7. Rafineria
Następnego dnia przy śniadaniu Damian oświadczył, że wreszcie wie, w co musi zagrać aby zdobyć przeznaczony mu kamień. Teraz już bez przeszkód mogli wyruszyć w drogę.
Rhonda i Dasty byli w wielkim szoku, kiedy dowiedzieli się o wydarzeniach poprzedniego wieczora.
– Nigdy nie przepadałem za Astorem, ale nie zasłużył na taki los. – powiedział Dasty
– Czy Astor był jednym z ludzi Dajena? – chciał wiedzieć Marcel
– Nie. Walczył u Trevora. Sukinsyn tak bardzo chce pokazać kto tu jest górą, że zaczyna wybijać własnych ludzi. Powiem szczerze, że tego nie ogarniam. – odparł Bextor
– A ja owszem. Gdyby przy świadkach zabił któregoś z Replikantów pracującego u innego Interanina, musiałby zapłacić mu kupę forsy za utratę pracownika. Bardziej więc opłacało mu się zabić jednego ze swoich ludzi. – odezwał się Spiridon
– Tym bardziej, że Astor był raczej miernym gladiatorem. – dodał Dasty – I zapalonym buntownikiem. Pewnie przysparzał Trevorowi więcej problemów niż pożytku. Więc kiedy nadarzyła się okazja, Nadzorca postanowił się go pozbyć a przy tym strzelił piękną pokazówę władzy Interanów.
– Nic dziwnego, że Behemot rośnie w siłę skoro ma tak wspaniałą pożywkę. – skomentowała ich słowa Daria – Ci Interanie są jacyś totalnie porąbani. No, przynajmniej niektórzy.
– Zdecydowana większość złotko. – wtrącił Eradon
– Dzień dobry wszystkim! – do jadalni wszedł Dajen i przywitał ich promiennym uśmiechem.
– Cześć. – odpowiedział Czarek bez przekonania
– Co macie takie nietęgie miny? – spytał zaskoczony Interanin
– Bo zbiorowo mamy gorszy dzień. – odparł nieco uszczypliwie Konrad, ale Dajenowi wystarczyła taka odpowiedź. Nie zrażony tonem chłopaka kontynuował:
– Odpoczęliście sobie trochę? Jesteście gotowi wyruszyć po wasze kamienie?
– Owszem. – odparł Czarek
– W takim razie dzisiejszy dzień spędzicie na przygotowaniach do wyprawy. Wyruszycie jutro o świcie.
– Nie możemy po południu? – jęknęła Rhonda, która nie znosiła zrywać się rano z łóżka
– Jak wyruszycie rano, będziecie mieć cały dzień. – odparł Dajen – W razie czego Przeglądarka Światów jest do waszej dyspozycji. Drzwi numer 98, a kod to 9713. Gdybyście czegoś potrzebowali, zwracajcie się bezpośrednio do mnie. Gdybyście chcieli opuszczać Centrum, w miarę możliwości używajcie teleporterów, dobrze?
Skinęli głowami. Dajen swoim zwyczajem życzył im miłego dnia i opuścił pomieszczenie.
– No to ja mam dziś wolne! – Damian wyciągnął się na krześle – Pomyślmy, czym mógłbym się zająć?
– Ja zamierzam spotkać się z Kasandrą. – odparł Marcel ukradkiem spoglądając na Jolę.
Ona jednak zupełnie nie zwróciła uwagi na jego słowa pogrążona w rozmowie ze Spiridonem.
– Ktoś będzie korzystał z Przeglądarki? – spytał Dasty
– Ja, ale dopiero jak załatwię ekipę, samochód i broń. – odparł Czarek
– W takim razie my z Rhondą zajrzymy tam zaraz po śniadaniu. Chcę na spokojnie sprawdzić, czego możemy spodziewać się na tej Górze Upadku.
– Myślałam, że wiemy już wszystko? – zdziwiła się dziewczyna
– Słonko jeśli mam zapewnić ci maksimum bezpieczeństwa muszę dokładnie wiedzieć na jakie niebezpieczeństwa będziemy narażeni. – odparł Dasty – Niewykluczone że Górę Upadku oprócz porfirów zamieszkują jeszcze jakieś inne paskudy.
– Grunt to dobre przygotowanie. – poparł go Eradon
– Co racja to racja. – Rhonda wstała od stołu – W takim razie my się ewakuujemy. – uśmiechnęła się do pozostałych – Owocnych przygotowań!
– Wzajemnie.
Damian i Marcel, którym żadne przygotowania nie były potrzebne, również opuścili jadalnię w towarzystwie swoich opiekunów.
– Keeton czy wampiry potrafią komunikować się telepatycznie? – spytała Daria
– Jasne, a czemu pytasz?
– Muszę umówić się na jutrzejszy dzień z Daronem. Przecież nie wie, że jutro wyruszamy do Anxagenu.
– Więc jednak przekonałaś się do niego. – odezwała się Jola
– Wczoraj sporo rozmawialiśmy i doszłam do wniosku, że mogę mu zaufać. Zresztą nie mam zbyt wielkiego wyboru. Wczorajsza bójka na plaży bardzo wyraźnie dała mi do zrozumienia, że kilku nawet najlepiej wyszkolonych Replikantów nie ma zbyt wielkich szans na pokonanie wampira.
– Myślę, że spokojnie możesz zaufać Daronowi. – odezwał się Keeton – Enigma i Hexagen nie poznaliby cię z kimś niebezpiecznym. Mogę go poprosić, żeby dzisiaj tu przyszedł, albo jak wolisz, sama możesz z nim porozmawiać przez Centralny Komunikator.
– Chyba lepsze będzie to drugie rozwiązanie. Po co niepotrzebnie go fatygować?
– Nie ma problemu. Wieczorem się z nim skontaktujemy.
– Konrad a my musimy chyba załatwić sobie sprzęt do nurkowania? – upewnił się Eradon
– W moim śnie mogłem swobodnie oddychać pod wodą, więc wychodzi na to, że nie potrzebujemy żadnych specjalnych przygotowań. – odparł Konrad
– Super. To walimy do Parku rozrywki, co? – zaproponowała Daria
– Podoba mi się ten pomysł. – odparł Konrad
– To tak jak nam. – ucieszył się Keeton i cała czwórka opuściła jadalnię.
Tymczasem Czarek wypytywał Castora jak może skombinować samochód i broń.
– Z samochodem nie będzie żadnego problemu. – rzekł Castor – Zaraz wybierzemy się do Rafinerii, to największe miasto samochodów. Tam znajdziemy coś odpowiedniego. Poza tym proponowałbym żebyśmy wzięli ze sobą kilku ludzi. Świat Prehistoryczny to bardzo niebezpieczny teren. Byłoby samobójstwem wyruszać tam bez wsparcia, nawet będąc w posiadaniu najnowocześniejszej i najbardziej zabójczej broni.
– Masz na myśli kogoś konkretnego?
– Enigma i Hexagen znają jednego ryzykanta, którego pasją jest polowanie na dinozaury. On z pewnością nie będzie miał nic przeciwko temu by ci towarzyszyć. Acha, musimy też wziąć ze sobą ognistego wilka. Może się przydać.
Jola i Spiridon również omawiali szczegóły swojej wyprawy.
– Rozmawiałem z jednym gościem, który był w Lesie Chciwości. Mówi, że brama znajduje się w samym centrum Penumbry. Powinniśmy wyrobić się w ciągu jednego dnia, więc musimy zabrać tylko prowiant i na wszelki wypadek jakąś broń. Chyba że masz jeszcze jakieś sugestie Jolu?
– Koniecznie musimy zabrać też sprzęt do wspinaczki.
Spiridon popatrzył na nią zdziwiony.
– Potrzebny nam będzie aby dostać się do miejsca gdzie jest ukryty mój kamień. – wyjaśniła mu Jola
– Z załatwieniem takiego sprzętu nie będzie najmniejszego problemu tak więc wygląda na to, że też mamy dzisiaj wolne. Co chciałabyś robić?
– Może macie ochotę wybrać się z nami do Rafinerii? – zaproponował Castor
– No pewnie! Chętnie zobaczę miasto samochodów! Spiridon co ty na to?
– Nie mam nic przeciwko temu.
– W takim razie zapraszam państwa do teleporterów. – uśmiechnął się Castor
Uzgodnili numer teleportera w Rafinerii, po czym teleportowali się po kolei. Chwilę potem cała czwórka stała na zatłoczonej ulicy Rafinerii. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak najzwyklejsza metropolia, tyle że zamieszkała przez samochody, a nie ludzi. Na ulicach panował tłok, co chwila mijały ich pojazdy najróżniejszych marek, niektórzy z zaciekawieniem przyglądali się nowo przybyłym nie nawykli do widoku ludzi w zmotoryzowanym świecie. Nagle tuż obok nich z piskiem opon zahamował czarny Land Rover Discovery i niewiele brakowało, a przyczyniłby się do powstania karambolu. Na szczęście pędzący za nim Lamborgini Countach zdążył zmienić pas ruchu nie uderzając w pędzące nim samochody.
– Jak jeździsz debilu! – krzyknął kiedy wymijał Land Rovera
– Spadaj. – Land Rover zwrócił się do Spiridona – Czy ja dobrze widzę? Cześć Spiridon! Co cię do nas sprowadza?
Wcześniej Jola tego nie zauważyła, ale okazało się, że samochody miały możliwość mimicznego wyrażania emocji. Ich reflektory zaopatrzone w kamery pełniły funkcję narządu wzroku, a nad i pod nimi niczym powieki znajdowały się ruchome klapki, które w razie potrzeby mogły też całkowicie zasłonić „oczy" samochodu.
– Cześć Radon! – Spiridon podszedł do Land Rovera – No, no chyba całkiem nieźle ci się powodzi! Kiedy widzieliśmy się ostatnio wyglądałeś jak jeżdżące nieszczęście!
– Nie wyglądałbyś lepiej po spotkaniu z mafią. I tak miałem szczęście, że mnie wtedy znalazłeś. Inaczej nie byłoby mnie tutaj. No, ale nie wracajmy do tego. Było, minęło. Lepiej mów co u ciebie? Przyprowadziłeś do nas znajomych? – Radon spojrzał na Czarka, Jolę i Castora
– Tak. Poznajcie się. – Spiridon dokonał prezentacji
– Chcecie zwiedzić nasze miasto? – spytał Radon
– Tak naprawdę szukamy wozu terenowego przystosowanego do ekstremalnych warunków. – odparł Castor
– Jakiego rodzaju ekstremalne warunki masz na myśli? – spytał Radon
– Świat Prehistoryczny.
– Stary nie ma sprawy! To zadanie w sam raz dla Donovana. Ma sieć salonów metamorfozy i wiem, że potrafi stworzyć niemal niezniszczalne auto!
Donovan? Pawłowi wydało się, że gdzieś już słyszał to imię, ale nie mógł sobie przypomnieć przy jakiej okazji.
– Zaprowadzisz nas do niego? – spytał Spiridon
– Jasne. To niedaleko. – Radon zjechał na pobocze by nie utrudniać przejazdu pozostałym użytkownikom drogi.
Spiridon, Castor, Jola i Czarek ruszyli we wskazanym przez niego kierunku.
– Radon mogę cię o coś spytać? – odezwał się Spiridon
– Jasne. Wal śmiało.
– Dlaczego te samochody tak cię poturbowały?
– Właściwie to banalna historia. – odparł Radon – Zalecałem się do nieodpowiedniej dziewczyny. Kiedy dowiedziałem się, że jej facetem jest szef miejscowej mafii, było już za późno. Jego ludzie się mną zajęli.
– I to porządnie. Kiedy cię znalazłem chyba nie miałeś żadnej części całej.
– Ale poskładali mnie do kupy i jestem jak nowo narodzony! Przeprowadziłem się do Rafinerii, znalazłem świetną pracę, wspaniałą dziewczynę, w przyszłym tygodniu kupujemy czteroczęściowy garaż, jednym słowem żyć nie umierać! A co u ciebie Spiridon?
– Co ma być? Wiesz jak żyją Replikanci. Chociaż ostatnio nie mogę narzekać. Dajen przydzielił mnie do grupy Wybranych i moje życie nabrało trochę rozpędu.
– O jakich Wybranych mówisz? – zdziwił się Radon
– O tych, co mają stoczyć walkę z Behemotem. Nie słyszałeś o tym?
– Jakoś do mnie nie dotarło. – odparł Radon – Ale chcesz mi powiedzieć, że grupka zwykłych śmiertelników ma stoczyć walkę ze Złem? Przecież nie mają żadnych szans! Trzeba być samobójcą aby porwać się na coś takiego!
– Niech żyją optymiści... – westchnęła Jola – Radon dzięki za słowa otuchy!
– To co mówisz rzeczywiście miałoby odbicie w rzeczywistości, gdyby Wybrani działali sami. Ale za nimi stoją potężne moce i czary. Kiedy nadejdzie rozstrzygający moment pomogą im w walce ze Złem. – odparł Castor
– No chyba, że tak. – Nagle Radon zatrzymał się – Co się tam dzieje?
Kilkadziesiąt metrów przed nimi, na ulicy wybuchła prawdziwa panika. Wszystkie samochody nagle zawróciły i zaczęły jechać pod prąd. W trakcie tego manewru doszło do wielu niegroźnych stłuczek, ale ogarnięte strachem auta nawet nie zwracały uwagi na niewielkie wgniecenia czy zadrapania karoserii.
– Łapanka! Uciekajcie!!! – krzyczeli mijając zdezorientowanych użytkowników drogi
Na to hasło pozostałe samochody rozpierzchły się na wszystkie strony. Większość skierowała się do najbliżej stojących budynków, niektóre próbowały uciekać drogą, jeszcze inne rozwijały dużą prędkość i wzbijały się w powietrze. Radon wyglądał na równie przerażonego jak pozostałe samochody.
– Do budynku! – krzyknął do Joli, Czarka, Castora i Spiridona – Szybko!
Mieli szczęście i zdążyli ukryć się w budynku, nim do drzwi dotarła chmara przerażonych aut. Każdy chciał jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu, nikt więc nie przejmował się zachowaniem dobrych manier. Samochody przepychały się, jeden drugiego próbował wypchnąć z kolejki, każdy chciał być już w środku.
– Nie pchajcie się tak kretyni! – krzyknął Radon, kiedy dwa Peugeoty utknęły w drzwiach
Chcieli wjechać jednocześnie i zaklinowali się w zbyt wąskim przejściu. Żaden z nich nie zamierzał się wycofać w wyniku czego wejście zostało całkiem zablokowane.
– Ruszcie się idioci!! – rozlegało się z tyłu – Niech któryś się cofnie!! No już!!
Ponieważ prośby nie odniosły skutku, do akcji wkroczył jeden TIRów i dosłownie przepchnął oba samochody przez drzwi. Oczywiście po tym zabiegu obaj ponieśli ogromny uszczerbek na zdrowiu, lecz szczęśliwie się złożyło, że na miejscu był lekarz, który natychmiast się nimi zajął.
– Skąd ta panika? – spytał Czarek – O co chodzi z tymi łapankami?
– Ludzie wyłapują nas do programu telewizyjnego, w którym rozbijają samochody. – odparł Radon
– Słyszałem, że w niektórych krajach rozbija się tak stare wraki, ale nowe samochody? – zdziwił się Czarek
– To stara rozrywka ludzi w nowszej, drastyczniejszej formie. Coś jak Demolition Derby. Z tą różnicą, że tutaj jest jeden żywy samochód do zniszczenia, a przeciwko niemu kilka niszczących, kierowanych przez ludzi. Demolition Derby cieszyło się ogromną popularnością, ale nie zaspokajało do końca potrzeby destrukcji. Z jednego prostego powodu: wewnątrz siedział kierowca, który musiał przeżyć. Kiedy organizatorzy Demolek dowiedzieli się o naszym istnieniu, natychmiast odkryli, że bylibyśmy wspaniałym materiałem do jego durnego show. Żywy samochód nie tylko może być doszczętnie zniszczony, ale będzie próbował uciekać, da więc widzowi dodatkowy dreszczyk... – tłumaczył Radon – Od tej pory organizatorzy tych widowisk regularnie odwiedzają nasze miasta w celu zdobycia bohaterów do kolejnych demolek.
Jakby na potwierdzenie jego słów, za oknami zobaczyli rozgrywającą się scenę łapanki. Czarny Jeep Cherokee próbował zerwać stalową linkę zaczepioną o jego podwozie. Z drugiej strony linka przyczepiona była do ogromnej ciężarówki pancernej z długą lawetą i nadrukowanym logiem niszczycielskiego programu „Destruktor", na którym ogromny monster-truck miażdży osobowy samochód. Na lawecie stały już dwa auta. Nie zastanawiając się długo, Jola wskoczyła na maskę najbliżej stojącego samochodu i przeskakując z auta na auto zaczęła biec do wyjścia.
– Jolka dokąd?? – krzyknął za nią Czarek
Spiridon także zaczął przepychać się do wyjścia. Jola tymczasem wyskoczyła już na ulicę i podbiegła do walczącego o życie Jeepa. Kiedy do niego podeszła, samochód, który wciąż był „na biegu", zaczął rzucać się na boki nie pozwalając się do siebie zbliżyć. Z lawety zeskoczyło już czterech mężczyzn i kierowali się w stronę Joli.
– Mała co ty wyrabiasz? – krzyknął jeden z nich – Natychmiast odsuń się od tego wozu!
– Przestań się szamotać, chcę ci pomóc! – szepnęła Jola do Jeepa
Samochód posłusznie stanął w miejscu, a Jola schyliła się i wymacała hak zaczepiony o podwozie, po czym uwolniła Jeepa. Oszołomiony Cherokee ruszył z piskiem opon, a jego ucieczce towarzyszyły wściekłe wrzaski mężczyzn.
– Co ty kurwa robisz??? – wrzasnął jeden z nich dopadając do Joli
W tym samym momencie na miejscu znalazł się Spiridon i odepchnął nieznajomego.
– Precz z łapami! – warknął
Pozostali trzej mężczyźni okrążyli Jolę i Spiridona odcinając im drogę ucieczki. Po ich zaciętych minach widać było, że nie zamierzają puścić ich wolno.
– Nie trzeba się było wtrącać. – odezwał się jeden z mężczyzn znienacka wyciągając paralizator i wystrzeliwując elektrody w stronę Spiridona
Reakcja Replikanta była błyskawiczna. Momentalnie odskoczył w bok tak by zasłonić Jolę, a potem celnym kopniakiem wytrącił obezwładniacz z ręki mężczyzny. W tym samym momencie Czarek z Castorem dotarli na miejsce i odepchnęli nieznajomych, którzy jednak nie dawali za wygraną. Rozpętała się gwałtowna szamotanina, którą przerwał błyskawicznie przybliżający się sygnał syren policyjnych.
– Cholera spadamy stąd!
Mężczyźni momentalnie wycofali się z walki, błyskawicznie wskoczyli na lawetę i ciężarówka odjechała. Chwilę potem ulicą przejechało pięć TIRów w biało-czarno-niebieskich, policyjnych barwach. Wyposażeni byli w broń palną i nie wahali się jej użyć przeciwko siedzącym na lawecie ludziom. Nad drogą pojawiło się kilka latających samochodów policyjnych, które otworzyły ogień do ekipy Destruktora. Chwilę potem nie wiadomo skąd zjawiła się ekipa telewizyjna, która na żywo transmitowała przebieg całej akcji. Niestety, pomimo szybkiej interwencji władz, ekipie Destruktora udało się uciec. Kiedy laweta znalazła się na prostej drodze, samochód rozpędził się, po czym nagle otoczyło go oślepiające, białoniebieskie światło, a kiedy zgasło, droga była pusta. Los upolowanych aut był więc przesądzony. Na ulicę zaczęły teraz wyjeżdżać samochody, które obserwowały całe zajście z pobliskich budynków. Większość była zaskoczona tym, co zrobiła dziewczyna.
– Naraziłaś się, żeby uratować jednego z nas! – odezwał się najbliżej stojący Audi – Dlaczego?
– Nie chciałam pozwolić, aby zabili te samochody. Tym na lawecie nie mogłam pomóc, ale przynajmniej udało się uwolnić Jeepa. – Jola przytuliła się do Spiridona po czym pocałowała go w policzek – Dzięki za pomoc.
– Nie dziękuj słoneczko. Przecież jestem tu po to, żeby cię chronić. – uśmiechnął się Spiridon
– Jolka to było niesamowite! – przez tłum samochodów przepchnął się do nich Radon
– Ale bardzo lekkomyślne. – wtrącił Czarek – Następnym razem uprzedzaj że planujesz taką akcję!
– Nie planowałam tego. Ale wy – zwróciła się do otaczających ją samochodów – musicie coś z tym zrobić! Załóżcie sobie jakiś system wczesnego ostrzegania, albo coś w tym stylu, żebyście wcześniej wiedzieli o tym, że zbliża się łapanka. Z tego, co widziałam, ci ludzie boją się was.
– Tylko policji, bo ma broń.
– Więc postarajcie się, aby i was wyposażono w pistolety czy coś w tym stylu. Musicie się jakoś bronić!
– Już składaliśmy taki wniosek do władz, ale jak na razie nie ma żadnej decyzji w tej sprawie – odparł Radon
Nagle do środka koła przepchnął się Jeep Cherokee, któremu pomogła Jola
– Dziękuję ci za ratunek. – odezwał się do dziewczyny – Powiedz jak mogę ci się odwdzięczyć?
– Nie musisz się odwdzięczać. Po prostu żyj szczęśliwie. – odparła Jola
– Żartujesz sobie? Gdyby nie twoja pomoc byłbym skazany na straszną śmierć! Dałaś mi drugie życie! Mam wobec ciebie ogromny dług wdzięczności, którego najprawdopodobniej nigdy nie uda mi się spłacić. Dlatego nie dam ci spokoju, jeśli nie powiesz mi, co mogę dla ciebie zrobić?
– Ale ja naprawdę niczego nie potrzebuję. – odparła Jola – Nie ratowałam cię po to, abyś mi się odwdzięczał. Po prostu nie chciałam, żeby cię zniszczyli.
– Skoro się tak upierasz, to możesz być jej transportem. – zaproponował Radon
– Świetny pomysł! – podchwycił Jeep – Będę cię wszędzie woził!
– Ale my najczęściej korzystamy z teleporterów albo podróżujemy na Ikarusach. – zaoponowała Jola
– Jeśli wolisz poruszać się w powietrzu, nie ma sprawy! Latać też potrafię.
– Posłuchaj...
– Foton. – przedstawił się Jeep
– Foton ja naprawdę nie wymagam od ciebie żadnej zapłaty, ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, to zgoda. Jak będę potrzebowała transportu, zwrócę się do ciebie.
– Będziesz wiedziała jak mnie znaleźć? – spytał
– Przez Centralny komunikator. – odpowiedział za Jolę Spiridon – Nie martw się, wszystko jej pokażę. A teraz proponuję odwiedzić Donovana.
– Jesteśmy na miejscu. – odparł Radon zakręcając w stronę zbudowanego z czarnego szkła wieżowca.
Na samej górze znajdowała się ogromna, zbudowana z neonowych liter reklama: „Salony metamorfozy Donovana – Zmień swoje życie już dziś!" . Radon przejechał przez ogromne, rozsuwane drzwi, a Jola, Czarek, Spiridon, Castor i Foton podążyli za nim. Po chwili stali w przestronnym, wyłożonym marmurem hollu. W środku było mnóstwo samochodów. Ustawiali się kolejkami do okienek recepcji oraz przestronnych wind. Na ścianie znajdującej się naprzeciwko wejścia wisiała elektroniczna tablica, na której wypisane były najważniejsze informacje dotyczące rozmieszczenia poszczególnych gabinetów:
Informacja, Kasy, Pomieszczenia personelu – 1 piętro
Konsultacje medyczne, Malowanie karoserii, Tatuaże – 2 piętro
Ozdoby zewnętrzne, zderzaki, spojlery, kołpaki, piercing, reflektory, neony – 3 piętro
Operacje plastyczne – 4 piętro
Operacje plastyczne dla ofiar wypadków – 5 piętro
Sale pooperacyjne – 6 piętro
Wzmacnianie konstrukcji, Przygotowanie do pracy w ekstremalnych warunkach – 7 piętro
Stylizacja, Wizaż, Dorabianie części na życzenie klienta – 8 piętro
Zbrojenie, Projektowanie nowych marek– 9 piętro
Kierownictwo, Kadry, Dział obsługi klienta, Reklamacje – 10 piętro
– Sporo tego! – skomentowała Jola po zapoznaniu się z rozpiską
– Mówiłem wam! Donovan potrafi zmienić auto nie do poznania! – odparł Radon
Jakby na potwierdzenie jego słów z jednej z wind wyjechał Ferrari F40 pomalowany w ognisty deseń. Jednak to nie deseń zwracał największą uwagę, ale całkowicie przerobione reflektory, dodatkowe światła zamontowane na dachu i wysoki spojler z tyłu.
– Nie ma co, zwraca na siebie uwagę. – zauważył Spiridon
– Zwłaszcza płci przeciwnej. – dodał Foton spoglądając w stronę grupki dziewczyn, które wydawały się zafascynowane zjawiskowym Ferrari – Może i ja powinienem skorzystać z usług Donovana?
– A stać cię na to? – spytał Radon
– No nie za bardzo...
– Gdzie mamy szukać tego Donovana? – spytał Czarek
– Zapewne w jego biurze. – odparł Radon – Chodźcie, mamy wolną windę.
Wsiedli do największej windy, która najprawdopodobniej przeznaczona była do transportu samochodów ciężarowych. Po krótkiej chwili znaleźli się na 10 piętrze i natychmiast skierowali się do gabinetu dyrektora. Kiedy weszli do obszernej poczekalni, przywitała ich sekretarka Donovana – pomalowana złotym lakierem Lamborghini Diablo.
– Czym mogę służyć? – spytała
– Chcielibyśmy porozmawiać z prezesem. – odparł Radon
– Byliście umówieni na wizytę? – spytała sekretarka
– Nie.
– Proszę chwilę zaczekać.
Dziewczyna zniknęła w gabinecie dyrektora, a po chwili poprosiła ich do środka.
– Poczekamy tutaj. – zaproponował Foton – Nie ma sensu, żebyśmy wszyscy się tam pchali.
Jola, Czarek, Castor i Spiridon weszli do biura Donovana. Za niskim biurkiem stał Pontiac Trans Am model z 1982 roku. Jak na właściciela firmy zajmującej się całkowitą zmianą wizerunku, wyglądał zupełnie normalnie. Jedynie czarny lakier mieniący się metalicznie na zielono, niebiesko i fioletowo niczym ptasie pióra zdradzał drobną interwencję ze strony zatrudnianych przez niego specjalistów. Kiedy Pontiac zorientował się kim są jego goście, wydawał się zaskoczony.
– Dzień dobry panie Donovan. – przywitał się Czarek
Pontiac wyjechał zza swojego biurka i stanął na wprost nich.
– Kogo ja widzę? Bohaterowie dnia!
Spiridon, Castor, Jola i Czarek popatrzyli na siebie zaskoczeni.
– No co, trzeba być na bieżąco z najnowszymi wiadomościami. – odparł Donovan wskazując na plazmowy telewizor zawieszony na ścianie
– Więc mówią o nas w TV? – spytała Jola
– Nie co dzień zdarza się aby jakiś człowiek przeciwstawił się ekipie Destruktora. – odparł spokojnie Donovan – Byliście fantastyczni.
– Dzięki. Ale to nie było nic wielkiego – odparła Jola
– Jesteś zbyt skromna. Wiele ryzykowaliście. To mogło się dla was bardzo źle skończyć. Ale tak abstrahując od tematu, jestem strasznie ciekaw co was do mnie sprowadza?
– Potrzebujemy pana pomocy. – odparł Czarek
– Donovan jestem.
– Czarek. A to Jola i Spiridon i Castor.
– Bardzo mi miło was poznać.
– Nawzajem.
– A więc co mogę dla was zrobić?
– Potrzebujemy samochodu przystosowanego do poruszania się w prehistorycznym świecie.
– Rozumiem, że chcielibyście abym zbudował wam taki wóz?
– Nie koniecznie. Wystarczy, że poleciłbyś nam któregoś ze swoich klientów. Na pewno miałeś kogoś, kto chciał wzmocnić swoją konstrukcję.
– Niech pomyślę... no faktycznie. Dwa lata temu miałem klienta, który kazał się przerobić na super wytrzymały wóz. To był niezły agent. Chciał zostać mistrzem wagi ciężkiej i poprosił mnie, żebym mu w tym pomógł.
– Pomogłeś?
– A jakże. Teraz jest jednym z najsławniejszych zawodników. Obiecał mi, że jak będę potrzebował pomocy, to zawsze mogę zwrócić się do niego. Zaraz się z nim skontaktuję. Będzie tutaj za godzinę. – poinformował ich po krótkiej chwili Donovan
– Porozumiewacie się telepatycznie czy jak? – zdziwił się Czarek
– Niezupełnie. Przesyłamy sobie czasem informacje drogą radiową. Ale ogólnie wolimy komunikować się werbalnie.
– Rozumiem.
– Ponieważ mamy godzinę do przyjazdu Stratona, proponuję wam małą wycieczkę po moim salonie. Poproszę Dajrę, aby was oprowadziła. Sam nie mogę tego zrobić, bo za chwilę mam umówione spotkanie. – to mówiąc Donovan wyjechał do poczekalni – Dajro zabierzesz naszych gości na małą wycieczkę?
– Jasne.
Donovan przez chwilę przyglądał się Fotonowi.
– To ty jesteś tym szczęśliwcem, któremu Jola uratowała życie?
– Owszem.
– Dorzucę od siebie darmowy lakier, na dobry początek drugiego życia. Co ty na to?
– Dziękuję panu.
– Ty też możesz strzelić sobie jakiś deseń. – zwrócił się do Radona – Żebyś nie czuł się pokrzywdzony. Mam dziś wyjątkowo dobry humor.
– Jakiś szczególny powód? – spytał Spiridon
– A co tam będę ukrywał. Wczoraj Dajra zgodziła się za mnie wyjść. – Donovan popatrzył w stronę swojej sekretarki
– Byłabym skończoną idiotką, gdybym nie przyjęła tej propozycji. – odparła Dajra podjeżdżając do Donovana i przytulając się do niego bokiem
– W takim razie wszystkiego najlepszego na wspólnej drodze życia. – odezwał się Radon
– Dziękujemy.
Foton nie wyglądał na zachwyconego, że piękna sekretarka Donovana jest zajęta. Wprawdzie nie robił sobie żadnych nadziei, że taka dziewczyna zechce zwykłego Jeepa, ale przynajmniej mógł mieć nadzieję. Donovan pozbawił go jej raz na zawsze. Foton pocieszał się faktem, że przynajmniej będzie mógł za darmo zmienić swój wygląd.
– Kochanie przyprowadź ich za godzinę, dobrze?
– Nie ma sprawy. Zapraszam za mną. – Dajra wyjechała przodem, a za nią Radon z Fotonem
Ponieważ Foton chciał zmienić sobie kolor lakieru, w pierwszej kolejności odwiedzili dział lakiernictwa. Na miejscu znajdowało się kilka stanowisk, przy których uwijały się stalowe ramiona robotów malujących najróżniejsze desenie na karoserii stojących na podestach samochodów. Przy komputerach znajdujących się obok stanowisk stały samochody kontrolujące przebieg malowania. Jednemu z nich chyba coś nie wyszło, bo zaklął szpetnie, po czym kazał stać nieruchomo swojemu klientowi.
– Cześć chłopaki. – przywitała się z nimi Daria
– Się masz maleńka! – przywitał się jeden z kontrolerów – Co, przyszłaś strzelić sobie nową lakierkę na ślub?
– W tej firmie nic się nie ukryje. – westchnęła – Rasty, czy chcesz powiedzieć, że nie podoba ci się mój lakier?
– Ależ skąd!
– Ja myślę, bo sam go robiłem! – odezwał się ze swojego stanowiska wściekle żółty Ferrari
– Chciałem tylko powiedzieć, że teraz będziesz żoną króla zmiany wizerunku. Możesz sobie zaszaleć!
– Jeszcze zdążę! – odparła Dajra – A na razie przyprowadziłam wam dwóch wyjątkowych klientów. – wskazała na stojące za nią Jeepy – Trzeba zająć się nimi poza kolejnością.
– Ja zaraz kończę to wezmę ich w obroty! – krzyknął ze swojego stanowiska intensywnie czerwony Camaro
– Ja dziękuję. Podobam się mojej dziewczynie taki jaki jestem. – odezwał się Radon
– A ja sobie zaszaleję. – odparł Foton
– No dobra Foton, to my cię tu zostawiamy w dobrych rękach, a sami idziemy na wycieczkę. – odparła Dajra – Jak chłopaki z tobą skończą wróć do biura Donovana.
– Nie poznacie mnie jak wrócę!
Dajra zaczęła oprowadzać przybyszów kolejno po wszystkich pomieszczeniach. Okazało się, że wszystkie prace i operacje są wykonywane przez mechaniczne manipulatory sterowane przez samochody. Jeden z lekarzy pozwolił im nawet popatrzeć na operację wymiany karoserii na boku skasowanego samochodu. Czarek Jola i Spiridon wciąż nie do końca rozumieli jak właściwie funkcjonują te niesamowite auta. Z jednej strony naszpikowane zwyczajnymi mechanicznymi częściami, lecz posiadające żywe komórki dzięki którym odczuwały wrażenia zmysłowe, mogły myśleć, uczyć się, odczuwać emocje. Jola zastanawiała się jakim cudem coś takiego może w ogóle funkcjonować? Była dobra z biologii i wiedziała, że do przeżycia komórki potrzebują odpowiedniego środowiska, stałego dopływu tlenu i substancji odżywczych, czynników wzrostowych i regulujących metabolizm. Jakim cudem samochody mogły spełnić te warunki? I w jaki sposób rosły, ba, jak w ogóle mogły się rozmnażać??? Kiedy zadała te pytania przeprowadzającemu operację lekarzowi, ten udzielił jej wyczerpującej odpowiedzi. Okazało się, że oprócz systemu krwionośnego odżywiającego żywe komórki samochody posiadały aparaty natleniające krew oraz odprowadzające z niej metabolity. Związki organiczne i czynniki regulujące metabolizm komórek czerpały ze specjalnie preparowanego paliwa. Małe samochodziki po połączeniu komórek rozrodczych rodziców rozwijały się w specjalnych komorach w które zaopatrzone były osobniki żeńskie i przychodziły na świat jako maleńkie acz w pełni ukształtowane auta. Rosły właśnie dzięki obecności żywych komórek, które stopniowo produkowały związki nieorganiczne budujące karoserię i powodujące szybki wzrost samochodu. Z tego, co mówił lekarz, samochody musiały więc posiadać materiał genetyczny, coś na wzór DNA, związek, który sterował komórkami informując je jaki samochód mają budować. Słuchając niesamowitej opowieści chirurga o żywych maszynach, nawet się nie zorientowali, że upłynęła godzina. Dopiero Dajra przypomniała im, że muszą wracać do biura Donovana. Gdy byli na miejscu, przywitał ich zupełnie odmieniony Foton. Zażyczył sobie metaliczny, ciemnoniebieski lakier, który zmieniał kolor poprzez fioletowy do różowego w zależności od kąta padania na niego światła.
– Jak wam się podoba? – spytał
– No teraz to żadna nie przejedzie koło ciebie obojętnie. – skomentował jego wygląd Radon – Zaczynam żałować, że jednak nie zdecydowałem się na lakierowanie.
– O, jesteście! – z biura wyjechał Donovan – Straton jest u mnie. Chodźcie.
Kiedy weszli do biura Donovana zobaczyli wydłużoną ciężarówkę MAN z doprawionymi w różnych miejscach stalowymi wzmocnieniami, ramami i silnie rozbudowanym zderzakiem. Czarek natychmiast rozpoznał w nim samochód ze swojego snu. Donovan przedstawił ich Stratonowi.
– Wyjaśniłem mu w czym rzecz. – poinformował Czarka, Jolę, Spiridona i Castora
– I co, pomożesz mi Straton? – spytał Czarek
– Nie bardzo mi się uśmiecha wyprawa do tej dziczy, ale zgoda. Pojadę z tobą. Wiem, że nie robisz tego dla swojego widzimisię, ale dla dobra nas wszystkich, więc ci pomogę. To będzie taki mój maleńki wkład w walkę z Behemotem.
– Dzięki. Miałem nadzieję, że się zgodzisz!
Przez następną godzinę Straton i Czarek obgadali szczegóły wyprawy. W końcu umówili się co do miejsca i godziny spotkania następnego dnia. Kiedy wszystko było dopięte na ostatni guzik, pożegnali się z Donovanem i Darją, po czym z Radonem i Fotonem opuścili salon metamorfozy. Kiedy żegnali się z samochodami, Jola musiała jeszcze raz obiecać Fotonowi, że jak tylko będzie potrzebowała transportu to skontaktuje się właśnie z nim. W końcu Jola, Czarek, Castor i Spiridon mogli teleportować się do miasta Hormonów.
W tym samym czasie Dasty i Rhonda przeglądali stronę Góry Upadku. Okazało się, że Porfiry stanowiły jedyne zagrożenie, głównie dlatego, że najprawdopodobniej wybiły pozostałych mieszkańców tego – delikatnie mówiąc – niezbyt przyjemnego miejsca. Dasty zamknął przeglądarkę i odwrócił się w stronę Rhondy.
– No dobrze maleńka. Wiem już wszystko co chciałem.
– To teraz musimy tylko wykombinować smoka, zgadza się?
– O to nie musisz się martwić. Ja się tym zajmę. Rano wpadnę po ciebie z milutkim, udomowionym smoczkiem. – uśmiechnął się Dasty – A teraz proponuję zająć się czymś przyjemniejszym...
Replikant nachylił się nad Rhondą i chciał ją pocałować, ale dziewczyna odsunęła się od niego.
– Nie tutaj! A jeśli gdzieś są kamery? Chodźmy lepiej tam, gdzie nikt nas nie zobaczy.
– Czytasz w moich myślach maleńka!
Tymczasem Jola, Czarek Spiridon i Castor teleportowali się do Exenderu – miasta Hormonów. Exender znajdował się na terenie puszczy otaczającej Centrum. Był to duży kompleks drewnianych domów i lokali rozmieszczonych na ogromnych, rozłożystych drzewach. Pomimo, że był środek dnia, w wielu domach odbywały się głośne imprezy. Najwyraźniej rozrywkowe Hormony potrafiły się bawić o każdej porze – zarówno w dzień jak i w nocy. Ponieważ domki Hormonów były zbyt małe by pomieścić trójkę ludzi, Enigma umówiła się z Castorem na polanie koncertowej. Kiedy Jola, Czarek, Castor i Spiridon dotarli na miejsce, dziewczyna już na nich czekała.
– Cześć Enigma! A gdzie zgubiłaś Hexagena? – spytała Jola
– Leczy ciężkiego kaca. – odparła Enigma – Wczoraj jego zidiociały kumpel namówił go na alkoholowy zakład, a Hex oczywiście się zgodził. Tak się nawalił, że nie mógł utrzymać się w powietrzu!
– Rzeczywiście, Fortuna z Oxygenem coś nam wczoraj wspominali.
– Czemu nie dasz mu trochę Ognia życia? – spytał Czarek
– Jeszcze czego! Za głupotę się płaci! Nic mu nie będzie jak trochę pocierpi! No, ale nie mówmy już o tym. Castor wspominał, że wybierasz się do Prehistorycznego Świata i poszukujesz ekipy? – Enigma zwróciła się do Czarka
– Samochód już mam, ale dobrze by było, gdyby pojechał ze mną jakiś specjalista, który zna się na dinozaurach.
– Enigma złotko!!! – nagle podleciał do nich duży, muskularnie zbudowany blondyn – Jak ja dawno cię nie widziałem!!! Co się stało, że chciałaś się ze mną widzieć? Rzuciłaś Hexagena?
– Cześć Daryl! – dziewczyna podleciała do niego i przytulili się na przywitanie – Widzę, że nic się nie zmieniłeś!
– Nie no wiesz co, to już obraza! Zobacz jak przybyło mi masy mięśniowej!
– Przepraszam, jak mogłam tego nie dostrzec! – roześmiała się Enigma – Daryl poznaj moich znajomych. – przedstawiła mu Czarka, Spiridona i Jolę. – Czarek ma do ciebie sprawę.
– O co chodzi?
– Wybieram się do Świata Prehistorycznego i szukam kogoś, kto zna się na dinozaurach. Enigma poleciła właśnie ciebie, więc chciałbym cię zapytać, czy nie zechciałbyś mi towarzyszyć na wyprawie.
– A co, chcesz wywieźć stamtąd jakiegoś gada? – Daryl wyciągnął z plecaka skręta i zapalił go
– Nie, nie interesują mnie dinozaury. Ja chcę tylko bezpiecznie dostać się do pewnego miejsca i właśnie dlatego potrzebuję ciebie. Znasz te stworzenia, wiesz czego można się po nich spodziewać.
– No... – Daryl zaciągnął się trawką – Znam je aż za dobrze... To podstępne bestie, w każdym razie te drapieżne. Ale ze wszystkimi można sobie poradzić.
– Więc jak będzie, pomożesz mi?
– Jasne. Na tym polega moja praca.
– A konkretnie to czym się zajmujesz? – spytała Jola
– Łapaniem i transportowaniem dinozaurów do ogrodów zoologicznych, a nawet dla prywatnych odbiorców. Wolę pracować dla tych ostatnich bo więcej płacą.
– Dla mnie nie musisz ich łapać. Wystarczy, że mnie przed nimi ochronisz. – odparł Czarek
– Żaden problem. Jakie masz przygotowanie?
– Samochód przystosowany do poruszania się w trudnym terenie.
– W takim razie potrzebujesz jeszcze broni. Przydałby się też ognisty wilk. Ale to pozostaw mnie.
Przez najbliższą godzinę Daryl i Czarek uzgadniali szczegóły wyprawy. Kiedy wszystko omówili, Daryl pożegnał się z Enigmą i poleciał załatwić broń. Czarek, Jola, Spiridon i Castor mieli więc wolne. Replikant zaproponował, żeby wrócić do Centrum na obiad, a potem mieli ustalić, jak spędzą resztę dnia. W Centrum spotkali Rhondę i Dasty'ego, oraz Darię, Konrada, Keetona i Eradona którzy bardzo entuzjastycznie przyjęli pomysł Joli by resztę popołudnia spędzić w Parku Rozrywki. Jedynie Czarek uparł się, że zostanie w Centrum i przestudiuje parę książek o dinozaurach, aby nie być całkiem zależnym od Daryla.
– Tylko pamiętajcie, że nie będziemy tam siedzieć do ciemnej nocy! – uprzedził ich Spiridon – Jutro czeka nas długi i ciężki dzień.
– Spoko, znamy tę gadkę na pamięć! – uśmiechnął się Konrad
– Zanim jednak pojedziemy do Parku, proponuję odwiedzić Centralny Komunikator i skontaktować się z Daronem. – zarządził Keeton
– W takim razie chodźmy.
Replikant zaprowadził ich do Centralnego komunikatora. Był to niewielki pokój, w którym znajdował się sporych rozmiarów komputer połączony z dziwną aparaturą, z której wystawało mnóstwo antenek i niewielkich talerzy satelitarnych.
– Oto nasze centrum komunikacji. – poinformował ich Spiridon kiedy weszli do środka – Możecie się stąd porozumieć niemal z każdym mieszkańcem Świata Wyobraźni. Mamy tu mnóstwo sposobów komunikacji na przykład komputerową – począwszy od e-maila, komunikatorów internetowych, kamerek, telefoniczną – wskazał na wbudowany w pulpit telefon z klawiaturą komputerową – oraz telepatyczną dla tych, którzy nie posługują się telepatią na co dzień. – pokazał im aparaturę nadawczą.
– Jak możemy skontaktować się z Daronem? – spytała Daria
– Najpierw musimy go namierzyć. – Keeton uruchomił komputer i w specjalnej wyszukiwarce wpisał dane, które pomogłyby im znaleźć Darona pośród innych mieszkańców Świata Wyobraźni.
Po krótkiej chwili zobaczyli listę wampirów o imieniu Daron. Na szczęście imię to nie należało do najpopularniejszych i już na pierwszej stronie zobaczyli zdjęcie znajomego, przystojnego wampira. Obok zdjęcia Darona znajdował się link „nawiąż połączenie".
– Porozmawiaj z nim Dario. – Keeton zrobił jej miejsce przy komputerze.
Dziewczyna nawiązała połączenie i po krótkiej chwili z głośników znajdujących się w sali usłyszeli głos Darona.
– Cześć, tu Daron. Z kim mam przyjemność?
Daria nachyliła się do mikrofonu.
– Cześć Daron, Daria z tej strony. Poznaliśmy się na wczorajszej imprezie. Zaproponowałeś mi swoją pomoc w wyprawie do Anxagenu. Czy ta propozycja jest nadal aktualna?
– Daria, cześć! – ucieszył się wampir – Jasne, że aktualna. Kiedy wyruszamy?
– Jutro z samego rana. Dasz radę stawić się w Anxagenie? Nie pokrzyżowałam ci planów? – spytała Daria
– Nie. Niczego specjalnego nie zaplanowałem. Jak się umawiamy?
– Spotkajmy się przy teleporterze w Anxagenie powiedzmy o szóstej.
– Przy którym numerze?
– Poczekaj, gdzieś go sobie zapisałam... – Daria przeszukała kieszenie spodni i wyciągnęła niewielką karteczkę z numerem: – Masz gdzie go zapisać?
– Zapamiętam.
– 71669.
– Dobrze. W takim razie do zobaczenia jutro o szóstej.
– Daron trochę się denerwuję.
– Nie ma potrzeby. Zobaczysz, że wszystko pójdzie jak z płatka.
– Mam nadzieję.
– Do zobaczenia rano!
– Do zobaczenia!
Kiedy tylko Daria skończyła rozmawiać z Daronem, jej miejsce zajął Dasty, który postanowił skontaktować się ze swoim kolegą pracującym w rezerwacie smoków. Okazało się, że nie będzie żadnego problemu ze znalezieniem udomowionego gada, jednak Dasty i Rhonda musieliby stawić się w rezerwacie by ich drapieżny towarzysz podróży mógł ich poznać i zaakceptować.
– Więc to udomowienie to tak naprawdę tylko iluzja? – zaniepokoiła się Rhonda – Mógłby nas zaatakować?
– Teoretycznie udomowione smoki są przyzwyczajone do obecności ludzi i nie sprawiają większych problemów, ale nie można zapominać, że to jednak dzikie stworzenia. Nigdy nie wiadomo co odbije takiemu gadowi, a ponieważ w razie ataku mógłby wyrządzić poważne szkody, podejmujemy wszystkie niezbędne środki ostrożności. – wytłumaczył Hegron, kolega Dasty'ego – To jak, wpadniecie do rezerwatu?
– Jasne. Mamy wolne popołudnie. – odparł Dasty – Będziemy u ciebie przed wieczorem.
– W porządku, będę czekał!
Kiedy Dasty rozłączył się z Hegronem, popatrzył na Rhondę.
– Wygląda na to, że Park Rozrywki mamy z głowy.
– Nie szkodzi. Przynajmniej zobaczymy smoki! – odparła Rhonda
– Lecicie z nami? – spytał Dasty pozostałych
– No jasne! W życiu nie przepuściłbym takiej okazji! – ucieszył się Konrad
– Ani ja! – zgodnie poparły go Daria z Jolą
Szybko opuścili więc Centralny Komunikator i Replikanci przyprowadzili kilka Ikarusów na których mieli lecieć do Rezerwatu smoków. Ponieważ Rezerwat znajdował się daleko od Centrum podróż zajęła im około dwóch godzin, pomimo że Rhonda, Jola i Konrad narzucili mordercze tempo zachęcając swoje Ikarusy do wyścigów. Teren Rezerwatu był rozległy i zróżnicowany. Z jednej strony majaczyły górskie szczyty, które stopniowo ustępowały miejsca porośniętej lasem równinie, a ta z kolei łączyła się z morzem. Kiedy pomiędzy drzewami dostrzegli ogromny kompleks budynków, Dasty dał znak do lądowania. Chwilę potem wszyscy stali na ogromnym dziedzińcu otoczonym budynkami gospodarczymi.
– Witajcie w rezerwacie! – wyszedł do nich potężnie zbudowany blondyn
– Się masz Hegron! – przywitał się z nim Dasty
Po krótkiej prezentacji i wymianie uprzejmości, Replikant poprowadził ich w stronę jednego z potężnych budynków.
– Smoki zamieszkujące ten rezerwat możemy podzielić na dwie kategorie. – tłumaczył Hegron – Pierwsza to zupełnie dzikie osobniki, które nie miały styczności z ludźmi. Druga to smoki wychowane przez ludzi, które trafiły do nas po śmierci swoich właścicieli albo po prostu stały się dla nich zbyt kłopotliwe w utrzymaniu. Ludzie myślą, że to doskonałe zwierzęta domowe, a potem okazuje się, że jednak życie z takim smokiem wymaga pewnych poświęceń, których się nie spodziewali i oddają smoki do schronisk, skąd potem trafiają do nas.
– A wy co z nimi robicie? Wypuszczacie je na wolność? – spytał Konrad
– No skąd! Nie poradziłyby sobie same. Większości z nich staramy się znaleźć nowy dom, a jeśli się to nie udaje, zostają w naszym rezerwacie. – odparł Hegron – Staramy się jednak unikać tego rozwiązania bo niestety mamy ograniczoną przestrzeń i nie możemy sobie pozwolić na przepełnienie. A wy świetnie trafiliście bo obecnie mamy cztery smoki oczekujące na nowych właścicieli. Będziecie więc mieli z czego wybierać.
– Świetnie!
Znaleźli się na tyłach dużego budynku, przypominającego stodołę. Za budynkiem znajdował się ogromny wybieg poprzedzielany na części przez grube, stalowe ogrodzenia, starannie zamaskowane bujną roślinnością.
– Musimy oddzielać od siebie poszczególne smoki, ponieważ często dochodziło do walk. Stąd te ogrodzenia. – wyjaśnił Hegron otwierając drzwi do pierwszej zagrody. – Oto smok Irlandzki Zielony. Śmiało, możecie ze mną wejść. – zachęcił ich widząc, że się wahają.
Ostrożnie weszli na wybieg, trochę obawiając się tego, co tam zobaczą. W pierwszej chwili odnieśli wrażenie, że jest pusty, dopóki nie dostrzegli ruchu w kącie zagrody. Na trawie leżał trzymetrowy smok. Jego skóra w kolorze żywej zieleni sprawiała, że znakomicie wtapiał się w tło i gdyby zwierzę nie podniosło głowy na ich widok, najprawdopodobniej by go nie dostrzegli. Smok przyglądał im się żółtymi oczami, a jego źrenice wyglądały jak pionowe szparki. Jego gadzią głowę zdobiły skórzane kryzy wyrastające z policzków. Dół pyska, podgardle i brzuch zwierzęcia miały sinoniebieską barwę. Hegron bez wahania wyszedł na środek wybiegu i zawołał smoka. Ten przeciągnął się leniwie, rozprostował skrzydła i bez pośpiechu podszedł do Replikanta.
– Jak widzicie prawdziwy z niego leniuch. – uśmiechnął się Hegron głaszcząc gada po ogromnej głowie. Smok trącił go kilka razy długim pyskiem, po czym przewrócił się na plecy i niczym ogromny pies zaczął domagać się pieszczot.
– No nie, on burzy wizerunek swojego gatunku! – roześmiał się Konrad
– Wolałbyś, żeby na dzień dobry poczęstował nas ogniem? – spytała Rhonda
– Niekoniecznie, ale sami przyznajcie, że takie zachowanie nie pasuje do smoka!
– Dzikie smoki nigdy nie zachowują się w ten sposób, ale ten od małego wychowywany był przez ludzi. – odparł Hegron głaszcząc zadowolonego smoka po brzuchu. – No dobra Hektor, starczy tego dobrego!
Najwyraźniej Hektor zrozumiał o co chodzi opiekunowi, bo natychmiast wstał i wrócił na swoje miejsce gdzie zwinął się w kłębek i spokojnie obserwował otoczenie. Hegron tymczasem poprowadził ich do kolejnej zagrody.
– Panie i panowie przed wami Smok Rubinowy. – Hegron otworzył drzwi kolejnego wybiegu.
Kiedy weszli do środka, ich oczom ukazał się sześciometrowy smok, którego łuski mieniły się na czerwono. Z policzków zwierzęcia wyrastały różnej długości rogi, a na głowie dostrzec można było niewielkie uszy. Z nozdrzy w nierównych odstępach czasu wydobywały się delikatne obłoczki dymu. Ogon smoka zakończony był jakby grotem strzały, potężne łapy uzbrojone były w ostre szpony, a wielkie, błoniaste skrzydła były ciasno złożone na grzbiecie. Ogromny gad popatrzył na przybyszów żółtymi oczami po czym bez wahania zaczął iść w ich kierunku. Wszyscy przezornie zaczęli cofać się do bramy, ale chwilę potem stanęli jak wryci, kiedy smok odezwał się do nich:
– Nie uciekajcie, dopiero co jadłem. Poza tym słyszałem, że ludzkie mięso jest bardzo toksyczne.
– Od kiedy to jesteś taki dowcipny Denver? – Hegron zwrócił się bezpośrednio do smoka
– Przecież nie mogę przez całe życie mieć deprechy tylko dlatego, że mój właściciel postanowił oddać mnie do schroniska. – odparł spokojnie Denver
– No wiesz, oddał cię, bo nie stać go było na twoje wyżywienie. Nie spodziewał się, że urośniesz do takich rozmiarów. – odparł Hegron – Tak to już jest jak ktoś nie zna się na smokach. Ale uszy do góry. Na pewno szybko znajdziemy ci nowy dom.
Nagle na sąsiednim wybiegu rozległ się głośny ryk, po czym krzaki w ogrodzeniu stanęły w ogniu, a po chwili w powietrzu śmignął duży, czarny kształt, który natychmiast skierował się ku Denverowi.
– Jasna cholera! – Hegron szybko odskoczył na bok dosłownie na sekundę przed tym, jak w miejscu gdzie przed chwilą stał, wylądował czterometrowy, czarny smok.
Całe jego ciało pokryte było kolcami o różnej długości, a na końcu ogona tworzyły one coś w rodzaju zabójczego wachlarza. Za głową osobnika znajdował się kostny grzebień przypominający kryzę triceratopsa. Czarny smok rzucił się z zębami na Denvera, który stanąwszy na tylnych łapach, zręcznie odparł jego atak. Oba gady starły się w zażartej walce. W ruch poszły kły i pazury. Denver próbował unieszkodliwić mniejszego smoka, ale okazało się to niemożliwe gdyż wystające z jego ciała kolce nie pozwalały dotrzeć do grubej skóry. Pomimo swoich rozmiarów Smok Rubinowy zaczął przegrywać z bardziej agresywnym kuzynem. Hegron wolał nie czekać aż oba smoki rozstrzygną walkę między sobą i szybko wezwał kilku kolegów, którzy stawili się na wybiegu uzbrojeni w ogromne pałki oszałamiające. Ustawili się wokół walczących smoków i na dany znak razem posłali kilka silnych ładunków elektrycznych na czarnego agresora. Zaskoczony smok zamarł w połowie ruchu, po czym bezwładnie runął na ziemię.
– Szybko, trzeba go przenieść do zagrody, zanim odzyska przytomność! – komenderował Hegron
Jeden z Replikantów wyciągnął z kieszeni pudełeczko z czerwonym proszkiem i posypując czarnego smoka wymówił tylko dwa słowa: Zagroda 4. Po chwili rozległ się głośny trzask i smok zniknął.
– Dobra robota. A teraz przyznać mi się, kto umieścił tego Czarta w otwartej zagrodzie? – spytał Hegron – Przecież wiecie, że rzuca się na wszystkie smoki!
– To pewnie ten nowy. Dzisiaj była jego kolej wypuszczania smoków do zagród.
– Ktoś powinien go pilnować! Nie można wymagać od nowicjusza znajomości charakterów wszystkich smoków! Żeby mi się to więcej nie powtórzyło, jasne?
– Tak szefie.
Kiedy Replikanci wyszli, Hegron zwrócił się do zszokowanych wycieczkowiczów.
– No to poznaliście już jeden z najpaskudniejszych okazów – Czarnego piekielnego. Ten był tresowany do walk smoków i ma wyjątkowo agresywny charakter. Choć ludziom nie zrobiłby krzywdy to i tak mamy z nim same kłopoty bo ciągle atakuje inne smoki. – teraz zwrócił się do Denvera – Bardzo cię poranił?
– Przeżyję. – odparł Denver oglądając swoje rany – Co za wredny, mały sukinsyn! W ogóle nie mogłem go ugryźć!
– Nadawałby się na ochronę przed Porfirami – skomentował Konrad
– Tylko jakbyś usiadł na jego grzbiecie, miałbyś sito zamiast tyłka. – prychnęła Rhonda
– Też racja.
– To co, pokażę wam ostatniego smoka, a do ciebie zaraz przyślę kogoś, kto zajmie się twoimi ranami – Hegron zwrócił się do Denvera
– Dzięki szefie – odparł smok po czym położył się w zacienionym kącie wybiegu i zaczął wylizywać rany, do których mógł sięgnąć.
Hegron tymczasem poprowadził wycieczkowiczów do ostatniego wybiegu. Kiedy weszli do środka, w pierwszej chwili oślepiło ich jasne światło bijące od pięciometrowego smoka wygrzewającego się w promieniach popołudniowego słońca. Zwierzę w całości pokryte było złotymi łuskami odbijającymi światło. Kiedy smok zauważył przybyszów, natychmiast wstał i dostojnym krokiem zaczął podążać w ich kierunku. Poruszał się z wielką gracją, jego ruchy były niemal kocie.
– Jest piękny! – szepnęła Daria
– I bardzo rzadki. – dodał Hegron – To smok Złocisty Azjatycki. Ten akurat jest samicą. Należała do kolekcjonera rzadkich okazów.
Smoczyca zatrzymała się naprzeciwko nich i spoglądała na nich pięknymi, błękitnymi oczami. Na jej ciele nie było żadnych kolców, jedynie zza policzków wyrastały niewielkie kryzy znakomicie harmonizujące ze smukłym pyskiem. Hegron pogłaskał smoczycę po głowie, a ona otarła się o niego pyskiem, zupełnie jak kot.
– No jak tam Lea? Pewnie przykrzy ci się samej, co?
Nagle na wybieg wszedł jeden z pracowników hodowli targający ze sobą ćwiartkę krowy. Smoczyca natychmiast doskoczyła do niego i zaczęła trącać go pyskiem, aby dał jej mięso. W zachowaniu samicy nie było jednak nawet cienia agresji.
– No już, coś ty taka niecierpliwa. – Replikant położył mięso na trawie, a smoczyca natychmiast złapała je w pysk i zaniosła do zacienionego kąta wybiegu gdzie rozpoczęła ucztę.
– Czy na wolności też są takie łagodne? – spytała Jola
– Nie. Dzikie smoki to prawdziwe bestie. Te, które widzieliście były od jajka wychowywane przez ludzi, dlatego mają przytłumione instynkty.
Kiedy wyszli z wybiegu, Hegron zapytał, czy zdecydowali się wziąć któregoś ze smoków.
– Wiesz co, chciałbym adoptować Denvera odezwał się Dasty
– Zaraz, mówiłeś, że chcesz wziąć smoka tylko na jakiś czas. – zdziwił się Hegron
– Tak, ale jednak postanowiłem, że wezmę go na stałe. Spokojnie, wiem jak postępować z tymi stworzeniami. Wiele na ich temat czytałem. – Dasty uprzedził ewentualne protesty Hegrona
– A jak zareaguje na to Dajen?
– Co go obchodzi, że sprawię sobie zwierzątko domowe?
– Ładne mi zwierzątko. – roześmiała się Rhonda – Dasty naprawdę chcesz go wziąć? To ogromna odpowiedzialność!
– Spokojnie maleńka, dam radę.
– A czemu akurat Denver? Nie chcesz tej ślicznej smoczycy? – spytała Daria
– Głównym powodem mojej decyzji jest fakt, że z Denverem bez trudu można się dogadać. Nie wiedziałem, że smoki mogą mówić.
– Przeważnie nie mówią, choć są bardzo inteligentne i niektóre doskonale rozumieją naszą mowę. A Denver jest wyjątkowy. Podobno w dzieciństwie przez przypadek trafiło go zaklęcie. Od tej pory zaczął mówić. No dobra Dasty. Skoro się zdecydowałeś to chodźmy podpisać dokumenty – uśmiechnął się Hegron
Kiedy załatwili wszystkie formalności, ponownie udali się do zagrody Denvera. Smok był już opatrzony i drzemał w cieniu drzew.
– Denver mamy dla ciebie dobre wiadomości. – uśmiechnął się Hegron
– Sprowadzicie mi jakąś smoczycę? – spytał Denver leniwie otwierając oczy
– Sam jej sobie poszukasz. – odparł Dasty – Zabieramy cię ze sobą.
– Ale tak serio? – Denver natychmiast wstał na równe nogi – Nie zalewasz?
– Jasne, że nie. Przed chwilą podpisałem dokumenty. Chcesz ze mną zamieszkać?
– Pewnie! Nareszcie koniec tej monotonii!
– Mówiłem, że będzie dobrze? Trzymaj się Denver. – rzekł Hegron
– Dzięki za wszystko Hegron! – odparł smok rozprostowując skrzydła – To co, dokąd lecimy?
– Pokażę ci, ale najpierw musisz mi udostępnić miejsce na twoim grzbiecie. – odparł Dasty
– Wskakuj stary! – Denver przysiadł na ziemi by umożliwić Dasty'emu dostanie się na jego grzbiet.
Tymczasem Spiridon przyprowadził Ikarusy. Podziękowali Hegronowi za pomoc i wystartowali. Początkowo Ikarusy były nieufne w stosunku do Denvera, ale po paru minutach wspólnego lotu przyzwyczaiły się do ogromnego smoka.
– Lepiej dodajmy gazu. – zaproponował Konrad wskazując na czarne chmury, które pojawiły się na horyzoncie – Zdaje się, że idzie burza.
– I to porządna. – stwierdziła Jola spoglądając na skłębioną masę smolistych chmur.
Z daleka widać było wypiętrzone wysoko w górę Cumulusy tworzące coś w rodzaju kopuły na szczycie formacji burzowej. W miarę jak zbliżali się do chmur, coraz bardziej widoczny stawał się charakterystyczny wał w którym dziewczyna bez trudu rozpoznała Chmurę Szelfową. Za przodującą formacją chmur znajdowała się szaroczarna masa rozświetlała co chwilę przez liczne wyładowania elektryczne. Wszystko wskazywało na to, że nieubłaganie zbliżają się w stronę Superkomórki Burzowej, czyli niezwykle silnej burzy która w sprzyjających warunkach mogła nawet wygenerować tornado. Zafascynowana Jola przez chwilę podziwiała majestat i piękno formacji burzowej. Jako pasjonatka tych zjawisk wiedziała jednak, że dla swojego bezpieczeństwa powinni jak najszybciej poszukać jakiegoś schronienia. Niestety pod nimi jak okiem sięgnąć rozciągała się ogromna puszcza.
– Powinniśmy się gdzieś ukryć! – krzyknęła Jola do pozostałych – Rozglądajcie się za budynkami!
– A ja myślałem, że nie boisz się burz? – zagadnął Konrad
– Nie boję się burz, wręcz przeciwnie, jestem nimi zafascynowana, ale wiem też, że mimo swojego piękna czasami sprowadzają śmierć i zniszczenie. – odparła Jola – A to, w co niebawem wlecimy to nie jest jakaś tam sobie zwyczajna burza. Mnie to wygląda na Superkomórkę Burzową.
– Możesz mówić jaśniej? – zainteresował się Keeton
– Jola chciała powiedzieć, że lecimy w zajebiście silną burzę. – wyręczył dziewczynę Spiridon
– Sama bym lepiej tego nie określiła Spiridon! – uśmiechnęła się do niego Jola, a potem zwróciła się do pozostałych – Podróżowanie w takich warunkach może stwarzać dla nas wszystkich ogromne niebezpieczeństwo. Dlatego proponuję poszukać w miarę bezpiecznego schronienia.
– Ciekawe gdzie, skoro pod nami jest tylko las? – jęknęła Daria
– Coś znajdziemy, nie martw się na zapas mała. – uśmiechnął się do niej jej opiekun
– Uważajcie, bo zaraz zacznie się niezła zabawa! – krzyknęła Jola widząc, że właśnie znaleźli się pod nadciągającą Chmurą Szelfową.
Kiedy znaleźli się w jej zasięgu, natychmiast uderzyły w nich niezwykle silne podmuchy wiatru. Choć Ikarusy nie należały do lekkich stworzeń, nagle zaczęły mieć problemy z kontrolowaniem swojego lotu, ponieważ silne prądy powietrzne zaczęły znosić je z wyznaczonego kursu.
– Robi się naprawdę nieciekawie! – stwierdził Eradon
– W takich chwilach człowiek dopiero czuje, że żyje! – odparła Rhonda
– Ja bym wolał, aby przypominano mi o tym w inny sposób. – odparł Konrad
Gdzieś ponad nimi przetoczył się grzmot. Mieli wrażenie, jakby na górze ktoś grał w ogromne kręgle. Pod zasłoną ciemnoszarych, niemal czarnych chmur nagle zrobiło się ciemno jak o zmierzchu. Podmuchy wiatru stawały się coraz gwałtowniejsze i Ikarusy miały ogromny kłopot z utrzymaniem kursu. Wichura zwyczajnie ciskała nimi na wszystkie strony, a dosiadający ich ludzie musieli trzymać się mocno by nie spaść na ziemię. Momentami nawet Denver nie dawał rady opierać się sile wiatru. Rozgałęzione pioruny co chwila rozświetlały niebo, a przez ryk wiatru przebijały się głuche huki grzmotów. Nagle zauważyli, że przed nimi znajdują się poruszające się ruchem wirowym chmury. Wirowały coraz szybciej i zaczęły zbliżać się w stronę ziemi tworząc ogromny, czarny lej. Byli świadkami narodzin tornada. Denver i Ikarusy zrobiły gwałtowny zwrot by jak najszybciej oddalić się od trąby powietrznej. Nagle zaczął padać ulewny deszcz, a po chwili także grad. Duże grudy wielkości piłek golfowych boleśnie uderzające o ciało sprawiły, że dalsza podróż stała się wyjątkowo nieprzyjemna. Na szczęście Denverowi udało się wypatrzeć stojący samotnie, podniszczony budynek. Kiedy zniżył lot, Ikarusy poszły jego śladem. Po chwili wszyscy stali w obszernej, nie używanej stodole.
– Dobra robota Denver – pochwalił go Dasty – Ja nigdy bym tego nie wypatrzył.
– Do usług.
– Okropna podróż. – westchnęła Daria wyciskając wodę z przemoczonej bluzki
– Daria no co ty? Przed chwilą widzieliśmy jak powstaje tornado! Zawsze marzyłam aby zobaczyć je na własne oczy! – Jola była wyraźnie podekscytowana
– Jolka czy jakaś duża grudka gradu nie trafiła cię przypadkiem w głowę? – roześmiał się Konrad za co dostał porządnego kuksańca
– Nie ma to jak mocne wrażenia. – poparła Jolę Rhonda
– Obie jesteście nieźle stuknięte.
– Czy my nie jesteśmy czasem na drodze tego tornada? – zaniepokoiła się Daria
– Chyba nie, ale z trąbami nigdy nic nie wiadomo. – odparł Keeton rozglądając się dookoła – Na szczęście w razie czego mamy tu piwnicę. – wskazał na klapę w podłodze
– Mam nadzieję, że to szybko przeleci. – westchnęła Rhonda – Okropnie mi zimno.
– Jak chcesz, mogę cię rozgrzać maleńka. – Dasty przytulił się do dziewczyny
– Słyszycie? Chyba jednak tornado zmieniło kierunek... – odezwał się Denver
Wszyscy zaczęli nasłuchiwać. Pośród zwykłego ryku wichury usłyszeli łoskot charakterystyczny dla trąby powietrznej. Przerażający dźwięk zbliżał się nieuchronnie.
– Do schronu! – krzyknął Spiridon – Denver, Ikarusy natychmiast stąd uciekajcie! Zejdźcie z drogi tornada, a jak przejdzie, wrócicie tu na miejsce!
– Dobra! – Denver otworzył wrota stodoły i razem z Ikarusami wylecieli w ulewny deszcz.
Nim Spiridon zamknął drzwi z powrotem, przez moment w świetle błyskawic dostrzegł ogromny lej tornada pędzący wprost na stodołę. Szybko pobiegł do piwnicy i zabezpieczył za sobą drzwi. W środku spodziewał się zastać egipskie ciemności, jednak okazało się, że w ścianach znajdują się świecące na zielononiebieski kolor minerały. Dawały niewiele światła, ale wystarczyło go by orientować się w terenie. Pozostali zebrali się w najdalszym kącie piwnicy i uważnie nasłuchiwali co dzieje się nad nimi. Wycie wiatru cały czas przybierało na sile, aż w końcu przerodziło się w jeden wielki, ogłuszający huk. Wszyscy z przerażeniem obserwowali drewniane drzwi piwnicy, które sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały zostać wyrwane z zawiasów. Nagle na górze rozległ się jeden potężny huk, z drzwi posypał się kurz, a potem nagle wszystko ucichło.
– Już po wszystkim? – spytała Rhonda
– Na to wygląda. – Spiridon zaczął się wspinać po drabince – Nie podobał mi się ten ostatni huk. Mam nadzieję, że nie zostaliśmy tu uwięzieni.
Po jednej próbie podniesienia klapy zorientował się, że wielki huk towarzyszył zawalaniu się dachu. Co prawda udało mu się uchylić drzwi, ale za nic nie mógł ich otworzyć, mimo że w próby ich otwarcia włożył wszystkie swoje siły.
– Co jest Spiridon? Nie zjadło się dziś śniadanka? – zażartował Dasty
– Zapomniałem wziąć codziennej porcji sterydów. – Spiridon podchwycił jego ton
– Ja spróbuję to otworzyć.
Spiridon zszedł z drabiny, a jego miejsce zajął Dasty. Niestety jego energiczne próby otwarcia klapy także się nie powiodły.
– No i co mądralo? – Spiridon nie mógł darować sobie by nie podroczyć się z Dastym
– Przywaliło nas.
– Jak to przywaliło?!? – krzyknęła Daria – Jesteśmy pogrzebani żywcem???
– Nie martw się, wyciągniemy nas stąd. – odparł Spiridon wspinając się na drabinę obok Dasty'ego – Spróbujemy razem to otworzyć.
Na dany znak jednocześnie naparli na klapę. Usłyszeli głuchy łoskot, po czym wyjście stanęło przed nimi otworem, a do środka zaczęły wpadać strugi deszczu. Replikanci szybko wyszli na górę, a za nimi pozostali.
– O ja pierdzielę... – jęknął Konrad gdy ich oczom ukazał się ogrom zniszczeń.
Ich schronienie przed deszczem zupełnie przestało istnieć. Pod nogami mieli dach i ściany zawalonej stodoły. Wszędzie walały się połamane gałęzie, a gdzieniegdzie nawet wyrwane z korzeniami drzewa. Obok otwartej klapy leżała gruba belka, która utrudniła im wydostanie się z piwnicy.
– Zawsze chciałam na żywo zobaczyć tornado, ale nigdy nie sądziłam, że sama będę na jego drodze. – odezwała się Jola – Mam nadzieję, że Denver i Ikarusy są całe.
– Nie martw się. Zwierzęta wiedzą jak uciekać przed trąbami powietrznymi. – odparł Eradon
– To niewątpliwie bardzo przydatna umiejętność! – usłyszeli z góry głos Denvera – Wydawało mi się, że tu przed chwilą stała stodoła!
Chwilę potem smok i Ikarusy wylądowali na pozostałościach opuszczonego budynku. Ponieważ wszyscy byli zupełnie przemoczeni i zziębnięci, postanowili nie zważać na pogodę i wracać do ciepłego Centrum. Nie wiało już tak strasznie i przestał padać grad, więc warunki do podróży były całkiem znośne. Kiedy wreszcie dotarli do Centrum, byli kompletnie przemarznięci i każdy marzył o gorącej kąpieli.
– To była najdłuższa podróż w moim życiu... – westchnęła Rhonda gdy wylądowali w znajomym ogrodzie.
– Całkowicie się z tobą zgadzam. – poparła ją Daria
– Rany, gdzie wy się szwędaliście, że was tak zmoczyło??? – z okna swojego pokoju wychylił się Marcel, a gdy zobaczył Denvera oczy omal nie wyszły mu z orbit – Skąd macie tego smoka???
– Było się tu i tam. – odparła Rhonda – A smok należy do Dasty'ego.
– Kurcze... zionie ogniem??
– Jasne stary! – odparł Denver, a Marcel miał tak zabawną minę, że wszyscy się roześmiali
– Dobra koniec tych pogaduszek! Proponuję wziąć gorącą kąpiel w naszym mini basenie! – zaproponowała Rhonda
– Mamy tu coś takiego? – zdziwił się Konrad
– Tak, w pokoju odnowy. Jest nawet hydromasaż.
– Czekajcie! Idę z wami! – Marcel szybko schował się w pokoju
– Idźcie się przebrać, a my odprowadzimy Ikarusy i Denvera do pomieszczenia gospodarczego – odparł Dasty
Kwadrans później wszyscy siedzieli w dużej wannie i popijali szampana, którego skołował Konrad. Oprócz Marcela, byli jeszcze z nimi Castor i Emmett których ściągnęli Spiridon i Dasty, a także Czarek, który chciał posłuchać o szczegółach popołudniowej wyprawy swoich towarzyszy. Kiedy ich opowieść dobiegła końca, Marcel był wyraźne zawiedziony, że nie został z nimi.
– Dlaczego mnie nie zawiadomiliście, że będziecie zwiedzać miasto samochodów i hodowlę smoków? Też chętnie bym to zobaczył.
– Trzeba było nie ulatniać się z jadalni tak szybko. – odparła Jola – Wtedy wiedziałbyś, że wybieramy się do Rafinerii. A hodowla smoków wyskoczyła nam zupełnie przypadkowo.
– Przecież nasi opiekunowie posługują się telepatią, mogli mnie zawiadomić.
– Jeśli nigdy nie porozumiewałeś się w ten sposób, nie potrafiłbyś odebrać tej wiadomości. – odparł spokojnie Emmett – No chyba że nadawca dostroiłby odpowiednio twój umysł, ale ten sposób działa tylko na niedużej odległości.
– A spróbuj mi coś przekazać.
– Dobra, skoro chcesz. Ale nie będę ci niczego ułatwiał.
– Okej.
Emmett przez chwilę trwał w skupieniu.
– I co? – spytał po chwili
– Chciałeś, żebym dolał wina?
– Nie, ale to niezły pomysł. – roześmiał się Replikant
– Co mu przekazywałeś? – chciała wiedzieć Daria
– Że posługiwanie się telepatią wymaga treningu. – uśmiechnął się Emmett
– Znam jedną osobę, która stanowi wyjątek od tej reguły. – odezwał się Spiridon patrząc porozumiewawczo na Jolę
– Co masz na myśli?
– Jest wśród was osoba, która nigdy nie posługiwała się telepatią, a mimo to bez trudu opanowała tę sztukę już na pierwszej lekcji.
– Miałam po prostu świetnego nauczyciela. – Jola uśmiechnęła się do Spiridona
– Bez jaj! Jolka naprawdę posługujesz się telepatią? – zainteresował się Marcel
– Przekaz Emmetta odebrałam bez trudu.
– A może spróbujesz czegoś trudniejszego? – zaproponował Spiridon – Ciekaw jestem, czy uda ci się ułatwić odebranie wiadomości tym, którzy nigdy nie posługiwali się telepatią.
– Spróbuję. A jak mam to zrobić?
– Spróbuj sama coś wykombinować. Na razie nie ułatwię ci zadania. – Jola widziała, że Spiridon się do niej uśmiecha, ale nie wypowiedział głośno ani jednego słowa.
– Taki jesteś? – dziewczyna odpowiedziała mu w taki sam sposób – No to teraz uważaj!
– Co się tak do siebie szczerzycie? – chciał wiedzieć Konrad – Czy właśnie prowadzicie ze sobą jakąś rozmowę poza naszym zasięgiem?
Jola nie odpowiedziała mu na głos, lecz wyobraziła sobie, że jej myśli są czymś w rodzaju fal radiowych, a ona sama stanowi niezwykle silny nadajnik, który przekazuje te fale wprost do podporządkowanych jej odbiorników, czyli umysłów przyjaciół. Celowo z tej komunikacji wyłączyła wszystkich Replikantów aby sprawdzić, czy da się powstrzymać odbiór informacji przez niepożądane osoby.
– W końcu musimy się jakoś przed wami popisać! Ale niech będzie, wy też zakosztujcie tego niesamowitego uczucia kiedy słyszy się czyjeś myśli!
Po zaskoczonych minach pozostałych wiedziała, że odebrali jej wiadomość.
– O w mordę! – krzyknął Marcel – Ty naprawdę to potrafisz!
– Ja też chcę się tak komunikować! – zapaliła się Rhonda – Dasty nauczysz mnie?
– Żaden problem maleńka. Tylko pomyśl jakie świństewka moglibyśmy sobie prawić bez obaw, że ktoś nas usłyszy.
– A jesteś tego pewien? Skąd moglibyśmy wiedzieć, że nikt nas nie podsłuchuje?
– Jeśli byśmy sobie tego zażyczyli, to żadna postronna osoba nie byłaby w stanie odebrać naszych myśli.
– Właśnie chciałam to sprawdzić. Dotarł do was mój przekaz? – spytała Jola Replikantów
– Skutecznie nas zablokowałaś maleńka. – odparł Emmett
– Coraz bardziej podoba mi się ta telepatia! – roześmiała się dziewczyna
Czarek, Daria, Marcel i Konrad również byli chętni by uczyć się telepatycznego sposobu komunikacji, a ich opiekunowie zgodzili się dawać im lekcje. Uprzedzili ich jednak, żeby nie zniechęcali się po pierwszych próbach, gdyż rzadko kiedy przynoszą one oczekiwany efekt.
– To co, wypijemy za owocną naukę telepatii? – zaproponował Marcel
– No jasne! Poza tym proponuję wznieść mały toast.
– Za co?
– Żeby powiodło nam się na wyprawach i abyśmy wszyscy wrócili z nich cali i zdrowi. Łącznie z Damianem oczywiście, ale Bóg jeden wie gdzie on się podziewa.
– Pewnie w swoim ulubionym miejscu. – roześmiała się Rhonda – To znaczy w łóżku.
– I kto to mówi??? – uśmiechnął się Konrad
Kilkanaście kieliszków później uznali, że najwyższy czas rozejść się do swoich pokojów. Okazało się, że picie szampana w ciepłej wodzie i na pusty żołądek nie było zbyt dobrym pomysłem, bo kiedy zaczęli stawać na nogach, okazało się, że ziemia kręci się szybciej niż zwykle, a jej przyciąganie nagle stało się niezwykle silne. Na szczęście Replikanci zachowali jaką taką trzeźwość i dbali o to, aby żaden z ich podopiecznych nie uległ wypadkowi.
– O cholera... w życiu bym nie pomyślał, że można tak narąbać się szampanem! – jęknął Konrad, gdy wreszcie udało mu się wydostać z wanny.
– Bąbelki bywają bardzo zdradliwe. – uśmiechnął się Dasty, asekurujący Rhondę
– A wy czym żeście się tak zaprawili? – nagle usłyszeli rozbawiony głos
Okazało się, że do kącika rekreacyjnego ni stąd ni zowąd zawitał Dajen. Musiały rozbawić go ich próby bezpiecznego wydostania się z obszernej wanny. Marcel czknął potężnie i wskazał na kilka opróżnionych butelek po szampanie.
– Przynajmniej choć raz położycie się grzecznie do łóżek! – roześmiał się Interanin
– Do niczego innego się nie nadajemy. – westchnął Marcel – Coś czuję, że jutro ten szampan wyjdzie mi bokiem...
– Raczej inną stroną. – dopowiedział Konrad
– Chłopaki odprowadźcie ich do pokojów, bo jeszcze gdzieś się zgubią po drodze. – nakazał Replikantom Dajen
Interanin był wyraźnie rozbawiony stanem swoich gości.
– To dobranoc Dajen!
– Dobranoc! Słodkich snów! Tylko proszę mi jutro nie zaspać!
– To nie będzie przyjemny poranek. – roześmiał się Marcel
Kiedy byli już na swoim piętrze, powiedzieli sobie dobranoc i każdy udał się do swojego pokoju. Jedynym wyjątkiem był Dasty, który poszedł z Rhondą. Gdy tylko Jola znalazła się w swoim pokoju, nawet nie zapalała światła, tylko od razu skierowała się w stronę łóżka. Ledwo zdążyła położyć głowę na poduszce, a natychmiast zmorzył ją głęboki, poalkoholowy sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro