Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

   Nie zważając na bolące ramię, rzuciłam się na łóżko. Musiałam sobie wszystko uporządkować. Za dużo zmian naraz i przede wszystkim za dużo emocji z nimi związanych.
Zamknęłam oczy, podsumowując wszystko co mnie spotkało.
   W ciągu kilku dni znalazłam magiczny pierścionek, przeniosłam się do innego Świata, w którym spotkałam smoka. Potem zostałam przez niego zdradzona, dostałam się do niewoli, odkryłam, że władam nad jednym z żywiołów, udało mi się uciec i jestem ranna w ramię. Jeszcze gdzieś w międzyczasie prawie pocałowałam się z chłopakiem, ktoś zawładnął moim umysłem i to chyba tyle.
   Nie no, w stu procentach normalne życie.
   Do tej pory myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w książkach i filmach, ale jak widać, myliłam się. No cóż, zdarza się.
   Jednak, o dziwo, nie magia była dla mnie tak szokująca. Chyba komuś zaczęłam się podobać. To było dziwniejsze ze wszystkiego. Zawsze byłam prześladowana, a w najlepszym wypadku traktowana jak powietrze. A tu nagle Ununchi zdaje się mną interesować. A Aret chciał mnie pocałować... zresztą to już nieważne. On teraz mnie nienawidzi. Przedtem pewnie też tak było, ale wtedy miałam jakąś wartość. Uważał mnie tylko za rzecz niezbędną do ucieczki. Nic więcej. To tak boli. Ale w sumie, czemu mnie to tak obchodzi? Czy ja go kocham? Nigdy przedtem o tym nie myślałam. Co ja tak w ogóle do niego czuję? Chyba mam go za przyjaciela. Tak przynajmniej było przed ucieczką. Teraz już nic nie wiem.
   Przewróciłam się na plecy, patrząc tępo w sufit. Leżałam tak, pragnąc zniknąć. Czy życzyłam sobie za wiele? Najwyraźniej tak.
   Dziewczyno, ogarnij się! - powiedział cichy głosik w mojej głowie. Miał rację.
   Wstałam z łóżka. Musiałam czymś zająć moje myśli. Pomyślałam o balu maskowym. Powinnam ubrać się tak, żeby nikt nie mógł mnie rozpoznać. I to do tego w starym stylu.
Zamierzałam pójść tam w tajemnicy, nawet przed rodziną, więc nie mogłam kupić swojej sukienki. Taka zapewne kosztuje fortunę, a mnie na pewno na takową nie stać. Jeśli faktycznie miałam tam pójść, musiałam sama ją stworzyć. Zaprojektować, a potem uszyć. Do tego trzeba było znaleźć miejsce do pracy, w którym nikt mnie nie nakryje.
Odpaliłam laptopa, szukając inspiracji, jednak po pół godzinie sobie darowałam. Chwyciłam mój szkicownik i zaczęłam rysować. Jednak, jak na złość, dopadł mnie kompletny brak twórczego myślenia. Ze złością wyrwałam chyba setną kartkę z zeszytu.
Westchnęłam cicho. Gdy tylko odłożyłam ołówek, znowu zaczęłam myśleć o moim pokręconym życiu. Zdenerwowana wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach na piętro babci, a zaraz potem do piwnicy. Stwierdziłam, że muszę ćwiczyć panowanie nad moim żywiołem, a przy okazji zająć czymś umysł.
   Zasłoniłam małe okienko pod sufitem i nalałam wody do ogromnej misy. Pokażę wszystkim, że mogę się nauczyć więcej, niż zrobił to Aret.
   Rozpoczęłam ćwiczenie, niestety tylko jedną ręką. Uniosłam ją do góry. Na wodzie ukazało się delikatne wybrzuszenie, które po chwili upadło.
   Zagryzłam wargę i spróbowałam jeszcze raz, potem kolejny i kolejny. Za każdym razem wychodziło mi tak samo. Spojrzałam na zegarek. Ćwiczyłam już dwie godziny. Westchnęłam cicho. Nigdy nie nauczę się bronić siebie i innych.
   Na razie umiałam kręcić wokół siebie ogromną kroplą. Mało imponujące. Do czego mi to? Nie obronię się tym, ani nie zaatakuję nikogo. Po co Aret mnie tego nauczył?
   Rzuciłam okiem na miskę z wodą. A gdyby tak zrobić to inaczej?
   Wyciągnęłam prawą dłoń do przodu, powoli ją unosząc do góry. Z płynu powoli wyłoniła się długa i cienka strużka. Przeniosłam dłoń na lewo, a woda podążyła za nią. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie niewidzialnego przeciwnika.
   Szybki ruch ręką w prawo, imitujący pchnięcie. Cofnięcie. Obrona zasłoną.
   To trochę jak szermierka - przemknęło mi przez głowę, jednak po chwili posmutniałam. To był sport, w którym, delikatnie mówiąc, nie mam sukcesów.
    Chwilę jeszcze posiedziałam w piwnicy, jednak potem wróciłam do swojego pokoju. Nagle naszła mnie inspiracja na projekt mojej sukni balowej.
    Chwyciłam za ołówek i zaczęłam kreślić linie na kartce, które wkrótce złożyły się w całość. Uniosłam swoje dzieło do góry, dodałam kilka poprawek i spojrzałam jeszcze raz.
Rozłożysta suknia do ziemi bez rękawów. Miała błękitny kolor z białymi, srebrnymi i granatowymi akcentami, w kształcie fal i spirali. Do tego błękitna maska z białym i granatowym piórem. Srebrna bransoletka spiralnie oplatała przedramię. Granatowa narzutka z kapturem dopełniały całość. Jednak czegoś nadal mi było brak, na szczęście miałam jeszcze czas. Coś się wykombinuje.
    Rzuciłam okiem na telefon. Mama wróci później niż zamierzała, bo zostaje u cioci na herbacie razem z maluchami. No, trudno. Wyjęłam nową kartkę i zaczęłam następny szkic. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy zasnęłam przy moim biurku.

-------------
Rozdział taki sobie, ale obiecuje kolejny w najbliższym czasie. Komentujcie proszę, bo chciałabym wiedzieć, co powinnam poprawić :)
Dziękuję wszystkim za 77 gwiazdek i 305 wyświetleń :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro