Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 60 - Wieści z pałacu


Dźwięk uderzeń odbijał się echem po ogromnej sali treningowej, wędrując między marmurowymi kolumnami. W całej Ornorze te białe podpory nadawały kompleksowi pałacowemu swej unikalności. Świątynię Helium wzniesiono jako pierwszą po Trzydziestoletniej Ciemności, w podzięce bogini za zakończenie ludzkiej czystki. Wkrótce po tym wybudowano również drugą, niezwykle podobną, poświęconą Nathairze, jednak ją cechowały kolumny z czarnego bazaltu. Za dnia, gdy świeciło słońce, można było ją dostrzec z tej sali, wyglądając przez wysokie okno, jednak dziś Arthur nie miał tego szczęścia. Deszcz padał kolejny dzień, przez co dawno zdążył sprawić, że kręte chodniki zmieniły się w rwące rzeki płynące między krzewami, wpadające ostatecznie do otworów kanalizacyjnych rozmieszczonych wokół altanki porośniętej białą różą.

Arthur raz jeszcze uderzył słomianą kukłę, robiąc zamach drewnianym mieczem. Zawsze przychodził w to miejsce, gdy nie wiedział, jak należy postępować. Na jego barkach od lat spoczywała ogromna odpowiedzialność, a mimo wszystko wciąż nie zdążył się do niej przyzwyczaić. Odkąd ostatni raz widział Rowenę minął jeden dzień i to właśnie wtedy powiedziała mu, że powinien przekazać Helium prawdę. To nie tak, że blondyn zamierzał kiedykolwiek okłamać swoją boginię. Postanowił jedynie, że nie stanie przed nią aż do momentu, w którym wszystko poukłada sobie w głowie. Vanora zapewniła, iż Helium nie jest osobą, jaka wbije nóż w plecy innemu bóstwu, więc teoretycznie chłopak powinien jej zaufać. Znała Helium lepiej od niego. Czasami miał wrażenie, że wszyscy znają Helium lepiej od niego. 

Z jakiegoś powodu bogini trzymała Arthura na dystans, zabraniając mu wejścia do strefy komfortu, którą wokół siebie utworzyła. Gdy był jeszcze dzieckiem, trzymała go na kolanach. Raz zdarzyło się nawet, że czytała mu bajkę, głaszcząc po głowie i nieustannie prosząc, aby stał się dobrym człowiekiem. Krótko po tym wydarzeniu otrzymał Boskie Światło, stając się jednością z jej bronią. Wszystko się zmieniło. Arthur wierzył, że jeżeli będzie zawsze postępować słusznie, to te czasy kiedyś wrócą. Niestety, od tamtego czasu Helium ani razu się nie uśmiechnęła oraz nie zmieniła swojego chłodnego podejścia do chłopaka. Dlaczego? Czy, mimo jego wszelkich starań, to nadal nie wystarczało?

Coraz mocniejsze ciosy wycelowane w kukłę treningową odbijały się jeszcze większym echem od metalowego pancerza, sprawiając, że zwabiły do siebie jedną z pokojówek pracujących w pałacu. Kobieta zatrzymała się na korytarzu, spoglądając z zaciekawieniem przez uchylone drzwi do wnętrza sali treningowej Arthura. Odłożyła na ziemię kosz z ręcznikami, które miała roznieść między komnatami dla gości i już miała wejść do środka, ale dogoniła ją druga, nieco starsza, szarpiąc za ramię i próbując szybko zagonić do pracy. Młodsza, zaciekawiona jeszcze bardziej tajemniczym chłopcem, nie chciała odejść, póki nie uzyska wszystkich odpowiedzi na nurtujące ją pytania.

— Kim on jest? — zapytała, opierając dłonie na biodrach i z wyrzutem wpatrując się na swoją przełożoną. — Jeden z gości? Ze stolicy?

— Ach tak, jesteś nowa, to nie wiesz... — mówiła starsza, wygładzając fartuszek z falbankami, udając opanowaną. — Ma na imię Arthur i jest na bezpośrednich rozkazach Helium. Tylko ona może mu mówić, co ma robić. Najlepiej, jeśli będziesz o nim myśleć jak o kimś z rodziny cesarskiej. Mieszka tutaj, w komnacie na drugim piętrze, ale rzadko się pojawia, bo bardzo często jest w podróży.

— A więc kolejny rozpieszczony dzieciak... — Westchnęła zmęczona. — Mam ich już dość. Urządza sobie wycieczki za pieniądze z naszych datków.

— Arthur nie jest rozpieszczony, głupia. Wykorzystuje każdą wolną chwilę, aby pomagać w kuchni, ogrodzie, a nawet niekiedy ścieli łóżka w komnatach gości, wyręczając nas w pracy. Jego podróże to rozkazy bogini Helium, więc nie masz żadnego prawa, by je kwestionować. Nestor mówi, że z wszystkich wasali w historii Helium to właśnie on jest najbardziej pracowity i oddany. Nawet sam wiek tego chłopaka o tym świadczy.

Ostatnie słowa wypowiedziała trochę ciszej, zbliżając się do swojej rozmówczyni, bojąc się, że ktoś może ją podsłuchać. Plotki na ten temat były srogo karane przez kapłanów Helium, co nie zmieniało faktu, że jeżeli się o nich nie dowiedzą, to nie będą mogli nikogo ukarać.

— Co masz na myśli? — zdziwiła się, nadstawiając ucha.

— Może wygląda na młodego... — mówiła szeptem, udając, że poprawia młodszej pokojówce włosy, które wyszły spod chusty zawiązanej na głowie. — Ale ma ponad siedemdziesiąt lat.

— Niech sobie pani nie żartuje... Nie uwierzę w taką brednię. Ludzie w jego wieku to stare dziadki — zaśmiała się, z politowaniem spoglądając na przełożoną, ale jej poważna mina utwierdziła kobietę w przekonaniu, że to wcale nie był żart.

— Kapłanka Śmierci była młoda aż do ostatniego tygodnia życia. Helium jest młoda nawet po dwóch wiekach spędzonych w tej świątyni, a on jest młody od siedemdziesięciu czterech lat, odkąd tylko został Boskim Światłem naszej bogini. Bawił się z moją matką, gdy była dzieckiem, a potem bawił się ze mną, gdy byłam dzieckiem. Jest trzynastym z kolei. Wszyscy jego poprzednicy nie wytrzymali dziesięciu lat. Podobno Helium za każde przewinienie odbiera moc. Nie może jej powierzyć komuś, kto nie jest godzien. Wystarczy jedno jej słowo, by Boskie Światło zmieniło nosiciela. Problem w tym, że z Boskim Światłem są związane życia jego użytkowników, a więc jeśli Helium uzna, że nie jesteś godzien dłużej być jej powiernikiem, umierasz, zastąpiony przez kogoś innego.

— Rozumiem... — powiedziała, ze smutkiem spoglądając na Arthura, który nadal wytrwale trenował. Milczała długo, zanim z jej ust wyszły kolejne słowa przepełnione współczuciem. — Musi żyć w ciągłym stresie, z umysłem zmąconym strachem i wątpliwościami, pogrążając się w coraz to większej frustracji. Nic dziwnego, że okłada tę kukłę z takimi morderczymi zamiarami.

W tym momencie nastąpiło jeszcze jedno uderzenie, mocniejsze niż wszystkie poprzednie. Drewniany miecz, przepełniony stłumionymi emocjami, z łatwością odciął głowę słomianej kukle w żelaznym hełmie, która upadła na podłogę i potoczyła się w stronę uchylonych drzwi, za którymi ukrywały się kobiety. Arthur nie odwrócił się, tylko ukrył twarz w lewej dłoni, podczas gdy w prawej nadal mocno ściskał broń. Zmęczony, dyszał ciężko, a na oczy zachodziły mu mokre włosy, po których spływały krople potu. Słyszał doskonale każde słowo, jakie wypowiedziały pokojówki, ale milczał, udając, że nie wie o ich obecności. Stracił nad sobą panowanie dopiero wtedy, gdy jedna z nich uświadomiła mu prawdę. Tak, okładał kukłę uderzeniami przepełnionymi żądzą mordu. Teraz gdy dotykał twarzy, zauważył, iż marszczy brwi i się uśmiecha. Zabawne, że sam nie mógł tego dostrzec. Był zły na siebie, że dał się ponieść emocjom podczas treningu, ale co najważniejsze, był zły na te dwie kobiety, które przypomniały mu o tym, kim tak naprawdę jest. Jako Kolekcjoner Blasków nie mógł się z nikim związać. Gardził sobą za każdą myśl, w której chciał powiedzieć Rowenie o uczuciach w nim dojrzewających. Niestety, Boskie Światło nie podlega prawom czasu. We włosach Arthura nigdy nie pojawią się siwe pasma. Umrze młodo w dniu, w którym Helium uzna, że chłopak popełnił błąd na tyle poważny, aby zastąpić go kimś bardziej kompetentnym. Nie uszczęśliwi swojej drugiej połówki i nie zestarzeje się z nią. Tak długo, jak ciało nie dorośnie, umysł również tego nie uczyni, uwięziony w mentalności nastolatka.

Blondyn zdecydował się ostatecznie zebrać myśli i zrobić parę głębokich wdechów. Uniósł głowę, pozbywając się groźnej miny i spojrzał w stronę drzwi.

— Przepraszam, nie chciałem tego zrobić. Nie mówcie nikomu, że zniszczyłem... — urwał, orientując się, że nie ma już do kogo się odezwać.

Pokojówki uciekły przestraszone, a chłopak poluzował uścisk na rękojeści drewnianego miecza, ruszając, by podnieść z ziemi słomianą głowę. Zbliżając się zauważył, że na progu sali leży starannie złożony biały ręcznik. Podszedł do niego i wziął do ręki zdezorientowany, rozglądając się jeszcze za dziewczyną z wiklinowym koszem, jednak nigdzie jej nie było. Uśmiechnął się, ocierając twarz z potu.

— Trzeba będzie wziąć kąpiel przed złożeniem raportu.



***



Arthur jeszcze raz poprawił chustkę zawiązaną na szyi, na której wyhaftowano herb jego rodziny szlacheckiej od zawsze liczącej zaledwie jednego członka. Przeglądnął się dokładnie w lśniących, złotych drzwiach prowadzących do sali tronowej, zaczesując dłonią jasne włosy, jakie momentami przeplatały się z nieco ciemniejszym odcieniem. Położył dłoń na ozdobnie wykręcanej klamce wysadzanej kamieniami i zawahał się, jednak odwagi dodali mu zniecierpliwieni strażnicy. Widząc niezdecydowanie chłopaka, wreszcie jeden z nich pchnął lewe skrzydło wrót, otwierając je na oścież i poklepał młodzieńca po ramieniu. Arthur skinął głową w podzięce i ruszył w głąb długiego pomieszczenia.

Centralnym punktem był, rzecz jasna, tron bogini światła, usadowiony na wysokim podeście, poza zasięgiem człowieka, do którego prowadziły długie schody. Za tronem znajdowały się trzy ściany, które od połowy, aż do samego sufitu, stawały się przepięknymi kolorowymi witrażami przedstawiającymi w większości walkę Helium z Tarą. Lewa strona była mroczna i przyduszona, zepchnięta aż do krawędzi, zdominowana przez wizerunek kobiety otoczonej setkami kolorów, która triumfowała zwycięsko nad Ciemnością. Blask srebrnych żyrandoli odbijał się od lśniących podłóg, sprawiając, iż miało się wrażenie, że wszystko w tej sali ma swoje własne źródło światła, łącznie boginią, chociaż to ostatnie wcale nie było kłamstwem. Helium rzeczywiście jaśniała. Zarówno jej blada skóra, włosy w kolorze spalonej ziemi, białe szaty, jak i długi, złoty kostur z wizerunkiem słońca trzymany w dłoni... Każdy z tych elementów pokrywał delikatny welon światła, a mimo wszystko coś było inaczej niż zwykle.

Arthur chwycił za rękojeść miecza noszonego przy pasie, którego nigdy wcześniej nie wyjmował z pochwy. Ta broń miała służyć tylko i wyłącznie jednemu celowi: obronie jego bogini. Chłopak ruszył biegiem, zaślepiony onieśmielającym szkarłatem, który już kiedyś wyrył mu się w pamięci na długie lata. Ten konkretny odcień widział jedynie raz w życiu, ale nie potrafił go zapomnieć, nieważne jak bardzo by mu na tym zależało. Oszalał na jego punkcie do tego stopnia, że wbiegł po schodach, nie zauważając rycerza w czarnej zbroi, który chwycił blondyna za ramię. Arthur zamachnął się mieczem, przypominając sobie poranny trening. Ostrze zatrzymało się parę centymetrów przed krtanią mężczyzny, zablokowane poprzez ściśnięcie chłopakowi nadgarstka. Głęboka zieleń jego oczu zaświeciła złotem, tak samo, jak znamię mocy Helium pod lnianą koszulą, ale wtedy przerwał mu chłodny, kobiecy głos.

— Wystarczy — odezwała się bogini światła, ale wyraz jej twarzy nie zmienił się nawet na chwilę. Wciąż wpatrywała się daleko przed siebie, sprawiając wrażenie nieobecnej.

— My również powinniśmy przestać... — powiedziała kobieta o rudych włosach.

Ubrana w czerwoną suknię, palcami delikatnie sunęła po skórze Helium, stojąc za masywnym tronem na wysokim podeście. Czarny rycerz od razu wysłuchał jej rozkazów, odsuwając się, ale nie przestał lustrować Arthura nieprzeniknionym spojrzeniem. Zupełnie jakby próbował przypomnieć sobie coś bardzo ważnego, ale nie był w stanie. Po ciele blondyna przeszedł dziwny, nieprzyjemny dreszcz.

— Coś się stało, Arthurze? — zapytała bogini.

— Ach tak... Przyszedłem złożyć raport z misji — odpowiedział, chowając miecz do pochwy i ukłonił się wpół na znak pozdrowień.

Wciąż nie był pewien, czy może zostawić Helium tak blisko byłej cesarzowej Gementes. Na wszelki wypadek zdecydował się nie schodzić ze schodów, by w razie niebezpieczeństwa mieć przynajmniej trochę mniejszy dystans do przebycia.

— Wyjdźcie oboje — rozkazała cesarzowa, wskazując otwartą dłonią na drzwi. — To nie jest miejsce na walki.

— Ale... — odezwał się Cathal, jednak szybko znów zamilkł, spiorunowany bezlitosnym wzrokiem swojej pani.

Ukłonił się, posłusznie odchodząc. Zanim zamknęły się za nim drzwi, słychać było jedynie kroki stawiane w ciężkich butach, niepewne, przepełnione troską o bezpieczeństwo kobiety, za którą gotów był bezwarunkowo oddać życie.

Arthur spojrzał na milczącą Helium. Nie sprzeciwiła się poleceniu rudowłosej, co wyraźnie oznaczało, że popiera ją całkowicie. Nie zwlekając dłużej, blondyn ruszył za czarnym rycerzem, opuszczając salę tronową. Raport musiał poczekać.

— Szukałam cię — wydusiła z siebie bogini światła, gdy wreszcie zostały same. Te słowa ledwo przeszły jej przez gardło i nie były przeznaczone dla uszu osób postronnych.

— Wiem — odpowiedziała cesarzowa, wtulając się mocno w nieruchomą Helium. — I znalazłaś?

— Znalazłam.

— Co teraz?

— No właśnie... Co teraz zrobisz, przedostatnie dziecko Świata, zrodzona z występku kradzieży magii, krystalizacjo wszelakich cech godnych pożałowania, bóstwo grzechu Duano? — zapytała beznamiętnie, ignorując coraz większą natarczywość cesarzowej i malejący dystans między nimi.

— A więc nadal jesteś zła. — Rudowłosa przytuliła swój policzek do twarzy Helium i odsunęła się, unikając patrzenia kobiecie w oczy. Nadęła policzki w grymasie niezadowolenia, odwracając się na pięcie w stronę kolorowych witraży. — Nie znasz się na żartach.

— Porzucenie całego kraju z dnia na dzień i ucieczkę od obowiązków ciężko nazwać żartem. Byłaś dobrą cesarzową, Duano. Zbudowałaś całe to potężne imperium z piachu, zjednoczyłaś wiele ludzi pod swoim sztandarem i rządziłaś sprawiedliwie mimo swej obłudnej oraz jadowitej natury. Byłaś naprawdę dobrą cesarzową, Duano.

— Ale już nie jestem... — powiedziała, dając się ponieść nostalgii. Kąciki jej ust uniosły się ku górze, ukazując nienaturalnie długie kiełki w perlistym uśmiechu. — Nie żałuję niczego.

— Domyślam się. Gdybyś żałowała, nie mogłabyś stanąć teraz przede mną. Czego potrzebujesz? — zapytała, odwracając głowę w jej stronę. Powoli, z gracją, unosząc dumnie podbródek. Wbiła wzrok w odsłonięte plecy, których nie zakrywał materiał krwistoczerwonej sukni. — Coś się stało?

— Dokładnie tak. Stało się i to dużo. Odzyskałam wspomnienia — zaczęła mówić, nieświadomie oblizując przy tym wargi, przepełniona ekscytacją. — Odzyskałam wspomnienia z miejsca, które badałam na długo przed tym, jak zniknęłam. Gdy powrócił Ahen, znalazłam Tarę, ale to nie wszystko, czym mnie zaskoczył. Znalazłam też czternasty srebrny artefakt. Ostatnią gałąź, którą zabrano z Matuti setki lat temu.

— Masz na myśli...

— Tak. Ta kobieta wykonała swój ruch. Zaczęła rozstawiać pionki na planszy. Czeka nas Wojna.

— Inni? — zapytała, przywodząc na myśl znanego jej dobrze boga wojny.

— Prawdopodobnie nie. Inni jest stary i zmęczony swoim elementem. Młodsza Wojna.

— To nie jest Wojna — zauważyła, powoli wracając do jedynego zajęcia, jakie jej pozostało — do patrzenia w dal, w przyszłość świata i ludzi, którzy go zamieszkiwali.

— Wiem. Ale on o tym nie ma pojęcia. Nikt mu nie powiedział. — Westchnęła, odgarniając rude loki za ramiona i schodząc z podestu na ziemię po czerwonym dywanie, jak gdyby przeznaczony był właśnie dla niej. — Wróciłam do tego kraju, żeby znaleźć dziewczynę, która ma czternasty artefakt. Przyszłam ci o tym powiedzieć, bo prędzej czy później i tak byś się o niej dowiedziała. Czternasty artefakt jest wyjątkowy, bo nie stworzyli go ludzie. Wykonał go dla niej sam Lucus.

— To niespodziewany obrót zdarzeń. Nigdy bym nie pomyślała, że Lucus wmiesza się w jakiś konflikt po tym wszystkim, czego doświadczył ostatnim razem.

— Czy pokój w zachodnim skrzydle z tarasem nadal jest wolny? — zawołała, zatrzymując się przed drzwiami i kładąc dłoń na klamce. Gdy nie uzyskała odpowiedzi, prychnęłą pod nosem. — Nie ważne. Jeśli jest zajęty, wyrzucę tego, kto tam mieszka.

Duana pchnęła wrota, które otworzyły się z wielką łatwością. Jak się potem okazało, Cathal, stojąc po drugiej stronie, pomógł jej z tą prostą czynnością. Arthur wyminął cesarzową bez słowa i wszedł do sali tronowej, stając przed schodami do Helium, na wizerunku słońca namalowanym specjalnie dla wszystkich, którzy oczekiwali audiencji. Uklęknął, chcąc zacząć mówić, jednak ponownie przerwała mu cesarzowa.

— Wczoraj w nocy straciłam dwa fragmenty mego serca w Ornorze — powiedziała półgłosem, ale jej słowa bez trudu dotarły do uszu bogini światła. — Zabiła je Tara. W nieco innej, bardziej niebezpiecznej formie, ale to wciąż była Tara. Uważaj na siebie.

Źrenice Helium zwęziły się do granic możliwości, a palce zacisnęły mocno na podłokietnikach. Kobieta wbiła paznokcie w drewniane głowy orłów, wyraźnie blednąc i zaciskając zęby w złości. Uderzenia serca stały się szybsze i nierówne. Duana musiała od początku planować powiedzenie tego dopiero przed wyjściem. Helium zrobiła głęboki wdech i wydech, by się uspokoić. 

Arthur nigdy jeszcze nie widział swojej bogini w takim stanie. Co miało oznaczać, że Tara wróciła? Jeśli stanowiła zagrożenie, pozbędzie się jej w mgnieniu oka, byleby tylko Światło Ornory nie musiało się niczym zamartwiać. Zdecydował, zaciskając dłoń w pięść. Zabije Tarę.


-----------BONUS-----------

Drzwi do sali tronowej zatrzasnęły się, a Arthur został sam na sam z Cathalem, który wciąż wpatrywał się kątem oka w stojącego obok blondyna. Co chwilę zerkał z ukosa w prawą stronę, a gdy ich wzrok się spotykał, rycerz udawał, iż to jedynie niefortunny przypadek, zmieniając obiekt zainteresowania. Nic nie wskazywało na to, żeby czarnowłosy planował się odezwać, przerywając niezręczną ciszę, a jednak gdy rozwarł ostrożnie drżące usta, po plecach Arthura przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Może jednak lepiej by było, gdyby milczeli, aż cesarzowa skończy audiencję u Helium? 

— Pan Arthur...? — zapytał nieśmiało, lekko zachrypniętym głosem. — To pan, prawda? Nic się pan nie zmienił.

— Tak, a ty jesteś... — zaczął, lustrując pokaźną posturę młodzieńca. Arthur nie pamiętał tych kruczoczarnych włosów sięgających ramion, teraz związanych w kucyk. Nie pamiętał też czarnej zbroi, mimo że wygrawerowane na niej symbole Gementes dowodziły, że mężczyzna pochodził z tego kraju. Być może pochodził nawet z samej Ornory. Blondyn spojrzał w ciemne oczy przepełnione nadzieją na odgadnięcie imienia, a wtedy przypomniał sobie małego chłopca, z jakim bawi się lata temu. — Cathal, syn Antoniego?!

Rycerz nieznacznie skinął głową w odpowiedzi.

— Urosłeś! Nabrałeś masy, wyprzystojniałeś... Rany, ledwo cię poznałem. — Zaśmiał się, całkowicie zmieniając nastawienie. Podniósł rękę, żeby pogłaskać Cathala, jednak przez zbyt znaczącą różnicę we wzroście nie sięgnął. Pociągnięty za ramię, Cathal ugiął kolana i opuścił głowę zawstydzony, z krwistym rumieńcem na twarzy pozwalając dłoni Kolekcjonera Blasków zanurzyć się w jego włosach. 

— Niech pan przestanie... — Uśmiechnął się lekko, wbijając wzrok w podłogę. — To zawstydzające. Jestem już dorosły. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro