Rozdział III - Ostagar
Do Ostagaru dotarliśmy w ciągu dwóch tygodni. Przyznam, że podróż z Duncanem minęła choć szybko to bardzo przyjemnie. Pomijając trudności podróży: częste deszcze, ziemia nie stanowiła wygodnego łóżka czy pojawiały się problemy na traktach. Szkoda, że w grze nie było pokazanych podróży, tylko kroki na mapie lub ekran loading... Wszystko przez budżet. Szary Strażnik zwykle sprawiał wrażenie obojętnego nie raz oschłego mężczyznę, który chyba nigdy się nie uśmiecha, a co dopiero śmieje, a jednak ja poznałam jego drugą stronę, której nie zdążyli deweloperzy zaprezentować w grze. Troskliwy jak wujek, ojciec czy przyjaciel. Podczas drogi uczył mnie strzelać z łuku. Zabawne, kiedy czytałam serię J.F ,,Zwiadowcy'' to właśnie Halta wyobrażałam sobie w postaci Duncana. W końcu naszym oczom ukazał się Ostagar – położona na północy Fereldenu forteca, dawniej stanowiąca najdalej wysunięty punkt na południowo-wschodnich ziemiach należących do Imperium Tevinter, jak również jeden z najbardziej strategicznych punktów obronnych na południe od Morza Przebudzonych. Każdy, kto grał w Dragon Age: Początek doskonale wie, że to właśnie tam dopiero zaczyna się fabuła gry. Duncan kazał mi nic nie robić. Milczeć. Wcześniej uprzedziłam go o Dołączeniu oraz o tym, że Daveth zginie z powodu skażenia, a także Jory – który wystraszy się i będzie musiał zostać zabity. Po pierwsze taka jest kara za dezercję, a dwa Dołączenie ma być tajemnicą. Niestety kazał nic nie zmieniać. Do czasu, gdy Duncan nie zginie w bitwie pod Ostagarem, mam nie zmieniać historii. Łatwo mu mówić.
Zatrzymał nas strażnik, gdy mój towarzysz rozmawiał z nim, ja ciągle ekscytowałam się widoczkami, które nas otaczały. Już stąd dostrzegałam w oddali rozciągającą się Głuszę Korcari. Wkrótce powinnam spotkać Morrigan i Flemeth – tego się doczekać już nie mogę.
Podszedł do nas król Cailan, a ja omal się nie załamałam. Jaki on przystojny na żywo! Stwórco! A gdy tylko się odezwał, myślałam, że się rozpłynę. Taki aksamitny, delikatny głos, niezłe ciacho. Aethanna, skup się!
– Hej, Duncanie! – krzyknął król.
– Wasza Wysokość! — odparł Duncan. Chyba zapomniałam mu wspomnieć, że to monarcha wyjdzie nam na powitanie. Miło jednak oglądało się Duncana w zdumieniu. A wydawało się, że nie da się go zaskoczyć. Emocje tutaj są bardziej wyraźne niż w grze. Kolejny dowód na to, że to jest na swój własny sposób prawdziwy świat. Prawdziwy dla tych, którzy stoją tu przede mną i tych, których jeszcze spotkam. – Nie spodziewałem się...
– Królewskiego powitania? — spytał król, spoglądając ciągle na mnie. Bo co? Bo mam dziewiętnaście lat? A on niby ile miał? Przypominam, że on chciał zostawić swoją żonę Anorę – która jednocześnie jest wielką jędzą, więc się nie dziwię – dla cesarzowej Orlais. Wiedziałam, że Cailan nie odpuści, więc w końcu uśmiechnęłam się do niego. Zadowoliłam go. Chciał uśmiechu i dostał go. Teraz skupił się na rozmowie z Duncanem. – A już się bałem, że stracisz całą zabawę!
– Nigdy bym do tego nie dopuścił, Wasza Wysokość – odparł Duncan.
– A więc potężny Duncan będzie ze mną podczas bitwy! Znakomicie! – ucieszył się Cailan. Tak, tak potężny Duncan będzie u twego boku walczyć i zginie. Nieodpowiedzialny król, ale kurde jaki przystojny! – Słyszałem też, że udało ci się znaleźć obiecującą rekrutkę – Znów spojrzał na mnie. –Zakładam, że to właśnie ona? – Nie patrz tak na mnie, bo zacznę cię lubić jeszcze bardziej i będę płakać. Co prawda, muszę zrobić wszystko, aby Duncan przeżył wieczór, ale jeśli ocalę też króla to się nie pogniewam. Choć szczerze – wolę Alistaira, ale dobra, powrót do rzeczywistości!
– Pozwól, że was przedstawię, Wasza Wysokość – Król stanął bliżej mnie. Jakie piękne oczy...
– Nie ma potrzeby.
– Wiem, kim jesteś — zwrócił się do mnie. — Najmłodszym dzieckiem Bryce'a Couslanda, prawda?
AUĆ.
Bryce – jedyny Cousland, nie licząc Oriany – żony Fergusa, który zginął. To jest ten lepszy scenariusz. Ogólnie to powinnam przeżyć tylko ja, a potem odnaleźć brata. Jest dobrze. Skinęłam głową i przedstawiłam się. Nawet się ukłoniłam! Pożerał mnie wzrokiem. Ech, faceci.
– Twój brat przybył razem z żołnierzami z Wysokoża, ale nadal czekamy na twego ojca i... - uniosłam dłoń, aby mu przerwać, nie powinnam, ale zrobiłam to.
– Ojciec nie przybędzie. Zginął, gdy arl Howe przejął nasz zamek.
– Zginął?! Moje najszczersze kondolencje. – Ucałował moją dłoń. Przyznaj kolego, tylko czekałeś na okazję. – Duncanie, wiesz coś na ten temat?
– Teyrn Cousland nie żyje, Wasza Wysokość. Arl Howe okazał się zdrajcą i opanował zamek w Wysokożu. Nas też by zabił, a tobie opowiedział jakąś bajeczkę – opisał to podobnie jak w grze. Najwidoczniej usposobienie postaci trzyma się kurczowo scenariusza, chyba że sprowadzę ich na inny temat rozmowy, wtedy odrywamy się od fabuły gry i toczy życie.
– Ja nie mogę w to uwierzyć! – przeżył to bardziej niż ja. — Sądził, że taka zdrada ujdzie mu na sucho?! – Choć z chęcią zobaczyłabym jak Cailan własnoręcznie morduje Howe, bo do tego ta rozmowa zmierzała, to i tak ten bies należał do mnie. To ja skrócę go o głowę. Po prostu zamorduję z zimną krwią. – Jak tylko się tu uwiniemy, ruszę na północ i postawię Howe'a przed obliczem sprawiedliwości. Przyrzekam.
Podziękowałam mu, ale nie spełni od swej obietnicy. Doceniam chęci. Naprawdę. To miłe z jego strony. Zawsze było. Za każdym razem, gdy mówił swoją rolę, czułam ciepło. A teraz odczuwam nostalgię, bo naprawdę mi go szkoda. KTOŚ TAKI UMIERA?!
Dzięki, Bio Ware...
Nie pytałam o Fergusa, bo wiem gdzie był i kiedy go tak naprawdę spotkam.
– Wybacz, ale muszę już wracać do mego namiotu. Loghain nie może się doczekać, żeby zacząć zanudzać mnie tymi swoimi strategiami – zaśmiałam się mimowolnie, co ucieszyło króla.
– Twój wuj przesyła pozdrowienia i przypomina, że wojska z Redcliffe dotrą tutaj w ciągu tygodnia – wtrącił Duncan.
– Ha! – Cailan uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Eamon chce zagarnąć choć trochę chwały dla siebie. – Nie wiem nawet, czy to naprawdę Plaga. Wokół jest mnóstwo mrocznych pomiotów, ale nie natrafiliśmy jeszcze na ślad arcydemona.
– Wasza Wysokość jest zawiedziony? – zapytał znów zaskoczony Duncan.
Stwórco! Cailan taki nieodpowiedzialny. Loghain tu akurat miał rację. Cholera, co ja gadam? Ale fakt. Król myślał tylko o chwale w walce jak w legendach i bajkach dla dzieci.
– Liczyłem na wojnę z legend i opowieści! – A nie mówiłam? – Król wyruszający z armią na upadłego boga! Niestety rzeczywistość wygląda inaczej. Muszę już iść, zanim Loghain wyśle po mnie grupę poszukiwawczą. Bywajcie! – puścił do mnie oczko, aż się wzdrygnęłam.
– Eamon nie przyjdzie – rzuciłam krótko. Duncan spojrzał na mnie. – Nie wiem czemu. Wiem tylko, że po wojnie Loghain wyśle maleficara, który otruje arla Redcliffe – Dunacan zaczął rozmasowywać skronie, najwyraźniej nie mógł tego wszystkiego pogodzić.
– Do jakich zbrodni jeszcze się on posunie?
Skrzyżowałam ręce na piersi i z uwagą obserwowałam daleko już idącego Cailana.
– Raczej; do czego się nie posunie. Oskarży Szarą Straż, że to my stoimy za śmiercią króla i nazwie nas zdrajcami.
Jeżeli go to poruszyło, nie dał tego po sobie poznać.
– Rytuał musimy rozpocząć przed nadejściem nocy, więc mamy jeszcze trochę czasu – zmienił temat. – By wstąpić w szeregi Szarej Straży, każdy rekrut musi zostać poddany tajemnemu rytuałowi zwanemu Dołączeniem. Jest on krótki, ale wymaga pewnych przygotowań. Niedługo powinniśmy zacząć. Jednak nie ważne, co powiem, ty już to wiesz, prawda?
Pokiwałam głową.
Duncan ruszył do przodu, a ja w ślad za nim. Przyglądałam się kolorowym namiotom, gdzie przebywali dowódcy lub inni szlachcice. Szaraczek powiedział, że mogę się tu rozejrzeć, a on poczeka przy ognisku w centrum obozu. Okej. Zrobię to szybko. Zobaczyłam wielki zielony namiot pilnowany przez obleśnego strażnika. Hmm, ciekawe do kogo on należy? Ruszyłam najpierw ku niemu. Zatrzymałam się kilka kroków przed nim. Nie. Nie chcę oglądać zdradzieckiej twarzy teyrna Loghaina. Nie wytrzymałabym i pewnie walnęłabym go w twarz, to i tak za mało. Odwróciłam się na pięcie.
Niedaleko, przy drzewie stała starsza kobieta. Siwe włosy miała związane w kitkę, a brązowa szata wskazywała na to, że jest magiem. Kostur również. Zaraz, zaraz... coś mi świta. Ta łagodna twarz, to skupienie. Wynne!
Podeszłam do niej.
– Witaj – uśmiechnęłam się do niej. Walić scenariusz BW, chcę rozmawiać z nią jak z istotą ludzką.
– Witaj, dziecko – również się uśmiechnęła. – To ty jesteś tą nową rekrutką, którą przywiózł ze sobą Duncan, tak?
Przewróciłam oczami. Przywiózł? To była podróż pieszo, ale niech będzie. Skinęłam głową.
– Jesteś z Kręgu, prawda?
– Tak. Jestem Wynne.
– Miło mi cię poznać. Nazywam się Aethanna – pochyliłam głowę, aby oddać jej szacunek.
– Cóż za maniery.
Ach, Wynne. Tu jeszcze żywa... Gdy ponownie spotkam ją w Kręgu będzie ,,opętana'' przez dobrego ducha Pustki, podobnie jak Anders. Chwila, nie! Wynne została ocalona z woli ducha, a Justynian został tu sprowadzony przypadkiem, więc z czym tu do ludzi wyskakuję z takim porównaniem. Uśmiechnęłam się do niej, gdy zaczęła mi się badawczo przyglądać.
– Bierzesz udział w bitwie?
– Zgadza się. Podobnie jak ty, tylko ja będę zajmowała się bardziej wsparciem.
– Powodzenia – powiedziałam, bo musiałam załatwić jeszcze parę spraw.
– Tobie, dziecko przyda się bardziej. Stwórca z tobą.
Mijałam zabieganych ludzi. Każdy wiedział, co ma robić, ale nikt nie domyślał się, że dzisiejsza noc dopiero rozpocznie wszystko, a nie zakończy. Wszystko było takie wyraźne. Wszystko było mi jednocześnie znane i obce. Akuszerka w lazaret opatrująca rannych – te same oczy, włosy. Choć przyznam, że tutaj postacie wcale nie wyglądały identycznie, w każdej z postaci było coś własnego, oryginalnego. Jakby nie były zbiorem pikseli, a miały własną ludzką indywidualność. Zanim cokolwiek chciałam zrobić, wróciłam do wielkiego ogniska, przy którym czuwał Szary Strażnik.
– Duncanie? – zagaiłam. Wpatrywał się tak intensywnie w ogień, aż żal mi było go odrywać od tej chwili wytchnienia.
– Nie boję się śmierci – rzucił nagle. Uniosłam głowę, która dotąd była spuszczona. – Lecz przykro mi... Przykro mi, że losy tego świata muszę zostawić na barkach takich młodych ludzi jak ty czy Alistair, a zwłaszcza na tobie. Podążasz tą drogą... dlaczego?
– Chcę wiedzieć, dlaczego tutaj trafiłam i czemu to wygląda jak świat gry, ale jest bardziej żywy.
– Co jeśli nie otrzymasz odpowiedzi? – uniósł brwi.
– Najwyraźniej nigdy nie istniała – poczułam na głowie jego dłoń, mierzwił mi włosy, jak ojciec...
Czułam również jak niektórzy strażnicy wpatrują się we mnie, domyślałam się, co sobie teraz myśleli.
,,Nowa rekrutka?''
,,Córka strażnika?''
,,Cóż to za okazywanie uczuć?''
,,Czyżby zrobiła coś ważnego?''
,,Co to za urocza osoba?'' – nie chcę sobie słodzić, ale niektórzy nawet sam król patrzyli na mnie zbyt drapieżnie. Jak na kąsek... A to niedobrze.
– Duncanie, dlaczego mi uwierzyłeś?
– Bo nie kłamałaś.
– Ale to była najgłupsza historia świata.
– Ale szczera.
Szczera... Tak, to była szczera prawda, a ktoś tak mądry i doświadczony jak Duncan mógł to dostrzec...
W oddali dostrzegłam Jory'ego i Davetha, skinęłam głową komendantowi i podeszłam do nich. Obaj patrzyli się na mnie jak na jakiś chodzący żart. Panienka, która powinna chodzić w sukniach i nie zbliżać się najlepiej do broni – stała przed nimi.
– Witajcie – przywitałam się. – Jestem Aethanna.
– Witaj, jestem Jory, a ten co ślini się na twój widok to Daveth – zażartował sobie dorosły mężczyzna. – Jesteś tą nową rekrutką Duncana, o której się teraz mówi? – upewniał się.
Coś się o mnie mówi? No świetnie...
– Tak, to ja – uśmiechnęłam się. – Słyszeliście, że razem ruszymy do Głuszy Korcari? – Obaj spojrzeli na mnie, jakby stanął przed nimi wkurzony Arishok. – Widzieliście może kogoś o imieniu Alistair?
– Chodzi ci o tego Szarego Strażnika, który kłóci się z magiem? – spytał Jory.
– Ta, to pewnie on. Widać, że się uwielbiają. A skoro mowa o uwielbieniu – Daveth przyjrzał mi się od czubka głowy po palce u stóp. – Moja Lady, powiedz z jakiej bajecznej krainy cię przywiało do mnie? – puścił do mnie oczko.
To jakiś żart? Król... Daveth... W grze tego nie pokazali, ale tu obaj mają jakiś problem ze swoimi uczuciami. Tak, wiem Cailan nie kocha Anory, a Daveth...? Daveth to po prostu Daveth jego odjazdu nie jestem w stanie wytłumaczyć...
Ruszyłam w kierunku, wskazanym przez bardziej rozgarniętego Jory'ego - w końcu miał żonę i jeszcze nienarodzone dziecko, nie oglądał się za nikim. NA SZCZĘŚCIE.
Schodami na górę do nieco zniszczonej budowli, która zapewne kiedyś była częścią zamku? Ech... Daleko, po mojej lewej stronie stał wielki drewniany stół, przy którym był już król i kilku jego popleczników. Ja skręciłam w prawo, gdzie spotkałam Alistaira i tak jak mówił Jory – kłócił się z magiem.
– O co chodzi tym razem? – oburzał się ciemnoskóry mag. – Czy Szara Straż nie otrzymała już od Kręgu wystarczającej pomocy?
– Przyszedłem tylko po to, by przekazać ci wiadomość od Wielebnej Matki, szanowny magu – odparł. – Pragnie się z tobą spotkać.
– Nie obchodzi mnie, czego pragnie jej Świątobliwość. Jestem zajęty. Pomagam Szarej Straży z rozkazu króla, pozwolę sobie dodać – złość wylewała się z niego. Wyglądało to komicznie.
– To co? Miała napisać do ciebie list? – zażartował sobie. Cały Ali.
– Przekaż jej, że nie pozwolę, by mnie w taki sposób nękano!
Nękano? Czy on zbytnio nie przesadza?
– Tak, to ja nękałem ciebie, dostarczając ci wiadomość.
– Twoja gadanina nie przynosi ci zaszczytu – Aha... Rozmowa ma przynosić zaszczyt, ach uwielbiam tego maga. Ma poczucie humoru, chyba większe nawet niż Zev.
– A myślałem, że tak dobrze się dogadujemy. Chciałem nawet nadać twoje imię mojemu dziecku... temu zrzędliwemu.
– Dosyć! Porozmawiam z tą kobietą, jeżeli nie mam innego wyjścia. Z drogi! – krzyknął do mnie, spychając na bok.
– Przyjemniaczek – skomentowałam.
– Prawda? Magowie to prawdziwe dusze towarzystwa – Alistair podszedł do mnie. – Wiesz co, jedyną dobrą stroną Plagi jest to, że jednoczy ze sobą tych, co muszą się z nią zmagać – stwierdził.
– Jednak nie są chyba tak skorzy do pomocy, co? – skrzyżowałam ręce na piersi. Pokiwał głową.
– Chwileczkę, my się chyba nie znamy, co? – zauważył nagle. – Nie jesteś przypadkiem kolejną czarodziejką?
Zaśmiałam się.
– A co już cię oczarowałam? – teraz to on się zaśmiał. Czyli zrozumiał żart. Całe szczęście. – Nie, nie jestem – odparłam po chwili. – Ty jesteś Alistair, prawda? – nie musiałam się pytać, ale jakoś znajomość trzeba było zacząć.
– Czy Duncan o mnie wspominał? – spytał zaciekawiony. – Nie mówił nic złego, mam nadzieję.
– Ależ oczywiście! Same komplementy – krzyknęłam zbyt głośno. – Miło mi cię poznać. Jestem Aethanna.
– Wiesz co... Właśnie sobie uświadomiłem, że niewiele kobiet wstępuje w szeregi Szarej Straży. Zastanawiam się dlaczego?
– Najwyraźniej tylko prawdziwe kobiety tak robią – puściłam mu oczko. Dostrzegłam jak się rumieni.
– Miałaś już może do czynienia z mrocznymi pomiotami – odchrząknął.
– Miałam i przyznam, że nie należało ono do najlepszych – czułam jak mi się przypatrywał. – Spotkałam je jak byłam w podróży z Duncanem! – obroniłam się. Przecież on wiedział, że to ja jestem rekrutką Duncana, prawda? Prawda. – O co chodziło w tej kłótni... z magiem?
– Krąg znalazł się tutaj na prośbę króla i Zakonowi bardzo się to nie podoba. Oni po prostu uwielbiają okazywać magom, że nie są tu mile widziani. Co stawia mnie w odrobinę niezręcznej sytuacji. Sam byłem niegdyś templariuszem – przyznał takim głosem, jakby kazano mu wygłosić poemat dla niezbyt urodziwej niewiasty. A to byłam tylko ja. Łowca magów, no tak, nie ma co drążyć tematu. – Zakon wychowywał mnie do czasu, aż sześć miesięcy temu zostałem zwerbowany przez Duncana. Jestem pewien, że wysyłając mnie jako posłańca, Wielebna Matka chciała temu magowi ubliżyć, a on od razu się zorientował – wyjaśnił. – Nigdy bym się nie zgodził wyruszyć z tą wiadomością, ale Duncan mówi, że mamy ze sobą współpracować. Do nich najwyraźniej jego słowa nie dotarły.
Porozmawialiśmy chwilę i udaliśmy się do Duncana, który miał nam zaraz obwieścić, że udamy się do Głuszy Korcari. Oczywiście nie myliłam się. Daveth trochę panikował, bo bał się spotkania z Flemeth. Och, nią bym się nie przejmowała, przy niej póki co Morrigan mogłabym odstraszyć arcydemona – nie chcę tu obrażać Morri, której nie mogę się doczekać spotkać. Duncan wyjaśnił nam jasno, że mamy zdobyć fiolki z krwią pomiotów – ohyda. Do tego znaleźć stare traktaty Szare Straży, które mamy znaleźć skrzyni, a znajdziemy je w domu Flemeth – zabawne, prawda? Ach...
Stanęliśmy przed wielką bramą do Głuszy, jeszcze na chwilę zatrzymał nas strażnik, który życzył powodzenia i tak dalej. Niestety Fenrira nawet nie planowałam zabierać. Nie chciałam ryzykować.
Głusza Korcari stanęła przed nami otworem.
Morrigan – szykuj się na nasze spotkanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro