Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Spotkanie ustalono na za dwa tygodnie. Do tego czasu musimy jakoś ze sobą żyć. Ja nie mam z tym problemów. Gorzej Lysander... on sobie kompletnie z tym nie radzi. Unika mnie jak ognia. No chyba, że na horyzoncie pojawia się Kastiel. Wtedy wytrwale mnie ignoruje, ale z bliższej odległości. Żebym pamiętała, że nie mogę tknąć chłopaka, bo jest jego... szkoda tylko, że się spóźnił. Kastiel ma mój znak i Lysander jest bezsilny. Umowa zawarta i nikt nie ma prawa jej zerwać. Bo jeśli ktoś spróbuje moim świętym prawem jest poruszenie nieba, piekła i ziemi by go ukarać. I żadne "chłopak należy do mnie" tu się nie liczy.
W ramach tej umowy Kastiel musi pocałować Amber co rozwiąże część moich problemów. Bo przecież "przyjaciółki" pomagają sobie. We wszystkim, niezależnie od okoliczności, prawda? Nawet kiedy mowa o śmiertelnie niebezpiecznych okolicznościach...

-Jutro niezapowiedziana kartkówka - powiedział nauczyciel fizyki. Kilka osób parsknęło śmiechem, ale on tylko się uśmiechnął. - więc bądźcie przygotowani!
Dryyyyyń!
Wszyscy pędem wybiegli z klasy. Zostali tylko ostatni maruderzy (czyt. Kastiel i ja)
-Szybciej! Mam dyżur! - wołał nauczyciel poganiając nas. Ledwo wyszliśmy z klasy, a drzwi się zatrzasnęły.
-Staruszek jest przewrażliwiony - powiedział Kastiel z drwiącym uśmieszkiem.
-Może i tak - wzruszyłam ramionami. - Ale mamy teraz ciekawszą sprawę do załatwienia.
-Tak? Niby jaką? - wymigiwał się.
Czy on myśli, że jestem głupia? Oboje dobrze wiemy, że on i pewna "urocza" dama mają pewien pocałunek do nadrobienia.
-Dobrze wiesz! - powiedziałam oskarżycielskim tonem i zaczęłam się rozglądać.
Amber, Li i Charlotte stały przy szafce blondynki i zawzięcie o czymś dyskutowłay.
-Chodźmy, Romeo! - powiedziałam ze śmiechem - Twa Julia czeka! - pociągnęłam go w kierunku dziewczyn. -Nazwanie Amber Julią to niedopowiedzenie stulecia - mruknął Kastiel.
-Heej - przywitałam się śpiewnie. Jak ja tego nie cierpię. - Li, Lottie mam do was sprawę...
-O co chodzi? - spytała Charlotte. Ta dziewczyna ma naprawdę kiepską pamięć....
-Dowiesz się. Chodźcie! - złapałam dziewczyny za ramiona i pociągnęłam w stronę drzwi głównych.
Kiedy znalazłyśmy się w bezpiecznej odległość (czyt. po za szkołą, zamaskowane tak by nikt nas nie zauważył) od Kastiela i Amber zaczęłam się śmiać. Kiedy zostawiałyśmy tę dwójkę sam na sam chłopak miał nietęgą minę.
-Powiesz wreszcie o co chodzi czy nie?! - niecierpliwiła się Lottie.
-Obiecałam Amber jej wielki moment z Kastielem. A więc tututut! - przyłożyłam dłonie do ust niczym wyimaginowaną trąbkę - Księżniczka Amber i jej książę, wybranek kochającego serca, rozgrzanego do głębi miłością, Kastiel za chwilę na naszych oczach.... będą mieli "big love"! - śmiałam się w najlepsze. Miny dziewczyn były bezcenne.
-Kpisz sobie?
-Oczywiście - pokiwałam głową. - Kastiel w rzeczywistości odwraca uwagę Amber, żebym ja mogła was bez przeszkód zamordować w tej jakże mało romantycznej scenerii!

-Ok. Zrozumiałam - powiedziała niezadowolona Charlotte - Nie musisz dawać nam tego tak dosadnie do zrozumienia.

Ona zna takie słowo jak dosadnie? Jestem w szoku!

-Nie nam tylko tobie - odezwała się Li. Ona mówi? - Ja nie komentuję.
-Oczywiście - parsknęła Charlotte niezbyt przekonana.

-Cicho! Idą - syknęłam do dziewczyn.

I rzeczywiście. Po chwili ze szkoły wyszli Kastiel i Amber. Wniebowzięta dziewczyna paplała co jej ślina na język przyniesie, a chłopak szedł obok wściekły (pewnie na mnie) i zrozpaczony (musi słuchać Amber. Biedaczysko).
Kiedy doszli do bramy chłopak się zatrzymał.
-Wiesz Amber - zaczął rozglądając się szybko na boki - ja muszę się zbierać, ale... - urwał. Chyba nie wiedział co jeszcze może powiedzieć. Wziął głęboki oddech i jeszcze raz upewnił się czy nie ma nikogo w pobliżu, potem szybko zbliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny. Szybki pocałunek w usta i zszokowana Amber mogła jedynie wpatrywać się w szybko oddalającą się sylwetkę chłopaka.
Szybko wyskoczyłam z bezpiecznej kryjówki i podeszłam do dziewczyny. Pozostałe dziewczyny poszły moim śladem.
-I jak? - zwróciłam się do Amber. - Jestem twoją cudotwórczynią?
-Jak... jak go namówiłaś? - spytała cicho, dotykając ust.
-To już moja słodka tajemnica - uśmiechnęłam się delikatnie.
Amber rzuciła mi się na szyję.
-Chrzanić umowę! Za coś takiego jesteś moją BFF forever! - powiedziała szczęśliwa dziewczyna. - Nie wierzę, że ci się udało. No bo wiesz... - dziewczyna paplała przez całą drogę do domu. Uszy mi puchły odsłuchania jej. Za to pozostałe dwie dziewczyny miały się dobrze. Li szła sobie wesoło podskakując pogrążona we własnym świecie, a Charlotte z obojętną miną żuła gumę i słuchała muzyki. Amber jest ślepa czy jak?
-Mam rację dziewczyny? - spytała siostra Nataniela, szukając potwierdzenia swoich słów.
-Tak - obie pokiwały głowami.
-Widzisz? A więc wracając do... - ciągnęła swój wywód.
Muszę przyznać, że Li i Charlotte niekoniecznie są aż takimi idiotkami, ale Amber?
"Minus pięć punktów, złotko" - zwróciłam się do niej w myślach.

Weszłam do chłodnego domu z prawdziwą ulgą. Cisza. Niczym niezmącona cisza. Jak ja to kocham. Żadnych niepotrzebnych słów.
Szybko weszłam do pokoju i rzuciłam torbę w kąt i obrzuciłam krytycznym spojrzeniem swoje odbicie. Delikatny makijaż, zielone włosy w artystycznym nieładzie, ciemne spodnie na szelki, szara koszula i buty na malutkim obcasie. A gdzie ja? Szybko pozbyłam się makijażu i ubrań, zostając w samej bieliźnie. Poprzednie ciuchy rzuciłam przed do holu, a sama ruszyłam w drugi koniec pokoju. Otworzyłam szafę pełną ubrań i wybrałam z niej odpowiednie ubrania. Następnie skierował się w stronę łazienki i zmyłam zieloną farbę z włosów, pozostawiając je w naturalnym rudym kolorze. Malowałam je szamponetką dość dawno, więc nie miałam większych problemów ze zmyciem sztucznego koloru.
Kiedy wycierałam włosy usłyszałam pukanie.
-Panienko Caroline! Obiad! - zawołała pokojówka i wyszła.
Szybko rzuciłam ręcznik w kąt, włożyłam do kieszeni i zeszłam na dół.Przy stole słało pięć krzeseł. Z czego trzy były zajęte.
-Care! Moja princessa! - zawołał ciemnowłosy chłopak i wstał.
-Jamie!
-Co u ciebie, sis? - spytał odsuwając mi krzesło.
-Nic nowego - powiedziałam, wzruszając ramionami. - A u ciebie?
-Nauka. Nic po za tym - w jego głosie zabrzmiała gorycz.
-Dobrze, koniec tych rozmów - tata szybko uciął temat.- Siadaj James.
Jamie posłusznie usiadł. Jedliśmy w ciszy. Dopiero kiedy na stole pojawił się deser mama się odezwała:
-A więc James, jak sobie radzisz w Yale?
-Dobrze - odpowiedział lakonicznie.
-Istotnie - tata go poparł. - Rozmawiałem w ostatnim tygodniu z nauczycielami w Yale. Są zadowoleni z James'a. Osiąga rewelacyjne wyniki. Będziesz świetnym następcą dla mnie, synu.
-Cieszę się, ojcze - Jamie wyraźnie ucieszył się z pochwały ojca.
-Tak. Za niecały rok rozpoczniesz swoją pracę w rodzinnej działalności. Jestem z ciebie taka dumna, synku - mama promieniała ze szczęścia.
-Jest coś co musimy omówić po obiedzie, James - zaczął ojciec i popatrzył na mnie znacząco.
-W zasadzie i tak mam coś ważnego do załatwienia. Pójdę już - zerknęłam na nietknięty obiad i szybko wyszłam z jadalni. Zła na swoją rodzinę usiadłam na łóżku. To takie niesprawiedliwe. Minęło tyle czasu, a... oni... nic się nie zmienili!


Retrospekcja

 -Wiesz, oni nigdy nas nie zauważą. Mają Jamiego i to im wystarcza. Jedynie najstarsze dziecko jest im potrzebne. Natomiast my... jesteśmy zbędni - powiedział chłopak przytulając do siebie dziewczynę.

-To takie niesprawiedliwe! Tak się starałam! A oni nawet na mnie nie spojrzeli! Kazali mi znaleźć sobie jakieś zajęcie i nie przeszkadzać! Ja zawsze im przeszkadzam! - mówiła dziewczyna szlochając. - Czemu oni nas nie kochają?! Co my im takiego zrobiliśmy?!
-Nie wiem, Care. Naprawdę nie wiem - westchnął chłopak i wytarł twarz dziewczyny.
-Tylko ciebie mam. I nikogo więcej - zaszlochała znowu.
-To wcale nie tak mało - chłopak złapał dziewczynę za podbródek i zmusił by spojrzała na niego. - Ten cały świat, mama, tata, Jamie i cała reszta... to idioci. Nie wiedzą nic. Chciałabyś mieć coś wspólnego z idiotami?
-Nie - dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła.
-Nie smuć się przez nich. Jesteś śliczna z uśmiechem, a nie ze łzami.
-Wyglądam z nim tak samo jak ty - dziewczyna otarła łzy.
-No co? Siebie też chcę dowartościować od czasu do czasu! - teraz obydwoje mieli na twarzach wesołe uśmiechy.
-Jesteś najlepszym bratem na świecie, Ian! Najlepszym! - dziewczyna wtuliła się w chłopaka - Nie potrzebuję nikogo oprócz ciebie!



-Nie potrzebuję nikogo oprócz ciebie, bracie - powiedziałam cicho - Nikogo z wyjątkiem ciebie mi nie brak.
Wspomnienie o bracie wywołało potok łez. Jak ja zanim tęskniłam. Uciekałam od myślenia o nim, ale on i tak się wciąż pojawiał w najmniej oczekiwanych momentach. Mój kochany brat....
Nagle mój telefon zadygotał. Czego ten świat ode mnie chce? Zerknęłam na wyświetlacz:

AMBER: HEY! CO RB? :)

Jak ona może tak marnować czas? Sms-uje ze mną, która jest obca zamiast spędzać czas z osobą, która kocha ją najbardziej na świecie. Z bratem! Żywym bratem! A praktycznie nie spędza z nim czasu. Potrafi tylko na niego narzekać ("ACH, Nataniel znowu nie zrobił tego!" "Nie pomógł i w tym!"). Nie cieszy się, że go ma!
"Należy się jej kara! I ty dobrze o tym wiesz" - powiedział wewnętrzny głos.
Czy ja wiem? Może nie kara, ale nauczka... z pewnością.
Szybko jej odpisałam:
JA: NIC, A CO? ^^
AMBER: WYBIERAMY SIĘ NA ZAKUPY, A POTEM NOCKA U MNIE. WBIJASZ? :)
JA: JASNE ^^
AMBER: SPOCZKO. ZA 1h BD U CB! :)

Nie potrafisz docenić brata Amber? Teraz docenisz go aż nad to...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro