Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Dreszcze

Rankiem nie potrafiłam się odnaleźć w sytuacji, bo bardzo chciałam porozmawiać z Ignacio, ale wczoraj już spał, kiedy wróciłam (który nastolatek chodzi spać przed dwudziestą?), a do szkoły poszedł godzinę wcześniej, przez co się z nim nie widziałam.

Podziękowałam pięknie mamie za podwózkę i poszłam na swoje męki, czyli lekcje bez znajomych twarzy. A przynajmniej takich, których obecności bym łaknęła, bo umówmy się, psiapsi z Aileen nie zostanę, a Sophie prędzej mnie zagryzie za siedzenie z Killianem w ławce, niż wysłucha moich rozterek.

Przekoczowałam więc w samotności kilka godzin i udałam się później na długiej przerwie na zewnątrz. Trzeba było korzystać z ładnej pogody, chociaż jak dla mnie, było zbyt ciepło i miałam ochotę zabić Roxy za tę wiadomość na grupowym czacie, że właśnie na ławce przed szkołą się spotkamy.

Ignacio stał z książką z fizyki, Roxanne robiła sobie dobieranego warkocza, opierając nogę o ławkę i tylko Killian na niej siedział, mrużąc oczy przed słońcem.

— Aaa! — pisnęła Roxy. — Opowiadaj!

— Nie — zaprotestowałam ku jej zdziwieniu i spojrzałam na brata wrogo. — Dlaczego, do cholery, wczoraj spałeś? — założyłam ręce na krzyż.

— Byłem padnięty! — oburzył się. — Kiedy ty gruchałaś sobie z Maxem, mnie ojciec kazał posprzątać garaż, a musiałem wcześniej wstać, więc wolałem wykorzystać fakt swojego zmęczenia.

— Powód? — uniosłam brew. — Oby był dobry, bo inaczej nie dam ci żyć.

— Ja... — podrapał się w tył głowy, a później oblał rumieńcem. — Leo zaproponował, że przed lekcjami powtórzy ze mną temat na historię, bo byliśmy odpytywani i...

— Dobra, nie kończ — przerwałam mu. — Już nie jestem zła — dodałam z uśmiechem. — Ale o swojej randce i tak nie opowiem.

— Było aż tak źle? — zagadnął Killian, otwierając paczkę rukoli. Ludzie, zabijcie mnie, czy on ją musiał jeść codziennie, o każdej porze? Nie zauważyłam żadnych dolegliwości u niego, które wskazywałaby na takie zapotrzebowanie tej zieleniny.

— No weźże coś powiedz, to była twoja pierwsza randka w życiu! — obruszyła się moja przyjaciółka i usiadła obok Pana Smutnego, zakładając nogę na nogę i wbijając we mnie wzrok.

— Druga. Jezu. — wywróciłam oczami. — Poszliśmy na pizzę, sprawdzałam jego reakcję na moje pożeranie jak świnia, zrobił dokładnie to samo, także odstraszanie nieudane, opowiedział mi o swojej rodzinie, pizzerii i tym, że najważniejsza w jego życiu jest jego mama, a później mnie odwiózł do domu i na koniec pocałował. — powiedziałam to wszystko tak monotonnym głosem, jakbym przedstawiała referat z rewolucji francuskiej będąc nauczycielem matematyki.

— Nie... — szepnęła Roxanne, podnosząc się z miejsca. — Nie! — otworzyła szeroko oczy. — NAPRAWDĘ?!

— Nie, na niby — zironizowałam, a wtedy złapała mnie za ramiona i zaczęła piszczeć, zwracając na nas uwagę. — Uspokój się, nie masz powodu do radości.

— Przepraszam, co? Moja najlepsza przyjaciółka przeżyła swoje dwa małe pierwsze razy, a ja mam się smucić? Normalna jesteś? — stuknęła się w czoło.

— Coś się stało? — zapytał Ignacio, marszcząc trochę czoło. Westchnęłam ciężko i położyłam płasko dłonie na Roxy, żeby ją od siebie odsunąć.

— Nic się nie stało — wzruszyłam ramionami. — Po prostu nie chcę rozmawiać o tym pocałunku, bo był... — zastanowiłam się —... taki, że wolę tego nie pamiętać.

— Co? — wydukała szatynka, a ja posłałam jej przepraszający uśmiech. Mój brat podszedł do mnie i cmoknął w głowę, obejmując ramieniem, co było urocze.

— Skrzywdził cię? — słowa Killiana mnie rozbroiły. Jego troska była taka naturalna, jakby po prostu założył sobie, że będzie wszystkich ochraniał.

— Nie, no co ty? — potrząsnęłam głową. — Możemy zmienić temat? Nie czuję się z tym komfortowo. — wyznałam szczerze.

— Okay, mecz jest w przedostani piątek października, więc wycieczkę rozplanowaliśmy po weekendzie, od poniedziałku do środy, żeby później trochę ochłonąć przed Halloween. — Roxy uśmiechała się szeroko, ale też nerwowo, bo chyba nie była pewna, czy to odpowiednia zmiana tematu. — Nie jedziemy w żadne góry się wspinać, tylko po prostu posiedzieć przy ogniskach nad jeziorem i inne takie. Chaplin na pewno nas zaszczyci opisem flory w wodzie. — parsknęłam śmiechem po jej tekście. — W namiotach będziemy dwójkami.

— Uuu, będziesz z Leo? — skierowałam pytanie do brata i sukces, nie zarumienił się znowu, a tylko zamknął oczy, jakby nie mógł uwierzyć, że właśnie o to zapytałam.

— Nie, będę z Killianem. Max jest z Leo. — pstryknął mnie w nos. Oddałam mu dźgnięciem palcem w żebra, przez co odskoczył.

— Z kim jest Aileen? — zainteresowałam się.

— Z Sophie. — odpowiedział Killian, a ja trochę szokłam, że posiada tę wiedzę, ale postanowiłam się z tym nie ujawniać.

— O cholera — mruknęłam tylko. — To chyba nie najlepiej.

— Dlaczego? — zapytała Roxanne, patrząc to na chłopaka, to na mnie.

— Sophie na niego leci i ląduje w namiocie z jego byłą, z którą może się zejdą? — rozłożyłam ręce. — Ja bym się czuła dziwnie.

— Faktycznie dziwna sprawa — zamyśliła się. — Skąd to w ogóle wiesz? — spojrzała na Killiana.

— Rozmawiałem z nią wczoraj, przywiozła mi notatki. — wyjaśnił, a mi niebezpiecznie zabiło serce.

Była u niego w domu, znowu. Tam, gdzie mama, ojczym, jego dom. Strefa komfortu. Przyniosła mu pieprzone notatki, a mi powiedziała, że nigdy go nie kochała? Odwidziało jej się? I dlaczego, na litość boską, tak mnie to zdenerwowało?!

Przeczesałam włosy, żeby przyprowadzić się do porządku, bo moja sytuacja zmierzała w niebezpiecznym kierunku, co zdążyłam już zauważyć na urodzinach Maxa.

Właśnie, myśl o Maxie.

Max, Max, Max. Jest taki gorący, nawet zabawny, ale jest też dupkiem. Moje myśli nie miały iść w tę stronę. Max, Max, Max...

— Larissa! — wrzasnęła Roxy. Miałam wrażenie, że musiała to robić naprawdę często.

— Przepraszam — burknęłam. — Co mówiłaś?

— Killian pytał, czy mu biologię wyślesz. — pokręciła głową.

— Dam ci dzisiaj, jak przyjdziesz do Ernesta. — rzuciłam od niechcenia. — Idę do biblioteki, zapomniałam wypożyczyć Opowieści o dwóch miastach. — odchrząknęłam i się ulotniłam.

To była najgłupsza wymówka w moim życiu.



* * *



Ogrodnik się nie zjawił, więc sama przystrzygłam krzak, który tak przeszkadzał Janice. Nie chciało mi się tego robić ani trochę, zwłaszcza w tym słońcu, ale jej uśmiech był najlepszą zapłatą za ten czyn, jaką mogłabym otrzymać.

— No i naprawiony. — powiedziałam dumnie, kładąc nożyce na stół, na którym trzymała tomik jakiejś poezji. Oparłam się biodrem o drewno i założyłam ręce na krzyż, czekając na jej komentarz.

— Całkiem niezła z ciebie ogrodniczka w tym stroju. — poruszyła zabawnie brwiami. Nie, nie ubrałam uniformu tego zawodu, a zwyczajne czarne ogrodniczki w komplecie z białą koszulką i czarnymi zakolanówkami. Jeżeli chodzi o tę część garderoby, którą zakrywałam nogi, to głównie były czarne skarpety. Miałam takich z dwanaście par i sama je prałam, żeby mama nie narzekała.

— Dziękuję. — dygnęłam teatralnie i zaczęłam się zastanawiać nad samą sobą, bo powoli zaczynałam się nie rozumieć.

— Jesteś zagubiona — zauważyła Janice i uważnie mi się przyjrzała. — Coś się gryzie. — stwierdziła, jakże trafnie.

Korzystając z możliwości porozmawiania z kimś doświadczonym życiowo, kto nie był moimi rodzicami, opowiedziałam jej pokrótce całą swoją pokręconą historię z Maxem, ale bez imion.

— Och, Larissa... — uśmiechnęła się czule. — To prostsze, niż ci się wydaje — zaczęła się śmiać. — Po prostu bardziej lubisz tego drugiego chłopca, w końcu spędziłaś z nim trochę czasu i to jego bardziej poznałaś. — rozłożyła ręce. — Nad czym tu się zastanawiać?

— Ni-nie wiem... — przygryzłam wargę. — Chyba chodzi o to, że mój mózg coś sobie ubzdurzył, że to musi być on. Ten pierwszy. Nie przyjęłam do wiadomości, że ten drugi okaże się taki, jaki się okazał.

— Nie wiem, kim jest ten pierwszy, ale wnuk Ernesta zawsze wydawał mi się właśnie taki, jakim go opisałaś. — wybałuszyłam oczy na jej słowa.

— Jesteś zbyt Inteligentna. — pokiwałam jej palcem przed twarzą.

— Będę trzymać buzię na kłódkę — obiecała z ręką na sercu. — Do zobaczenia, kochanie. — pożegnałam mnie, bo dochodziła siedemnasta. Speszona upewniłam się, że Killian tego nie słyszał, ale był zajęty rozmową z dziadkiem. Ja byłam u niego przed zostaniem fryzjerką dla krzaka, więc poczekałam w recepcji, aż po prostu mój kolega do mnie dołączy, gadając sobie z Lucy o pierdołach.

— Możemy iść. — zapewnił.

— Dzięki za krzaka! — zawołała za mną Lucy, a ja posłałam jej buziaka z uśmiechem.

Rozanielona zbiegłam po schodach, ale Killian mnie wyprzedził i otworzył mi drzwiczki. Max by tego nie zrobił.

Zapięłam pas i postanowiłam się nie odzywać, bo nie miałam nawet o czym mówić. Później jednak uznałam, że Killian nie zasługuje na mój foch, bo nie był niczemu winny.

— Pochwal się; sprawy z Aileen idą do przodu? — zagadnęłam zadziornie, a on ciężko westchnął.

— Zachowuje się dziwnie, odkąd z nią rozmawiałaś na treningu — odparł zmieszany. — Coś ty jej, u licha, powiedziała?

— A ty Maxowi, że się tak uczepił? — odbiłam piłeczkę.

— Nic, co mogłoby na niego aż tak wpłynąć.

— Wybacz, ale to rola Aileen. Jeżeli będzie chciała, to sama ci powie, o czym rozmawiałyśmy. — posmutniałam. Nie wiem, czy okłamała mnie w żywe oczy, czy po prostu była taka wyrachowana.

Skoro zwróciłam się do niej ze szczerymi intencjami i chciałam pomóc, dlaczego po prostu nie powiedziała mi prawdy? Byłoby łatwiej dla niej i Killiana. O co jej chodziło?

— Powiedziała tylko, że objaśniłaś jej nasz obraz. — zamurowało mnie.

— Czyli do siebie wrócicie? — spróbowałam, siląc się na uśmiech, który był tak nieszczery, że ciężko by było w niego uwierzyć nawet dziecku.

— Zobaczymy — odchrząknął. Wzrok miał skupiony na drodze. Żałowałam, że nie miał na sobie swojej kurtki, bo miałabym chociaż pretekst, żeby go obserwować, ale tak pozostało mi tylko gapienie się w widoki za oknem. — Opowiedz mi o tym nieszczęsnym pocałunku. — poprosił.

— Naprawdę? — jęknęłam. — Po co?

— Chcę wiedzieć, co się takiego wydarzyło, że nie chodzisz cała w skowronkach. Tak powinno być. — wzruszył ramionami.

— Ta, zwłaszcza po tym, czego się od ciebie i Roxy dowiedziałam. — prychnęłam.

— Lara — spojrzał na mnie, czułam to. — Może będę w stanie pomóc.

— Nie, nie będziesz. Doceniam chęci, ale z tym się nie da walczyć. — rozmasowałam czoło.

— Spróbuję. — rzucił pewnie.

— Nie wierzę w ciebie — zamrugałam kilka razy oczami. — Kiedy na coś długo czekasz, oczekujesz różnych rzeczy. Ja od swojego pierwszego poważnego pocałunku oczekiwałam paczki emocji, które nie tylko namieszają mi w głowie, ale i sprawią, że po moim ciele przejdą dreszcze — tłumaczyłam. — A w tym akcie nie było nic. Zero, null. Chyba się za dużo książek naczytałam przez te trzy lata i filmów naoglądałam. — wymierzyłam w siebie ripostę.

— Według mnie Max po prostu nie jest tą osobą, jeśli wiesz, co mam na myśli — odpowiedział niemal natychmiast. — Czasami sam pociąg fizyczny nie wystarczy.

— Max mnie nie pociąga fizycznie. W ogóle mnie nie pociąga — zaoponowałam. — Myślałam, że... to głupie. — zaśmiałam się bez krzty wesołości. — Że balonik, który sama napompowałam pęknie czymś emocjonującym, a nie bezapelacyjnym zawodem, że będę czuła to we wrzącej krwi, że będzie mi się kręciło w głowie, cokolwiek, ale ta pustka? — wzięłam głęboki oddech. — Rozczarowanie. Cóż, widocznie nie Max jest mi pisany.

— Po tym, jak cię poznałem, osobiście interweniowałbym w tych planach, w których byłby ci pisany ten idiota — uśmiechnęłam się na jego słowa. — Ktoś kiedyś sprawi, że poczujesz to wszystko, co przed chwilą powiedziałaś. Zaufaj mi. I wcale nie będzie musiał cię całować, żeby do tego doprowadzić.

— Och, aż takich wymagań nie mam — zaczęłam się gryźć w policzek. — A jak było z tobą i Aileen? Była twoją pierwszą?

— Seks tak, całowanie nie — zdziwiła mnie jego szczerość. — Ale to nie znaczy, że pierwszy pocałunek z Aileen nie był paczką emocji. — mrugnął do mnie porozumiewawczo.

— Opowiesz mi? — ułożyłam się wygodniej. Nieważne, że dojechaliśmy już pod mój dom. Zgasił silnik, odwrócił się do mnie i zaczął mówić.

— Zabrałem ją na piknik pod gwiazdami. Tym samochodem — poklepał kierownicę. — Nie pamiętam już, co jedliśmy, ale w tle leciała muzyka, dokładniej Everything I Do I Do It For You* i poprosiłem ją, żeby wsłuchała się w tekst. Dla mnie słowa piosenek są bardzo ważne, dlatego. Popłakała się w połowie i powiedziała, że jestem niemożliwy, śmiejąc się głośno, a kiedy oznajmiłem jej, że mówiłem poważnie, rozwarła usta, więc wykorzystałem moment, nachyliłem się, bo siedzieliśmy obok siebie na kocu i ją pocałowałem. — skończył, a ja słuchałam go z zadumą.

— To piękne wspomnienie. — skomentowałam, odpinając pas.

— Jest piękne, ale z tego miejsca, w którym jestem teraz, nie powtórzyłbym następnych pocałunków. — spochmurniał.

— Czekaj, co? — oprzytomniałam. — Przecież wróżymy wam zejście się! Jak możesz tak mówić?

— Mówił ci ktoś, że jesteś urocza, kiedy się tak oburzasz? — zbił mnie z tropu. Nie wiedziałam, czy to był żart, czy on tak na poważnie, ale na szczęście nie kontynuował tego tematu. — Aileen nie była wart moich wszystkich pocałunków, Lara. Mówiąc zobaczymy, miałem na myśli to, czy dobrze wykorzysta drugą szansę, którą jestem skłonny jej dać.

— Książka o was byłaby bestsellerem, mówię ci. — roześmiał się.

— Ujrzałabyś piękno nawet w najgorszym człowieku, co?

— Przecież każdy jakieś ma — odparłam cicho. — Na swój sposób — uśmiechnęłam się. — Dziękuję. — otworzyłam drzwi.

— Nie masz absolutnie za co — kąciki jego ust uniosły się w górę. — Widzimy się na treningu.

— Widzimy. — wysiadłam z samochodu i pobiegłam do domu, a on znów zaczekał.

Znów zaczekał i dopiero odjechał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro