Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

04| DATA

10 listopada

Dyszę ciężko, podrywając się do siadu. Chowam twarz w dłoniach, które zaraz pospiesznie od niej odsuwam, gdy szybko zaczynam omiatać pokój rozbieganym wzrokiem tak przerażony, że dopiero po kilku minutach udaje mi się zrozumieć, gdzie jestem i co właściwie się stało.

  To tylko sen. Bakugo żyje, powtarzam sobie, ale to nie wystarcza, żeby serce przestało mi tak szybko bić. Po tej nocy wielu rzeczy nie jestem pewien, z wyjątkiem tego, że to zdecydowanie był najstraszniejszy koszmar w moim życiu.

  Wcale się nie zastanawiając, zrywam się błyskawicznie z łóżka i nawet nie silę się na przebranie piżamy. Na bosaka wybiegam z pokoju i zatrzymuję się przed tym Bakugo, przed zapukaniem czekając, aż oddech mi się uspokoi. Wpatruję się w drewnianą powierzchnię z pięścią zawieszoną w powietrzu i powoli próbuję przetrawić, co dokładnie wydarzyło się we śnie. Mam wrażenie, że żeby wyzbyć się lęku przed nim, muszę szybko go przeanalizować.

  Dziwny, fantastyczny świat. Ja jestem w nim smokiem, Bakugo przyszłym wodzem jakiejś wioski. Razem przeżywamy różne przygody, żeby wreszcie dojść do naszego celu, jaskini czarodziejki, o której chłopak wspominał. Choć na początku sen jest świadomy, wkrótce szybko zapominam o realnym świecie i zatracam się w nowo poznanej rzeczywistości, tak że śmierć towarzysza dogłębnie mną wstrząsa.

  Właśnie, to tylko sen. Zwykły koszmar. Niepotrzebnie prawie znów zrobiłem z siebie idiotę, Bakugo niemal na pewno wyśmiałby mnie za przechodzenie do niego z tak dziecinnymi problemami. Jestem przecież mężczyzną! Nie boję się. Błyskawicznie wracam do pokoju, gdzie padam na łóżko i wciskam głowę pod poduszkę do czasu, gdy pół godziny później dzwoni budzik. Dopiero wtedy powoli się ubieram i zaraz, będąc już gotowym do wyjścia, idę na korytarz. Tam jak zwykle czeka już na mnie Bakugo, który na powitanie mierzy mnie oceniającym wzrokiem i chwilę później lekceważącym tonem obwieszcza:

  — Wyglądasz chujowo.

  — Dzięki. — Jeszcze nie widziałem się w lustrze, nie miałem nawet siły na postawienie włosów na żelu. Pewnie naprawdę wyglądam jak siedem nieszczęść, trzy ćwierci od śmierci albo po prostu zombie. I to wszystko przez głupią wyobraźnię. Bakugo przecież tu jest, cały i zdrowy. Na powitanie Midoriyi i Todorokiego jak zwykle krzywi się wymownie, Ashido traktuje z chłodnym dystansem, gdy ta podbiega do nas skocznym krokiem. Cały on.

  — Hej, jak się spało? Chyba niezbyt dobrze, co? — zagaduje dziewczyna, a ja wzdycham cicho, drapiąc się po karku.

  — Aż tak źle?

  — Trochę — przyznaje, a ja znów wzdycham. Dziś jeszcze czeka mnie kilka godzin lekcji, a później nauka do kartkówki z Bakugo. Doskonale, mogę umierać.

  — O rany, ale się nie wyspałem — jęczy w tym momencie Kaminari, który podchodzi do nas nagle, a ja uśmiecham się ze współczuciem. Mam nadzieję, że wyglądam choć trochę lepiej od niego. — Kułem całą noc, naprawdę! — zapewnia, widząc powątpiewającą minę Bakugo, jak zwykle w takich sytuacjach wywracającego teraz oczami.

  — Noo, mógłby nam to przełożyć na jutro albo w ogóle odłożyć — przytakuje Ashido, a ja przytakuję razem z Kaminarim i dopiero po kilku chwilach, gdy rozmowa powoli zaczyna obierać inny ton, zdaję sobie sprawę, że w jej wypowiedzi coś mi ewidentnie nie pasuje. Przełożyć na kiedy? Na jutro?

  — Chwila, ale przecież to jutro właśnie jest kartkówka, nie? — rzucam niepewnie, próbując przywołać w głowie słowa nauczyciela. Powiedział ,,pojutrze", prawda? Pamiętam to jak przez mgłę, nie jak coś, co wydarzyło się zaledwie wczoraj. Pewnie to skutki zmęczenia.

  — Na jutro? Zwariowałeś? A niby do czego cię wczoraj cały dzień uczyłem, co? — prycha Bakugo, a ja marszczę brwi.

  — Uczyłeś mnie wczoraj?

  — Kurwa, nie gadaj! Zabiję cię, już wszystkiego zapomniałeś?! — krzyczy Bakugo, ściągając na nas pytające i współczujące spojrzenia innych obecnych w salonie, w tym Sero, który podchodzi do nas szybko.

  — Co się dzieje?

  — Kirishima zapomniał, czego nauczył go Bakugo — wyjaśnia Kaminari, a ja patrzę na niego ze zdezorientowaniem. — Nie żebym ci się nie dziwił, stary, też bym nie pamiętał, gdyby wrzeszczano na mnie co dwie sekundy.

  — Zamknij się! — krzyczy Bakugo, a ja wciąż nic nie rozumiem.

  — Nie, my naprawdę... Bakugo, rany, przecież wczoraj pan Aizawa zapowiedział kartkówkę. Na uczenie się umówiliśmy się na dzisiaj! — wyjaśniam, a teraz już wszyscy patrzą na mnie jak na idiotę.

  — O czym ty pieprzysz?

  Szukam na jego twarzy jakiejkolwiek oznaki rozbawienia. Nie ma nic, chyba naprawdę nie żartuje, ale w takim razie...

  — No bo... no bo przecież wczoraj... ósmego listopada... no błagam was — jęczę, gdy Sero i Kaminari wymieniają rozbawione spojrzenia.

  — Może lepiej naprawdę się prześpij, coś ci się daty pokićkały. Jest dziesiąty — parska ten drugi, a ja znów nie mogę zrobić nic poza wpatrywaniem się w niego w zdziwieniu. Chyba pamięć mnie zawodzi, przecież głowę bym dał, że chociażby korki z Bakugo jeszcze się nie odbyły...

  Nawet nie zauważam, gdy wszyscy w końcu tracą zainteresowanie tematem i wyruszamy do szkoły. Nikt oprócz Bakugo chyba nie zauważa mojej wciąż zdezorientowanej miny, bo gdy idziemy, tylko on pyta:

  — Poważnie, co ci jest?

  — Chyba naprawdę się nie wyspałem — śmieję się nerwowo po chwili milczenia, zaraz wzdychając cicho. Muszę wiedzieć na pewno. — Bakugo, co wczoraj robiliśmy, jak mnie uczyłeś? Za którym razem zrozumiałem?

  — Za pierwszym. Naprawdę nie pamiętasz? Skakałeś po pokoju jakbyś kurwa coś osiągnął
— mówi, a ja krzywię się lekko.

  Przecież to niemożliwe, nie mogłem tak po prostu zapomnieć całego dnia, prawda?

▪▪▪

  A jednak. Sprawdzian się odbył, nie umiałem nic. Ani jednej informacji z lekcji teoretycznie udzielonej mi przez Bakugo. Zupełnie nic.

  Na lekcjach próbuję sprytnie prowadzić rozmowę na wyrywkowe wspominanie poprzedniego dnia. Dowiaduję się, że Bakugo i Midoriya znów się trochę pokłócili, a trochę to mało powiedziane, bo rozdzielać ich musiał sam Aizawa. Obaj mają szlaban w weekend, znów będą musieli sprzątać cały akademik.

  W miarę przyswajania nowych informacji, Bakugo patrzy na mnie uważnie. Zdaję sobie sprawę, że być może naprawdę trochę się o mnie martwi, zresztą nie dziwię mu się, teraz ja sam też jestem przerażony. Dziewiąty listopada staje się dla mnie zagadką nie do rozwiązania, bo jak wielkie problemy z pamięcią trzeba mieć, żeby...

  No tak, ale pozostaje jeszcze ten sen. Sen zbyt długi, przerażający i realistyczny, żeby mógł być zwyczajnym koszmarem, ale przecież, na litość boską, nie mogłem przespać całej doby i jeszcze trochę! Zwłaszcza że w międzyczasie podobno normalnie chodziłem, mówiłem, dawałem opieprz i rozwiązywałem zadania matematyczne. To się po prostu nie zdarza! Coraz bardziej boję się szybko nadchodzącej nocy. Nie chcę zasypiać.

  — Może idź z tym do Shuzenji? — mówi Bakugo, sugerując mi wycieczkę do naszej szkolnej pielęgniarki, gdy późnym wieczorem razem siedzimy na łóżku w moim pokoju, właściwie bez celu gapiąc się w ścianę. W lato wychodziliśmy na balkon, teraz, z powodu obniżających się temperatur, zamiast gwiazd mamy do wyboru tylko gładką powierzchnię białej farby skąpanej w cieniu. Cudowna wymiana.

  — Myślisz, że mi uwierzy, że nagle doznałem amnezji? Zresztą co niby miałaby na to poradzić? — Tabletki nasenne w tym przypadku chyba tylko by mój stan pogorszyły. Zresztą jak mam mówić o swoim stanie, skoro nawet nie wiem, co tak naprawdę mi się dzieje?

  — Nie mam pojęcia — przyznaje niechętnie, przecierając twarz dłonią. Jest sfrustrowany, ja też.

  — To miłe, że się o mnie martwisz — mówię po kilku minutach ciszy, zerkając na niego ukradkiem.

  — Nie martwię się — protestuje od razu. Nie wierzę mu, po prostu się wstydzi. W takich momentach Ashido mówi, że jest tsundere z prawdziwego zdarzenia. Podzielam jej opinię, ale jeszcze mam instynkt samozachowawczy i wiem, że lepiej nie mówić takich rzeczy na głos.

  — Nawet nie musisz — dokańczam, naprawdę nie chcąc, żeby zaczął się tym przejmować. Nie dość, że wcześniej trułem mu o powtarzających się snach, teraz jeszcze będę mówił o cholernym zaniku pamięci. Nie chcę być ciężarem, to niemęskie. Podziękuję. — To pewnie przez zmęczenie.

  — Więc śpij jak człowiek, a nie kurwa na telefonie do trzeciej — burczy, wstając z łóżka i podchodząc do drzwi.

  Śmieję się cicho i macham mu na pożegnanie, wodząc za nim wzrokiem. Jestem tak zmęczony tym dniem i poprzednią nocą, że nawet nie mam siły na tłumaczenie mu, że wcale nie siedzę na telefonie do trzeciej, a co najwyżej drugiej.

  — Dobranoc, Bakugo.

  — Dobranoc — słyszę w odpowiedzi, gdy drzwi zamykają się za moim przyjacielem, a ja padam na łóżko bez życia. Choć wciąż nieco się boję, zaśnięcie przychodzi mi bardzo łatwo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro