Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Złą

— Nic ci nie jest? — zapytał Killian z troską, kiedy wyciągnął mnie z wody i zaczął odgarniać moje włosy, które kleiły mi się do twarzy. Tyle dobrze, że reszta była związana.

— N-nie — wydukałam, a później wyplułam jakiegoś glona. — Dziękuję. — wysapałam.

— Proszę. — odparł cicho, ale się nie odsuwał.

Dlaczego on się nie odsuwał?

Dosłownie był tak blisko mnie, że nosem dotykał mojego policzka, a ja gubiłam się w jego oczach. Nie wiem, czy on czuł mój, ale ja jego oddech bardzo dokładnie. I chciałabym wierzyć, że te ciarki spowodowała woda i chłód, ale to był on.

On nie mógłby być tym gościem od dreszczy, on już nim był.

Dopiero po chwili jednak oprzytomniałam, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, jak to wygląda z boku i z tego, że chciał mnie pocałować.

Mój Boże, Killian chciał mnie pocałować.

— Masz dziewczynę. — przypomniałam mu szeptem.

— Mam — mruknął tuż przy moich ustach, a później szybko się odsunął i wstał. — Złą. — dodał, ale nie chciałam na to odpowiadać, więc po prostu również wstałam i podreptałam za nim do domu, przemoczona do ostatniej suchej nitki. — Mama jest w gabinecie, nawet cię nie zobaczy, chodź. — zaczął się kierować w jakąś nieznaną mi stronę. Później zrozumiałam, że idziemy do piwnicy.

— Coraz częściej zaczynam myśleć, że jesteś jakimś mordercą. — roześmiał się na te słowa.

Killian sięgnął do jakiejś szafki w jego pokoju i wyjął z niej dwa ręczniki, swoje dresy i koszulkę, a później mi podał.

— Tam jest łazienka — wskazał podbródkiem ciemne drzwi. — ja idę ogarnąć te mokre ślady. — zawiadomił.

Zamknęłam na chwilę oczy, kiedy wyszedł i próbowałam odtworzyć, co się właściwie przez chwilą wydarzyło.

„Mógłbym być tym gościem od twoich dreszczy"? "Złą"?

Czy to były aluzje, których po prostu nie chciałam załapać, czy niewinny flirt.

Do licha, Lara. Przecież gdyby to był niewinny flirt, nie próbowałby cię pocałować.

Skarciła samą siebie w myślach, kiedy się przebierałam. Użyłam też suszarki, żeby doprowadzić do porządku bieliznę, skarpetki i włosy. Dzięki Bogu, że jego łazienka była zaopatrzona w to urządzenie.

Ubrania Killiana wisiały na mnie niczym worek, ale nie mogłam narzekać.

Kiedy wyszłam, chłopaka jeszcze nie było, więc zaczęłam się rozglądać po pokoju. W życiu nie powiedziałabym, że będzie utrzymany w żółto-turkusowych barwach, ale z drugiej strony nie byłam zdziwiona.

Zauważyłam również, że wśród zdjęć, które miał powieszone nad łóżkiem, nie ma żadnych, na których jest Aileen.

Zaczynałam się denerwować, a motyle w brzuchu rozrywały mi wnętrzności.

— Tu masz torbę na mokre rzeczy, a tu jest kubek z gorącą herbatą, żebyś się nie przeziębiła. — najpierw uniósł jedną, a później drugą dłoń.

— Mhm. — wymamrotałam z nerwowym uśmiechem i zabrałam obie rzeczy.

— Jezu, wy jesteście wszystkie takie malutkie. — skomentował, lustrując wzrokiem moją sylwetkę. Posłałam mu wrogie spojrzenie.

— To nie moja wina, że się topię w twoich ciuchach.

— Aaa, no tak! — klasnął w dłonie. — Ja wpadłem do jeziora.

— Wypraszam sobie! — tupnęłam nogą żartobliwie. — To przez ciebie tam wpadłam, nie zapominaj o tym.

— Przeze mnie, jasne — cmoknął z dezaprobatą. — Ciężko się przyznać, że jesteś łamagą?

— Mogłam cię jednak utopić. — sarknęłam i usiadłam na krześle, żeby wypić herbatę.

— I to mnie zarzucasz bycie mordercą — założył ręce na krzyż i oparł się ramieniem o framugę drzwi. — Przepraszam. — powiedział, kiedy jego telefon zadzwonił. Nie wyszedł, po prostu odebrał przy mnie. — W domu, a gdzie mam być? — wyglądał na poirytowanego. — Siedzę z Larą.

Wytrzeszczyłam oczy.

Z kim on rozmawiał?

— Ona pije herbatę, a ja stoję i rozmawiam z tobą. Koniec przesłuchania? — wywrócił oczami. — Świetnie, cześć — schował komórkę do kieszeni. — Aileen. — sprostował, a ja się prawie oplułam i chociaż herbatą mnie parzyła, wypiłam ją w błyskawicznym tempie.

W takim samym spakowałam również swoje mokre rzeczy.

— Odwieź mnie do domu. — poprosiłam, chociaż to bardziej brzmiało jak rozkaz.

— Tak cię ten telefon przeraził? — uniósł brew.

— Tak. Nie. To znaczy tak, ona tutaj przyjdzie na sto procent, mówię ci, a nie mam ochoty się z nią konfrontować i tłumaczyć, dlaczego mam na sobie twoje ciuchy, bo wątpię, żeby nam uwierzyła. — powiedziałam wszystko na jednym wydechu, wyminęłam go i skierowałam się do kuchni po swoją torbę, żeby później przejść do drzwi wyjściowych.

— Masz mokre buty, geniuszu. — upomniał mnie.

— Nie ma problemu, pójdę na boso! — zawołałam melodyjnie i otworzyłam drzwi.

— Oczywiście. — zironizował i po prostu mnie podniósł, żeby zanieść do samochodu. Podniósł mnie i moje dwie torby, oraz buty.

No to chyba jasne, kretynko. Trenuje, ma dużo siły. Niósł cię na barana z dwoma plecakami.

Lamentowałam w głowie.

— Pas. — rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie, kiedy siedziałam już na miejscu pasażera, ale nawet nie czekał, aż sama go zapnę. On to zrobił.

Nie odzywałam się przez całą drogą, ale pod moim domem musiałam.

— Dojdę sama — uśmiechnęłam się ciepło. — Dzięki i cześć, widzimy się w szkole. — próbowałam się zachowywać normalnie.

— Widzimy. — poczekał, aż wejdę do domu, a kiedy to zrobiłam, prawie posikałam się ze śmiechu przez minę mojej matki.

— Czy to są męskie ubrania? — wskazała na mnie palcem.

— Owszem. — potwierdziłam i opowiedziałam jej wszystko.


* * *


— CO CHCIAŁ ZROBIĆ?! — wydarła się Roxy prawie na cały dom, a byłyśmy w moim pokoju.

— Cssii! — upomniałam ją. — Jeszcze...

— O co biega? — do pokoju wszedł Ignacio zaciekawiony.

—... mój brat przylezie. — dokończyłam, wywracając oczami.

— Kllian chciał pocałować Larę! — uderzyłam się w czoło otwartą dłonią.

— O. Mój. Boże. — Ignacio zaczął zabawnie poruszać brwiami. — Naprawdę? — zbliżył się do nas.

— Czy ja się przesłyszałem?

— Co tu robi Leo?! — zapytałam równocześnie z Roxanne.

— Jest moim chłopakiem. — Igo zamrugał teatralnie, prychając.

— Nie miałeś tego słyszeć — przełknęłam gulę śliny. — Błagam, nie mów Aileen — złożyłam dłonie jak do modlitwy. — Proszę.

— Nie spinaj tyłka, laska — podniósł w górę dłoń w geście stop. — Chociaż chętnie bym to zrobił, bo może wtedy ich związek przestałby istnieć. — spojrzeliśmy wszyscy na niego dziwnie, na co wzruszył ramionami.

— Wracając — przerwała Roxy. — Jak to chciał? Powiedział ci to?

— Nie — zaoponowałam. — Zrobiłby to, gdybym mu nie przypomniała, że ma dziewczynę. — wyrecytowałam.

— Jutro będzie gorąco na angielskim — zapowiedział Leo. — Co on na to?

„Mam", a później „złą". — przeczesałam włosy dłonią, a oni zaczęli piszczeć. Przysięgam, że wyląduję w wariatkowie przy mojej przyjaciółce i tych dwóch popaprańcach.

— No, no, Moore... — gwizdnął Stewards. — Kocham moją siostrę, ale nie pasują do siebie — przyglądał się swoim paznokciom. — Dlatego nie popieram ich zejścia się.

— My też nie — zawtórowała mu Roxy. — Tylko ta idiotka się za późno zorientowała. — stuknęła mnie w głowę, przez co się skrzywiłam.

— Dziewczyna nie ściana — wtrącił Ignacio. — Skoro sam stwierdził, że ma nieodpowiednią drugą połówkę, na pewno niedługo zerwą.

— I Rukolożerca będzie twój. — wyśpiewała Roxanne. Rozmasowałam czoło skonsternowana.

— Będzie cię traktował jak księżniczkę, mówię ci — Leo posłał mi uśmiech. — Bo tak traktował Aileen, ale ona na to nie zasługiwała. I zanim mnie obrzucicie błotem, że powinienem stać za nią murem — wziął głęboki oddech. — otóż nie. Nie wtedy, kiedy ktoś na tym cierpi.

— Zobaczymy, co życie przyniesie. Na razie nie gdybajmy, bo zapeszymy. — zasugerowałam, choć sama idąc spać, dzień w dzień gdybałam.

A teraz będę gdybać bardziej, bo Killian też to zrobił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro