Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Niespodzianka!

Moje życie stało się zbyt zwyczajne odkąd podarowałam Killianowi świeczkę.

Chodziłam do szkoły, wracałam z niej i odrabiałam lekcje, albo bawiłam się woskiem. Czasami spotykałam się z Roxanne i poznałam lepiej Cade'a. Okazał się bardzo fajnym człowiekiem, więc moja przyjaciółka dostała moje błogosławieństwo.

Przestałam chodzić do Conor's Goods w piątki, bo siedziałabym tam sama, a Janice i Ernest usilnie próbowali mnie pocieszać, chociaż wcale nie chodziłam smutna.

— Wróciłam! — zawołałam zmęczona, kiedy weszłam do swojego domu. Zdziwił mnie fakt, że nie usłyszałam odpowiedzi od żadnego z moich rodziców. Nie mówili, że gdzieś wychodząc, więc...

— NIESPODZIANKA! — wrzasnęło na raz sześć osób, wyskakując zza ścian z balonami i trąbkami.

Otworzyłam usta zdumiona i zamrugałam kilka razy, bo nie docierał do mnie fakt, że to się działo.

Prostując; nie świętuję nigdy swoich urodzin, nie lubię ich i najchętniej wymazałabym tę datę z ludzkiej pamięci.

Do tej pory mój brat i przyjaciółka respektowali tą małą dziwaczność, ale dziś musiało im coś strzelić do łba.

Zwłaszcza, że jedną z osób była Aileen.

— To ma być żart? — wydukałam. — Nieśmieszny, jak coś. — nie miałam zamiaru udawać, że się cieszę, bo tak nie było. Mogli jeszcze Maxa zaprosić.

— Oj tam, oj tam... — jęknął Leo i natychmiast objął mnie ramieniem, żeby zaprowadzić do salonu. — Wszystkiego najlepszego dla siostry mojego ukochanego. To był mój pomysł, nie złość się na nikogo.

— Roxy, możemy pogadać? — rzuciłam jej spojrzenie pełne rozczarowania. Dziewczyna skinęła głową i zaraz poszłyśmy na górę, do mojego pokoju. — Co to ma znaczyć? — wskazałam ręką jakiś kierunek.

— Próbowałam do tego nie dopuścić, ale Ignacio jest tak zapatrzony w Leo, że mnie nie poparł. — wytłumaczyła.

— Farsa — prychnęłam. — Kompletnie. Po całości.

— Wiem, Lara — złapała moje dłonie. — Przykro mi, naprawdę. Obecność Aileen jest zupełnym nieporozumieniem, w życiu bym na to nie pozwoliła, ale nie miałam pojęcia.

— Wchodzę — usłyszałam dziewczęcy głos tuż po tym, jak ktoś zastukał w drzwi. — Nigdy więcej nie zostawiajcie mnie z czterema facetami sam na sam. — poprosiła Aileen.

Kto tak robi, do cholery?

— Zejdę na dół, zanim coś zdemolują. — oświadczyła Roxanne i zostawiła mnie z Księżniczką.

— Chyba nie jesteś zadowolona. — stwierdziła blondynka, a ja miałam ochotę się roześmiać.

— Oczywiście, że nie — odparłam. — Szkoda, że Leo nie posłuchał mojej najlepszej przyjaciółki, która wiedziała, że tak będzie. — założyłam ręce na krzyż.

— Słuchaj, nie miałam okazji ci podziękować — uśmiechnęła się czule. — Sprawiłaś, że znowu jestem z Killianem i nie wiem, jak mam ci dzięko...

— Daj sobie spokój — przerwałam jej. — Nie chce mi się tego słuchać po tym, co mi powiedziałaś.

— O co ci chodzi? — jej wzrok stał się wrogi.

— O co mi chodzi? — zapytałam z pretensją. — O co tobie chodzi, Aileen. Nagle go pokochałaś, nagle akceptujesz, czujesz motylki? Po co mnie okłamałaś w żywe oczy? Z dnia na dzień ci się odmieniło? — zdawałam sobie sprawę, że to scena zazdrości, ale chciałam prawdy.

— Nie. — odpowiedziała cicho, a mnie wbiło w ziemię.

— Jak to: nie? — potrząsnęłam głową.

— Nie odmieniło mi się, ale trzeba myśleć racjonalnie. Nie będę szukała miłosnych uniesień, kiedy mogę żyć w spokojnym związku z chłopakiem, który mnie kocha.

— On cię nie kocha — szepnęłam. — Kiedyś tak było, ale teraz nie.

— I ty pytasz mnie, po co to wszystko? A po co ty ze mną rozmawiałaś?

— Dowiedziałam się o tym po naszej rozmowie, nie miałam absolutnie na to wpływu. Dalej jednak nie rozumiem, jak możesz być taką egoistką. — rozłożyłam ręce bezradnie.

— Zauroczyłaś się nim, prawda? — zbliżyła się do mnie. — Dlatego to mówisz.

— Tu nie chodzi o mnie, a o Killiana i jego dobro, a pogrywając nim w taki sposób, ranisz go. Nie rozumiesz? — żachnęłam się. — Nie ma sensu tego kontynuować, życzę wam szczęścia. — wyminęłam ją i zbiegłam na dół, obrzucając wszystkich spojrzeniem. Cade właśnie pompował balonik, ale przestał, kiedy mnie zobaczył. Leo zapalał świeczki na babeczkach, Ignacio trzymał jakąś torebkę, Roxy musiała rozmawiać z Killianem, bo stali obok siebie i teraz obdarzali mnie zaniepokojonymi minami. Aileen do nas dołączyła.

— Co się stało? — zapytał w końcu mój brat.

— Słuchajcie, bardzo doceniam waszą fatygę, ale nie miała ani trochę sensu. Nie chcę być okropną gospodynią, jednak muszę was prosić, żebyście sobie poszli. Teraz. — gapiłam się w podłogę.

— Lara... — Ignacio próbował mnie przekonać, ale nie miałam ochoty na to wszystko. Odkryłam wtedy, że jestem zdecydowanie zbyt emocjonalna.

Z tego całego letargu wyswobodził mnie jednak dźwięk dzwonka do drzwi, więc na nic nie czekając, poszłam otworzyć. Zobaczyłam przed sobą młodego mężczyznę z bukietem kwiatów w rękach i już kompletnie nic nie rozumiałam.

— Larissa Sheridan? — zaczął. — Nazywam się Matt Peteres — odchrząknął, a później spojrzałam na moje nogi. — Chodzisz. — wyglądał na ucieszonego, a nawet dało się z jego twarzy wyczytać ulgę.

Dotarło do mnie, że to on był sprawcą wypadku.

— Przyszedłem przeprosić...

— Po prawie trzech latach? — nie wierzyłam w kulminację tego wszystkiego, akurat tego dnia. — Myślisz, że przepraszam wystarczy za to, co mi zafundowałeś? — zaśmiałam się bez krzty wesołości. — Tak, chodzę. Zaczęłam robić to samodzielnie krótko przed wakacjami. — zamknęłam mu drzwi przed nosem i straciłam oddech.

Dlaczego musiał przyjść w takim momencie? Dlaczego świadkiem tego musiały być osoby, takie jak Aileen?

Przeczesałam włosy dłoniami i odwróciłam się do reszty, ale nie miałam siły na nic.

— Idźcie do domu, po prostu idźcie. — szepnęłam i sama sobie poszłam. Potrzebowałam swojego łóżka.

Potrzebowałam się wypłakać.

— Wszyscy poszli — zawiadomił mnie Ignacio. — Wybacz, Lara. To moja wina. — usiadł obok mnie, ale twarz miałam wciśniętą w poduszkę, więc go nie widziałam.

— Spoko — mruknęłam. — Potrzebuję...

— Pucharka lodów? — podsunęła Roxy. Podniosłam się i odebrałam od niej deser. — Co to był za facet?

— On spowodował wypadek. — wyjaśniłam.

— Nie wierzę, że tu przyszedł — skomentował mój brat. — Będzie trzeba powiedzieć rodzicom.

— Będzie trzeba. — zgodziłam się.

— O czym rozmawiałaś z Aileen po moim wyjściu? — zapytała Roxanne.

— Pospinałam się z nią o Killiana, nie chcę o tym rozmawiać. Jest z nim z wygody, nie z miłości. To okropne i rozrywa mi serce, bo zaczęło do niego bić. — wyrzuciłam z siebie.

— Ten dzień mocno ssie — powiedział Ignacio z żalem. — Niech się już skończy. Prezenty otworzysz później.

I tak też zrobiłam.

Roxy z Cade'm podarowali mi nową piżamę w koale, co mnie rozczuliło, Leo wraz z Ignacio komplet zakolanówek w odcieniach szarości, Aileen z Killianem jakiś perfum, którego w życiu nie użyję, ale liczy się przecież gest.

Późnym wieczorem porozmawiałam z mamą i tatą, a oni zapewnili mnie, że się tym zajmą, więc zrobiło mi się jakoś lżej.

Matt wyrażał skruchę, ale nie byłam w stanie z nim rozmawiać po takim czasie.

— Lara, ktoś do ciebie dzwoni już trzeci raz. — zwrócił mi uwagę ojciec, wskazując kubkiem z herbatą na mój telefon.

— Hej. — wychrypiałam, bo od płaczu miałam pełno flegmy w gardle. Mama posłała mi wtedy pokrzepiający uśmiech.

— Wiem, że miałaś gówniany dzień, ale zbyt wiele dla mnie znaczysz, żebym tak po prostu to olał — słowa Killiana były piękne, ale bolały. — Wyjdziesz?

— Zaczekaj — zatkałam głośnik, żeby nie słyszał. — Jest późno, ale jutro niedziela, więc proszę o pozwolenie na zobaczenie się z przyjacielem.

— Nie mów, że z Maxem. — wzdrygnęła się mama.

— Jezu, nie — zmarszczyłam czoło. — To Killian. Ten od czerwonego mustanga. — sprostowałam.

— Oczywiście, że możesz iść! — ożywił się tata, a mama zaczęła z niego śmiać.

— Idę. — powiedziałam tylko do telefonu i nawet nie zabierając żadnych rzeczy, założyłam pierwsze lepsze buty i znalazłam się na zewnątrz w fioletowym dresie.

Killian opierał się o samochód w swojej jeansowej kurtce i patrzył wprost na mnie, trzymając w dłoni jakiś czarny woreczek ozdobny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro