* X *
Zostawił konia na dziedzińcu a sam skierował swoje kroki w kierunku lochów. Schodził po schodach na tyle szybko, że zielony płaszcz z refleksami srebra powiewał za nim niczym łopocząca flaga. Zszedł do lochu i przez kraty spojrzał na Aurinę. Jej blada twarz wyrażała spokój a ciemne, długie rzęsy rzucały cień na policzki. Wyglądała niewinnie i zupełnie niegroźnie. Nie daj się zwieźć, pomyślał Torden, to podstępna czarownica. Przypomniał sobie ostrzegawcze słowa Doeth. Nie mógł pozwolić dać się omotać. Jego wahanie może kosztować go zbyt wiele. Musiał pozbyć się tej kobiety, im szybciej tym lepiej. Chciał ostatni raz spojrzeć jej w oczy i dowiedzieć się, dlaczego chce zniszczyć jego królestwo.
- Aurino – odezwał się głośno, ale kobieta nie zareagowała. – Aurino – powtórzył.
Jednak nadal nie było żadnej reakcji. Skiną głową na jednego ze strażników, aby ten otworzył kraty. Wezwany mężczyzna wypełnił polecenie władcy.
- Obudź ją – polecił.
- Pani – strażnik potrząsną kobietą za ramię, ale to nic nie dało. Jej głowa bezwładnie pochyliła się do przodu.
- Panie – mężczyzna ze strachem spojrzał na władcę. – Ona nie żyje – wyszeptał.
Torden wszedł do niewielkiej celi, strażnik usuną mu się z drogi. Władca dwoma palcami uniósł brodę dziewczyny do góry tak, że jej głowa dotykała muru. Nie poczuł jej oddechu. Przyłożył dłoń do jej szyi. Puls był ledwo wyczuwalny a serce zwolniło swoje tempo. Mimo tego skóra nadal była ciepła a krew krążyła po żyłach. Kobieta była pogrążona w jakimś letargu. Władca nie namyślał się długo. Przyłożył czubki palców do skroni czarodziejki.
- Herätä – odezwał się. Czarodziejka ciężko wciągnęła powietrze i otworzyła oczy, widać jednak było same białka. – Helvetti – zaklął po cichu, co absolutnie nie uchodziło mu, jako władcy. Odetchną głęboko i ponowił wezwanie.
- Nie – wyszeptała powoli otwierając oczy. – Jak mogłeś? – spytała cicho widząc nad sobą Tordena. – Nie zdążyłam ich ostrzec przed...
- I bardzo dobrze! – sykną ze złością. Gwałtownym ruchem złapał ją za szyję i podniósł do góry. – Już ci mówiłem, że nie będziesz używała czarów w mojej obecności. A ty oczywiście łamiesz zakaz i mentalnie porozumiewasz się z moimi wrogami. Wiem o tobie wszystko – wypuścił ją z dłoni. Upadła na posadzkę zanosząc się kaszlem. – Doeth miała rację każąc się przed tobą strzec. Powiedz mi tylko, dlaczego to robisz?
- Co niby robię? – spytała podnosząc się z podłogi przytrzymując się ściany. – Ja tylko chcę ich...
- Co niby chcesz? Żeby przyszli i cię odbili? – spytał drwiąco. – Myślisz, że uda im się sforsować mury i cię odbić a królestwo puścić z dymem?
- O czym ty mówisz? – spojrzała na niego z zaskoczeniem i usiadła na kamiennej ławie. Duchowe połączenie wyczerpało jej siły.
- Nie udawaj głupiej Aurino, nie ze mną te gierki – pokręcił głową. – Doeth ostrzegała przed tobą i miała rację. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego. Dlaczego tak bardzo chcesz mnie zniszczyć?
- Nie chcę – pokręciła głową. – Chcę tylko ratować...
Wyszedł z celi i roześmiał się okrutnie. Skiną dłonią, aby strażnik zamkną kratę.
- ...swoją skórę – dokończył za nią. – Ale to ci się nie uda. Niedługo zostaniesz zgładzona. Osobiście tego dopilnuję – uśmiechną się kącikiem ust i chciał odejść.
- Nie! – krzyknęła, gdy dotarł do niej sens jego słów. – Nie możesz – wyszeptała. Odwrócił się w jej stronę. Stała uczepiona krat a obłęd strachu wyzierał jej z oczu.
- Ależ mogę, jestem władcą i zrobię wszystko, aby bronić mój lud przed złością czarownicy.
- Torden to nie tak! – prawie krzyknęła. – Mylisz się. Jeśli mnie wypuścisz to obiecuję, że już nigdy nie wrócę. Kto im pomoże, jeśli nie ja? Muszę żyć.
- Nie musisz – warkną podchodząc blisko krat. – Zdrajcy nie zasługują na życie.
Czarodziejka zbladła, jej oczy rozszerzyły się w szoku słysząc te okrutne słowa, jej serce uderzyło mocniej i zalała go fala czarnej wściekłości. Aurina jeszcze nigdy nie korzystała z zakazanej mocy. Nigdy nawet nie spodziewała się, że jest w stanie ją przywołać. Teraz jednak całą sobą poczuła nienawiść i chęć niszczenia wszystkiego, co stanie jej na drodze. Jej bliskim groziło niebezpieczeństwo, Torden odmówił swojej pomocy a ona sama została skazana bezpodstawnie na śmierć. Jeśli ona zginie to Avian i Gorau będą bez szans. Nie takiego życia dla nich chciała. Czuła w sobie zbierającą się czarną moc. Wypełniała jej serce, duszę i wszystkie komórki ciała. Zamknęła oczy i odsunęła się od kraty. Pochyliła głowę i zakryła twarz dłońmi jakby chciała się poddać. Gdy opuściła ręce tak jakby coś w nich trzymała jej oczy zalśniły czerwonym blaskiem a w dłoniach pojawiła się czerwona, pulsująca życiem kula. Gwałtownie rozszerzyła dłonie a kula eksplodowała niczym gejzer ognia i płomieni. Siła eksplozji była tak potężna, że wyrwała kraty z muru a stojący za nimi władca poleciał do tyłu niczym szmaciana lalka i głucho uderzył o schody. Krzykną. Strażnicy od razu zasłonili władcę swoim ciałem i nadstawili piki gotowi zabić czarownicę. Ona jednak już się nie bała. Wyszła z celi spowita w magiczny blask. Zdawała się emanować z siebie złowieszczą energię w dodatku tak mocną, że jej porwana suknia przybrała kolor purpury i poruszała się niczym żywy ogień. Ciemne włosy falowały do tyłu poruszane niewidzialnym podmuchem odsłaniając bladą twarz ściągniętą gniewem. Ruszyła do przodu.
- Ani kroku dalej – odezwał się jeden ze strażników.
Kobieta tylko machnęła ręką a strażnik wyleciał w powietrze i całą siłą uderzył o kamienną ścianę. Ta chwila starczyła władcy, aby się podnieść i zastawić sobą wyjście z lochu. Jego przystojna twarz skamieniała ze złości a niebieskie oczy niemal zamieniły się w kawałki lodu.
- Nie wyjdziesz stąd Aurino żywa. Nikt nie będzie bezkarnie stosował zakazanej mocy i to wobec mnie – to mówiąc mocno wciągną powietrze i groźnie zmrużył oczy, które przybrały kolor antracytu. Jego aura zamigotała na czarno. Jednak czarodziejka nie przestraszyła się, musiała stąd wyjść za wszelką cenę. Czerwień wokół niej zafalowała niczym podsycony alkoholem ogień i wybuchła za zdwojoną siłą. Była gotowa zabijać, aby tylko wyjść. Nie rób tego, wyszeptał cichy głosik w jej głowie, ale go odepchnęła. Torden wyciągną do przodu dłoń z pulsującą czarną energią i rzucił nią w stronę czarodziejki. Odepchnęła ją. Czerń i czerwień zbiły się w ogłuszającej eksplozji i zmagały się ze sobą jakby były żywymi istotami. Jednak moc władcy była o wiele potężniejsza. Ciemność wypełniła cały loch a kula złej jak sam diabeł energii przebiła blokadę ognia i podążyła w kierunku kobiety. Nie zdołała się przed nią obronić. Poczuła tępe uderzenie w splot słoneczny a przejmujący ból powoli ogarną całe jej ciało. Upadła. Głowę wypełnił ostry krzyk torturowanej duszy. Zakazana moc wypełniła Aurinę bezdennym smutkiem, beznadziejnością i niechęcią do życia. Odbierała nadzieję, zagłuszała dobre myśli i wpychała w otchłań piekieł. Jak zza mgły widziała zbliżającą się postać Tordena.
Staną nad nią i patrzył z pogardą. Chyba coś mówił, ale kobieta nic nie słyszała. Czuła, że mrok wzywa ją do siebie a ona nie miała już siły walczyć. Nagle poczuła się tak jakby ktoś wyrwał z niej ciemność a ona odzyskała zdolność widzenia i słyszenia. Wróciła do życia. Odetchnęła z ulgą jakby ktoś zdjął jej kamień z piersi. Torden uwolnił ją od powolnego konania w szaleństwie ciemności. Chciała się podnieść, ale nie miała na to siły. Skiną dłonią na strażnika, aby ten zabrał ją do sąsiedniej celi. Już po chwili ponownie była za kratami.
- Nie walczy się zakazaną magią z kimś, kto jest jej mistrzem – oświecił czarodziejkę. – Miałem dość czasu, aby opanować ją perfekcyjnie i nauczyć jak z niej nie korzystać nie potrzebnie. A nauczyłem się jej dzięki tobie. Cóż za ironia losu, nieprawdaż? – miał na twarzy uśmiech samozadowolenia. – Powiem ci to teraz, bo potem nie będzie okazji – położył dłonie na kratach i pochylił w jej stronę. - Kochałem cię jak szaleniec, wyznałem miłość i zaproponowałem małżeństwo a ty zdradziłaś mnie odchodząc do Haldira i zamieszkując z nim w Slot Dragen. Do końca miałem nadzieję, że wrócisz, ale się zawiodłem. Od tamtej pory znienawidziłem cię z całego serca. Wiesz, że pomiędzy miłością a nienawiścią jest bardzo cienka linia? Ta nienawiść na ciebie i ludzi, do których odeszłaś wyzwoliła we mnie tę moc. Miałem chęć krzyczeć i zabijać, mało brakowało a wywołałbym wojnę z ludźmi zamieszkującymi Tir Dragen. Nienawiść zżerała mnie od środka. Gdyby nie pewien velho i jego pomoc, ze Smoczego Miasta były by ruiny i zgliszcza a ciebie zabrałbym stamtąd choćby siłą. To on uzmysłowił mi, że moc pochodząca z nienawiści niczego nie zbuduje a tylko wszystko zniszczy i nie zostanie mi nic a moja dusza pogrąży się w chaosie ciemności i nigdy już nie będę władcą godnym szacunku. Mówię ci to po to, aby uświadomić, że zakazana moc jest niebezpieczna i nie pozwolę abyś z niej korzystała – to mówiąc odsuną się parę kroków od celi i jednym gestem dłoni wzmocnił kratę magiczną blokadą. Przestrzeń pomiędzy kratami zalśniła niczym tafla jeziora i zafalowała jakby ktoś rzucił w nią kamyk, po chwili jednak znieruchomiała.
Patrzyła na niego przerażona. Chciała go przeprosić i przede wszystkim wytłumaczyć się, że nie miała wyboru. Poza tym to nie miłość była przyczyną jej odejścia z Leśnego Królestwa i od tego, którego kochała. Poza tym uderzyło ją jak obuchem jego wyznanie miłości. Nigdy wtedy jej tego nie powiedział, chociaż okazywał to na każdym kroku. Aurina także nie pamiętała, aby zaproponował jej małżeństwo. Czarodziejka przypomniała sobie jak kilkanaście lat temu odwiedziła ją jej przyrodnia siostra i co jej wtedy powiedziała. Wszystko stało się dla Auriny jasne. Plan zemst jej siostry zbierał plony po wielu latach. Torden był niczego nieświadomy, co tak naprawdę wydarzyło się siedemnaście lat temu a Aurina nie zamierzała mówić mu prawdy. To byłby zbyt duży szok dla władcy. Milczała więc nadal.
- Już nie wyjdziesz stąd Aurino. Ani mentalnie ani za pomocą magii – odezwał się do niej. – Wypuszczą cię dopiero koło południa tuż przed egzekucją a przedtem założą powróz z tytanianu abyś nie mogła korzystać ze swojej magii. Żegnaj – odwrócił się do niej.
- Nie! – krzyknęła rozpaczliwie, ale mężczyzna nawet się nie obejrzał. – Torden, nie! Proszę – dodała cicho a łzy rozpaczy potoczyły się po jej twarzy. Ponosiła teraz konsekwencje tego, co wydarzyło się w dalekiej przeszłości i to nie z jej winy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro