I. Początek czegoś nowego
— Mamo! Gdzie są moje ulubione tenisówki? – krzyknęła dziewczyna do swojej mamy.
— Dałam je do prania skarbie, bo były już tak brudne, że nie wiem, jak ci nie wstyd w nich chodzić. Idź w innych.
~2 miesiące wcześniej~
Skończył się czerwiec, a z nim jakiekolwiek wspomnienia o szkole. Łucja, piętnastoletnia brunetka o falowanych włosach do ramion i pięknych błękitno–szarych oczach właśnie wybudzała się ze swojego długiego snu, bo w końcu są wakacje! Słońce przebijało się przez okno i świeciło dziewczynie po twarzy. To właśnie ono było powodem rozbudzenia nastolatki z tej jakże przyjemnej czynności. Gdy ta rozbudziła się trochę i wykonała wszystkie swe poranne czynności, szybko złapała za telefon, uświadamiając sobie, że to DZIŚ zostają wstawione ogłoszenia o przyjęciu do szkół. Dziewczyna szybko weszła w linka z wiadomością i gdy tylko ujrzała, że dostała się do swojej wymarzonej szkoły, zapiszczała z radości. To wydawało jej się tak nierealne. Tak bardzo marzyła o pójściu do liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie. Uczyła się do egzaminów już od stycznia i okazało się, że jej samozaparcie nie poszło na marne. Z tej całej ekscytacji wyrwał ją głos siostry.
— Łucja co się tak drzesz? Pali się czy co?
— Dostałam się! Dostałam się!!
— Ale, że co? Gdzie? – spytał zachrypnięty głos Julii.
— No jak to gdzie do liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie!!
— Tylko dlatego się tak wydzierasz z samego rana i budzisz ludzi przy tym? — odparła z udawanym oburzeniem starsza siostra Łucji, ale ta po chwili rzuciła w nią poduszką. – Ej no nie obrażaj się już! Śmieję się tylko! Haha widzisz, śmieję się.
Teraz dziewczęta tarzały się już ze śmiechu, a gdy do pokoju weszła mama nastolatek, która patrzyła na nie z wielkim zdziwieniem i konsternacją.
— Hej, zamiast tarzać się po dywanie, chodźcie może, lepiej zjeść śniadanie, co?
Dziewczyny w jednej chwili już stały na baczność podśmiechując się jeszcze do siebie.
— Dobrze mamo już idziemy — odpowiedziały w tym samym czasie, po czym znowu wybuchnęły niespodziewanym śmiechem.
— Co was tak bawi? Widzę, że wam dziś humorki dopisują!
— No bo, wiesz mamo, miałam ci to powiedzieć, ale zatrzymałam się dłużej u Julii. — powiedziała młodsza Promienna. – No bo... dostałam się do tego liceum, do którego marzyłam iść!
— Ach trzeba było tak od razu! Gratuluję córciu! Jestem z ciebie taka dumna, myślę, że tata też będzie.
I tak pełne radości i miłości kobieta z dwoma młodymi dziewczynami zjadły śniadanie, dyskutując przy tym żywo.
Dziewczyny po tym, jak pomogły mamie w obowiązkach domowych, wieczorem poszły przyjechać się na rowerach. Gdy dotarły do wybranego celu, postawiły rowery i usiadły na ławce.
— Łucja?
— Tak?
— Bardziej się stresujesz czy ekscytujesz?
— Sama nie wiem, te uczucia są chyba wyrównane mocno! Z jednej strony już bym chciała poznać tych ludzi, a z drugiej...
— Boisz się.
— Tak...
— Nie bój się. Liceum, do którego idziesz to dobra placówka.
Dziewczyny długo jeszcze siedziały na placu zabaw. Rozmawiały o wszystkim i o niczym. O wakacjach, szkole, przyjaźni i nawet miłości. Przytulały się, ponieważ robiło się ciemno i zimno, oraz chciały zaczerpnąć swojej miłości. Gdy jednak już ich własne ciała przestały się ogrzewać, stwierdziły, że wrócą do domu.
Gdy dojechały, starały się cicho wymknąć do pokoi, ale niestety mamy wzrokowi nic nie umknie i zobaczyła je, gdy były w połowie drogi do schodów.
— A wy gdzie się o tej porze szwendałyście? Zimno jest, a wy w krótkich spodenkach i koszulkach na ramiączkach. W tej chwili do swoich pokoi, ale już! – krzyknęła oburzona pani Dorota.
Dziewczyny jednak nie miały zamiaru się jeszcze rozstawać i chichocząc, poszły na paluszkach do pokoju Julii. Przywitały je srebrno–szmaragdowe ściany, białe biurko, oraz przede wszystkim łóżko małżeńskie, które tak bardzo wielbiły. Często Łucja spała u swojej siostry, a jej pokój służył jedynie do nauki k częste głupawki, a to tylko dlatego, że był w pomarańczowych odcieniach, przez co każdemu, kto wszedł do jej królestwa, udzielał się dobry nastrój, a zapomniane żarciki same wpadały z rozbiegiem do drzwi pomieszczenia zwanego mózgiem.
Dziewczyny, pomimo że bardzo różniły się wyglądem i charakterem, to doskonale się dogadywały i rozumiały, a przede wszystkim kochały. Nie zapomnijmy o najmniejszym z rodu Promiennych Franku. Jest to chłopiec o ciemnobrązowych włosach i pyzowatej, rumianej buzi. Jest to kochany chłopiec, w dodatku bardzo grzeczny jak na swój wiek, choć nie święty o nie! Franek zawsze lubił trochę podokuczać swoim siostrom, ale mimo to wolał się do nich przytulać. Pani Dorota, choć często brakowało jej sił i nerwów kochała swoje dzieci ponad życie. Jest dla nich ostra, ale tylko dlatego, że chce by, wyszły na dobrych ludzi. Oczywiście okazuje też im dużo miłości, by miały świadomość jak bardzo im na niej zależy. A teraz przejdźmy do głowy rodziny. No cóż o nim niewiele można powiedzieć.
Tata Łucji, Franka i Julii zawsze był pracoholikiem, wracał późno z pracy i albo w domu pracował, albo kładł się tak wcześnie spać, że dzieci zdążyły z nim zamienić jedynie pare zdań. Starał się być dobrym ojcem, ale czas mocno go ograniczał, choć robił, co mógł, by choć chwilę dłużej pobyć z dziećmi. One zaś nie były na niego złe, miały świadomość tego, że je bardzo kocha i czuły jego miłość. Poza tym ktoś przecież musiał ich wyżywić, spłacać kredyt za dom, płacić VAT i ZUS, oraz płacić czynsz pracownikom.
~Teraźniejszość~
Łucja wyszła, ba wybiegła z domu jak poparzona, byle by zdążyć na autobus. Tak pierwszy września to data, której dziewczyna wręcz nienawidziła, ale w tym roku brunetce dołożył się stres związany ze spóźnieniem w pierwszy dzień do nowej szkoły. Rozpoczynała ona bowiem, naukę w szkole średniej. Szła do pierwszej klasy na profil ang–pol–geo. Sama nie wiedziała, czemu ten kierunek, po prostu, chyba lubiła te przedmioty! Stresowała się jak cholercia, ale była dobrej myśli! Nie dogadywała się z tamtą klasą i miała po prostu nadzieję, że teraz będzie lepiej. Była podekscytowana, ale stres mimo wszystko górował. Gdy wsiadła do autobusu, podłączyła sobie słuchawki i włączyła muzykę, by się odstresować. Zawsze pomagało. Szczególnie piosenki Sanah! Po prostu głos piosenkarki był uspokajający, a tekst i melodia były takie niekonwencjolane! Uwielbiała też Kwiat Jabłoni! Byli prawdziwi oraz naturalni we wszystkim, co robili. Doceniała tych ludzi. Zresztą uwielbiała muzykę, to było coś, czego nie potrafiła opisać słowami! Gdy grała na ukulele, czuła się wolna, bez zmartwień! Cudowne uczucia i emocje jej wtedy towarzyszyły!
Po piętnastu minutach jazdy wysiadła z przystanku i ruszyła szybkim krokiem, miała piętnaście minut, a droga do szkoły według mapy zajmuje 10 minut. Przełączyła szybko playlistę na szybszą, by dostosować ją mniej, więcej do tempa marszu. Po drodze zauważyła kilka znajomych twarzy, niektórzy się uśmiechnęli lub przywitali, a inni tak jakby jej nie znali. Cóż pogodziła się z faktem, że niektórzy po prostu wstydzą się innych, choć to naprawdę boli. Gdy doszła, szybko poszła na salę gimnastyczną i zauważyła, że jej wychowawczyni trzymała tabliczkę z nazwą jej klasy i zrobiło jej się jakoś tak miło na sercu. Podeszła do grupki, która otaczała jej nową nauczycielkę. Rozejrzała się po ludziach i uśmiechnęła się do nich nieśmiało. Oni jednak tylko popatrzyli i na tym się skończyło. Dziewczyna była trochę zawiedziona, ale starała się nie zniechęcać. Po tych wszystkich ceremoniach poszli do sali, by pani mogła im podać plan lekcji i zapoznać się z nimi.
— Witajcie droga młodzieży. Ja nazywam się Anna Szymanowska i będę waszą wychowawczynią! Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze pracowało i te pięć lat będzie owoce dla nas. Na lekcji wychowawczej wam wszystko wyjaśnię, a teraz wiem, że nie chcecie tu siedzieć, więc rozdam wam plany i będziecie mogli iść.
Gdy tylko wszyscy dostali plany zajęć, pędem ruszyli do drzwi. Łucja zaś zaczęła rozmowę ze swoją nową koleżanką Kornelią Hiacyntą Orzechowską. Szły spokojnie spacerkiem i zapoznawały się, były w tym bardzo nieśmiałe i niepewne, ale próbowały. I tak oto Łucja nawiązała pierwszy kontakt w nowej klasie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro