Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

  - Dzień dobry - przywitałam się cicho z ludźmi, którzy wychowali największego chama i debila na świecie.

  - Dzień dobry - odezwali się z miłym uśmiechem.

  - To jest moja wnuczka, Aniela. A to pozostałe wnuki, Marysia i Franek - powiedziała babcia, wskazując na mnie a potem na moje rodzeństwo, które wbiegło w ostatniej chwili.

  - Miło nam. To jest nasz syn, Kamil - powiedział mężczyzna. Wyglądał na typowego biznesmena, tak jak jego żona.

  - Cześć - powiedział mój prześladowca z wielkim bananem na twarzy. Już wiedziałam, co mnie czeka.

  - Hej - burknęłam, za co oberwałam łokciem w żebro.

  Babcia wpuściła ich do środka, a ja usunęłam się pod ścianę, chcąc pozostać niezauważoną. Jednak mój najukochańszy braciszek wszystko popsuł.

  - Aniela, idziesz czy nie!? - krzyknął, a ja zgrzytnęłam zębami.

  Wyszłam z przedsionka i nagle zza ściany wyłoniła się noga, którą ktoś podstawił pod moje kroki. Kto? Oczywiście Kamil.
  O nie mój drogi. Nie tym razem.
  Zgrabnie ominęłam wystającą nogę i jej zaskoczonego właściciela. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam do salonu, gdzie babcia raczyła naszych gości ciastem.
  Teraz jesteśmy na moim terenie.
  Słyszałam kroki mojego prześladowcy za plecami. Weszłam do pokoju. Babcia i rodzice Kamila siedzieli przy stole. Popijali herbatkę i jedli ciasto. Franek i Marysia zajadali się cukierkami. Usiadłam obok babci, a tuż obok usiadł Kamil.
  Na sam jego widok odechciało mi się jeść, więc tylko nalałam sobie herbaty. Przykładałam już filiżankę do ust, gdy łokieć Kamila mnie szturchnął i cała zawartość wylądowała na mojej koszulce. W pierwszym odruchu chciałam obronić czystości mojego odzienia magią wody, ale stwierdziłam, że to raczej zły pomysł.

  - Idę się przebrać - powiedziałam do zdziwionych dorosłych, uprzedzając ich pytania.

  Szybko wyszłam, czując na sobie nienawistne spojrzenie Kamila. Uśmiechnęłam się pod nosem. Już miałam plan zemsty. Normalnie bym się na to nie odważyła, ale teraz nie ma tu nikogo ze szkoły. A do tego nikt się nie dowie, że to co się stanie będzie moją zasługą.
  Weszłam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi. Zdjęłam z siebie koszulkę i ubrałam inną. Już chciałam wyjść z pokoju, ale moją uwagę przykuł skrawek materiału wystający z kryjówki mojej sukni na bal. Szybko schowałam go na miejsce i wyszłam z pokoju.
   Przezorny zawsze ubezpieczony.
  Wróciłam do salonu, jednak usiadłam po przeciwnej stronie niż Kamil. Chłopak uśmiechnął się kpiąco, unosząc szklankę do ust.
  Wezbrała we mnie złość. Niewiele myśląc, skupiłam całą swoją uwagę na zawartości jego filiżanki, którą właśnie unosił do ust.
  Schowałam dłonie pod stół. Cofnęłam je delikatnie, a potem przeniosłam do przodu.
  W filiżance od herbaty powstała pojedyncza fala, która po chwili wylądowała na koszuli Kamila.  Jego mina była bezcenna.
  Miałam ochotę parsknąć śmiechem, jednak odważyłam się tylko na wredny uśmieszek. Dorośli patrzyli na niego z zaskoczeniem. Już druga herbata "przypadkiem" wylała się w ciągu 15 minut.

   - Anielko, daj swojemu koledze coś na przebranie - powiedziała babcia.

  - Dobrze - mruknęłam niezadowolona, wstając od stołu.

  Ruszyłam na piętro, nie oglądając się. Wiedziałam, że idzie za mną, bo nasze schody strasznie skrzypią.
   Weszliśmy do mojego pokoju, a ja w myślach dziękowałam sobie za schowanie sukni na bal.
  Otworzyłam szafę i rzuciłam chłopakowi jedną z moich bluzek na WF. Na początku chciałam dać mu jakąś koszulkę w kwiatki, albo coś w tym stylu, ale jednak się powstrzymałam. Teraz jest na moim terenie, ale kiedyś to ja będę na jego.
  Kamil oczywiście nawet nie podziękował. Zdjął koszulę i z ociąganiem nałożył moją koszulkę.
  Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do salonu. Kamil szedł za mną. Byłam przed schodami, kiedy on popchnął mnie na ścianę, unieruchamiając mnie. Chwycił za moje nadgarstki i boleśnie przycisnął je do ściany. W tym momencie się wkurzyłam.

  - Co ty do mnie masz!? Co ja ci takiego zrobiłam!? - krzyknęłam, a on zatkał mi usta swoją łapą.

  - Wystarczyło, że się urodziłaś, szmato.

   O, nie. Teraz przesadziłeś. Nie jestem już tą samą słabą dziewczynką co kiedyś.
  Szybkim ruchem uniosłam kolano i kopnęłam go z całej siły na oślep. Trafiłam w jego czułe miejsce. I dobrze mu tak.
  Chłopak zaskoczony puścił moje ręce i zwinął się z bólu.

  - Zapamiętaj. Nie jestem już taka jak w podstawówce. Zmieniłam się i nie zamierzam znowu dać wam mnie prześladować - powiedziałam z jadem w głosie.

  Zeszłam na dół, zostawiając zaskoczonego Kamila samemu sobie.
  Gdyby nie to, że stałam się Diwarem, pewnie nadal bym stała przygwożdżona do ściany i wysłuchiwała wyzwisk. Spojrzałam na swój pierścionek, który tak wiele zmienił w moim życiu. Podobały mi się te zmiany, mimo że niosły za sobą różne niebezpieczeństwa.

  - Gdzie jest Kamil? - spytała babcia, gdy tylko weszłam do pokoju.

  - Przebiera się - powiedziałam z nieodgadnionym uśmieszkiem na ustach. Babcia uniosła brew, ale nic nie powiedziała i zajęła się kontynuowaniem rozmowy.

  Kamil po chwili przyszedł do pokoju z miną, która obiecywała mi wolną i bolesną śmierć. Wzruszyłam ramionami. Już się go nie bałam.
  Na całe szczęście po chwili rodzice Kamila zaczęli się zbierać do wyjścia. Po raz ostatni chłopak rzucił mi złowróżbne spojrzenie i wyszedł.
  Gdy tylko opuścił mój dom odetchnęłam z ulgą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro