* VI *
Władca był zły i miał chęć kogoś rozszarpać. Przydałaby się banda głupich orków, których mógłby wyrżnąć w pień. Zamiast tego tylko zacisną zęby, od czego jego przystojna twarz nabrała drapieżnego wyrazu i każdy, kto by go teraz zobaczył zwiewałby gdzie pieprz rośnie. Postanowił udać się na konną przejażdżkę i uspokoić wzbierającą się w nim wściekłość. Wszak królowi nie przystoi okazywać emocji wobec poddanych. Musi być władczy i opanowany gdyż inaczej nie będą go szanować. Już miał wychodzić, gdy do wielkiej sali wszedł jego syn Tamer. Był bardzo podobny do ojca. Te same jasne włosy zaczesane do tyłu i związane rzemykiem, błękitne oczy, ciemne brwi i prosty nos, lecz jego twarz była bardziej ludzka i wyrażała emocje a nie tylko lodowatą wyniosłość swojego ojca. Był przy tym szczupły i niemal tak wysoki jak ojciec. Ubrany był w ciemnozieloną koszulę sznurowaną pod szyją rzemykiem. Teraz rzemyk był rozwiązany i brzegi koszuli łagodnie falowały, gdy energicznie podchodził do ojca. Na koszulę miał założoną ciemnobrązową tunikę sięgającą połowy ud. Była teraz rozpięta i ukazywała szeroki skórzany pas z przypiętym do niej sztyletem. Ciemnozielone spodnie ze skórzanym połyskiem miały po bokach gruby szef, podobnie jak wysokie, skórzane buty. Na plecach miał kołczan ze strzałami a w dłoni trzymał łuk.
- Są coraz lepsi – odezwał się podchodząc do ojca. – Nie tak dobrzy jak ja, ale idzie im całkiem znośnie.
- Nikt nie jest tak dobry jak ty. No może oprócz mnie – dodał, ale w jego głosie dało się wyczuć odrobinę dumy z dokonań syna.
Tamer poczuł się zaskoczony, jeszcze nigdy nie usłyszał pochwały z ust ojca. Coś się musiało stać, że w tej lodowatej postaci coś drgnęło i pojawiła się rysa w jego wyniosłej postawie. Spojrzał na niego uważnie i zorientował się, że jego ojciec jest nienaturalnie spięty. Tamer umiał odczuwać zmiany nastroju swojego rozmówcy i zawsze wiedział, gdy ktoś kłamał bądź miał coś do ukrycia.
- Coś się stało? – spytał.
- Nie – odpowiedział szybko, za szybko, aby brzmiało wiarygodnie.
- Ojcze – odezwał się syn z naciskiem i spojrzał na niego wszystkowiedzącym wzrokiem.
Władca skrzywił się tak jakby zjadł coś wyjątkowo ohydnego.
- Strażnicy schwytali kobietę, która plątała się po lesie. Twierdzą, że przyszła na przeszpiegi.
- A ty, co o niej myślisz?
- Ja ją znam. To Aurina była kiedyś Czarodziejką Lasu, ale odeszła.
Syn spojrzał na niego uważnie jakby oczekiwał dalszego ciągu tej historii. Ojciec jednak zamilkł.
- Dlaczego odeszła i co teraz od ciebie chciała? – spytał, ale nie doczekał się odpowiedzi.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiał – odparł krótko władca i pospiesznym krokiem wyszedł z Wielkiej Sali.
Tamer został sam zaskoczony takim obrotem sprawy i zachowaniem ojca, na którego zawsze opanowanej twarzy pojawił się pierwszy raz cień jakiegokolwiek uczucia poza ciągle wyniosłą miną. Jego ojciec był wzburzony i za wszelką cenę nie chciał, aby ktoś go widział w takim stanie ani także nie miał zamiaru odsłonić rąbka swojej tajemnicy. Coś się musiało za tym kryć, coś, co wydarzyło się w przeszłości a o czym jego syn nic nie wiedział. Tamer postanowił, że sam dowie się wszystkiego.
Aurina odzyskała przytomność i z zaskoczeniem stwierdziła, że znajduje się w lochu za kratami. Nie spodziewała się, że władca tak ją potraktuje. Miała nadzieję, że jej pomoże a nie uwięzi. Siedziała teraz za kratami w podziemiach zamku, pozbawiona swojej mocy i nadziei, że zdoła ocalić swoich najbliższych. Kto wie, co ich czeka pomiędzy tymi okropnymi ludźmi?
Gdy jakiś cień zasłonił wejście podniosła wzrok do góry. Ujrzała przystojnego młodzieńca, który przyglądał się jej uważnie. Był podobny do swojego ojca: te same przenikliwe oczy, blond włosy i ta pewność siebie, że jest się najlepszym.
Stał teraz przed nią i przyglądał się niczym jakiemuś zwierzątku zamkniętemu w klatce. Aurina podniosła się z kamiennej ławy i stanęła naprzeciwko księcia Tamera.
- Jesteś czarodziejką – raczej stwierdził niż spytał.
Pokręciła głową.
- Już nie – pokręciła głową. – Nie mam już żadnej mocy.
- Ale byłaś czarodziejką, władałaś Leśnym Królestwem. Co się stało, że odeszłaś?
Spojrzała na niego z niepokojem. Czy Torden coś mu powiedział? Chyba nie. Gdyby Tamer wiedział zachował by się pewnie inaczej.
Aurina milczała.
- Co było pomiędzy tobą a moim ojcem? – zadał pytanie, od którego czarodziejka szeroko otworzyła oczy w niemym przestrachu. Czyżby coś wiedział? Nie, niemożliwe. To była tylko jej tajemnica i to taka, że przewróciłaby życie Tordena i Tamera do góry nogami. Nie chciała ich skrzywdzić i dlatego musiała milczeć.
- Dlaczego nic nie mówisz? Masz coś do ukrycia?
- Nie – pokręciła głową. – Przyszłam tylko po pomoc do twojego ojca, ale on jest nieugięty.
Tamer nie bardzo wierzył w jej odpowiedź, widział strach w jej oczach. Coś przed nim ukrywała. Coś, co było na tyle poważne, że zupełnie jak jego ojciec nie mówiła prawdy.
- Po pomoc, w jakiej sprawie? – postanowił zmienić temat słysząc, że ktoś schodzi po kamiennych schodach. – Może ja bym mógł...
- Ach, siellä etsit sinulle – przerwał mu kobiecy głos.
W lochu pojawiła się młoda elfka, która wcale nie wyglądała na świetlistego elfa. Była wprawdzie wysoka, gibka i wysportowana, ale jej skóra miała kolor ciemnego karmelu. W twarzy o regularnych rysach błyszczały ciemną zielenią kocie oczy. Miała ciemne, lekko skośne brwi, które nadawały jej twarzy wyraz wiecznej powagi oraz wąskie usta wskazujące na nieprzejednany upór. Czarne, niemal granatowe włosy miała zaplecione w liczne warkoczyki, które zasłaniały dziwnego kształtu elfie uszy. Była ubrana w luźną zieloną tunikę, spod której widać było ciemne spodnie wyglądające jak smocza łuska i wysokie, brązowe buty zapinane na sprzączki. Do pasa miała przymocowany długi, obosieczny miecz.
-Kuka on tämän?– spytała wskazując więźniarkę skinieniem głowy. Popatrzyła na nią tak jakby skądś ją znała, ale nie wiedziała skąd. Podeszła bliżej krat i z zastanowieniem spojrzała na skuloną postać.
- To Aurina, była Czarodziejką Lasu – odezwał się Tamer.
Czarodziejka na widok nowo przybyłej uważnie jej się przyjrzała gdyż mimo utraty mocy posiadała zdolność postrzegania magicznych rzeczy i osób. Teraz zaś miała wrażenie, że w ciemnoskórej wojowniczce jest coś dziwnego a zarazem jakby znajomego. Nie wiedziała skąd wzięło się to wrażenie. Dziewczyna przecież nie wyróżniała się niczym szczególnym poza tym, że z całą pewnością nie była świetlistym elfem.
- Kim jesteś? – spytała teraz dziewczyny wstając i trzymając się krat.
W oczach Auriny czaiła się nieufność.
- To Eri – odezwał się Tamer za elfkę. – Jest naszym najlepszym wojownikiem.
- A owszem – poparła go wojowniczka. – Ale nie przyszłam tu abyś mnie wychwalał. Szukałam twojego ojca, ale go nigdzie nie ma. Przyszedł do niego ten podlizus Gaupri.
- Nie jest podlizusem, ale donosicielem – sprostował. – Nie wiem gdzie jest ojciec ani kiedy wróci. Chodźmy – skiną na nią ręką i razem opuścili więzienie.
Aurina ponownie została sama z ponurymi myślami i czuła się załamana. To wszystko było ponad jej siły. Torden odmówił pomocy, straciła całą swoją moc i resztki nadziei a teraz jeszcze Tamer i ta dziwna nie elfka. Gdybyż mogła jakoś stąd uciec, może gdzie indziej poszukałaby pomocy. Niestety szanse na ucieczkę były żadne. Łzy same popłynęły jej po twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro