Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Walka o stołki cz.1


Przepraszam za tak długą przerwę, lecz od teraz postaram się wrzucać rozdziały nieco krótsze, za to częściej. Oczywiście wszystko zależy od pomysłów i weny, więc dłuższe przestoje mogą się zdarzyć.

Wszystkim moim kochanym Czytelnikom bardzo dziękuję za niezwykle miłe słowa! Nawet nie Wiecie jakie to budujące :D

Miłej lektury życzę i zachęcam do komentowania ;)

*******************************************************************


Idąc za radą Breakdown'a Knock Out postanowił mniej czasu spędzać na Ziemi i bardziej skupić się na swoich obowiązkach. Tym bardziej, że w szeregi armii Megatrona wstąpił Darkfire. Bot musiał zrobić wszystko, aby tylko zachować swoje stanowisko, a to oznaczało więcej wytężonej pracy. Zaczął od produkcji zapasów złotego Energonu. Był właśnie zajęty zabezpieczaniem kolejnej wytworzonej partii, gdy usłyszał wezwanie Megatrona.

- Knock Out na mostek i to piorunem!

Medyk niezwłocznie stawił się na wezwanie.

- O co chodzi Lordzie Megatronie?

- Kończą się moje zapasy mrocznego Energonu. W związku z tym jestem zmuszony opuścić Ziemię w poszukiwaniu jego nowych źródeł. Podczas mojej nieobecności ty będziesz dowodził. To będzie dla ciebie sprawdzian twoich umiejętności przywódczych.

- Długo cię nie będzie mój panie? – chciał wiedzieć Knock Out

- Tak długo jak to będzie konieczne.

Knock Out doskonale wiedział, że od momentu, gdy Megatron po raz pierwszy połączył swoją iskrę z mrocznym Energonem, uzależnił się od niego. Gdy nie zażył swojej dziennej dawki mrocznego paliwa, stawał się nie do zniesienia. Byle drobiazg potrafił doprowadzić go do furii. Lider Decepticonów ogólnie był bardzo wybuchowy, lecz gdy nie uzupełnił mrocznego Energonu, jego wściekłość osiągała apogeum. Ziemskie zapasy tego rzadkiego surowca były już na wyczerpaniu. Nic dziwnego, że Megatron postanowił poszukać go gdzie indziej.

- Pamiętaj, że przekazując ci dowodzenie, obdarzam cię moim zaufaniem. Lepiej będzie dla ciebie, żebyś mnie nie zawiódł! – ostrzegł Megatron

- Naturalnie mój panie! Kiedy wrócisz, wszystko będzie po staremu.

- Wolałbym, aby było lepiej niż teraz. Mam nadzieję, że pod moją nieobecność uda wam się nieco przetrzebić drużynę Prime'a. Pamiętaj tylko, że jego chcę dorwać osobiście! – warknął Megatron

- Zrobimy co w naszej mocy abyś był zadowolony Lordzie Megatronie.

Lider wezwał na mostek całą załogę Nemesis, zapoznał ją ze swoimi planami i oficjalnie przekazał dowództwo Knock Out'owi. Medyk zauważył, że stojący obok siebie Starscream i Darkfire wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Niedobrze! Wyglądało na to, że jego obawy okazały się w stu procentach uzasadnione. Czuł, że z tymi dwoma mogą być kłopoty.

***

Starscream i Darkfire wyszli na lądowisko Nemesis. Bez zbędnych słów transformowali się do trybu alternatywnego i opuścili statek. Gdy uznali, że mogą bezpiecznie rozmawiać, wylądowali pomiędzy ogromnymi skałami.

- Darkfire można powiedzieć, że z nieba mi spadłeś. – odezwał się Starscream

- Bo spadłem. - przerwał mu czarny bot

- Mógłbyś mi nie przerywać z łaski swojej? - warknął Seeker - Twoje pojawienie się na Nemesis jest mi bardzo na rękę!

- Czyżby? A niby dlaczego?

- Bo widzę, że nie darzysz swojego brata zbytnią sympatią. Mam więc nadzieję, że pomożesz mi odzyskać władzę.

- A nie przyszło ci do głowy, że ja sam chętnie wskoczyłbym jego miejsce? – uśmiechnął się Darkfire

- Nie ważne który z nas zostanie głównodowodzącym! – prychnął Starscream – W tej chwili najważniejsze to odsunąć od władzy Knock Out'a! Gdy tylko Megatron wyruszy na poszukiwanie mrocznego Energonu, będziemy mieli wolną rękę do działania! Musimy tylko mieć dobry plan!

- Po co nam jakiś plan? Po prostu pozbądźmy się go! A całą winę zwalimy na Autoboty! – odparł Darkfire nonszalancko opierając się o skałę

- Już raz próbowałem to zrobić, ale później zdałem sobie sprawę z tego, że to była nieprzemyślana decyzja. Potrzebujemy w naszych szeregach medyka.

- Przyznaj się, że po prostu boisz się kary Megatrona! - uśmiechnął się złośliwie Darkfire

- Ja się niczego nie boję! - żachnął się Starscream - Poza tym nieobecność naszego pana otwiera przed nami całkiem nowe możliwości!

- Możesz mówić jaśniej?

- Kiedy wróci, Decepticony będą już miały nowego przywódcę. - uśmiechnął się chytrze Starscream

- Jeśli sądzisz, że Megatron tak łatwo pozwoli sobie odebrać tron, to chyba masz jakieś zwarcie w obwodach! Jak tylko wróci, wyrwie ci iskrę za próbę obalenia go. Chcesz, żeby twój kadłub niszczał gdzieś na dnie ziemskiego oceanu?

- Wystarczy, że wszystko dobrze rozegramy, a władza będzie nasza! Pomyśl tylko, jak cudownie będzie rządzić Decepticonami, a wkrótce także całą tą planetą! - rozmarzył się Starscream - Więc jak będzie? Mogę liczyć na twoją pomoc?

Darkfire rozważał przez chwilę propozycję Starscream'a. Wizja przejęcia władzy była niezwykle kusząca. Bot nie miał żadnych wątpliwości, że Seeker będzie chciał zostać nowym Lordem, ale gdyby tak sprytnie rozegrać tę rundę... być może spełniłoby się jego marzenie z młodości o zostaniu przywódcą Decepticonów. Lord Darkfire... Brzmi wspaniale!

- W porządku Screamer. Pomogę ci. Ale władzą dzielimy się po równo! Taki jest mój warunek.

- Co? Ale to bez sensu, żeby... - Starscream nagle zamilkł i przez chwilę się nad czymś zastanawiał - W porządku. Przyjmuję twój warunek Darkfire. - odezwał się ponownie, a na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmiech, który nie umknął uwadze jego rozmówcy.

- No więc? Masz jakiś plan przyszły Lordzie Starscream?

- Najpierw musimy zmusić Knock Out'a do przekazania nam władzy, przyszły Lordzie Darkfire.

- To nie będzie trudne! Wystarczy postraszyć go porysowaniem lakieru.

- Obawiam się, że to za mało. Gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, żeby przejął się jakimiś rysami, które może sobie poprawić! Musimy wymyślić coś innego.

- Jakieś pomysły?

- Muszę się zastanowić. Jak przyjdzie mi do głowy jakiś plan, z pewnością cię wtajemniczę. A teraz lepiej się rozdzielmy i wracajmy na statek. Nie chciałbym, aby doktorek się skapnął, że coś kombinujemy.

- W porządku. Ty tu jesteś od myślenia. - Darkfire transformował się i odleciał.

Starscream odczekał dłuższą chwilę, po czym poszedł w jego ślady.

***

- Shockwave jak tam idą badania? – spytał Knock Out wchodząc do tajnego laboratorium głównego decepticońskiego inżyniera – Są jakieś postępy?

- Niestety, ludzkie DNA i nasze CNA nie reagują ze sobą. Krótko mówiąc nie da się przemienić węglowców w Cybertrończyków wstrzykując im nasz nośnik genów. - odparł Shockwave

- A próbowałeś dodawać do próbek Energon? - spytał medyk

- Tak. Energon niszczy ludzkie DNA. Tak więc idąc w tym kierunku niczego nie osiągniemy. Ale przejrzałem sobie dokładniej skany układu nerwowego ludzi i myślę, że byłaby możliwość jego połączenia z zewnętrznym, mechanicznym szkieletem. Dzięki temu zyskalibyśmy silnych żołnierzy.

- Ciekawy pomysł. W takim razie bierz się za budowę prototypu egzoszkieletu. Długo czasu to zajmie?

- Praca nad prototypem minimum pół roku. I kolejne pół na próbę połączenia węglowca z maszyną. - oszacował szybko Shockwave

- Strasznie długo. Może uda ci się trochę przyspieszyć ten proces?

- Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję.

- W takim razie nie będę ci przeszkadzał. Informuj mnie na bieżąco o postępach nowego projektu.

- Jak sobie życzysz, komandorze.

Gdy Knock Out znalazł się z powrotem na Nemesis, od razu podszedł do niego Soundwave, a za nim podążał Breakdown. Na ekranie zakrywającym twarz decepticońskiego asa wywiadu Knock Out zobaczył mapę z zaznaczoną lokalizacją.

- Co tam masz Soundwave?

Obok punktu wyświetlił się opis „Jakoński relikt".

- Skoro my odebraliśmy jego sygnał, to Autoboty na pewno też. Soundwave szykuj most ziemny do lokalizacji obiektu. - komenderował Knock Out – Breakdown dobierz sobie kilku żołnierzy i natychmiast wyruszamy. Nie możemy pozwolić, aby ten relikt wpadł w ręce naszych wrogów!

- Nareszcie coś się dzieje! Czas skopać parę zderzaków! – ucieszył się Breakdown

- Dzisiaj naszym priorytetem jest przejąć relikt. Pamiętaj o tym. – odparł medyk biorąc paralizator

- Spokojnie stary! Połączę przyjemne z pożytecznym! – uśmiechnął się Breakdown, po czym wezwał na mostek ośmiu lotników

Gdy Vehicony stawiły się w centrum dowodzenia, razem z Knock Out'em i Breakdown'em weszli w otwarty portal, który prowadził na ogromną budowę. O dziwo, w tej chwili miejsce to było kompletnie opustoszałe. Medyk doskonale wiedział, co to oznacza. Agent Fowler przygotował grunt dla działań Autobotów, które zapewne za chwilę się tu pojawią.

- Relikt musiał zostać odsłonięty podczas wykopywania dołów pod fundamenty. – odezwał się Breakdown

- Nie traćmy czasu. Tylko patrzeć jak pojawi się tu Prime i jego rozkoszna gromadka. Przeszukać wszystkie dziury! – rozkazał medyk

Vehicony posłusznie wykonały jego rozkaz. Knock Out i Breakdown również zabrali się do przeczesywania ogromnego terenu. Ledwo zaczęli, jak w pobliżu ukazał się most ziemny i wyjechał z niego Optimus Prime, a za nim Arcee, Bulkhead, Bumblebee i Smokescreen. Autoboty transformowały się natychmiast po opuszczeniu portalu.

- Ej! Musicie wszędzie za nami łazić? – krzyknął w ich stronę Knock Out

Zdawał sobie sprawę, że on i Breakdown mają małe szanse na wygranie tej potyczki. Autoboty miały zdecydowaną przewagę. Postanowił grać na zwłokę, by dać swoim żołnierzom więcej czasu na przeszukanie terenu. W tym momencie jeden z podwładnych zameldował mu, że odnalazł relikt. Knock Out rozejrzał się i zobaczył przykucniętego żołnierza, próbującego wygrzebać z ziemi niewielki, metalowy pojemnik. Niestety, Autoboty również go dostrzegły.

- Musimy za wszelką cenę przejąć ten relikt! – Optimus transformował się i ruszył w kierunku Vehicona.

Pozostałe Autoboty natychmiast poszły w jego ślady.

- Lotnicy osłaniajcie relikt! – rozkazał Knock Out, po czym on i Breakdown transformowali się i na pełnym gazie ruszyli w kierunku znaleziska.

Wyboje, doły i wszechobecne błoto bardzo utrudniały jazdę, jednak pocieszający był fakt, że Autoboty zmagają się z takimi samymi trudnościami. W dodatku Vehicony rozpoczęły ostrzał z powietrza, co stanowiło dodatkowe utrudnienie dla wroga. Knock Out widział jak rozpędzony Breakdown wybija się na jednej z pryzm ziemi i w locie transformuje się, z impetem pociągu towarowego wpadając na Optimusa będącego najbliżej reliktu. On sam był już prawie na miejscu, lecz gdy transformował się i miał już chwycić pojemnik, nagle wpadła na niego Arcee, odpychając go od znaleziska.

- Co za upierdliwa dwukółka! – prychnął pod nosem, ponownie ruszając do przodu

Wyciągnął paralizator i poraził botkę prądem, po czym dopadł do pojemnika. Błyskawicznie wyciągnął go z ziemi, lecz nim zdążył się transformować, znalazł się przy nim Smokescreen i wyrwał relikt z jego dłoni.

- Chciało by się, co? – roześmiał się Autobot

- Zostaw, to moje! – Knock Out ponownie użył swojego paralizatora ogłuszając Smokescreen'a

Błyskawicznie zlustrował wzrokiem otoczenie. Breakdown zawzięcie walczył z Optimusem i Bulkhead'em, uniemożliwiając im zbliżenie się do znaleziska, Bumblebee natomiast próbował zestrzelić atakujące go Vehicony. Knock Out wyciągnął pojemnik z dłoni nieprzytomnego bota, transformował się zabezpieczając go w swoim wnętrzu i ruszył do przodu. W tym momencie poczuł gwałtowne uderzenie w lewe, tylne koło. Rozległ się głośny huk towarzyszący przebiciu opony, a nim samym zarzuciło. We wstecznym lusterku dostrzegł Arcee mierzącą do niego z blastera. Botka ponownie strzeliła, lecz tym razem udało mu się zrobić unik.

- Soundwave odpalaj most, piorunem! – krzyknął do komunikatora.

Arcee transformowała się i ruszyła za nim w pogoń. Z przestrzeloną oponą nie miał szans przed nią uciec. Czekał aż fembotka zbliży się do niego na odpowiednią odległość, po czym transformował się, jednocześnie wysuwając do przodu paralizator. Arcee skręciła gwałtownie, lecz Knock Out był przygotowany na taką reakcję. Błyskawiczna kontra i fembotka ponownie leżała nieprzytomna. Medyk szybko skierował się w stronę otwartego mostu.

- Przejąłem relikt! Wynosimy się stąd! – zarządził wchodząc w otwarty portal

Chwilę potem wszystkie Decepticony były z powrotem na Nemesis. Choć Knock Out'owi udało się wyjść z tej potyczki niemal bez szwanku, tak Breakdown i Vehicony wymagali natychmiastowej pomocy medycznej. Najważniejsze jednak było, że tym razem nie zgasła żadna iskra.

- Świetnie się wszyscy spisaliście. – pochwalił Knock Out – Idźcie do sekcji medycznej, za chwilę się wami zajmę.

Gdy Vehicony wyszły z centrum dowodzenia, medyk otworzył pojemnik i wyciągnął z niego nieduży, kwadratowy przedmiot z czterema zaczepami. Wykonany był z ciemnoniebieskiej, połyskliwej, bliżej nieokreślonej materii. Na jego powierzchni wygrawerowane były rozmaite symbole, które jednak nic mu nie mówiły.

- Co to jest? – spytał Breakdown podchodząc bliżej i przyglądając się reliktowi

- Nie mam bladego pojęcia. – Knock Out oglądał przedmiot ze wszystkich stron – Może Soundwave albo Shockwave rozpracują co to za cacko. Soundwave, wiesz może co to jest? – medyk podszedł do wysokiego mecha i pokazał mu relikt.

Soundwave wziął przedmiot do ręki i uważnie mu się przyglądał. Po chwili pokręcił przecząco głową.

- A możesz spróbować się dowiedzieć?

- Możesz. – odezwał się Soundwave odtworzonym głosem Knock Out'a

Następnie odwrócił się i wziął do pracy.

- No dobra Breakdown. Czas najwyższy się tobą zająć! Zachodzę w głowę, jakim cudem jeszcze masz siłę stać na nogach? – stwierdził medyk spoglądając na wielkiego mecha, którego pancerz był w wielu miejscach poprzebijany, a z kilku głębokich ran wyciekał Energon.

- Wiesz, trzeba być twardym, a nie miękkim. – uśmiechnął się potężny bot gdy ruszyli do pracowni Knock Out'a

- Czy to jakaś aluzja do mnie?

- Nie... skądże! Nie śmiałbym robić ci przytyków, komandorze! Ale fakt faktem, jedno trzeba ci przyznać. Jesteś mistrzem w unikaniu poważniejszych obrażeń na polu walki!

- Nie mogę się narażać na niebezpieczeństwo. Jestem jedynym medykiem, zapomniałeś? Co byście beze mnie zrobili? – uśmiechnął się Knock Out

- Ty zawsze znajdziesz jakieś usprawiedliwienie!

Przed pokojem medycznym czekali już decepticońscy żołnierze. Knock Out upewnił się, czy żaden z nich nie potrzebuje pilniejszej pomocy niż Breakdown, po czym zajął się opatrywaniem swojego kumpla. Jednak myślami był zupełnie gdzie indziej. Przez cały dzień nie widział się z Carmen. Miał nadzieję, że będzie mógł z nią spędzić ten wieczór, jednak po potyczce z Autobotami czekała go kolejna pracowita noc. Bycie jedynym medykiem miało swoje dobre strony, ale wiązało się także z ogromną odpowiedzialnością i nawałem pracy po każdym starciu z wrogiem. Mimo wszystko, był zadowolony z minionego dnia. Nie tylko został najważniejszym Decepticonem na Nemesis, ale także udało mu się zdobyć (być może) niezwykle cenny relikt. Kiedy Megatron wróci, na pewno będzie z tego bardzo zadowolony. Knock Out miał nadzieję, że pod nieobecność przywódcy Decepticonów uda mu się osiągnąć jeszcze więcej sukcesów, a wówczas nie będzie się musiał obawiać, że Megatron zechce zastąpić go kimś innym. Zamierzał udowodnić swoją wartość, a przy okazji porządnie dopiec Darkfire'owi.

***

Carmen niemal cały dzień spędziła na sprzątaniu domu. Poprzedniego wieczora Knock Out uprzedził ją, że będzie musiał trochę bardziej przyłożyć się do swoich obowiązków, gdyż jego dwudniowa nieobecność na Nemesis bardzo rozsierdziła Megatrona. Dziewczyna postanowiła wykorzystać wolny czas na zrobienie czegoś pożytecznego. Przy ulubionej muzyce nawet tak przyziemne i niewdzięczne zajęcie jak sprzątanie okazało się całkiem przyjemne. Pod wieczór zadzwonił do niej kolega, którego poznała na wyścigach i poinformował, że po zapadnięciu zmroku zbierają się w tym miejscu, co zwykle. Carmen obiecała, że na pewno przyjedzie. Postanowiła powiadomić również Knock Out'a. Była pewna, że bot nie odmówi sobie tej przyjemności pokazania pozostałym, kto tak naprawdę rządzi na drodze. Właściwie dziewczyna mogła powiadomić go przez komunikator, jednak uznała, że sensowniej będzie dostać się na Nemesis, a potem wspólnie wyruszyć na wyścig. Poszła do samochodu i wyjechała na rzadko uczęszczane drogi wokół Jasper. Upewniwszy się, że w pobliżu nie ma nikogo, poprosiła Soundwave'a o most. Po chwili była w centrum dowodzenia. Zastała tam jedynie asa wywiadu, który jak zwykle pochłonięty był pracą.

- Cześć Soundwave! - przywitała się - Co tu tak pusto? Gdzie są wszyscy?

- Cześć Carmen. Wszyscy są zajęci. - odpowiedział zlepkiem odtworzonych słów

- Knock Out jest w swojej pracowni?

Soundwave potwierdził skinieniem głowy.

Nagle do centrum dowodzenia wszedł Darkfire. Jego wzrok natychmiast spoczął na dziewczynie.

- Znowu ty?

- Nie rozmawiam z sadystycznymi psycholami! - warknęła Carmen - Dobrze wiem, co robiłeś swojemu bratu!

- To już przeszłość. Zmieniłem się. I chciałbym naprawić moje stosunki z Knock Out'em. - Darkfire przykucnął obok dziewczyny i uśmiechnął się - Ciebie Carmen też chciałbym przeprosić za to, że byłem dość opryskliwy.

- Nie wierzę w twoją przemianę. Osobniki twojego pokroju nigdy się nie zmieniają!

- A skąd wiesz, czy nie przeżyłem czegoś, co uświadomiło mi jakim byłem draniem?

- To za delikatne określenie na takiego skurwiela jak ty! - prychnęła Carmen

Darkfire roześmiał się słysząc tę uwagę.

- Widzę, że nie owijasz niczego w bawełnę, mała! Ale uwierz mi proszę, ja naprawdę żałuję krzywd wyrządzonych mojemu bratu.

- Ściemniaj dalej! Widziałam w jaki sposób odnosiłeś się do Knock Out'a w pokoju medycznym. Jeśli tak wygląda twoja skrucha, to znaczy, że jesteś jeszcze bardziej pojebany niż sądziłam!

- Pohamuj trochę swój język skarbie! - roześmiał się bot - Nie rozumiesz, że to była tylko taka poza? Wiem, że mój brat mnie nienawidzi i w sumie mu się nie dziwię! Ale ja naprawdę chciałbym na nowo odbudować nasze relacje. Obawiam się jednak, że nie uda mi się to bez twojej pomocy. Wspomniałaś, że się przyjaźnicie.

- Tak. I co z tego?

- To pewnie Knock Out bardzo cię lubi, co?

- Jak to przyjaciółkę.

- I liczy się z twoim zdaniem?

- Mam taką nadzieję. Ale nie rozumiem do czego zmierzasz?

- Byłbym ci wielce zobowiązany gdybyś spróbowała go przekonać, żeby dał mi szansę na naprawienie dawnych win. Co ty na to?

- Nie ma mowy! Nabroiłeś, to teraz radź sobie sam! Ja nie zamierzam się mieszać do waszych spraw! Knock Out jest dorosły i sam podejmie decyzję, czy dać ci drugą szansę. Choć po tym, co mu zgotowałeś, wątpię, żeby się na to zdecydował.

- Widzę, że musicie być ze sobą bardzo blisko, skoro opowiedział ci o swojej przeszłości. - drążył Darkfire

- A właściwie to co cię tak interesują nasze relacje? - Carmen nadal była podejrzliwa.

Bez względu na to, co mówił Darkfire, nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Wewnętrzna intuicja podpowiadała jej, że bot coś kombinuje.

- Po prostu chciałem dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego, jak potoczyło się życie mojego brata. - odparł swobodnie Darkfire

- Skoro tak, to sam go zapytaj, zamiast robić jakieś podchody. A teraz wybacz, muszę porozmawiać z Knock Out'em.

- Zaprowadzić cię do pokoju medycznego? - zaproponował Darkfire

- Nie, dzięki. Poradzę sobie.

- Carmen? A co ty tu robisz? - do centrum dowodzenia wszedł Breakdown - Czy ten typek cię zaczepiał? - ruchem głowy wskazał na Darkfire'a

- Wszystko w porządku Breakdown. A tobie co się znowu stało? – dziewczyna od razu zwróciła uwagę na liczne uszkodzenia jego opancerzenia – Kolejna nawalanka z Autobotami?

- Jakbyś zgadła. Po co ci samochód? – zainteresował się masywny mech

- Będzie mi potrzebny dziś wieczorem.

- Kolejny wyścig, co? – uśmiechnął się Breakdown – I pewnie chcesz wyciągnąć na niego Knock Out'a?

- Jak ty dobrze mnie znasz! – dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech – To co, zaprowadzisz mnie do pokoju medycznego? Za żadną cholerę nie mogę się połapać w tym labiryncie korytarzy!

- Musisz spędzać tu więcej czasu, to wtedy się połapiesz. – Breakdown delikatnie podniósł dziewczynę i posadził sobie na ramieniu

- A moją pomoc odrzuciłaś! – oburzył się Darkfire

- Tak bywa. Narka!

„Jeszcze mi zapłacisz za ten lekceważący ton, węglowcu." - pomyślał czarny bot patrząc jak Breakdown z Carmen opuszczają centrum dowodzenia.

- Czego chciał od ciebie Darkfire? – spytał Breakdown w drodze do pokoju medycznego

- Żebym pomogła mu przekonać Knock Out'a, by dał mu drugą szansę. Niby chce naprawić swoje relacje z bratem.

- Nie wierz w ani jedno jego słowo, mała. Nie wiem, co on kombinuje, ale z pewnością nic dobrego.

- Spokojnie, domyśliłam się, że coś kręci. – spojrzenie dziewczyny zatrzymało się na rannych Vehiconach siedzących pod pracownią Knock Out'a – Widzę, że była jakaś niezła rozróba!

- Zapewniam cię, że Autoboty też mają co klepać! – roześmiał się Breakdown wchodząc do pokoju medycznego

- Breakdown co ty tu robisz? Kazałem ci wprowadzić się w stan hibernacji! – odezwał się Knock Out nie odrywając wzroku od rannego Vehicona, któremu zszywał porozrywane kable.

- Przyprowadziłem ci gościa, marudo. – Breakdown postawił Carmen na szafce stojącej obok stołu operacyjnego

- Cześć iskierko! – uśmiechnął się medyk – A ty do siebie i regenerować się! – zwrócił się do wielkiego bota

- Już dobrze, idę! Zrobiłeś się strasznie zasadniczy! Ta władza zdecydowanie uderzyła ci do procesora! - mruknął Breakdown

- Że co proszę?

- Nic, nic. Tak tylko sobie głośno myślę. Dobra, spadam. Bywaj, mała! – pożegnał się z Carmen i wyszedł z pomieszczenia

- Czasami nie mam do niego cierpliwości... - westchnął Knock Out – W ogóle nie dba o swoje zdrowie!

- Widzę, że znowu masz dużo pracy.

- Niestety...

- Czyli nie pojedziesz ze mną na dzisiejszy wyścig?

- Jeszcze ci mało porażek? – uśmiechnął się bot – Ostatnio przegrałaś ze mną z kretesem!

- Wcale nie przegrałam! Byłam druga za tobą!

- No właśnie. Czyli przegrałaś!

- Przegrana z tobą się nie liczy. Dobrze wiem, że nie masz zwyczajnego silnika, cwaniaczku! – uśmiechnęła się Carmen

- Bardzo bym chciał z tobą jechać, ale sama widzisz, co się tu dzieje. Muszę zająć się pacjentami. – westchnął Knock Out – Poza tym dwukółka przestrzeliła mi oponę, więc zanim jej nie wymienię, daleko bym nie zajechał. Ale liczę na to, że obronisz mój tytuł króla szos!

- Kochany dzisiaj to ja będę numerem jeden!

- Tylko nie szalej za bardzo! Nie chciałbym, żeby ci się coś stało!

- Tryb tatuśka ci się włączył?

- Raczej troskliwego partnera. – uśmiechnął się ciepło medyk

- Możesz być spokojny. Nawet nie zadrapię lakieru!

- Jak skończę zabiegi, wpadnę do ciebie. Będziemy świętować!

- Bez przesady! Wygrany uliczny wyścig, to jeszcze nie powód do świętowania! – roześmiała się Carmen – Ale twoja wiara w moje zwycięstwo jest budująca, nie powiem.

- Mamy inny powód do świętowania. – Knock Out uśmiechnął się tajemniczo

- Powiesz mi jaki?

- Rozmawiasz z najważniejszym Conem na tym statku. Megatron przekazał mi przywództwo nad Decepticonami.

- To mam się teraz do ciebie zwracać Lordzie Knock Out?

- Panie i władco wystarczy. – uśmiechnął się medyk

- Ty, ale nie walisz mi tu ściemy? Poważnie zostałeś liderem Decepticonów? A co z Megatronem? Jakoś trudno mi uwierzyć, że dobrowolnie zrezygnował z władzy.

- Bo nie zrezygnował. Poleciał poszukiwać mrocznego Energonu i na czas swojej nieobecności przekazał mi pałeczkę.

- Po co mu ten mroczny Energon?

- Po prostu się od niego uzależnił, a ziemskie zapasy są na wyczerpaniu.

- Długo go nie będzie?

- Kto to wie?

- W takim razie korzystaj z przywilejów przywódcy póki możesz!

- Taki mam zamiar. - uśmiechnął się Knock Out

- No dobra mój panie i władco, jeśli pozwolisz, oddalę się teraz celem wygrania kolejnego wyścigu! – Carmen zrobiła teatralny pokłon

- Zezwalam! – roześmiał się medyk – Pokaż na co cię stać mała!

- Chłopcy będą płakać, że przegrali z kobietą!

- Szkoda, że tego nie zobaczę!

***

Było dobrze po drugiej w nocy, jak zadowolona z siebie Carmen wracała do domu. Nie dała rywalom żadnych szans na wygranie wyścigu i porządnie utarła nosa miejscowemu cwaniakowi Vince'owi. Za każdym razem, gdy przypominała sobie jego minę, gdy zdał sobie sprawę, że przegrał z kobietą, na jej ustach wykwitał szeroki uśmiech. Po wyścigu jak zwykle zorganizowano imprezę, jednak dziewczyna nie została na niej zbyt długo. Nie bawiła się najlepiej jako jedyna trzeźwa osoba wśród mocno zaprawionego alkoholem towarzystwa, poza tym miała dosyć niewybrednych zalotów niektórych uczestników wyścigu.

Droga była kompletnie pusta, więc dziewczyna nie żałowała gazu. W głośnikach rozbrzmiewała jedna z jej ulubionych piosenek, jeszcze bardziej polepszając i tak już znakomity nastrój Carmen.

W pewnym momencie uwagę dziewczyny przykuł ciemny punkt szybko pędzący w jej stronę. Po chwili rozpoznała w nim naddźwiękowy samolot. Zastanowiło ją, czemu leci na tak niskim pułapie, lecz po chwili znała już odpowiedź. Samolot transformował się w powietrzu i na drodze przed nią wylądował Darkfire. Carmen nie miała żadnych szans, by wyhamować przy tej prędkości, skręciła więc gwałtownie i przejechała pomiędzy nogami wielkiego bota, który już pochylał się, by złapać jej samochód. Dziewczyna słyszała, jak jego ostre szpony otarły się o karoserię, jednak nie udało mu się jej złapać. Dodała gazu, błyskawicznie oddalając się od Darkfire'a, który ponownie zmienił się w samolot.

„Czego ten dupek ode mnie chce?" – zastanawiała się Carmen uważnie obserwując drogę.

Widziała ponownie transformującego się Darkfire'a, lecz tym razem była przygotowana na to, by go wyminąć.

- Pojebało cię do reszty? – krzyknęła przejeżdżając tuż obok

W oddali widziała już majaczące światła Jasper. Koniecznie musi dostać się do miasta, gdzie będzie miała większe szanse na ucieczkę. Nie miała pojęcia, dlaczego Darkfire chce ją dopaść, ale nie zamierzała dać mu się złapać. W lusterku wstecznym zobaczyła jak bot transformuje ręce w blastery, a chwilę potem w jej kierunku pomknęły zielone pociski. Dziewczyna bacznie obserwowała trajektorię ich lotu, a gdy wiedziała mniej więcej, gdzie trafią, zaczęła robić uniki. Tym razem udało jej się wyjść z ostrzału bez szwanku, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że brat Knock Out'a nie odpuści tak łatwo. Widziała, że ponownie zmienił się w samolot i kontynuuje pościg. Na szczęście właśnie wjechała do miasta. Była pewna, że bot nie odważy się transformować w miejscu, w którym może być zauważony przez ludzi. W końcu zarówno Autoboty, jak i Decepticony starały się nie ujawniać swojej obecności na Ziemi. A z powietrza nie mógł jej nic zrobić. Przecież nie otworzy ognia w mieście...

Łup! Tuż przed maską jej Camaro uderzył pocisk.

„A może jednak? Szlag by to trafił!" – pomyślała Carmen – „Jak zwiać temu oszołomowi?"

Ponownie skupiła całą swoją uwagę na drodze. Przed sobą zobaczyła centrum handlowe. Wielopoziomowy, podziemny parking! Po nim Darkfire raczej sobie nie polata! A w trybie robota nie będzie w stanie jej dogonić! Dziewczyna natychmiast skierowała się w stronę wjazdu na parking i od razu zjechała na jego najniższe piętro. Zaparkowała za filarem tak, by być niewidoczną od strony wjazdu. Wyłączyła muzykę, reflektory i zgasiła silnik w napięciu spoglądając w stronę wjazdu. Ponieważ dobrą chwilę nic się nie działo, postanowiła wstrzymać się z wzywaniem pomocy. Może uda jej się samej poradzić z tą sytuacją. Na wszelki wypadek naszykowała komórkę i komunikator Decepticonów.

Cały czas zastanawiała się, czemu Darkfire na nią poluje? Gdy zaczepił ją na Nemesis, nic nie wskazywało na to, że będzie próbował zrobić jej coś złego. Sprawiał wrażenie, jakby chciał po prostu dowiedzieć się czegoś więcej na temat relacji między nią, a jego bratem.

- Fuck, dziewczyno, ale ty jesteś tępa! - powiedziała sama do siebie pukając się w głowę

Nagłe olśnienie sprawiło, że wszystkie elementy układanki ułożyły się w spójną całość. Przypomniała sobie jak Knock Out opowiadał jej o pragnieniu władzy Darkfire'a. Bot na pewno nie mógł pogodzić się z tym, że Megatron przekazał władzę jego młodszemu bratu, którego zresztą nienawidził. Gdy nieopatrznie wygadała się, że przyjaźni się z Knock Out'em, nieświadomie ściągnęła na siebie niebezpieczeństwo. Przypuszczała, że Darkfire chce zmusić medyka do oddania mu swojego stanowiska, a ona ma być gwarancją, że Knock Out zrobi, co każe mu jego brat. Nie mogła dać się złapać! Była pewna, że gdyby Darkfire zagroził, że ją zabije, Knock Out bez wahania zgodziłby się na każdy jego warunek, by tylko nic jej się nie stało. A nie chciała być powodem, dla którego medyk musiałby skapitulować przed swoim znienawidzonym bratem. 

Wzrok dziewczyny spoczął na komunikatorze Decepticonów. Że też wcześniej nie pomyślała o tym, by poprosić Soundwave'a o most ziemny!

Nagłe uderzenie wyrwało Carmen z zamyślenia. Serce jej zamarło, gdy spojrzała w okno i zobaczyła jarzące się czerwonym blaskiem optyki Darkfire'a. Jego usta rozciągnęły się w iście diabolicznym uśmiechu.

- Koniec zabawy, mała! Zaraz przekonany się, ile znaczysz dla tego nawoskowanego doktorka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro