21. Niespodzianka!
Moje życie stało się zbyt zwyczajne odkąd podarowałam Killianowi świeczkę.
Chodziłam do szkoły, wracałam z niej i odrabiałam lekcje, albo bawiłam się woskiem. Czasami spotykałam się z Roxanne i poznałam lepiej Cade'a. Okazał się bardzo fajnym człowiekiem, więc moja przyjaciółka dostała moje błogosławieństwo.
Przestałam chodzić do Conor's Goods w piątki, bo siedziałabym tam sama, a Janice i Ernest usilnie próbowali mnie pocieszać, chociaż wcale nie chodziłam smutna.
— Wróciłam! — zawołałam zmęczona, kiedy weszłam do swojego domu. Zdziwił mnie fakt, że nie usłyszałam odpowiedzi od żadnego z moich rodziców. Nie mówili, że gdzieś wychodząc, więc...
— NIESPODZIANKA! — wrzasnęło na raz sześć osób, wyskakując zza ścian z balonami i trąbkami.
Otworzyłam usta zdumiona i zamrugałam kilka razy, bo nie docierał do mnie fakt, że to się działo.
Prostując; nie świętuję nigdy swoich urodzin, nie lubię ich i najchętniej wymazałabym tę datę z ludzkiej pamięci.
Do tej pory mój brat i przyjaciółka respektowali tą małą dziwaczność, ale dziś musiało im coś strzelić do łba.
Zwłaszcza, że jedną z osób była Aileen.
— To ma być żart? — wydukałam. — Nieśmieszny, jak coś. — nie miałam zamiaru udawać, że się cieszę, bo tak nie było. Mogli jeszcze Maxa zaprosić.
— Oj tam, oj tam... — jęknął Leo i natychmiast objął mnie ramieniem, żeby zaprowadzić do salonu. — Wszystkiego najlepszego dla siostry mojego ukochanego. To był mój pomysł, nie złość się na nikogo.
— Roxy, możemy pogadać? — rzuciłam jej spojrzenie pełne rozczarowania. Dziewczyna skinęła głową i zaraz poszłyśmy na górę, do mojego pokoju. — Co to ma znaczyć? — wskazałam ręką jakiś kierunek.
— Próbowałam do tego nie dopuścić, ale Ignacio jest tak zapatrzony w Leo, że mnie nie poparł. — wytłumaczyła.
— Farsa — prychnęłam. — Kompletnie. Po całości.
— Wiem, Lara — złapała moje dłonie. — Przykro mi, naprawdę. Obecność Aileen jest zupełnym nieporozumieniem, w życiu bym na to nie pozwoliła, ale nie miałam pojęcia.
— Wchodzę — usłyszałam dziewczęcy głos tuż po tym, jak ktoś zastukał w drzwi. — Nigdy więcej nie zostawiajcie mnie z czterema facetami sam na sam. — poprosiła Aileen.
Kto tak robi, do cholery?
— Zejdę na dół, zanim coś zdemolują. — oświadczyła Roxanne i zostawiła mnie z Księżniczką.
— Chyba nie jesteś zadowolona. — stwierdziła blondynka, a ja miałam ochotę się roześmiać.
— Oczywiście, że nie — odparłam. — Szkoda, że Leo nie posłuchał mojej najlepszej przyjaciółki, która wiedziała, że tak będzie. — założyłam ręce na krzyż.
— Słuchaj, nie miałam okazji ci podziękować — uśmiechnęła się czule. — Sprawiłaś, że znowu jestem z Killianem i nie wiem, jak mam ci dzięko...
— Daj sobie spokój — przerwałam jej. — Nie chce mi się tego słuchać po tym, co mi powiedziałaś.
— O co ci chodzi? — jej wzrok stał się wrogi.
— O co mi chodzi? — zapytałam z pretensją. — O co tobie chodzi, Aileen. Nagle go pokochałaś, nagle akceptujesz, czujesz motylki? Po co mnie okłamałaś w żywe oczy? Z dnia na dzień ci się odmieniło? — zdawałam sobie sprawę, że to scena zazdrości, ale chciałam prawdy.
— Nie. — odpowiedziała cicho, a mnie wbiło w ziemię.
— Jak to: nie? — potrząsnęłam głową.
— Nie odmieniło mi się, ale trzeba myśleć racjonalnie. Nie będę szukała miłosnych uniesień, kiedy mogę żyć w spokojnym związku z chłopakiem, który mnie kocha.
— On cię nie kocha — szepnęłam. — Kiedyś tak było, ale teraz nie.
— I ty pytasz mnie, po co to wszystko? A po co ty ze mną rozmawiałaś?
— Dowiedziałam się o tym po naszej rozmowie, nie miałam absolutnie na to wpływu. Dalej jednak nie rozumiem, jak możesz być taką egoistką. — rozłożyłam ręce bezradnie.
— Zauroczyłaś się nim, prawda? — zbliżyła się do mnie. — Dlatego to mówisz.
— Tu nie chodzi o mnie, a o Killiana i jego dobro, a pogrywając nim w taki sposób, ranisz go. Nie rozumiesz? — żachnęłam się. — Nie ma sensu tego kontynuować, życzę wam szczęścia. — wyminęłam ją i zbiegłam na dół, obrzucając wszystkich spojrzeniem. Cade właśnie pompował balonik, ale przestał, kiedy mnie zobaczył. Leo zapalał świeczki na babeczkach, Ignacio trzymał jakąś torebkę, Roxy musiała rozmawiać z Killianem, bo stali obok siebie i teraz obdarzali mnie zaniepokojonymi minami. Aileen do nas dołączyła.
— Co się stało? — zapytał w końcu mój brat.
— Słuchajcie, bardzo doceniam waszą fatygę, ale nie miała ani trochę sensu. Nie chcę być okropną gospodynią, jednak muszę was prosić, żebyście sobie poszli. Teraz. — gapiłam się w podłogę.
— Lara... — Ignacio próbował mnie przekonać, ale nie miałam ochoty na to wszystko. Odkryłam wtedy, że jestem zdecydowanie zbyt emocjonalna.
Z tego całego letargu wyswobodził mnie jednak dźwięk dzwonka do drzwi, więc na nic nie czekając, poszłam otworzyć. Zobaczyłam przed sobą młodego mężczyznę z bukietem kwiatów w rękach i już kompletnie nic nie rozumiałam.
— Larissa Sheridan? — zaczął. — Nazywam się Matt Peteres — odchrząknął, a później spojrzałam na moje nogi. — Chodzisz. — wyglądał na ucieszonego, a nawet dało się z jego twarzy wyczytać ulgę.
Dotarło do mnie, że to on był sprawcą wypadku.
— Przyszedłem przeprosić...
— Po prawie trzech latach? — nie wierzyłam w kulminację tego wszystkiego, akurat tego dnia. — Myślisz, że przepraszam wystarczy za to, co mi zafundowałeś? — zaśmiałam się bez krzty wesołości. — Tak, chodzę. Zaczęłam robić to samodzielnie krótko przed wakacjami. — zamknęłam mu drzwi przed nosem i straciłam oddech.
Dlaczego musiał przyjść w takim momencie? Dlaczego świadkiem tego musiały być osoby, takie jak Aileen?
Przeczesałam włosy dłoniami i odwróciłam się do reszty, ale nie miałam siły na nic.
— Idźcie do domu, po prostu idźcie. — szepnęłam i sama sobie poszłam. Potrzebowałam swojego łóżka.
Potrzebowałam się wypłakać.
— Wszyscy poszli — zawiadomił mnie Ignacio. — Wybacz, Lara. To moja wina. — usiadł obok mnie, ale twarz miałam wciśniętą w poduszkę, więc go nie widziałam.
— Spoko — mruknęłam. — Potrzebuję...
— Pucharka lodów? — podsunęła Roxy. Podniosłam się i odebrałam od niej deser. — Co to był za facet?
— On spowodował wypadek. — wyjaśniłam.
— Nie wierzę, że tu przyszedł — skomentował mój brat. — Będzie trzeba powiedzieć rodzicom.
— Będzie trzeba. — zgodziłam się.
— O czym rozmawiałaś z Aileen po moim wyjściu? — zapytała Roxanne.
— Pospinałam się z nią o Killiana, nie chcę o tym rozmawiać. Jest z nim z wygody, nie z miłości. To okropne i rozrywa mi serce, bo zaczęło do niego bić. — wyrzuciłam z siebie.
— Ten dzień mocno ssie — powiedział Ignacio z żalem. — Niech się już skończy. Prezenty otworzysz później.
I tak też zrobiłam.
Roxy z Cade'm podarowali mi nową piżamę w koale, co mnie rozczuliło, Leo wraz z Ignacio komplet zakolanówek w odcieniach szarości, Aileen z Killianem jakiś perfum, którego w życiu nie użyję, ale liczy się przecież gest.
Późnym wieczorem porozmawiałam z mamą i tatą, a oni zapewnili mnie, że się tym zajmą, więc zrobiło mi się jakoś lżej.
Matt wyrażał skruchę, ale nie byłam w stanie z nim rozmawiać po takim czasie.
— Lara, ktoś do ciebie dzwoni już trzeci raz. — zwrócił mi uwagę ojciec, wskazując kubkiem z herbatą na mój telefon.
— Hej. — wychrypiałam, bo od płaczu miałam pełno flegmy w gardle. Mama posłała mi wtedy pokrzepiający uśmiech.
— Wiem, że miałaś gówniany dzień, ale zbyt wiele dla mnie znaczysz, żebym tak po prostu to olał — słowa Killiana były piękne, ale bolały. — Wyjdziesz?
— Zaczekaj — zatkałam głośnik, żeby nie słyszał. — Jest późno, ale jutro niedziela, więc proszę o pozwolenie na zobaczenie się z przyjacielem.
— Nie mów, że z Maxem. — wzdrygnęła się mama.
— Jezu, nie — zmarszczyłam czoło. — To Killian. Ten od czerwonego mustanga. — sprostowałam.
— Oczywiście, że możesz iść! — ożywił się tata, a mama zaczęła z niego śmiać.
— Idę. — powiedziałam tylko do telefonu i nawet nie zabierając żadnych rzeczy, założyłam pierwsze lepsze buty i znalazłam się na zewnątrz w fioletowym dresie.
Killian opierał się o samochód w swojej jeansowej kurtce i patrzył wprost na mnie, trzymając w dłoni jakiś czarny woreczek ozdobny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro