Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Bo mnie się nie da mieć... nawet ja siebie nie mam...

Po kilku minutach znów znalazłam się w gwarnej sali gimnastycznej łamane na balowej, gdzie mnóstwo ludzi bawiło się jak gdyby nigdy nic. Najwyraźniej muzyka stłumiła odgłos wystrzałów.

-Już wszystko w porządku? - ruda dziewczyna przebrana za wampirzycę złapała mnie za ramię. Jak ona miał? Iris? Chyba tak...

-Ehmm... tak... - widząc moją zdziwioną minę zaczęła się tłumaczyć:

-Widziałam jak zasłabłaś i jakiś blondyn, nawiasem mówiąc mega ciacho! Chyba jest partnerem Violetty... widziałam jak się z nią kręcił - paplała. Ludzie! Bez dygresji, proszę!

-Trochę mi się śpieszy - przerwałam jej.

-Och! Jasne! Widziałam jak cię wyniósł. Nigdy wcześniej tu nie bywał, więc go nie znam. Martwiłam się czy wszystko ok! - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyrzutem. Jakby to była moja wina.

-Wszystko w najlepszym porządku! - zapewniłam z szerokim uśmiechem i szybko ruszyłam na poszukiwania zupełnie innego blondyna. Ostatecznie, biorąc pod uwagę moje standardy, mogę go zaliczyć do przyjaciół, prawda?

Po dziesięciu minutach znalazłam chłopaka pod sceną. Nie wiem jak on się tam wcisnął. Chcąc czy nie musiałam zrobić to samo.

Razem z Alexym gadał w najlepsze nie zwracając uwagi na otoczenie. Szybko zajęłam miejsce naprzeciwko nich. Bezpieczna od wścibskich spojrzeń.

-Cześć chłopaki! - zagadnęła wesoło.

-Hej Care! Świetny kostium! - zaszczebiotał (niczym napalona panienka) Alexy.

-Świetny kostium! - zawtórował mu Nataniel.

Przyznaję, moje ego zostało miło połechtane. Kostium Asuny, nie ukrywajmy, leżał na mnie genialne. Wyjęłam rapier i zamachnęłam się niby dla żartu. Tylko, że to nie był żart. Moja "zabawka" nie była z plastiku. Na szyjach chłopaków pojawiły się czerwone kreski.

-Ostra ta twoja zabawka - zauważył blondyn.

-Prawda? Ale z pewnością nie na tyle by... - nie namyślając się zbytnio zamachnęłam się. Alexy wybałuszył oczy.

Celowałam w szyję Nataniela. Chyba cięłam za mocno, bo... głowa chłopaka została oddzielona od korpusu. To znaczy... ona tak... dyndała na kręgosłupie. Alexy zemdlał z wrażenia. Wow, jestem aż tak zajebista?

-No ej! - jęknęłam. - Miałeś zginąć w bardziej dramatyczny sposób! A teraz... - schowałam broń. - W sumie to... nie byłeś moją figurą.

Wygramoliłam się spod sceny i ruszyłam na poszukiwania Kastiela.

W tej rozgrywce to ja byłam królem. Z mojej armii zostali tylko Jace i Kastiel. Obaj zginą przed północą. Może zabiję też Violettę. Cholernie mi działa na nerwy.

-Kastiel nie żyje - powiedział Jace obejmując mnie w talii. Skąd on się tu wziął?!

-Skąd... - zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.

-I Rebekah. I Davina - kontynuował prowadząc mnie w stronę szatni.

-Oh, czyli... - niewypowiedziane słowa zawisły między nami. Jace wiedział, że chcę...

-Jace, ja...

-Nie jestem na ciebie zły, Care. Bo widzisz... ja nie godzę się ze śmiercią. Ja... - pokręcił głową. - Nie chcę umierać. Nigdy! - zamarłam.

Staliśmy naprzeciwko siebie w ciasnej szatni oświetlanej jedynie kiepską żarówką. Dlaczego nasza dramatyczna scena odbywa się w tak kiepskiej scenerii?!

-Kocham cię bardziej niż kogokolwiek innego, Care. Jakbyś naprawdę była moją siostrą.

-Ja ciebie też, Jace - odpowiedziałam wyjmując pistolet spod białego płaszcza.

-Ale to nic dla ciebie nie zmienia, wiem. Chcesz umrzeć i zabrać ze sobą nas wszystkich. Rozumiem - powiedział cicho.

-Nie zdążysz za mną zatęsknić - powiedziałam czując napływające mi do oczu łzy.

-Szanuję twoją decyzję. Pomogłem zabić ci ich wszystkich. To było nawet zabawne. Oboje jesteśmy wyrachowani. Ale ty... ty naprawdę jesteś psychiczna. Tak bardzo jak nawet Ian nie był - jak on śmie obrażać Iana?! - nie rób takiej miny. Oboje dobrze wiemy jaki on był. Ale ja... jako dobry brat - zakreślił palcami cudzysłów - chcę ci pomóc. Wybacz mi, Care.

Nie czekając na jego ruch strzeliłam.

Usłyszałam huk. Ale pistolet nie wystrzelił. Za to coś mocno uderzyło mnie w klatkę piersiową. Upadłam.

-Przepraszam Care. Tak będzie dla ciebie lepiej.

Kiedy on zdążył wyjąć pistolet? Niech cię cho...

Carolina Phantomhive nigdy nie dokończyła tych słów.


Ostatni (krótki) rozdział na dzisiaj. Jutro epilog i koniec :/ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro