Rozdział 3 | Ta sprawa nie daje mi spokoju
Rozdział dedykowany dla marta_batamanek. Wiesz za co? Za te zajebiste komentarze XD Szczególnie za ten o diabelskim kole i podziwianianiem widoków 😂
Oczywiście dziękuję też każdemu z osobna za czytanie tego czegoś ^^
_______________________________
Postać wyszła całkiem z cienia i przed nami stanęła dziewczyna o różowych włosach i zielono-niebieskich oczach.
- Jestem Melanie - powiedziała rozbawionym głosem.
Wymieniłam z Candy'm spojrzenia.
- Nie boisz się... no... tego? - wskazałam na ciało - I... nas?
- A czego się tu bać? Jesteście zabawni - zaśmiała się - To do zobaczenia! - wykrzyknęła i już jej nie było.
- Co tu się właśnie stało?! - zapytał Candy i spojrzał na mnie.
- To było dziwne... Ej! Ofiara nam uciekła!
- Serio? To jest Twój największy problem?
- Nie rozumiesz?! Rzadko kto podchodzi do nas z własnej woli, a my temu komuś pozwoliliśmy uciec!
- Dramatyzujesz... Wracamy czy będziesz tu tak rozpaczać nad swoim losem?
- Ale Ty jesteś wredny.
Zaczęłam iść w stronę naszego "domu" zostawiając Candy'ego z tyłu. Dla mnie jest ważny każdy człowiek, wszystkich których spotkam mają nie żyć, a ona mam uciekła. Ale nie bała się nas... To było dziwne. Bardzo.
Byliśmy już w wesołym miasteczku, a tam Cane "skakała" z jedną na drugą atrakcję głośno się śmiejąc. Przyznam Jack'owi rację. Ona zachowuje się jak dziecko. No właśnie. Gdzie Jack?
- Candy uspokój Cane, ja idę poszukać Jack'a.
- No oczywiście! Najtrudniejsze zadania dla mnie.
- Nie przesadzasz? W końcu to twoja dziewczyna.
- Oj skończ już... - powiedział i pobiegł w kierunku Cane.
Co jest? Fochnął się na mnie czy co? A zresztą zaraz mu przejdzie. Chyba. No dobra, muszę znaleźć Jack'a.
Poszłam na sam koniec wesołego miasteczka i tam znalazłam mojego chłopaka. Siedział załamany pod ścianą Gabinetu Luster.
- Jack?
- Jill! - podbiegł do mnie i przytulił - Czemu tak długo Was nie było?! Ja tu na zawał z nią zejdę!
- Nie no, tak źle to chyba nie jest... - zaśmiałam się, ale Jack był poważny.
- Jest! Czy Ty widzisz co ona robi?! I to ma być psychopatka?!
Przewróciłam oczami.
- O jeju, jeju. Przesadzasz... Ale nie mogliśmy przyjść wcześniej, bo coś, a raczej ktoś nas zatrzymał...
- Kto?
- Sama chciałabym wiedzieć. Wiem tylko, że nazywa się Melanie i nie boi się nas.
- To dobrze czy źle?
Wzruszyłam ramionami.
- JILL!!! JACK!!! - jak można było się domyślić, to Cane.
- O nie... - Jack znowu się załamał.
- Może byś ją w końcu polubił?
- Nigdy!
Zaczęłam się śmiać. Wtedy podbiegła do nas Cane i się na mnie rzuciła, przez co się przewróciłam i śmiałam jeszcze głośniej.
- Jill przyjaciółko! Wiesz, że Jack się nie chce ze mną bawić?! I nie dzieli się cukierkami! Chyba mnie nie lubi... Ale Ty się ze mną pobawisz, prawda? Bo mi się nudzi!
- Tak, ale zejdź ze mnie! - mówiłam przez śmiech.
Candy wykonała polecenie i pomogła mi wstać, ciągnąć w stronę atrakcji. I tak spędziliśmy całą noc. Bawiąc się na zepsutych atrakcjach. Jednak ciągle nie mogłam zapomnieć o różowowłosej. Ta sprawa nie daje mi spokoju. Raczej szybko o tym nie zapomnę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro