43. Niebezpieczna gra (18+)
Zgodnie z poleceniem Megatrona, Dreadwing i Kendra z pomocą potężnej ilości ładunków wybuchowych pozbyli się martwych ciał Insecticonów. Potężna eksplozja, którą wywołali, spowodowała osunięcie się skał, które pogrzebały resztki zdetonowanych szczątków. Po powrocie na Nemesis złożyli meldunek przebywającemu w skrzydle medycznym liderowi, po czym każde z nich udało się w swoją stronę. Pod drzwiami swojej kwatery, Dreadwing zastał czekającą na niego Fortunę.
- Szybko się uwinęliście. - zagadnęła - Myślałam, że posterczę tu dłużej.
- Czy coś się stało? Mogę ci w czymś pomóc?
- Chciałam ci po prostu podziękować, za uratowanie mi życia. Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczna, mój bohaterze.
- Daj spokój. Nie musisz dziękować. Ja po prostu nie mogłem pozwolić, żeby coś ci się stało. - uśmiechnął się Dreadwing.
- Ze względu na Megatrona?
- Nie. Ze względu na ciebie samą. - odparł, patrząc jej prosto w optyki.
Jego słowa wyraźnie zaskoczyły Fortunę. Przez chwilę nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć.
- Dreadwing, czy to znaczy, to, co myślę, że znaczy? - spytała po krótkiej chwili.
- To znaczy, że zdążyłem cię bardzo polubić. Można powiedzieć, że aż za bardzo. Wiem, że to niedorzeczne, ale nic nie poradzę na to, że mnie oczarowałaś.
- I... Co zamierzasz z tym zrobić? - spytała, podchodząc do niego bliżej.
- Nic! Życie mi jeszcze miłe! Wiesz, co by było, gdyby twój brat się o nas dowiedział?
- A kto powiedział, że musi się dowiedzieć? Możemy się przecież ukrywać. - Fortuna posłała mechowi zalotny uśmiech - To będzie całkiem ekscytujące!
- Z pewnością! Szczególnie, jak Megatron się o nas dowie! - uśmiechnął się Dreadwing.
- Więc będziemy musieli bardzo uważać.
- Fortuna, jesteś pewna, że chcesz spróbować?
- Tak. A ty?
- Bardzo chcę! Ale najpierw chciałbym sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Jasne, rozumiem. Może to ułatwi ci podjąć decyzję. - Fortuna zbliżyła się do Dreadwinga, po czym złożyła krótki pocałunek na jego ustach. - Dobranoc! - femme uśmiechnęła się, po czym odeszła korytarzem, pozostawiając oszołomionego mecha z własnymi myślami.
***
- No dobra, Starscream! Koniec tego leniuchowania! - Knock Out zaczął odłączać mecha od aparatury monitorującej funkcje życiowe. - Możesz wracać do normalnego życia.
- No nie tak do końca normalnego! - wtrąciła Lightstar - Przez jakiś czas musisz się oszczędzać, co oznacza zakaz latania minimum przez miesiąc.
- Minimum?
- Zalecałbym przynajmniej dwa miesiące, dla pewności, że skrzydło dobrze się odbuduje, ale nie sądzę, żebyś tyle wytrzymał!
- A co jeśli Megatron wyśle mnie na misję?
- Nie będziesz mógł się ewakuować, jak to masz w zwyczaju! - Knock Out uśmiechnął się do niego złośliwie.
- To nie jest ani trochę śmieszne! - oburzył się Starscream.
- No już, nie spinaj turbiny! Powiem Megatronowi o twojej tymczasowej... niepełnosprawności bojowej.
- Wypraszam sobie! Nie jestem żadnym inwalidą!
- Wiem, że trudno ci to zaakceptować, ale na razie jesteś. Na twoim miejscu cieszyłbym się, że nie zostanie tak na zawsze!
- Jakiś ty współczujący! Ciekawe, jakbyś się czuł, gdyby ciebie postawili na cegłach?
- Starscream, nie histeryzuj! Zobaczysz, że ten miesiąc minie jak z bicza strzelił!
- Łatwo ci mówić!
- Ciesz się, że w ogóle żyjesz po spotkaniu z rozwścieczonym Megatronem. Nieźle się napracowałem, żeby poskładać cię do kupy.
- Właściwie, to jeszcze ci za to nie podziękowałem. Wprawdzie jesteś wkurzający, ale trzeba przyznać, że na swoim fachu to się znasz.
- Z twoich ust to prawdziwy komplement! - uśmiechnął się zadowolony Knock Out - Ale od teraz radziłbym ci bardziej na siebie uważać! I skończ knuć przeciwko Megatronowi, bo następnym razem z pewnością się nie wywiniesz!
- Nasz pan nie omieszkał mi tego zasugerować. Nie jestem aż tak głupi, żeby znowu coś kombinować.
„Przynajmniej na razie!" - dodał w myślach.
- Serio dasz sobie spokój z kopaniem dołeczków pod Megatronem? - nie dowierzał Knock Out.
- Całkiem serio! Zrozumiałem, że w bezpośrednim starciu nie mam z nim szans.
- Masz zadziwiającą zdolność szybkiego uświadamiania sobie najbardziej oczywistych faktów!
- Możesz sobie kpić! Ja przynajmniej zawsze miałem jakieś ambicje!
- Które doprowadziły cię do degradacji!
- Do dnia dzisiejszego nie mogę zrozumieć, dlaczego Megatron wybrał akurat ciebie na swojego zastępcę! Ty nawet walczyć dobrze nie umiesz! - prychnął Starscream.
- Odezwał się ten, co w razie zagrożenia pierwszy daje nogę! - odgryzł się Knock Out.
- Śmiesz nazywać mnie tchórzem?
- Ja tylko stwierdzam fakty!
- Żaden sfiksowany na punkcie swojego lakieru goguś nie będzie mnie obrażał!
- Powiedział mech na obcasach! Wygodnie ci się chodzi na tych szpileczkach, Screamer? - drwił Knock Out.
Ich wymianę zdań przerwał śmiech Lightstar. Obaj spojrzeli na rozbawioną femme.
- Powinniście popatrzeć na siebie z boku, kiedy sobie dogryzacie! Ubaw pierwsza klasa!
- Bo Starscream po to właśnie jest na Nemesis, żeby mieć się z kogo pośmiać! - stwierdził Knock Out.
- Prędzej z ciebie, ty czterokołowy, naziemny imbecylu! - prychnął Starscream.
- Zaczynam żałować, że podczas twojej operacji czegoś nie spieprzyłem! Przysięgam ci, że następnym razem nie popełnię tego błędu!
- Chyba nie mówisz poważnie? - wtrąciła się Lightstar - To byłoby sprzeczne z etyką lekarską.
- Mówiłem ci, że jego stać na wszystko!
- Oczywiście, że tak! Dlatego dobrze ci radzę, Gwiazdeczko, nie podpadaj medykowi! - Knock Out uśmiechnął się sadystycznie.
- Na szczęście nie jesteś tu już jedynym lekarzem! Gdy będę potrzebował pomocy medycznej, z pewnością wybiorę Lightstar! Więc możesz mnie cmoknąć w dyszę wylotową!
- Z takimi życzeniami zgłaszaj się do mojego brata!
- A idź się przetop, jeżdżący złomie! Nie mam ochoty z tobą gadać! - prychnął Starscream, po czym zwrócił się do Lightstar - Dziękuję ci za opiekę i udzielone mi wsparcie. Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
- Naprawdę nie musisz. Wykonywałam tylko swoje obowiązki. Cieszę się, że doszedłeś do siebie. - uśmiechnęła się do niego femme.
- Nie muszę, ale chcę. Więc jak będzie?
- Zastanowię się i jak przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł, to dam ci znać. Możemy się tak umówić?
- Jasne.
Starscream opuścił skrzydło medyczne, a Knock Out zaczął porządkować narzędzia służące do diagnostyki. Z ogromnym niezadowoleniem zauważył, jak do pomieszczenia wchodzi Kendra.
- Możemy porozmawiać? - spytała podchodząc do niego.
- Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Nie zajmę ci wiele czasu.
- To może ja zostawię was samych. I tak miałam uzupełnić Energon. - Odezwała się Lightstar.
Knock Out przez chwilę patrzył za odchodzącą botką, zastanawiając się, czego tym razem chce od niego Kendra. Miał ogromną nadzieję, że nie zacznie go znowu podrywać.
- No słucham. O czym chciałaś ze mną pomówić?
- Chciałabym cię przeprosić za moje zachowanie i za to, co ostatnio powiedziałam. Przemyślałam sobie parę rzeczy i zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie uda mi się zająć miejsca Carmen. Widać, że jesteś w niej naprawdę zakochany, bo gdybyś nie był, z pewnością wykorzystałbyś okazję, by się ze mną przespać, gdy nagabywałam cię w izolatce. A ty pozostałeś wierny swojej dziewczynie. Dlatego postanowiłam posłuchać twojej rady i zainteresować się kimś innym. Chciałam tylko, abyś wiedział, że nie będę już cię próbowała uwodzić, bo widzę, że to nie ma sensu. Robiłam z siebie tylko idiotkę. Wybaczysz mi?
- Nie bardzo jest co wybaczać. Po prostu próbowałaś walczyć o swoje szczęście. Potrafię to zrozumieć. Ale cieszę się, że postanowiłaś odpuścić. Było mi bardzo niezręcznie, gdy musiałem cię spławić. Nie czułem się komfortowo z faktem, że moja stanowcza odmowa cię zraniła. Ale nie mogłem postąpić inaczej. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz? - uśmiechnął się Knock Out.
- Nie. Zapomnijmy o tym, co było i zacznijmy wszystko od początku.
- Jestem całkowicie za! Ale wiesz co? Powinnaś też oczyścić atmosferę z Carmen. Lepiej, żeby wiedziała, że nie ma już w tobie rywalki.
- Jasne. Porozmawiam z nią.
Wychodząc z zabiegówki, Kendra napotkała Breakdowna i Carmen, którzy szli zobaczyć się z Knock Outem. Femme wyraźnie widziała niezadowolenie, które odmalowało się na twarzy dziewczyny. Ewidentnie była zazdrosna o swojego partnera. Knock Out miał rację. Trzeba było naprawić napięte relacje pomiędzy nimi.
- Carmen, możemy porozmawiać? - zaproponowała Kendra.
Dziewczyna popatrzyła na nią wyraźnie zaskoczona.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? Będziesz próbowała mi uświadamiać, że związek mój i Knock Outa nie ma przyszłości?
- Powiedział ci o naszej rozmowie?
- Owszem. Mówimy sobie wszystko. Poza tym myślisz, że nie widziałam, jak próbowałaś go wyrwać?
- Właśnie o tym chcę z tobą pomówić. Nie będę zaprzeczała, że twój facet ogromnie mi się podoba i miałam nadzieję, że uda mi się zwrócić na siebie jego uwagę.
- I mówisz mi to tak wprost? No wielkie dzięki za szczerość! - przerwała jej Carmen.
- Poczekaj! Daj mi skończyć. Rzeczywiście chciałam odbić ci Knock Outa, ale on otwarcie mi powiedział, że nie mam u niego żadnych szans, bo kocha ciebie. Zdałam, sobie sprawę z tego, że w takiej sytuacji jestem na przegranej pozycji i postanowiłam odpuścić. Chciałam tylko, abyś wiedziała, że nie zamierzam stawać wam obojgu na drodze do szczęścia i że nie masz już we mnie rywalki. Domyślam się, że pewnie mnie nie lubisz, bo próbowałam ci odbić faceta, ale bardzo bym chciała, by nasze relacje uległy polepszeniu. Jest na to jakaś szansa?
- Jeśli nie będziesz już uwodzić Knock Outa, nie widzę żadnych powodów, byśmy nie mogły żyć w zgodzie.
- Bardzo się z tego cieszę! Razem z Fortuną i Lightstar planujemy dzisiaj zrobić sobie taki babski wieczór ze smakowym Energonem i pogaduszkami. Może chciałabyś do nas dołączyć?
- Bardzo chętnie! Dzięki za zaproszenie! A może wpadniecie do mnie, co? Zobaczyłybyście jak mieszkam.
- Jasne. Przekażę twoją propozycję dziewczynom. Myślę, że nie będą miały nic przeciwko.
- To do zobaczenia wieczorem!
Gdy Kendra odeszła, Carmen i Breakdown wymienili zdziwione spojrzenia.
- W życiu bym nie przypuszczała, że Kendra pierwsza wyciągnie do mnie rękę. Byłam pewna, że mnie nienawidzi!
- Powiem ci, że tak to właśnie wyglądało. A tu patrz! Taka niespodzianka! Zastanawiam się tylko, czy ona czegoś nie kombinuje. Jeśli mogę ci coś zasugerować, to powinnaś zachować czujność.
- Tak właśnie zrobię. Bo coś mi mocno nie pasuje ta nagła zmiana jej postępowania... - zamyśliła się dziewczyna - No, ale pożyjemy, zobaczymy! Może faktycznie przemyślała sobie pewne rzeczy? Szczególnie po tym, jak Knock Out ją spławił. Byłeś przy tej rozmowie?
- A skąd! Nawet nie wiem, kiedy się odbyła!
- Najważniejsze, że dostała kosza!
- Miałaś co do tego jakieś wątpliwości? - zdziwił się Breakdown.
- No wiesz, Kendra jest Transformerem, tak jak on. Bycie z kobietą swojego gatunku otwarłoby przed nim nowe możliwości, jak chociażby możliwość połączenia Iskier.
- Pewnie tak, ale zapominasz o jednym. Knock Out pokochał ciebie i jestem pewien, że nie zwróciłby uwagi na żadną inną. Bo taka jest właśnie miłość. Kiedy się kogoś kocha, ten ktoś staje się dla nas całym światem. Sama powinnaś to wiedzieć. Czy gdyby teraz trafił ci się jakiś ludzki adorator, zainteresowałabyś się nim?
- No nie. Nawet nie pomyślałabym o nim, jako o potencjalnym partnerze.
- Sama widzisz. Dlatego zastanawiam się, skąd u ciebie taka niepewność?
- Może stąd, że wiem, do czego są zdolne kobiety, aby osiągnąć swój cel.
- Moim zdaniem serio nie masz się czym martwić. Nasz Pan Uważaj na Lakier świata poza tobą nie widzi!
- A wy co tak stoicie pod drzwiami? - spytał Knock Out wychodząc z zabiegówki.
- Wiesz, zastanawialiśmy się, jakby ci tu powiedzieć, że zdecydowaliśmy się zostać parą. - odparł Breakdown, patrząc przyjacielowi prosto w oczy.
Czerwonego Cona dosłownie wbiło w podłogę. Zdezorientowany, popatrzył na Carmen, która całą siłą woli starała się zachować powagę i nie parsknąć śmiechem na widok przerażonej miny swojego partnera.
- Jasne, jasne! Brekdown, nie rób sobie jaj!
- Nie robię! No powiedz mu, skarbie! - wielki mech zwrócił się do Carmen.
- To prawda. Właśnie szliśmy, żeby z tobą o tym porozmawiać. - dziewczyna w mig zorientowała się, o co chodzi Breakdownowi i postanowiła podjąć jego grę, choć z wielkim trudem udało jej się zachować powagę.
- Ale... przecież między nami było wszystko w porządku! - Knock Out wyraźnie posmutniał - Iskierko, co się stało, że już mnie nie chcesz? A ty - medyk rzucił przyjacielowi oskarżycielskie spojrzenie - Ty jesteś pierdolonym zdrajcą! W życiu bym się po tobie nie spodziewał, że odbijesz mi dziewczynę! - mech transformował dłoń w piłę tarczową i z wściekłością wymalowaną na twarzy zaczął zbliżać się do Breakdowna - Za to, co zrobiłeś, powinienem ci uciąć to i owo!
Widząc, że Knock Out nie żartuje i naprawdę jest gotów zaatakować swojego przyjaciela, Carmen postanowiła przerwać całe to przedstawienie.
- Knocky, spokojnie! Tylko cię wkręcaliśmy! Nie zamierzamy być razem!
- Więc to był tylko żart? - medyk odetchnął z wyraźną ulgą.
- No tak! - roześmiał się Breakdown - Chcieliśmy zobaczyć twoją reakcję, furiacie!
- Mało zabawne! - prychnął czerwony Con.
- Wręcz przeciwnie! Szkoda, że nie widziałeś swojej miny! Żałuję, że tego nie nagrywałem!
- No proszę, bawcie się dalej, moim kosztem! - medyk zrobił obrażoną minę - Kiedyś się wam za to odwdzięczę!
- No już, nie wkurzaj się! - próbowała go ułagodzić Carmen - Sama byłam ciekawa twojej reakcji.
- Po tobie, Iskierko nie spodziewałbym się czegoś takiego. Ja dla ciebie poświęciłbym lakier, a ty wycinasz mi taki numer?
- Breakdown to wymyślił!
- A ty podchwyciłaś temat! - bronił się masywny Con - Nie zwalaj całej winy na mnie, cwaniaro!
- Mam nadzieję, Iskierko, że później pomożesz mi odreagować ten okropny stres!
- Z pewnością, ale nie dzisiaj. Kendra zaprosiła mnie na babski wieczór.
- Czyli pogodziłyście się?
- Właściwie to nie byłyśmy ze sobą pokłócone, choć nie darzyłyśmy się wzajemną sympatią. Próbujemy jakoś naprawić nasze relacje.
- A możemy też wpaść z Breakiem?
- Nie! To ma być babski wieczór! Nie mogłybyśmy was swobodnie obgadywać! - roześmiała się Carmen.
- Skoro tak, to może i my zorganizujemy jakiś męski wieczór. - poddał pomysł Knock Out - W końcu czemu mamy być gorsi?
- Ja jestem za! Urządzimy sobie popijawę w loży dla VIP-ów! Tylko czy Megatron się na to zgodzi?
- Jak wspomnimy o Stężonym Energonie, z pewnością nie będzie miał nic przeciwko! - uśmiechnął się Knock Out.
- Do wieczora jeszcze daleko. Co dzisiaj robimy? - spytała Carmen.
- Jeśli nie wyskoczy nam żadna misja, możemy spędzić ten dzień na Ziemi.
- To może na plaży? Mam wakacje i chętnie spędzę trochę czasu w typowo rekreacyjny sposób. - zaproponowała dziewczyna.
- Chcesz poleniuchować?
- Przydało by się trochę przyjemnego relaksu.
- Ja nie mam nic przeciwko, a ty, Breakdown?
- Żeby walnąć się i nic nie robić? Z przyjemnością!
- A więc postanowione! Pójdę przebrać się i wziąć niezbędne rzeczy.
- Nie zapomnij o kocach! Bo nie ma mowy, żebym machnął się na piachu! Nie chcę mieć żadnych rys na moim pięknym lakierze!
- Czekałam, aż to powiesz! - uśmiechnęła się Carmen - Lakier zawsze na pierwszym miejscu!
- Poza tobą, Iskierko!
- Tylko bez takich mi tu! - wtrącił Breakdown - Jeśli zamierzacie sobie tak cały czas gruchać, gołąbeczki, to nigdzie z wami nie idę!
- Wreszcie pobylibyśmy sam na sam!
- Knock Out, jak możesz? - upomniała go Carmen - Zwróciłbyś kiedyś uwagę na uczucia innych!
- Przecież tylko żartuję!
- Nie no, serio, jeśli chcecie spędzić ten dzień tylko ze sobą, mogę znaleźć sobie inne zajęcie. - odezwał się Breakdown - Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zakochani nie potrzebują towarzystwa osób trzecich.
- Nie ma mowy, Breakdown! Będzie nam bardzo miło, jeśli pójdziesz z nami! Prawda, Knocky?
- No jasne! Ja na serio tylko sobie żartowałem, stary!
Poszli do kwatery Carmen, by dziewczyna mogła wziąć wszystkie potrzebne rzeczy, a następnie skierowali się do Soundwave'a i poprosili, by otworzył im portal na jakiejś wyludnionej wyspie. Wir przetransportował ich na pokrytą złotym, gładkim piaskiem plażę. W czystej, błękitnej wodzie można było ujrzeć kolorowe rybki, zamieszkujące pobliskie rafy koralowe. Delikatna, oceaniczna bryza sprawiała, że pomimo prażącego słońca, nie czuło się gorąca, lecz przyjemne ciepło.
Knock Out i Breakdown transformowali się do mniejszych rozmiarów i zaczęli rozkładać koce, które przyniosła dziewczyna. Carmen w tym czasie zdjęła letnią sukienkę, pod którą miała fioletowe bikini i zaczęła smarować się kremem do opalania.
- Co to za mazidło, które w siebie wcierasz? - zainteresował się Brekdown.
- Krem z filtrem UV. Chroni skórę przed oparzeniami słonecznymi. - wyjaśniła dziewczyna.
- Chwila, to wasze słońce parzy?
- Właściwie, to nie samo słońce parzy, a promieniowanie UV, które wytwarza. Wnika ono w naszą skórę, uszkadzając ją, co powoduje zaczerwienienie, ból, powstawanie pęcherzy, zupełnie jak przy oparzeniach termicznych. Dlatego podczas kąpieli słonecznych, musimy używać specjalnych kremów, które zatrzymują to promieniowanie.
- Jacy wy jesteście delikatni! Nawet głupie promieniowanie może wyrządzić wam krzywdę!
- No niestety. Na szczęście mamy sposoby, żeby się przed tym chronić. - Carmen schowała krem do torebki i położyła się na kocu, pomiędzy Breakdownem i Knock Outem - Tak się teraz zastanawiam, czy wy też możecie ulec poparzeniu?
- Oczywiście. Nie na skutek działania promieni słonecznych, rzecz jasna, ale bardzo wysoka temperatura może stopić naszą karoserię i układy, co jest niezwykle bolesne. - wyjaśnił Knock Out - Podczas wojny na Cybertronie, bardzo popularnym sposobem torturowania wroga, w celu pozyskania od niego przydatnych informacji, było powolne zanurzanie w kadzi wypełnionej roztopionym żelazem. Najwięksi chojracy pękali, czasami już na sam jej widok.
- To musiało być okropne! - Carmen aż wzdrygnęła się na samą myśl o tej torturze - I ten sposób stosowały Cony?
- Autoboty też! Nie myśl, że byli takimi świętoszkami, za jakich się podają! Na wojnie byli równie okrutni, jak my! Nie wszyscy, rzecz jasna, ale było sporo jednostek, które cechowało okrucieństwo.
- Trudno mi sobie wyobrazić takiego Prime'a.
- O ile wiem, akurat on i bezpośrednio podległe mu oddziały, nie stosowały tortur tego typu. Czego nie można powiedzieć o innych.
- I jako lider Autobotów pozwalał im na to?
- Przypuszczam, że mógł o tym nie wiedzieć. Prime oczywiście był głównym przywódcą Autobotów, ale sam jeden nie byłby w stanie wszystkiego dopilnować, ponieważ walki toczyły się na wielu frontach. Wyznaczył więc podległych sobie dowódców oddziałów rozrzuconych po całym Cybertronie. Tak samo z resztą zrobił Megatron. A wierz mi, że wiele Autobotów chciało osiągnąć zwycięstwo za wszelką cenę i nie wahali się sięgnąć po drastyczne środki.
- Właściwie, to skąd ty to wszystko wiesz?
- Widziałem nagrania. Megatron bardzo chętnie pokazywał nam wszelkie przejawy okrucieństwa Autobotów, żeby zmotywować nas do walki z nimi.
- Dlaczego właściwie rozmawiamy o wojnie? - wtrącił Breakdown - Mieliśmy się relaksować!
- Słuszna uwaga! Proponuję znaleźć jakiś luźniejszy temat! - zgodziła się z nim Carmen.
- A ja proponuję zastanowić się, która z naszych nowych pań najlepiej pasowałaby do Breakdowna! - dorzucił Knock Out.
- Stary, już ci mówiłem, że nie potrzebuję swatki! Potrafię sam zatroszczyć się o swoje szczęście.
- To jakoś kiepsko ci to wychodzi! Jak na razie utknąłeś w, jak to nazywają ludzie, friendzonie.
- W czym?
- W strefie przyjaźni! I nic z tym nie robisz!
- Chyba nie chciałbyś, żebym zaczął coś działać w tej kwestii. - uśmiechnął się zaczepnie Breakdown.
- Niech ci to nawet do procesora nie przyjdzie, jeśli nie chcesz, żebym ci coś amputował! - najeżył się Knock Out.
- Powtarzasz się, stary! Poza tym serio wierzysz, że się ciebie boję? Nie dałbyś rady mnie unieruchomić!
- Jakbym ci wyjechał z paralizatora, od razu byłbyś sztywny!
- Skończyliście już sobie wygrażać? - wtrąciła się Carmen - Break, Knocky ma trochę racji. Nie chciał byś znowu się zakochać, tym razem z wzajemnością?
- Jasne, że bym chciał, tylko to nie jest takie proste.
- Wiesz, tak ciągle myślę o tobie i Lightstar. Z tego, co mówiłeś, byliście ze sobą naprawdę szczęśliwi. Nie sądzisz, że skoro zakochaliście się w sobie raz, to jest szansa, że jeszcze powróci to dawne uczucie? Mówi się, że stara miłość nie rdzewieje, więc może się jeszcze zejdziecie?
- Nie wydaje mi się, Carmen. Gdy zobaczyłem Lightstar po latach, pomyślałem tak samo, jak ty. Na chwilę wróciły do mnie piękne wspomnienia naszych wspólnie spędzonych chwil. Próbowałem wzbudzić w sobie te dawne uczucia, ale bezskutecznie. Moja miłość do niej wygasła bezpowrotnie. Myślę, że z Lightstar jest podobnie. Zbyt wiele się wydarzyło, byśmy mogli znowu być razem. Co najwyżej możemy pozostać przyjaciółmi, ale nic więcej.
- Ale oprócz Lightstar są jeszcze Fortuna i Kendra.
- Fortuna jest bardzo sympatyczna, ale obawiam się, że Megatron nie pozwoli nikomu się do niej zbliżyć. No a Kendrze podoba się Knock Out. Wątpię, aby zwróciła na mnie uwagę.
- Przecież powiedziała, że odpuszcza próby uwiedzenia Knocky'ego. To twoja szansa, by zainteresować ją swoją osobą. Nie podoba ci się?
- Owszem, jest atrakcyjna, ale nic do niej nie czuję.
- Do Lightstar też z początku nic nie czułeś. - wtrącił Knock Out.
- Czemu tak bardzo wam zależy, żebym się z kimś związał, co? Macie mnie dość i chcielibyście więcej czasu spędzać sami?
- Ależ skąd! Jak ci coś takiego mogło przyjść do procesora? Po prostu oboje pragniemy, żebyś był szczęśliwy! - odparła Carmen.
- Doceniam to, ale pozwólcie mi samodzielnie dokonać wyboru.
- Czyli delikatnie dajesz nam do zrozumienia, że mamy się nie wtrącać. - stwierdził Knock Out.
- Dokładnie tak. Co ma być, to będzie.
- W porządku. Ale jakby co, to zawsze możesz liczyć na nasze wsparcie i pomoc. Pamiętaj o tym. I nie myśl sobie, że nam zawadzasz.
- Czasem zawadza. - wtrącił Knock Out, za co dostał szturchańca od Carmen.
- Nie słuchaj tej wredoty! Tylko się z tobą drażni. - dziewczyna zwróciła się do Breakdowna.
- Wredoty? Ja ci zaraz pokażę wredotę! - Knock Out wstał i z zadziornym uśmieszkiem wziął zaskoczoną Carmen na ręce, po czym skierował swoje kroki w stronę oceanu.
Dziewczyna w mig pojęła, jakie są jego intencje i próbowała mu się wyrwać, lecz trzymał ją zbyt mocno.
- Knock Out nawet o tym nie myśl! - krzyknęła - Bo się pogniewamy!
- Nadal uważasz, że jestem wredny?
- Jeśli zrobisz to, co zamierzasz, to tak!
- A skąd wiesz, co chcę zrobić?
- Trochę cię już znam! I ostrzegam cię, nawet nie próbuj!
Medyk jedynie uśmiechnął się i wkroczył do oceanu. Szedł coraz dalej, aż w końcu zatrzymał się na skraju szelfu, za którym głębokość znacznie wzrastała.
- To co maleńka, chcesz sobie popływać? - spytał.
- Przestań, to nie jest śmieszne! Nie waż się mnie tam wrzucać! - krzyknęła spanikowana Carmen.
- Podaj mi jeden dobry argument, bym tego nie zrobił. - uśmiechnął się mech.
- Ja nie umiem pływać! - dziewczyna kurczowo się go uczepiła.
- To może najwyższa pora się nauczyć! Macie takie powiedzonko, jak rzucić kogoś na głęboką wodę!
- To jest metafora, głupku! Chcesz, żebym się utopiła?
- Naprawdę nie umiesz pływać, czy tylko mnie wkręcasz?
- Bez gruntu pod nogami nie umiem! Zabierz mnie stąd w tej chwili!
Knock Out miał ogromną ochotę wypuścić dziewczynę na głęboką wodę, a potem pomóc jej wypłynąć na powierzchnię, lecz znając jej charakterek, stwierdził, że nie warto ryzykować. Po wszystkim Carmen z pewnością byłaby na niego wściekła i nie zawahałaby się wyładować na nim swojego gniewu. Żarty żartami, ale po takim numerze dziewczyna na sto procent strzeliłaby porządnego focha. Bez słowa więc cofnął się od szelfu i wrócił na płytszą wodę.
- Widzisz, Iskierko? Nie jestem taki wredny, za jakiego mnie masz! - uśmiechnął się, delikatnie opuszczając Carmen do wody.
Dziewczyna wzdrygnęła się, gdy przez chwilę doznała szoku termicznego, lecz dość szybko przywykła do całkiem przyjemnego chłodu.
- To za straszenie mnie! - powiedziała, ochlapując mecha wodą.
Knock Out nie pozostał jej dłużny i po chwili w najlepsze rozpętała się walka na mokre ciosy. Oboje byli tak zajęci zabawą, że nie zauważyli, jak Breakdown wbiega do oceanu. Dopiero wielki rozbryzg wody, którym poczęstował ich masywny mech, uświadomił ich o jego obecności.
- Ładnie to tak bawić się beze mnie? - roześmiał się, ponownie ochlapując Knock Outa i Carmen.
Medyk podszedł do przyjaciela, wskoczył mu na plecy, próbując zmusić go do zanurzenia się w wodzie, lecz skończyło się na tym, że to Breakdown zatopił mniejszego mecha.
- I co, mikrusie? - śmiał się niebieski Con, gdy Knock Outowi udało się w końcu wynurzyć - Kto jest górą?
- Dałbym ci radę, gdybyś nie był taki duży! - prychnął medyk.
- Raczej, gdybyś ty nie był taki mały!
- Dla twojej informacji, Break, on wcale nie jest mały! - wtrąciła Carmen.
- Gdybyś miała porównanie, z pewnością mówiłabyś co innego!
- Czy to jakaś propozycja?
- Powiedz tylko jedno słowo, a będę twój!
- Stop! Nie zapędziliście się za bardzo? - ich wymianę zdań przerwał Knock Out.
- Zastanawiałem się, kiedy zareagujesz! - roześmiał się Breakdown.
- Jeśli tak was to bawi, to może ja też zacznę porównywać pewne rzeczy? Jest jedna osoba, która z chęcią mi w tym pomoże!
- Daj spokój! Przecież wiesz, że my tylko żartujemy! Nie zamierzam cię z nikim porównywać. - Carmen podeszła do czerwonego Cona i dała mu przelotnego całusa - I bez tego wiem, że jesteś najlepszy! - szepnęła.
Jej słowa sprawiły, że Knock Out od razu odzyskał znakomity humor. A chcąc podbudować swój wizerunek w oczach dziewczyny i udowodnić, że wcale nie jest taki słaby, jak sugerował mu Breakdown, wyzwał przyjaciela na mały pojedynek w pływaniu. Niebieski mech chętnie przyjął wyzwanie i obaj skierowali się na głęboką wodę. Carmen stanęła w bezpiecznej odległości od szelfu, by obserwować ich zmagania. Szybko się okazało, że jeśli chodzi o pływanie, Knock Out jest zdecydowanie lepszy w te klocki. Nie było jednak w tym nic dziwnego. Masywna budowa i duża masa niebieskiego Cona, z pewnością nie ułatwiały mu zadania. Musiał wkładać o wiele więcej siły i energii, by poruszać się w wodzie. Po kilku próbach rewanżu, Breakdown w końcu przyznał się do porażki i uznał zwycięstwo przyjaciela. Oba mechy wróciły do Carmen, która zdążyła już zmarznąć w chłodnej wodzie i zaproponowała powrót na plażę, by móc ogrzać się w promieniach słońca. Dalszą część dnia cała trójka spędziła na luźnych pogawędkach, przekomarzaniu się, oglądaniu śmiesznych filmów i słuchaniu muzyki. Gdy słońce powoli zaczęło zbliżać się do linii horyzontu, postanowili wracać na Nemesis.
Knock Out i Breakdown poszli do Megatrona, by namówić go na zorganizowanie męskiego wieczoru, Carmen natomiast zajęła się ogarnięciem swojej kwatery przed odwiedzinami Lightstar, Fortuny i Kendry. Ledwo skończyła, usłyszała pukanie do drzwi. Przezornie sprawdziła, kto stoi za drzwiami, a gdy upewniła się, że to zaproszone femme, wpuściła je do środka.
Babski wieczorek upłynął w bardzo przyjemnej atmosferze. Fortuna, Lightstar i Kendra opowiedziały Carmen co nieco o swojej przeszłości, a potem chciały się dowiedzieć, jak zaczęła się jej znajomość z Knock Outem i pozostałymi Decepticonami. Dziewczyna opowiedziała im więc całą swoją historię od momentu, gdy przypadkiem spotkała medyka Conów.
Mówiła o stopniowym wkraczaniu w świat potężnych robotów z kosmosu i budowaniu relacji pomiędzy nią, a pozostałymi członkami załogi Megatrona. Opowiedziała im o napastowaniu przez Darkfire'a, porwaniu przez MECH, zamianie ciał pomiędzy Knock Outem, Darkfire'em, Starscreamem i Breakdownem, o zarazie, która omal nie zgasiła Iskry Megatrona, krótkotrwałym rozejmie pomiędzy Autobotami a Decepticonami, pierwszym spotkaniu z Airachnid, które o mały włos nie zakończyło się śmiercią Breakdowna, a także o reakcji swoich rodziców na wieść, że ich córka chodzi z przedstawicielem obcej cywilizacji.
W miarę popijania mocniejszych trunków pojawiły się bardziej frywolne tematy. Wyluzowane dziewczyny zaczęły opowiadać o swoich przeżyciach z facetami, oczekiwaniach w stosunku do wymarzonego partnera, a także skrytych fantazjach erotycznych, by w końcu przejść do szczegółowego oceniania wszystkich mechów obecnych na Nemesis. Wesołą rozmowę przerwały im głośne śpiewy, dobiegające z korytarza. Carmen natychmiast rozpoznała refren piosenki „We are the champions" zespołu Queen.
- Coś mi się zdaje, że chłopcy sobie nieźle zabalowali! - stwierdziła Fortuna, podchodząc do drzwi.
Carmen, Lightstar i Kendra szybko poszły w jej ślady i wyjrzały na zewnątrz.
Na korytarzu zobaczyły porządnie zaprawionych Megatrona, Knock Outa, Breakdowna, Dreadwinga, Barricade'a i Skyquake'a z flaszkami Stężonego Energonu w dłoniach. Ponieważ korzystali z loży dla VIP-ów, przechrzczonej potem na centrum konferencyjne, wszyscy byli w zmniejszonych formach. Na widok dziewczyn, natychmiast przestali śpiewać.
- No proszę! Ale naszym championom wesolutko! - skomentowała Fortuna - Braciszku, od kiedy taki imprezowicz się z ciebie zrobił?
- Od momentu, gdy przypomniałem sobie, co to znaczy dobra zabawa!
- Witamy szanowne panie! - Dreadwing próbował ukłonić się szarmancko, przy czym omal nie zaliczył upadku, gdy nieprzyjazna grawitacja próbowała ściągnąć go w dół.
- Dreadwing, zachowuj się z klasą! - zbeształ go Megatron - Laski na nas patrzą!
Słysząc jego komentarz, Carmen, Lightstar, Fortuna i Kendra wybuchły niepochamowanym śmiechem.
- No to pokazałeś klasę! - odezwał się Knock Out - Nic, tylko brać przykład!
- Zamknij się! - warknął lider - Nie udzieliłem ci głosu!
- Nie wiedziałem, że muszę prosić o pozwolenie, wiecznie wkurwiony panie!
- Coś ty powiedział? - Megatron zmierzył swojego medyka groźnym spojrzeniem - Potrzymaj mi flaszkę! - zwrócił się do Barricade'a, podając mu butelkę - Zaraz ci pokażę wkurwionego! - powoli ruszył w kierunku czerwonego Cona.
- Knock Out, spierdalaj w podskokach! - roześmiał się Breakdown.
- Żadne spierdalaj. Broń mnie, stary!
- Nie mam ochoty obrywać za twój niewyparzony język!
- Lordzie Megatronie, ja tylko żartowałem! - medyk przezornie zaczął się cofać przed nacierającym na niego liderem.
- Megatronie, po co ta agresja? - wtrąciła się Carmen - Nie wiesz, że jak Knock Out się nawali, to gada głupoty?
- I nie tylko wtedy! - nie omieszkał dodać Breakdown.
- Następnym razem radzę ci uważać na słowa! - lider cofnął się, zostawiając medyka w spokoju.
- Nie ma z wami Starscreama i Darkfire'a? - zdziwiła się Lightstar.
- Obaj mają focha na Megatrona za los, jaki im zgotował i powiedzmy, że nie byli w nastroju do wspólnej zabawy. - odparł Barricade.
- Właściwie to trudno im się dziwić. - stwierdziła Carmen.
- Lightstar, a czemu właściwie interesujesz się Starscreamem? - zainteresował się Megatron.
- Zapytałam z ciekawości. W końcu należy do twojej załogi. Tak w ogóle, to co tu robicie?
- Wracaliśmy do swoich kwater, ale skoro już się spotkaliśmy, to może jednak warto poimprezować wspólnie? - zaproponował Dreadwing.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. Niewiele wam potrzeba, żeby nawalić się do nieprzytomności. Najlepiej, jak wrócicie do siebie i zapadniecie w stan hibernacji. - Lightstar próbowała powstrzymać ich imprezowe zapędy - Obstawiam, że jutro i tak ustawi się kolejka po przeciwbólowe.
- Może i masz rację, Light. Czasami warto posłuchać głosu rozsądku. - zgodził się z nią Megatron.
Z racji na późną godzinę, Lightstar, Fortuna i Kendra również postanowiły pójść do siebie. Podziękowały Carmen za przyjemnie spędzony wieczór i poszły razem z pozostałymi.
- I jak wam minął wieczór, ślicznotko? - spytał Knock Out, gdy zostali sami.
- Bardzo dobrze! Trochę lepiej się poznałyśmy i obgadałyśmy was wszystkich po kolei!
- Nawet nie chcę wiedzieć, co żeście wygadywały na nasz temat!
- I słusznie! - uśmiechnęła się dziewczyna - A jak wy się bawiliście? Sądząc po śpiewach, nie żałowaliście sobie Stężonego Energonu, co?
- Co racja, to racja! A może masz ochotę poimprezować we dwoje? - zaproponował Knock Out.
- Wybacz, ale jestem jakaś zamulona po tym winie.
- To może ja cię trochę rozbudzę, co? - mech stanął tuż za Carmen, objął ją ramionami i zaczął całować szyję dziewczyny.
Mimo, że ta pieszczota sprawiła jej przyjemność, to nie zniwelowała poczucia senności. Dziewczyna ewidentnie nie była w nastroju do łóżkowych igraszek, więc zdecydowanie wyswobodziła się z objęć wyraźnie rozczarowanego Knock Outa.
- Lepiej się nie nakręcaj Grzejniczku, bo dzisiaj nici z gorącej nocy. Marzę jedynie o tym, żeby położyć się spać.
- Za późno. Już się nakręciłem. Myślę, że jakoś uda mi się ciebie namówić! - mech posłał dziewczynie łobuzerski uśmiech.
- A ja myślę, że jednak nie. Serio, to wino nie wyszło mi na dobre. Więc jeśli chcesz ze mną spać, to nie próbuj żadnych podchodów, zrozumiałeś? - w głosie dziewczyny zabrzmiał stanowczy ton.
- W porządku. Będzie jak sobie życzysz. - westchnął Knock Out.
Znał już na tyle swoją partnerkę, by wiedzieć, kiedy mówi poważnie, a kiedy się z nim droczy. Tym razem miał świadomość, że Carmen nie zmieni zdania. Nie pozostawało mu więc nic innego, jak zaakceptować jej decyzję i odpuścić sobie próby rozpalenia jej pożądania. Trudno, odbiją to sobie kiedy indziej.
Gdy Carmen poszła wziąć prysznic, on też postanowił nieco zadbać o czystość. Czuł niewielki dyskomfort po kąpieli w oceanie. Poszedł więc do łaźni, by zmyć z siebie sól, która mogła zaszkodzić jego karoserii. Gdy wrócił do pokoju dziewczyny, ta spała już mocnym snem. Zgasił więc światło i ostrożnie wsunął się na miejsce obok niej. Stężony Energon krążący w jego obwodach sprawił, że poczuł narastającą senność. Ostrożnie przytulił się do swojej Iskierki i nawet się nie zorientował, gdy zapadł w stan głębokiej hibernacji.
***
Carmen wracała do swojej kwatery, wypróbowując działanie nowej aplikacji, którą zainstalował jej Soundwave. Dzięki niej mogła samodzielnie poruszać się labiryntem korytarzy Nemesis, nie bojąc się, że zabłądzi. W pewnym momencie za sobą usłyszała ciężkie kroki jakiegoś mecha. Natychmiast odwróciła się, by sprawdzić, kto za nią idzie. Miała ogromną nadzieję, że to nie Darkfire. Wprawdzie po karze, jaką dał mu Megatron, jego zapał do gwałtów powinien osłabnąć, ale z tym osobnikiem nigdy nic nie było wiadomo. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła Knock Outa.
- Iskierko, a co ty tu robisz tak całkiem sama? - spytał po transformacji do mniejszej formy - Pomyślałaś o tym, co by było, gdybyś spotkała mojego jebniętego brata?
- Soundwave wgrał mi nawigację po Nemesis i chciałam ją przetestować. - odparła dziewczyna - A twojego brata się nie boję, od kiedy mam własną broń! - pokazała mu bransoletkę.
- A co by było, gdyby cię zaskoczył?
- Wyjechałabym mu z paralizatora i po kłopocie!
- Jak się sprawuje nawigacja Soundwave'a? - zmienił temat Knock Out.
- Zobaczymy, czy doprowadzi mnie do kwatery. Idziesz ze mną?
- Jasne!
Gdy oboje byli już na miejscu, dziewczyna poszła do aneksu kuchennego, by zrobić sobie coś do picia, Knock Out natomiast zablokował drzwi do jej kwatery.
- Chcesz Energonu? - usłyszał pytanie.
- Nie! Za to chcę czegoś zupełnie innego!
Zdziwiona tą odpowiedzią Carmen spojrzała w jego kierunku i od razu zwróciła uwagę na niepokojący uśmiech, który gościł na jego twarzy.
- Knock Out, wszystko w porządku? - spytała.
- Jak najbardziej, maleńka! Tylko mam ochotę porządnie cię zerżnąć! - medyk zbliżył się do wyraźnie zbitej z tropu dziewczyny i podparł się oboma rękami na blacie stołu przy którym stała, skutecznie zagradzając jej drogę ucieczki.
- Co się z tobą dzieje? Naćpałeś się czegoś? - zaniepokojona Carmen spojrzała prosto w jego optyki, w których dostrzegła niepohamowaną żądzę.
- Nie. Po prostu mam ochotę pobawić się z tobą inaczej, niż zazwyczaj! - bez ostrzeżenia Knock Out zerwał bransoletkę z nadgarstka dziewczyny i cisnął ją w najdalszy kąt pomieszczenia - To na wypadek, gdyby przyszło ci do głowy użyć tego na mnie!
- Przestań robić sobie jaja! To nie jest ani trochę śmieszne! - Carmen poczuła nagłe ukłucie strachu.
- Bo to nie ma być żart! - Knock Out posłał jej uśmiech rasowego gwałciciela - Za chwilę zerżnę cię tak, że zapamiętasz to do końca życia!
- Co ci odpierdoliło? Wypuść mnie! - dziewczyna powoli zaczęła panikować.
W przypływie strachu próbowała odepchnąć od siebie mecha, lecz on tylko się roześmiał i mocniej docisnął ją do blatu.
- Moja Iskierka próbuje ucieczki? Myślałem, że chciałaś pobawić się w gwałty!
- Nie mówiłam, że na pewno chcę! Mieliśmy o tym porozmawiać!
- Wtedy nie miałabyś takich emocji! - szepnął jej na ucho Knock Out.
- Pierdolę takie emocje! Zostaw mnie, słyszysz?!
- Dopiero, jak się pobawimy! - mech chwycił Carmen na ręce i kierował się w stronę łóżka.
Dziewczyna rozpaczliwie próbowała mu się wyrwać, ale jego uścisk był zbyt silny. W tej chwili nie potrafiła zrozumieć, jak kiedykolwiek mogła sądzić, że taka zabawa w gwałt może być urozmaiceniem życia seksualnego. Świadomość, że za chwilę zostanie wzięta siłą przez swojego faceta sprawiła, że zrobiło jej się niedobrze.
- Knock Out, ostrzegam cię, że jeśli się nie uspokoisz, to z nami koniec! I nie żartuję! - zagroziła, gdy medyk rzucił ją na łóżko i unieruchomił własnym ciężarem.
- Daj spokój, Iskierko! Przecież wiesz, że to tylko zabawa.
- Nie dla mnie! Ja nie chcę się w to bawić!
- Zobaczysz, że ci się spodoba! - medyk nachylił się i zaczął całować szyję próbującej go odepchnąć dziewczyny.
Jedną dłonią unieruchomił jej ręce nad głową, a drugą wsunął pod bluzkę i zacisnął na piersi.
- Kurwa, zostaw mnie ty chory zjebie! - krzyknęła Carmen - Jesteś tak samo popierdolony, jak twój brat!
- Uwielbiam ten twój bojowy charakterek! - uśmiechnął się Knock Out - Ale dzisiaj pokażę ci swoją przewagę! Zobaczysz, że potrafię zachowywać się jak prawdziwy samiec alfa!
- Raczej jak pierdolony gwałciciel!
- Bo w tej chwili właśnie nim jestem, maleńka! - medyk jednym szarpnięciem rozerwał bluzkę dziewczyny, a chwilę potem także biustonosz.
Odrzucił zniszczone ubrania na bok i zacisnął dłonie na piersiach swojej partnerki, cały czas namiętnie całując jej szyję. Carmen próbowała odsunąć od siebie jego nachalne ręce, ale nie miała aż tyle siły.
- Opór nic ci nie pomoże, Iskierko! I tak wezmę, co do mnie należy! - szepnął jej na ucho Knock Out.
- Spierdalaj! - wycedziła dziewczyna.
- Ty naprawdę mocno wczułaś się w rolę! Świetna z ciebie aktorka, skarbie!
- Ja nie udaję! I radzę ci przerwać tę chorą grę, inaczej gorzko pożałujesz!
- Gdyby to ode mnie zależało, to przyznałbym ci Oskara!
- Nie wiedziałam, że spotykam się z takim debilem! - warknęła Carmen.
- Za to silniejszym od ciebie debilem!
Nie zważając na głośne protesty partnerki, Knock Out ściągnął jej spodnie razem z bielizną. Przez chwilę spoglądał na leżącą pod nim nagą, bezbronną dziewczynę, napawając się widokiem jej zgrabnego, pociągającego ciała. Czuł, że jego generator przyjemności osiągnął już pełną gotowość do działania. Niezwłocznie rozsunął pokrywę panelu interfejsowania, uwalniając swój prężący się sprzęt. Pochylił się nad Carmen, która w akcie desperacji próbowała zasadzić mu porządnego kopniaka w czułe miejsce. Knock Out jednak zachował czujność i jedną ręką zablokował jej nogę, a drugą wymierzył porządnego klapsa w pośladek.
- Niegrzeczna dziewczynka! Trzeba cię będzie ukarać! - bez ostrzeżenia przetoczył dziewczynę na brzuch, a potem wymierzył kilka kolejnych, mocnych razów.
Pomimo bólu, Carmen obiecała sobie, że nawet nie piśnie, by nie dać chorej satysfakcji temu zboczeńcowi, z którym była tyle czasu. Zupełnie nie podobało jej się to nowe, mroczniejsze oblicze mecha i nie wyobrażała sobie, że po tym wszystkim, co jej teraz robi, mogłaby pozostać jego partnerką. Ta chora zabawa ewidentnie oznaczała koniec ich związku. Tym razem Knock Out totalnie przegiął pałę! I gorzko tego pożałuje!
- Chyba masz już dosyć, mała! - stwierdził w końcu medyk, rozmasowując zaczerwienione i obolałe pośladki swojej partnerki - Na przyszłość będziesz wiedziała, czego nie robić!
- A pierdol się!
- Z pewnością będę, ale ciebie, nie siebie! - Knock Out chwycił dziewczynę za biodra, jednocześnie unosząc je w górę, po czym gwałtownie się w nią wbił na całą swoją długość.
Zaskoczona tym nagłym wtargnięciem Carmen, wydała z siebie cichy jęk bólu. Ponieważ nie godziła się na ten stosunek, nie odczuwała żadnej przyjemności, ani tym bardziej pożądania. Była cała spięta, przez co brutalne ruchy Knock Outa w jej pochwie sprawiały dziewczynie wyłącznie ból. Jedyne, o czym teraz marzyła, to oby mech jak najszybciej skończył i zostawił ją w spokoju.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taka ciasna, Iskierko! - przytłoczony mnóstwem przyjemnych impulsów atakujących jego generator przyjemności, medyk poczuł błyskawiczny wzrost pożądania.
Pragnąc dojść do upragnionej euforii, przyspieszył tempo głębokiej penetracji i gwałtownie wbijał się w przyjemny żar swojej partnerki, która musiała mocno zapierać się rękami o łóżko, by nie upaść na nie pod wpływem naporu jego ciała.
Na szczęście dla Carmen, bardzo szybko osiągnął orgazm, silniejszy niż kiedykolwiek przedtem. Wysunął się z dziewczyny i położył obok niej, starając się wyrównać temperaturę przegrzanych podzespołów.
- To dopiero był seks! - westchnął, próbując przytulić dziewczynę - Chwilkę odpocznę i postaram się, abyś i ty przeżyła swoją chwilę przyjemności, Iskierko.
- Kurwa, chyba śnisz! - Carmen gwałtownie odtrąciła jego ramię, zerwała się z łóżka owijając się w kołdrę, po czym pobiegła w kąt, gdzie Knock Out wcześniej rzucił jej broń.
Uzbrojona w bransoletkę, powoli podchodziła do wyraźnie zaskoczonego jej reakcją mecha.
- Wypierdalaj z mojego pokoju i mojego życia, skurwysynu! - krzyknęła aktywując blaster - Chyba, że mam ci podziurawić tę twoją nieskazitelną karoserię!
- Carmen, no co ty? Przecież to była tylko zabawa!
- Nie dla mnie! Ja nie wyraziłam zgody na taką zabawę! Zgwałciłeś mnie! Zejdź mi z oczu, bo nie ręczę za siebie! - dziewczyna nakierowała gotowy do użycia blaster wprost na twarz medyka.
- Iskierko, ja naprawdę nie zamierzałem cię w jakikolwiek sposób skrzywdzić! Byłem przekonany, że ty po prostu wspaniale odgrywasz rolę!
- Nie udawaj debila! Ostrzegałam cię, żebyś przestał! Wypad mi stąd, ale już!!!
- Carmen, ale...
- Liczę do trzech! - rozeźlona dziewczyna nie pozwoliła mu skończyć - Raz... dwa...
- Okej, okej! - Knock Out podniósł ręce w geście kapitulacji - Skoro tego chcesz, to wyjdę! Poczekam, aż się uspokoisz i wtedy porozmawiamy na spokojnie.
- Ja nie mam ci już nic do powiedzenia! Zniszczyłeś wszystko, co było między nami! - Carmen poczuła, jak zbiera jej się na płacz - Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego! WYPIERDALAJ STĄD I TO SZYBKO!
Widząc wzburzenie dziewczyny, Knock Out uznał, że na chwilę obecną najlepszym wyjściem będzie zostawić ją samą. Wstał więc z łóżka i skierował się do drzwi. Nim opuścił kwaterę Carmen, jeszcze raz na nią spojrzał.
- Przepraszam, Iskierko. Ja naprawdę nie chciałem, żeby to tak wyszło.
W odpowiedzi dziewczyna wymownie nakierowała blaster w jego kierunku. Rozumiejąc niemy przekaz, medyk wyszedł na zewnątrz, pozostawiając ją samą.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Carmen natychmiast zmieniła kod dostępu do swojej kwatery, po czym wróciła do łóżka i szczelnie owinięta w kołdrę ułożyła się w pozycji embrionalnej. Dopiero teraz zaczęło docierać do niej, co właśnie się wydarzyło. Bezpowrotnie straciła zaufanie do kogoś, kogo bardzo głęboko pokochała, z kim połączyłaby swoją Iskrę, gdyby tylko miała taką możliwość... Wydarzenia tego wieczoru raz na zawsze przekreśliły jej związek z Knock Outem. A byli ze sobą tacy szczęśliwi! Dlaczego on musiał to wszystko spieprzyć? Pomimo złości gotującej się w sercu dziewczyny, nagle napłynęły do niej wszystkie wspomnienia cudownych chwil, które razem przeżyli. Pod ich wpływem poczuła ogromny smutek nad utraconą miłością. Nagromadzone emocje sprawiły, że Carmen nie była już w stanie ich kontrolować. Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny szloch, gdy uzmysłowiła sobie, że właśnie bezpowrotnie skończył się kolejny etap w jej życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro