Rozdział 52
Wyszłam z toalet i wróciłam na salę. Z głośników sączyła się spokojna muzyka, która po chwili całkiem ucichła.
- Z dumą przedstawiamy naszą królową balu. Serdecznie zapraszamy Sileę na podwyższenie - powiedziała nauczycielka przez mikrofon, a ja niezwłocznie ruszyłam w jej kierunku.w
Weszłam na scenę. Rozległy się głośne brawa. Ukłoniłam się delikatnie, a nauczycielka ułożyła plastikową koronę na moją głowę.
Kątem oka zauważyłam, że ktoś wychodzi z sali. Ta osoba była w znajomym garniturze. Zagryzłam wargę, bo tą osobą był Filip.
Moją uwagę z powrotem zwróciła na siebie nauczycielka, która podała mi mikrofon, abym coś powiedziała. Przełknęłam ślinę, próbując opanować drżenie rąk.
Chwilę zastanawiałam się co tak właściwie powinnam powiedzieć, ale nie miałam zielonego pojęcia. Do tej pory raczej unikałam publicznych przemówień.
Wciągnęłam głęboko powietrze, aby się uspokoić.
- Bardzo się cieszę, że zostałam królową dzisiejszego balu. Wiem, że gdybym powiedziała wam kim jestem, nikt by nie uwierzył. Wielu z was mnie zna, a przynajmniej tak wam się wydaje. Bo tak naprawdę nikt prawdziwej mnie nie zna. Jednak mimo wszystko, dziękuję wam i pamiętajcie o jednym. Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia - zaczęłam niepewnie, ale po chwili słowa same wypływały z moich ust, a całą moją krótką przemowę zakończyłam cytatem, który gdzieś kiedyś słyszałam.
Rozległy się brawa. Nauczycielka wyciągnęła rękę po mikrofon, a ja niezwłocznie go jej podałam. Wypuściłam powietrze, zadowolona, że się nie ośmieszyłam. Po chwili wciągnęłam je nosem. Potem jeszcze raz.
Chwila...
W powietrzu unosił się ledwie wyczuwalny swąd dymu i palonego plastiku.
Nie patrząc na to, jak głupio będzie to wyglądać, wyrwałam nauczycielce mikrofon. Uczniowie widząc to, zaczęli się śmiać.
- Wszyscy do wyjścia ewakuacyjnego! - krzyknęłam, co wzbudziło jeszcze większe salwy śmiechu. - Ja nie żartuję! Czuję dym...
- Tak, a ja jestem królowa Francji, miło mi! - krzyknął jakiś chłopak z drugiego końca sali.
- Nasza królowa chce od razu wszystkimi rządzić! - wrzasnęła Justyna, co wywołało jeszcze większe rozbawienie.
-Skoro tak to czemu nie włączył się alarm!?- odkrzyknął ktoś i w tym momencie powietrze przeciął głośny dźwięk syreny alarmowej.
Na sali zapanował chaos. Dziewczyny piszczały w obawie o swoje sukienki i fryzury, a chłopacy próbowali je przekrzyczeć. Wszyscy od razu pobiegli w stronę głównego wyjścia.
W tym momencie z drzwi buchnął ogień. O ile to możliwe, hałas stał się jeszcze głośniejszy. Kilka sukienek zajęło się ogniem, jednak w porę udało się je ugasić.
- Wszyscy natychmiast do tylnego wyjścia! Zachowajcie spokój, bo teraz bardziej przypominacie stado małp niż ludzi! - wrzasnęłam przez mikrofon, uciszając tłum.
Na całe szczęście uspokoili się i ruszyli we wskazanym kierunku. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam za nimi.
Zapach dymu był coraz bardziej duszący. Stoły najbliższe głównego wejścia zajęły się ogniem.
Wyszłam jako jedna z ostatnich. Rozejrzałam się. Z ulgą zobaczyłam całą i zdrową Angel. Po chwili zaczęłam szukać innej ważnej dla mnie osoby. Nie znalazłam jej, jednak miałam nadzieję, że umknęła mojej uwadze. Angel podeszła do mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy, który nie wróżył nic dobrego.
- Nie ma Filipa - powiedziała tylko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro