19. Cisza przed burzą
Głośne walenie w drzwi kwatery Knock Out'a wybudziło Carmen ze snu.
- Knock Out wstawaj! - usłyszała wołanie Breakdowna, po czym kolejne mocne uderzenia wylądowały na drzwiach.
Ogłuszający, metaliczny dźwięk tylko spotęgował ból głowy u dziewczyny.
" On dobija się swoim młotem, czy co?" - jęknęła w myślach odwracając się do pogrążonego w głębokiej hibernacji medyka.
- Knock Out, obudź się! - krzyknęła mu prosto do audio receptora mając już serdecznie dość hałasu dobiegającego zza drzwi.
Czerwony mech uchylił optyki i półprzytomnym wzrokiem spojrzał na dziewczynę.
- Jeszcze pięć minut iskierko... - wymamrotał i mocniej przytulił Carmen.
- Nie słyszysz, że Breakdown się do ciebie dobija?
- Jego nie da się nie słyszeć...
- I nie przeszkadza ci to?
- Użyję twojego określenia...Dzisiaj mam na wszystko wyjebane...
- Ale ja nie! Głowa mi pęka od tego łomotu! No weź idź zobaczyć, czego on chce?
- Zero litości dla dogorywającego... - westchnął medyk, po czym powoli dźwignął się do pozycji siedzącej.
Po wczorajszej energonowej libacji czuł się fatalnie. Był bardzo osłabiony, a głowa bolała go tak, że miałby ochotę, by ktoś go o nią skrócił.
Zbyt duża dawka Stężonego Energonu skutkowała znacznym przeciążeniem wszystkich podzespołów i szybszym spalaniem naturalnego paliwa, co w efekcie dawało poczucie osłabienia i ogólnego rozbicia. Pojawiało się też niezwykle silne pragnienie uzupełnienia Energonu.
- Breakdown przestań walić! - skomunikował się z przyjacielem - Co jest grane?
- Możesz mnie wpuścić z łaski swojej?
- Przecież znasz kod!
- Wolałem nie ryzykować, że w czymś wam przeszkodzę.
- Chyba w odpoczynku!
- A kto was tam wie, napaleńcy!
Po czterech elektronicznych piknięciach drzwi rozsunęły się i Breakdown wszedł do środka. Tak jak przypuszczała Carmen, prawą rękę miał zmienioną w młot.
- Nie umiesz normalnie pukać Break? - spytała.
- Normalnie czyli jak?
- No... Za pomocą dłoni, a nie młotka...
- Normalne pukanie na pewno nie obudziłoby Knock Out'a! - roześmiał się Breakdown - Ma cholernie mocną hibernację!
- Co się stało, że uznałeś za stosowne nas budzić? - spytał medyk.
- Megatron czeka na ciebie w zabiegowym. I niestety, nie jest w najlepszym nastroju.
- A czy on kiedykolwiek jest w dobrym nastroju? - westchnął Knock Out.
- Wczoraj był. - wtrąciła Carmen.
- Pochlał sobie to i humor mu dopisywał.
- Może powinniśmy częściej stawiać mu Stężony Energon? - zaproponował Breakdown.
- Jedno uzależnienie mu wystarczy! - odparł Knock Out zeskakując z łóżka i transformując się do oryginalnego rozmiaru - No dobra! Czas sprawdzić, czego chce nasz wiecznie wkurzony lord. Idziesz z nami iskierko, czy jeszcze sobie poleżakujesz? - zwrócił się do Carmen.
- Bez ciebie grzejniczku szybko bym zmarzła, więc wolę pójść z wami.
Knock Out posadził sobie dziewczynę na ramieniu i ruszyli do zatoki medycznej. W środku zastali siedzącego na stole operacyjnym Megatrona, a obok niego stał uwolniony Darkfire. Czarny mech rzucił medykowi triumfalny uśmiech.
- No wreszcie! Co tak długo Knock Out? - warknął lider.
- Nie sądziłem, że wstaniesz tak wcześnie mój panie.
- Dochodzi czwarta po południu! Możesz mi z łaski swojej podać coś na kaca? Łeb mi o mało nie pęknie!
- Na początek proponuję uzupełnić Energon.
- Nie jestem idiotą! Już to zrobiłem i wcale nie pomogło!
- W takim razie pozostają środki przeciwbólowe. - Knock Out skierował się do jednej z szafek, wyciągnął z niej fiolkę wypełnioną przezroczystym płynem i załadował do automatycznej strzykawki.
- Może zamiast przeciwbólowych podasz mu coś na uspokojenie? - szepnęła Carmen.
- Chcesz mieć faceta inwalidę?
- Najważniejszego ci na pewno nie urwie. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Osz ty! Zależy ci tylko na tym? A co z moją cudowną osobowością?
- Po prostu nie da się jej nie kochać!
Knock Out podszedł do Megatrona i wprawnym ruchem wstrzyknął mu zawartość fiolki.
- Za chwilę poczujesz się lepiej Lordzie Megatronie.
- Znakomicie! Razem z Soundwave'em i Dreadwingiem wybieramy się po transportowiec z Energonem. Muszę więc być w dobrej formie.
- Długo was nie będzie?
- Nawet nie myśl o powtórce z rozrywki! - ostrzegł Megatron - Jak wrócimy, będę potrzebował żołnierzy do przeładowania zapasów Energonu na Nemesis! Po powrocie nie chcę zastać na pokładzie bandy pijanych w dupę Vehiconów! Rozumiemy się?
- Jasne, jasne.
- Aha. Mam jeszcze do ciebie jedno pytanie Knock Out.
- Tak?
- Dlaczego przypiąłeś Darkfire'a do stołu operacyjnego?
- Chciałem go ukarać za próbę przejęcia władzy nad Decepticonami. – odparł medyk.
Świadomie zataił prawdziwy powód uwięzienia swojego brata. Lepiej, żeby Megatron nie wiedział, co Darkfire chciał zrobić dziewczynie. Wolał nie uświadamiać lorda, że można interfejsować z węglowcami, obawiając się, że wówczas sam spróbuje zawalczyć o względy Carmen.
- Kolejny pretendent do tronu? – Megatron zmierzył czarnego mecha morderczym spojrzeniem – Czyżbyś zamierzał brać przykład ze Starscream'a i spiskować przeciwko mnie?
- Nie, skądże mój panie! – odparł Darkfire – Chciałem tylko odebrać władzę temu odpicowanemu lalusiowi! Uważam, że zdecydowanie nie nadaje się na twojego zastępcę!
- Żeby było jasne Darkfire. To ja jestem przywódcą Decepticonów i to ja decyduję, kto do czego się nadaje! Dałem Knock Out'owi szansę wykazania się. Jeśli się sprawdzi, zachowa swoje stanowisko. A jeśli nie, to wybiorę kogoś innego.
- Czy jest szansa, że i mnie weźmiesz pod uwagę Lordzie Megatronie?
- Możliwe. O ile jakoś się wykażesz. I o ile będę zmuszony poszukać innego zastępcy.
- Jestem pewien, że to tylko kwestia czasu! – uśmiechnął się złośliwie Darkfire.
- Żebyś się nie zdziwił! – warknął Knock Out.
- Widzę, że znowu przyprowadziłeś swojego węglowca! – czarny mech posłał Carmen pożądliwe spojrzenie – Wiedz, że czekam tylko na okazję, żeby dokończyć to, co zaczęliśmy na podziemnym parkingu!
- Czekaj dalej zboczony świrze! – warknęła dziewczyna.
- O czym on mówi? – zainteresował się Megatron.
- O niczym ważnym, mój panie. Szkoda twojego cennego czasu na wysłuchiwanie tej historii. – Knock Out próbował odwrócić uwagę lorda od tematu. – Mówiłeś, że chcesz sprowadzić na ziemię transportowiec. Jeśli mogę coś zasugerować, czy nie powinieneś już ruszać?
- A ty czemu chcesz się mnie tak szybko pozbyć, co? Jest coś, o czym powinienem wiedzieć?
- Ależ skąd Lordzie Megatronie! Mamy wszystko pod kontrolą!
- Mam taką nadzieję. – Lider podniósł się i skierował do wyjścia – Pod moją nieobecność dowodzisz Nemesis!
- Tak jest.
- Aha! I niech Vehicony przygotują zbiorową mogiłę. Będziemy musieli pochować załogę transportowca. A twoim zadaniem doktorze będzie pobranie odpowiednich próbek. Chcę wiedzieć, co zgasiło tamte Cony. Może uda nam się opracować jakąś broń biologiczną, która będzie miała zastosowanie także w przypadku węglowców.
- Oczywiście!
- Jeszcze jedno. Umiesz obsługiwać generator mostu ziemnego?
- Wiem tylko, że trzeba wprowadzać dokładne współrzędne, czy coś...
- Więc chodź ze mną. Soundwave pokaże ci co i jak.
- Ale po co?
- Na wszelki wypadek. Most może wam się przydać.
- Skoro mam przyswajać nowe informacje, to muszę zaaplikować sobie coś na ból głowy. – westchnął Knock Out – Breakdown ty też chcesz?
- Sam się obsłużyłem, dzięki.
Knock Out szybko wstrzyknął sobie przeciwbólowe i poszli do centrum dowodzenia, gdzie panował totalny bałagan. Pod ścianami wciąż leżały nieprzytomne Cony, a wszędzie walały się puste pojemniki po Stężonym Energonie.
- Do mojego powrotu macie uprzątnąć ten burdel! Zachciało ci się imprezki Knock Out, to teraz poniesiesz tego konsekwencje. I masz posprzątać osobiście!
- Luzik, zrobi się.
- Soundwave pokaż Knock Out'owi jak obsługuje się most ziemny.
- Breakdown ty też uważaj. - polecił medyk.
- Ja? To ty jesteś ten mądry! - stwierdził wielki mech.
- Co dwie głowy, to nie jedna.
Podczas gdy Soundwave objaśniał Knock Out'owi i Breakdown'owi jak obsługiwać generator mostu ziemnego, Megatron wziął Carmen ze sobą na mostek i wezwał całą załogę. Dłuższą chwilę trwało, nim wszyscy stawili się na wezwanie. Widać było, że każdy bot walczy z potężnym kacem. Poruszali się niemrawo niczym zombie, co jakiś czas łapiąc się za obolałe głowy. Gdy wszyscy byli w komplecie, Megatron pokrótce nakreślił im swoje plany, a następnie oficjalnie przyjął Carmen w szeregi Decepticonów.
- Że co?! - rozległ się krzyk Starscream'a - Ten węglowiec Decepticonem?
- Jak to "ten węglowiec"? - zdziwiła się dziewczyna - Star, przecież wiesz, jak mam na imię!
- Nie spoufalaj się ze mną, węglowcu!
- Słucham?
Dziewczyna totalnie zgłupiała. Jeszcze wczoraj z wdzięcznością przyjął jej przyjaźń, a teraz wyjeżdża z tekstem "nie spoufalaj się"? O nie! Miarka się przebrała! Nikt nie będzie jej tak traktował!
- Wiesz co Starscream? Pierdol się! - krzyknęła - To ja cię pocieszałam, kiedy po pijaku wylewałeś swoje żale, jaki to jesteś samotny i nielubiany, a ty mi wyskakujesz z czymś takim?! Ty dwulicowa, niewdzięczna łajzo! Nic dziwnego, że nikt nie chce mieć z tobą nic wspólnego!
Widziała, że Knock Out i Breakdown rozpaczliwie próbują pohamować wybuch śmiechu, Vehicony poszeptują coś między sobą, kącik ust Megatrona zadrgał nieznacznie, a Starscream'owi dosłownie "opadła kopara".
- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać ty mały strzępku mięsa? - warknął, gdy odzyskał zdolność mowy.
- Bo mogę!
- Lordzie Megatronie pozwalasz na to?
- Swoje sprawy załatwiajcie między sobą. Ja nie zamierzam się mieszać. Pamiętajcie, że dziewczyna jest pod moją ochroną. Niech nikomu nie przyjdzie coś głupiego do głowy!
Siedząc bezpiecznie na ramieniu przywódcy Decepticonów, Carmen rzuciła wyzywające spojrzenie Darkfire'owi, który nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
- To wszystko na dziś. Możecie się rozejść. - Megatron zszedł z mostka i podążył w stronę generatora mostu.
- I co? Kto miał rację? - roześmiał się Knock Out, gdy podeszli do nich.
- Nie mogłeś sobie tego darować, co?
- Nie słonko! Uwielbiam mieć rację!
Soundwave dokończył przeszkalanie, po czym razem z Megatronem i Dreadwingiem udali się na lądowisko.
- To co, czeka cię małe sprzątanie! - zachichotał Breakdown zwracając się do Knock Out'a.
- Zgłupiałeś? To nie ja zrobiłem cały ten syf! Wydam rozkaz Vehiconom. Naświnili, to niech teraz sprzątają po sobie! - odparł medyk.
- Ale Megatron...
- Widzisz go tu gdzieś? Operator mostu ziemnego nie będzie zajmował się tak przyziemnymi rzeczami jak sprzątanie! - Knock Out uśmiechnął się szeroko.
- A jak przyjdzie mu do głowy sprawdzić, czy wykonałeś jego rozkaz? Wiesz, stać go na coś takiego!
Knock Out wzruszył tylko ramionami.
- Wątpię, żeby miał czas na takie pierdoły, jak wrócą z transportowcem. A nawet jeśli? Porobi te swoje groźne miny, powrzeszczy na całe Nemesis i mu przejdzie.
- Porysuje lakierek... - dodał Breakdown
- Ale z ciebie pesymista się zrobił! Życzysz mi najgorszego?
- Nie życzę, ale doskonale wiem, w jaki sposób Megatron rozładowuje swój gniew. Nie mów później, że cię nie ostrzegałem.
- Dobra, wyluzuj stary! - Knock Out lekceważąco machnął ręką - Pożyjemy, zobaczymy co będzie!
- Panie operatorze mostu odeślesz mnie do domu? - przerwała im Carmen - Muszę się trochę ogarnąć.
- No jasne! A jak wrócisz, zajmiemy się urządzeniem twojej kwatery i dostosowaniem Nemesis do twoich potrzeb!
- I koniecznie załatwcie mi przenośną toaletę. Nie wszystkie potrzeby mogę załatwiać w waszej łaźni!
- A jest coś takiego? - zdziwił się Breakdown.
- Owszem. Trzeba wymieniać co jakiś czas, ale uważam, że to najlepsze rozwiązanie.
- Nie martw się iskierko, załatwimy ci wszystko, co będziesz chciała! - Knock Out otworzył dziewczynie most ziemny.
Carmen szybko odświeżyła się, założyła świeże ubranie i zażyła aspirynę na ból głowy. Po zjedzeniu sporządzonej na szybko jajecznicy na bekonie od razu poczuła się lepiej. Cały czas zastanawiała się, czy dobrze zrobiła przystając do Decepticonów. Podjęła tę decyzję pod wpływem nagłego impulsu, w tej jednak chwili ogarnęły ją wątpliwości, czy dobrze zrobiła opowiadając się po jednej stronie konfliktu. Jak najbardziej popierała racje Megatrona, lecz z drugiej strony bardzo wiele zawdzięczała Autobotom. Dwukrotnie uratowały życie Knock Out'owi. Gdyby nie ich interwencja, jej kochany grzejniczek już dawno połączyłby się z Wszechiskrą. A teraz zgodziła się na szpiegowanie ich poczynań. Bardzo źle się z tym czuła. Autoboty obdarzyły ją swoim zaufaniem, a ona ich zdradziła. Miała z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Może lepiej było pozostać bezstronną tak jak do tej pory? Choć z drugiej strony argumenty Megatrona i Knock Out'a były naprawdę przekonujące. Skoro Decepticony chciały uchronić Ziemię przed degradacją, to czemu miałaby ich nie poprzeć? Chyba, że została po prostu zmanipulowana? Może Megatron powiedział jej po prostu to, co sądził, że chciałaby usłyszeć, a w rzeczywistości ma zupełnie inne plany i intencje?
" Dość tych rozkmin dziewczyno!" - skarciła się w duchu. - "Na pewno wkrótce dowiesz się, jak jest naprawdę. W razie czego zawsze możesz się wypisać z tego interesu!"
Czy aby na pewno? Jeśli pozna plany i sekrety Conów, Megatron może zabronić jej odejść. Co wtedy?
Jej niezbyt przyjemne rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Sprawdziła wyświetlacz. Knock Out.
- Jak tam? Zrobiłaś już wszystko, co chciałaś?
- Tak. Możesz przysłać mi most.
- Się robi słonko!
Resztę dnia spędzili na przeglądaniu witryn sklepów internetowych i zamawianiu potrzebnych rzeczy. Wszystko miało być dostarczone do domu Carmen. Kiedy skończyli i zamierzali udać się na posiadówkę u dziewczyny, Knock Out odebrał wezwanie od Vehiconów, które wcześniej wysłał na Ziemię, by przygotowały zbiorowy grób.
- Komandorze Knock Out zostaliśmy zaatakowani przez Autoboty! Natychmiast potrzebne nam wsparcie!
- Z iloma wrogami walczycie?
- Narwany młodzik, zwiadowca, Wreckerzy i Prime.
- Wysyłam wsparcie!
- Czas użyć młotka! - ucieszył się Breakdown z zadowoleniem zacierając ręce.
- Wstrzymaj się Break! Samego na pewno cię nie wyślę! - Knock Out wszedł na kanał ogólny Nemesis - Starscream i Darkfire! Natychmiast stawić się w centrum dowodzenia! - zarządził.
- Chyba sobie jaja ze mnie robisz! Mam walczyć razem z nimi? - obruszył się Breakdown.
- Niech Darkfire rozładuje swój niewyżyty popęd w walce! - na twarzy medyka pojawił się wredny uśmieszek - A przy odrobinie szczęścia może Autoboty go zgaszą? Poza tym ja też się wybieram. Muszę tylko wziąć jedną małą rzecz ze skarbca.
- Czego chcesz odpicowany lalusiu? - spytał Darkfire wchodząc do centrum dowodzenia.
- Razem z Breakdown'em i Starcream'em idziecie na akcję. Autoboty zaatakowały naszych żołnierzy. Musicie ich wesprzeć.
- Znakomicie! Chętnie zgaszę parę iskier!
Knock Out był bardzo zaskoczony, że Darkfire bez żadnych protestów zgodził się wykonać jego rozkaz. Zastanawiał się, czy przypadkiem czegoś nie kombinuje?
- Na co jeszcze czekamy? - niecierpliwił się czarny mech.
- Gdzie ten Starscream?
Jakby na zawołanie do centrum dowodzenia wparadował Seeker.
- Co jest Knock Out?
- Musimy wesprzeć Vehicony. - odparł medyk otwierając most ziemny - Wy ruszacie od razu, a ja muszę skoczyć po jeden maleńki gadżet.
Breakdown, Starscream i Darkfire wbiegli w otwarty portal, Knock Out natomiast skierował swoje kroki w stronę skarbca.
- Zamierzasz użyć generatora fal? - spytała Carmen.
- Jasne! Mamy taką fajną broń! Czemu się nią trochę nie pobawić? Carmen ty zostaniesz na Nemesis.
- A nie mogę iść z tobą?
- To dla ciebie zbyt niebezpieczne. Nie chciałabym, żeby trafił cię jakiś zbłąkany pocisk. Obiecałem, że będę cię chronił, pamiętasz? Zostawię otwarty portal, więc gdyby jakimś cudem coś poszło nie tak, będziesz mogła wrócić na Ziemię.
- Nawet tak nie myśl! Musi być dobrze!
- I pewnie będzie, ale zawsze trzeba brać pod uwagę różne ewentualności.
- Od kiedy ty się taki przezorny zrobiłeś, co?
- Odkąd mam kogoś, na kim mi naprawdę zależy. - Knock Out posłał dziewczynie ciepły uśmiech.
Gdy dotarli do skarbca, medyk wziął generator fal, po czym skierował się do zatoki medycznej.
- Po co tam idziemy? - spytała zaciekawiona Carmen.
- Wezmę jeszcze paralizator. Tak na wszelki wypadek.
- Ty mój kochany gadżeciarzu! - uśmiechnęła się Carmen - Autoboty nie będą miały z tobą szans!
- Właśnie na to liczę!
Gdy wrócili z powrotem do centrum dowodzenia, Knock Out odstawił Carmen na podłogę, po czym ruszył w kierunku otwartego portalu.
- Powodzenia! - krzyknęła za nim dziewczyna.
- Będzie dobrze iskierko! Nie martw się! - medyk posłał jej uspokajający uśmiech, po czym zniknął w seledynowoniebieskim wirze.
Carmen przez chwilę patrzyła w otwarty portal. Miała dziwne przeczucie, że stanie się coś nieoczekiwanego.
____________________________________________________________
Przepraszam za tak krótki rozdział (raptem 2500 słów), ale postanowiłam go opublikować, gdyż do dokończenia całości jeszcze długa droga! Dalsza część już powstaje i mam nadzieję, że uda mi się w miarę szybko ją tu wstawić. Powolne tempo pisania wynika z faktu, że fabuła powstaje na bieżąco, a wena twórcza niestety bywa bardzo kapryśna, więc wszystkich, którzy czekają na kolejne rozdziały proszę o wyrozumiałość ;)
Tak w ogóle chciałabym bardzo gorąco podziękować Wam, Czytelnikom za wszelkie przejawy Waszej aktywności! Gdy postanowiłam wstawić tu moje opowiadanie, nie przypuszczałam, że zdobędzie taką popularność! Jesteście kochani! Te gwiazdki, wyświetlenia, komentarze, dodawanie do list lektur! Serce rośnie! Bardzo Wam dziękuję <3
Ponieważ moje opowiadanie powstaje na bieżąco, pomyślałam sobie, że nie ma żadnych przeszkód, aby nie spełnić w nim Waszych ewentualnych życzeń odnośnie przyszłych wydarzeń. Tak więc jeśli chcielibyście przeczytać o jakichś konkretnych akcjach, chętnie spełnię Wasze oczekiwania, o ile uda mi się wszystko jakoś poukładać w jedną spójną całość. Jeśli macie jakieś pomysły, piszcie w komentarzach! W miarę moich skromnych możliwości spełnię Wasze życzenia :)
To by było na tyle z mojej strony :)
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za to, że jesteście :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro