Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Królestwo Mroku

Słońce stało już wysoko na niebie gdy Denver wylądował na dziedzińcu dużego i bogato wyglądającego miasta. Przy ekskluzywnych sklepach stały drogie, sportowe lub terenowe samochody – symbole bogactwa i splendoru. Na przedmieściach natomiast mieściły się ogromne prywatne posiadłości, a jedna bogatsza od drugiej.

– Ci ludzie muszą być strasznie bogaci. – westchnęła Rhonda spoglądając na ogromne wille i zaparkowane przy nich super samochody.

– Nie na darmo Gomora nazywana jest miastem rozpusty. – odparł Dasty – Mieszkają tu wyłącznie bogaci ludzie, którzy już nie wiedzą na co wydawać pieniądze. Nie przejmują się moralnością, każdy z nich żyje tak, by dogodzić sobie nie zważając na innych. Nie mają też żadnych zahamowań. Potrafią prowadzić wyjątkowo rozpustne życie. Taver opowiadał mi kiedyś, że był na jednym z ich przyjęć. Podobno to jedna, wielka orgia!

– A co on tam robił?

– Jakaś bogata paniusia z Gomory zapytała go o drogę i tak jej się spodobał, że postanowiła zabrać go ze sobą na przyjęcie. Tak w każdym razie brzmiała wersja Tavera. Z tego co mówił, na imprezie ktoś rzucił hasło „Panie i panowie do roboty" i wszyscy zaczęli uprawiać seks grupowy! Taver mówił, że byli przy tym niesamowicie wyuzdani. Z początku bardzo mu się to podobało, w każdym razie gdy zabawiał się z dziewczynami, ale jak podeszło do niego kilku facetów i zaproponowali mu seks analny, od razu odechciało mu się zabawy.

– Wcale mu się nie dziwię! – roześmiała się Rhonda

Podczas gdy Dasty opowiadał Rhondzie co wie na temat Gomory, Denver wypatrzył dogodne miejsce do lądowania. Nie wiedzieli dokąd się dalej kierować, więc postanowili zapytać o drogę. Gdy byli na ziemi, Dever natychmiast wskoczył do olbrzymiej fontanny by nieco się ochłodzić, natomiast Rhonda i Dasty rozejrzeli się po okolicy w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby im wskazać drogę. Nagle tuż obok nich z piskiem opon zatrzymał się czerwony Lamborghini Countach i wysiadł z niego młody, przystojny, elegancko ubrany chłopak.

– Cześć. Wyglądacie na nieco zagubionych. Pierwszy raz w Gomorze?

– Jesteśmy tu przejazdem. – odparła Rhonda

– W takim razie chętnie oprowadzę was po mieście. A wieczorem zapraszam na imprezę w mojej willi. Dostałem awans i dzisiaj będę go oblewał z przyjaciółmi. Byłbym zaszczycony gdybyście zechcieli świętować ze mną.

Rhonda i Dasty wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Dziękujemy za zaproszenie, ale mamy do załatwienia coś bardzo ważnego i trochę się nam spieszy. – odparł Dasty – Tak więc nie będziemy mogli przyjść na imprezę.

– Ale gratulujemy awansu! – dodała Rhonda

– A dokąd się wybieracie?

– Musimy się dostać na Górę Upadku. Słyszałeś o niej? – spytał Dasty

– Czy słyszałem? Jasne, ale odradzam wam tę wyprawę. To naprawdę okropne miejsce no i aż się roi od Porfirów.

– Nie mamy wyjścia, musimy się tam dostać. Powiesz nam jak tam trafić? – spytała Rhonda

– Musicie kierować się cały czas na północ. Góra upadku znajduje się jakieś 200 km od Gomory. Ale naprawdę, na waszym miejscu dobrze bym się zastanowił, czy warto tam iść.

– Warto czy nie, nie mamy innego wyjścia. – odparł Dasty – Dziękujemy za pomoc.

– Nie ma sprawy. Acha, gdybyście jednak zmienili zdanie co do imprezy – nieznajomy wyciągnął z kieszeni wizytówkę i podał Rhondzie – To jest mój adres.

– Dziękujemy. Zobaczymy jak wyrobimy się z czasem. Jeśli uda nam się załatwić sprawę przed wieczorem, może wpadniemy. – odparła Rhonda

– W takim razie już liczę godziny! Do zobaczenia! – chłopak wsiadł do samochodu i odjechał

– Co za dziwne miejsce. – skomentowała to spotkanie Rhonda – Facet nas nie zna, a zaprasza na imprezę..

– Podobno tutaj to zupełnie normalne. – odparł Dasty – Ale dałbym sobie głowę uciąć, że mnie zaprosił tylko ze względu na ciebie. Wpadłaś mu w oko.

– Przesadzasz.

– Wcale nie. Widziałem jak pożerał cię wzrokiem. Pewnie myślał tylko o jednym. Choć z drugiej strony nie dziwię mu się. – Dasty przyciągnął Rhondę do siebie – Mam fart, że zwróciłaś uwagę właśnie na mnie.

– Ja mogę powiedzieć dokładnie to samo Tygrysie. – odparła Rhonda i po chwili całowali się w najlepsze.

Ich romantyczną chwilę brutalnie przerwał Denver.

– Starczy już tych czułości! Nie mam ochoty przyglądać się waszym rytuałom godowym!

Na tę uwagę Rhonda i Dasty roześmiali się.

– Rytuały godowe już dawno mamy za sobą! – odparł Dasty – Ale masz rację. Ruszamy dalej. – Replikant pomógł Rhondzie wdrapać się na grzbiet smoka, a kiedy sam też zajął swoje miejsce, Denver wzbił się w powietrze.

Kiedy przelatywali nad posiadłościami Gomory, smok zniżył lot by mogli przyjrzeć się warunkom, w jakich żyli jej mieszkańcy. Na jednej z działek ujrzeli dwoje ludzi beztrosko bawiących się w basenie z dwoma tygrysami, jaguarem i czarną panterą. Inna posiadłość stanowiła coś w rodzaju wielkiego, elegancko urządzonego parkingu z domem usytuowanym pośrodku. Na parkingu stała pokaźna kolekcja drogich, luksusowych samochodów. Jeszcze inny milioner miał dom położony pośrodku ogromnego basenu, którego dno pokrywała rafa koralowa, a w krystalicznie czystej wodzie pływały egzotyczne, kolorowe ryby oraz stado delfinów. Na obrzeżach basenu posadzono rozłożyste paprocie oraz ogromne palmy.

– Taki to nawet nie musi wyjeżdżać na wakacje. – skomentowała ten widok Rhonda

– I może nurkować na rafie kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota. – dodał Dasty

Jeszcze przez chwilę przyglądali się bogatym posesjom z ogromnymi, pięknie utrzymanymi ogrodami, dopóki ich miejsca nie zajęły lasy. Potem teren stopniowo zaczął się wznosić, a miejsce lasu zajęła dość nietypowa pustynia pokryta czarnym, mieniącym się w promieniach słońca piaskiem. Rhonda chciała zapytać Dasty'ego co to za piach, ale zupełnie o tym zapomniała, gdy spojrzała przed siebie. Na horyzoncie dostrzegła zarysy ogromnej, groźnie wyglądającej góry, którą otaczały czarne, kłębiące się chmury. Jej wierzchołek zdawał się dotykać nieba. Co jakiś czas ciemną zasłonę chmur rozdzierały żółte pioruny.

– To jest ta Góra Upadku? – spytała

– W rzeczy samej.

– Nie przyleciałbym tu na wakacje. – odezwał się Denver

– Ja też nie – zgodziła się z nim Rhonda

W miarę jak zbliżali się do góry, teren stawał się coraz bardziej skalisty. Jednocześnie robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Ponieważ w górze szalały porywiste wiatry wiejące we wszystkich możliwych kierunkach, Denver zniżył lot tak, że dokładnie widzieli rozciągający się pod nimi, nieprzyjazny krajobraz. Jak okiem sięgnąć, wszędzie znajdowały się czarne, ostro zakończone skały, pomiędzy którymi widniały mniejsze lub większe rozpadliny, z których buchał smolisty dym i mieszał się z krążącymi nad górą chmurami. Nagle poczuli bardzo silny zapach krwi. Nie musieli szukać jego źródła, gdyż po chwili przelatywali nad ogromnym jeziorem wypełnionym bulgoczącą posoką. Co jakiś czas na powierzchni pojawiały się kości, by po chwili znów zanurzyć się w czerwonych odmętach.

– Niezłe kąpielisko! – zażartował Denver – W dodatku podgrzewane!

Nagle tuż obok nich śmignął duży, czarny kształt, który zostawił po sobie obrzydliwy odór padliny. Rhonda obejrzała się do tyłu chcąc zidentyfikować zwierzę, ale ono już zniknęło za grubą zasłoną dymu.

– Czy to był Porfir? – spytała

– Najprawdopodobniej. – odparł Dasty – Musimy być blisko ich terytorium.

– Raczej nad ich terytorium. – poprawił go Denver

– O cholera! – krzyknęła Rhonda

Przelatywali nad czymś, co wyglądało jak krater dużego, dawno wygasłego wulkanu. W środku aż roiło się od dużych, czarno-szarych stworów z nagimi głowami i nietoperzymi skrzydłami. Przyjaciele opowiadali, że Porfiry to okropne, bardzo niebezpieczne stwory, ale Rhonda nie spodziewała się, że robią tak straszne wrażenie. I ten smród! Kiedy lecieli nad ich terytorium od razu poczuli okropny, duszący odór padliny i ekskrementów. Jak dotąd mieli szczęście i potwory nie zauważyły Denvera, mogli więc spokojnie im się przyjrzeć. Niektóre pogrążone były w głębokim śnie, część z nich zajęta była rozrywaniem na strzępy przyniesionych do gniazda zdobyczy. Na obrzeżach krateru pełno było kości i gnijących fragmentów ciał zwierząt, ludzi, Hormonów oraz innych ras. Nad nimi unosiły się roje much. Ich głośne bzyczenie słyszalne było w odległości kilkunastu metrów. Rozkładające się szczątki pokryte były ruchomym kożuchem larw. Uwagę przybyszów od tego okropnego widoku odwróciło nagłe zamieszanie. Gdzieś pośrodku stada wybuchła awantura. Z jakiegoś powodu kilka Porfirów rzuciło się na pobratymca i po chwili z jego ciała pozostała tylko kupka krwawych strzępów.

– Bardzo przyjemne. – szepnęła z sarkazmem Rhonda – Nie sądzę, aby te potwory słyszały o partnerstwie.

Kiedy to powiedziała, nagle zdała sobie sprawę z tego, że pośród masy potworów nie widzi młodych Porfirów. Podzieliła się swoim spostrzeżeniem z Dastym.

– Nie zobaczysz młodych, bo dojrzewają pod ziemią. – odparł Replikant – Sposób dojrzewania Porfirów jest równie okropny jak same potwory.

– To znaczy?

– Najpierw samica odnajduje jakieś duże zwierzę, człowieka, Replikanta czy Interanina, potem je paraliżuje specjalnym jadem, a następnie składa w nim jaja, z których wylęgają się larwy zjadające ofiarę żywcem. Najedzone larwy zakopują się w ziemi, gdzie przechodzą metamorfozę do postaci dorosłego Porfira. Oczywiście nie od razu osiągają wielkość dojrzałych osobników, ale do tego czasu żyją w ukryciu i pożywiają się mniejszymi zwierzętami, albo rasami. Bardzo często ich ofiarami padają na przykład Hormony. Dobrze odżywiający się Porfir szybko osiąga odpowiednie rozmiary i dołącza do kolonii zabójców. – wyjaśnił Dasty

– Nie wyobrażam sobie, żeby jakieś wstrętne larwy zżerały mnie żywcem. – Rhonda aż wzdrygnęła się na samą myśl o takiej możliwości

– Rzeczywiście, nieciekawa perspektywa. – zgodził się Replikant

Dolatywali już do skraju krateru i w duchu cieszyli się, że tak łatwo udało im się przebrnąć przez teren Porfirów, gdy nagle jeden z nich uniósł do góry łeb i spojrzał prosto na przybyszów. Potem wydał krótkie warknięcie i łby pozostałych potworów powędrowały w górę.

– Zauważyły nas! – krzyknął Denver przyspieszając lot

– Spokojna głowa, nie zaatakują smoka! – odparł Dasty

W tym momencie kilkanaście Porfirów wzbiło się w górę.

– Jesteś taki pewien? – jęknęła Rhonda ze strachem patrząc na zbliżające się szybko potwory.

– Oczywiście.

Powiedział to dokładnie w chwili, gdy jeden z Porfirów zrównał się z Denverem i rzucił się z pazurami na Dasty'ego. Jednak widząc co się dzieje, smok szybko opadł w dół, tak, że potwór nawet nie drasnął Replikanta.

– Miałeś rację, smoka nie zaatakują! – krzyknęła Rhonda – Ale nas tak!

– Trzymajcie się mocno! – uprzedził Denver po czym wykonał gwałtowny zwrot zręcznie wymijając kolejne dwa potwory.

Ich sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna gdyż Porfirów było coraz więcej i atakowały ze wszystkich stron. Dasty wyciągnął zminiaturyzowaną wersję bazooki, którą zabrał ze sobą i zaczął strzelać do rozjuszonych napastników. Nie było to łatwe zadanie, gdyż Denver co chwilę zmieniał tor lotu i celowanie w takich warunkach było praktycznie niemożliwe. Mimo to udało mu się trafić jednego Porfira. Gdy tylko pocisk zetknął się z jego ciałem, stwór dosłownie przestał istnieć. Jego szczątki rozprysły się na kilkadziesiąt metrów, będąc srogą przestrogą dla pozostałych. Jednak ta pokazowa eksplozja nie powstrzymała pozostałych potworów. Jeden z nich złapał za plecak, który miał na plecach Dasty. Chłopak nagle poczuł, że jakaś siła zaczyna unosić go do góry. Uratowała go przytomność umysłowa Rhondy. Widząc co się dzieje, dziewczyna chwyciła za ramiączka plecaka i pomogła Dasty'emu uwolnić się od bagażu. Porfir porwał tłumoczek i poleciał w stronę gniazda. Pozostałe potwory nie rezygnowały z łupu. Przelatywały tuż nad Rhondą i Dastym, próbując strącić ich z grzbietu smoka. Gdy jeden z nich przelatywał tuż przed pyskiem Denvera, smok wypuścił na niego strumień ognia. Od płomieni momentalnie zajęła się sierść potwora, który z dzikim wyciem zaczął latać we wszystkie strony nim ogień nie przepalił błon nośnych, którymi pokryte były skrzydła i Porfir runął na ziemię. Ta krótka demonstracja sprawiła, że pozostałe stwory stały się nieco ostrożniejsze i utrzymywały bezpieczny dystans. Mimo to znalazło się kilku niezwykle odważnych i natrętnych śmiałków, których spotkał ten sam los co poprzedniego Porfira. Kiedy jednak Denver znalazł się u podnóża Góry Upadku, stało się coś dziwnego. Wszystkie Porfiry jak na komendę wycofały się z szaleńczego pościgu. Najwyraźniej z jakichś powodów nie mogły lub bały się wchodzić na te tereny. Dasty, Rhonda i Denver odetchnęli z ulgą.

– No to potwory mamy z głowy. – westchnął Denver – Czego teraz szukamy?

– Bramy do Królestwa Mroku. – odparła Rhonda i chciała oprzeć się o Dasty'ego, ale Replikant delikatnie ją od siebie odsunął.

– Poplamisz się. – rzekł

Dopiero teraz dziewczyna dostrzegła, że przy lewym barku ma rozerwaną i poplamioną krwią koszulkę.

– Czemu nic nie mówiłeś, że jesteś ranny? – jęknęła Rhonda

– To tylko zadrapanie. Nie ma się czym przejmować. – uśmiechnął się uspokajająco Dasty

– Bardzo krwawisz.

– Wygląda gorzej niż jest w rzeczywistości. A tobie nic nie jest?

– Nie. Ale powinniśmy jak najszybciej wylądować i opatrzyć ci tę ranę. Wygląda poważnie.

– Nie martw się Rhonda. Nic mi nie będzie.

– Słuchajcie, czy ta cała brama to coś świecącego? – spytał nagle Denver

– Tak.

– No to chyba jesteśmy na miejscu.

Pod nimi wznosiła się stroma skalna półka, a nad nią wejście do jaskini, z którego wydobywała się delikatna, pomarańczowa poświata.

– Myślisz, że tam może być przejście? – zastanawiała się głośno Rhonda

– Co nam szkodzi sprawdzić? – Denver zatoczył kółko i powoli opadł na skalny występ.

– Chodźmy sprawdzić czy to brama. – ponaglał Dasty

– Dasty, ale twoja rana... brama mi nie ucieknie, a ty musisz zostać opatrzony. – zaoponowała Rhonda

– Nic z tego słoneczko. Wszystkie rzeczy, które uznaliśmy za przydatne w takiej wyprawie znajdowały się w plecaku, który porwał Porfir. Ale nie przejmuj się, już nie krwawię. Chodźmy. – Dasty wziął Rhondę za rękę i pociągnął za sobą – Idziesz, Denver?

– Zostanę tutaj. – odparł smok – Strasznie tam ciasno, boję się, że utknę w jakimś przejściu.

– Może to i lepiej? Pilnuj wejścia, a w razie czego zawołaj nas. – odparł Dasty, po czym zagłębili się w skalny korytarz rozświetlony tajemniczym światłem.

Z początku nie mogli dojść, skąd właściwie bierze się ten blask, dopóki nie okazało się, że korytarz ostro skręca. Gdy wyszli zza zakrętu, w pierwszej chwili oślepiło ich intensywne, kolorowe światło. Gdy ich oczy przywykły do nowych warunków, zdali sobie sprawę, że stoją w przedsionku obszernej groty wypełnionej wodą. Pośrodku jeziora stała duża brama o topornym, kwadratowym zarysie. Wykonana była z bliżej nie określonej materii do złudzenia przypominającej kryształ. Z daleka wydawało się, że jest on wypełniony płynnym ogniem. Jego wnętrze skrzyło się na czerwono, pomarańczowo i żółto niczym dopalające się w ognisku węgielki, na które się dmucha.

– A więc to tutaj. Przejście do Królestwa Mroku... boję się tam iść Dasty. – westchnęła Rhonda

– Nie masz czego malutka, przecież idę z tobą. Nie będziesz sama. – uśmiechnął się Dasty obejmując ją zdrowym ramieniem – Powiem Denverowi, że wchodzimy do Królestwa Mroku – dodał po chwili kierując się do wyjścia.

Kiedy wrócił, zaczęli się zastanawiać jak głębokie jest jezioro otaczające bramę. Rhonda usiadła na jego brzegu i zamierzała wybadać głębokość ręką. Kiedy jednak dotknęła do wody, w miejscu zetknięcia z dłonią natychmiast przybrała ona postać grubego lodu. Kiedy dziewczyna zabrała rękę, lód natychmiast zniknął. Rhonda zdobyła się na odwagę i postanowiła sprawdzić, czy uda jej się stanąć na tej dziwnej wodzie. Ostrożnie wysunęła do przodu nogę, a kiedy jej stopa spoczęła na twardym lodzie, spróbowała przenieść na nią ciężar ciała. W tym momencie pośliznęła się i nim Dasty zdążył ją złapać, siedziała na powierzchni dziwnego jeziora.

– Ty nie toniesz? – zdziwił się Replikant

– Jakaś dziwna ta woda. Przy zetknięciu z ciałem zamienia się w lód... – odparła Rhonda podnosząc się na nogi.

– I dzięki temu dojdziemy do bramy. – ucieszył się Dasty i nie zastanawiając się, śmiało wkroczył do jeziora.

Szybko się jednak okazało, że w jego przypadku woda nie wykazuje niezwykłych właściwości. Nim Replikant się spostrzegł, znalazł się w lodowatych odmętach jeziora. Na szczęście znajdował się blisko brzegu i szybko wydostał się na bezpieczny ląd. Okazało się, że zadana przez Porfira rana otworzyła się i Dasty na nowo zaczął krwawić. Natychmiast znalazła się przy nim Rhonda.

– Wszystko w porządku? – spytała

– Poza tym, że trochę mnie zmoczyło, tak. – Dasty umyślnie nie wspomniał nic o ranie. Miał nadzieję, że Rhonda nic nie zauważy.

– Co się stało? Myślałam, że utrzymasz się na wodzie!

– Wygląda na to, że jezioro zmienia się tylko dla ciebie. Żeby dostać się do bramy musiałbym tam podpłynąć.

– Mowy nie ma! – zaoponowała Rhonda – Ta woda na pewno jest okropnie zimna, a poza tym musisz być osłabiony przez tę ranę. Widocznie ktoś chciał, żebym sama poszła na tę wyprawę...

– A Denver i ja będziemy tu na ciebie czekać.

– Postaram się wrócić tak szybko, jak będzie to możliwe.

– Powodzenia kruszynko. – uśmiechnął się Replikant

– Dziękuję. – Rhonda podeszła do niego bliżej i przytulili się na pożegnanie.

Dasty bardzo się starał, żeby dziewczyna nie zwróciła uwagi na jego ranny bark. Rhonda jeszcze raz na niego popatrzyła, a on uśmiechnął się pragnąc dodać jej otuchy.

– Będzie dobrze maleńka! Niedługo znów się zobaczymy!

Potem patrzył jak Rhonda ostrożnie wchodzi na jezioro. Szła powoli uważając, by się nie pośliznąć. Mimo to, dość szybko stanęła przed wielką, tajemnicza bramą. Na jej szczycie dostrzegła wyryte słowa „TY, KTÓRY TU WCHODZISZ, ŻEGNAJ SIĘ Z NADZIEJĄ".

– W co ja się pakuję? – pomyślała

Nagle opuściła ją cała odwaga. Bała się tego, co ma się zdarzyć po drugiej stronie. Najchętniej z powrotem wróciłaby na bezpieczny brzeg, gdzie czekał na nią Dasty. Po krótkim namyśle wyciągnęła rękę i położyła dłoń na rozjarzonych wrotach. Brama natychmiast zaczęła się otwierać wpuszczając do groty delikatną mgiełkę. Przed Rhondą ukazała się znajoma, tajemniczo wyglądająca równina. Niebo było całkiem czarne, a jedynym źródłem światła był olbrzymi, złowrogo wyglądający księżyc, którego zimny blask spowijał całą okolicę. Delikatna, srebrzysta mgiełka pokrywająca niemal całą równinę sięgała dziewczynie do pasa tak, że nie widziała co ma pod nogami. Rhonda wzięła głęboki oddech i wkroczyła do tego obcego, zimnego świata. Gdy tylko znalazła się po drugiej stronie, brama zatrzasnęła się za nią z trzaskiem. Dziewczyna powoli ruszyła przed siebie. Z początku jej uwagę zwróciła dziwna, dzwoniąca cisza. Jednak w miarę posuwania się do przodu, do jej uszu zaczęło docierać dziwne dudnienie co jakiś czas urozmaicone mrożącymi krew w żyłach krzykami bólu lub rozpaczy, złowrogim śmiechem i gardłowym warczeniem. Teren po którym szła był nierówny, pełen ostrych, sterczących skał i rozpadlin. Z niektórych szczelin wydobywała się czerwona lub pomarańczowa poświata, która podbarwiała ścielącą się wszędzie mgłę. Rhonda podświadomie wiedziała, że musi czekać aż pojawi się Askalon, ale nie zamierzała stać bezczynnie. Szła więc coraz głębiej w tą pustą, nieprzyjazną krainę. W pewnym momencie z gęstej mgły wyskoczyły trzy Demony. Żaden z nich nie przypominał jednak Askalona. Ich ciała przypominały nagie szkielety pokryte jedynie wysuszoną, brunatną skórą. Były zupełnie pozbawione owłosienia, a także jakichkolwiek cech płciowych. Ich oczy jarzyły się na czerwono, a demoniczne twarze wykrzywiały złośliwe grymasy. Rhonda ze strachem patrzyła na ich dłonie zakończone ogromnymi, prostymi pazurami, które skojarzyły jej się z nożami do cięcia mięsa. Jeden z Demonów odezwał się do niej suchym, gardłowym głosem:

– Czego tu szukasz śmiertelnico? Nie wiesz, że Królestwo Mroku jest zamknięte dla takich jak ty?

– Jezioro mnie przepuściło. – odparła grzecznie Rhonda starając się zachować jak największy dystans od złowrogo wyglądających Demonów

– Jezioro może i tak, ale my na pewno cię nie przepuścimy!

– Mam zadanie do wykonania. Muszę zobaczyć się z jednym Demonem.

– Jak śmiałaś sądzić, że ktokolwiek z rasy Demonów zniży się do kontaktów z takim nędznym robactwem jak ludzie??? – warknął przybysz – Zapłacisz za swoją pychę!

Dwa pozostałe Demony bez ostrzeżenia rzuciły się na Rhondę. Dziewczynie udało się w porę uskoczyć, po czym zrobiła jedyną sensowną rzecz jaka jej została – zaczęła uciekać. Demony natychmiast ruszyły za nią. Na szczęście nie miały skrzydeł, w przeciwnym razie Rhonda nie miałaby szans. Dziewczyna biegła ile sił w nogach mając nadzieję, że nie natrafi na żadną rozpadlinę. Co chwila oglądała się za siebie. Pomimo niezgrabnej budowy Demony szybko się poruszały nieustannie zmniejszając dystans dzielący ich od Rhondy. W pewnym momencie stało się to, czego dziewczyna najbardziej się obawiała. Poczuła jak noga zagłębia jej się w jakiejś rozpadlinie. Nie udało jej się złapać równowagi i upadła na ziemię. „To już koniec" – pomyślała przygotowując się na śmierć. Zamknęła oczy w oczekiwaniu nieuniknionego, w tym momencie jednak usłyszała świst powietrza, a chwilę potem głuche uderzenie o ziemię. Kiedy spojrzała w stronę, skąd dochodził dźwięk, zobaczyła, że stoi nad nią Askalon swoim ciałem osłaniając ją przed trzema Demonami, które wyraźnie były niezadowolone z takiego obrotu sprawy. Warczały gniewnie i odgrażały się, ale nie przystępowały do ataku. Pomimo, że było ich trzech, z jakiegoś powodu bały się Askalona.

– Zdajecie sobie sprawę, że omal nie zabiliście jednej z Wybranych kretyni? – odezwał się do nich Askalon

– Wybrana czy nie to człowiek! A naszym obowiązkiem jest ją zabić! – warknął ten, który wcześniej rozmawiał z Rhondą

– Koniec gadania! Złamaliście zakaz Azatrona! Więc teraz ja wymierzę wam zasłużoną karę! – po chwili cicho wymówił krótką formułę, a Demony momentalnie stanęły w płomieniach.

Ogień błyskawicznie strawił ich ciała, a wiatr rozwiał dopalające się szczątki, które jeszcze przez krótką chwilę jarzyły się na skalistym gruncie, póki nie zamieniły się w popiół. Dopiero teraz Askalon odwrócił się do Rhondy.

– Cześć maleńka. – jego twarz rozjaśnił diaboliczny uśmiech – Przepraszam za to powitanie. Teraz już nic ci nie grozi.

Demon nachylił się i pomógł dziewczynie wstać.

– Kim oni byli? – spytała Rhonda

– To strażnicy Królestwa Mroku, najniżej położona kasta Demonów. Ich zadanie polega na uśmiercaniu wszelkich istot nie należących do naszego świata. Ciebie miały nie ruszać. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że złamią rozkaz Azatrona. Ale jak już mówiłem, teraz jesteś już bezpieczna.

– Kto to jest Azatron?

– Najważniejszy z Demonów. Władca Królestwa Mroku.

– Myślałam, że jest nim sam Szatan? – zdziwiła się Rhonda

– Lucyfer, albo jak wolisz - Szatan to stary znajomy Azatrona. Ale on rządzi w Piekle, a Piekło i Królestwo Mroku to dwa odrębne światy. Niemniej jednak przenikają się nawzajem. Wszak stoimy po tej samej, ciemnej stronie. – odparł Askalon

– Ale nie na tyle ciemnej, żeby przyłączyć się do Behemota. – zauważyła Rhonda

– Boimy się o naszą niezależność, to wszystko. – odparł Askalon – Szczerze mówiąc nie miałbym nic przeciwko porządnemu Armagedonowi. No, ale dość gadania. Zapewne chcesz dostać swój kamień?

– Nie mam nic przeciwko temu. – odparła dziewczyna

– Więc lecimy.

Askalon porwał ją na ręce i wzbił się w powietrze. Leciał coraz wyżej i wyżej, aż nagle przed nimi pojawił się dziwny, czarny tunel. Demon wleciał prosto w czarną otchłań, przez krótką chwilę nastała zupełna ciemność, a Rhonda całkowicie straciła orientację w terenie. Nagle przed nimi ukazał się niewielki plac o sześciokątnym kształcie. Cały wysypany był rozjarzoną, mieniącą się na czerwono i pomarańczowo materią, która skojarzyła się Rhondzie z rozgrzanymi do czerwoności węglami. Co chwila w niebo strzelały czerwone iskry, a na obrzeżach placu płonął ogień.

– Oto Ognista Polana. – poinformował Rhondę Askalon, choć dziewczyna zdążyła się tego domyślić już wcześniej.

– Chcesz tu wylądować? – jęknęła, widząc, że Demon zniża lot

– Właśnie tutaj przekażę ci klucz do Otchłani. Nie bój się o ogień. Nie poparzy cię! – Askalon rozwiał wątpliwości dziewczyny.

Faktycznie, gdy lądowali na polanie, Rhonda nie czuła żaru, a jedynie przyjemne ciepło emanujące od ognia i rozjarzonego gruntu.

– Askalon tu jest niesamowicie! Wspaniały klimat!

– Od początku wiedziałem, że ognista z ciebie laska. – odparł Demon zbliżając się do dziewczyny – Myślę, że możemy przejść do rzeczy.

Askalon stanął tuż za Rhondą tak blisko, że dziewczyna czuła na karku jego oddech.

– Co masz na myśli? – spytała

– Dam ci klucz do Otchłani. – odparł Askalon odsłaniając szyję dziewczyny.

Kiedy musnął wargami jej skórę, Rhonda mimowolnie poczuła podniecenie. Szybko jednak nad nim zapanowała i odsunęła się od Demona.

– Co ty wyprawiasz? – spytała

– To się chyba nazywa gra wstępna. – odparł Askalon – Demony nie potrzebują czegoś takiego, w każdej chwili możemy odbyć akt, ale podobno ludzie sporo czasu poświęcają na rozbudzenie pożądania.

– Co to ma do rzeczy? – zdziwiła się Rhonda – Miałeś tylko dać mi klucz do Otchłani. O żadnym seksie nie było mowy!

Askalon roześmiał się.

– Naprawdę nie zrozumiałaś przekazu swojego snu? – spytał po chwili – Dałem ci wtedy namiastkę tego, co miałaś przeżyć na Polanie. Myślałem, że wiesz co będziesz musiała zrobić.

– Byłam przekonana, że to tylko erotyczny sen. Nie doszukiwałam się w nim żadnych ukrytych znaczeń. – odparła Rhonda – Ale chciałeś mi wtedy powiedzieć, że będę musiała uprawiać z tobą seks?

– Dokładnie.

– Wytłumaczysz mi co to ma wspólnego z kluczem? – nie rozumiała Rhonda

– Nie istnieje żaden fizyczny klucz otwierający wrota Otchłani. – wyjaśnił Askalon – Dla ludzi to miejsce jest niedostępne. Może się tam dostać jedynie ten, kto współżył z Demonem. I to nie może być byle jaki Demon. Musi przynależeć do jednej z wyższych kast.

– To znaczy że...

– Seks jest tym kluczem o którym ci mówiłem. Nie masz wyjścia maleńka. Jeśli chcesz zdobyć swój kamień, musisz mi się oddać.

Rhonda przez chwilę przyglądała się Askalonowi. Wysoki i potężny górował nad nią wzrostem i wprost przytłaczał swoją męskością. Dzikie spojrzenie jego żółtych oczu było obietnicą niezapomnianych wrażeń. Pomysł, aby spędzić z nim kilka gorących chwil nagle wydał jej się niezwykle pociągający. Stanęła naprzeciwko Askalona i patrząc w jego niepokojące oczy, odezwała się:

– Jak powiedziałeś na spotkaniu w moim śnie? Demony nie tracą czasu na gadanie?

– Zgadza się. Od razu przechodzimy do rzeczy. – odparł Askalon bez skrępowania patrząc na jej głęboko wcięty dekolt

– Więc na co czekasz?

Nie musiała dłużej go zachęcać. Demon nachylił się i pocałował ją. Kiedy dotknął wargami jej ust, dziewczyna poczuła że dzieje się z nią coś dziwnego. W jednej chwili zawładnęła nią dzika żądza. Tak silnego podniecenia nie odczuwała nigdy wcześniej.

Rhonda zupełnie przestała myśleć, momentalnie wyzbyła się wszelkich wątpliwości, czy powinna oddawać się siłom ciemności. Bo w końcu Askalon należał do tej ciemnej strony. W tej chwili nie miało to jednak absolutnie żadnego znaczenia. Dziewczyna pragnęła tylko jednego: by zaspokoił trawiący ją ogień pożądania. Była na to gotowa nawet bez gry wstępnej. Przywarli do siebie, zatopieni w niezwykle namiętnym pocałunku. Dłonie Askalona błyskawicznie wdarły się pod jej ubranie i zaczęły torować sobie drogę do rozgrzanej skóry. Rozgorączkowana Rhonda pieściła jego klatkę piersiową, a dotyk gorącej skóry Askalona sprawiał, że przez ciało dziewczyny przebiegały rozkoszne dreszcze. Poczuła jak Demon próbuje zerwać z niej biustonosz, więc na chwilę wyswobodziła się z jego objęć i szybko pozbyła się zbędnej odzieży. Stała przed Askalonem zupełnie naga, ale nie czuła żadnego skrępowania – wręcz przeciwnie – w oczach Demona dostrzegła wyraz uznania. Widziała, że podoba mu się jej ciało i była dumna z tego, że jest pożądana. Rhonda doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest bardzo atrakcyjną kobietą i uwielbiała napawać się tą mocą, która sprawiała, że mężczyźni byli gotowi zrobić dla niej wszystko, byle tylko zakosztować rozkoszy jej ciała. Tym razem jednak nie miała do czynienia ze zwykłym mężczyzną, ale z niezwykle pociągającym, demonim kochankiem. Patrzyła jak Askalon podąża ku niej, jednocześnie pozbywając się czarnej przepaski na biodrach. Gdy zobaczyła co ona skrywa, ugięły się pod nią nogi. „Boże, jaki on wielki! Czy ja dam radę zmieścić go w sobie?" – pomyślała z niepokojem patrząc na ogromnego penisa.

– Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. – uspokoił ją Askalon najwyraźniej wyczuwając jej niepokój

Potem przygarnął ją do siebie i ponownie zatracili się w dzikiej namiętności. Askalon całował i kąsał Rhondę po szyi, ugniatał i ssał jej pełne piersi, a dziewczyna bardzo namiętnie odwzajemniała jego pieszczoty. Podczas gdy jej wargi pieściły szyję i klatkę piersiową Demona, niespokojne dłonie wędrowały po jego plecach i torsie. Askalon przysunął się do niej tak blisko, że niemal stykali się ciałami. Dziewczyna wyraźnie czuła jak jego prężący się członek powoli wsuwa się pomiędzy jej nogi. Pomimo, że dopiero zaczęli się kochać, Rhonda była już rozpalona niemal do białości i jedyne, czego pragnęła, to fizyczne zaspokojenie. Demon widział że dziewczyna jest już gotowa do jego przyjęcia, lecz mimo wszystko postanowił nie przerywać gry wstępnej. Uklęknął przed Rhondą i zaczął całować jej brzuch. Z każdym pocałunkiem schodził coraz niżej, aż w końcu dziewczyna poczuła w sobie jego język. Askalon uniósł jej nogę i oparł ją sobie na ramieniu, żeby mieć lepszy dostęp do najczulszych stref ciała Rhondy. Dziewczyna przymknęła oczy i oparłszy się o Demona, z wyraźną rozkoszą poddawała się jego zabiegom. Czuła tak silne podniecenie, że zaczynało ją to już męczyć. Rozpalone ciało coraz silniej domagało się spełnienia. „Dość tego!" – krzyknęło coś w jej głowie – „Dłużej już tego nie zniosę!" – dziewczyna niespodziewanie wyrwała się zaskoczonemu Askalonowi, po czym pchnęła go tak, że znalazł się na rozjarzonym gruncie. Jego erekcja wskazywała na to, że podobnie jak Rhonda jest gotów dopełnić aktu głównego. Dziewczyna doskoczyła do Askalona i usiadła na nim okrakiem. Poczuła jak jego ogromny członek zagłębia się w gorącej otchłani jej ciała. Jęknęła z rozkoszy i odchyliwszy do tyłu głowę, zaczęła poruszać biodrami – z początku powoli i ostrożnie, a potem coraz szybciej i gwałtowniej. W pierwszej chwili Askalon zaskoczony był takim obrotem sprawy – nie spodziewał się, że ma do czynienia z tak temperamentną kobietą, kiedy jednak Rhonda zaczęła go ujeżdżać, całkowicie zatracił się w niesamowitych doznaniach fizycznych. Coraz głośniejsze jęki dziewczyny mówiły mu, że za chwilę będzie szczytować. Sam też czuł, że za chwilę osiągnie orgazm. Rhonda poruszała się z coraz większą gwałtownością, jej smukłe ciało wyginało się w spazmach zmysłowej rozkoszy, a oddech był szybki i urywany. Demon przymknął oczy i poczuł wzbierającą falę rozkoszy, która całkowicie wypełniła jego świat. Jego jęk zgrał się z krzykiem szczytującej Rhondy. Tego wieczoru dziewczyna przeżyła orgazm silniejszy niż kiedykolwiek przedtem. Kiedy było po wszystkim, wyczerpana opadła obok Askalona.

– To dopiero było coś! – westchnęła spoglądając w stronę Demona – Możemy to powtórzyć?

– W każdej chwili. – odparł Askalon – Ale obawiam się, że teraz nie będziesz w nastroju do kolejnych erotycznych igraszek.

– A to dlaczego?

– Bo teraz nastąpi...

Askalon przerwał w pół zdania gdyż Rhonda nagle zwinęła się z bólu, a z jej gardła wydarł się krzyk. W jednej chwili świat dziewczyny wypełnił niesamowity, obezwładniający ból, który momentalnie pozbawił ją sił. Rhonda czuła się tak, jakby coś rozrywało ją od środka, i jednocześnie jakby ktoś wbijał w nią miliony rozgrzanych do białości ostrzy. Była przerażona gdyż nie wiedziała co się z nią dzieje? Nigdy wcześniej nie czuła tak potwornego bólu i była przekonana, że umiera. Widziała, że Askalon coś do niej mówi, ale nic nie słyszała bo zagłuszała go własnym krzykiem. Przed oczami pojawiły jej się mroczki zwiastujące utratę przytomności. „Masz za swoje! To zapłata za seks z Demonem." – pomyślała Rhonda nim całkiem pochłonęła ją miłościwa nieświadomość.

***

Dasty i Denver siedzieli na skalnej półce, naprzeciwko wejścia do groty, w której znajdowała się brama do Królestwa Mroku. Minęło ładnych parę godzin od momentu kiedy przemoczony Replikant wyłonił się z wnętrza jaskini. Z pomocą smoka, Dasty'emu udało się rozpalić ognisko i teraz obaj grzali się w jego cieple. Górę Upadku spowijała ciemność, rozpraszana jedynie przez łunę bijącą od przejścia do Królestwa Mroku i ciepły blask trzaskającego wesoło ognia.

– Dasty jestem głodny jak cholera. Może polecę coś upolować? – jęknął Denver – Ty też byś na tym skorzystał, bo przyniósłbym ci jakieś mięsko.

– Nie wiem, czy udałoby ci się je przenieść przez terytorium Porfirów. – odparł Dasty – A poza tym nie jestem głodny. Ale jeśli chcesz, to leć na polowanie. Mieliśmy sporo prowiantu, tyle że wszystko było w tym plecaku, który porwał Porfir...

– Dobrze się czujesz? – spytał Denver słysząc zrezygnowany głos Dasty'ego

– Tak. Jestem tylko trochę zmęczony. – odparł Dasty

– Nie wyglądasz najlepiej.

– To ramię boli mnie jak cholera. Niby zwykłe zadrapanie, a nieźle daje się we znaki.

– To nie jest zwykła rana. – odparł Denver – Uważam, że powinieneś lecieć z tym do lekarza. Mogę cię stąd zabrać.

– Dziękuję Denver, ale lepiej zaczekajmy na Rhondę. Nie ma jej już parę godzin, mam nadzieję, że niedługo wróci. Wystraszyłaby się gdyby nas nie było. Obiecałem jej, że będę na nią czekał.

– Nie wiadomo ile jej się zejdzie, a twój stan może się diametralnie pogorszyć.

– Obiecuję ci, że jeśli poczuję się gorzej, natychmiast dam ci znać. – odparł Dasty – A teraz przestań się martwić i leć znaleźć sobie coś do jedzenia.

– Jesteś pewien, że chcesz tu zostać?

– Nie martw się, dam sobie radę. Tylko uważaj na siebie!

– Spoko staruszku! Ani się obejrzysz, a będę z powrotem! – Denver przeciągnął się i rozprostował skrzydła.

Następnie zeskoczył ze skalnej półki, a kiedy pod ogromnymi skrzydłami wytworzyła się siła nośna, błyskawicznie wzbił się w górę. Kiedy Dasty został sam, powoli oparł się o chłodną skałę. Nie był szczery z Denverem co do stanu swojego zdrowia. Tak naprawdę czuł się fatalnie. Rozległa rana pulsowała ostrym bólem, ale nie to było najgorsze. Dasty'ego przerażał fakt, że z każdą chwilą staje się coraz słabszy. Pomimo żaru bijącego od ogniska, przez jego ciało przebiegały fale dreszczy. Czuł się coraz bardziej rozbity, bolały go wszystkie kości i mięśnie, zupełnie jakby brał udział w sporej bijatyce. Doskonale wiedział co to oznacza. Rana zadana przez Porfira zaowocowała szybko rozwijającą się infekcją. Denver miał absolutną rację – Dasty powinien jak najszybciej znaleźć się pod opieką lekarza, lub zrobić sobie kurację Ogniem Życia. Niestety, tabletki zawierające skondensowaną dawkę płomieni z ogonów Ognistych Wilków, podobnie jak prowiant zostały w plecaku zabranym przez Porfiry. W tej chwili Dasty mógł jedynie liczyć na szybki powrót Rhondy. Miał nadzieję, że dziewczyna już znalazła swój kamień i lada moment pojawi się z powrotem na Górze Upadku. Starał się nie dopuszczać do siebie myśli, że Rhonda może wcale nie wrócić z tego mrocznego, pełnego tajemnic świata. Gdy tylko ogarniały go takie czarne myśli, natychmiast ostro przywoływał się do porządku i wmawiał sobie, że kamień na pewno nie wybrałby miejsca, które byłoby tak niebezpieczne, że dotarcie do niego groziłoby śmiercią. Z rozmyślań wyrwał Dasty'ego krótkotrwały przypływ przeszywającego bólu. Replikant przytulił policzek do zimnej skały, której chłód przyniósł mu chwilową ulgę. Był coraz słabszy. Powoli osunął się na ziemię i zapadł w niespokojny, gorączkowy sen.

***

Rhonda powoli wynurzyła się z otaczającej ją ciemności. Jej świadomość leniwie budziła się z letargu i z początku dziewczyna była totalnie zdezorientowana gdy otworzyła oczy i zobaczyła, że leży na ciepłym gruncie, rozjarzonym ognistym blaskiem. Chwilę potem przypomniała sobie wydarzenia, które doprowadziły ją do tego miejsca. Atak strażników Królestwa Mroku, pojawienie się Askalona, niesamowity seks z Demonem, a potem okropny, pozbawiający przytomności ból... Rhonda nie wiedziała jak długo była nieprzytomna. Nim straciła świadomość jej ciało pulsowało rozrywającym bólem, zupełnie jakby stanowiło jedną, otwartą ranę. Teraz jednak dziewczyna czuła się zupełnie inaczej: wypoczęta, przepełniona energią, a jej wyostrzone zmysły wychwytywały niesamowity, wręcz magiczny klimat otoczenia. Jednocześnie była bardzo niespokojna, coś w jej wnętrzu nakazywało jej jak najszybciej wrócić do Strefy I. Nie mogła zrozumieć skąd bierze się ten wewnętrzny instynkt. Uniosła głowę by rozejrzeć się za Askalonem i niemal natychmiast natrafiła na jego spojrzenie. Leżał tuż obok niej, jakby czekając aż odzyska przytomność.

– Teraz już nie mam żadnych wątpliwości, że jesteś jedną z nas maleńka. – odezwał się, gdy uchwycił jej spojrzenie.

– O czym ty mówisz? – nie zrozumiała Rhonda podnosząc się na nogi

Od razu zaznała dziwnego uczucia, że ma na plecach jakiś dodatkowy ciężar, a kiedy sięgnęła ręką, by sprawdzić co się zmieniło, jej dłoń natrafiła na ciepłą, gładką w dotyku powierzchnię. Dziewczyna odwróciła głowę i zobaczyła, że tuż nad łopatkami wyrosła jej para ogromnych, czarnych skrzydeł, niemal identycznych jak skrzydła Askalona. „To musi być jakaś iluzja" – pomyślała dziewczyna szczypiąc się w jedno z nich. Natychmiast poczuła ból. Spróbowała poruszyć skrzydłami z nadzieją, że jej się to nie uda, ale ku jej zaskoczeniu natychmiast rozpostarły się szeroko, poruszane dodatkowymi mięśniami i ścięgnami, których kiedyś nie było w jej ciele. To nie był koniec szokujących odkryć. Okazało się, że Rhondzie wyrosły nie tylko skrzydła, ale i ogon. Był długi, smukły, a jego koniec kształtem przypominał błyskawicę.

„To twoje nowe wcielenie." – Rhonda usłyszała głos Askalona, choć nie zauważyła, żeby Demon poruszył ustami. Szybko zdała sobie sprawę, że to musi być telepatia. Chwilę potem ujrzała siebie oczami Askalona. Najwyraźniej Demon potrafił na tyle dobrze posługiwać się telepatią, by bez trudu przesłać jej obrazy tego, co widzi w danym momencie. Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła na Demonicę, która miała jej ponętną figurę, piękne rysy twarzy, długie, kręcone włosy... na tym jednak podobieństwa się kończyły. Demonica miała jasne, zielonożółte oczy, które znakomicie kontrastowały z ciemnymi lokami, a żywoczerwone usta zdawały się zapraszać do pocałunków. Jej skóra nie była już biała, lecz przybrała ciemny, szaroniebieski odcień.

– Coś ty ze mną zrobił?!? – krzyknęła spanikowana – Stałam się Demonem!

– Raczej śliczną Demonicą. Mówiłem, że pasujesz do Królestwa Mroku. – uśmiechnął się Askalon

– To nie jest śmieszne! Przecież nie mogę się tak pokazać w Strefie I, nie mówiąc już o świecie, z którego pochodzę!!!

– Uspokój się Rhonda...

– Jak mam być spokojna? Nie uprzedziłeś mnie, że stanę się taka jak ty!!!

– Dasz mi wreszcie dojść do słowa, czy nie? – odparł nie zrażony Askalon

– Trochę za późno na wyjaśnienia, ale słucham. Co chcesz mi powiedzieć?

– Przestań się złościć, bo twoja metamorfoza jest tylko tymczasowa. Kiedy przekroczysz bramę do Strefy I, na powrót staniesz się człowiekiem.

– No to całe szczęście. – uspokoiła się Rhonda

– Jeśli jednak kiedykolwiek znowu pojawisz się w Królestwie Mroku, znowu przybierzesz swoją demoniczną postać.

– Chyba się na to nie zdecyduję, skoro przy każdej przemianie mam przeżywać tak silny ból.

– O to nie musisz się martwić. Tylko pierwsza metamorfoza jest tak bolesna. Następne nie powodują już cierpień, a im więcej razy się przemieniasz, tym przemiana zachodzi szybciej. – tłumaczył Rhondzie Askalon

– To w takim razie może cię odwiedzę. – uśmiechnęła się do niego Rhonda – Nie miałabym nic przeciwko temu by powtórzyć nasz namiętny akt.

– Czemu nie mielibyśmy tego zrobić teraz? – Askalon zbliżył się do Rhondy

– Nie jestem spokojna. Od momentu gdy się przebudziłam czuję, że powinnam jak najszybciej wrócić do Strefy I. Nie mam pojęcia co się dzieje, ale jakiś wewnętrzny głos cały czas dyktuje mi pośpiech.

– Skoro tak czujesz, to nie ma co zwlekać. Niektóre Demony mają silnie rozwiniętą intuicję. Jeśli coś każe ci się spieszyć, to znaczy, że jest ku temu powód. Powinniśmy jak najszybciej dostać się do Otchłani.

– Ty też miewasz takie przeczucia?

– Ja nie, ale moja siostra Xafona jest niezła w te klocki. A przed moim ojcem to już zupełnie nic się nie ukryje. Dzięki swojej intuicji osiągnął najwyższy status w rodzie Demonów.

– Czy to znaczy, że twoim ojcem jest Azatron?

– W rzeczy samej. Miałaś okazję kochać się z księciem Królestwa Mroku. Dzięki mnie należysz teraz do Elity. Żaden Demon niższej rangi ci nie podskoczy.

– Skąd ta pewność? Jak rozpoznają, że należę do wyższych sfer?

– Po pierwsze: po twoim wyglądzie. Demony stojące wysoko w hierarchii należą do najbardziej urodziwych choć oczywiście zdarzają się wyjątki od tej reguły. Po drugie ty nosisz symbol rozpoznawczy królewskiej rodziny. – Askalon podszedł do Rhondy i zdjął jej z głowy niewielki diadem wykonany z mieniącej się różnymi kolorami skały wulkanicznej. – Każdy, kto zobaczy tę koronę, będzie wiedział, że jesteś jedną z nas.

– Czemu ty nie masz korony? – zdziwiła się Rhonda

– Mam. Ale bardzo rzadko ją pokazuję. Wolę radzić sobie bez pomocy rodzinnego statusu. Ty też możesz sprawić, że twoja korona będzie niewidoczna, ale ponieważ jesteś tu po raz pierwszy, bezpieczniej będzie jak ją pokażesz.

– Askalon czegoś tu nie rozumiem. Poprzez seks nadałeś mi status Elity. Czy to znaczy że każda Demonica z którą się prześpisz, też uzyskuje znak rozpoznawczy królewskiej rodziny?

– Nie. Każdy Demon może przekazać swój status rodzinny komu tylko zechce, ale musi to być świadoma decyzja. Sam seks nie załatwia sprawy. Kiedy się z tobą kochałem, wymówiłem prastarą formułę dzięki której stałaś się księżniczką Królestwa Mroku. A teraz mam coś dla ciebie. – Askalon podniósł z ziemi niewielkie zawiniątko.

Okazało się, że to zestaw wyzywającej, niezwykle seksownej odzieży, na który składały się: czarny, bogato zdobiony gorset z głębokim dekoltem ledwo zakrywającym piersi i połączony z pasem do pończoch, koronkowa bielizna, czarne pończochy i wysokie buty na szpilkach.

– Skąd to masz? – spytała Rhonda

– To ciuchy mojej siostry, ale uznałem, że doskonale będą do ciebie pasować. Skoczyłem po nie kiedy przechodziłaś transformację. – odparł Askalon

– Nie są za bardzo wyzywające? – wyraziła swoje wątpliwości Rhonda

– Uwierz mi, tym strojem nikogo nie zszokujesz. Załatwiłem te ciuchy tylko dla twojego komfortu psychicznego. Wiele Demonic w ogóle nie nosi odzieży.

– No dobra. Zaraz się przekonamy, czy w ogóle zmieszczę się w to wdzianko.

Rhonda szybko nałożyła ubranie, które pasowało na nią jakby było szyte na miarę. Dziewczyna musiała przyznać, że świetnie się w nim czuje. W ogóle przypadła jej do gustu ta nowa, demoniczna tożsamość, która znakomicie komponowała się z jej żywiołowym charakterem i ogromnym temperamentem.

– Wyglądasz jakbyś urodziła się w tych ciuchach. – odezwał się Askalon

– Tak też się czuję. – dziewczyna zbliżyła się do niego – Askalon mogę zadać ci jedno pytanie?

– Jasne.

– Widzisz, jedna rzecz nie daje mi spokoju. Dlaczego pomagasz mi zdobyć mój kamień?

– Nam, Demonom zależy na tym abyście pokonali Behemota.

– I właśnie tego nie mogę zrozumieć. Przecież Demony stoją po stronie zła więc chyba powinniście pomagać właśnie jemu.

– Nic podobnego. – odparł Askalon – Nie chcemy dopuścić do tego, by Behemot przejął władzę nad światem bo wtedy zawładnąłby też nami. Demony są istotami niezależnymi, nie znieślibyśmy nad sobą żadnej władzy. Dlatego nie zamierzamy mu pomagać. Wręcz przeciwnie – zrobimy wszystko co w naszej mocy aby nie dopuścić do jego powstania.

– Dobrze wiedzieć, że nie będziecie wchodzić nam w drogę.

– Powiem więcej: będziemy wam pomagać! Oczywiście z czysto egoistycznych pobudek, ale zawsze to coś! – roześmiał się Askalon

– Według motta „Wszyscy myślą tylko o sobie, tylko ja myślę o mnie." co? – również roześmiała się Rhonda

– Coś w tym rodzaju.

– To jak, zaprowadzisz mnie do Otchłani?

– Wedle życzenia. – Askalon rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze.

Rhonda poszła za jego przykładem. Pomimo, że nigdy wcześniej nie latała – nie licząc tego popołudnia w hali antygrawitacyjnej – to doskonale radziła sobie z koordynacją ruchów i zmianami kierunków. Latanie było dla niej tak oczywiste, jakby robiła to od dziecka. Askalon narzucił szybkie tempo, jednak dziewczyna bez trudu dotrzymywała mu kroku. Napawała się tą zawrotną szybkością, poczuciem wolności, które towarzyszyły lataniu. Nagle Askalon zaczął zniżać lot, więc Rhonda podążyła jego śladem. Ponieważ ziemię spowijała gruba warstwa mgły, dziewczyna nie była w stanie dostrzec co znajduje się pod nimi. Całkowicie zdała się na Askalona, który leciał pewnie, jakby doskonale wiedząc gdzie się kierować.

– No maleńka, przed nami wejście do Otchłani. Przygotuj się na zmianę scenerii.

– Gdzie ty widzisz... – Rhonda urwała w pół zdania, gdyż delikatny wietrzyk rozwiał ścielącą się na ziemi mgłę odsłaniając ogromną, ziejącą, czarną dziurę.

Wyglądała jakby była pozbawiona dna. Dziewczynie nie bardzo podobał się pomysł by wlecieć w tę czeluść, jednak Askalon zręcznie zanurkował w powietrzu i po chwili pochłonęła go ciemność. Rhonda podążyła jego śladem. Przez jakiś czas leciała na wyczucie mając nadzieję, że nie zderzy się z jakąś skałą. Z przodu usłyszała głos Askalona:

– No jak tam Rhonda? Nadążasz?

– Jeszcze na nic nie wpadłam. Długo jeszcze będziemy tak lecieć na ślepo?

Jakby w odpowiedzi na jej pytanie, w oddali zamajaczyło błękitne światło. Na jego tle dziewczyna dostrzegła sylwetkę lecącego przed nią Askalona. Po chwili oboje wlecieli do ogromnej groty oświetlonej niezwykłym, błękitnym światłem emitowanym przez różnej wielkości kryształy wystające ze ścian i sufitu pomieszczenia. W pieczarze aż roiło się od Demonów i Demonic rozmaitej maści, rozmiarów i kształtów. Niektóre były niezwykle urodziwe i pociągające, inne szpetne i odrażające. Rondę zaskoczyła ta różnorodność ich rozmiarów i kształtów. Część z nich miała niemal ludzkie kształty, inne stanowiły połączenie cech ludzkich i zwierzęcych, a jeszcze inne nie poddawały się żadnej klasyfikacji. Niektóre były ucieleśnieniem najgorszych ludzkich koszmarów. Wszystkie zwróciły wzrok na nią i Askalona. Ich żółte, zielone i czerwone oczy połyskiwały złowrogo w ciemności, jednak żaden z Demonów nie odezwał się ani słowem, gdy nad nimi przelatywali. Askalon wylądował pośrodku ogromnej sali, a Rhonda poszła za jego przykładem. Dostrzegła pożądliwe spojrzenia niektórych Demonów, lecz udawała, że w ogóle ich nie zauważa. Askalon chyba też widział jakie zainteresowanie wzbudziła jego towarzyszka, gdyż zerkał groźnie w kierunku śmiałków, którzy próbowali zainteresować sobą dziewczynę. Nagle tuż przed nimi wylądował ogromny Demon o ludzkim ciele i wilczej głowie.

– Askalon dawno cię u nas nie było! – zagadnął – Skąd wytrzasnąłeś taką szałową laskę? – spojrzał z uznaniem na Rhondę – Zabawimy się skarbie?

– Wolnego Asyx! – zastopował go Askalon po czym przedstawił dziewczynie swojego znajomego – Rhonda to mój stary kumpel Asyx. Asyx, poznaj Rhondę.

– Całuję rączki. – odparł Asyx podając dziewczynie rękę – Co innego też bym chętnie pocałował... Ulotnisz się ze mną na chwilę?

– Może innym razem. – odparła Rhonda nieco zaskoczona tą bezpośredniością.

Szybko jednak zdała sobie sprawę z tego, że przecież Demony nie mają żadnych zahamowań i są niezwykle otwarte jeżeli chodzi o jakiekolwiek kontakty damsko-męskie. Nie chcąc wyjść na autsajderkę, podeszła bliżej do Asyxa i zmysłowym ruchem przesunęła dłoń po jego muskularnym torsie.

– Teraz jestem trochę zajęta, ale jak wypełnię swoje zadanie, to bardzo chętnie poświęcę ci trochę czasu... – rzekła

– Będę czekał. – roześmiał się Asyx – A cóż takiego pilnego zaprząta twoją śliczną główkę?

– W tej grocie znajduje się pewien magiczny kamień. Muszę go znaleźć.

– Więc ty jesteś jedną z Wybranych? – zdziwił się Asyx

– Wybrani? – przez salę przebiegł pomruk zdziwienia – Ona należy do ludzkiego gatunku?

– W tej chwili jest jedną z nas. – odparł Askalon widząc nienawistne spojrzenia Demonów obecnych na sali – Rozprawię się z każdym, kto spróbuje jej zaszkodzić, zrozumiano?

Przez grotę przebiegł pomruk niezadowolenia.

Rhonda wciąż czuła na sobie spojrzenia Demonów, jednak w tej chwili nie wyrażały one zaciekawienia, lecz otwartą wrogość. Poczuła się nagle bardzo niepewnie. Spojrzała na Askalona.

– Zachowaj spokój. – szepnął jej na ucho, po czym głośniej dodał: – No co się tak gapicie? Gardzicie ludźmi, ale zapomnieliście chyba, że to właśnie oni mają na tyle dużą władzę, by uchronić nas przed zniewoleniem! Nie my, lecz oni mogą pokonać Behemota! Chcecie przez resztę swojego życia być jego nędznymi niewolnikami?

– To przez nich Behemot odzyskuje siły! – odezwała się niezwykle urodziwa Demonica

– Nie bądź taka porywcza kotku! – odparła twardo Rhonda – Ludzie nie są idealni, ale siłą Behemota jest negatywna energia. Nie powiesz chyba, że Wy – Demony nie maczaliście palców w jego powrocie?

– Jak śmiesz? – warknęła Demonica podchodząc do Rhondy. Jej siarkowożółte oczy patrzyły na nią gniewnie. – Gdybyś nie nosiła Królewskiej Korony inaczej bym z tobą pogadała...

– Proszę bardzo. Jeśli ci coś nie pasuje, możemy załatwić to od razu. – odparła hardo Rhonda.

Uznała, że w tej sytuacji musi zachować spokój, zimną krew, a przede wszystkim trzymać fason. Była trochę zła na Askalona, że nie uprzedził jej o tym, że Demony są tak źle nastawione do ludzi. Może gdyby to zrobił, wiedziałaby jak ma dalej postępować, a tymczasem miała w głowie straszną pustkę. Mimo to postanowiła przekonać do siebie te nieprzyjazne ludziom istoty.

– Posłuchajcie, szukanie winnych nic nam nie pomoże. Behemot odzyskuje swoje siły i za wszelką cenę będzie chciał zawładnąć światem. Nie prosiłam się o to, by zostać wybraną do walki z tym potworem, podobnie jak szóstka pozostałych ludzi, z którymi znalazłam się w Świecie Wyobraźni. Ale skoro już nas tu ściągnęli, zamierzamy zrobić wszystko, by go załatwić. Skoro poprzednim razem się to udało, teraz też damy radę! Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie łatwe, ale mam nadzieję, że nie będziemy działać sami. Wiem, że Wy – Demony jesteście istotami niezależnymi i nie potrafilibyście znieść nad sobą żadnej władzy. Gdyby Behemot przejął władzę nad światem, z pewnością zrobiłby wszystko, byście byli na jego usługach. To chyba niezbyt przyjemna perspektywa dla Demona? – spytała Rhonda

– Nie dalibyśmy mu się podporządkować! Za kogo ty nas masz? – krzyknął ktoś z tłumu

– Myślicie, że Behemot będzie was pytał o zdanie? Jeśli ktoś będzie mu się stawiał, to go po prostu unicestwi. Postawiłby was przed wyborem: śmierć lub poddanie. Jednak razem możemy go pokonać!

– Próbujesz nas wciągnąć w waszą wojnę?

– Chyba nie myślisz, że damy się wciągnąć w takie bagno!

– Wolicie być nędznymi oportunistami? – z głębi groty rozległ się spokojny i władczy głos

Wszystkie Demony obecne na Sali odwróciły się w stronę skąd dochodził. W głębi groty znajdowało się podwyższenie, na którym – jak się domyśliła Rhonda zasiadały Demony najwyższego pochodzenia. W tej chwili stanął na nim potężnie zbudowany Demon o groźnym wyglądzie. Choć Rhonda nigdy wcześniej nie widziała Azatrona, zdała sobie sprawę z tego, że właśnie ma okazję podziwiać samego Króla Demonów. Rozpoznała go po pięknej, połyskującej koronie ze skały wulkanicznej, a poza tym był on bardzo podobny do Askalona, tyle że o wiele potężniejszy i bardziej władczy. Jego skóra miała szarogranatowy odcień, a żółte oczy o bystrym spojrzeniu zdawały się prześwietlać wszystko na wskroś. Od jego postaci emanował wręcz przytłaczający autorytet, który onieśmielał pozostałe Demony. W grocie nagle zapadła cisza. Nikt się nie odzywał. Najwyraźniej wszyscy czekali na to, co ma do powiedzenia Azatron. A on powiódł wzrokiem po sali, aż jego spojrzenie zatrzymało się na Rhondzie.

– Rhonda podejdź do mnie.

Dziewczyna posłusznie ruszyła w kierunku podwyższenia, a pozostałe Demony rozstąpiły się by zrobić jej przejście. Kiedy Rhonda stanęła naprzeciwko Azatrona, ten przez chwilę przyglądał jej się z ciekawością, po czym uśmiechnął się do niej.

– Gdybym nie wiedział, że byłaś człowiekiem, nigdy bym na to nie wpadł. Pasujesz do naszego świata.

– Wyglądam jak Demon, ale co z tego, skoro pozostali członkowie tej społeczności nie akceptują mnie ze względu na moje pochodzenie? Dla nich jestem kimś gorszym. – odparła Rhonda

– My, Demony faktycznie nie przepadamy za ludźmi, ale ty nie jesteś już człowiekiem. Askalon zrobił z ciebie najprawdziwszą Demonicę czystej krwi i podarował ci status królewskiej rodziny po to, byś mogła odnaleźć swój kamień, lecz także chciał dać ci dodatkową siłę w walce z Behemotem. Przynależność do elity Demonów daje ci władzę nad tymi niżej położonymi. – odparł Azatron

– Jak na razie nie bardzo chcą mnie słuchać.

– Bo wyczuwają w tobie niepewność. Musisz być dumna i pewna siebie. Nauczysz się tego, a tymczasem ja sam z nimi porozmawiam. – teraz Azatron zwrócił się do Demonów zgromadzonych w grocie: – Wiem, że nie podoba wam się to, że Rhonda była człowiekiem. Powtarzam, to już czas przeszły. Mój syn uczynił z niej najprawdziwszą Demonicę, której status wskazuje na przynależność do najwyższej kasty Demonów. Sam nie darzę ludzi szczególną miłością, ale wierzcie mi, ta mała i pozostała szóstka Wybranych zasługują na najwyższy szacunek gdyż dzięki nim świat ma szansę pozostać takim, jakim jest teraz. Jeśli Behemot dorwałby się do władzy, zamieniłby nasze życie w prawdziwy koszmar! Byłoby tak, jak przedstawiła wam to Rhonda. Albo stalibyśmy się jego sługusami, albo by nas wykończył. Kiepski wybór, prawda? Wybrani mają za zadanie nie dopuścić Behemota do władzy i zrobią to dla ogólnego dobra, także i naszego. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie to proste zadanie i sami ludzie mogą mu nie podołać. Dlatego dla dobra nas wszystkich powinniśmy się zjednoczyć i walczyć po tej samej stronie. We wcześniejszej dyskusji padły tu słowa, że Behemot odzyskuje swoje siły przez ludzi. Takie zganianie winy na innych jest tylko stratą czasu, bo w rzeczywistości wszyscy mamy swój udział w produkowaniu negatywnej energii, która stanowi ulubioną pożywkę tego potwora. Powtarzam: nie walczmy teraz między sobą. Powinniśmy działać razem z ludźmi, Hormonami, Interanami i z każdą rasą, która będzie miała na tyle odwagi by przeciwstawić się Behemotowi. Razem rozpieprzymy go w drobny mak! Pomóżmy Wybranym choćby po to, żeby mieć satysfakcję ze zwycięstwa! I dla naszej wolności i niezależności!

Po grocie przeszedł szum podnieconych głosów, a potem ktoś krzyknął:

– Dobra jest! Za wolność poświęcę wszystko!

– Precz z Behemotem!

– Pokażemy mu na co stać Demony!

Podczas gdy w grocie co chwila rozlegały się podobne okrzyki, Azatron uśmiechnął się do Rhondy.

– Widzisz? Teraz już nie będą kwestionować twojego pochodzenia. Możesz poszukać swojego kamienia.

Wylądował przy nich Askalon.

– Wiesz gdzie dokładnie on się znajduje? – spytał

– Nie mam zielonego pojęcia.

Powoli rozejrzała się po grocie, aż jej wzrok zatrzymał się na niewielkim, ciemnym i tajemniczo wyglądającym otworze w ścianie jaskini. Wokół niego ze ścian i podłogi sterczały kryształy, z których sączyło się delikatne, błękitne światełko. Gdy dziewczyna spojrzała w to miejsce, wewnątrz otworu kilka razy rozbłysło dość silne, żółto-pomarańczowe światło. Rhonda już wiedziała, że to kamień sygnalizuje swoją obecność.

– Chyba go mam.

Dziewczyna podeszła do otworu i dłonią namacała jakiś ciepły przedmiot przyczepiony do łańcuszka. Gdy tylko go dotknęła, natychmiast rozbłysnął żółto-pomarańczowym światłem, dzięki czemu Rhonda mogła mu się przyjrzeć. Trzymała w dłoni niewielki, około czterocentymetrowy kamień w kształcie błyskawicy. Wyglądał jakby wypełniała go żarząca się materia, która rozbłyskiwała wszystkimi odcieniami czerwieni, żółci i pomarańczy. Dziewczyna jak urzeczona wpatrywała się w tę grę świateł i refleksów. Ponieważ kamień przyczepiony był do złotego łańcuszka, Rhonda zawiesiła go na szyi niczym przepiękny wisiorek. Kamień doskonale komponował się z jej demoniczną postacią.

– Ciekawe, że czy jak będzie już po wszystkim, będę mogła go sobie zatrzymać? – zastanawiała się głośno

– Z tego co słyszałem o kamieniach Wybranych, istnieją dopóty nie umrą przypisani im ludzie. W momencie ich śmierci po prostu znikają. – odparł Askalon – Myślę więc, że ten miniaturowy piorun będzie ci służył do końca twoich dni. Podobno każdy kamień daje jakieś nadprzyrodzone zdolności. Ciekaw jestem, co trafiło się tobie?

– Też chciałabym to wiedzieć. Poza tym dziwnym niepokojem, który każe mi jak najszybciej wracać do Strefy I czuję się zupełnie zwyczajnie. A wiem przecież, że to przeczucie nie ma żadnego związku z kamieniem. Staje się jednak coraz silniejsze.

– W takim razie nie powinnaś zwlekać z powrotem. – odparł Askalon – Widocznie jesteś tam potrzebna.

Rhonda wróciła na podwyższenie by podziękować Azatronowi za pomoc w przekonaniu wrogo nastawionych Demonów, że najlepszym wyjściem w sytuacji zagrożenia będzie współpraca z ludźmi. Najwyższy Demon życzył jej powodzenia i obiecał, że jeśli tylko będzie potrzebowała pomocy, to zawsze znajdzie ją u niego. Podróż do bramy łączącej Królestwo Mroku i Strefę I minęła nadspodziewanie szybko. Gdy Rhonda i Askalon wylądowali przed rozjarzonymi ognistym blaskiem wrotami, dziewczyna podziękowała mu za pomoc udzieloną w zdobyciu kamienia.

– Nie ma za co mała. – odparł Askalon – Mam nadzieję, że odwiedzisz mnie co jakiś czas. Jeśli będziesz w tej okolicy, skontaktuj się ze mną telepatycznie. Na pewno cię odnajdę.

– Nie umiem posługiwać się telepatią.

– Każdy Demon to potrafi. Nie musisz uczyć się telepatii. Kiedy zechcesz jej użyć, zrobisz to zupełnie odruchowo. Liczę na to, że się jeszcze spotkamy. Dawno nie miałem tak ognistej kochanki. Moglibyśmy powtórzyć nasz namiętny seks.

– A obiecujesz, że moja kolejna przemiana w Demonicę będzie bezbolesna? – upewniła się Rhonda

– Nawet jej nie zauważysz.

– W takim razie do zobaczenia.

– Się rozumie.

Rhonda odwróciła się w stronę rozjarzonych wrót i położyła dłoń na bramie, która natychmiast zaczęła się otwierać. Nim dziewczyna przekroczyła granicę pomiędzy dwoma światami, odwróciła się na chwilę do Askalona i pomachała mu na pożegnanie. Demon uśmiechnął się łobuzersko i skinął jej dłonią. Gdy dziewczyna przekroczyła próg bramy, ogromne wrota zatrzasnęły się za nią z głośnym trzaskiem. Rhonda znów stała na zlodowaciałej powierzchni dziwnego jeziora w obszernej grocie. Z niepokojem przyjrzała się swojemu ciału. Znowu była dawną dziewczyną. Nie miała pojęcia ile czasu minęło od momentu gdy znalazła się w Królestwie Mroku, miała jednak nadzieję, że nie zabawiła tam zbyt długo. Dla niej samej była to krótka chwila, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że mogło to być tylko złudzenie. Ostrożnie przeszła przez tajemnicze jezioro. Gdy była już na brzegu znalazła tam swoje dawne ubranie. Szybko się przebrała i poszła odszukać Dasty'ego i Denvera. Gdy opuściła Królestwo Mroku, nagle opuściła ją cała energia i poczuła się strasznie zmęczona. Pragnęła teraz tylko jednego: jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku w Centrum.

***

Gwałtowne fale dreszczy wybudziły Dasty'ego z niespokojnego snu. Choć zasnął przy ognisku, było mu strasznie zimno. Rozejrzał się w poszukiwaniu Denvera, ale smok jeszcze nie wrócił z polowania. Rhondy też jeszcze nie było, a ognisko przy którym leżał prawie wygasło. Chłopak poczuł się nagle bardzo samotny i ogarnęły go czarne myśli. Bał się, że Denver i Rhonda już nie wrócą. Doskonale wiedział, że stan jego zdrowia gwałtownie się pogarsza. Zranione ramię strasznie spuchło i pulsowało tępym bólem, który znacznie nasilał się przy najmniejszym ruchu. Z paskudnej rany sączyła się ropa, a pod zaczerwienioną skórą zaczęły pojawiać się czarne przebarwienia, co świadczyło o poważnym zakażeniu. Z powodu wysokiej temperatury bardzo chciało mu się pić, ale żeby zaspokoić pragnienie musiałby pójść do jaskini, gdzie mieściło się dziwne jezioro. Dopiero gdy Dasty spróbował wstać, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest słaby. Po kilku próbach stanął na nogi i słaniając się, zaczął podążać w stronę groty. W pewnym momencie poczuł, że zaczyna robić mu się słabo. Gdy przed oczami zatańczyły mu czarne mroczki, oparł się o najbliższą ścianę i powoli osunął się na ziemię. Przez chwilę otaczała go tylko ciemność i wszechogarniająca cisza, a potem usłyszał zniekształcony, dochodzący jakby z oddali głos:

– Dasty! Dasty co z tobą? Powiedz coś!

Powoli zaczęła wracać mu świadomość. Gdy otworzył oczy, zobaczył przed sobą zaniepokojoną twarz Rhondy.

– Już dobrze maleńka. Trochę mnie zamroczyło... – odparł Dasty

– Fatalnie wyglądasz. – dziewczyna położyła mu dłoń na czole – Masz gorączkę.

– To tylko drobna infekcja. Nie ma się czym przejmować. – odparł Dasty

– A gdzie się podział Denver?

– Poleciał coś przekąsić. – Dasty zataił przed Rhondą fakt, że było to ładnych parę godzin temu.

Choć sam niepokoił się, czy smokowi nic się nie stało, nie chciał denerwować dziewczyny. Miał nadzieję, że Denver lada chwila wróci. Niestety, mijały kolejne minuty, a smoka nadal nie było. Na miarę możliwości Rhonda zajęła się Dastym. Udało jej się znaleźć rozłupany kamień, do złudzenia przypominający płytką miseczkę, w którym przynosiła Dasty'emu zimną wodę z jeziora. Z bluzeczki, którą miała na sobie oddarła kilka pasów, które posłużyły jako schładzające okłady. Pomimo starań dziewczyny stan Dasty'ego stale się pogarszał. Temperatura nie spadała, a wręcz przeciwnie – ciągle rosła. Rhonda widziała, że chłopak coraz częściej zapada w niespokojny sen, co jakiś czas przerywany chwilowymi okresami pobudzenia i halucynacjami. W miarę upływu czasu Dasty coraz rzadziej odzyskiwał przytomność. Widać było, że infekcja rozszerza się w zastraszającym tempie. Dziewczyna z coraz większym niepokojem wyglądała powrotu Denvera. Bała się, że jeśli smok szybko nie wróci, Dasty może umrzeć. Ta myśl uzmysłowiła Rhondzie jak bardzo zdążyła zżyć się z Replikantem. Dziewczyna z czułością popatrzyła na tego wielkiego, silnego faceta, którego nagle złamało nie leczone zakażenie. Od początku ich znajomości Dasty zawsze był dla niej oparciem, opiekował się nią, a teraz sam potrzebował pomocy. Rhonda po raz kolejny wymieniła okłady, które szybko nagrzewały się od temperatury ciała Replikanta, po czym stanęła przy krawędzi skalnej półki i bacznie rozejrzała się po ponurym krajobrazie rozciągającym się wokół Góry Upadku. W pewnym momencie na horyzoncie dostrzegła duży, ruchomy punkt, który podążał w jej kierunku. Po chwili odetchnęła z ulgą, gdyż rozpoznała w nim Denvera. Jednak smok poruszał się w jakiś dziwny sposób. Leciał powoli i jakby z trudem. Kiedy wylądował na skalnej półce, już wiedziała dlaczego. Okazało się, że w lewym boku ma kilka ran postrzałowych.

– Denver co się stało??? – spytała dziewczyna podbiegając do smoka

– Kiedy się posilałem, nagle z lasu wybiegło kilku ludzi. Byli uzbrojeni i najprawdopodobniej uznali mnie za zwierzynę łowną, bo zaczęli do mnie strzelać! Jeden z nich zaczął się cieszyć, że zarobi kupę kasy, bo smocza skóra i kły są w cenie. Nie wytrzymałem i poczęstowałem ich ogniem. Gdy próbowali ugasić swoje ubrania, miałem czas na ucieczkę. Powrót tutaj zajął mi sporo czasu, bo musiałem sobie robić przerwy. – odparł Denver

– Jak my się teraz stąd wydostaniemy? Nie możesz lecieć w takim stanie.

– Spokojnie. Te rany nie są groźne. Mam bardzo twardą skórę, więc kule nie weszły głęboko. Jedyna trudność polega na tym, że przy lataniu odczuwam silny ból, ale jakoś to zniosę. – uspokoił ją smok – A jak się czuje Dasty? Kiedy go opuszczałem, nie był w najlepszym stanie.

– Sam zobacz. – Rhonda wskazała na nieprzytomnego Replikanta – Musimy jak najszybciej znaleźć Ogniste wilki.

– W takim razie lecimy. Mnie też przyda się mała kuracja.

Rhonda podeszła do Dasty'ego i spróbowała go ocucić.

– Dasty musisz wstać. Wrócił Denver. Wynosimy się stąd.

Po kilku próbach chłopak w końcu się przebudził, choć sprawiał wrażenie jakby nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co dzieje się dookoła. Rhonda pomogła mu stanąć na nogi i wsiąść na grzbiet smoka. To zadanie nie należało do najłatwiejszych gdyż Dasty dosłownie przelewał się jej przez ręce.

Choć dziewczyna starała się zachować spokój, bardzo obawiała się podróży powrotnej. Denver był ranny, Dasty prawie nieprzytomny, a przecież musieli przelecieć nad terytorium Porfirów. Rhonda bała się, że kiedy potwory zaczną ich atakować, nie da rady jednocześnie podtrzymywać Replikanta i strzelać z broni, która była na tyle ciężka, że dziewczyna nie potrafiła utrzymać jej w jednej ręce. Denver też nie był tak sprawny jak na początku i na pewno nie da rady robić równie szybkich uników jak podczas podróży na Górę Upadku. „Nie łam się mała. Trzeba być twardym a nie m i ę t k i m." – przypomniała sobie ulubione powiedzonko kolegi ze studiów. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że muszą jak najszybciej wrócić do Centrum gdzie Dasty i Denver otrzymają stosowną pomoc. Usiadła tuż za półprzytomnym Replikantem i mocno objęła go w pasie, by nie spadł z grzbietu smoka. Denver podszedł do krawędzi skalnej półki, po czym rozpostarłszy skrzydła śmiało skoczył w dół. Gdy znaleźli się w powietrzu, dziewczyna zaczęła bacznie rozglądać się dookoła. Początkowo przelatywali nad wymarłą, skalistą równiną, lecz gdy na horyzoncie pojawił się krater zamieszkały przez Porfiry, Rhonda przezornie odbezpieczyła broń. Doskonale zdawała sobie sprawę, że być może nie będzie w stanie w ogóle jej użyć i ciągle miała nadzieję, że krwiożercze potwory ich nie zauważą. Po krótkiej chwili już wiedziała, że jej marzenia były płonne. Od ziemi oderwało się kilkadziesiąt złowieszczych, czarnych sylwetek, które podążyły ich śladem. Denver starał się lecieć jak najszybciej, jednak utrata krwi i bolesne rany bardzo go osłabiły. Nie minęła minuta jak wokół nich zakłębiło się od przerażających stworów. Wykorzystując poprzednie doświadczenie, Denver zapobiegawczo miotał ogniem na prawo i lewo, jednak nie mógł w ten sposób ochronić Rhondy i Dasty'ego, którzy stali się głównym celem ataków Porfirów. Jeden z nich podleciał z boku do dziewczyny i gdy ta próbowała oddać strzał w jego kierunku, złapał za broń i wyszarpnął ją z jej ręki. Chwilę potem Rhonda zobaczyła kolejnego potwora, który szarżował na nią z szeroko rozwartą paszczą i rozpostartymi pazurami. Odruchowo puściła Dasty'ego i obie dłonie skierowała ku nadlatującemu Porfirowi jakby chciała odeprzeć jego atak. W tym momencie stało się coś niesamowitego. Z dłoni dziewczyny wystrzeliły dwie ogniste kule, które trafiły wprost w nadlatujące monstrum. Trafiony ogniem Porfir natychmiast zapłonął niczym żywa pochodnia. Oszołomiona Rhonda przez chwilę nie mogła zrozumieć co właściwie się stało, lecz gdy z drugiej strony nadleciał kolejny potwór, dziewczyna wycelowała w niego obie dłonie, z których ponownie wystrzeliły kule ognia natychmiast zapalając napotkany cel. Rhonda zorientowała się, że to właśnie jest moc, którą zapewnił jej magiczny kamień. Jedną ręką objęła Dasty'ego, który nie był w stanie sam utrzymać się na grzbiecie smoka, a drugą celowała w nadlatujące Porfiry. Zauważyła, że gdy zaczęła świadomie wykorzystywać swoją moc, jej ogniste pociski stały się większe, szybsze i miały większy zasięg rażenia. Jednak ogień wcale nie przerażał Porfirów. Mimo, że wiele z nich spłonęło żywcem, na ich miejscu pojawiały się kolejne i atakowały coraz bardziej zaciekle. Podczas gdy Rhonda próbowała pozbyć się napastników z prawej strony, Porfiry zaczynały atakować od lewej i z tyłu. W pewnym momencie dziewczyna poczuła, jak na ramionach zaciskają jej się silne łapy zaopatrzone w niezwykle ostre szpony. Nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, od dołu podleciał kolejny Porfir i wbił zęby w jej nogę. Przez krótką, chwilę Rhonda myślała, że to koniec, lecz nagle zupełnie nieświadomie, jakby odruchowo wyciągnęła przed siebie dłoń i krzyknęła Eliuserath. W tym momencie poczuła nagły podmuch gorącego powietrza, który odrzucił od niej Porfiry i koncentrycznie rozszedł się wokół. Przez krótką chwilę nic więcej się nie działo, aż nagle pojawiła się niezwykle jaskrawa, żółtopomarańczowa poświata, która pochłonęła nadlatujące potwory. Gdy światło przygasło, w powietrzu fruwały maleńkie kawałeczki materii, do złudzenia przypominające spalony papier, a po chwili dał się odczuć swąd spalonego mięsa i sierści. Porfiry zniknęły.

– Burgery z Porfirów! To się nazywa moc! – odezwał się Denver

– Było gorąco... – westchnęła Rhonda

– Skąd wiedziałaś jak spalić te potwory na wiór?

– Nie wiedziałam. Już szykowałam się na śmierć, kiedy nagle, zupełnie automatycznie wypowiedziałam to dziwne zaklęcie. To kamień musiał mi je podsunąć. – dziewczyna z czułością pogładziła ciepłą błyskawicę zawieszoną na szyi. – Gdyby nie on, pewnie już byłabym martwa.

– Czy to znaczy, że potrafisz czarować? – zdziwił się smok

– Sama nie wiem... efekt tego zaklęcia najbardziej przypominał mi wybuch bomby atomowej. Może miał coś wspólnego z mocą pirotechniczną. – zastanawiała się Rhonda – Tak czy owak żyjemy.

Podrapane ramiona i noga strasznie jej doskwierały, ale nie martwiła się tym. Najgorsze mieli za sobą. Dzięki mocy, jaką dał jej kamień, mogli teraz spokojnie wracać do Centrum, a tam poddać się kuracji Ogniem życia. Dasty w dalszym ciągu był nieprzytomny, ale teraz nie miało to znaczenia, bo lada moment miał otrzymać lekarstwo. Reszta podróży upłynęła im spokojnie, bez żadnych niespodzianek i dodatkowych atrakcji. Gdy znaleźli się w Centrum, był środek nocy. Nie zatrzymali się tam jednak, tylko polecieli nieco dalej – w stronę mieszkań Replikantów. Rhonda nie miała pojęcia w jaki sposób znaleźć ogniste wilki i uznała, że najlepiej będzie poprosić o pomoc kolegów Dasty'ego. Osiedle, gdzie mieszkali Replikanci znajdowało się zaraz za olbrzymim ogrodem otaczającym Centrum – o ile ten kompleks mieszkaniowy można było nazwać osiedlem. Bardziej przypominał on ośrodek wypoczynkowy z małymi, drewnianymi domkami rozrzuconymi pośród lasu.

Gdy wreszcie wylądowali, dziewczyna spróbowała ocucić Dasty'ego. Po kilku próbach, gdy już straciła nadzieję na sukces, Replikant odzyskał przytomność na tyle, że zaczął reagować na jej polecenia. Rhonda pomogła mu zejść z grzbietu Denvera i poprowadziła go w stronę najbliżej usytuowanego domku. Nie było to proste, gdyż Dasty praktycznie całym swoim ciężarem opierał się na niej, a podrapane ramiona i pogryziona noga strasznie jej doskwierały. Od jakiegoś czasu czuła się też dziwnie rozbita, jakby brała ją grypa. Dziewczyna domyśliła się, że to początki infekcji, jednak teraz, gdy mieli pod ręką Ogniste Wilki, nie stanowiła ona większego problemu. Rhonda zapukała kilkakrotnie do drzwi.

– Kogo tam niesie o tej porze? – usłyszała chwilę przed tym jak otworzył jej zaspany blondyn – O stary, aleś się urządził. – odezwał się Replikant gdy zobaczył półprzytomnego kolegę.

Rhonda szybko wyjaśniła mu, że ją i Dasty'ego zaatakowały Porfiry i potrzebują Ognia Życia, a ona nie bardzo wie, gdzie szukać Ognistych Wilków. Replikant natychmiast zgodził się im pomóc.

– Wprowadźmy Dasty'ego do domu, a ja za chwilę przyprowadzę wilka. – rzekł

– Dziękuję za pomoc. I przepraszam, że przerwałam panu sen. – uśmiechnęła się Rhonda gdy ułożyli nieprzytomnego Replikanta na łóżku.

– Zostać obudzonym przez tak piękną kobietę to sama przyjemność. – uśmiechnął się Replikant – A poza tym mam na imię Hedon.

– Rhonda.

Nagle przez otwarte drzwi Hedon dostrzegł, że pomiędzy drzewami mignęła jasna, pomarańczowa sylwetka.

– Mamy szczęście. Oto nasz wilk. – Replikant zagwizdał trzykrotnie, a chwilę potem z gąszczu wyszła dorodna wilczyca.

Najwyraźniej wilki były nauczone reagowania na konkretny sygnał. Samica wbiegła do domu i zaczęła się łasić niczym duży pies. Bił od niej silny zapach rozgrzanego metalu. Hedon przez chwilę zajmował się wilczycą, a potem bez chwili zwłoki przystąpił do „leczenia". Rhonda zauważyła, że ma w tym niemałą wprawę. Replikant wyjaśnił jej, że już nie raz pomagał kolegom w opatrywaniu ran.

– Jako gladiatorzy bardzo często odnosimy różnego rodzaju obrażenia, dlatego każdy z nas leczenie Ogniem Życia ma opanowane do perfekcji. – tłumaczył Hedon formując kolejną z rzędu kulę ognia i wcierając go w niemal już wygojoną ranę.

Mimo jego zabiegów, Dasty wciąż nie odzyskał przytomności. Dopiero gdy Hedon uformował niewielką kuleczkę ognia i włożył ją do ust Replikanta, chłopak w krótkim czasie doszedł do siebie. Rhonda była zaskoczona szybkością działania magicznego Ognia Życia, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że w Świecie Wyobraźni wszystko jest możliwe.

– Jak się czujesz Dasty? – spytała

– Jak nowo narodzony! – odparł Replikant migiem zeskakując z łóżka – Dziękuję ci, że nie zostawiłaś mnie na Górze Upadku.

– No wiesz? Nawet mi to przez myśl nie przeszło! Jak mogłeś tak w ogóle o mnie pomyśleć? – Oburzyła się Rhonda

– Domyślam się, że byłem dość kłopotliwym pasażerem. – Odparł spokojnie Dasty po czym zwrócił się do Hedona – Dzięki za pomoc stary.

– Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz ci jej udzielam. – Uśmiechnął się Replikant – Mogę coś jeszcze dla was zrobić? Widzę, że Rhonda też jest ranna.

– I tak dużo nam pomogłeś. – odparła dziewczyna – Dalej sami damy sobie radę. Nie będziemy ci dłużej przeszkadzać.

– Dla mnie to naprawdę żaden problem.

– Opatrzę Rhondę w Centrum. – odparł Dasty – Nie będziemy siedzieć ci na głowie.

– Jak uważacie. Miło mi było cię poznać Rhonda.

– Ciebie też. – uśmiechnęła się do niego dziewczyna po czym razem z Dastym i Ognistym Wilkiem opuścili dom Hedona.

– Bardzo cię boli? – spytał Dasty wskazując na zakrwawioną i poszarpaną bluzeczkę okrywającą ramiona Rhondy.

– Da się wytrzymać. – odparła dziewczyna

– Choć maleńka. Bierzemy Denvera i natychmiast lecimy do Centrum. Trzeba cię jak najszybciej opatrzyć.

– Denver też jest ranny. – poinformowała Dasty'ego Rhonda

– Zaatakowały go Porfiry? – zdziwił się Replikant

– Postrzelili go ludzie. Zróbmy tak: zajmij się teraz Denverem, a ja wrócę do Centrum i będę na ciebie czekała w swoim pokoju.

– Dasz radę sama wrócić?

– Jasne. Jeszcze daleko mi do twojego stanu! – uśmiechnęła się Rhonda

– Dobrze. Zrobimy tak jak mówisz. Za chwilę będę u ciebie.

Rhonda pożegnała się z Denverem i poszła w stronę Centrum, natomiast Dasty zajął się smokiem. Gdy po jego ranie nie pozostał już żaden ślad, Replikant odprowadził Denvera do hodowli Ikarusów, gdzie tamten spędzał noce. Na miejscu smok dostał solidną kolację, która zniknęła w błyskawicznym tempie. Po obfitym posiłku Denver natychmiast zapadł w sen, natomiast Dasty poprowadził wilczycę w stronę Centrum.

Rhonda była już w swoim pokoju i czekała na swojego opiekuna. Dopiero gdy opadło z niej całe napięcie, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest zmęczona. Kiedy okazało się, że ani jej, ani Dasty'emu i Denverowi nie grozi już żadne niebezpieczeństwo, nagle opuściła ją wewnętrzna siła, która pomogła jej zwalczyć przeciwności stojące na drodze podczas ich powrotu do Centrum. Jednocześnie błyskawicznie rozwijające się zakażenie coraz bardziej dawało jej się we znaki. Po przekroczeniu progu swojego pokoju dziewczyna od razu skierowała się do łóżka, które przyciągało ją niczym jakiś gigantyczny magnes. Wydawało jej się, że minęła zaledwie chwila gdy usłyszała pukanie do drzwi.

– Proszę.

Do pokoju wszedł Dasty, a tuż za nim rozbawiona wilczyca.

– Szybko się uwinąłeś. – uśmiechnęła się do niego Rhonda

– Nie chciałem abyś musiała długo czekać. – odparł Replikant siadając na łóżku obok Rhondy – Jak się czujesz?

– Bywało lepiej.

– Za chwilę będziesz jak nowo narodzona!

Dasty pomógł Rhondzie zdjąć ubranie, po czym obejrzał rany zadane przez Porfiry.

– Jak to się stało? – spytał spoglądając na głębokie skaleczenia, do złudzenia przypominające rany cięte.

Dziewczyna zaczęła opowiadać mu o przebiegu podróży nad terytorium Porfirów, a Dasty w tym czasie podszedł do wilczycy i zaczął formować kulę ognia. Potem wrócił do Rhondy i zaczął rozcierać ogień na jej pokaleczonych ramionach. Relacja dziewczyny była dla niego ogromnym zaskoczeniem, ponieważ sam w ogóle nie pamiętał przebiegu podróży.

– Nic dziwnego. – odparła Rhonda – Byłeś kompletnie nieprzytomny. Nie lada wyczynem było utrzymanie takiego faceta jak ty na grzbiecie Denvera. Ale wiem już jaką moc dał mi kamień. Gdyby nie on, nie wrócilibyśmy żywi z tej podróży. – dziewczyna z czułością pogłaskała gładką powierzchnię rozświetlonej błyskawicy. – Dziękuję ci. – te słowa zwrócone były do kamienia.

W odpowiedzi piorun na chwilę rozbłysnął jaśniejszym światłem.

– Przepraszam cię Rhonda. – odezwał się nagle Dasty

– Ty mnie? Za co? – zdziwiła się

– Podczas tej podróży miałem cię chronić, a wyszło na to, że to ty musiałaś chronić mnie. Jako twój opiekun nawaliłem na całej linii.

– Nie chcę słyszeć takiego gadania Dasty! – żachnęła się dziewczyna – Gdyby nie ty, pewnie nie dotarłabym do mojego kamienia. Podczas lotu na Górę Upadku zrobiłeś wszystko co mogłeś aby mnie ochronić ryzykując własne życie!

– Powinienem się bardziej postarać aby uniknąć zranienia.

– Nie wracajmy już do tej podróży. – poprosiła Rhonda – Liczy się tylko to, że wróciliśmy z niej w jednym kawałku. Moim zdaniem to ogromny sukces zważywszy na to, że musieliśmy przelecieć nad terytorium porfirów.

– Masz rację. Dokonaliśmy czegoś potencjalnie niemożliwego.

– A więc przestań gadać głupoty i kończ ten przyjemny masażyk Ogniem Życia. – uśmiechnęła się dziewczyna przybierając swój dawny, żartobliwy ton

– Się robi maleńka. A może później przejdziemy do innego typu masażu? – zaproponował Dasty

– Czytasz w moich myślach. – dziewczyna posłała Replikantowi uwodzicielski uśmiech

Po zakończonej kuracji Rhonda poczuła się jak nowo narodzona. Z wielką chęcią przystała na propozycję Dasty'ego żeby odwiedzić kuchnię w Centrum i skombinować jakąś kolację. W przepastnej i świetnie zaopatrzonej lodówce było wszystko czego potrzebowali do stworzenia sycących kanapek. Dasty znalazł tam również duży kawał surowego mięsa, którym poczęstował wilczycę pragnąc podziękować jej za udostępnienie cudownego lekarstwa.

– Teraz już wiem dlaczego wilki tak chętnie wam pomagają. – roześmiała się Rhonda gdy wypuścili zadowoloną samicę z powrotem do lasu

– To i tak niewielka zapłata za odzyskanie pełni zdrowia.

– Myślę, że wilki są nią w pełni usatysfakcjonowane.

Po naprędce zjedzonej kolacji Dasty i Rhonda wrócili do swoich pokojów aby odświeżyć się po trudach podróży na Górę Upadku. Zrelaksowana ciepłą kąpielą Rhonda ubrała się w seksowną, czerwoną koszulkę nocną i cierpliwie czekała na Replikanta. Dość szybko usłyszała ciche pukanie do drzwi.

– Przepraszam, że tak długo, ale musiałem zachować ostrożność. Wolałem nie wpaść na Dajena. – tłumaczył się Dasty gdy dziewczyna wpuściła go do środka – Ale powiem ci, że takie potajemne schadzki są niezwykle podniecające!

– Lubi się ten dreszczyk emocji, co? – uśmiechnęła się do niego Rhonda

– A jeszcze bardziej lubię to... – Replikant przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował ją

Rhondzie nie trzeba było dalszej zachęty. Kiedy znalazła się w silnych ramionach Replikanta, zapomniała o całym świecie. Chwilę potem kochali się niezwykle namiętnie. Gdy odpoczywali po dwóch wyczerpujących aktach, Dasty poprosił Rhondę by opowiedziała mu jak zdobyła swój kamień. Dziewczyna opowiedziała mu o swoich przygodach w Królestwie Mroku, nie zatajając faktu, że aby dostać się do Otchłani, musiała przespać się z Demonem. Długo zastanawiała się, czy powiedzieć to Dasty'emu gdy będzie ją pytał jak minął jej czas w Królestwie Mroku i w końcu uznała, że nie ma powodów by zatajać cokolwiek przed Replikantem. Wiedziała, że faceci raczej nie są zadowolenie gdy dowiadują się, że ich kochanka sypia także z innymi mężczyznami, jednak mimo to doszła do wniosku, że Dasty ma prawo znać prawdę. Nie miała powodów, by go oszukiwać i nie chciała tego robić. Poza tym wyjaśniła mu, że to nie było jakieś jej widzimisię i że gdyby nie przespała się z Askalonem, nie udałoby jej się dostać do Otchłani i zdobyć przeznaczonego jej kamienia. Dasty przyjął tę informację nadzwyczaj dobrze, ale starał się zrobić wszystko, by dalej nie drążyć tematu. Bardziej interesowały go późniejsze wydarzenia. Gdy dziewczyna skończyła relacjonować przebieg swojej wyprawy, na dworze zaczęło już świtać. Zarówno Dasty jak i Rhonda byli zmęczeni przeżyciami ubiegłej doby i zgodnie orzekli, że najwyższa pora, by trochę odpocząć. Zasnęli niemal natychmiast tuż po tym, jak przyłożyli głowy do poduszek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro