Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Gosposia

— Zapomnij, że wyjdziesz tak z domu, młoda damo. — tata pokiwał mi przed nosem złożoną w rulon gazetą.

— Przesadzasz. — jęknęłam, wywracając oczami, a później dokończyłam malowanie twarzy Ignacio, który postanowił dotrzymać mi serialowego towarzystwa w przebraniu i został Tate'm Langdonem.

— Widzisz to? — ojciec zwrócił się do mamy z nadzieją, ale ona się tylko zaśmiała.

— To tylko strój gosposi i krwawe oko, w dodatku nie z seks shopu, tylko zwykły strój. Uspokój się i daj się dzieciom bawić. — zdzieliła go po głowie i zniknęła gdzieś w salonie.

— Nie wierzę, naprawdę. — westchnął tata i również się ulotnił.

— Za kogo przebiera się Leo? — zagadnęłam, a wtedy usłyszałam też dźwięk klaksonu.

— Za Edwarda Cullena. — odparł Ignacio, a ja zaczęłam się śmiać. Pokręciłam głową rozbawiona.

— Gotowe. — uśmiechnęłam się do brata, kiedy spojrzał w lustro i mnie pochwalił. Zgarnęłam szybko płaszcz, torebkę i zmiotkę do kurzu i oboje wyszliśmy z bananem na twarzy.

Roxy wystawiała głowę zza okna czerwonego mustanga, a jej peruka wyglądała tak tandetnie, że zaczęłam się zastanawiać, czy jej paletka do cieni nie było droższa.

Na pewno było.

— Uuu, tylko nie wymorduj uczestników imprezy. — rzucił Killian na powitanie, kiedy zajęliśmy już miejsca. Zlustrowałam go wzrokiem od włosów, które rozpraszał na środku przedziałek, po same buty. Garnitur, nie był czarny, szary? Chyba szary. Lekki makijaż, który go wybledził.

— Nie mam sprzętu do urządzania strzelanin. — cmoknął z dezaprobatą Ignacio.

— Dobrze, że nie pada deszcz, bo jak to coś — Roxanne złapała swój kucyk. — stanie się mokre, to będzie tragedia.

— Victor. — szepnęłam, ale zapomniałam, że przecież nie jestem sama. Potem zacisnęłam powieki ze swojej głupoty.

— Co? — burknęła moja przyjaciółka. — Jaki Victor? Wybacz, Lara. Nie nadążam już za twoimi miłostkami. — skomentowała.

— Victor Van Dort, Roxanne — spiorunowałam ją wzrokiem. — Czyli Killian. — sprostowałam. — Aileen będzie piękną gnijącą panną młodą. — powiedziałam całkiem szczerze. Na pewno musiała spełniać moje oczekiwania.

— Jestem zdziwiony, że poznałaś od razu. — stwierdził Killian.

Gnijąca Panna Młoda jest ukochanym filmem Lary spod skrzydeł Tima Burtona — oznajmił Ignacio. — Zawsze to oglądamy w Halloween, ale dzisiaj moja siostrzyczka ma pokaz na żywo.

Killian tego nie skomentował i w głębi serca było mi z tego powodu przykro, jednak nie znałam powodu swoich odczuć. To tylko film, przecież.

Milczałam do końca jazdy, ale za to reszta prowadziła żywe rozmowy.

Aileen stała wraz z Leo w progu drzwi i wyglądała nieziemsko.

— Mój Boże, wyglądasz przepięknie, jakkolwiek dziwnie to brzmi. — pochwaliłam dziewczynę, a ona uśmiechnęła się do mnie szeroko.

— Dziękuję, Lara! — objęła mnie ramieniem. — Bawcie się dobrze. — zwróciła się do wszystkich. Ignacio od razu zwiał gdzieś z Leo, oczywiście.

— Nie widziałaś gdzieś Jokera? — zapytała Roxy, szturchając mnie lekko w ramię.

— Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest Cade, przykro mi. — wydęłam usta i szybko przemieściłam się do jadalni, bo nie mogłam patrzeć na Aileen i Killiana razem.

Przepadłam.

— Jak się zjawi, a go zauważysz, daj mi od razu znać. — poprosiła. Wbiłam wzrok w swoje czarne buty na obcasie. Oszukałam trochę strój, bo z uwagi na blizny moje pończochy były całkowicie kryjące.

Później zaczęłam się zastanawiać, po co w ogóle przyszłam na tę imprezę. Nie miałam powodu się na niej pojawiać i zaczęłam żałować, że nie siedzę w swoim pokoju z paczką chipsów, oglądając pieprzoną Gnijącą pannę młodą.

— Zdradź mi swoje imię, bo oszaleję. — usłyszałam, więc gwałtownie podniosłam wzrok i myślałam, że wykipieję ze złości.

— Nie zbliżaj się do niej, Max. — ostrzegła go Roxanne.

— Prowokujesz, Sheridan. — szepnął tylko z obrzydliwym uśmieszkiem, a następnie odszedł. Wymieniłam spojrzenie z przyjaciółką i długo westchnęłam.

— Ohyda. Widziałaś te baczki? — skrzywiła się. — Kundel, nie wilkołak. — zaśmiałam się na te słowa.

— Tu jest moja Harley! — zawołał wesoło Cade i przywitał się z Roxy. — Ty musisz być Larissa? — spojrzał na mnie.

— We własnej osobie. — zaprezentowałam się moją zmiotką, kątem oka wyłapując, że Killian na nas patrzył i zmierzał w naszą stronę.

— Wybaczysz mi, jeśli porwę tę świruskę do tańca?

— Jasne, że tak. — puściłam im oczko i zaraz uciekli do salonu, gdzie się tańczyło, a ich miejsce zastąpił Moore.

— Pod tym płaszczem nie widziałem, ale teraz mogę powiedzieć, że idealnie pasujesz do tej roli. — cmoknął, wkładając dłonie do kieszeni spodni.

— Gosposi rozkładającej przed wszystkimi nogi i usta? — uniosłam jedną brew.

— Gosposi — sprostował. — Wyglądasz kiepsko.

— Cóż, mam jedno oko „postrzelone", ciężko wyglądać dobrze. — podrapałam się w tył głowy.

— Nie o to chodzi — potrząsnął głową. — Nie chcesz tutaj być, mam rację? — wyglądał na zmartwionego.

— Mhm — mruknęłam. — Ale to mało istotne, opowiedz lepiej, jak tam twoja Emily. — pokazałam mu język i dotknęłam zmiotką w klatkę piersiową, ale on ją złapał i spoważniał. — Powiedziałam coś nie tak? — zaniepokoiłam się.

— Nie, nie... — uspokoił mnie. — Chodzi o Aileen — patrzył gdzieś w bok. — Nie powinienem się zgadzać na to wspólne przebranie. — wyznał.

— Ale dlaczego? Wyglądacie razem prze... — przerwał, przytykając mi palec do ust.

— Cssi — skarcił mnie. — Nawet nie kończ. — zabrał rękę. Zamurowało mnie lekko.

— Co się dzieje? — założyłam ręce na krzyż.

— Nie wiem — wzruszył ramionami. — Ludzie teraz myślą chyba, że się zeszliśmy, chodzą i pytają... — tłumaczył. — Źle się z tym czuję.

— Nie rozumiem, dlaczego — odparłam zmieszana. — Przecież o to chodziło, tak? Żebyście się zeszli. — te słowa ledwo przeszły przez moje gardło.

— Wiem, ale... — zamknął oczy na moment. — Lara, co ty jej wtedy powiedziałaś?

— Mówiłam już, że to Aileen sprawa, czy ci o tym powie, czy nie. — broniłam się. Nie chciałam wykorzystywać tej wiedzy przeciwko nim.

— Proszę cię — ujął moją dłoń, a mnie przeszły dreszcze. — Nie zmienia się zdania tak z dnia na dzień. — szeptał.

— Lara! Chodźmy sobie zrobić zdjęcie! — zawołał mnie Ignacio. Posłałam Killianowi przepraszające spojrzenie i uciekłam.



* * *

Spędziłam na imprezie łącznie ledwo dwie godziny i postanowiłam się ulotnić, bo nie miałam tam absolutnie nic do roboty. Pożegnałam się ze wszystkimi, poza Killianem. Aileen narzekała z Leo, że za krótko tam jestem, żeby już sobie iść, ale na szczęście moja asertywność zwyciężyła, dzięki czemu czułam się o wiele lepiej.

Ochłonęłam umysłowo, kiedy wracałam do domu spacerkiem i przynajmniej mój ojciec był zadowolony, że jego córka już nie pałęta się między napalonymi nastolatkami w stroju pokojówki.

Poszłam od razu wziąć prysznic i dawno nie odczułam takiej ulgi. Jakbym zmyła z siebie dzień, z którego nie byłam dumna. Pogładziłam dłonią też swój prawy piszczel i jak burza, gwałtownie wróciły do mnie słowa Maxa.

No bo co, jeśli to prawda?

Podobno jak się kogoś kocha, nie zwraca się uwagi na takie rzeczy, ale o miłości miałam zerowe pojęcie, a przecież na początku relacji liczy się właśnie wrażenie zewnętrzne.

Na przykład sytuacja, w której z potencjalnym partnerem zaczynamy się zabierać do rzeczy i widzi te paskudne nogi, stwierdza również, że mu to przeszkadza w jego wizji i... czar pryska. Nie mogę uprawiać całe życie seksu w zakolanówkach.

— Puknij się w łeb, Lara... — skarciłam samą siebie i już przebrana w pidżamę, z mokrymi włosami udałam się do swojego pokoju.

Dziękowałam w duchu samej sobie, że nie miałam mani przeglądania social mediów, bo inaczej na pewno natknęłabym się na coś, czego nie chciałam widzieć.

Nie chciałam też wiedzieć o tym, o czym powiedział mi Ignacio, który wrócił dopiero następnego dnia.

Mój brat nie był jedyną osobą, która nocowała u Stewardsów.

— Ale masz minę — skomentował blondyn. — Coś nie tak? Powinnaś się cieszyć, Pan Smutny i Księżniczka są coraz bliżej zejścia się — mówił melodyjnym głosem. — Lara, ej. — złapał mnie za ramiona.

— Wspaniale. — wysiliłam się na sztuczny uśmiech.

— Serio? Bo nie wyglądasz, jakbyś tak uważała. — skrzywił się.

— Nie, to naprawdę cudowne wieści. Udało mi się, zostanę zawodową swatką — pokazałam mu kciuka w górę. — W końcu w twoją relację z Leo też włożyłam cegiełkę, a Roxy flirtuje z Cade'm dzięki mnie. — pochwaliłam się.

— Nie potrafisz kłamać, Larissa — cmoknął z dezaprobatą. — Zależy ci na Killianie.

— Oczywiście, to mój przyjaciel już prawie. — założyłam ręce na krzyż i oburzyłam się delikatnie.

— Nie to miałem na myśli — zmrużył oczy. — Wiesz, o czym mówię — palcem dotknął mojego nosa. — I współczuję. Musisz się czuć bardzo dziwnie.

Dziwnie?

Tak, to było idealne określenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro