Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Rok wcześniej

Lloyd był przepełniony wątpliwościami. Jego stan psychiczny można było tylko porównać do sztormu. 

Młody mężczyzna przeszedł zdecydowanie zbyt wiele jak na swój młody wiek - jedynie 24 lata. I właśnie zdał sobie sprawę, że śmierć ojca, udział w wielu wojnach czy opętanie to dopiero początek jego problemów. 

Ja już nie chcę być zielonym ninja, myślał często. Weźcie sobie ten tytuł. Mnie już nic nie obchodzi.

Z wyjątkiem...

Kai wszedł do baru. Natychmiastowo zauważył swojego młodszego kolegę i uśmiechnął się blado, wolnym krokiem podchodząc do jego stolika i przysiadając się.

– Kai.

– Cześć, Lloyd. Zamówiłeś mi coś?

– To co zwykle.

– Dzięki.

Przy stoliku nastała cisza. Lloyd nerwowo przebierał palcami. Kai, z założonymi ramionami, wpatrywał się w okno. 

Kelner podszedł do stolika i, wyczuwszy napięcie między mężczyznami, bez słowa postawił kieliszki i odszedł.

Czerwony ninja przerwał ciszę.

– Słuchaj, no. Nie gniewaj się. 

– Zastanów się, co ty w ogóle mówisz – syknął Lloyd.

– Wiem jak to brzmi. 

– Chyba nie wiesz, skoro to mówisz.

Kai westchnął, rozkładając ramiona w geście poddania się. Wziął kieliszek i wypił całą zawartość duszkiem. Lloyd obserwował go z pewną niechęcią.

Mężczyzn zawsze łączyła przyjaźń. Przyjaźń, o jakich się czyta w książkach - jeden by umarł za drugiego bez mrugnięcia okiem. Często krytykowali się nawzajem, doprowadzali się do porządku. W momentach słabości rozumieli się bardziej niż ktokolwiek inny. Każdy ninja jest dla siebie jak brat, jednak czerwonego i zielonego ninja łączyło coś więcej. I wszyscy zdawali się doskonale rozumieć, co to było. Wszyscy, z wyjątkiem Kaia. 

Lloyd kochał czerwonego ninja, ale miał już dość jego usposobienia. Jego porywczość, wybuchowość oraz najzwyklejsza głupota doprowadzały zielonego ninja do szału. A w szczególności ten heroizm. W pewnym sensie poczucie potrzeby ratowania ludzkości jest przydatne dla każdego ninja, ale Kai przesadzał. Przepracowywał się, poświęcał się całkowicie sprawie od początku do końca, nie myślał o niczym innym. Dlatego właśnie darzenie czerwonego ninja miłością stało się największym problemem, z jakim kiedykolwiek Lloyd miał okazję się zmierzyć. 

A teraz Kai miał go opuścić. Czy mogło być gorzej?

Lloyd położył dłonie na stole, wpatrując się w czerwonego ninja.

– Rozumiem, wiesz? Rozumiem, dlaczego chcesz to zrobić. Nie rozumiem natomiast, czemu tak bardzo nie chcesz mnie wziąć ze sobą – rzekł.

– Bo to niebezpieczne. 

– Jestem zielonym ninja, do cholery.

Kai wzruszył ramionami.

– A ja się o ciebie martwię. Do cholery - odburknął, na co Lloyd był w stanie jedynie przewrócić oczami.

– Moja pomoc okazałaby ci się przydatna.

– Przykro mi, to robota dla mistrza ognia. Czyli dla mnie. A Ninjago City zresztą potrzebuje obrońcy. Na Antarktydzie nie ma kogo bronić. Tutaj się bardziej przydasz. 

– Jeśli naprawdę będę chciał pójść z tobą - a chcę - to to zrobię. Dobrze wiesz, że nic mnie nie powstrzyma przed śledzeniem cię.

– Lloyd, ja nie rozumiem... już się poświęciłeś. Wiele razy. Starczy.

Zielony ninja wpatrywał się w Kaia z determinacją. Bez skutku. Jeśli jest jedna rzecz, w której czerwony ninja jest dobry, jest to bycie nieugiętym.

Lloyd odwrócił wzrok, chowając łzy nabiegające mu do oczu.

– Uratowałeś mnie tyle razy... – rzekł z trzęsącym się głosem. – Ja też chcę być tam, gdzie będziesz potrzebował pomocy... Bez ciebie, nigdy nie byłoby zielonego ninja. Bez ciebie, nie byłoby Ninjago City.

– Tak, masz rację. Jeśli nie wyruszę, to też nie będzie Ninjago City. Ktoś musi to zrobić. Tak się składa, że ja mam moc ognia. Tylko ja mogę wszystko naprawić.

– A ja mogę ci pomóc.

– Dam sobie radę sam. Naprawdę. Już nie z takiej opresji wychodziłem obronną ręką... Przecież najlepiej o tym wiesz. – Kai ujął dłonie Lloyda w swoje, wpatrując się w oczy młodszego ninja. 

Serce Lloyda zabiło mocniej. Nie miał już argumentów. A jeśli je miał, to wyparowały mu z głowy.

– Okej? – Czerwony ninja uśmiechnął się lekko, widząc zmianę w twarzy Lloyda.

Zielony ninja westchnął.

– Niech ci będzie – wycedził. – A tylko spróbuj nie wrócić cały i zdrowy. 

Kai uśmiechnął się szeroko.

– Wiem, wiem, zamartwisz się na śmierć. Spokojnie, ja też będę się o ciebie martwić.

Trzy drinki później, mężczyźni wyszli z baru. Zastała ich noc. Miasto było ciche jak nigdy, z wyjątkiem samochodów przejeżdżających obok od czasu do czasu. 

– Odprowadzę cię do domu. Mam po drodze, i tak idę do Sky – powiedział Kai.

Lloyd natychmiastowo nachmurzył się słysząc imię Skylar. Postanowił zmienić temat, żeby jeszcze bardziej się nie zdołować już i tak tego beznadziejnego wieczoru. 

– Rozmawiałeś już z Cole'm i Jay'em?

– Z Cole'm, tak. Upierał się, żeby pójść ze mną jeszcze bardziej, niż ty. Musiałem mu przypomnieć, że ma żonę i dzieci. 

– Dawno nie widziałem dzieciaków. Jak się mają?

– Świetnie. Mają siłę po swoim ojcu. Mila upierała się, żebym się z nią siłował. Oczywiście dałem jej wygrać.

– Uroczo.

Szli chwilę w ciszy, Lloyd patrząc pod nogi, Kai patrząc w niebo, na gwiazdy. 

– A Jay...? – odezwał się po chwili zielony ninja.

Kai tylko pokręcił głową. Nie drążyli tematu. 

Gdy doszli do mieszkania Lloyda, bez większych czułości pożegnali się. Czerwony ninja już zaczął odchodzić, gdy Lloyd zawołał:

– Kai!

Mężczyzna odwrócił głowę, patrząc pytająco na młodszego ninja.

– Zobaczę cię jeszcze nim wyjedziesz? 

Mistrz ognia uśmiechnął się tajemniczo.

– Nie wiem - rzekł. – A co, będziesz tęsknił?

– Daruj sobie.

Mężczyźni z uśmiechem pomachali sobie na pożegnanie. Lloyd niezdarnie wyciągnął kluczyki z kieszeni spodni i wkroczył do swojego mieszkania. Nie sprzątał tu od bardzo dawna - można było zauważyć stosy brudnych naczyń i puste butelki walające się po drewnianej podłodze. 

Mieszkanie chłopaka było idealnym odwzorowaniem jego myśli i stanu ducha. Kilka lat wstecz nigdy by nie pomyślał, że do tego stanu doprowadzi go nic innego jak uczucia do kolegi z drużyny. Kolegi, który co prawda nie był zajęty, jednak był w pewnej relacji ze Skylar. Lloyd nigdy nie rozumiał, na czym polega ta relacja. Kai zawsze powtarzał, że to tylko przyjaciółka. Czy jednak faktycznie tak było? Wszyscy wiedzieli, że mieli romans. Zielony ninja był zazdrosny. Bardzo. O tą bliskość między nimi, na którą nigdy nie musieli pracować, która była tak naturalna.

 Nawet jeśli ta dwójka nie była razem, to Lloyd i tak był zazdrosny. O to, że Skylar mogła pojawić się w głowie mistrza ognia jako potencjalna partnerka. Zielony ninja nigdy nie mógł na to liczyć. Już to zaakceptował, problem jednak pojawiał się z każdym kolejnym spotkaniem z Kaiem. Czerwony ninja z natury jest flirciarzem. Nawet jeśli chodzi o mężczyzn. 

Mistrz ognia nigdy nie zdawał sobie sprawy - i nigdy sobie nie zda sprawy - że jest ktoś, kto ten flirt bierze na poważnie. Komu ten flirt daje nadzieję na coś większego.

I tak, za każdym razem, gdy Lloyd myślał, że już przepracował swoje uczucia, pojawia się on i wszystko niszczy jak domek z kart.

Zielony ninja nie zadał sobie nawet trudu, by wskoczyć pod prysznic. Zrzucił z siebie ubrania i położył się do łóżka. Wiedział, że nie zaśnie tej nocy. Co jednak innego mu zostało, niż bezczynne spoglądanie w sufit? 

Następnego tygodnia, telewizja podała wiadomość o wyprawie Kaia na Antarktydę. Dostał statek z zapasami i najlepsze życzenia od prezydenta Ninjago City. Obywatele byli zmartwieni, nie wiedzieli, czemu ich bohater miałby się udawać w miejsce, na którym potencjalnie nikt jeszcze wcześniej nie był. Cel misji jednak pozostał tajemnicą. 

Cole i Ava bardzo się martwili o Kaia, ale także Lloyda. Często go odwiedzali.

Jay nie odezwał się do nikogo słowem.

Zane wysłał Lloydowi maila oferującego pomoc. Nigdy nie otrzymał odpowiedzi.

Zielony ninja, największy bohater znany całej krainie Ninjago, cały rok spędził na pogrążaniu się w mroku. Zwalczał drobne zło, ale największego, w głębi siebie, nie potrafił pokonać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro