaj, ponieważ jutro nie będę miała czasu :) mam nadzieję, że rozdział idealnie Was rozbudzi xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro