46. Powrót do normalności.
- A co ten typ tu robi? – spytał pan Wide, gdy Carmen weszła do kuchni w towarzystwie Knock Outa – Marzy ci się spotkanie z łomem? – rzucił groźne spojrzenie czerwonemu Conowi.
- Spokojnie, tato! Pogodziliśmy się. – na potwierdzenie swoich słów, uśmiechnięta dziewczyna przytuliła się do mecha – Nie musisz wymierzać mu ojcowskiej sprawiedliwości!
- Córeczko, to cudownie! – ucieszyła się Sandra – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znów widzę cię taką szczęśliwą!
- Ciekawe tylko, jak długo to potrwa! – burknął mężczyzna.
- Oj przestań być takim czarnowidzem, Greg! Nie pamiętasz, ile to razy my ze sobą zrywaliśmy, a potem wracaliśmy do siebie? To normalne w związkach! Chyba nie będziesz zachowywał się jak mój ojciec, co?
- Podobno kiedyś pogonił tatę ze strzelbą! – wyjaśniła Carmen Knock Outowi.
- Uciekał, aż się za nim kurzyło! – Sandra uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Mnie tam wcale nie było wtedy do śmiechu!
- Wcale się nie dziwię. Mnie też by nie było! – przyznał mu rację Knock Out.
- Więc wyjaśniliście sobie wszystko? Carmen wybaczyła ci, cokolwiek jej zrobiłeś? – odezwał się Gregory.
- Jak się okazało, Knock Out nic mi nie zrobił. To było jedno wielkie nieporozumienie. Więc nie miałam mu czego wybaczać.
- Najważniejsze, że się pogodziliście, bo serce mi się krajało, gdy widziałam cię taką smutną. – uśmiechnęła się pani Wide.
- Aż tak bardzo za mną rozpaczałaś? – uśmiechnął się Knock Out.
- Moja mama lubi przesadzać, więc nie myśl sobie!
- Rozpaczała, rozpaczała! – wtrąciła Sandra – Po rozstaniu z żadnym z jej eks nie miała takiego doła!
- Mamo, skończ!
- To co, skoro się pogodziliście, pewnie będziesz chciała wrócić na Nemesis? – widząc ostrzegawcze spojrzenie córki, pani Wide postanowiła zmienić temat.
- Tak. Właśnie chciałam wam to zakomunikować.
- Ale odwiedzaj nas częściej, dobrze, kochanie?
- Jasne!
- A może zostaniecie na śniadaniu? Zaraz coś przygotuję. – zaproponowała Sandra.
- Chętnie. Pomogę ci, mamo.
- A co ja mam robić? – spytał Knock Out.
- Może zabrałbyś mojego tatę na przejażdżkę? Lepiej się poznacie.
Przerażona mina Knock Outa sprawiła, że dziewczyna z trudem pohamowała śmiech.
- Właściwie to czemu nie? Chętnie przejadę się wypasioną furą! – stwierdził pan Wide – Sandra, ty wiesz, jak on zajebiście wygląda jako samochód?
- Jeszcze nie widziałam.
- Wiecie co? To może oboje jedźcie z Knock Outem, a ja w tym czasie zrobię śniadanie. – zaproponowała Carmen.
- Skoro tak chcesz, to chętnie skorzystam!
- W takim razie chodźmy do garażu. – odezwał się Decepticon.
- Ale czemu do garażu? – nie rozumiała Sandra.
- Nie możemy ujawniać swojej obecności na Ziemi. Ktoś mógłby zobaczyć, jak się transformuję. – wyjaśnił mech.
- W takim razie muszę wyprowadzić samochód na zewnątrz. – pan Wide poszedł przodem, by zrobić miejsce w garażu.
Gdy tylko wyprowadził auto, z powrotem zamknął drzwi, by Knock Out mógł się transformować. Oboje z Sandrą oniemiali patrzyli, jak mech w błyskawicznym tempie „złożył się", tworząc piękny samochód z błyszczącym, czerwonym lakierem. Przemienił się na tyle szybko, że nie zdążyli zbytnio zarejestrować, co właściwie się z nim dzieje.
- To dopiero było coś! – zachwyciła się Sandra – Zaczynam rozumieć wybór Carmen! Facet i wypasione auto w jednym to marzenie! – kobieta niemal z czułością pogładziła maskę Astona Martina – Może i ja rozejrzę się za jakimś Transformerem?
- Jakby co, to wszyscy są do wzięcia. – odparł żartobliwym tonem Knock Out – Więc może pani wybierać do woli!
- Ja jej wybiorę! – wtrącił Gregory – Nawet tak przy mnie nie żartuj, skarbie, bo się pogniewamy! – udał, że grozi żonie palcem.
- Chętnie wypróbowałabym nowszy model! – drażniła się z nim pani Wide – Knock Out, a jak to u was jest z tymi sprawami? Długo możecie? Bo z mojego męża ostatnio sprinter się zrobił!
- Sandra!
- No co? Ja tylko stwierdzam fakt!
- To żaden fakt, tylko ty masz wygórowane oczekiwania!
- Wmawiaj to sobie dalej! – roześmiała się pani Wide.
- Wiesz, że przeginasz, kochanie?
- Tylko się nie pokłóćcie. – przerwał im Knock Out – To jak? Jedziemy?
- Jasne!
Państwo Wide wsiedli do Astona Martina po czym ruszyli w miasto. Chcąc popisać się przed rodzicami Carmen, medyk obrał brawurowy styl jazdy. Nie stosował się do ograniczeń prędkości, znaków drogowych ani sygnalizacji świetlnej, pędząc jak na złamanie karku i co chwila zmieniając pasy ruchu, by wyminąć jadące przepisowo pojazdy. Jego drogowe wyczyny sprawiły, iż państwo Wide szybko pożałowali, że zgodzili się na tę przejażdżkę.
- Chcesz nas pozabijać, wariacie? – krzyknął Gregory tuż po tym, jak Knock Out wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle i z ledwością udało mu się uniknąć zderzenia z innym autem.
- Spokojnie, nad wszystkim panuję! Odprężcie się i cieszcie szybką jazdą! – w głosie mecha wyraźnie słychać było ton rozbawienia.
- Z moją córką też tak jeździsz?
- Carmen lubi ostrą jazdę!
- Nie obchodzi mnie, że lubi! Zabraniam ci zabierać ją na przejażdżki, jeśli to tak wygląda!
- Jest pełnoletnia i może sama za siebie decydować.
- Skoro ją kochasz, to czemu narażasz na niebezpieczeństwo?
- Bo znam swoje umiejętności jazdy. W życiu nie pozwoliłbym, żeby jej się coś stało, więc nie musicie się martwić o córkę.
- Po tym, co pokazałeś, nie jestem tego taki pewien. – westchnął pan Wide – Wracajmy do domu. Mam zbyt wiele wrażeń, jak na ten poranek.
- Nie podobała się przejażdżka?
- Nie lubię bezmyślnej brawury i piratów drogowych.
- Chciałem wam tylko dać mały zastrzyk adrenaliny. Myślałem, że skoro Carmen to lubi, to wy też.
- Mnie się nawet podobało. – stwierdziła Sandra.
- Jaka matka, taka córka... – westchnął Gregory – Jakbyśmy wjechali w ten samochód, też by ci się podobało?
- Ale nie wjechaliśmy.
- Niewiele brakowało! Posłuchaj mnie dobrze, Knock Out. Carmen i tak ma już świra na punkcie wyścigów, lecz póki co, po mieście jeździ przepisowo. Nie chciałbym, żeby podróżując z tobą, nabyła złych nawyków. Dlatego prosiłbym cię, byś hamował swój drogowy temperament.
- Skoro tak bardzo panu na tym zależy, to w porządku. Będę jeżdżącym kodeksem drogowym!
- Coś za łatwo się zgodziłeś. Jakoś trudno mi uwierzyć, że spełnisz tę obietnicę.
„Bo nie spełnię." – pomyślał Knock Out, lecz nie powiedział tego głośno.
- A zabierzesz mnie kiedyś na wyścigi? – spytała pani Wide – Może wreszcie uda mi się zrozumieć, co Carmen w nich widzi!
- Jasne! To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność!
- A coś ty nagle taka zainteresowana wyścigami, co?
- Powiedzmy, że po dzisiejszej przejażdżce nabrałam ochoty na więcej wrażeń!
- Może być pani pewna, że dostanie ich całe mnóstwo!
- Daj spokój z tą panią. Mów mi po imieniu.
- Jak sobie życzysz.
- Kochanie, nie sądzisz, że ja też mam coś do powiedzenia w sprawie twojego uczestnictwa w wyścigu? – odezwał się Gregory - Nie zgadzam się, żebyś brała w tym udział!
- Przypominam ci, że nie jesteś moim panem, żebym musiała słuchać twoich zakazów! – w głosie Sandry pojawiła się stanowczość – Przyjęłam do wiadomości, że nie podoba ci się ten pomysł, ale i tak zrobię, co będę chciała, a ty niczego mi nie zabronisz, Greg!
- Zupełnie jakbym słyszał Carmen! – wtrącił Knock Out.
- A jak sądzisz, kto ją nauczył postępowania z facetami? – uśmiechnęła się Sandra – Kobieta powinna być silna, niezależna i znać swoją wartość. Nie jesteśmy już niewolnicami mężczyzn, jak to było w zamierzchłych czasach.
- To kobiety były kiedyś niewolnicami? – zdziwił się medyk.
- Nie były. Moja żona lubi czasami przesadzać. – odparł Gregory.
- A jak nazwiesz siedzenie w domu, wychowywanie gromadki dzieci, sprzątanie, gotowanie i usługiwanie mężusiowi, który wielce zmęczony wraca z pracy? – prychnęła Sandra.
- Tradycyjnym modelem rodziny? – uśmiechnął się pan Wide.
- Na szczęście w dzisiejszych czasach ten model odchodzi już do lamusa! Nie wyobrażam sobie bycia kurą domową!
- Właściwie to ja też nie widzę cię w tej roli. Zupełnie nie pasuje to do twojego temperamentu!
- Sandra, a czym się zajmujesz? – zainteresował się Knock Out – Bo jakoś nigdy nie pytałem o to Carmen.
- Pomagam Gregowi prowadzić warsztat. Zajmuję się księgowością, marketingiem, obsługą klienta i zamawianiem niezbędnych części.
- Czyli prowadzicie rodzinny interes. Nie próbowaliście wciągnąć do niego Carmen?
- Próbowaliśmy, ale uparła się, że chce skończyć biotechnologię i pracować jako naukowiec. Stwierdziła, że praca biurowa nie jest dla niej. – westchnął Gregory – Dopóki z Sandrą mamy zdrowie i siły, będziemy prowadzić ten interes, a potem nie pozostanie nam nic innego, jak go sprzedać.
- Po co sprzedawać? Przepiszcie go Carmen. Nie musi przecież sama pracować w warsztacie. Może zatrudnić pracowników i jedynie nadzorować ten biznes. Nie pomyśleliście o tym?
- Właściwie nie wpadliśmy na to rozwiązanie, ale poddałeś całkiem dobry pomysł! Jeśli zgodziłaby się przejąć biznes, warsztat pozostałby w rodzinie! – stwierdził pan Wide.
- Czasami na najprostsze rozwiązania najtrudniej wpaść... – Knock Out przerwał, gdy w komunikatorze usłyszał sygnał nawiązywania połączenia.
- Gdzie jesteście? – spytała Carmen, gdy odebrał – To miała być tylko krótka przejażdżka! Śniadanie wystygnie!
- Już wracamy, Iskierko! Właściwie, to jesteśmy na miejscu. – odparł medyk, wjeżdżając do garażu.
Wypuścił rodziców Carmen, a sam wrócił do trybu robota.
- Tak się zastanawiam, co czujecie podczas transformacji? – spytała Sandra – Czy to boli?
- Nie. Transformacja jest podstawową umiejętnością naszej rasy. Zmieniamy się na zasadzie odruchu. Potrafimy kontrolować inicjację procesu, lecz sam jego przebieg jest zupełnie automatyczny. Nie jest to w żaden sposób bolesne, ani nieprzyjemne. No chyba, że w trakcie transformacji mamy w sobie jakieś ciała obce, wówczas możemy nawet zrobić sobie krzywdę.
- A czy zdarzają się wśród was tacy, którzy nie potrafią się transformować? – chciała wiedzieć Sandra.
- Owszem. Zdarzały się przypadki, że Cybertrończyk miał wrodzony brak modulatora, czyli narządu, dzięki któremu możemy się zmieniać. Najczęściej jednak przyczyną niemożności transformacji są po prostu poważne uszkodzenia tego organu.
- A nie można go zastąpić lub naprawić?
- Modulator nie jest zwykłą częścią, którą można ot tak wymienić na nową. Wielu naukowców próbowało zbudować działający odpowiednik tego narządu, ale bezskutecznie. To unikatowy biomechanizm, o bardzo skomplikowanej budowie. Nawet nasza wysoce zaawansowana technologia nie była w stanie odkryć sekretu jego działania. Można oczywiście naprawić zniszczony organ, ale czasami uszkodzenia są zbyt duże, by mógł spełniać swoją funkcję. Wówczas jedynym wyjściem jest przeszczep, ale trudno jest znaleźć dawcę. Żaden Cybertrończyk nie chce zrezygnować z kluczowej części siebie. – tłumaczył Knock Out – Podczas wojny radziliśmy sobie z tym problemem, biorąc modulatory poległych w walce. Im już zdolność transformacji nie była do niczego potrzebna.
- Koniecznie musisz kiedyś opowiedzieć coś więcej o waszej wojnie. Na pewno znasz mnóstwo ciekawych historii. – stwierdził pan Wide, ruszając do domu.
- Tylko z opowieści. Jako medyk nie brałem czynnego udziału w walkach. Więcej na ten temat możecie dowiedzieć się od Breakdowna.
- To ten masywny, niebieski mech, o ile dobrze pamiętam. Wygląda mi na takiego, co potrafi porządnie przywalić! – stwierdziła Sandra.
- Lepiej z nim nie zadzierać! Bijatyki to jego żywioł, ale Iskrę ma na swoim miejscu. – uśmiechnął się Knock Out – Dla przyjaciół poświęciłby wszystko!
Gdy dotarli do kuchni, od razu poczuli piękny zapach jajecznicy i smażonego boczku. Carmen akurat wyjmowała świeżo zrobione tosty.
- Nareszcie! – dziewczyna była wyraźnie zadowolona, że wrócili – Już miałam przekładać jedzenie do podgrzewacza.
- Pachnie cudownie, młoda! – uśmiechnął się pan Wide, zajmując miejsce przy stole.
Sandra i Knock Out zrobili to samo. Medyk natychmiast zauważył naszykowane dla niego trzy butelki z Energonem.
- Carmen, skąd ty to wzięłaś? – zainteresował się.
- Nie było was tyle czasu, że zdążyłam zrobić wypad na Nemesis i poprosiłam Breaka, by przelał trochę dla ciebie. – uśmiechnęła się dziewczyna, nakładając jajecznicę i boczek na talerze – Chyba, że dzisiaj już uzupełniałeś?
- A skąd! Dziękuję, że o mnie pamiętałaś! Jesteś kochana!
- Wiem!
Carmen podała jedzenie i również usiadła przy stole. Pora śniadaniowa upłynęła im w przyjemnej atmosferze. Po skończonym posiłku państwo Wide poszli otworzyć warsztat, a Carmen i Knock Out wrócili na Nemesis. Trafili akurat na moment, gdy Dreadwing, Skyquake i Barricade zbierali opieprz od Megatrona.
- Wy ofermy! Do niczego się nie nadajecie! Wyjaśnijcie mi, jakim cudem trzech silnych mechów nie dało rady pojmać jednej femme!? – krzyczał lider.
- Nie ma to jak wrócić do domu! – szepnęła Carmen do czerwonego Cona.
- Ani jak dostać porządny opierdol na samym początku dnia. – dodał Knock Out.
- Panie, Airachnid uciekła mostem ziemnym. Nie mieliśmy szans jej pojmać. – odezwał się Barricade.
- Poza tym musieliśmy odpierać ataki Insecticonów. – dodał Skyquake.
- Marne wymówki! Zabiliście chociaż paru intruzów?
- Tak jest! Poza tym udaremniliśmy Airachnid kradzież Energonu. Więc opuściła kopalnię z pustymi rękami. – odezwał się Dreadwing.
- Chociaż tyle dobrego, że ta suka nie będzie się mogła pożywić. Breakdown, na mostek, ale już! – Megatron wezwał dowódcę sił zbrojnych.
Po chwili niebieski Con stawił się na wezwanie.
- Jestem, Lordzie Megatronie.
- Trudno cię nie zauważyć. Zdaje mi się, że miałeś zwiększyć ochronę kopalni! A tymczasem znowu musiałem wysyłać wsparcie dla Vehiconów!
- Podwoiłem liczbę strażników, lecz nasze zasoby w ludziach są ograniczone. A nie mogą pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Poza tym, przeciwnik jest niestety zbyt silny. Nasi żołnierze nie mają większych szans w starciu z armią Insecticonów. Musieliby być wyposażeni w broń o większej sile rażenia.
- Mając na uwadze niedawny bunt, nigdy nie zgodzę się na dozbrojenie trepów. Potrzebujemy więcej żołnierzy! Gdybyśmy tak mieli do dyspozycji laboratorium do klonowania i protoformy, już dawno bylibyśmy panami tej planety!
- O ile wiem, Shockwave miał takie wyposażenie w swoich laboratoriach na Cybertronie. – wtrącił się Knock Out.
Dopiero gdy się odezwał, pozostali zauważyli obecność jego i Carmen.
- Tyle tylko, że Cybertron oddalony jest miliony lat świetlnych od Ziemi! – warknął Megatron – Potrzebowalibyśmy mostu kosmicznego, żeby się tam dostać... – lider zamyślił się przez chwilę – Właściwie, to czemu nie mielibyśmy takiego zbudować? To otworzyłoby przed nami zupełnie nowe możliwości! Idę porozmawiać z Shockwave'em. Knock Out, brawo za bystre myślenie. Jak chcesz, to potrafisz korzystać z procesora.
- Miło mi to słyszeć, mój panie! – uśmiechnął się Knock Out, wyraźnie zadowolony z pochwały.
- Wracajcie do swoich zajęć. Soundwave, most poproszę.
Gdy lider zniknął w otwartym portalu, pozostali skierowali się do wyjścia z centrum dowodzenia.
- Widzę, że znowu zaplusowałeś u Megatrona. – odezwał się Barricade – Chyba jednak wiedział, co robi, ustanawiając cię swoim zastępcą.
- Też coś! – prychnął Dreadwing – Zastępca powinien być sprawnym wojownikiem, a nie tylko intelektualistą.
- Najlepiej, żeby posiadał obie te cechy, a dla twojej informacji, w walce radzę sobie równie dobrze, co ty, tyle, że zamiast siły, stosuję taktykę i odpowiednie gadżety. Nie widzę potrzeby niszczenia sobie lakieru. – odparł Knock Out.
- Ach tak? W takim razie chciałbym ci towarzyszyć na następnej misji, by na własną optykę zobaczyć twoje rzekome umiejętności, doktorze!
- Wyzwanie przyjęte! Pokażę ci, że nie jestem takim cieniasem, za jakiego mnie masz!
- Już nie mogę się doczekać! – Dreadwing rzucił mniejszemu Conowi drwiący uśmiech, po czym razem ze Skyquake'em i Barricade'em poszli w swoją stronę.
- Musiałeś dać się podpuścić? – spytała Carmen, patrząc z wyrzutem na Knock Outa – Nie lubię, gdy bierzesz udział w misjach. Martwię się, że możesz nie wrócić!
- Muszę bronić swojego honoru! Nie pozwolę się z siebie naśmiewać!
- Moim zdaniem Dreadwing jest po prostu zazdrosny o twoje stanowisko. – odezwał się Breakdown – Słyszałem, jak żalił się bratu, że czuje się olany przez Megatrona. Był przekonany, że nasz wódz szybko pozbawi cię stołka i odda je jemu.
- To się ździebko przeliczył! – stwierdził z satysfakcją Knock Out.
- Jak tam? Już całkowicie pogodzeni? – zmienił temat Breakdown.
Carmen i Knock Out wymienili ze sobą czułe spojrzenia.
- Tak. I to znowu dzięki tobie! – uśmiechnęła się do niego Carmen.
- Raczej dzięki Kendrze. Carmen, ona naprawdę żałuje tego, co zrobiła. Odpuść jej.
- Spróbuję, ale to nie takie proste. Daj mi trochę czasu, Break.
- Najważniejsze, że masz dobre chęci. A macie jakieś plany na ten dzień?
- W sumie żadnych. Jakoś zorganizujemy sobie czas. A czemu pytasz? – chciał wiedzieć Knock Out.
- Bo zamierzamy wybrać się z Kendrą na małą wycieczkę krajoznawczą. Pomyślałem, że może do nas dołączycie?
- Teraz to się nazywa wycieczka krajoznawcza, co? – uśmiechnął się medyk – Nie próżnujesz, stary!
- Bez względu na to, co sobie myślisz, to będzie tylko i wyłącznie wycieczka. – odparł Breakdown – Kendra chce czymś zająć myśli, by jak najszybciej zapomnieć, co wyprawiał z nią twój zboczony brat.
- Myślę, że taki wspólny wypad to nie jest dobry pomysł, przynajmniej na razie. – stwierdziła Carmen – Ale dzięki za propozycję.
- No to spadam. Zobaczymy się później. – Breakdown oddalił się w stronę kwatery femme, a Knock Out i Carmen poszli do dziewczyny.
Po całym tygodniu nieobecności, musiała zrobić porządek w lodówce i zatroszczyć się o nowe zaopatrzenie. Wspólnie ustalili, że najpierw wybiorą się na zakupy, a potem zamierzali porządnie się zrelaksować. Potrzebowali tego, po tej całej aferze, wywołanej przez Kendrę. Oboje mieli nadzieję, że już nigdy więcej, nie będą musieli przeżywać podobnych emocji.
***
Po całym dniu spędzonym na zwiedzaniu ziemskich zakątków, Breakdown i Kendra wrócili na Nemesis. Dzięki staraniom mecha, femme naprawdę się zrelaksowała i nie myślała o traumatycznych przeżyciach, zafundowanych jej przez Darkfire'a. Gdy Breakdown odprowadzał ją do jej kwatery, nagle skontaktował się z nią brat Knock Outa.
- Zabaweczko, zapraszam do siebie! Najwyższy czas na kolejne numerki! – usłyszała rozbawiony głos mecha.
Najwyraźniej pastwienie się nad nią sprawiało mu chorą satysfakcję. Lecz tym razem bardzo się zdziwi!
- Spierdalaj zboczeńcu! Jak chcesz mieć przyjemność, to zaprzęgnij rączkę do pracy! – warknęła w odpowiedzi – Nie zamierzam być dłużej twoją lalką do bzykania!
- Ach tak? W takim razie idę spotkać się z Carmen i Knock Outem. Mam im do przekazania bardzo ciekawe informacje!
- Droga wolna! Sama już im o wszystkim powiedziałam. Wolałam zrezygnować z mojej zemsty, niż dalej być na każde skinienie takiego chorego zjeba jak ty! Nie masz już czym mnie szantażować!
- Jesteś tego absolutnie pewna? - w głosie Darkfire'a usłyszała wyraźny ton satysfakcji, który sprawił, że momentalnie straciła całą pewność siebie.
- Niby czym miałbyś mnie zmusić do posłuszeństwa?
- Uwieczniłem nasze spotkania na filmach. Jeśli nie chcesz, żeby trafiły do naszej sieci, radzę ci robić, co każę. Daję ci kwadrans na zastanowienie się. Jeśli nie przyjdziesz do mnie w tym czasie, wszyscy zobaczą, jak cię posuwam! Więc wybór należy do ciebie, mała.
To mówiąc, Darkfire rozłączył się, a załamana Kendra powoli osunęła się na podłogę.
- Co się stało? – spytał Breakdown, widząc rozpacz malującą się na jej twarzy.
- To się nigdy nie skończy... – szepnęła zrezygnowana.
- Domyślam się, że rozmawiałaś z Darkfire'em. Co ci powiedział?
- Ten skurwiel nas nagrywał! Powiedział, że jeśli nie będę robiła, co chce, wrzuci te filmy do sieci!
- Jak Megatron je zobaczy, z pewnością surowo go ukarze!
- A wraz z nim zobaczy je całe Nemesis! Breakdown, pomyśl trochę! Chciałbyś, żeby ktoś nagrał ciebie w takiej sytuacji, a potem zrobił publiczny pokaz? Jeśli te filmy trafią do sieci, to chyba spalę się ze wstydu!
- Nie martw się, nie trafią. Ja to załatwię.
- Co chcesz zrobić?
- Porozmawiam sobie Darkfire'em po swojemu. Chodź.
Gdy byli już pod drzwiami kwatery Cona, Kendra zapukała w nie, by wpuścił ją do środka.
- Wiedziałem, że przyjdziesz, zabaweczko! – uśmiech na twarzy mecha natychmiast zniknął, gdy zobaczył, że Kendra ma towarzystwo – A ty czego tu szukasz, klocu?
- Słyszałem, że miałeś chęć się pobawić, więc chętnie służę pomocą! – Breakdown podszedł do czarnego Cona i wprawnym ruchem wykręcił mu do tyłu ręce, po czym unieruchomił próbującego się szarpać mecha w pozycji klęczącej – Kendra, teraz bezpiecznie możesz mu zabrać datapada. – polecił.
- Nie waż się zabierać mojej własności! – krzyknął Darkfire, widząc, jak femme podchodzi do szafki, na której leżało urządzenie.
- Milcz, złamasie! – masywny Con docisnął brata Knock Outa do podłogi – Co ty na to, żebym teraz to ja pobawił się w gwałty?
- Nie zrobisz tego!
- A kto mi zabroni, co? Chętnie użyję na tobie mojego ulubionego narzędzia! – uśmiechnął się Breakdown, transformując rękę w potężny młot.
Ogromną satysfakcję sprawiło mu przerażenie, które odmalowało się na twarzy Darkfire'a.
- To jak, otworzysz się dla mnie, twardzielu, czy może mam użyć siły? – mech sugestywnie parę razy stuknął młotem w osłonę panelu interfejsowania mniejszego Cona.
- Kurwa, ciebie już do reszty pojebało? – krzyknął Darkfire, po czym szarpnął się parę razy, bezskutecznie próbując się oswobodzić.
Zdał sobie sprawę z tego, że jeśli Breakdown spełni groźbę i do gwałtu użyje swojego potężnego sprzętu, to marny będzie jego los. Knock Out nie będzie miał co składać. Jednocześnie bardzo zdziwiło go zachowanie mecha, który zdecydowanie nie był typem sadysty.
- Chcę dać ci taką nauczkę, po której już nigdy nie będziesz w stanie nikogo zgwałcić? – uśmiechnął się niebieski Con – Szykuj swój port na coś naprawdę dużego!
- Breakdown, błagam, nie! – zawył Darkfire.
- Strach cię obleciał, kanalio?
- Zabijesz mnie! Megatron nie będzie z tego zadowolony!
- To akurat nie twoje zmartwienie! A ja się jakoś wytłumaczę.
Breakdown z satysfakcją patrzył na przerażonego mecha, lecz po krótkiej chwili niespodziewanie zwolnił uchwyt.
- Masz szczęście, że nie jestem takim sadystą, jak ty! Niech to będzie dla ciebie takie małe ostrzeżenie. Jeszcze raz kogoś zgwałcisz, a nie będę się z tobą cackał, zrozumiałeś?
- Tak.
- Chodź, Kendra. – Niebieski Con schował swój młot i puścił femme przodem.
- Chwila, mój datapad! – upomniał się Darkfire.
- Możesz się z nim pożegnać. Poproś Soundwave'a o nowy. – rzucił na odchodnym Breakdown.
Kendra była pod ogromnym wrażeniem sposobu, w jaki złamał Darkfire'a i wręcz zmusił go do błagania o litość. Musiała przyznać sama przed sobą, że zaimponowała jej ta jego siła i stanowczość. Zdała sobie sprawę z tego, że Breakdown byłby wspaniałym partnerem, dającym poczucie bezpieczeństwa, opiekuńczym i wspierającym. Nim jednak spróbuje zwrócić na siebie jego uwagę, będzie musiała podpytać Lightstar, czy pomiędzy nią i mechem definitywnie już wszystko skończone. Nie chciała, aby pomiędzy nią i jej przyjaciółką doszło do jakichś nieporozumień.
- Myślę, że Darkfire'a masz już z głowy. – odezwał się mech – Nie będzie cię więcej szantażował.
- Dziękuję ci za pomoc, Breakdown. Po raz kolejny ratujesz mnie z opresji. – uśmiechnęła się do niego Kendra – Gdyby nie ty, znowu musiałabym przeżywać to piekło.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. Brzydzę się zwyrodnialcami pokroju Darkfire'a. Nienawidzę, gdy ktoś zmusza inną osobę do interfejsowania. Najchętniej pogasiłbym wszystkich gwałcicieli, uprzednio ucinając im to i owo, ale bez znieczulenia! Takie mendy społeczne nie zasługują na to, żeby żyć!
- Wyczuwam tu jakąś bolesną historię. – stwierdziła Kendra, widząc pełen zaciekłości wyraz twarzy mecha.
- Przez skurwysynów takich jak Darkfire, moja młodsza siostra popełniła samobójstwo. – wyznał Breakdown.
- Bardzo mi przykro. Nie dała rady pozbierać się po gwałcie?
- Po gwałtach. Zbiorowych.
- O Primusie! Jak to się stało?
- W szkole. Natrafiła na bandę czterech zwyrodnialców, którzy obrali ją sobie jako ofiarę. Podstępem zaciągnęli ją do piwnicy i tam po kolei zgwałcili. Była wtedy w czwartej klasie podstawówki.
- Nie potrafię sobie tego wyobrazić! Przecież to było jeszcze dziecko! – przeraziła się Kendra – Mam nadzieję, że ponieśli odpowiednią karę, za to, co zrobili!
- Nigdy nie dowiedziałem się, kim oni byli. O tym, co się działo, przeczytałem w pamiętniku, pisanym przez moją siostrę, który znalazłem zaraz po tym, jak odebrała sobie życie. – westchnął Breakdown – Ale widziałem, że coś jest nie tak, gdy po pierwszym dniu w nowej szkole wróciła do domu. Była wyraźnie przybita i od razu zamknęła się w pokoju. Nie chciała chodzić do szkoły, wymyślała najróżniejsze preteksty, by tylko zostać w domu. W miarę upływu czasu zamykała się w sobie coraz bardziej i zupełnie straciła dawną radość życia. Próbowałem z nią rozmawiać, rodzice też, bo widzieli, że dzieje się z nią coś złego, ale nic nie chciała nam powiedzieć. Aż jednego ranka mama znalazła ją martwą w łóżku z podciętymi przewodami. Na szafce nocnej zostawiła krótką wiadomość. Do dzisiaj pamiętam jej treść „Nie mogę tak dalej żyć. Przepraszam was za to, co zrobiłam.". – gdy mech wypowiadał ostatnie słowo, jego głos wyraźnie się załamał.
Widać było, że powrót do przeszłych wydarzeń był dla niego bardzo bolesny i pomimo upływu czasu, nadal przeżywa śmierć swojej siostry.
Niewiele myśląc, Kendra przytuliła go, chcąc jakoś ukoić jego smutek. Breakdown odwzajemnił gest i trwali tak przez chwilę w milczeniu.
- Gdy Vivien popełniła samobójstwo, bardzo chciałem się dowiedzieć, co ją do tego skłoniło. – kontynuował Breakdown, gdy nieco się uspokoił – Znalazłem jej pamiętnik, gdzie opisała, co wyprawiali z nią ci zwyrodnialcy. Wyobrażasz sobie, że nie było dnia, by jej nie zgwałcili? Zastraszali ją, że jeśli komuś o tym powie, jeśli wspomni o tym, kim są, zabiją ją. W każdym jej kolejnym wpisie widać było coraz większą rozpacz. Coraz częściej wspominała o skończeniu ze sobą, ale powstrzymywała ją myśl o krzywdzie, jaką by nam wyrządziła. Ostatni wpis był bardzo krótki „To koniec. Te chore świnie już nigdy więcej mnie nie dotkną. Mamo, tato, Breaky, przepraszam za to, co wam zrobiłam. Mam nadzieję, że spotkamy się we Wszechiskrze." Kendra, nawet nie wiesz, jak bardzo żałowałem, że nie starałem się bardziej dotrzeć do Vivien. Powinienem ją jakoś przycisnąć, by w końcu powiedziała mi, co się dzieje. Wówczas moja siostra pewnie by żyła. A tak, była zupełnie sama z tą okropną traumą. Nic dziwnego, że w końcu się załamała. Fakt, że dość rzadko bywałem w domu, bo w tamtym czasie byłem już w szeregach Decepticonów, ale w tamtym okresie, akurat była przerwa w walkach i byłem na miejscu. Zdecydowanie powinienem wówczas poświęcić jej więcej czasu. Ale ja wolałem myśleć, że zachowanie mojej siostry spowodowane jest zwykłymi problemami, jakie mają nastolatki. Nie przyszło mi do głowy, przez jakie piekło codziennie przechodziła.
- Przede wszystkim nie powinieneś się obwiniać o śmierć twojej siostry. Wszystkiemu winni są ci zwyrodnialcy, którzy ją tak okropnie skrzywdzili. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co przechodziła ta biedna dziewczyna. Ale niech będzie dla ciebie pocieszeniem, że już nie cierpi i z pewnością znalazła spokój i szczęście we Wszechiskrze. – pragnąc okazać swoje wsparcie, Kendra pogłaskała mecha po ramieniu.
- Właśnie w ten sposób staraliśmy się myśleć z rodzicami. Mimo wszystko, mieliśmy poczucie, że mogliśmy zapobiec tej tragedii, gdybyśmy nie zbagatelizowali sprawy. Ta świadomość boli mnie do dzisiaj.
- Nie mogliście wiedzieć, że to aż tak poważna sprawa. Zrobiliście tyle, ile mogliście. Szkoda tylko, że winni śmierci Vivien nie ponieśli odpowiednich konsekwencji.
- Też bardzo nad tym ubolewam. Gdybym ich dorwał, to przysięgam, że pożałowaliby, że się w ogóle urodzili!
- Wiesz co, Breakdown? Myślę, że nam obojgu przydałaby się szklanka Stężonego Energonu. Co ty na to?
- Masz rację. Te wspomnienia totalnie mnie przybiły. A staram się unikać takiego stanu umysłu.
- To co? U ciebie, czy u mnie?
- Możemy iść do mnie. Akurat mam w kwaterze kilka butelek mocniejszego trunku, więc nie będziemy musieli iść do magazynu.
- Chcesz powiedzieć, że popijasz sobie po służbie? – zainteresowała się Kendra.
- Nic z tych rzeczy! Ale po tym, jak Carmen rzuciła Knock Outa, towarzyszyłem mu w topieniu smutków. W końcu trzeba wspierać najlepszego kumpla!
- Wiesz, nie mogę uwierzyć, że pomagasz mi po tym, co zrobiłam. Powiedz mi, dlaczego to robisz? W końcu przeze mnie cierpieli twój najlepszy przyjaciel i dziewczyna, którą kochasz.
- Ponieważ wiem, że każdy może popełnić błąd. Uważam też, że każdy zasługuje na drugą szansę. Poza tym Lightstar wypowiadała się o tobie w samych superlatywach. Nie możesz więc być złą osobą, tylko zauroczenie odebrało ci jasność myślenia. – uśmiechnął się Breakdown, otwierając drzwi do swojej kwatery i wpuszczając Kendrę do środka – Usiądź sobie, a ja przyniosę Energon.
Femme usiadła na fotelu, a mech wyciągnął z szafki szkło i butelkę mocnego trunku, po czym polał Kendrze i sobie.
- Wypijmy za pozytywne chwile! Oby było ich jak najwięcej w naszym życiu! – uśmiechnął się, wznosząc toast.
- Za szczęście!
Po wypiciu pierwszej dawki, Kendra poczuła, że zaczyna się rozluźniać. Nieprzyjemne wspomnienia związane z Darkfire'em przestały ją nurtować, skupiła się raczej na tym, co jest tu i teraz. A musiała przyznać, że towarzystwo Breakdowna bardzo jej odpowiadało. Mech wzbudzał poczucie bezpieczeństwa, wiedziała, że przy nim może zachowywać się całkowicie naturalnie, mówić co chce, a nawet powierzyć mu swoje sekrety. Dawno nie spotkała kogoś, przy kim czułaby się tak swobodnie. W tym momencie zrozumiała, czemu Lightstar niegdyś go pokochała. Był po prostu wspaniałym facetem.
- Breakdown, mogę ci zadać nie do końca dyskretne pytanie?
- Jasne. Pytaj o co chcesz!
- Powiedz mi, czy jest choć cień szansy, by pomiędzy tobą i Lightstar odżyło dawne uczucie? Z jej opowieści wiem, że byliście ze sobą bardzo szczęśliwi.
- Rozmawiałem już na ten temat z Light i oboje jesteśmy zgodni, że nie chcemy wracać do tego, co było. Jesteśmy przyjaciółmi, będziemy się wspierać, ale każde z nas zamierza żyć własnym życiem. A czemu pytasz?
- Po prostu byłam ciekawa. Lightstar zawsze wspominała cię z sentymentem. Widać, że oprócz jej późniejszego Partnera Iskry, byłeś kimś bardzo ważnym w jej życiu.
- Przeżyliśmy razem mnóstwo pięknych chwil. Gdyby nie podła intryga Bulkheada, kto wie, być może obecnie bylibyśmy Partnerami Iskry. – westchnął Breakdown – Ale nie ma co wracać do przeszłości i zastanawiać się, co by było, gdyby.
- Masz rację. Najlepiej skupić się na tym, co jest teraz. – uśmiechnęła się Kendra – Chociaż widzę, że nie jesteś w pełni szczęśliwy.
- Czemu tak uważasz?
- Bo dziewczyna, którą kochasz, nie odwzajemnia twojego uczucia. Doskonale wiem, jak to boli, bo sama wielokrotnie przeżyłam coś takiego.
- Ty? Jakim cudem? Jesteś bardzo atrakcyjna i faceci z pewnością się za tobą uganiali!
- Uganiali się tacy, których celem było po prostu zaliczyć. Tacy, którymi sama się interesowałam, zazwyczaj byli już zajęci. A ja patrzyłam, jak obściskują się i miziają ze swoimi partnerkami marząc, by być na ich miejscu. Więc doskonale wiem, jak się czujesz.
- Staram się jakoś zdusić w sobie miłość do Carmen, ale jak na razie dość opornie mi to idzie. – westchnął Breakdown.
- Nie zdusisz tego uczucia, chyba że znajdziesz kogoś, na kogo mógłbyś je przenieść. Pomyśl o tym, Break.
- Masz na myśli kogoś konkretnego? – spytał.
Bardzo zaskoczyły go słowa Kendry. Czyżby w ten sposób chciała mu coś zasugerować?
- Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zainteresował się mną taki mech jak ty.
Breakdown popatrzył na nią zdziwiony tym, co usłyszał. Po dniu spędzonym z Kendrą, zdążył ją polubić, mimo tego, jaki numer wycięła Carmen i Knock Outowi. Nie był jednak pewien, czy potrafiłby obdarzyć ją głębszym uczuciem. Fizycznie była naprawdę atrakcyjną femme, lecz chciał najpierw lepiej poznać jej charakter, nim złoży jakieś deklaracje.
- Pochlebia mi to, co powiedziałaś. – uśmiechnął się do niej – Nie sądziłem, że mógłbym być atrakcyjny dla takiej wystrzałowej laski! Tym bardziej, że dopiero co zabiegałaś o mojego najlepszego kumpla, który ani trochę mnie nie przypomina.
- Zdałam sobie sprawę z tego, że to było tylko takie płytkie zadurzenie. W gruncie rzeczy, nie znałam przecież charakteru Knock Outa. Ciebie zdążyłam już trochę lepiej poznać i widzę, że jesteś naprawdę wspaniałym facetem. Nie ukrywam, że chętnie przekonałabym się, jakim jesteś partnerem.
- Cieszę się, że jesteś ze mną szczera. Uważam, że warto spróbować, ale dajmy sobie trochę czasu, by to wynikło w naturalny sposób.
- No pewnie! Nie oczekuję od ciebie żadnych deklaracji. Przecież wiem, jak jest.
- Cieszę się, że to rozumiesz.
Przez resztę wieczoru opowiadali sobie różne historie ze swojej przeszłości, dzięki czemu poznawali się wzajemnie. Stężony Energon sprawił, że całkowicie się wyluzowali i nie wahali poruszać nawet najbardziej osobistych tematów. Zajęci rozmową, nawet nie zauważyli, że jest już środek nocy. Kendra zamierzała wrócić do siebie, ale gdy tylko wstała, przekonała się, że wprowadziła w siebie większą dawkę Stężonego Energonu, niż sądziła.
- Lepiej, żebyś nie chodziła sama po Nemesis w takim stanie. – stwierdził Breakdown, gdy zobaczył, jak femme nieporadnie próbuje dojść do drzwi – Może odprowadzę cię do kwatery?
- Nie fatyguj się. Będę trzymała się blisko ściany, to jakoś dojdę.
- A może zanocujesz u mnie? Z gwarancją nietykalności, oczywiście.
- Masz za małe łóżko nawet dla siebie, jak jeszcze ja mam się na nim zmieścić?
- Bo na tym łóżku, kochana, śpi się w zmniejszonym rozmiarze. – uśmiechnął się mech – Za to jest bardzo wygodne!
- Skąd je masz?
- Carmen zamówiła mi przez Internet.
- Może i masz rację, Breakdown. Nic się nie stanie, jak jedną noc przekimam u ciebie. Chętnie wypróbuję ten wynalazek węglowców.
- W takim razie zapraszam! – to mówiąc, Breakdown transformował się do mniejszego rozmiaru.
Kendra zrobiła to samo i podeszła do pościelonego łóżka, po czym położyła się na miękkim materacu i oparła głowę na poduszce.
- Faktycznie bardzo wygodnie! – stwierdziła – Aż nie chce się wstawać!
- Mówiłem! – Breakdown ułożył się obok w wygodnej pozycji – Ludzie wiedzą, jak uprzyjemnić sobie życie!
- Dziękuję ci za ten wieczór, Break. I za pomoc w uwolnieniu się od Darkfire'a. Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna!
- Nie ma o czym mówić. Przypadkiem byłem w pobliżu. – uśmiechnął się mech – Tylko nie pozwól, aby odzyskał swój datapad, a najlepiej wykasuj zawartość dysku.
- Tak zrobię, ale nie dzisiaj. Jestem totalnie padnięta.
- W takim razie przyjemnej hibernacji ci życzę.
- Nawzajem, Breakdown. – Kendra ułożyła się wygodniej i po chwili zapadła w stan głębokiego uśpienia.
Mech przez chwilę patrzył na leżącą obok niego femme, próbując jakoś uporządkować natłok myśli, które miał w głowie. Musiał przyznać sam przed sobą, że wyznanie Kendry było dla niego bardzo miłym zaskoczeniem. Przyjemnie było wiedzieć, że jest ktoś, komu się podoba. Z drugiej strony była Carmen, którą nadal darzył uczuciem, mimo tego, że miał świadomość, iż nigdy nie będą parą. Wielokrotnie próbował zdusić w sobie tę miłość, lecz nie było to wcale takie proste. Może Kendra miała rację, że warto otworzyć się na nowe uczucie? Miał już dosyć tego cierpienia, gdy widział szczęście Carmen i Knock Outa. Oczywiście nigdy nie życzył im źle, ale bolał go widok dziewczyny w ramionach przyjaciela. Wcześniej nawet nie pomyślał, by szukać sobie innej partnerki, ale świadomość, że Kendra nie jest mu niechętna, sprawiła, że postanowił spędzać z nią więcej czasu. Gdy się lepiej poznają, być może w naturalny sposób rozpali się pomiędzy nimi buzujące uczucie, którego mu tak bardzo brakowało. Pragnął znowu poczuć to, co kiedyś przy Lightstar. Tak, zdecydowanie powinien teraz skupić swoją uwagę na Kendrze. Niczym nie ryzykuje, a może zyskać wszystko. Z tym postanowieniem mech wprowadził się w stan hibernacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro