Rozdział 39 - Pegeen z pracowni
Isleen zatrzymała się przed kamienną ścianą w ślepym zaułku, czekając aż Ena i Eilis zajmą w końcu miejsce obok. Zdawać by się mogło, że doskonała lalka panny Lasair zgubiła się w labiryncie, w którym pełniła funkcję przewodnika, ale dla samej jej twórczyni nie było cienia wątpliwości, iż znajdują się w odpowiednim miejscu. Zza ściany można było wyczuć potężną magię. Nie było to jednak przytłaczające uczucie występujące przy stawaniu naprzeciw obdarzonego wielką mocą. W przeciwieństwie do zdającej się miażdżyć płuca energii, która powodowała trudności w oddychaniu, teraz Ena oraz Eilis czuły niepokój.
Magia zamknięta za ścianą nie miała jednego właściciela i nie była skoncentrowana. Swobodnie zajmowała całą przestrzeń, płynąc niczym rzeka. Ta nieodłączna cecha czarnej magii była na swój sposób piękna. Wiedźmy nie gromadziły potęgi we własnym ciele, a obok niego. Rzucając coraz więcej zaklęć, coraz więcej mocy chciało przebywać w ich otoczeniu. Tym kluczowym faktem różniły się od magów używających mocy z głębi własnego organizmu, w krytycznych sytuacjach ryzykujących życiem.
Isleen wręczyła latarnię Enie, wyraźnie dając znak, aby oświetliła jeden z setek talizmanów na kamieniu, po czym prawą dłonią uniosła dół papierowej karteczki. Pod spodem znajdowało się coś wyglądającego na dziurkę od klucza. Lalka bez słowa wyjęła złotą igłę ze swojej drogocennej spinki, a jej włosy rozpuściły się, opadając delikatnymi falami na ramiona. Włożyła przedmiot do zamka, przekręcając za okrągłą główkę w kolorze błękitu, tym samym uaktywniając sekretny mechanizm labiryntu.
Kilka ciężkich ścian zaczęło się przemieszczać, odsłaniając ukryte przejście. Prosty korytarz zastawiony był dziesiątkami żelaznych bram, które otwierały się jedna po drugiej. W okrągłych zamkach pękały kolorowe pieczęcie. Zupełnie jakby były wykonane z niezwykle delikatnego szkła.
— Zaczekam tutaj. Zgodnie z zasadami, nie wolno przebywać mi w pracowni pani Pegeen — powiedziała Isleen, stając obok wejścia, plecami do ściany. Zamknęła oczy i spuściła głowę.
— Zrozumiałam — odpowiedziała Ena, kierując się w głąb ciemnego korytarza. W jednej ręce trzymała latarnię, w drugiej natomiast dłoń Eilis.
— Jaką osobą jest Pegeen? — zapytała blondynka, nie wiedząc, czy ta wiedźma na pewno będzie w stanie jej pomóc. Z jakiegoś powodu nie mogła sobie wyobrazić, że ktoś, kto specjalizuje się w tym samym, co wzrok jej odebrało, będzie mógł ją uleczyć.
— Pegeen jest naprawdę niesamowita, chociaż może nie sprawiać takiego wrażenia przy pierwszym spotkaniu. Przede wszystkim jest niezmiernie pomysłowa. Isleen, która nas tutaj doprowadziła, to lalka. Lalka o własnej duszy. Wspaniałe, prawda? Pegeen umieściła w niej inteligencję. Mój "ideał" lalki bardzo się jej spodobał, więc pewnego razu zabrała mi go i stworzyła świadomość, którą potem kształtowała przez cztery lata. To coś jak z wychowaniem dziecka.
— A więc Isleen nie należy już do ciebie? — zdziwiła się nastolatka, poprawiając wolną ręką bandaż, który zaczął powoli spadać jej z oczu.
— Tak. Nie mogę przejąć nad nią kontroli, ponieważ ma teraz własną świadomość. Isleen to mój najdoskonalszy projekt oraz dzieło, którego potrzebowała Pegeen w tej samotni. Usprawiedliwia się myślą, że chciała mieć kogoś, z kim będzie mogła porozmawiać. Nikt z wykładowców, tym bardziej uczniów, nie może spędzać z nią całych tygodni, więc sama stworzyła kogoś takiego. Jednak teraz nawet i jej nie może widywać.
Eilis poczuła, jak uścisk na jej dłoni zacieśnia się, co tylko dowodziło, jak bardzo panna Lasair martwiła się o tę kobietę. Kim tak naprawdę była najpotężniejsza wiedźma Furantur? Zarówno Tara, jak i Pegeen nie były ostatecznie znienawidzone przez wszystkich. Miały osoby, które ceniły ich życia.
— Czy to ma coś wspólnego z zakazem, o którym wspominała Isleen? — zapytała blondynka, czując chłodny podmuch wiatru na skórze.
Ale skąd w podziemiach, siedemdziesiąt stóp pod Causamalią byłby wiatr? To miejsce z pewnością musiało mieć jakąś cyrkulację powietrza, ale ten podmuch niemalże wywrócił dziewczynę na Enę Lasair.
— Tak. Gdy dyrektor dowiedział się, że Isleen ma własną świadomość, zabronił im się spotykać, aby przypadkiem ta nie zdecydowała się pomóc więźniowi.
Czerwonowłosa pomogła towarzyszce złapać równowagę i odłożyła na bok latarnię, rezygnując z niej zaraz po tym, jak zgasł płomień. Mimowolnie otworzyła szeroko usta w zdumieniu, gdy dotarli do celu podróży.
Stała w ciemnej pracowni Pegeen, którą odwiedzała wiele razy i w obrębie tych kilku znajomych jej metrów nic się nie zmieniło. Mały, osmolony kociołek nad ogniem w kominku, mnóstwo suszonych ziół, dziwnych składników, butelek z kolorowego szkła, ksiąg, puste klatki. Jednym słowem bałagan, jaki nie sposób opanować. Luźne strony, na których wiedźma zapisywała swoje najnowsze odkrycia, tańczyły przy suficie w rytm wiatru, pchane przez magię. Nic się tu nie zmieniło z wyjątkiem całego tego "miejsca".
Tam, gdzie kiedyś była ściana, teraz znajdowała się otwarta przestrzeń. Ogromny klif porośnięty uschniętą trawą wznosił się ponad chmury przysłaniające karmazynowe niebo, którego strzegła krwista tarcza księżyca, pod którą siedziała Pegeen. Grając w najlepsze na srebrnym fortepianie, zdawała się nie pamiętać o reszcie świata. Szybka, skoczna melodia dotarła do uszu Eny, kontrolując ruch ciał niebieskich na firmamencie. Zupełnie jakby nadawała ona tempa wiecznej gonitwie słońca i księżyca.
Postać wiedźmy miała w sobie tyle energii, że pannie Lasair nadal trudno było uwierzyć, iż to ta sama osoba, która żyła dziesiątki lat w zamknięciu. Szalone ruchy rąk z niewiarygodną siłą atakowały duże, granatowe klawisze, na przemian z czarnymi — mniejszymi, tworząc złożoną symfonię.
Ena żałowała, że Eilis nie jest w stanie zobaczyć tego pięknego widowiska, jednak pomimo zachwytu, w głowie kobiety rodziły się też pytania, jak wiele można osiągnąć przy pomocy czarnej magii.
Jej dłonie drżały. Jeśli zakazana moc pozwala tworzyć nawet przestrzeń, to może faktycznie będzie w stanie przywrócić wzrok tej dziewczynie. Musiały spróbować.
Pegeen po dłuższej chwili przestała grać i spojrzała wreszcie na swoich gości. Jej wąskie usta wykrzywiły się w uśmiechu, ukazując nienaturalnie równe, trochę pożółkłe zęby. Podniosła z ziemi drewnianą laskę opartą o instrument. Ciągle wbijając wyblakłe oczy w Enę, uderzyła kilka razy flakonikiem znajdującym się na główce przedmiotu o kamień, a gdy szkło pękło, staruszka zmieniła się w chmarę czarnego dymu, który z niewiarygodną prędkością pędził w dół wzgórza, z powrotem do swojej pracowni.
— Dawno cię nie było, więc zaczynałam się nudzić — powiedziała, wracając do normalności.
Laskę oparła o ziemię, a wolną ręką złapała się ramienia Eny. Była trochę niższa od czerwonowłosej.
— Co ci się stało? — spytała ze zdziwieniem, patrząc na uciętą pod kolanem nogę wiedźmy, przewiązaną bandażem nasączonym w ziołach.
— Co prawda trochę bolało, ale odrąbałam w końcu sobie nogę, aby stworzyć ten cud, który właśnie widziałaś! — Jej głos był przepełniony ekscytacją, jakby dopiero na nowo poznawała dziedzinę magii, którą studiowała całe życie. Zaśmiała się głośno, w pewien sposób nawet onieśmielająco. — Przestrzeń w czarnej magii to naprawdę niebezpieczna sprawa. Jest niestabilna oraz wypaczona. Coś definitywnie jest nie tak ze źródłem tej mocy, a ja odkryję co. Jeśli to nie świat jej użycza, to z pewnością jest to kolejna istota warta mojej uwagi — urwała, widząc, że Ena kompletnie nic nie rozumie. Spojrzała na drugiego z gości ukrywającego swoje oczy za przepaską. — A kim jest twoja towarzyszka?
— To Eilis. Właśnie dlatego tu przyszliśmy. Musisz przywrócić tej dziewczynie wzrok, aby mogła rozpocząć swobodnie naukę w Causamalii. Jeśli ty tego nie zrobisz, nikomu się nie uda.
— Siadaj — poleciła blondynce, łapiąc ją za rękę i rzucając na fotel, po czym z pomocą laski dotarła do stolika, a z niego podniosła drewnianą fajkę.
Zachęcającym ruchem ręki rozkazała Enie podać z półki słój, w którym dawniej zalała kilka jaskrawych traszek alkoholem, sama natomiast przysiadła na blacie i urwała spod sufitu kilka wysuszonych liści głogu, rozdrabniając je w palcach, by umieścić wraz z tytoniem w cybuchu.
Gdy otrzymała naczynie, o które prosiła, zdjęła wieko i nabrała fajką trochę płynnej zawartości, po czym oddała je czerwonowłosej. Palec wskazujący przyłożyła do główki przedmiotu, długim paznokciem wskazując jej zawartość. Między zmarszczkami, po wyciętych w skórze rysach na zewnętrznej stronie prawej dłoni przemknęła pojedyncza iskra, zapalając alkohol. Staruszka przez chwilę bacznie oglądała błękitny płomień, czekając, aż zniknie całkowicie. Przyłożyła wargi do ustnika, zaciągając się i rozkoszując smakiem nietypowej mieszanki.
— Co takiego jest w tej ranie, że nie potraficie sobie poradzić z nią na powierzchni? — zapytała wreszcie, marszcząc brwi i wypuszczając z ust chmurę szarego dymu.
— Miałam wielką nadzieję, że ty mi powiesz... — mówiła, wzdychając przy tym ociężale. — EIlis, pokaż jej.
Nastolatka zdjęła z pomocą obu dłoni opatrunek z oczu, podnosząc powieki. Pegeen nachyliła się nad dziewczyną, uważnie przyglądając ranie. Obie gałki oczne były w podobnym stanie. Czerwone od krwi, o nieregularnym kształcie, lekko zapadnięte. Zupełnie jakby ktoś próbował wcisnąć je do wnętrza, ale nie robił tego z całej siły. Nerwy uszkodzono przy pomocy czarnej magii, chociaż zadbano, żeby proces był odwracalny. Ten, kto to zrobił, nie chciał okaleczyć ofiary na zawsze. Co więcej, chciał, żeby mogła jeszcze wrócić do normalności, jednak po spełnieniu odpowiedniego warunku.
— Co mówiła? — wymamrotała pod nosem staruszka, wypuszczając przy tym dym w szerokim uśmiechu.
— Kto taki? — zdziwiła się Eilis, nie rozumiejąc pytania.
— Wiedźma, która cię przeklęła. Musiała coś powiedzieć, inaczej nie byłoby tutaj pieczęci — odpowiedziała, przechylając głowę to w jedną, to w drugą stronę, oglądając ranę z każdej możliwej perspektywy.
Blondynka przez dłuższy czas myślała, szukając we wspomnieniach czegoś, co byłoby trafną wskazówką oraz zaspokoiłoby ciekawość Pegeen, jednak nie była pewna, czy to, o czym myślała, mogło być odpowiedzią.
— "Zobacz to, co nie istnieje" — wyszeptała w końcu, przełykając z trudem ślinę. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. — Powiedziała, że to prezent od niej, który udzieli mi wszystkich potrzebnych odpowiedzi.
— W normalnych okolicznościach musiałabyś spełnić ten warunek, aby podjąć leczenie przynoszące efekt. Na szczęście masz mnie, więc to nie będzie konieczne — powiedziała, odkładając fajkę na bok. — Choć zajmie to parę dni.
Rozchyliła palcami powieki Eilis szerzej, na co ta lekko drgnęła. Nie chciała, żeby ktokolwiek jeszcze dotykał jej oczu, choć w głębi ducha wiedziała, iż jeśli nie pomoże jej Pegeen, nikt tego nie zrobi.
Staruszka zderzyła się czołem z dziewczyną, otwierając szeroko oczy i zaczęła szeptać pod nosem słowa przypominające starą pieśń z czasów Trzydziestoletniej Ciemności, jaką pokojówki śpiewały Enie w dzieciństwie.
Panna Lasair od razu zrozumiała, że Pegeen zaczęła swoją pracę. Słowa płynęły jedno za drugim, nieustannie, nieprzerwanie. Mogłoby się wydawać, że ten niewielki rytuał początkujący więź będzie trwał już zawsze, a wszystko dobrze się skończy, jednak niespodziewanie wiedźma upadła na ziemię.
Ena podbiegła, by jej pomóc. Uklękła przy niej, stając się bezradna, gdy ujrzała niekontrolowany strach paraliżujący twarz staruszki. Pegeen, zalana potem, drżała z zimna. Nie mogąc dojść do siebie, pozwoliła spływać krwawym łzom po policzkach.
— Czy coś się stało? — pytała Eilis, nie wiedząc, dlaczego przerwały. — Wszystko w porządku?
Pegeen pociągnęła Enę za kołnierz, chcąc mieć ją bliżej siebie, lecz nie patrzyła na nią, a przed siebie, gdzieś w dal.
— Błagam. Zabierz ją stąd... — cedziła przez zęby półszeptem, kaszląc w międzyczasie. — Zabierz, rozumiesz?
Tylko tyle mogła powiedzieć. Nie ze względu na ból, jaki zawładnął jej ciałem, a raczej z powodu tego, co ujrzała. W końcu kto by uwierzył, że spotkała samo bóstwo Czarnej Magii strzegące pieczęci wiedźmy w oczach Eilis? Na drodze do wyleczenia dziewczyny stanęła jej kobieta o czarnych włosach, za którą znajdowały się wszystkie dary złożone przez Pegeen. Począwszy od zwykłych przedmiotów codziennego użytku, przez słowa spisane na papierze i setki pomniejszych żyć, kończąc na pojedynczym szkielecie bez prawej nogi. Pierwsze zaklęcie czarnej magii, które rzuciła Pegeen, zabrało jej śmierć. Od tamtego momentu los staruszki był przypieczętowany i właśnie brutalnie jej o tym przypomniano.
Kim była wiedźma rzucająca zaklęcie, że sama Czarna Magia się za nią wstawiła? Pegeen do dziś myślała, że to ona jest najpotężniejszym użytkownikiem przeklętej mocy, a jednak pojawił się ktoś, komu magia chciała służyć. Póki to się nie wyjaśni, nie mogła ryzykować. Nakazała odesłać Eilis i trzymać ją z dala od siebie. Dziewczyna z jakiegoś powodu musiała być niebezpieczna. W końcu inaczej nikt nie starałby się aż tak, by pozbawić ją zmysłu widzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro