14. Dreszcze
Rankiem nie potrafiłam się odnaleźć w sytuacji, bo bardzo chciałam porozmawiać z Ignacio, ale wczoraj już spał, kiedy wróciłam (który nastolatek chodzi spać przed dwudziestą?), a do szkoły poszedł godzinę wcześniej, przez co się z nim nie widziałam.
Podziękowałam pięknie mamie za podwózkę i poszłam na swoje męki, czyli lekcje bez znajomych twarzy. A przynajmniej takich, których obecności bym łaknęła, bo umówmy się, psiapsi z Aileen nie zostanę, a Sophie prędzej mnie zagryzie za siedzenie z Killianem w ławce, niż wysłucha moich rozterek.
Przekoczowałam więc w samotności kilka godzin i udałam się później na długiej przerwie na zewnątrz. Trzeba było korzystać z ładnej pogody, chociaż jak dla mnie, było zbyt ciepło i miałam ochotę zabić Roxy za tę wiadomość na grupowym czacie, że właśnie na ławce przed szkołą się spotkamy.
Ignacio stał z książką z fizyki, Roxanne robiła sobie dobieranego warkocza, opierając nogę o ławkę i tylko Killian na niej siedział, mrużąc oczy przed słońcem.
— Aaa! — pisnęła Roxy. — Opowiadaj!
— Nie — zaprotestowałam ku jej zdziwieniu i spojrzałam na brata wrogo. — Dlaczego, do cholery, wczoraj spałeś? — założyłam ręce na krzyż.
— Byłem padnięty! — oburzył się. — Kiedy ty gruchałaś sobie z Maxem, mnie ojciec kazał posprzątać garaż, a musiałem wcześniej wstać, więc wolałem wykorzystać fakt swojego zmęczenia.
— Powód? — uniosłam brew. — Oby był dobry, bo inaczej nie dam ci żyć.
— Ja... — podrapał się w tył głowy, a później oblał rumieńcem. — Leo zaproponował, że przed lekcjami powtórzy ze mną temat na historię, bo byliśmy odpytywani i...
— Dobra, nie kończ — przerwałam mu. — Już nie jestem zła — dodałam z uśmiechem. — Ale o swojej randce i tak nie opowiem.
— Było aż tak źle? — zagadnął Killian, otwierając paczkę rukoli. Ludzie, zabijcie mnie, czy on ją musiał jeść codziennie, o każdej porze? Nie zauważyłam żadnych dolegliwości u niego, które wskazywałaby na takie zapotrzebowanie tej zieleniny.
— No weźże coś powiedz, to była twoja pierwsza randka w życiu! — obruszyła się moja przyjaciółka i usiadła obok Pana Smutnego, zakładając nogę na nogę i wbijając we mnie wzrok.
— Druga. Jezu. — wywróciłam oczami. — Poszliśmy na pizzę, sprawdzałam jego reakcję na moje pożeranie jak świnia, zrobił dokładnie to samo, także odstraszanie nieudane, opowiedział mi o swojej rodzinie, pizzerii i tym, że najważniejsza w jego życiu jest jego mama, a później mnie odwiózł do domu i na koniec pocałował. — powiedziałam to wszystko tak monotonnym głosem, jakbym przedstawiała referat z rewolucji francuskiej będąc nauczycielem matematyki.
— Nie... — szepnęła Roxanne, podnosząc się z miejsca. — Nie! — otworzyła szeroko oczy. — NAPRAWDĘ?!
— Nie, na niby — zironizowałam, a wtedy złapała mnie za ramiona i zaczęła piszczeć, zwracając na nas uwagę. — Uspokój się, nie masz powodu do radości.
— Przepraszam, co? Moja najlepsza przyjaciółka przeżyła swoje dwa małe pierwsze razy, a ja mam się smucić? Normalna jesteś? — stuknęła się w czoło.
— Coś się stało? — zapytał Ignacio, marszcząc trochę czoło. Westchnęłam ciężko i położyłam płasko dłonie na Roxy, żeby ją od siebie odsunąć.
— Nic się nie stało — wzruszyłam ramionami. — Po prostu nie chcę rozmawiać o tym pocałunku, bo był... — zastanowiłam się —... taki, że wolę tego nie pamiętać.
— Co? — wydukała szatynka, a ja posłałam jej przepraszający uśmiech. Mój brat podszedł do mnie i cmoknął w głowę, obejmując ramieniem, co było urocze.
— Skrzywdził cię? — słowa Killiana mnie rozbroiły. Jego troska była taka naturalna, jakby po prostu założył sobie, że będzie wszystkich ochraniał.
— Nie, no co ty? — potrząsnęłam głową. — Możemy zmienić temat? Nie czuję się z tym komfortowo. — wyznałam szczerze.
— Okay, mecz jest w przedostani piątek października, więc wycieczkę rozplanowaliśmy po weekendzie, od poniedziałku do środy, żeby później trochę ochłonąć przed Halloween. — Roxy uśmiechała się szeroko, ale też nerwowo, bo chyba nie była pewna, czy to odpowiednia zmiana tematu. — Nie jedziemy w żadne góry się wspinać, tylko po prostu posiedzieć przy ogniskach nad jeziorem i inne takie. Chaplin na pewno nas zaszczyci opisem flory w wodzie. — parsknęłam śmiechem po jej tekście. — W namiotach będziemy dwójkami.
— Uuu, będziesz z Leo? — skierowałam pytanie do brata i sukces, nie zarumienił się znowu, a tylko zamknął oczy, jakby nie mógł uwierzyć, że właśnie o to zapytałam.
— Nie, będę z Killianem. Max jest z Leo. — pstryknął mnie w nos. Oddałam mu dźgnięciem palcem w żebra, przez co odskoczył.
— Z kim jest Aileen? — zainteresowałam się.
— Z Sophie. — odpowiedział Killian, a ja trochę szokłam, że posiada tę wiedzę, ale postanowiłam się z tym nie ujawniać.
— O cholera — mruknęłam tylko. — To chyba nie najlepiej.
— Dlaczego? — zapytała Roxanne, patrząc to na chłopaka, to na mnie.
— Sophie na niego leci i ląduje w namiocie z jego byłą, z którą może się zejdą? — rozłożyłam ręce. — Ja bym się czuła dziwnie.
— Faktycznie dziwna sprawa — zamyśliła się. — Skąd to w ogóle wiesz? — spojrzała na Killiana.
— Rozmawiałem z nią wczoraj, przywiozła mi notatki. — wyjaśnił, a mi niebezpiecznie zabiło serce.
Była u niego w domu, znowu. Tam, gdzie mama, ojczym, jego dom. Strefa komfortu. Przyniosła mu pieprzone notatki, a mi powiedziała, że nigdy go nie kochała? Odwidziało jej się? I dlaczego, na litość boską, tak mnie to zdenerwowało?!
Przeczesałam włosy, żeby przyprowadzić się do porządku, bo moja sytuacja zmierzała w niebezpiecznym kierunku, co zdążyłam już zauważyć na urodzinach Maxa.
Właśnie, myśl o Maxie.
Max, Max, Max. Jest taki gorący, nawet zabawny, ale jest też dupkiem. Moje myśli nie miały iść w tę stronę. Max, Max, Max...
— Larissa! — wrzasnęła Roxy. Miałam wrażenie, że musiała to robić naprawdę często.
— Przepraszam — burknęłam. — Co mówiłaś?
— Killian pytał, czy mu biologię wyślesz. — pokręciła głową.
— Dam ci dzisiaj, jak przyjdziesz do Ernesta. — rzuciłam od niechcenia. — Idę do biblioteki, zapomniałam wypożyczyć Opowieści o dwóch miastach. — odchrząknęłam i się ulotniłam.
To była najgłupsza wymówka w moim życiu.
* * *
Ogrodnik się nie zjawił, więc sama przystrzygłam krzak, który tak przeszkadzał Janice. Nie chciało mi się tego robić ani trochę, zwłaszcza w tym słońcu, ale jej uśmiech był najlepszą zapłatą za ten czyn, jaką mogłabym otrzymać.
— No i naprawiony. — powiedziałam dumnie, kładąc nożyce na stół, na którym trzymała tomik jakiejś poezji. Oparłam się biodrem o drewno i założyłam ręce na krzyż, czekając na jej komentarz.
— Całkiem niezła z ciebie ogrodniczka w tym stroju. — poruszyła zabawnie brwiami. Nie, nie ubrałam uniformu tego zawodu, a zwyczajne czarne ogrodniczki w komplecie z białą koszulką i czarnymi zakolanówkami. Jeżeli chodzi o tę część garderoby, którą zakrywałam nogi, to głównie były czarne skarpety. Miałam takich z dwanaście par i sama je prałam, żeby mama nie narzekała.
— Dziękuję. — dygnęłam teatralnie i zaczęłam się zastanawiać nad samą sobą, bo powoli zaczynałam się nie rozumieć.
— Jesteś zagubiona — zauważyła Janice i uważnie mi się przyjrzała. — Coś się gryzie. — stwierdziła, jakże trafnie.
Korzystając z możliwości porozmawiania z kimś doświadczonym życiowo, kto nie był moimi rodzicami, opowiedziałam jej pokrótce całą swoją pokręconą historię z Maxem, ale bez imion.
— Och, Larissa... — uśmiechnęła się czule. — To prostsze, niż ci się wydaje — zaczęła się śmiać. — Po prostu bardziej lubisz tego drugiego chłopca, w końcu spędziłaś z nim trochę czasu i to jego bardziej poznałaś. — rozłożyła ręce. — Nad czym tu się zastanawiać?
— Ni-nie wiem... — przygryzłam wargę. — Chyba chodzi o to, że mój mózg coś sobie ubzdurzył, że to musi być on. Ten pierwszy. Nie przyjęłam do wiadomości, że ten drugi okaże się taki, jaki się okazał.
— Nie wiem, kim jest ten pierwszy, ale wnuk Ernesta zawsze wydawał mi się właśnie taki, jakim go opisałaś. — wybałuszyłam oczy na jej słowa.
— Jesteś zbyt Inteligentna. — pokiwałam jej palcem przed twarzą.
— Będę trzymać buzię na kłódkę — obiecała z ręką na sercu. — Do zobaczenia, kochanie. — pożegnałam mnie, bo dochodziła siedemnasta. Speszona upewniłam się, że Killian tego nie słyszał, ale był zajęty rozmową z dziadkiem. Ja byłam u niego przed zostaniem fryzjerką dla krzaka, więc poczekałam w recepcji, aż po prostu mój kolega do mnie dołączy, gadając sobie z Lucy o pierdołach.
— Możemy iść. — zapewnił.
— Dzięki za krzaka! — zawołała za mną Lucy, a ja posłałam jej buziaka z uśmiechem.
Rozanielona zbiegłam po schodach, ale Killian mnie wyprzedził i otworzył mi drzwiczki. Max by tego nie zrobił.
Zapięłam pas i postanowiłam się nie odzywać, bo nie miałam nawet o czym mówić. Później jednak uznałam, że Killian nie zasługuje na mój foch, bo nie był niczemu winny.
— Pochwal się; sprawy z Aileen idą do przodu? — zagadnęłam zadziornie, a on ciężko westchnął.
— Zachowuje się dziwnie, odkąd z nią rozmawiałaś na treningu — odparł zmieszany. — Coś ty jej, u licha, powiedziała?
— A ty Maxowi, że się tak uczepił? — odbiłam piłeczkę.
— Nic, co mogłoby na niego aż tak wpłynąć.
— Wybacz, ale to rola Aileen. Jeżeli będzie chciała, to sama ci powie, o czym rozmawiałyśmy. — posmutniałam. Nie wiem, czy okłamała mnie w żywe oczy, czy po prostu była taka wyrachowana.
Skoro zwróciłam się do niej ze szczerymi intencjami i chciałam pomóc, dlaczego po prostu nie powiedziała mi prawdy? Byłoby łatwiej dla niej i Killiana. O co jej chodziło?
— Powiedziała tylko, że objaśniłaś jej nasz obraz. — zamurowało mnie.
— Czyli do siebie wrócicie? — spróbowałam, siląc się na uśmiech, który był tak nieszczery, że ciężko by było w niego uwierzyć nawet dziecku.
— Zobaczymy — odchrząknął. Wzrok miał skupiony na drodze. Żałowałam, że nie miał na sobie swojej kurtki, bo miałabym chociaż pretekst, żeby go obserwować, ale tak pozostało mi tylko gapienie się w widoki za oknem. — Opowiedz mi o tym nieszczęsnym pocałunku. — poprosił.
— Naprawdę? — jęknęłam. — Po co?
— Chcę wiedzieć, co się takiego wydarzyło, że nie chodzisz cała w skowronkach. Tak powinno być. — wzruszył ramionami.
— Ta, zwłaszcza po tym, czego się od ciebie i Roxy dowiedziałam. — prychnęłam.
— Lara — spojrzał na mnie, czułam to. — Może będę w stanie pomóc.
— Nie, nie będziesz. Doceniam chęci, ale z tym się nie da walczyć. — rozmasowałam czoło.
— Spróbuję. — rzucił pewnie.
— Nie wierzę w ciebie — zamrugałam kilka razy oczami. — Kiedy na coś długo czekasz, oczekujesz różnych rzeczy. Ja od swojego pierwszego poważnego pocałunku oczekiwałam paczki emocji, które nie tylko namieszają mi w głowie, ale i sprawią, że po moim ciele przejdą dreszcze — tłumaczyłam. — A w tym akcie nie było nic. Zero, null. Chyba się za dużo książek naczytałam przez te trzy lata i filmów naoglądałam. — wymierzyłam w siebie ripostę.
— Według mnie Max po prostu nie jest tą osobą, jeśli wiesz, co mam na myśli — odpowiedział niemal natychmiast. — Czasami sam pociąg fizyczny nie wystarczy.
— Max mnie nie pociąga fizycznie. W ogóle mnie nie pociąga — zaoponowałam. — Myślałam, że... to głupie. — zaśmiałam się bez krzty wesołości. — Że balonik, który sama napompowałam pęknie czymś emocjonującym, a nie bezapelacyjnym zawodem, że będę czuła to we wrzącej krwi, że będzie mi się kręciło w głowie, cokolwiek, ale ta pustka? — wzięłam głęboki oddech. — Rozczarowanie. Cóż, widocznie nie Max jest mi pisany.
— Po tym, jak cię poznałem, osobiście interweniowałbym w tych planach, w których byłby ci pisany ten idiota — uśmiechnęłam się na jego słowa. — Ktoś kiedyś sprawi, że poczujesz to wszystko, co przed chwilą powiedziałaś. Zaufaj mi. I wcale nie będzie musiał cię całować, żeby do tego doprowadzić.
— Och, aż takich wymagań nie mam — zaczęłam się gryźć w policzek. — A jak było z tobą i Aileen? Była twoją pierwszą?
— Seks tak, całowanie nie — zdziwiła mnie jego szczerość. — Ale to nie znaczy, że pierwszy pocałunek z Aileen nie był paczką emocji. — mrugnął do mnie porozumiewawczo.
— Opowiesz mi? — ułożyłam się wygodniej. Nieważne, że dojechaliśmy już pod mój dom. Zgasił silnik, odwrócił się do mnie i zaczął mówić.
— Zabrałem ją na piknik pod gwiazdami. Tym samochodem — poklepał kierownicę. — Nie pamiętam już, co jedliśmy, ale w tle leciała muzyka, dokładniej Everything I Do I Do It For You* i poprosiłem ją, żeby wsłuchała się w tekst. Dla mnie słowa piosenek są bardzo ważne, dlatego. Popłakała się w połowie i powiedziała, że jestem niemożliwy, śmiejąc się głośno, a kiedy oznajmiłem jej, że mówiłem poważnie, rozwarła usta, więc wykorzystałem moment, nachyliłem się, bo siedzieliśmy obok siebie na kocu i ją pocałowałem. — skończył, a ja słuchałam go z zadumą.
— To piękne wspomnienie. — skomentowałam, odpinając pas.
— Jest piękne, ale z tego miejsca, w którym jestem teraz, nie powtórzyłbym następnych pocałunków. — spochmurniał.
— Czekaj, co? — oprzytomniałam. — Przecież wróżymy wam zejście się! Jak możesz tak mówić?
— Mówił ci ktoś, że jesteś urocza, kiedy się tak oburzasz? — zbił mnie z tropu. Nie wiedziałam, czy to był żart, czy on tak na poważnie, ale na szczęście nie kontynuował tego tematu. — Aileen nie była wart moich wszystkich pocałunków, Lara. Mówiąc zobaczymy, miałem na myśli to, czy dobrze wykorzysta drugą szansę, którą jestem skłonny jej dać.
— Książka o was byłaby bestsellerem, mówię ci. — roześmiał się.
— Ujrzałabyś piękno nawet w najgorszym człowieku, co?
— Przecież każdy jakieś ma — odparłam cicho. — Na swój sposób — uśmiechnęłam się. — Dziękuję. — otworzyłam drzwi.
— Nie masz absolutnie za co — kąciki jego ust uniosły się w górę. — Widzimy się na treningu.
— Widzimy. — wysiadłam z samochodu i pobiegłam do domu, a on znów zaczekał.
Znów zaczekał i dopiero odjechał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro