2. Sny
– Halo jest tutaj ktoś??? – Rhonda szła przez mlecznobiałą mgłę sięgającą jej aż do pasa.
Była noc, na bezchmurnym niebie świecił olbrzymi księżyc, a jego poświata srebrzyła wszystko dookoła. Choć dziewczyna nie widziała terenu po którym stąpa, była pewna, że pełen jest zdradzieckich rozpadlin i dołów. Gdzie niegdzie widziała nagie skały wystające z mgły. Cały czas słyszała jakiś dziwny, dudniący dźwięk, który zdawał się dochodzić spod ziemi. W niektórych miejscach mgła podbarwiona była na czerwono, zupełnie jakby coś podświetlało ją od środka. Ten teren zdawał ciągnąć się bez końca. Rhonda czuła jakieś zagrożenie i... pobudzenie seksualne. W tym momencie miała świadomość, że żaden facet by jej się nie oparł. Miała na sobie tylko krótką, półprzezroczystą koszulę nocną mieniącą się srebrzyście w świetle księżyca. Nagle na niebie dostrzegła ciemną sylwetkę jakiegoś mężczyzny. Leciał ku niej na dużych skrzydłach, przypominających skrzydła ogromnego nietoperza. Kiedy mężczyzna wylądował tuż przed nią, Rhonda nie miała wątpliwości, że ma do czynienia z Demonem. Bardzo pociągającym Demonem. Był sporo wyższy od dziewczyny i bardzo dobrze zbudowany. Jego skóra była szaroniebieska. Dobrze rozbudowana klatka piersiowa porośnięta była ciemnymi włoskami. Rhonda nie widziała twarzy Demona, która skryta była w cieniu.
– Witaj maleńka – odezwał się spokojnym, melodyjnym głosem jakiego Rhonda na pewno nie spodziewałaby się po demonie – Czekałem na ciebie... – podszedł do Rhondy po czym popatrzył jej prosto w oczy
Dziewczyna jeszcze nigdy nie widziała tak żółtych tęczówek. Owe niepokojące oczy ocienione były czarnymi jak smoła rzęsami oraz topornie zarysowanymi brwiami wygiętymi w ostre łuki. Na czoło i kark Demona opadały niesforne kosmyki czarnych włosów, które na głowie tworzyły artystyczny nieład. Wszystko to sprawiało, że wyglądał tajemniczo i niezwykle drapieżnie. Kiedy zbliżył się do Rhondy, dziewczyna zauważyła, że ma ogon, którego serduszkowate zakończenie skojarzyło jej się z ludzkim penisem. Momentalnie spojrzenie dziewczyny powędrowało nieco wyżej, by zatrzymać się na czarnej przepasce na biodra jaką miał na sobie nieznajomy.
– Widzę, że ognista z ciebie laska... tak mówią faceci, co nie? – odezwał się ponownie
– A jak mówią Demony? – spytała Rhonda
– Demony nie tracą czasu na gadanie. Od razu przechodzimy do rzeczy... – jego twarz rozjaśnił iście diaboliczny uśmiech, a w oczach zapłonęła żądza.
– Kim jesteś? – spytała Rhonda kiedy Demon niespodziewanie złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie
– Mam na imię Askalon. – odparł stając za Rhondą
Po chwili dziewczyna poczuła, jak jego zakończone ostrymi pazurami dłonie zaczynają pieścić jej nagie ramiona.
– Pasowałabyś do Królestwa Mroku... – szepnął jej do ucha, po czym jedną ręką odsunął jej włosy i Rhonda poczuła na szyi jego pocałunki.
W jednej chwili zapłonęło w niej dzikie pożądanie. Pragnęła oddać się temu Demonowi tu i teraz. A on nadal pieszcząc i całując jej szyję, szeptał:
– Wiem, że szukasz kamienia, który da ci nadprzyrodzoną moc...
– Wiesz gdzie on jest? – spytała Rhonda całym ciałem opierając się o Askalona. Na plecach czuła jego twardniejącą męskość.
– W miejscu, do którego ty nie masz dostępu. – odparł, a jego ogon niepostrzeżenie wsunął się pod jej koszulę nocną i zaczął drażnić jej najczulsze punkty.
Rhonda jęknęła cicho, a jej przyspieszony oddech zdradzał jaka jest podniecona.
– Więc jak go zdobędę? – zdołała wykrztusić
– Jest pewien sposób. – odparł Demon, a jego dłonie spoczęły na jej pełnych piersiach
W tym momencie dziewczyna zauważyła, że jest zupełnie naga. Nie czuła jednak żadnego skrępowania, jedynie dziką żądzę.
– Powiesz mi jaki? – spytała
– Zabiorę cię na Ognistą Polanę. Tam przekażę ci klucz do tego miejsca... dzięki mnie dostaniesz się do Otchłani...
Rhonda czuła w sobie jego ogon, który zaczął poruszać się w niej rytmicznie. Jej ciało płonęło rozpalone pożądaniem, czuła, że za chwilę nie da rady utrzymać się na nogach. Jednak nagle wszystko się skończyło. Dziewczyna obudziła się w swoim łóżku. „To był tylko sen." – pomyślała zawiedziona. Zamknęła oczy i próbowała wrócić na tajemniczą równinę, ale przed oczami miała tylko ciemność.
***
Marcela obudził chłód. Kiedy chłopak otworzył oczy, nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Leżał na tylnym siedzeniu jakiegoś samochodu, ale nie mógł sobie przypomnieć jak się tam znalazł. Otworzył drzwi i wyszedł na pustą ulicę. Był w jakimś mieście. Wszędzie widział oszklone budynki. Większość miała szyby z czarnego, albo złotego lustrzanego szkła, ale zdarzały się też takie konstrukcje w których użyto zwyczajnych szyb. Były to zazwyczaj budynki użyteczności publicznej: kawiarnie, puby, dyskoteki. Marcel z ciekawością spoglądał na geometryczną zabudowę. Większość budynków miała standardowy kształt wieżowców, ale zdarzały się też piramidy, różnego rodzaju bryły, a także zabudowania o bardzo skomplikowanych, artystycznych kształtach. Musiało być dość późno, bo miasto było kompletnie opustoszałe. Wszędzie panował spokój, za wyjątkiem nocnych klubów, z których dobiegała głośna muzyka, śmiechy i głosy rozbawionych ludzi. Właśnie z jednego z klubów wyszła gromada rozbawionej młodzieży. Już z daleka Marcel dostrzegł, że wszyscy są lekko wcięci. Śmiali się głośno, a mężczyźni popisywali się przed dziewczynami. Nagle z jednej z bocznych ulic z ogromną prędkością wyjechały cztery samochody: Jeep Hummer, Land Rover Discovery, ciężarówka Renault i furgonetka Mercedesa. Kierowały się prosto na ludzi. Przerażona młodzież rozbiegła się na wszystkie strony, większość rzuciła się w kierunku zaparkowanych na poboczu samochodów, a w chwilę potem, ku kolejnemu zdumieniu Marcela, z silników zamocowanych z tyłu samochodów wystrzeliły płomienie i pojazdy uniosły się nad ziemię. W tym momencie samochody zahamowały gwałtownie i przez chwilę stały nieruchomo na środku ulicy, jakby ich kierowcy szukali innych ofiar. Tyle, że w żadnym samochodzie nie było kierowcy. Marcelowi ciarki przeszły po plecach, kiedy dotarło do niego co to oznacza. Wyglądało na to, że każdy z tych samochodów posiada własną wolę i mordercze zapędy. Z jakiegoś powodu polowały na ludzi. Marcelowi natychmiast przyszła na myśl realna wersja Carmageddonu. Nagle Jeep Hummer stanął dokładnie na wprost niego. Jego światła rozbłysły złowrogo w ciemności.
– Chłopaki jeszcze jeden!
Pozostałe samochody również odwróciły się w jego stronę. Na ich maskach Marcel dostrzegł niewielkie wgniecenia i zakrzepłą krew. Nie chcąc sprawdzać na własnej skórze jak to jest być przejechanym przez samochód, chłopak rzucił się do ucieczki. Na jego nieszczęście w pobliżu nie było żadnych wąskich uliczek ani budynków, w których mógłby się schronić – z wyjątkiem nocnego klubu po drugiej stronie. Teraz trzeba było tylko się tam dostać. Marcel przebiegł kawałek poboczem, a kiedy zobaczył, że samochody ruszają za nim, wyszedł na środek ulicy i czekał tam aż się do niego zbliżą. Na przedzie jechał Renault. Marcel ze wszystkich sił walczył z instynktem samozachowawczym, który nakazywał mu jak najszybciej zejść z drogi rozpędzonej ciężarówki. Dopiero gdy przód samochodu znalazł się około dwóch metrów od niego, chłopak odskoczył w bok i natychmiast zaczął biec w stronę wejścia do klubu. Zaskoczony Renault natychmiast zaczął hamować, jednocześnie skręcając w stronę chłopaka. Jednak Marcel był już poza jego zasięgiem.
– Bierzcie go!!! – wrzasnął do swoich kumpli, którzy już zorientowali się co się dzieje.
Mercedes i Land Rover jechali wprost na Marcela.
Chłopak wyraźnie słyszał ryk ich silników, był świadomy tego, że biegnie stanowczo za wolno i nigdy nie zdoła dotrzeć do wejścia przed nimi. Nagle na ulicy rozległo się wycie syren policyjnych, po czym zza najbliższego zakrętu wyjechała czerwona ciężarówka. Marcel zdążył tylko usłyszeć jak Renault odwołuje swoich kumpli, po czym przystanął na poboczu obserwując przebieg akcji. Z okna ciężarówki wychylił się człowiek z niewielkim karabinem i wycelował w odjeżdżające samochody. Po chwili nacisnął spust i z pistoletu wystrzeliło kilka zielonych kul, które pomknęły w stronę uciekających napastników. Rozległ się głośny huk, a Land Rover dosłownie przestał istnieć. Na chwilę otoczyła go zielono-niebieska kula ognia, która błyskawicznie się zmniejszyła i znikła zabierając ze sobą samochód. Następny huk, który wstrząsnął ulicą był dowodem na to, że kolejna kula musiała trafić w cel. Renaultowi i Hummerowi udało się jednak uciec. Czerwona ciężarówka zatrzymała się na chwilę, po czym mężczyzna, który strzelał, upewnił się, czy Marcelowi nic nie jest.
– Wszystko w porządku! – odparł Marcel – Co to było?
– Samochody zabójcy. – odparł chłopak – To efekt uboczny prac nad rozwojem sztucznej inteligencji. A my pracujemy w firmie, która usuwa ten niepożądany element z miasta.
– A więc produkuje się tu rozumne samochody?
– Po tym co się tu dzieje, producenci zastanawiają się czy nie odejść od tego projektu. – odparł chłopak – Słuchaj, chętnie bym z tobą pogadał, ale musimy jak najszybciej zdezintegrować tamtych dwóch.
– Jasne, rozumiem. Wielkie dzięki za pomoc! Uratowaliście mi życie.
– To nasza praca. – uśmiechnął się chłopak – Powodzenia!
Ciężarówka odjechała, a Marcel postanowił wejść do klubu. Po tym, co przed chwilą przeżył, miał wielką ochotę na głębszego. W klubie było bardzo głośno i duszno. Roztańczony tłum bawił się przy dźwiękach muzyki elektronicznej. Marcel natychmiast skierował swoje kroki do baru i zapytał o coś do picia.
– A jakie chcesz mieć fazy kolego? – spytał młody barman
– Fazy?
– No, chcesz zwykły alkohol, czy może wzbogacony jakimiś halucynkami, hę? A może coś, po czym świat stanie się dla ciebie prawdziwym rajem?
– Proponujesz mi narkotyki? – zdziwił się Marcel
– Człowieku na jakim świecie ty żyjesz?! To najzwyklejsze zioła, a nie żadne syntetyczne mózgojeby.
– Eeee... nie... chyba sobie dziś daruję...
– Hej Stan! Cztery Szajby poproszę! – do baru podszedł jakiś chłopak
– Już się robi! – Stan nalał do dużych kufli jadowicie niebieski płyn o zapachu oranżady.
Chłopak zabrał napoje i wrócił do swojego stolika, przy którym siedzieli jego znajomi. Marcel postanowił jednak zaryzykować.
– Namyśliłem się. Możesz mi powiedzieć jakie napoje tutaj serwujecie?
– Wszystko jest w menu, razem z opisem działania. – Stan podał Marcelowi spis napojów. Oprócz zwykłych alkoholi były tam dość ciekawe pozycje:
1. Energator – napój energetyzujący o smakach: pomarańczy, lemonki, maliny, wiśni, brzoskwini, ananasa lub owoców leśnych. Jedna szklanka daje energię na przetańczenie całej nocy. Ponadto wyostrza zmysły i przyspiesza przemianę materii. Ogólne działanie podobne do amfetaminy, z tą różnicą, że specyfik nie powoduje uzależnienia i nie niszczy komórek organizmu.
2. Szajba - Napój dla wszystkich, którzy chcą bawić się na całego. Daje ogromną pewność siebie i euforyczny stan szczęścia. Dzięki niemu pokochasz cały świat!
3. Fazer – Napój o działaniu halucynogennym. Wyostrza zmysły oraz powoduje powstawanie różnego rodzaju wizji. Przeznaczony dla ludzi odważnych, spragnionych naprawdę mocnych wrażeń. Po jego zażyciu ukaże wam się świat, jakiego nie znacie!
4. Erotikon – napój o smaku owoców leśnych bardzo silnie wzmagający pobudzenie seksualne i libido. Zażywając go staniesz się prawdziwym demonem seksu, satysfakcja gwarantowana.
5.Ekstremal – Napój tylko dla ludzi o bardzo mocnych nerwach. Stanowi mieszaninę wszystkich drinków specjalnych w odpowiednio dobranych proporcjach. Wyostrza wszystkie zmysły, powoduje powstanie olbrzymiego pobudzenia seksualnego a także poczucia rozsadzającego szczęścia i euforii. Dostępny w dwóch wariantach: z dodatkiem środka powodującego niesamowite wizje, lub bez dodatku.
– Dawajcie, bawimy się!!! – nagle na bar wskoczył chłopak, który zamawiał szajbę dla siebie i swoich znajomych. – Ludzie!!! Kocham was wszystkich!!! – wydarł się na całą salę
Chwilę potem dołączyła do niego jego dziewczyna i oboje rozpoczęli szalony taniec na kontuarze.
Najwyraźniej bywalcy klubu byli przyzwyczajeni do takich wyskoków, bo nikt nie zwracał uwagi na wyczyny rozbawionej pary.
– Więc co podać? – barman zwrócił się do Marcela zręcznie unikając spotkania ze stopą tańczącego na barze chłopaka.
– Jednego Fazera.
– Uuu, widzę, że lecisz na mocne wrażenia! Na zdrowie!
Stan podał Marcelowi drinka o błękitno-perłowej barwie. Substancja była bardzo gęsta i miała słodki zapach. Nie zastanawiając się ani chwili Marcel jednym tchem wypił całą zawartość literatki. Napój smakował jak sok z ananasów wzbogacony migdałami.
– Mmm, bardzo dobre! – uśmiechnął się, gdy skończył
– To mój ulubiony napój – roześmiał się Stan – Strasznie żałuję, że nie mogę go pić w pracy.
Marcel zamierzał właśnie zamówić następną kolejkę, kiedy dziwnie się poczuł. Zrobił się nagle bardzo lekki, tak lekki, że zaczął unosić się ponad stołkiem, na którym siedział.
– Cholera, ja latam! – krzyknął próbując złapać się blatu kontuaru.
Jednak na to już było za późno. Był za wysoko. Zaczął szybować pod rozjarzonym światłami sufitem. W jego uszach rozbrzmiewała kakofonia elektronicznych dźwięków, które zdawały się być jego częścią. Czuł tę muzykę każdą swoją komórką, chłonął wibracje. Ogarnęło go uczucie niewypowiedzianego szczęścia. Zaczął szybować pomiędzy tańczącymi ludźmi, podziwiał grę milionów świateł. Nagle ktoś otworzył jedno z okien i Marcel zapragnął wylecieć na ulicę. Kiedy znalazł się na zewnątrz, poszybował w miasto. Podziwiał cudowną, nocną panoramę. Leciał pomiędzy budynkami omijając je zaledwie o milimetry. Ciepły wiatr owiewał mu twarz, a latanie dawało cudowne poczucie wolności. Chłopak skierował się w stronę najwyższego budynku w mieście. Na jego dachu migotały czerwone i białe światła mające ostrzegać nieuważnych kierowców latających samochodów. Gdy przelatywał nad dachem wieżowca, nagle ogarnęło go przemożne pragnienie, żeby na nim wylądować. Kiedy stanął na dachu, automatycznie skierował się w stronę kąta, w którym dostrzegł niewielki schowek. Otworzył jego drzwiczki i w tym momencie zobaczył połyskujący cudownym, czerwonym światłem kamień. Wyglądał jak rubin, tyle, że był o wiele ładniejszy i emanowała od niego świetlista poświata. „Nareszcie mnie znalazłeś" – odezwał się głosik w głowie Marcela. W tym momencie chłopak obudził się w swoim łóżku, w Centrum strefy 1.
***
Jola i Spiridon przemierzali ogromną puszczę. Dziewczyna podążała za Replikantem, który sprawiał wrażenie, jakby doskonale wiedział gdzie iść. Jego zdecydowanie i pewność siebie sprawiały, że dziewczyna czuła się przy nim bezpiecznie.
– Jak myślisz Jolu, wyrobimy się w ciągu jednego dnia? – zagadnął Spiridon
– Mam taką nadzieję, bo nie wzięliśmy żadnych cieplejszych ubrań na noc spędzoną w lesie. – odparła dziewczyna – Byłoby niewesoło gdyby przyszło nam nocować pod gołym niebem.
– A po co ci ciepłe ubrania? – Spiridon puścił do niej oczko i uśmiechnął się łobuzersko – Myślę, że gdyby zaszła taka potrzeba to wiedziałbym jak cię rozgrzać.
– Taki gorący z ciebie facet? – Jola podjęła jego żartobliwy ton
– I to w dosłownym znaczeniu maleńka. – odparł Replikant – Temperatura mojego ciała wynosi 39 stopni.
– Naprawdę? – zdziwiła się dziewczyna
– Chcesz sprawdzić? – Spiridon wyciągnął rękę w jej kierunku, a dziewczyna ujęła ją w swoje dłonie.
Rzeczywiście jego ciało było rozpalone, zupełnie jakby trawiła go gorączka. Spiridon delikatnie przyciągnął Jolę do siebie i zamknął w swoich silnych ramionach. Dziewczynie momentalnie zrobiło się gorąco choć nie była do końca pewna czy to zasługa ciepła bijącego od Replikanta czy od jego bliskości.
– Nadal martwisz się, że zmarzniesz? – spytał Replikant
– Już nie. Ale co z tobą? – dziewczyna wyswobodziła się z objęć Spiridona i kontynuowali swoją wędrówkę
– Mnie jest zawsze ciepło.
Jola spojrzała na niego zaskoczona.
– Naprawdę. – uśmiechnął się Spiridon
– Nawet zimą?
– W tej części Strefy I lato trwa przez cały rok.
– Super!
Nagle w oddali dziewczyna dostrzegła znajomą, czerwoną poświatę.
– Spiridon chodźmy tam! – krzyknęła podekscytowana i chwyciła go za rękę po czym podążyli w stronę czerwonego światła.
Wybiegli z gęstwiny na malutką polankę, na środku której stała bramka w kształcie trójkąta, emitująca to czerwone światło.
– Co to ma być? – spytała rozczarowana Jola
– To przejście do jakiegoś świata równoległego – odparł Spiridon. – Idziemy?
– Mamy przejść przez tę bramę, tak?
Spiridon skinął głową.
– No dobrze. Chodźmy.
Jola wkroczyła w bramę i w ułamku sekundy przed oczami ukazał jej się niesamowity widok. Stała na oślepiająco jasnej polanie. Pod stopami miała złote źdźbła trawy, a wokół polany rosły złote i srebrne drzewa. Na niektórych z nich dziewczyna dostrzegła różnej wielkości owoce, które mieniły się w świetle słonecznym.
– Widzę, że trafiliśmy do zaczarowanego lasu. – nawet nie zauważyła, kiedy tuż za nią stanął Spiridon.
– Zaczarowanego?
– No bo gdzie indziej mogłyby rosnąć takie drzewa? – Spiridon podszedł do najbliżej rosnącego krzewu, którego liście złociły się w słońcu.
Jola podążyła jego śladem i przez chwilę przyglądała się osobliwej roślinie. Pomiędzy złotymi listeczkami dostrzegła ciemnoczerwone owoce. Kiedy jednak przyjrzała im się bliżej, zdała sobie sprawę, że to nie owoce, a niewielkie rubiny.
– Jakie to ładne... – szepnęła
Nagle z gęstwiny na polanę wyszedł tygrys. Nie było to jednak zwyczajne zwierzę. Deseń na jego skórze był niebywale piękny. Miał barwę głębokiego błękitu, który w dolnych partiach ciała przechodził w odcień ciemnoniebieski. Pasy były bardzo wyraźne a ich układ niczym nie różnił się od układu pręgów u zwykłych tygrysów.
Błękitny tygrys popatrzył na nich mądrymi, bursztynowo-złotymi oczami, po czym ku ogromnemu zdziwieniu Joli przemówił do nich spokojnym, głębokim głosem:
– Witam w moim lesie. Normalnie nie toleruję tu ludzi, ale wiem, że ty – zwrócił się do Joli – jesteś wyjątkowa. Chodźcie za mną.
Po tych słowach odwrócił się i popędził w gęstwinę. Jola i Spiridon popatrzyli na siebie i pobiegli za tygrysem. Po drodze mijali złote i srebrne drzewa, na których mieniły się najróżniejsze klejnoty. Co chwila pomiędzy drzewami ukazywał się ich błękitny przewodnik. Prowadził ich po coraz bardziej nierównym terenie. Nagle drzewa się przerzedziły i stanęli tuż przed stromo wznoszącą się górą. Tygrys zwinnie zaczął wspinać się po stromym zboczu, natomiast Jola i Spiridon zastanawiali się jak za nim nadążyć. Tygrys stanął na skalnej półce wznoszącej się jakieś 10 metrów nad ziemią.
– Tu właśnie jest cel twojej podróży Jolu – przemówił do dziewczyny – Jeśli się tu dostaniesz, znajdziesz to, czego szukasz.
– Jak mam tam wejść?
– To już nie moja sprawa. Ale życzę powodzenia! – tygrys odwrócił się i zniknął.
– Zaczekaj! – Krzyknęła Jola i w tym momencie zdała sobie sprawę, że leży w łóżku, jest noc, a w pokoju rozbrzmiewa cicha muzyka, której zawsze słuchała w nocy.
Dziewczyna zanotowała sobie w pamięci jak najwięcej szczegółów snu, po czym ponownie wróciła w objęcia Morfeusza.
***
Damian nie wierzył własnym oczom. W jego pokoju pojawiła się najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widział. Drobna i eteryczna, sprawiała wrażenie jakby za chwilę miała się rozpłynąć w powietrzu. Miała najbardziej błękitne oczy jakie widział w życiu, cudowną twarz okoloną burzą loków w nieokreślonym bliżej kolorze. Włosy opadały lśniącą kaskadą aż do pasa i zdawały się zmieniać kolor w zależności od oświetlenia. W jednej chwili były złote, w następnej gdzieś między tym złotem migała ognista czerwień albo pomarańcz. Dziewczyna ubrana była w zwiewną, długą do ziemi koszulę nocną z czerwonego atłasu. Mocno wcięty dekolt pozwalał Damianowi podziwiać pełne piersi dziewczyny.
– Mogę wejść na chwilę? – spytała nieznajoma kierując się w jego stronę
W głębokim rozcięciu tkaniny ukazała się jej kształtna noga.
– Oczywiście laleczko – Damian natychmiast przesunął się by zrobić jej miejsce.
Dziewczyna usiadła obok niego, a potem bez skrępowania przyjrzała się jego atletycznie zbudowanemu ciału.
– No, no, milusi jesteś – uśmiechnęła się pożądliwie, a w jej oczach przez chwilę zamigotały szelmowskie błyski.
– Nie lubię tego typu określeń. – odparł Damian próbując podnieść wzrok na jej twarz, ale uparte oczy ciągle kierowały się na jej dekolt.
– No dobrze, w takim razie powiem ci, że bardzo mi się podobasz... – dziewczyna tak oparła się o brzeg łóżka, by wyeksponować wszystkie swoje wdzięki.
– Ty też mi się podobasz maleńka. Mógłbym zrobić dla ciebie wszystko... – Damian przysunął się do dziewczyny
Nieznajoma wzięła jego dłoń i położyła ją sobie wysoko na udzie. W tym momencie Damian całkowicie przestał myśleć, czuł tylko krew buzującą w żyłach, pragnął tylko jednego: kochać się z tą cudowną dziewczyną. Boże, co za ciało!!!
Niecierpliwa dłoń Damiana powędrowała pod cieniutki materiał koszulki nocnej, a drugą ręką chłopak zsunął jej z ramion ramiączka i całkiem odsłonił piersi dziewczyny. Ich widok sprawił, że zakręciło mu się w głowie, a potem nic już nie miało dla niego znaczenia. Całował jej gorącą, miękką skórę, ssał sterczące kusząco sutki podczas gdy dziewczyna bez żadnego skrępowania zsunęła z siebie okrycie i położyła się zachęcająco.
– Masz na mnie ochotę? – spytała, a jej wzrok padł na jego wybrzuszone spodenki
– Głupie pytanie maleńka. Chyba widzisz co ze mną robisz...
Damian nie przestawał jej pieścić, jego ręka bezwiednie powędrowała na jej łono, przez chwilę palce błądziły w gąszczu miękkich włosów by znaleźć się tam gdzie pragnęły. W tym momencie dziewczyna odsunęła od siebie jego dłoń.
– Nie tak szybko kolego. – Damian ze zdumieniem zauważył, że znowu jest ubrana, tym razem w czarną suknię wieczorową. – Jeśli chcesz mnie dostać, najpierw musisz wygrać...
– Co mam wygrać? – Damian był kompletnie ogłupiały
– Głuptasie, dostęp do mnie!
Chłopak dopiero teraz zauważył, że stoją w jakimś niedużym pomieszczeniu wyłożonym ciemną materią, a naprzeciwko niego stoi coś w rodzaju budki telefonicznej, w której mieściła się konsola oraz fotel z mnóstwem przewodów.
– Jeśli wygrasz tę rozgrywkę będę twoja. Spełnię wszystkie twoje marzenia...
– Wszystkie?
– Tak. – dziewczyna pocałowała go w usta, a potem odwróciła się jakby nigdy nic i skierowała się do wyjścia.
– Zaczekaj nie odchodź!
Nastąpiła ponowna zmiana scenerii i Damian z powrotem był w swoim pokoju nie mając pojęcia, czy to, co przed chwilą przeżył było tylko cudownym snem, czy działo się na jawie. Jedno czego był pewien to fakt, że jest niesamowicie podniecony. Wyobraził sobie, że znowu jest z nieznajomą dziewczyną i że tym razem udaje mu się dobrnąć do samego końca gry wstępnej. Kiedy skończył, wyczerpany z powrotem zapadł w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro