Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 | Przecież Ty nie żyjesz!

- Dobra, jesteśmy na miejscu. W sumie po co ci to mówię? Przecież już tu byłaś - powiedziałam do Melanie, która chyba nie miała ochoty mnie słuchać, bo przeskoczyła przez ogrodzenie i tyle ją widzieli.

- Hej, Jill - przyszedł Jack.

- Hej. Mamy gościa.

- Kogo?

- Pamiętasz jak Ci mówiłam o Melanie?

- Tej co się nas nie boi?

- A znasz jakąś inną?

- Znalazłoby się. Heh...

Popatrzyłam na niego zdziwionym wzrokiem, ale wolałam nie mieszać się w temat.

- Gdzie Cukierkowi? - spytałam.

- Nie wiem.

- Nigdy nic nie wiesz. Idę po Mel - powiedziałam i w przeciwieństwie do różowej, weszłam wejściem.

Co mi się dzieje, że mówię na nią skrótem?! Jill, plis, staph!

- Mel! Yyy, to znaczy Melanie! Gdzie jesteś?! - krzyknęłam, gdy znalazłam się na środku parku rozrywki.

Długo odpowiadała mi cisza, dopóki ktoś nie był na tyle mądry i rzucił we mnie jakimś pluszakiem.

- Melanie! - krzyknęłam, a ona zaczęła się śmiać.

- No co? Tu jest tak pięknie! - nie wiem co ona widzi w tym zepsutym, opuszczonym parku pięknego - No chodź się bawić! - krzyknęła i znowu rzuciła we mnie zabawką.

- Melanie, przestań! Wracaj tu!

Zero reakcji. Dalej biegała po naszym "domu".

Stałam tak zrezygnowana, bo wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha. Patrzyłam jak dziewczyna skacze po ścianach. Nie wiem jak ona to robi, ale może to nawet lepiej.

Nagle znalazła się na górze stromego dachu. Było do przewidzenia, że coś się stanie i stało się. Melanie potknęła się i zaczęła spadać, ciągle się śmiejąc. Nie potrafi być poważna nawet w takiej sytuacji? Po chwili różowa znalazła się na ziemi... No prawie. Wylądowała na palu, który przebił ją na wylot.

- Nareszcie! - powiedziałam z ulgą, bo w końcu się jej pozbyłam.

Podeszłam do ciała. Trzeba się go pozbyć... Nieźle ją przebiło... Aż jelita wypłynęły. Piękny widok.

Już chciałam odejść, gdy coś, a raczej ktoś złapał mnie za nadgarstek. Tak. To Melanie. Odbiła się nogami od ściany, wysunęła z palu, robiąc obrót i lądując na ziemi. Stała przede mną z dziurą w brzuchu, która po chwili się zrosła.

- To bawimy się? - spytała jakby przed chwilą nic dziwnego się w ogóle nie zdarzyło.

- A-Ale jak? Przecież Ty nie żyjesz!

- No dobra, Jill. Rozumiem, że możesz za bardzo mnie nie lubić, ale żeby życzyć mi śmierci? - mówiła bawiąc się pasemkiem włosów- Najpierw się na mnie rzuciłaś z piłą, co swoją drogą było całkiem fajną zabawą, możemy to powtórzyć, a teraz gdy już nasza przyjaźń jest coraz silniejsza Ty mówisz, że nie żyję? Oh, brawa dla tej pani za najlepszą przyjaciółkę roku!

- Co? Nie jesteśmy przyjaciółmi.

- Teraz się jeszcze wypierasz?! Nie spodziewałam się tego po tobie - powiedziała i odeszła obrażona.

Co się przed chwilą stało?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro