Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. Czarna Wdowa

Soundwave i Dreadwing wylądowali na szczycie skały, tworzącej ścianę kanionu Kolorado w Arizonie. Według zapewnień Megatrona, to właśnie w nim znajdowało się miejsce, w którym przez długie eony uśpiony Skyquake czekał na powrót swojego pana.

As wywiadu wyciągnął obrotową antenę i nastroił czujniki na pełną moc, by odebrać słaby sygnał z nadajnika Decepticona. Po krótkiej chwili namierzył miejsce hibernacji brata bliźniaka Dreadwinga. Na ekranie zakrywającym twarz mecha, pojawiła się dokładna lokalizacja pancernego bunkra, w którym spoczywał Skyquake. Oba Cony niemal jednocześnie transformowały się i poleciały w głąb kanionu. Gdy dotarli na miejsce, Dreadwing kilkunastoma strzałami swojej broni skruszył grubą warstwę skał i ich optykom ukazał się ogromny, czarny kontener z wyrytym insygnium Decepticonów.

Potężny mech wyjął kostkę Energonu i wsunął ją w kwadratowy otwór, pełniący rolę zamka. Po chwili rozbłysnął on jasnoniebieskim światłem, które zaczęło rozchodzić się po ścianach, stopniowo obejmując cały bunkier. Gdy blask przygasł, masywne wrota zaczęły się powoli rozsuwać, ukazując pokrytą pyłem, potężną postać mecha, będącego wierną kopią Dreadwinga. Jedyną cechą, która różniła obu braci, były kolory karoserii. Przeważającą barwą u Dreadwinga był niebieski, u Skyquake'a natomiast dominowała zgniła zieleń. Mech nadal pogrążony był w stanie głębokiej hibernacji.

- Skyquake, bracie! Lord Megatron cię wzywa! Zbudź się, by wiernie służyć naszemu panu!

Optyki uśpionego mecha rozbłysły na czerwono, a on sam poruszył się, wzniecając tumany oblegającego go kurzu.

- Dreadwing! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znów mogę służyć Decepticonom! – wielki mech wystąpił naprzód, by wymienić uścisk ze swoim bratem.

Dopiero po chwili zauważył Soundwave'a.

- Soundwave! Jak tam twoje śluby milczenia?

~ Aktualne.

- Czyli wszystko po staremu?

- Trochę się u nas pozmieniało, ale o wszystkim dowiesz się w domu. Najwyższy czas wracać na Nemesis, bracie!

Transformowali się w tym samym momencie, gdy niedaleko otworzył się most ziemny i wyszli z niego Optimus Prime, Bumblebee, Cliffjumper i Smokescreen. Pomimo, że widzieli Cony tylko przez chwilę, Prime zdążył rozpoznać nowego mecha. Z zatroskaną miną patrzył na odlatujące samoloty.

Ledwo udało się wyeliminować dwóch przeciwników, a szeregi wroga zasilił kolejny. Chyba czas najwyższy ponownie nadać sygnał, który poinformuje Autoboty mogące znajdować się w pobliżu, o obecności jego drużyny na Ziemi. Nie może dopuścić, by Megatronowi kiedykolwiek udało się zawładnąć tą małą planetą.

***

- Lordzie Megatronie! Jestem gotów na twoje rozkazy! – Skyquake ukłonił się przed obliczem lidera Decepticonów.

Oprócz lorda i bliźniaków, w centrum dowodzenia obecni byli Starscream, Breakdown, Knock Out, Carmen, Barricade i Darkfire.

- Doskonale Skyquake! Niezmiernie mi miło powitać cię znów w szeregach mojej armii! Zawsze mogłem być pewien lojalności twojej i Dreadwinga, czego nie mogę powiedzieć o niektórych tu obecnych! – wymowne spojrzenie lorda zatrzymało się na Starscreamie.

- Panie! Popełniłem parę błędów, ale obiecuję ci, że już nigdy więcej cię nie zawiodę! – odezwał się Seeker.

- Obiecywałeś mi to za każdym razem i za każdym razem było tak samo. Gdyby nie fakt, że potrzebuję żołnierzy, już dawno spoczywałbyś na szrocie!

- Jak widzę, mój panie, nie jesteś zbytnio zadowolony ze swojego komandora. Czyli nic się w tej kwestii nie zmieniło. – stwierdził Skyquake.

- Starscream nie jest już komandorem. Trochę się u nas pozmieniało. Jego miejsce zajął Knock Out, który jest jednocześnie naszym medykiem. – wyjaśnił Megatron.

Skyquake zmierzył czerwonego mecha krytycznym spojrzeniem. Po chwili jego wzrok spoczął na siedzącej mu na ramieniu Carmen.

- Ten kurdupel jest twoim zastępcą?

- Tylko nie kurdupel! – warknął Knock Out – Jestem twoim przełożonym!

- A co to za dziwna forma życia? – wskazał na dziewczynę.

- To Carmen. Rodowita mieszkanka Ziemi. – wyjaśnił Megatron – Należy także do naszej frakcji. Breakdowna i Soundwave'a znasz. Jakiś czas temu dołączył do nas brat Knock Outa, Darkfire, a ostatnimi czasy szeregi Decepticonów zasilił Barricade. Jego chyba też powinieneś znać.

- Pan Karać i Niewolić... - mruknął Skyquake – Spotkaliśmy się parę razy.

- Dreadwing zakwateruj swojego brata i oprowadź po Nemesis. – rozkazał Megatron.

- A jak skończycie, doprowadź się do porządku! Mamy na statku coś takiego jak łaźnia. – dodał Knock Out.

- Serio? W życiu bym się nie domyślił! Może jeszcze mam się nawoskować, tak jak ty? – prychnął Skyquake.

- Nie zaszkodziłoby. Optyka więdnie, jak się patrzy na twój zaniedbany lakier.

- Jestem wojownikiem, a nie laleczką na pokaz!

- Coś ty powiedział?

- Spokój ma być! – przerwał im Megatron – Skyquake, jak skończycie, staw się u Knock Outa na przegląd. Po tak długiej hibernacji warto sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

- Nie ma takiej potrzeby. Czuję się świetnie!

- Nie dyskutuj! Muszę mieć pewność, że jesteś w pełni sprawny.

- Oczywiście, Lordzie Megatronie.

- Możecie się rozejść.

Wszyscy posłusznie wykonali polecenie lidera.

Starscream skontaktował się ze Steve'em i nakazał stawić mu się na pustkowiu w okolicach Jasper. Sam natomiast podążył na lądowisko. Zeskoczył z dachu Nemesis i przez dłuższą chwilę delektował się swobodnym spadaniem. Jak każdy Seeker uwielbiał, gdy pęd powietrza opływał jego ciało, rozkoszował się szybkością i poczuciem wolności. Tuż nad ziemią transformował się i z gracją wzbił się z powrotem w powietrze, podążając w kierunku miejsca spotkania z Vehiconem. Okazało się, że Steve już na niego czekał. Starscream transformował się w locie i wylądował obok klona. Dokładnie rozejrzał się, czy gdzieś na horyzoncie nie widać Laserbeaka. Dopiero, gdy upewnił się, że nie są obserwowani, przeszedł do rzeczy.

- Zapewne zastanawiasz się, dlaczego chciałem się z tobą spotkać.

- No w zasadzie tak właśnie jest.

- Przypadkiem podsłuchałem bardzo ciekawą rozmowę Megatrona i Shockwave'a. Z tego, co zrozumiałem, nasz naukowiec opracował nową technologię tworzenia klonów. Klonów, które byłyby silniejsze, sprawniejsze, szybsze i lepiej uzbrojone niż wy.

- To chyba dobrze? Pomogą Megatronowi spełnić jego pragnienie podbicia Ziemi. – Steve całkiem obojętnie przyjął rewelacje Starscreama.

- Nic nie rozumiesz! Na własne audioreceptory słyszałem, jak Megatron mówił Shockwave'owi, że jeśli nowa generacja klonów się sprawdzi, zamierza wymienić całą swoją armię. Chyba nie muszę ci mówić, co to oznacza?

- Chce się nas pozbyć?

- Zneutralizuje was bez mrugnięcia okiem, niczym nic nie warty złom. Wymieni na nowsze modele! To właśnie zrobi! Chyba, że uda nam się temu jakoś zaradzić... – Starscream uśmiechnął się chytrze.

- Niby w jaki sposób?

- Gdyby tak udało się zmienić lidera Decepticonów, uniknęlibyście okrutnego końca...

- Co konkretnie masz na myśli?

- Gdybym to ja objął dowodzenie, nie pozwoliłbym na waszą neutralizację. Jakoś nie mam zaufania do nowości. Wolałbym mieć w swojej armii sprawdzonych żołnierzy, na których można polegać. Problem w tym, że w pojedynkę nie mam szans pokonać Megatrona. Aby tego dokonać, potrzebuję twojej pomocy, Steve.

- A co ja mógłbym zrobić?

- Może tego nie wiesz, ale obserwowałem cię. Wiem, że w kręgach Vehiconów jesteś osobą, z którą inni się liczą. Dlatego to właśnie tobie zdecydowałem się powiedzieć o planach Megatrona. Liczę na to, że przekażesz tę informację reszcie Vehiconów i wspólnie zjednoczycie się przeciwko naszemu panu.

- Mamy się zbuntować?

- W słusznej sprawie!

- Megatron nas powybija!

- Jeśli będziecie działać wspólnie, nie będzie w stanie nic wam zrobić. Poza tym, wasz los i tak będzie przesądzony, jeśli pozostaniecie bierni. Nie macie nic do stracenia! Możecie tylko zyskać dalsze życie. Lepsze życie pod moim dowództwem. Gdy przejmę władzę, będę potrzebował lojalnego zastępcy. Zgadnij, kto nim zostanie?

- Nie mam pojęcia.

- Ty, Steve.

- Ja? Ale jak to?

- Ufam ci bardziej, niż któremukolwiek z Decepticonów. Wiem, że będziesz moim lojalnym zastępcą, na którego zawsze będę mógł liczyć. – uśmiechnął się Starscream – Więc jak będzie? Przemyślisz sobie moją propozycję?

- Pozwolisz, że prześpię się z tym problemem?

- Oczywiście! Nie spiesz się i przemyśl sobie wszystko na spokojnie. Rozważ wszystkie za i przeciw. Pamiętaj jednak, o jaką stawkę toczy się gra. – Starscream transformował się i na krótką chwilę zawisł w powietrzu – Daj znać, gdy podejmiesz jakąś decyzję.

Po tych słowach odleciał w przestworza, pozostawiając Vehicona z ogromnym mętlikiem w głowie.

***

Podczas gdy Knock Out był zajęty przeglądem systemów Skyquake'a, Carmen naszła ochota na spacer po lesie. Lubiła od czasu do czasu poobcować z naturą, wyciszyć się w otoczeniu zieleni. Gdy poprosiła Breakdowna, by zawiózł ją do centrum dowodzenia, mech koniecznie chciał wiedzieć, gdzie się wybiera. Kiedy powiedziała mu o swoich planach, kategorycznie zabronił jej samotnego wypadu.

- Daj spokój Break! Co złego może mnie spotkać w lesie? Wilki mnie przecież nie zjedzą, bo ich tu nie ma!

- Pamiętasz, co mówili o tych tajemniczych śmierciach ludzi w okolicznych lasach? Wszystko wskazuje na to, że grasuje tam jakiś psychopata. Jeśli chcesz iść na spacer, to tylko w moim towarzystwie. Innej opcji nie ma.

- Świetnie! Przynajmniej będę miała towarzystwo! Ale... nie pokrzyżuje ci to planu dnia? – upewniała się Carmen.

- Żebym to ja miał jakiś plan dnia! – roześmiał się mech – Nic się nie martw mała! Popołudnie miałem spędzić na doglądaniu prac konserwacyjnych Nemesis. Zlecę to zadanie Steve'owi i po sprawie! Spędzenie dnia z tobą jest o wiele ciekawszą opcją!

- W takim razie chodźmy!

W drodze do centrum dowodzenia Breakdown skontaktował się ze Steve'em i poprosił go o zastępstwo. Potem razem z Carmen zostali przeniesieni mostem ziemnym w sam środek lasu. Breakdown transformował się do swojej mniejszej wersji, by wygodniej rozmawiało mu się z dziewczyną, która stwierdziła, że chce pospacerować, a nie być noszona, jak jakaś księżniczka.

- Jakoś na Nemesis nie masz z tym problemu. – zauważył Breakdown.

- Tam, to co innego. Nie możecie przecież z Knocky'm cały czas funkcjonować w waszych mniejszych formach. Więc trudno by mi było dotrzymać wam kroku. I raczej kiepsko by się rozmawiało.

- Co fakt, to fakt. A powiedz mi, co cię nagle naszło na taki spacerek?

- Dawno już nie byłam w lesie, a lubię czasami poobcować z naturą. Nacieszyć oczy zielenią, posłuchać śpiewu ptaków, poczuć ten przecudny zapach runa. To bardzo odpręża!

- To znaczy, że jesteś zestresowana, czy coś?

- Jakby ci tu powiedzieć... takiej dawki stresu, jakiej doświadczyłam, odkąd was poznałam, nie otrzymałabym przez rok!

- No trochę się wydarzyło, to fakt. Powiem szczerze, że nie zazdroszczę ci wrażeń. Szczególnie z Darkfrajerem. Trzeba przyznać, że ten psychol uparcie dąży do wyznaczonego sobie celu. Nie odpuścił nawet po groźbie Megatrona! Wiesz może, dlaczego się tak na ciebie uparł? No ja rozumiem, że ekstra z ciebie laska i w ogóle, ale być aż tak napalonym?

- To wcale nie tak, że mu się podobam, czy coś. Przeze mnie chce uderzyć w Knock Outa. – wyjaśniła Carmen – Nie może znieść tego, że jego młodszy brat ma wyższe stanowisko niż on. A poza tym, jak sam stwierdziłeś, to zboczony psychol, którego bawią gwałty. Mam nadzieję, że teraz, gdy wyżył się na Arcee, da mi wreszcie spokój.

- Nawet jeśli nie, to przecież masz swojego osobistego ochroniarza. – uśmiechnął się Breakdown – A ten zboczeniec mi nie podskoczy!

- Niewielu jest takich, którzy mogliby ci podskoczyć Break! Chyba jedynie Megatron! – uśmiechnęła się Carmen.

- Wiesz jak to mówią. Duży może więcej! – roześmiał się mech.

- Więcej, powiadasz? Czy mam to rozumieć jako autopromocję? – uśmiechnęła się dziewczyna.

- Carmen, nie to miałem na myśli! – gdy Breakdown zrozumiał, o co jej chodziło, mocno się speszył.

- Przecież wiem! Ale uwielbiam prowokować innych do niegrzecznych skojarzeń!

- Uważaj, bo jak kiedyś kogoś za mocno sprowokujesz, może się to dla ciebie źle skończyć! Szczególnie, jeśli tym kimś będzie Darkfire!

- Akurat z nim nie mam ochoty żartować. W ogóle nie chcę mieć z nim wspólnego!

Nagle Carmen owładnęło poczucie, jakby ktoś ich obserwował. Zatrzymała się i uważnie zaczęła rozglądać dookoła.

- Coś się stało? – zainteresował się natychmiast Breakdown.

- Mam takie dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje.

- Chyba ci się tylko wydaje. – mech dokładnie zlustrował najbliższe otoczenie – Poza nami nikogo tu nie ma.

- Jakoś tak nieswojo się czuję. – dziewczyna ruszyła dalej, lecz uważnie rozglądała się dookoła.

W pewnym momencie zobaczyła delikatnie poruszającą się gałązkę, jakby przed chwilą ktoś ją trącił. Nikogo jednak nie widziała. Momentalnie ogarnął ją lęk. Czyżby w lesie rzeczywiście grasował jakiś psychopata, który właśnie ich śledzi? Podeszła bliżej do Breakdowna, przy którym czuła się o wiele pewniej.

- Carmen co jest? – spytał widząc jej nietęgą minę – Mały cykorek cię obleciał?

- Wiesz co Break? Chyba mam dosyć tego spaceru. Wracajmy na Nemesis.

- Uspokój się maleńka. Nikogo poza nami tu nie ma!

- Warto by było czasami zaufać kobiecej intuicji, Breakdown!

Oboje natychmiast spojrzeli w stronę źródła głosu. Wysoko w koronie jednego z drzew dostrzegli przyczajoną postać, która Carmen skojarzyła się z ogromnym, mechanicznym pająkiem.

- Airachnid? – zdziwił się Breakdown – Co ty robisz na Ziemi?

- Zbieram nowe trofea do mojej kolekcji. – femme uśmiechnęła się sadystycznie, po czym spojrzała na Carmen – A ty jak widzę, znalazłeś sobie ludzkiego pupilka! Mam nadzieję, że nie będziesz za bardzo płakał, gdy ta śliczna główka spocznie w mojej gablotce.

Bez ostrzeżenia pajęczyca odbiła się od pnia, na którym siedziała i wylądowała tuż przed dziewczyną. Carmen natychmiast odskoczyła do tyłu, po czym schowała się za Breakdownem, który momentalnie transformował się do naturalnego rozmiaru i przygotował do walki.

- Nie waż jej się tknąć ty Czarna Wdowo! – warknął.

- Myślisz, że się ciebie zlęknę, mięśniaku? – prychnęła femme mierząc go spojrzeniem – Rozmiar to nie wszystko! Liczą się przede wszystkim umiejętności!

- I mówi to tchórzliwa suka, która przez tyle lat ukrywała się przed Megatronem! – prychnął Breakdown – Skoro jesteś tak dobra w sztukach walki, to czemu nie stanęłaś z nim twarzą w twarz, co?

- Wolałam nie podejmować zbędnego ryzyka! Tylko głupiec stawałby do walki bez odpowiedniego planu!

- Tak sobie myślę, że skoro już tu jesteś, to może przywitasz się z naszym Lordem? - Breakdown zrobił krok do przodu, próbując złapać Airachnid za jej dodatkowe, pajęcze odnóża, na których obecnie stała, jednak pajęczyca zwinnie odskoczyła, a z jej dłoni w kierunku mecha wystrzeliła biaława, gęsta substancja.

„Kurwa! Zapomniałem, że ona walczy z pomocą pajęczyny!" – pomyślał, w ostatniej chwili uskakując z toru lotu kleistej sieci, która trafiła centralnie w Carmen, kompletnie oblepiając dziewczynę.

- A fuj! Co to jest? – krzyknęła, próbując zdjąć z siebie lepką substancję.

- No! Unieruchomiony pupilek! – Airachnid uśmiechnęła się sadystycznie – Dobrze! Nigdzie mi nie uciekniesz! Teraz pozostaje mi tylko rozprawić się z twoim dużym rycerzykiem i będę mogła się tobą pobawić!

- Możesz sobie pomarzyć! – warknął Breakdown nakierowując na pajęczycę swoje działo.

Bez ostrzeżenia oddał strzał, ale femme wybiła się wysoko na swoich długich odnóżach, zrobiła salto w powietrzu, nabierając prędkości i z impetem wpadła na masywnego mecha, odrzucając go na pobliskie drzewa. Nim Breakdown zdążył się podnieść, wystrzeliła w jego stronę swoją pajęczą sieć, która skutecznie unieruchomiła potężnego mecha.

- I co teraz powiesz, mięśniaku? – uśmiechnęła się, powoli podchodząc do szarpiącego się Cona – Taki duży, a powaliła go drobna femme!

- Nie ujdzie ci to na sucho! Gdy tylko się uwolnię, będziesz mnie błagać o litość! – warknął.

- Obawiam się, że będzie zupełnie odwrotnie. – Airachnid przytknęła swoje pajęcze odnóża poniżej grubego pancerza chroniącego Iskrę i gwałtownym szarpnięciem rozerwała delikatniejszą obudowę, czemu towarzyszył niekontrolowany krzyk bólu wielkiego mecha – Wypatroszę cię żywcem, osiłku! A na koniec wyrwę Iskrę! – szponami rozorała warstwę izolacyjną, po czym garściami zaczęła wyszarpywać na zewnątrz plątaninę kabli i światłowodów, z satysfakcją patrząc na zwijającego się z bólu Breakdowna.

Otoczona grubą warstwą pajęczyny Carmen nie widziała, co się dzieje, ale wrzask mecha nie wróżył niczego dobrego.

- Breakdown, co się tam dzieje? – krzyknęła.

Słysząc głos dziewczyny, Airachnid na chwilę zostawiła swoją ofiarę.

- Zapomniałam o twoim pupilku! – uśmiechnęła się, patrząc prosto w złote optyki Cona – Jak z tobą skończę, spotka ją dokładnie taki sam los!

- Ona niczym ci nie zawiniła! Zabij mnie, ale ją oszczędź! Jako eks - Decepticon miej honor i uszanuj ostatnią wolę drugiego Cona! – jęknął Breakdown.

- Niby dlaczego miałabym zrezygnować z zabawy? I czemu tak bardzo ci zależy na tej dziewczynie? Czyżbyś się zakochał?

Przerażenie w oczach mecha powiedziało jej wszystko.

- No, no! Jak widzę, nieźle cię przypiliło, skoro zdecydowałeś się na ludzką partnerkę! Ale ty zawsze byłeś napalony! – roześmiała się Airachnid – Myślisz, że zapomniałam o twoich niewybrednych podbojach?

- Chyba ci się podobało, skoro to zapamiętałaś! – warknął Breakdown.

- Nie bądź śmieszny! – femme podeszła do otoczonej pajęczyną Carmen i rozerwała nici otaczające jej głowę – No, robaczku! Poznaj moją wielką Iskrę! Pozwolę ci jeszcze przez chwilę popatrzeć na świat, zanim wypatroszę cię na oczach twojego ukochanego!

- Że co? To nie jest mój ukochany! Mów, co mu zrobiłaś? – Carmen próbowała dosięgnąć do komunikatora, który miała w tylnej kieszeni jeansów, jednak lepka sieć znacznie utrudniała jej ruchy.

- Sama zobacz! – jednym z dodatkowych odnóży Airachnid uniosła dziewczynę za sieć, którą była opleciona i podeszła do unieruchomionego Breakdowna.

Carmen aż słabo się zrobiło, gdy zobaczyła wyczerpanego mecha leżącego pod pniami drzew. Z rozszarpanego brzucha wystawała plątanina cieńszych i grubszych, skąpanych w Energonie kabli i szaleńczo pulsujących czerwonymi impulsami światłowodów. Con nadal był przytomny i widać było, że bardzo cierpi.

- Mój Boże, Breakdown! Co ona ci zrobiła? – jęknęła Carmen.

- Jeśli to cię pocieszy, za chwilę podzielisz jego los. – uśmiechnęła się Airachnid.

Przerażona wizją tego, co ją czeka, Carmen ponowiła próbę wyjęcia komunikatora. Adrenalina krążąca w jej żyłach dodała jej sił i udało jej się oderwać prawą rękę od lepkiej sieci. Sięgnęła do kieszeni spodni i na oślep zaczęła wciskać wszystkie możliwe przyciski, mając nadzieję, że któryś z Conów zainteresuje się niemymi połączeniami od niej. I że zdąży przybyć, nim pajęczyca spełni swoją groźbę.

- Wybacz, że nie dałem rady cię ochronić, mała. Jestem beznadziejnym strażnikiem. – odezwał się Breakdown.

- Po raz pierwszy się z tobą zgodzę! – uśmiechnęła się Airachnid – Nie martw się, osiłku! Nim cię dobiję, pozwolę ci popatrzeć, jak rozprawiam się z twoim pupilkiem! – femme przysunęła skrępowaną dziewczynę bliżej siebie i rozprostowała splamione Energonem szpony – Czas się pożegnać!

Carmen krzyknęła przerażona, gdy ostre pazury rozorały grubą warstwę pajęczyny. Słyszała jeszcze, jak Breakdown błaga o litość dla niej, a potem usłyszała głośny huk silnika odrzutowca, po którym nastąpił dźwięk transformacji i tuż za Airachnid pojawił się Megatron. Femme nie zdążyła w żaden sposób zareagować, gdy większy mech gwałtownie przyciągnął ją do siebie i przydusił jej szyję potężnym ramieniem. Pajęczyca wiła się i szarpała, próbując się uwolnić, jednak na próżno. Megatron był zbyt silny.

- Odłóż dziewczynę na ziemię, ale już! – warknął lider Decepticonów.

- A któż to przybył na ratunek węglowcowi! – drwiła Airachnid – Megatron we własnej osobie!

- Odłóż ją, powiedziałem! – Lord zwiększył nacisk, niemal miażdżąc szyję femme i zatrzymując dopływ Energonu do jej procesora.

Czując zbliżające się omdlenie, pajęczyca postanowiła użyć swojej ostatecznej broni. Otworzyła usta, a z jej kłów pod ciśnieniem wystrzeliły strugi stężonego kwasu, oblewając ramię Megatrona.

Czując piekący ból, mech odruchowo cofnął rękę, a oswobodzona Airachnid wykorzystała chwilę jego nieuwagi i wymierzyła mu mocnego kopniaka w krocze. Nie zrobiło to jednak na nim większego wrażenia. Wysunął swój sztylet i odciął odnóże, którym femme trzymała Carmen. Zręcznie złapał dziewczynę i odłożył ją obok Breakdowna.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że ze wszystkich planet we Wszechświecie, wybrałaś sobie akurat Ziemię! – warknął, wymierzając Airachnid kolejny cios sztyletem – Myślałaś, że można tak bezkarnie opuścić Decepticony?

- Znudziło mi się uczestnictwo w klubie dla chłopców! – uśmiechnęła się Airachnid zręcznie unikając ciosu i wystrzeliwując lepką sieć w stronę byłego gladiatora.

Przygotowany na to Decepticon zrobił unik, po czym przeszedł do ofensywy. Siłą rozpędu wpadł na Airachnid, przygniatając ją do ziemi swoim ciężarem.

- Zajebał bym cię na miejscu, suko! – warknął przystawiając swój ostry sztylet do gardła femme – Ale może okażę ci litość, jeśli przysięgniesz, że wrócisz do mojej armii i będziesz mi wiernie służyć!

- Właściwie to mogę rozważyć twoją... propozycję.

- Więc słucham? Jaka jest twoja decyzja?

Airachnid zastanawiała się przez chwilę.

- Bycie bezfrakcyjną ma swoje dobre strony, lecz przysparza sporo problemów, jeśli chodzi o zaopatrzenie w Energon. Dlatego byłabym skłonna schować moją dumę i ponownie oddać ci pokłon, Lordzie Megatronie. – uśmiechnęła się pajęczyca.

- Skoro tak, to dostaniesz swoją drugą szansę. – lider Conów schował sztylet – Pamiętaj jednak, że trzeciej już nie będzie.

Megatron wstał, uwalniając femme, która uśmiechnęła się przebiegle.

- Trzecia szansa nie będzie mi już potrzebna! – Airachnid podniosła się na nogi i strzeliła w lorda swoją pajęczyną, która szczelnie go oplotła, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Potężny mech próbował rozerwać sieć, lecz była ona zbyt wytrzymała. Pajęczyca powoli zbliżała się do unieruchomionego Megatrona.

- W końcu doczekałam się chwili, gdy zgaszę twoją Iskrę i przejmę kontrolę nad Decepticonami! – uśmiechnęła się, przewracając mecha.

- Decepticony są posłuszne tylko mnie! – warknął Megatron.

- Wkrótce to się zmieni. Żegnaj, Megatronie! – Airachnid szponami rozdarła pajęczynę, rozpostarła swoje długie odnóża i po chwili z wielką siłą wbiła je w klatkę piersiową lidera Decepticonów.

Błyskawicznie rozerwała twardy pancerz chroniący jego Iskrę. Przez chwilę przyglądała się pulsującej w szaleńczym tempie energii. Na jej ustach pojawił się mściwy uśmiech.

- Kto by pomyślał, że niepokonany gladiator z Kaonu zostanie zgaszony przez niepozorną femme! Było mnie docenić, gdy miałeś na to szansę! A teraz przywitaj się z Wszechiskrą!

Śmiejąc się szyderczo, Airachnid zamachnęła się swoimi długimi odnóżami, lecz nim zdołała wbić je w Iskrę Megatrona, została brutalnie odepchnięta, a po chwili poczuła, jak przez jej obwody przepływa silny prąd, który momentalnie ją sparaliżował.

Przerażona Carmen widziała, jak Airachnid unieszkodliwia lidera Decepticonów. Po chwili ujrzała potężną sylwetkę Dreadwinga, który powoli zbliżał się do Airachnid. Z drugiej strony skradał się Knock Out ze swoim paralizatorem. Gdy pajęczyca próbowała zgasić Iskrę Megatrona, Dreadwing odepchnął ją prosto w kierunku medyka, który błyskawicznie obezwładnił femme swoim paralizatorem.

- Wszystko w porządku, mój panie? – Dreadwing pomógł podnieść się Megatronowi, który szybko złączył ze sobą rozerwany przez Airachnid pancerz.

- Przeżyję. – mruknął.

Dopiero teraz miał okazję rozeznać się w sytuacji. Jego spojrzenie spoczęło na rannym Breakdownie, który przez znaczną utratę Energonu stracił przytomność. Był przy nim Knock Out, który oceniał stan mecha. Dreadwing w tym czasie rozrywał gęstą pajęczynę, którą opleciona była Carmen. Nikt nie zauważył, że Airachnid odzyskuje przytomność. Pajęczyca uznała, że walka z trzema przeciwnikami jest zbyt ryzykowna i ostrożnie wycofała się.

- Knock Out jesteś w stanie pomóc Breakdownowi? – spytał Megatron.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale musi jak najszybciej znaleźć się na stole.

- Soundwave! Potrzebny nam most! I przyślij do nas Skyquake'a. Trzeba przetransportować na Nemesis jeńca!

- Jakiego jeńca? – spytała Carmen, która jako pierwsza zauważyła zniknięcie Airachnid.

Megatron, Dreadwing i Knock Out jednocześnie spojrzeli w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżała pajęczyca. Nie było po niej ani śladu.

- Kurwa! Spierdoliła nam! – krzyknął Megatron – No trudno... Skoro już wiemy, że jest na Ziemi, prędzej, czy później ją wytropimy! A wtedy pożałuje, że ośmieliła się podnieść na mnie rękę! Soundwave! Skyquake nie jest już nam potrzebny.

- Czemu chciałeś wziąć ją jako jeńca? Nie lepiej byłoby ją zgasić? – spytała Carmen.

- Oczywiście, że to zrobię! Ale najpierw sprawię, że sama będzie mnie błagać o śmierć!

Kiedy pojawił się portal, Dreadwing i Megatron wspólnymi siłami podnieśli Breakdowna i przetransportowali do zatoki medycznej. Knock Out natomiast podszedł do Carmen.

- Jesteś cała Iskierko?

- Tak, choć niewiele brakowało. – dziewczyna weszła na podstawioną rękę mecha.

Wyglądał na zmartwionego.

- Powiedz mi, ale tak szczerze. Uratujesz Breakdowna? – spytała, gdy ruszyli w stronę mostu ziemnego.

- Nie wiem Carmen. Naprawdę nie wiem. – westchnął – Jeśli przez tę pajęczycę zgaśnie, to przysięgam na Wszechiskrę, że dopadnę ją osobiście! – w jego optykach pojawiła się fanatyczna żądza zemsty.

Słysząc jego słowa, dziewczyna poważnie się zaniepokoiła. Skoro dopuszczał do świadomości, że Breakdown może nie przeżyć, to znaczy, że z mechem musiało być naprawdę źle.

- To wszystko moja wina! Zachciało mi się spacerku po lesie! Breakdown uparł się, żeby pójść ze mną... gdyby nie ja, byłby cały i zdrowy!

- Nie możesz się obwiniać. Skąd mogłaś wiedzieć, że natkniecie się na tę Czarną Wdowę? Gdyby Breakdown nie poszedł z tobą, nie rozmawialibyśmy teraz.

- A dlatego, że poszedł, być może już do nikogo się nie odezwie. – w oczach Carmen pojawiły się łzy – Knock Out błagam cię! Zrób wszystko, by go uratować!

- To mogę ci obiecać.

Gdy weszli do sekcji medycznej, Breakdown leżał już na stole operacyjnym, a Dreadwing i Megatron nieporadnie próbowali podłączyć mu kroplówkę z Energonem. Na widok Knock Outa, wyraźnie odetchnęli z ulgą.

- Lordzie Megatronie, dotrzymasz Carmen towarzystwa, gdy ja będę operował? Nie chcę, żeby była teraz sama. – poprosił Knock Out.

- Oczywiście. Chodź mała. – Megatron wyciągnął dłoń, na którą weszła dziewczyna – Informuj nas na bieżąco o stanie Breakdowna. Mam nadzieję, że wszystko się uda. Nie chciałbym stracić tak skutecznego żołnierza.

- A ja najlepszego przyjaciela. – westchnął Knock Out.

Megatron i Dreadwing wyszli, by medyk mógł zabrać się do pracy. Knock Out był bardzo zdenerwowany. Nie raz już operował swojego przyjaciela, ale po raz pierwszy mech był w tak ciężkim stanie. To będzie prawdziwy cud, jeśli wyjdzie z tego bez szwanku. Szykując potrzebne narzędzia, w duchu modlił się do Primusa, by pomógł mu uratować Breakdowna.

***

Minęły trzy dni od operacji, a Breakdown nadal się nie wybudził. Jego parametry były stabilne, więc Knock Out miał nadzieję, że wydłużona hibernacja związana jest z samoregeneracją poważnie uszkodzonych podzespołów mecha. Przez cały ten czas, Carmen chodziła podenerwowana. Bardzo martwiła się o Breakdowna i ciągle obwiniała się o jego stan. Przesiadywała przy nim tak często, jak tylko mogła. Przemawiała do niego, puszczała mu muzykę, którą lubił, licząc na to, że bodźce zewnętrzne pomogą mu wrócić do świata żywych.

Tego dnia jak zwykle przyszła odwiedzić nieprzytomnego przyjaciela. Knock Out musiał wyjść, wezwany przez Megatrona, a Carmen siedziała oparta o bok Breakdowna i delikatnie gładziła jego dłoń.

- Breakdown, nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żebyś się w końcu obudził! – mówiła – Brakuje mi ciebie. Mnie i Knock Outowi. Wracaj do nas, kochany!

Nagle zobaczyła, że mech nieznacznie poruszył ręką, po której go głaskała.

- Carmen? – usłyszała jego szept.

Natychmiast podniosła się i podeszła do jego twarzy. Zobaczyła, że Breakdown powoli otwiera optyki.

- Breakdown, nareszcie! Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam!

- Chyba często u mnie bywałaś.

- Skąd wiesz?

- Słyszałem twój głos, maleńka. Był jak drogowskaz w tej ciemności, w której się znajdowałem. To dzięki świadomości, że jesteś przy mnie, znalazłem siłę, by wrócić.

- Co ty mówisz Break?

- Gdy już byłem pewien, że oboje zginiemy, żałowałem, że nie powiedziałem ci prawdy.

- O czym ty mówisz? Jakiej prawdy?

- Kocham cię, Carmen.

- Co?! – usłyszeli gniewny głos Knock Outa dobiegający od strony drzwi.

Medyk wszedł do zabiegówki akurat w chwili, gdy jego przyjaciel wyznał dziewczynie miłość.

- Breakdown jak mogłeś? Wiesz, jak bardzo ją kocham!

- Stary, to było ode mnie niezależne! Nie zamierzam ci jej odbijać! Po prostu chciałem, aby poznała prawdę. – tłumaczył Breakdown.

- A niby po co? Chcesz wziąć ją na litość? Ładny mi przyjaciel! A ja tak się starałem, żeby cię uratować!

- Knock Out ochłoń! – wtrąciła dziewczyna.

- Ciekaw jestem, czy powiedziałabyś mi o jego wyznaniu, gdybym nie wszedł tu w odpowiednim momencie! – tym razem atak medyka skierowany był w kierunku Carmen – A może spotykalibyście się za moimi plecami, co?

- Teraz to już zdrowo przegiąłeś! – krzyknęła Carmen – Za kogo ty mnie właściwie masz, że o coś takiego mnie posądzasz? A Breakdowna? Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że twój najlepszy przyjaciel mógłby ci zrobić takie świństwo?

Knock Out zdał sobie sprawę z tego, że tym razem rzeczywiście przesadził. Faktycznie, nie powinien wyciągać tak daleko idących wniosków.

- Przepraszam. Was oboje. – westchnął – Po prostu nie spodziewałem się, że coś takiego usłyszę.

- To nie usprawiedliwia twoich chorych oskarżeń! – prychnęła Carmen – Zdajesz sobie sprawę z tego, jak się poczułam, gdy pośrednio nazwałeś mnie dziwką?

- Kiedy cię tak nazwałem?

- A posądzenie mnie, że za twoimi plecami mogłabym sypiać z twoim najlepszym przyjacielem?

- Iskierko, przepraszam! Byłem wzburzony!

- Więc czas najwyższy, żebyś nauczył się panować nad tym, co mówisz!

- Ej nie kłóćcie się. – Breakdown próbował opanować sytuację – Knock Out ile my się znamy? Czy kiedykolwiek zrobiłem coś przeciwko tobie?

- No nie... Ale wiem, że kiedy w grę wchodzi miłość, nawet najlepsi przyjaciele potrafią sobie wsadzić nóż w plecy.

- Znasz moją przeszłość. Czy myślisz, że po tym, co przeszedłem, byłbym w stanie zachować się tak, jak Bulkhead względem mnie?

- No mam nadzieję, że nie.

- A więc o co ta afera? Chciałem, aby Carmen była świadoma tego, co do niej czuję nie dlatego, by, jak to określiłeś, wziąć ją na litość, ale miałem po prostu nadzieję, że znając moje uczucia zrobi wszystko, aby oszczędzić mi bólu wywołanego patrzeniem na to, jak bez skrępowania wyrażacie swoje uczucia. Doskonale wiem, że ona kocha ciebie, a ja nie mam u niej żadnych szans.

- Wybacz mi Break... – westchnął Knock Out – Potrafię sobie wyobrazić, co czujesz. Za nic nie chciałbym być w twojej karoserii... jak dawno uświadomiłeś sobie swoje uczucia?

- Nie dawno. Tuż po tym, jak Autoboty was porwały. Postaram się zrobić wszystko, by zdusić w sobie to uczucie, ale nie wiem, czy mi się to uda. – westchnął.

- Break wybacz, że nie jestem w stanie odwzajemnić twojego uczucia. – odezwała się Carmen – Ale obiecuję ci, że od tej pory postaramy z Knocky'm zachowywać się tak, aby nie było po nas widać, że jesteśmy parą. Przeżyłam friendzone, więc doskonale wiem, jak bardzo to boli.

- Dziękuję ci maleńka. – uśmiechnął się Breakdown.

- No a jak ty się w ogóle czujesz, co? – zainteresował się Knock Out podłączając nową kroplówkę z Energonem.

- Po tym, co zrobiła ze mną Airachnid, całkiem, całkiem. W ogóle, to skąd wy wszyscy się tam wzięliście? – chciał wiedzieć Breakdown.

- Carmen zaczęła do wszystkich wysyłać głuche połączenia. Domyśliliśmy się, że coś musi być nie tak i postanowiliśmy to sprawdzić. – wyjaśnił Knock Out.

- Jak zwykle masz głowę na karku, mała. Zawdzięczam ci życie!

- Raczej Knock Outowi. To on cię poskładał.– uśmiechnęła się dziewczyna.

- Dzięki, stary.

- Nie ma sprawy. To był najcięższy i najdłuższy zabieg w moim życiu.

- To co, mogę już wstać?

- Gdzie! Najpierw musisz dojść do siebie! Jeszcze ze dwa dni sobie poleżysz!

- Ty sobie chyba jaja robisz? Zanudzę się tu na śmierć!

- To proponuję ci zapaść w stan hibernacji. Szybciej nabierzesz sił. Zostawimy cię teraz, żebyś mógł w spokoju dochodzić do siebie. Acha i jeszcze jedno, Break. Cieszę się, że wróciłeś do żywych!

***

Starscream i Steve spotkali się ponownie poza Nemesis.

- Jak tam Steve? Przemyślałeś sobie moją propozycję? – Seeker nie zwlekał i od razu przeszedł do rzeczy.

- Długo się nad nią zastanawiałem.

- I podjąłeś jakąś decyzję?

- Pomogę ci w przejęciu władzy na Nemesis. Jak sam powiedziałeś, my - klony starej generacji -  możemy tylko na tym zyskać. Bierność będzie oznaczała naszą śmierć. Ale chciałbym, byś obiecał,  że Vehicony będą traktowane z większym szacunkiem, niż obecnie.

Starscream uśmiechnął się, słysząc odpowiedź Steve'a.

- Spokojnie mogę ci to obiecać. Jako mój zastępca, będziesz mógł decydować w sprawach was dotyczących i wprowadzać własne udogodnienia i rozwiązania.

- W takim razie jaki jest plan, przyszły Lordzie Starscream?

- Gdy opracuję szczegóły, obiecuję, że dowiesz się o nim pierwszy, przyszły Komandorze Steve!

Starscream uśmiechnął się przebiegle i odleciał. Był pewien, że z pomocą Vehiconów uda mu się wreszcie przejąć upragnioną władzę nad Decepticonami. A wówczas wszyscy, którzy ośmielili się z nim zadrzeć, poniosą wreszcie zasłużoną karę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro