Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Nie wiele pamiętałam z reszty wieczoru. Wiem, że po czarnowłosym tańczyłam z kilkoma innymi chłopakami, potem z Alexy'm i jego blondynem.

"Ach, ten wzorowy przewodniczący" - przemyka mi przez myśli.

A na koniec tańczyłam z... Chuckiem. Jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok. Doskonale wiedziałam kogo tam zobaczę. Jeśli chodzi o mojego drogiego przyjaciela to jedno jest pewne: nigdy nie kończy się tylko na tańcu. Ach, jak ja uwielbiam moje domysły. Oszczędzają mi szoku. Tak, obok mnie leżał Chuck Campbell. Pijany do nieprzytomności. I żadne z nas nie miało na sobie ubrań. Jak dobrze, że obudziłam się jako pierwsza!

Szybko zabrałam swoje ubrania (tj. bieliznę z marynarką) i założyłam je na siebie. Uff... Chuck wciąż się nie obudził.

I tak w ogóle to gdzie my jesteśmy? Ten pokój... kiedyś już tu byłam...

-Cześć Care - jęknął Chuck przeciągając się.

-Taa... cześć Chuck. Gdzie jesteśmy? - spytałam masując sobie skronie. Teraz, gdy się ubrałam i uniknęłam niezręcznej sytuacji (przynajmniej z mojej strony), do głosu doszły inne rzeczy. Np. kac.

-U mnie - burknął. - Auu... moja głowa!

Chłopak sięgnął do szafki nocnej. Wyjął z niej butelkę wody mineralnej i małą miseczkę pełną kolorowych tabletek. Z pewnością nie na ból głowy. Połknął dwie nie patrząc na kolor, od razu przestał pojękiwać. No i proszę! Właśnie tak można szybko dojść do siebie! Z pijaka przemienić się w ćpuna z lekkim bólem głowy. Mimo to zrobiłam dokładnie to samo. Bo w sumie czemu nie? Czemu akurat ja mam być zawsze idealna? Dla kogo? Bo przecież nie dla siebie.

Zerknęłam na zegarek. Ósma. Do szkoły nie chodzę... od jakiegoś tygodnia. Jak opuszczę jeszcze jeden dzień to się nic nie stanie, prawda? W końcu jestem biedną sierotką, która straciła rodziców.

Kiedy ja rozważałam tak ważne sprawy, mój kompan zupełnie nie przejmując się brakiem jakichkolwiek ubrań na swoim seksownym tyłku, wstał i ruszył w kierunku dębowych drzwi.

-Powinniśmy się ubrać i poszukać reszty towarzystwa - mruknął. - Chcesz może jakieś ubrania?

-Jeszcze się pytasz!

-W tamtej szafie - wskazał na olbrzymi mebel. - Są twoje ubrania... z kiedyś.

Zarumieniłam się. Kiedyś oznaczało te czasy, które niepokojąco przypominały ostatnią noc.

Szybko wzięłam pierwszy komplet czystej bielizny jaki wpadł mi w ręce, niebieską, poszarpaną sukienkę do połowy uda i czarne koturny, po czym zgrabnie wyminęłam Chucka w wyścigu do łazienki i z triumfem zamknęłam mu drzwi przed nosem.

W czystych ubraniach, po prysznicu i myciu zębów (jak dobrze, że szczoteczka Chucka znajdowała się na widoku) czułam się o wiele lepiej. Przynajmniej w sensie fizycznym. O mojej psychice nie ma sensu wspominać. To pewnie przez te kolorowe tabletki Chucka. No i przez... oczami wyobraźni zobaczyłam Lysandra. Nie! O nim na pewno nie będę myślała! Jeszcze mnie popamięta!

-Care! Wyłaź z tej cholernej łazienki! - niezadowolony głos Chucka szybko ściąga mnie do rzeczywistości.

-Tak za mną tęsknisz? - pytam słodko, po otwarciu drzwi.

-Oczywiście, bo nie mam ciekawszych zajęć - prycha.

-No wiesz... oboje wiemy, że twoje życie beze mnie nie ma najmniejszego sensu - szepnęłam przyciszonym głosem. - Idę znaleźć pewnego ciemnowłosego przystojniaka - z tymi słowami ruszyłam w kierunku drzwi.

-Przecież tu jestem! - krzyknął powodując u mnie napad śmiechu.

-Powiedziałam przystojniaka!

Wciąż chichocząc zeszłam piętro niżej, do salonu. Zobaczyłam tam niecodzienny widok. Niebieskowłosy chłopak, Alexy wtulony w tego znajomego blondyna z wczoraj, Nataniela na kanapie! W dodatku nago! Teraz jasne jest dlaczego odrzucał zaloty Melanie. Chociaż na mój widok się czerwienił, a Kastiel podał mi dokładny rysopis dziewczyny super dla Najtusia. Może on jest bi. W tej chwili, jednak, na sto procent jest homo. W sumie nie trzeba woleć chłopców, żeby dostawać odruchu wymiotnego na widok Melanie. Pierwszą rzeczą jaką chce zrobić widząc ją to rzygać. Chwila... ja przecież wolę facetów... Dobra, stop! Mój tok myślowy zmierza w bardzo złym kierunku! 

Na drugiej kanapie leżał Jace z jakąś dziewczyną, chowającą głowę w jego umięśnionych ramionach. Podeszłam bliżej, chcąc zidentyfikować nieznajomą. Mignęły mi jej fioletowe włosy i jasna cera. Ok, tego się nie spodziewałam. W ramionach tego bezuczuciowego drania spała Violetta Campbell! Dziewczyna z mojej klasy i kuzynka Chucka. Zawsze wydawała mi się taka cicha i spokojna, ciągle chowała się gdzieś ze swoim szkicownikiem. W nawet najbardziej bezsensownych snach nie przypuszczałabym, że znajdę ją w objęciach mojego blondwłosego kumpla. On przecież nie wybiera tych grzecznych i cichych dziewczyn. Nigdy.

-Ciekawe... - szepnęłam i przebiegłam wzrokiem po pozostałych.

Wszystkich mgliście kojarzyłam. Zarówno z poprzedniego wieczoru, jak i z wcześniejszych czasów. Tych, które należały do tej zaćpanej Care.

Na koniec mój wzrok padł na ciemny kąt w pobliżu kanapy. Siedział tam czarnowłosy chłopak, podobny do Alexy'iego. I nie spał, a grał na konsoli. Podeszłam bliżej, nie zwracając na siebie jego uwagi. W nikłym świetle rzucanym przez ekranik urządzenia zauważyłam, że ma zaczerwienione oczy i ubrania z wczoraj - to mnie zdziwiło najbardziej. W salonie mojego przyjaciela, ćpuna, pijaka, erotomana i Bóg wie kogo jeszcze, pełnym nagich par, siedzi on. Nie zwracający uwagi na otoczenie, w pełni ubrany, grając w jakąś grę. Taa... to zdecydowanie jest najdziwniejsze w tej sytuacji. Całą resztę widziałam w tym salonie nie raz, nie dwa.

-W co grasz? - spytałam sadowiąc się obok niego. Chłopak podskoczył na dźwięk mojego głosu (ale najpierw zastopował grę).

-Moja piękna towarzyszka - uśmiechnął się. - Co tu robisz ma belle?

-Jak to co? Jestem częścią tego towarzystwa - wskazałam na śpiących.

-Nie kojarzę żebym cię tu wczoraj widział - zmarszczył czoło. - Byłaś w klubie i w limuzynie. Potem...

-Potem ulotniłam się z gospodarzem.

- To wszystko wyjaśnia.Często uczestniczysz w tych imprezach?

-To... pierwszy raz od bardzo długiego czas - powiedziałam z zastanowieniem. - A ty?
-Zacząłem tydzień temu. Parę dni po przeprowadzce. Alexy mnie namówił - chłopak się skrzywił - chociaż wieczorem muszę się nieźle spić żeby nie pamiętać tego co oni tu robią.

-Więc czemu tu przychodzisz? - nie rozumiałam go. Zgadza się, dla większości ludzi to miejsce może nie być najbardziej moralne. Imprezy Chucka nie mają w sobie za grosz moralności. Ale o to właśnie chodzi! O odskocznię. Potem wszyscy, a przynajmniej większość zachowuje się jakby nic się nie stało.

-A czemu nie?

-Bo ci się tu nie podoba. Bo nie jesteś taki jak my.

-Skąd to wiesz? - spytał gniewnie.

-Cóż... gdybyś był to nie grałbyś tylko leżał z jakąś panienką.

-Może ja czekam na tę jedyną? - zasugerował chłopak .

- Ha ha. Tutaj? Żadna z tu obecnych osób nie szuka miłości! To przygoda na jedna noc, ewentualnie dwie - powiedziałam chłodno. Spojrzał na mnie dziwnie.

- Mój brat właśnie tutaj poznał swojego chłopaka - wyznał cicho.

-Ok... jednorazowy przypadek. Takie rzeczy nie mają tu miejsca. Pierwszy raz widzę kogoś kto z Pieczary Zła robi Jaskinię Amorów! - zachichotałam.

-Skoro znalezieni miłości w tej "Pieczarze Zła" - nakreśli w powietrzu cudzysłów - to dlaczego ty ze swoim chłopakiem uciekłaś przed innymi i masz na sobie czyste ciuchu, co? Raczej nie poszłaś grzecznie do domu - ostatnie zdanie wypowiedział z kpiną.

-Po pierwsze: Chuck nie jest moim chłopakiem. Po drugie: nie uciekłam przed innymi - wyliczałam. - Po trzecie: Chuck to samolubny egoista, a to jego dom. Ma do dyspozycji mnóstwo pokoi. Dlaczego nie miałby spać na wielkim łózku? Po czwarte: mam tutaj swoją szafę i po piąte: nie nie poszłam grzecznie do domu - kontynuowałam niezadowolona. Co on, kurwa, detektyw?! Co go to obchodzi?! - W sumie... zamieszkam tutaj przez najbliższe parę dni.

-A rodzice? Dom? Szkoła? - wypomniał mi tonem matki.

-Nie żyją, nie mam, chuj z nią - warknęłam. Spojrzał na mnie ze współczuciem - Skończyłeś już przesłuchanie, Girozzo?!

-Nie złość się na mnie. I oglądałem wszystko odcinki NCIS, Abbey. Strasznie mi przy... - zaczął.

-Nie kłam, że ci przykro - ostrzegłam. - Nawet mi nie jest przykro - dodałam cicho.

-Ja nie kłamię! - zaprotestował. - To okropne kiedy w tak młodym wieku traci się rodzinę.

Prychnęłam.

-Dobra, skończ ten temat. Nie mam ochoty słuchać o tym jakie życie jest niesprawiedliwe - wstałam i rozejrzałam się.

Przez zasłony przebijało się co raz więcej światła oświetlając nieciekawą sytuację w salonie. Parę osób wierciło się niespokojnie próbując ponownie zapaść w głęboki sen. Niestety gospodarz zaszczycił nas swą obecnością. Nienagannie ubrany i uczesany wkroczył do pokoju niczym pan i władca całego świata, podszedł do zasłon i gwałtownym ruchem je odsłonił.

-Wstajemy moje słoneczka! - wykrzyknął głosem ociekającym fałszywą słodyczą. - Bozia dała wam nowy dzionek! Dałem wam pospać bardzo długo. Jak się pospieszycie to zdążycie na trzecią lekcję, albo do pracy. O ile zaczynacie chwilę przed południem!

Radosny monolog Chucka został przerwany przez chór jęków. Każdy kto po wczorajszym wieczorze potrafił wydawać z siebie odgłosy, które choć trochę przypominają słowa dawał upust swojemu niezadowoleniu. Niestety byli też tacy, których (delikatnie mówiąc) niezbyt obchodzi gospodarz i spali dalej.

-Skoro tak chcecie się bawić - powiedział z wrednym uśmieszkiem brunet zatarł ręce z uciechy.

Przez chwilę nic się nie działo. A późniejszy huk zwalił wszystkich z nóg. Do jasnej cholery! Co on znowu wymyślił?!

Wszyscy w panice zaczęli biegać po pomieszczeniu szukając swoich ubrań i w pośpiechu zakładając je na siebie wychodzili na zewnątrz. Gdy zostało tylko kilku gości (ja, Jace, Violetta, Nataniel i bliźniaki) hałas ucichł.

-Co to kurwa było?! - wrzasnął Jace podając fioletowłosej buty.

-Pomogłem się wszystkim wynieść - odpowiedział z zadowoleniem Chuck.

-Jesteś pojebany - skwitował jego wypowiedź Jace.

-Jak możesz mówić coś takiego? - Chuck spojrzał na Jace zrozpaczony. - Ja tu się tak staram, a ty....

-Pieprz się! - jęknął Nataniel wyswobadzając się z objęć zaspanego Alexy'iego.

-Z tobą bardzo chętnie. Powiedz tylko gdzie i kiedy - kochany przewodniczący jęknął widząc firmowy uśmiech Chucka przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego.

No tak, powinnam wspomnieć o tym wcześniej. Chuck gustuje w obu płciach. Jest biseksualny. Mało kto o tym wie, bo zaleca się przede wszystkim do dziewcząt. Ale raz na jakiś czas coś mu strzeli do łba i przez tydzień albo dwa sypia tylko i wyłącznie z facetami. Taka odskocznia.

I zdaje się, że Nataniel właśnie zorientował się, że niemoralna propozycja Chucka jest jak najbardziej poważna.

-Niestety muszę cię rozczarować, kotku - powiedział Alexy układając się na klatce piersiowej swojego chłopaka. - Ten przystojniak jest zajęty.

-Jaka szkoda. Ale i tak nie mógł bym iść z nim na bal jesienny - ironizował Chuck.

-Dobra, kończcie te gadki - wtrąciła Violetta. - Mam dzisiaj zajęcia artystyczne i mam zamiar na nich być - ostatnie słowa zaakcentowała.

-Jasne, jasne - Chuck mruknął lekceważąco ręką. - Limuzyna czeka. Zostawiliście tam swoje plecaki w piątek. No już dzieci, czas do szkoły! - uśmiechnął się sarkastycznie.

Violetta, Nataniel i bliźniaki wyszli pozostawiając mnie samą z dwoma największymi świrami jakich kiedykolwiek znałam.

-A ty to co? Rozumiem, że umierasz z rozpaczy po rodzicach, ale świat nie rzuci ci się do stóp jeśli będziesz siedzieć u mnie w domu. Torebka czeka na ciebie w samochodzie. Pokaż kochasiowi, że obcasami wgnieciesz go w ziemię - ostatnie zdanie Chuck wyszeptał mi do ucha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro