#4
Ledwie przymknęłam powieki, a już budzik oznajmił o rozpoczęciu dnia. Zdezorientowana, na wpół ospale wymacałam przycisk "Wyłącz" i wygrzebałam się spod kołdry.
- Witaj śpiąca królewno. - zachichotała Daga. - Szkoda zmarnować taki piękny dzień, leżąc w łóżku.
Przetarłam oczy i powlokłam się do łazienki. Na moje nieszczęście musiałam ją dzielić z Dagą. Była na tyle duża, aby pomieścić szeroką wannę, prysznic, umywalki oraz szafki. Podłogę pokrywały kafelki.
Opłukałam twarz zimną wodą, chcąc odzyskać choć odrobinę przytomności. Następnie umyłam zęby i wróciłam do pokoju, chcąc wybrać ubrania na dzisiaj. Padło na czarną spódniczkę do kolan, białą koszulkę z niebieskim motylem oraz ciemnogranatowy sweterek. Do tego baletki.
- Nareszcie - westchnęła Dagmara, po czym podeszła do mnie ze szczotką - To pora na fryzurę.
Nie wyraziłam sprzeciwu, ponieważ wiedziałam, że nic by to nie dało. Moja siostra była uparta. Jak raz coś sobie umyśli, to nie ma zmiłuj, żeby było inaczej.
- Masz strasznie długie te włosy. Nie chciałabyś ich podciąć? I ten kolor. - mamrotała znęcając się nad moimi włosami.
- Nawet nie próbuj - wysyczałam.
- No gotowe - oświadczyła i podała mi lusterko. Moje zazwyczaj rozpuszczone do połowy pleców czarne włosy, teraz były spięte w elegancki kok, a grzywka zaczesana została na prawy bok, odsłaniając szare oczy.
Złapałam w dłoń torbę szkolną, wcześniej pakując do niej pozytywkę i razem zeszłyśmy do przestronnej kuchni. Pomieszczenie utrzymane było w barwach szarości. Eleganckie czarne blaty i urządzenia z czerwonymi dodatkami ładnie się komponowały z barwą ścian. Wszystko sprawiało nowoczesne i eleganckie wrażenie. Zasiedliśmy do stołu.
- Smacznego dziewczynki - oświadczyła mama wpadając do kuchni. Pracowała jako adwokat, ale w nawale pracy zawsze znajdowała czas, aby się nami zająć. Spojrzałam na nią z podziwem. Miała na sobie białą koszulę, szarą spódnicę za kolano, czarną marynarkę, oraz szpilki. Czarne włosy, które odziedziczyłyśmy z Dagą spięła w koka.
- Dzięki. - mruknęłam robiąc sobie kanapkę z szynką, serem żółtym i pomidorem.
- Mogłabyś zacząć jeść mniej kalorycznie - oznajmiła Dagmara. Spuściłam wzrok na jej talerz, na którym znajdowały się dwie kromki żytniego chleba, posmarowane białym serem, na to nałożyła liść sałaty oraz kilka plasterków rzodkiewki. Obok leżała miseczka płatków jęczmiennych z malinami, a do picia koktajl owocowy.
- Nie, dziękuję. Nie chcę potem wyglądać jak kościotrup - odparłam z uśmiechem.
- MAMO!!! Sam mnie obraża - zawołała Daga płaczliwie. Zamiast modelką powinna zostać aktorką.
- Samanta, przestań żartować - skarciła mnie rodzicielka. - A teraz pośpiesz się i kończ śniadanie. Odwiozę cię do szkoły
Przewróciłam oczami i wgryzłam się w kromkę. Potem umyłam naczynia, zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z domu, po czym wsiadłam do eleganckiego, krwistoczerwonego Mercedesa. Do szkoły nie miałam daleko, więc po ok. dwudziestu minutach wysiadłam pod budynkiem szkoły. Zerknęłam na zegarek, do dzwonka na pierwszą lekcję miałam jeszcze dziesięć minut.
Powolnym krokiem ruszyłam pod salę historyczną. Niespodziewanie w połowie drogi wpadła na mnie burza różowych włosów.
- Sam! - pisnął mi ktoś do ucha. Zachichotałam w duchu, odsuwając od siebie napastnika.
- Hej Millie - odsunęłam od siebie dziewczynę. Z Millie, a właściwie z Emily Cooper znałam się od czwartej klasy podstawówki Była to żywiołowa dziewczyna, mająca pięć pomysłów na sekundę i wszystkie chciała zrealizować. Cukierkowo-różowe włosy spinała w dwa odango. Nosiła głownie pastelowe sukienki i spódniczki. Interesowała się anime i k-popem, była wręcz chodzącą encyklopedią na ten temat. - Gdzie Alice?
- Za tobą - cichy głos sprawił, że aż podskoczyłam. Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Al.
Alice Moon była najbardziej tajemniczą dziewczyną w szkole. Niektórzy twierdzili, że jest emo, a były też plotki, że interesuje się okultyzmem. A wszystko przez jej styl ubierania. Tylko ja i Millie znałyśmy prawdę. Alice miała długie, fioletowe włosy do pasa, zaś grzywka zasłaniała jej oczy. Interesowała się ninja i sztukami walki oraz medytacją. Była spokojną, nie szukającą kłopotów, lekko odosobnioną dziewczyną. Jej przodek był założycielem tego miasteczka.
- Ładny wisiorek Sam - skomentowała cicho. Zaskoczona spojrzałam w dół.
- A to. Dostałam od mamy - zmyśliłam naprędce. Przecież żadna by mi nie uwierzyła, gdybym opowiedziała co mnie spotkało w nocy. W trójkę ruszyłyśmy pod klasę.
- Ej, co to za chłopak? - spytałam wskazując na nastolatka, mniej więcej w naszym wieku, stojącego pod ścianą i gapiącego się w komórkę. Brązowe włosy były lekko rozczochrane. Stał luźno, jedną nogę miał podwiniętą jak bocian. Granatowe jeansy i bluza z kapturem. Nic nadzwyczajnego.
- To Erick. Ponoć jest nowy w mieście. Przyjechał wczoraj. Ciacho, no nie? - pisnęła Emily.
- Ta. Może być - mruknęłam. Nie wiedziałam czemu, ale miałam wobec niego jakieś dziwne przeczucia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro